To tak w ramach prezentu Bożonarodzeniowego. :) Wczoraj nie było zbytnio czasu, dzisiaj już można leniuchować, więc wrzucam rozdział pierwszy.
Z innej beczki, powoli zaczyna mi sie już klarować kolejny rozdział opowiadania 'Połączeni', więc myślę, że nie długo coś też się pojawi.
A teraz zapraszam do czytania. :)
***
Rozdział I
"Darkside of the Sun"
Do pewnego momentu byłem zwykłym nastolatkiem. Borykającym się z typowymi dla okresu dojrzewania problemami. Kiedy wstawałem rano, pierwsze co robiłem to w lustrze oglądałem pryszcze. Nieliczne, ale jednak. Tak było do pewnego momentu, aż wydarzyło się coś, co kompletnie wywróciło moje życie do góry nogami. Zaczęło się niepozornie...
- Bill, kochanie! - usłyszałem krzyk mamy z korytarza siedząc w salonie. Zajadałem się akurat swoimi ulubionymi chipsami o smaku keczupu.
- Taaak, mamo? - odkrzyknąłem z salony nie odrywając głowy od telewizora. Leciał akurat jakiś ciekawy program.
- Jedziemy do babci, synku. Na pewno nie chcesz z nami jechać? Tak dawno nie widziała swojego Meckiego! - zaświergotała mama i pocałowała mnie w policzek.
- Mamo, przestań! - wywinąłem się. Uważałem się już za dorosłego mężczyznę, więc nie w smak mi było takie traktowanie jak 5letniego chłopczyka. Nie spodziewałem się na pewno jak bardzo będzie mi tego niedługo brakowało.
Mama uśmiechnęła się i poczochrała mi włosy.
- Wrócimy gdzieś około 11 wieczorem. Masz już spać w tym momencie! - pogroziła mi palcem - Zadzwonimy, gdy będziemy już na miejscu. - dodała. Posłałem jej lekki uśmiech i z powrotem odwróciłem się do telewizora. Wpakowałem sobie do ust kolejnego chipsa.
Kilka minut potem pożegnali się jeszcze oboje i usłyszałem cichy pomruk silnika oddalającego się samochodu. Siedziałem tak jakiś czas. Wcześniej oszacowałem sobie przybliżony czas,kiedy powinni zadzwonić. Droga do babci zajmowała przeciętnie pół godziny. Zawsze dzwonili o czasie, więc teraz nie czułem żadnego zagrożenia. Siedziałem więc tak, aż skończył się program w TV. Zacząłem znudzony przerzucać kanały w telewizorze. Naprawdę nie było niczego co mogłoby choć na chwilę zawiesić na sobie mój wzrok.
Po jakimś czasie westchnąłem i zostawiłem sobie byle jaki kanał, na którym akurat leciały reklamy z nadzieją zobaczenia tam czegoś sensownego. Popatrzyłem znudzony po salonie i mój wzrok zatrzymał się na moim telefonie komórkowym. Uzmysłowiłem sobie, że moi rodzice przez cały ten czas do mnie nie zadzwonili. Wziąłem telefon do ręki i spojrzałem na wyświetlacz. Mieli 15 minut spóźnienia. Nigdy sie nie spóźniali. Poczułem uścisk w żołądku. Chyba nic im się nie stało? Czułem sie coraz bardziej zdenerwowany. Nie mogło im sie nic stać...
Minęło pół godziny, nic. W końcu porządnie zdenerwowany zadzwoniłem sam. Komórka nie odpowiada. "Matko Boska", pomyślałem. Wybrałem numer kilka razy, bez skutku. Usiadłem z powrotem na kanapę w salonie, gdyż wcześniej wstałem nerwowo przechadzając się po pokoju. Położyłem komórkę na stole i wtedy się rozdzwoniła.
- Hallo?! - prawie krzyknąłem.
- Mecki? Kochanie? - to równie zdenerwowany głos babci. - Czy twoi rodzice już wyjechali? Nie ma ich jeszcze u mnie, nie moge się dodzwonić...
- Babciu, wyjechali, tak, mieli do mnie zadzwonić kiedy już u ciebie będą, ale nikt nie zadzwonił, myślałem, że są już u ciebie...
- Nie ma ich dlatego dzwonię! Mama mówiła mi, że wolałeś zostać w domu... - zdrętwiałem cały w środku.
- Coś się stało. - powiedziałem.
Babcia próbowała mnie uspokoić, że na pewno nic się nie stało. Może złapali gumę na odludziu albo utknęli w korku. Chciałem w to wierzyć, ale coś mi mówiło, że to nie to. Bałem się, że moje przeczucia się spełnią. Pożegnałem się z babcią i starałem uspokoić drżenie całego ciała. Nie wiem ile czasu zleciało, ale chyba sporo. Wyczekiwałem godziny 11 jak zbawiciela. Kiedy wrócą, odetchnę z ulgą.
Ale nie wrócili. Zamiast nich o godzinie 8.30 wieczorem ktoś zadzwonił do drzwi. Od razu zerwałem się pobiegłem otworzyć. Kiedy to zrobiłem, zamarłem. W drzwiach stał mundurowy.
- Pan... - spojrzał na jakąś kartkę. - Bill Kaulitz?
- Tak... - odpowiedziałem ochrypłym głosem. Jeszcze nic nie powiedział, a ja już wiedziałem, że nie przyniósł dobrych wieści.
- Tak, więc, panie Kaulitz... - odchrząknął. - Pańscy rodzice...
- Co z nimi?! - zaatakowałem od razu. Popatrzył na mnie z taką pobłażliwością.
- Twoi rodzice mieli wypadek. - stwierdził. Przestałem oddychać. - Zderzyli się czołowo z innym samochodem... Prowadził pijany kierowca...
- Co z moimi rodzicami! - wrzasnąłem.
- Spokojnie, młody człowieku. - powiedział policjant.
- Jak spokojnie, co z moimi rodzicami...
- Nie przeżyli zderzenia. Zginęli na miejscu. - powiedział w końcu. Pociemniało mi przed oczami. Poczułem, że lecę. Facet chwycił mnie mocno i poprowadził do salonu. Ocknąłem się nieco.
- To nieprawda. - wyszeptałem. Kręciło mi się w głowie.
- Chłopcze - zaczął znów policjant. - jesteś jeszcze niepełnoletni, więc według prawa musisz trafić do odpowiedniej placówki. - spojrzałem na niego. - Do czasu, aż sąd nie ustanowi kogoś z twojej rodziny prawnym opiekunem.
- Babcia... - szepnąłem.
- Być może to będzie twoja babcia. Teraz to twoja jedyna najbliższa rodzina, tak? - pokiwałem głową. - Tak więc najpewniej trafisz do babci. Ale zanim sądownie uzyska prawa będziesz musiał zostać w...
- Domu Dziecka? - zapytałem z paniką w głosie.
- Tak. - przyznał. Patrzył na mnie z litością. - Ale to nie będzie trwać zbyt długo. Co najwyżej dwa, trzy tygodnie. - spojrzałem na niego z przerażeniem.
Zapadło milczenie. Po czym policjant oświadczył, że musi zabrać mnie już teraz. Nie mogę zostać sam. Miałem się spakować.
Nie wierzyłem w to wszystko. To nie mogła być prawda. Moi rodzice nie zginęli. Doskonale jednak wiedziałem, że tak jest. I coraz bardziej wżerało mi się to w mózg. Nie miałem pojęcia, jak to wszystko dalej będzie.
Bill.
25 grudnia 2013
19 grudnia 2013
'Jak Yink i Yank.' Prolog.
''Wieczny odpoczynek racz im dać Panie...'''
Taki widnieje napis na nagrobku. Dwóch młodych ludzi odeszło, pozostawiając po sobie jednak najważniejszą cząstkę.
Ich 17letni syn klęczał teraz przy ich grobie. Słone łzy płyną po policzkach, chociaż on nawet nie drgnie. Dłoń pocieszenie spoczywa na jego prawym ramieniu.
Dwie pary brązowych oczu zwracają się w swoją stronę. Nawiązuje się nić porozumienia. Po chwili odchodzą by zostawić zmarłych w świętym spokoju.
I wrócić do błogiej codzienności.
***
Już mi się nie chciało sprawdzać jak się pisze to yink yank. Mam kilka napisanych rozdziałów więc będe je umieszczać co jakiś czas. Mam nadzieję, że się spodoba. :)
20 listopada 2013
Info.
Zawieszam bloga na pewien czas. Nie mam kompletnie żadnego pomysłu na to co dalej. Na pewno tutaj wrócę, ale nie wiem kiedy, będę się starać skupić na jednym opowiadaniu.
Dzięki.
Dzięki.
14 listopada 2013
One Shot 2. T.T.T. czyli, Tylko Ty, Tommy.
Uwaga! Kolejny One Shot, z tym, że do tego jeszcze pewna ciekawostka. Otóż kilka dni temu miałam ciekawy sen i pomyślałam, że muszę go opisać. I tak oto powstała ta notka. Ogół fabuły jest taki sam, ale z tego względu, że ja nigdy nie pamiętam swoich snów w cyfrowej rozdzielczości troche to podkoloryzowałam. xD Całość jednak całkowicie podpada temu, co przyśniło mi się w nocy.
Zapraszam do czytania.
***
Był lipiec. Ciepło, przyjemnie na dworze. Razem z bratem obiecaliśmy sobie długo wytęskniony urlop na te wakacje. Na koniec roku jedziemy na Malediwy, ale chcemy też odwiedzić rodziców. Którzy nawiasem mówiąc wciąż mieszkają w Loitsche. Nie przeszkadza nam to. Miło od czasu do czasu zaznać odrobiny spokoju w cichej wiosce.
Tom już nie może doczekać się maminych wypieków. Za każdym razem, gdy mama dowiaduje sie, że wpadamy na trochę przygotowywała tyle żarcia, co na wesele. Właśnie... Tom rozstał się z Rią... na moją rzecz. Ale jeszcze nikt o tym nie wie, poza mną, GG i Jostem. Nie byli zdziwieni tym, że w ogóle nie był tym faktem załamany. Ja tym bardziej, ale ja to co innego. Zerwał z nią po tym jak w wyniku gigantycznego zbiegu okoliczności dowiedział się, że kocham go nad życie.
Tak... wiadomo, to mój brat bliźniak, jak mógłbym go tak nie kochać? Ale nie o taką miłość mi chodzi. Chodzi o dosłowny zakazany owoc, którego oboje juz zasmakowaliśmy i uzależniliśmy się od niego.
Umierałem w środku, kiedy patrzyłem jak ta dziewczyna go całuje, wiedząc, że ja nigdy nie będę na jej miejscu. Nigdy nie będę mógł poczuć jego ust... Nie miałem do kogo się z tym zwrócić. Nikomu nie mogłem o tym powiedzieć. GG byli naszymi przyjaciółmi, ale nie ufałem im do tego stopnia, żeby wylać im swoje żale. Widzieli doskonale, że coś się ze mną dzieje. Nie wiedzieli tylko jak to ze mnie wyciągnąć, bo każda próba kończyła się tak samo - ucieczką. Od razy przypominałem sobie o milionie obowiązków.
Mój brat zdawał sie niczego nie zauważać. Po częsci było mi to na rękę. Nie uśmiechało mi się, żeby jeszcze on, głowny zainteresowany, zaczął mnie przesłuchiwać tak jak GG.A nawet David. Z drugiej jednak strony czułem, że on nie tyle nie zauważa moich problemów co mnie samego. I to jeszcze bardziej wszystko potęgowało. Ta świadomość... Wmawiałem sobie, że już go nie obchodze. Ma Rię i brat nie jest mu już do niczego potrzebny. Siedziałem całymi godzinami zamknięty w swoim pokoju hotelowym. GG w końcu porządnie sie wkurwili na tą sytuację i zaatakowali Toma.
- Idioto! Znowu słychać tylko Ria! A gdzie twój brat? - zapytał wkurzony Gus. Tom zamrugał oczami.
- No jak to gdzie? Przecież... - zaczął się rozglądać. - No... Jest pora obiadowa... Powinien...
- Pięknie, kurwa! - fuknął znowu Gus. - W takim razie cię oświecę, Tom. Twój brat nie przyszedł na obiad. Twój brat od kilku tygodni zachowuje się jak zombie. Twój brat od tygodnia nie wychodzi ze swojego pokoju. Tylko my widzimy, że coś tu jest nie tak, do cholery jasnej? - Tom popatrzył na niego z przerażoną miną.
- Nie zauważyłem... Nie wiedziałem... - szepnąl.
Od tamtej pory zaczął zwracać na mnie większą uwagę. Nadal spędzał mnóstwo czasu z Rią, więc nie wiedzialem poco on przychodzi do mnie wieczorami. Nic szczególnego nie robiliśmy wtedy, a ja powstrzymywałem się od wybuchnięcia płaczem. I wtedy zapaliła się zielona lampka.
Któregoś dnia przeglądałem pocztę internetową. Napisał do mnie stary kumpel z podstawówki. Tom go nie lubił, bo był gejem, więc ja tym bardziej nie kwapiłem się do tego, żeby mój brat o wszystkim sie dowiedział. Chyba bym tego nie zniósł, gdyby zaczął mnie tak traktować. Już wlałbym, żeby go nie było, tak jak wtedy, gdy odpisywałem Fabianowi na maila. Zaczęliśmy częsciej ze sobą pisać. Wiedziałem, że on czuje do mnie mięte, ale wiedział, że nic z tego nie będzie. Był dobrym przyjacielem.
W końcu któregoś razu napisałem mu, że mam poważny problem, a Tom nawet mnie nie zauważa zauroczony tą swoją Rią. Tylko GG i menadżer próbują ze mną rozmawiać, dlatego wiem, że przynajmniej w kimś mam jakiekolwiek oparcie. Napisałem też, że nikomu nie mogę o tym powiedzieć. Napisał mi wtedy..
Bill. Słońce ty moje, wiesz, że jestem twoim kumplem na dobre i niedobre. ;) Nie bój się, tylko się wyżyj.
Uśmiechnąłem się nawet na ta wiadomość. Pomyślałem... Może warto mu zaufać? I napisałem mu wszystko, na końcu dodając...
Wiesz... dobrze mieć świadomość, że ma się takiego kumpla jak Ty. Chociaż pewnie po otrzymaniu takiej wiadomości już więcej się do mnie nie odezwiesz... z resztą jestem pewny, że Tom też nie chciałby mieć już ze mną nic do czynienia.
Nie czekałem długo na jego odpowiedź.
Daj spokój, Bill. Twincest to piękna rzecz! ;) Ale poważnie, wiesz, że musisz o nic zapomnieć? Jeśli nie chcesz go stracić.
- Już go straciłem. - szepnąłem. Wystukałem jakąś wiadomość i odłożyłem otwartego laptopa na bok. Schowałem się w łazience. Nie miałem już sił, chociaż świadomość, że ktoś mnie wysłuchał i nie nazwał psycholem pomagała. Nie wiem ile tam siedziałem koło tego kibla, ale nagle coś mnie tknęło, żeby natychmiast wrócić do pokoju.
Zebrałem się z podłogi i wyszedłem z powrotem do pokoju. Stanąłem momentalnie w miejscu. Na moim łóżku, gdzie wcześniej siedziałem teraz na pół leżał mój brat i grzebał w moim laptopie. Na pierwszy rzut oka nie było widać tego co on oglądał, ale ja wiedziałem, że to moja poczta. Zostawiłem ją włączoną. Jak ostatni debil.
Nasze oczy się spotkały. Stałem tak przez moment, na jego twarzy malował się niemy szok. Już wiedziałem, że przeczytał. Odwróciłem się na pięcie i uciekłem z powrotem do łazienki. Zatrzasnąłem drzwi i osunąłem się po nich na ziemię przerażony. Bałem się. Potwornie się bałem.
Nie wiem ile czasu minęło, ale na pewno jakiś kwadrans. Usłyszałem jak wstaje z łóżka i podchodzi do drzwi od łazienki. Skuliłem się w sobie. Jeszcze chwila ciszy, apotem...
- Bill, otwórz... - powiedział. Wydawało mi się, że słyszę w jego głosie wszystko co najgorsze. Pogardę, wstręt, obrzydzenie, nienawiść... Zacząłem cicho łkać.
- Bill, otwórz drzwi. - usłyszałem znów. Nie ruszyłem się, zakrywając głowę rękami. Bałem się, że on zaraz wpadnie do tej łazienki jak burza i nakopie mi do tej chudej dupy tak, że się nie pozbieram. Załkałem znowu.
- BILL, OTWIERAJ DRZWI, DO CHOLERY JASNEJ! - zagrzmiał, a ja od razu uciekłem pod wannę na drugą stronę łazienki. Nie wiedziałem co miałem robić, czy czekać aż sam wyważy te drzwi, czy samemu do niego wyjść. Obie opcje kończyłyby się tak samo, zabiłby mnie.
Bałem się cholernie, ale podźwignąłem się z podłogi i podszedłem do drzwi. Po drodze zobaczyłem swoje odbicie w lustrze. Masakra.
Nacisnąłem na klamkę i ustąpiły. Zobaczyłem nieco bledszą niż zwykle twarz Toma. Nagle zacząłem bełkotać coś nieskładnie.
- Tommy... - patrzyłem na niego żałośnie. - Tommy, ja przepraszam, możesz mnie znienawidzić, możesz się mnie wyrzec, tylko proszę, nie zostawiaj mnie, Tom, błagam... - złapałem się nawet jego obszernej bluzy. Wtedy nastąpiło coś, czego nie zapomnę do końca życia.
- Zamknij się. - powiedział przez zaciśnięte zęby, po czym się zamknąłem. Patrzyłem tylko na niego bojąc się co będzie dalej. Podniósł rękę. Myślałem, że chce mnie uderzyć, więc odruchowo się skuliłem, a on... przyłożył dłoń do mojego policzka. A potem drugą do drugiego. Spojrzałem na niego nie wiedząc co się dzieje. Patrzył na mnie, ale w jego oczach nie było wstrętu ani nienawiści. Przyłożył czoło do mojego stykając się z nim.
- Braciszku... - szepnął, a ja nadal stałem jak sparaliżowany.
Zaczął muskać wargami moje usta. Poczułem, że serce mi staje... Nawet nie drgnąłem. Po chwili przywarł do moich rozchylonych warg. Nawet nie mrugnąłem. Po chwili łzy zalały mi oczy, że nic przez nie nie widziałem. Spływały mi jedna za drugą po policzkach. Poczułem znowu coś nowego. Jego język powoli, delikatnie rozchylał szerzej moje wargi i trącił koniuszek mojego. Coś obudziło się w moim brzuchu. Tysiące kolorowych motyli. Trącił znów mocniej mój język swoim pobudzając go do życia. Kolejne łzy pociekły mi po policzkach.
Zacząłem niepewnie oddawać pocałunek. Myślałem, czy on to robi specjalnie, żeby mnie zaraz zgnoić? Ale wiedziałem, że nie. Coś mi mówiło, że to nieprawda. Przymknąłem oczy podobnie jak on chwilę wczesniej.
Całowaliśmy się czule, nieśpiesznie. Moje ręce, które do tej pory wisiały luźno, teraz spoczęły na jego piersiach.
Oderwał się ode mnie na chwilę, ale nie otwierałem oczu. Po chwili przeciągnął językiem po moich ustach i znów poczułem go jak trąca mój język. Trwało to kilka cudownych minut, po czym spojrzeliśmy na siebie. Z oczu wciąż leciały mi łzy, nie umiałem ich powstrzymać. Jednocześnie się przytuliliśmy, a ja jak baba się rozpłakałem w jego ramię. Teraz czułem, wiedziałem, że on czuje to samo. Tylko dlaczego ukrywał? I poco ta Ria?
- Chciałem cię chronić, Billy, nie chciałem cię krzywdzić, a teraz widze, że skrzywdziłem cię najmocniej jak tylko mogłem. - powiedział głaszcząc mnie po głowie.
- A... a co z Rią? - odezwałem się ochrypłym głosem.
- Nie ma Rii. - odrzekł i ponownie mnie pocałował.
***
Od tamtej pory każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem, a teraz jestem tu w Loitsche, przed naszym rodzinnym domem. Tom poszedł do sklepiku we wsi. A ja stałem przed Fabianem, który wciąż próbował mnie przekonać, żebym z tym skończył. Skończył z Tomem. Wiedziałem, że po częsci się martwi, bo to złe i karane przez prawo, my to wiedzieliśmy. Dlatego nikt o tym nie wiedział. Tylko jemu o tym powiedziałem bo uznałem, że jestem mu to winien. Tom nie był tym faktem zachwycony, ale ostatecznie to przełknął.
- Bill... - zaczął, ale przerwałem mu.
- Nie kończ, Fabien. Wiem, dlaczego to robisz.
- Bo się o ciebie martwię, Billy! - tak zdrabnia mnie tylko mój brat, pomyślałem .
- Nie nazywaj mnie tak.
- Dlaczego? - zapytał. Miał takie smutne oczy... Jednak nie leciałem na nie.
- Tylko mój brat...
- Właśnie, Bill, twój brat! Nie słyszysz jak to brzmi? - podszedł do mnie i złapał za ramiona. Patrzyłem na niego nie wzruszony.
- Wiem, dlaczego to robisz. Bo sam coś do mnie czujesz. - uciekł na moment wzrokiem.
- Billy...
- Nie nazywaj mnie tak.
- Dobrze... Bill. - zaczął znów. Chciałbym, żeby Tommy już wrócił, pomyślałem. - Masz rację... czuję coś do ciebie. Ale to nawet nie o to chodzi.
- A o co? - zapytałem.
- O to, że z tego będą tylko same kłopoty. Jeśli to wypłynie, obaj będziecie ugotowani. Bill, powinieneś to zakończyć i... - uciął.
- I?
- I być z kimś, kto da ci coś więcej. Przecież wy nie możecie nawet spokojnie wyjść na miasto, ukrywacie sie nawet przed GG. Powinieneś być z kimś odpowiedniejszym!
- Na przykład z tobą? - znów zamilkł na chwilę.
- To byłoby dla ciebie o wiele zdrowsze. - powiedział w końcu. Pokręciłem głową na 'nie'.
- Fabian. Wyjaśniliśmy to sobie już dawno. Między nami nigdy nic nie będzie. I to nawet nie dlatego, że jestem związany z Tomem.
- Więc dlaczego? - wciąz ten gorzki ton.
- Bo ja nic do ciebie nie czuję. Pogódź się z tym w końcu. - ponownie odwrócił twarz. A potem...
Wciąż trzymając mnie za ramiona przysunął się do mnie i znienacka pocałował. Zdębiałem na moment a potem odepchnąłem i trzasnąłem mu z liścia w twarz. Przyłożył dłoń do zaróżowionego policzka patrząc na mnie bolesnie.
- Bill... - jęknął tylko.
- HEJ! - usłyszałem wrzask i od razu przy nas znalazł się Tom. - Co ty gnoju robisz z moim bratem? - wycedził. - Nie waż się go dotykać.
- On zasługuje na kogoś innego, lepszego niż ty.
- Może na ciebie jeszcze, co, kurwa?!
- Tommy, skarbie, nie krzycz. - powiedziałem.
- On aż kipi, bo nie może ciebie mieć, Billy! Nie wiem, może tylko ja to widzę, że on coś do ciebie ma...!
- TAK! - kolejny wrzask. Tym razem Fabiana. - Zależy mi na nim! I na jego szczęściu! Ze mną byłby o wiele bezpieczniejszy...
- Właśnie dlatego wyjechaliśmy do Stanów. Bo nie rozumiesz podstawowej rzeczy. Że ja ciebie nie chcę! Nie ważne z kim jestem, nie chcę być z tobą! - krzyknąłem. Tom chwycił mnie za rękę.
- Jak chcesz, Bill. Żebyś nie żałował. - powiedział po chwili i odszedł. Westchnąłem.
Poszliśmy z Tomem do ogrodu z tyłu domu. Był tam sad. Tom chodząc między drzewami wciąz psioczył na Fabiana. Ja sam się uśmiechałem. Byliśmy u rodziców, więc nie mogliśmy sobie pozwalać. Tom jednak zaciągnął mnie za drzewo i tam pocałował.
- Nikt oprócz mnie nie ma prawa cię całować, braciszku. - powiedział wciąż zdenerwowany. Uśmiechnąłem się.
- Nikt nigdy nie będzie mnie całował za moją zgodą. - pogładziłem go po policzku. Tylko Ty, Tommy. - szepnąłem. Uśmiechnął się smutno.
- A co jeśli poznasz kiedyś kogoś, kto uwiedzie cie tak jak ja? I będziesz chciał z nim stworzyć coś normalnego, nie chory związek z bratem bliźniakiem? - popatrzyłem na niego poważnym wzrokiem.
- Tom. - zacząłem. - Kiedy przeczytałeś wtedy te wiadomości, kiedy wyszedłem w końcu z tej łazienki, mogłeś mnie zgnoić, pluć, zlać, a ty nie zrobiłeś żadnej z tych rzeczy. Przytuliłeś mnie, pocałowałeś, jak nie całuje się brata. I powiedziałeś, że tej jestem dla ciebie całym światem. To było rok temu. I wtedy i teraz pragnę tylko ciebie. Nikt mi ciebie nie zastąpi. A ja sam nie chce nikogo innego. - popatrzył na mnie z najprawdziwszą miłością w oczach. Przytuliliśmy się do siebie.
Być może to było złe i zakazane. Ale jest piękne i takie pozostanie w naszych oczach.
KONIEC.
09 listopada 2013
14. Spełnienie marzeń.
Bill
Czasami wydaje mi się, że mam klona. I najprawdopodobniej jest nim Tommy! I już wszyscy nam to mówią. Od czasu, kiedy jakimś cudem przekonałem go, żeby pozwolił mi uczestniczyć w tej sesji, stał się nie do zniesienia. Wciąż się o coś na mnie obrażał, wciąż się wykłócał, miałem go już dosyć. Chyba naprawdę nie może znieść, że ktoś będzie mnie oglądał. Uśmiecham się na tą myśl. Mały zazdrośnik. Z drugiej strony jednak mnie sie wydaje, że nie ma być o co zazdrosny. Przecież będzie tam razem ze mną, nie ma szans, żeby przy nim stało się coś co stać się nie powinno. Nawet gdyby tam ze mną nie miał iść, nie pozwoliłbym sobie na żadne... udziwnienia, że tak powiem. Jeśli, tak jak mówił, komuś coś by się we mnie wiecznie nie podobało, z całą pewnością nie zrobiłbym nic na rzecz tego, który miałby to coś usunąć. Np, wyretuszować jakieś zdjęcie. Albo co. Na pewno nie zrobiłbym loda jakiemuś obcemu fagasowi z tej całej ekipy. Gdybym tylko wychwycił jakąś aluzję, już by mnie tam nie było. Chcę spróbować, ale nie będę pozwalał się szmacić. Loda ja moge zrobić, owszem. Ale tylko i wyłącznie swojemu chłopakowi. Nikomu więcej. Tak jak ostatnio, kiedy do mnie przyszedł... I znowu mi się gęba śmieje. Miałem to zaplanowane od samego początku, a on okazał się jeszcze bardziej twórczy.
Był długi majowy weekend. Chyba właśnie dlatego, że długi termin pierwszej sesji ustalono na te kilka dni właśnie. Mieliśmy jechać do Lipska, to nie daleko. Tom z naburmuszoną miną taszczył ze sobą swoje bagaże. Naprawdę chciało mi sie z niego smiać. Spoglądał tylko na mnie spode łba.
- Naprawdę nie możesz sobie tego odpuścić?! - zapytał po raz miliardowy. Zacmokałem kręcąc głową.
- Nie, skarbie. - prychnał.
- Jak możesz! - wyjęczał cierpiętniczo, wzdychając. Spojrzałem na niego. Czoło miał zmarszczone, w oczach wciąz ten sam niepokój.
- Ale co? - zapytałem z uśmiechem.
- Tak lekko do tego podchodzić! Masz dopiero 17 lat, jak coś pójdzie nie tak, na całą resztę życia przylepią ci łatkę! I mnie też! - popatrzyłem na niego z krzywą miną.
- A tobie za co?
- A-a.... a za...! - sam nie wiedział za co. - A za to, że cie tam puściłem! - powiedział w końcu. Parsknąłem śmiechem.
- Tom. Nawet gdybyś się wtedy nie zgodził jechać ze mną, i tak bym pojechał. - powiedziałem spokojnym tonem.
- Ach tak! - zbulwersował się. - Czyli to co czuję naprawdę cię nie obchodzi! - Jezuu... co za zrzęda.
- Obchodzi, Tom, naprawdę, nic nie obchodzi mnie tak jak ty. - tłumaczyłem cierpliwie. - Ale nie zamykaj mnie w klatce.
- Słucham?! W klatce, ocipiałeś?? Ja cie próbuję chronić, a nie zamykać w klatce! - westchnałem.
- Tommy, za bardzo się nakręciłeś. - powiedziałem.
- Niby na co?? - zaoponował od razu.
- Na tą całą sesję! Tyle razy ci tłumaczyłem, nie w każdej agencji są zboczeńce i pedofile! Albo gwałciciele! Zaufaj mi w końcu!
- Ufam ci, nie ufam tym kretynom, co ci zrobili pranie mózgu! Obiecali ci cuda wianki, a ty lecisz jak pies za kością...
- Tom, skończmy temat...
- Nie, Bill, bo nie mam zamiaru cie potem zbierać, jak sie posypiesz znowu!
- Nie musisz jak nie chcesz. - mruknąłem cicho. Takie odpowiedzi jak ta zawsze pomagały. Wyczuwał, że powiedział coś co mogłem zrozumieć nie tak jak tego chciał. Tym razem było tak samo.
- Nie o to mi chodziło, ryba, zależy mi na tobie... - i tak przez całą droge do Lipska i dalej do agencji.
Dalej już poszło łatwo, musieliśmy się na chwilę rozdzielić, musieli mnie przygotować, make up, fraczki itd. Byłem troche zdziwiony tym jak to wszystko zaaranżowali. Przyciemnione pomieszczenie, miałem okazję je pooglądać razem z Tomem. Ciepło, bo przecież za dużo na sobie mieć nie będę. Halogeny w suficie, super. Wielkie łózko... (o.O) to zaniepokoiło Toma.
- A to łózko to po co niby? - zapytał od razu. Patrzył podejrzliwie na faceta z którym załatwiałem sprawę.
- Służy jako rekwizyt, młody panie, na nim będziemy robić zdjęcia pańskiemu bratu. - ee... co?
- Bratu? - bąknęliśmy jednocześnie.
- A co? Nie jesteście braćmi? - zapytał zdziwiony. - Jesteście identyczni, prawie, do tego te same nazwiska...
- Nie jesteśmy rodziną. - powiedziałem zerkając na Toma. Jego mina była komiczna.
- Nie? - zdziwił się fotograf i główny naczelny, jak zwał tak zwał. - Nie ważne. Ciebie - wskazał na Toma - usadowimy tam, żebyś wszystko dobrze widział. - pokazał na wygodny fotel na przeciwko wyrka. Tom spojrzał jeszcze na mnie jak niewolnik i podreptał tam i usiadł cięzko na fotelu. - A ciebie, panie Kaulitz, zapraszam do pomieszczenia obok.
- Gdzie, sam na sam?! - wybuchnąłem śmiechem. Jego mina naprawdę była powalająca.
- A czemu nie? - odezwał się fotograf. - Musze mu pokazać co ma ubrać. Nie będę go obmacywał. - powiedział patrząc na niego znacznie. Tom poskromił troche swoje zapędy i mruknął cicho;
- Mam nadzieję. - zarechotałem znowu, na co posłał mi mordercze spojrzenie.
Poszedłem więc z facetem do jak mi się wydawało, garderoby. Wyciągnął coś z jakiegoś konta i podał mi to.
- Odstawiliśmy dla ciebie kilka pozycji. - zaczął. - Zaczniesz od tego. Koszula, długa i sznurowane kozaczki na obcasie. Nie za wysokim. - pokiwałem głową. Ale coś mi się tu nie zgadzało... - To wszystko. To co masz na sobie musisz zdjąć. - dopiero teraz poczułem lekkie zażenowanie. Obnażyłem się cały przed Tomem ale to było co innego. To mój ukochany, a ten tu? Obcy facet. No ale dobra, jakoś to przełknę, pomyślałem.
Facet wyszedł, a ja zaczałem się rozbierać. Na sam początek ściągnąłem buty ze skarpetkami, a potem spodnie i całą górę. Zostały już tylko bokserki. Po minucie stania w miejsce je również zdjąłem. Zarzuciłem na siebie koszulę, którą mi dał i odkryłem, że sięga mi do połowy ud, więc mam szczęscie. Nie będę musiał iść z gołymi jajami przez cały pokój. Zapiąłem ją na guziki i wciągnąłem buty. Szybko zasznurowałem i wyszedłem. W drzwiach omal nie zderzyłem się z Tomem.
- Bill... o już się przebrałes? - popatrzył na mnie zaskoczony.
- Podoba ci się? - uśmiechnąłem się zalotnie. Oblizał się.
- Nooo... - popchnął mnie z powrotem do srodka. - Wyglądasz mega sexy... - wyszeptał mi do ucha i złapał za pośladki. BUM!
- A TO CO??!!
- Jak co to? Mój tyłek!
- To wiem! Ale gdzie masz gacie?!
- Tom to jest sesja rozbierana. - powiedziałem spokojnie.
- Nie podoba mi się to już w ogóle. Ubieraj sie i jedziemy do Loitche...
- Nie ma mowy! Zgodziłeś się i tu zostaniesz, do końca, aż zrobią mi wszystkie zdjęcia.
- Bil... - jęknał.
- Cicho! Zgodziłes się. - pogroziłem mu palcem nie mal dotykając nim jego ust. Pocałował delikatnie opuszek. I wtedy wpadłem na świetny pomysł. - Jak wytrzymasz do końca i będziesz grzeczny, wieczorem dostaniesz nagrodę. - wymruczałem mu do ucha i wyszedłem. Chwile później Tom za mną. Usiadł na swoje miejsce i wbił wzrok w fotografa.
- Ok, gotowy?
- Tak. - przytaknąłem.
- Dobra. Na początek nie rzucimy cię od razu do wyra, tylko posadzimy na krześle. - powiedział fotograf. Spojrzałem na to, które mi wskazał. W innym koncie pokoju. Poszedłem tam i usiadłem.
- Ok, rozepnij koszulę i załóż nogę na nogę. - tak więc zrobiłem. Ku uciesze Toma nic nie było widać oprócz moich nóg. Powinien być z tego zadowolony. Fotograf instruował mnie jaką sexowną poze mam przybrać, jaką minę zrobić itd. W pewnym momencie zauważyłem, że Tom za bardzo wierci się w tym swoim fotelu. Uśmiechnąłem sie lekko. Wiedziałem o co chodzi.
Sesja trawała jakies trzy godziny. Niby tylko siedziałem na dupie i tylko robili mi kolorowe fotki, ale naprawdę byłem padnięty. To jednak jest ciężka praca, nie jest lekko. Tom też był zmęczony, widziałem to po nim. Nie dziwię się, wciąz śledził fotografa swym uważnym wzrokiem. Ale nie miał sie do czego przyczepić. Facet okazał się profesjonalistą i nawet Tommy musiał to przyznać. Żadnych podtekstów, wyuzdanych póz, zboczeństw, niczego. Czysty perfekcjonizm.
Poszedłem sam do garderoby się przebrać. Kiedy już byłem gotowy podszedłem do Toma i po prostu uwiesiłem mu się na ramieniu. Byłem mocno śpiący.
- Billy... - jęknał. - Zaraz urwiesz mi rękę.
- Mm... przepraszam. - mruknąłem odsuwając się, ale zaraz przygarnął mnie do siebie pod pache. Sesja miała trwać dwa dni, więc nie chcąc wciąz jeździć w te i z powrotem zatrzymaliśmy się w małym hotelu. Wzieliśmy oczywiście wspólny pokój z jednym dużym łózkiem. Kiedy w końcu się w nim zamknęliśmy na widok tego wspaniałego łóżeczka nam obu uśmiechnęły się gęby.
- Kto pierwszy pod prysznic? - zapytałem patrząc Tomowi w oczy. Po chwili już się ścigaliśmy, jeden przepychał ze śmiechem drugiego, ale ja byłem szybszy. I już po kilku minutach grzałem się pod strumieniem ciepłej wody pod prysznicem. Tom zrzędził pod drzwiami, których de facto nie zamknąłem.
- To niesprawiedliwe! Tobie robili zdjęcia przez trzy godziny, było przyjemnie, nie? A teraz jeszcze władował mi się w kolejke. - zaśmiałem się głośno.
- Jaką kolejkę, Tom! Byłem pierwszy.
- Jasne. - mruknął, ale na tyle głośno że go usłyszałem. Zapadła cisza. Byłem naprawdę zmęczony, więc pomyślałem, że to dobra chwila na mały relaks. Nie chciałem już męczyć Toma... ^^
Wciąż stojąc pod gorącym strumieniem zacząłem się dotykać. Błądziłem powoli dłońmi po całym ciele. Zacząłem na brzuchu zataczając na nim powolne koła. Następnie zjechałem nimi na biodra, dalej na uda i w końcu na pośladki. Ugniatałem je, ściskałem lekko i masowałem okrężnymi ruchami. Stojąc z zamkniętymi oczami tyłem do całej łazienki nie usłyszałem cichego skrzypnięcia zamykanych drzwi.
Moje dłonie powędrowały znów w górę, na brzuch. Omijałem na razie swoje krocze. Błądziły nieśpiesznie po klatce piersiowej, ramionach, szyi i twarzy. Wplotłem palce w mokre włosy. W następnej chwili moje ręce równocześnie zjechały w dół. Zacząłem delikatnie ugniatać swoje krocze. Westchnąłem cicho, wziąłem w rękę swojego penisa i powoli zacząłem go powoli obciągać miarowymi pewnymi ruchami. Przyjemnie... Zrobiło się jeszcze przyjemnie gdy poczułem jak czyjeś zwinne dłonie oplatają mnie w psie. Zamruczałem, kiedy palce zacisnęły się na moich i razem zaczęły mnie pieścić. Wiedziałem doskonale kto to. Też był nagi i mokry już od wody cały czas płynącej z prysznica. Czułem też jego podniecenie.... w postaci nabrzmiałego członka między moimi pośladkami.
- Tooomyyy... - wymruczałem. Poczułem jak przylega do mnie ciasno, do moich pleców. A potem jak czule całuje moją odslonietą wcześniej szyję.
- To jest ta nagroda? - usłyszałem podniecony szept w swoim uchu.
- Hmmm... - uśmiechnąłem się. - Być może. - powiedziałem cicho odwracając się do niego przodem. Zżerał mnie wzrokiem. Puścił moją rękę a ja uwolniłem swoje przyrodzenie. Teraz oba nasze stykały się ze sobą główkami. Było to nawet przyjemne i zaczęliśmy trącać jeden o drugiego specjalnie.
- Ciekawe kto cie tak podniecił... - wymruczałem znowu tuż przy jego ustach. Uśmiechnął się.
- Ty... podnieciłeś mnie jak sie dotykałeś. Nie mogłeś mnie zawołać? - dodał z udawaną obrazą.
- Sam przyszedłeś. - powiedziałem z uśmiechem i pocałowałem go namiętnie obejmując za szyję i przyciągając do siebie jak najbliżej. Nasze członki ocierały się o siebie. Po chwili zaczęliśmy słodko jęczeć sobie w usta.
Kiedy ścisnął mnie za pośladek i klepną w niego mocno drgnąłem z jękiem. Mocniej wpiłem się w jego usta.
- Podobają ci sie klapsy? - powiedział dysząc kiedy na moment się od siebie odsunęliśmy.
- Aha... - przytaknąłem i znów wpiłem w jego usta. Zaczynaliśmy całowac się co raz zapalczywiej. Niemal brutalnie. Czułem, że coraz bardziej go pragnę. Chciałem, żeby wziął mnie tam, pod tym prysznicem.
- Bill! - oderwał sie ode mnie z jękiem. Ja cały czas całowałem jego ciało, szyję, policzki, obojczyki, a na koniec zassałem jego sutek w usta. - Bill... - jęknął znowu. Poczułem jak ściska mnie za ramiona i odsuwa. - Przestań... - spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Coś nie tak?
- Nie... - powiedział drżąc na całym ciele.
- Nie chcesz... - powiedziałem. Chciałem rozumieć, ale poczułem się odtrącony. Znowu... przez kogoś...
- Bill. Ja chcę. Bardzo chcę. - mówił przez zaciśnięte zęby jakby powstrzymywał się przed wybuchem szału. - I właśnie dlatego nie moge sobie pozwolić...
- Jak to? - uśmiechnąłem się niemrawo.
- Bo ty chyba... nie jesteś gotowy.
- JA??? - wybauszyłem oczy.
- Po za tym krótko jesteśmy razem... ja nie chcę niczego spieprzyć...
- Tom, zamknij się. - przerwałem mu i znów wpiłem się w jego usta. Zaprotestował, ale zaraz znów przycisnął mnie do siebie mocno. W następnej chwili brawurowo odwrócił mnie tworzą do sciany i nachylił do mojego ucha.
- Na pewno tego chcesz, Billy? Kiedy już zacznę, nie wycofam się...
- Zamknij się i bierz mnie. - warknąłem. Rozstawiłem szerzej nogi i wypiąłem się nieco zachęcając go. Jęknął, chociaż nawet jeszcze mnie nie dotknał.
- Bill, masz sexy tyłeczek, wiedziałeś o tym?
- Tak. - wyszczerzyłem się do niego. Uniósł lekko brwi do góry, ale zaraz o tym zapomniał. Nawilżył moje wejście żelem do mycia i wślizgnął się palcem do środka rozsmarowywując go dokładnie. - Ooo... - jeknąłem, utrafił w to miejsce. Za chwile wyciągnął palec nabrał znów żelu i poczułem go znów w sobie. Za chwilę dodał drugi paluszek i poruszal nimi szybko. A ja jęczałem słodko jego imię raz po raz zagryzając dolną wargę. Potem wylał obficie na swoją rękę i nasmarował dokładnie swojego penisa. Wypiąłem się do niego chcąc, żeby już we mnie wszedł. Nieważne, że byliśmy ze soba krótko. Pragnąłem go tu i teraz i nikt nie był wstanie mnie powstrzymać przed tym co zamierzaliśmy zrobić. Jego z resztą też, jak było widać.
Naprowadził swój czlonek na moje wejście i pchnąl.
- Tom! - wyrwało mi się głośniej, kiedy zaczął się we mnie zagłębiać. Po chwili był we mnie już cały. Słyszałem jak sapie, musiał się powstrzymywać, żeby mnie zwyczajnie nie zerżnąć. Zaczął się powoli poruszać, a ja myślałem, że oszaleję. Zacząłem jęczeć jak jakaś suka. Poruszałem sam biodrami nabijając się na niego mocniej kiedy on poruszał się powoli. Zaraz jednak się zorientował i zaczął uderzać we mnie mocniej. Po kilku chwilach całą łazienkę wypełniły nasze połączone jęki. Przyciągnął mnie do siebie zamykając w ramionach. Poruszał się tak we mnie coraz szybciej i mocniej. Ja błądziłem dłorńmi po naszych złączonych cialach, zatraciłem się. Nagle, niespodziewanie pchnął mocno, aż krzyknąlem. Zastygł tak przez moment a potem wysunął się ze mnie ostrożnie. Poczułem jak po nogach spływają mi strużki jego nasienia. Odwróciłem się do niego przodem na drżących nogach. Ja jeszcze nie skończyłem...
W mgnieniu oka znaleźliśmy się w łóżku. Mokrzy od wody, potu i spermy. Nie przeszkadzało nam to w ogole, każdy pragnął drugiego jeszcze bardziej niż przedtem. Wiedziałem, że ta noc będzie nie zapomniana.
Czasami wydaje mi się, że mam klona. I najprawdopodobniej jest nim Tommy! I już wszyscy nam to mówią. Od czasu, kiedy jakimś cudem przekonałem go, żeby pozwolił mi uczestniczyć w tej sesji, stał się nie do zniesienia. Wciąż się o coś na mnie obrażał, wciąż się wykłócał, miałem go już dosyć. Chyba naprawdę nie może znieść, że ktoś będzie mnie oglądał. Uśmiecham się na tą myśl. Mały zazdrośnik. Z drugiej strony jednak mnie sie wydaje, że nie ma być o co zazdrosny. Przecież będzie tam razem ze mną, nie ma szans, żeby przy nim stało się coś co stać się nie powinno. Nawet gdyby tam ze mną nie miał iść, nie pozwoliłbym sobie na żadne... udziwnienia, że tak powiem. Jeśli, tak jak mówił, komuś coś by się we mnie wiecznie nie podobało, z całą pewnością nie zrobiłbym nic na rzecz tego, który miałby to coś usunąć. Np, wyretuszować jakieś zdjęcie. Albo co. Na pewno nie zrobiłbym loda jakiemuś obcemu fagasowi z tej całej ekipy. Gdybym tylko wychwycił jakąś aluzję, już by mnie tam nie było. Chcę spróbować, ale nie będę pozwalał się szmacić. Loda ja moge zrobić, owszem. Ale tylko i wyłącznie swojemu chłopakowi. Nikomu więcej. Tak jak ostatnio, kiedy do mnie przyszedł... I znowu mi się gęba śmieje. Miałem to zaplanowane od samego początku, a on okazał się jeszcze bardziej twórczy.
Był długi majowy weekend. Chyba właśnie dlatego, że długi termin pierwszej sesji ustalono na te kilka dni właśnie. Mieliśmy jechać do Lipska, to nie daleko. Tom z naburmuszoną miną taszczył ze sobą swoje bagaże. Naprawdę chciało mi sie z niego smiać. Spoglądał tylko na mnie spode łba.
- Naprawdę nie możesz sobie tego odpuścić?! - zapytał po raz miliardowy. Zacmokałem kręcąc głową.
- Nie, skarbie. - prychnał.
- Jak możesz! - wyjęczał cierpiętniczo, wzdychając. Spojrzałem na niego. Czoło miał zmarszczone, w oczach wciąz ten sam niepokój.
- Ale co? - zapytałem z uśmiechem.
- Tak lekko do tego podchodzić! Masz dopiero 17 lat, jak coś pójdzie nie tak, na całą resztę życia przylepią ci łatkę! I mnie też! - popatrzyłem na niego z krzywą miną.
- A tobie za co?
- A-a.... a za...! - sam nie wiedział za co. - A za to, że cie tam puściłem! - powiedział w końcu. Parsknąłem śmiechem.
- Tom. Nawet gdybyś się wtedy nie zgodził jechać ze mną, i tak bym pojechał. - powiedziałem spokojnym tonem.
- Ach tak! - zbulwersował się. - Czyli to co czuję naprawdę cię nie obchodzi! - Jezuu... co za zrzęda.
- Obchodzi, Tom, naprawdę, nic nie obchodzi mnie tak jak ty. - tłumaczyłem cierpliwie. - Ale nie zamykaj mnie w klatce.
- Słucham?! W klatce, ocipiałeś?? Ja cie próbuję chronić, a nie zamykać w klatce! - westchnałem.
- Tommy, za bardzo się nakręciłeś. - powiedziałem.
- Niby na co?? - zaoponował od razu.
- Na tą całą sesję! Tyle razy ci tłumaczyłem, nie w każdej agencji są zboczeńce i pedofile! Albo gwałciciele! Zaufaj mi w końcu!
- Ufam ci, nie ufam tym kretynom, co ci zrobili pranie mózgu! Obiecali ci cuda wianki, a ty lecisz jak pies za kością...
- Tom, skończmy temat...
- Nie, Bill, bo nie mam zamiaru cie potem zbierać, jak sie posypiesz znowu!
- Nie musisz jak nie chcesz. - mruknąłem cicho. Takie odpowiedzi jak ta zawsze pomagały. Wyczuwał, że powiedział coś co mogłem zrozumieć nie tak jak tego chciał. Tym razem było tak samo.
- Nie o to mi chodziło, ryba, zależy mi na tobie... - i tak przez całą droge do Lipska i dalej do agencji.
Dalej już poszło łatwo, musieliśmy się na chwilę rozdzielić, musieli mnie przygotować, make up, fraczki itd. Byłem troche zdziwiony tym jak to wszystko zaaranżowali. Przyciemnione pomieszczenie, miałem okazję je pooglądać razem z Tomem. Ciepło, bo przecież za dużo na sobie mieć nie będę. Halogeny w suficie, super. Wielkie łózko... (o.O) to zaniepokoiło Toma.
- A to łózko to po co niby? - zapytał od razu. Patrzył podejrzliwie na faceta z którym załatwiałem sprawę.
- Służy jako rekwizyt, młody panie, na nim będziemy robić zdjęcia pańskiemu bratu. - ee... co?
- Bratu? - bąknęliśmy jednocześnie.
- A co? Nie jesteście braćmi? - zapytał zdziwiony. - Jesteście identyczni, prawie, do tego te same nazwiska...
- Nie jesteśmy rodziną. - powiedziałem zerkając na Toma. Jego mina była komiczna.
- Nie? - zdziwił się fotograf i główny naczelny, jak zwał tak zwał. - Nie ważne. Ciebie - wskazał na Toma - usadowimy tam, żebyś wszystko dobrze widział. - pokazał na wygodny fotel na przeciwko wyrka. Tom spojrzał jeszcze na mnie jak niewolnik i podreptał tam i usiadł cięzko na fotelu. - A ciebie, panie Kaulitz, zapraszam do pomieszczenia obok.
- Gdzie, sam na sam?! - wybuchnąłem śmiechem. Jego mina naprawdę była powalająca.
- A czemu nie? - odezwał się fotograf. - Musze mu pokazać co ma ubrać. Nie będę go obmacywał. - powiedział patrząc na niego znacznie. Tom poskromił troche swoje zapędy i mruknął cicho;
- Mam nadzieję. - zarechotałem znowu, na co posłał mi mordercze spojrzenie.
Poszedłem więc z facetem do jak mi się wydawało, garderoby. Wyciągnął coś z jakiegoś konta i podał mi to.
- Odstawiliśmy dla ciebie kilka pozycji. - zaczął. - Zaczniesz od tego. Koszula, długa i sznurowane kozaczki na obcasie. Nie za wysokim. - pokiwałem głową. Ale coś mi się tu nie zgadzało... - To wszystko. To co masz na sobie musisz zdjąć. - dopiero teraz poczułem lekkie zażenowanie. Obnażyłem się cały przed Tomem ale to było co innego. To mój ukochany, a ten tu? Obcy facet. No ale dobra, jakoś to przełknę, pomyślałem.
Facet wyszedł, a ja zaczałem się rozbierać. Na sam początek ściągnąłem buty ze skarpetkami, a potem spodnie i całą górę. Zostały już tylko bokserki. Po minucie stania w miejsce je również zdjąłem. Zarzuciłem na siebie koszulę, którą mi dał i odkryłem, że sięga mi do połowy ud, więc mam szczęscie. Nie będę musiał iść z gołymi jajami przez cały pokój. Zapiąłem ją na guziki i wciągnąłem buty. Szybko zasznurowałem i wyszedłem. W drzwiach omal nie zderzyłem się z Tomem.
- Bill... o już się przebrałes? - popatrzył na mnie zaskoczony.
- Podoba ci się? - uśmiechnąłem się zalotnie. Oblizał się.
- Nooo... - popchnął mnie z powrotem do srodka. - Wyglądasz mega sexy... - wyszeptał mi do ucha i złapał za pośladki. BUM!
- A TO CO??!!
- Jak co to? Mój tyłek!
- To wiem! Ale gdzie masz gacie?!
- Tom to jest sesja rozbierana. - powiedziałem spokojnie.
- Nie podoba mi się to już w ogóle. Ubieraj sie i jedziemy do Loitche...
- Nie ma mowy! Zgodziłeś się i tu zostaniesz, do końca, aż zrobią mi wszystkie zdjęcia.
- Bil... - jęknał.
- Cicho! Zgodziłes się. - pogroziłem mu palcem nie mal dotykając nim jego ust. Pocałował delikatnie opuszek. I wtedy wpadłem na świetny pomysł. - Jak wytrzymasz do końca i będziesz grzeczny, wieczorem dostaniesz nagrodę. - wymruczałem mu do ucha i wyszedłem. Chwile później Tom za mną. Usiadł na swoje miejsce i wbił wzrok w fotografa.
- Ok, gotowy?
- Tak. - przytaknąłem.
- Dobra. Na początek nie rzucimy cię od razu do wyra, tylko posadzimy na krześle. - powiedział fotograf. Spojrzałem na to, które mi wskazał. W innym koncie pokoju. Poszedłem tam i usiadłem.
- Ok, rozepnij koszulę i załóż nogę na nogę. - tak więc zrobiłem. Ku uciesze Toma nic nie było widać oprócz moich nóg. Powinien być z tego zadowolony. Fotograf instruował mnie jaką sexowną poze mam przybrać, jaką minę zrobić itd. W pewnym momencie zauważyłem, że Tom za bardzo wierci się w tym swoim fotelu. Uśmiechnąłem sie lekko. Wiedziałem o co chodzi.
Sesja trawała jakies trzy godziny. Niby tylko siedziałem na dupie i tylko robili mi kolorowe fotki, ale naprawdę byłem padnięty. To jednak jest ciężka praca, nie jest lekko. Tom też był zmęczony, widziałem to po nim. Nie dziwię się, wciąz śledził fotografa swym uważnym wzrokiem. Ale nie miał sie do czego przyczepić. Facet okazał się profesjonalistą i nawet Tommy musiał to przyznać. Żadnych podtekstów, wyuzdanych póz, zboczeństw, niczego. Czysty perfekcjonizm.
Poszedłem sam do garderoby się przebrać. Kiedy już byłem gotowy podszedłem do Toma i po prostu uwiesiłem mu się na ramieniu. Byłem mocno śpiący.
- Billy... - jęknał. - Zaraz urwiesz mi rękę.
- Mm... przepraszam. - mruknąłem odsuwając się, ale zaraz przygarnął mnie do siebie pod pache. Sesja miała trwać dwa dni, więc nie chcąc wciąz jeździć w te i z powrotem zatrzymaliśmy się w małym hotelu. Wzieliśmy oczywiście wspólny pokój z jednym dużym łózkiem. Kiedy w końcu się w nim zamknęliśmy na widok tego wspaniałego łóżeczka nam obu uśmiechnęły się gęby.
- Kto pierwszy pod prysznic? - zapytałem patrząc Tomowi w oczy. Po chwili już się ścigaliśmy, jeden przepychał ze śmiechem drugiego, ale ja byłem szybszy. I już po kilku minutach grzałem się pod strumieniem ciepłej wody pod prysznicem. Tom zrzędził pod drzwiami, których de facto nie zamknąłem.
- To niesprawiedliwe! Tobie robili zdjęcia przez trzy godziny, było przyjemnie, nie? A teraz jeszcze władował mi się w kolejke. - zaśmiałem się głośno.
- Jaką kolejkę, Tom! Byłem pierwszy.
- Jasne. - mruknął, ale na tyle głośno że go usłyszałem. Zapadła cisza. Byłem naprawdę zmęczony, więc pomyślałem, że to dobra chwila na mały relaks. Nie chciałem już męczyć Toma... ^^
Wciąż stojąc pod gorącym strumieniem zacząłem się dotykać. Błądziłem powoli dłońmi po całym ciele. Zacząłem na brzuchu zataczając na nim powolne koła. Następnie zjechałem nimi na biodra, dalej na uda i w końcu na pośladki. Ugniatałem je, ściskałem lekko i masowałem okrężnymi ruchami. Stojąc z zamkniętymi oczami tyłem do całej łazienki nie usłyszałem cichego skrzypnięcia zamykanych drzwi.
Moje dłonie powędrowały znów w górę, na brzuch. Omijałem na razie swoje krocze. Błądziły nieśpiesznie po klatce piersiowej, ramionach, szyi i twarzy. Wplotłem palce w mokre włosy. W następnej chwili moje ręce równocześnie zjechały w dół. Zacząłem delikatnie ugniatać swoje krocze. Westchnąłem cicho, wziąłem w rękę swojego penisa i powoli zacząłem go powoli obciągać miarowymi pewnymi ruchami. Przyjemnie... Zrobiło się jeszcze przyjemnie gdy poczułem jak czyjeś zwinne dłonie oplatają mnie w psie. Zamruczałem, kiedy palce zacisnęły się na moich i razem zaczęły mnie pieścić. Wiedziałem doskonale kto to. Też był nagi i mokry już od wody cały czas płynącej z prysznica. Czułem też jego podniecenie.... w postaci nabrzmiałego członka między moimi pośladkami.
- Tooomyyy... - wymruczałem. Poczułem jak przylega do mnie ciasno, do moich pleców. A potem jak czule całuje moją odslonietą wcześniej szyję.
- To jest ta nagroda? - usłyszałem podniecony szept w swoim uchu.
- Hmmm... - uśmiechnąłem się. - Być może. - powiedziałem cicho odwracając się do niego przodem. Zżerał mnie wzrokiem. Puścił moją rękę a ja uwolniłem swoje przyrodzenie. Teraz oba nasze stykały się ze sobą główkami. Było to nawet przyjemne i zaczęliśmy trącać jeden o drugiego specjalnie.
- Ciekawe kto cie tak podniecił... - wymruczałem znowu tuż przy jego ustach. Uśmiechnął się.
- Ty... podnieciłeś mnie jak sie dotykałeś. Nie mogłeś mnie zawołać? - dodał z udawaną obrazą.
- Sam przyszedłeś. - powiedziałem z uśmiechem i pocałowałem go namiętnie obejmując za szyję i przyciągając do siebie jak najbliżej. Nasze członki ocierały się o siebie. Po chwili zaczęliśmy słodko jęczeć sobie w usta.
Kiedy ścisnął mnie za pośladek i klepną w niego mocno drgnąłem z jękiem. Mocniej wpiłem się w jego usta.
- Podobają ci sie klapsy? - powiedział dysząc kiedy na moment się od siebie odsunęliśmy.
- Aha... - przytaknąłem i znów wpiłem w jego usta. Zaczynaliśmy całowac się co raz zapalczywiej. Niemal brutalnie. Czułem, że coraz bardziej go pragnę. Chciałem, żeby wziął mnie tam, pod tym prysznicem.
- Bill! - oderwał sie ode mnie z jękiem. Ja cały czas całowałem jego ciało, szyję, policzki, obojczyki, a na koniec zassałem jego sutek w usta. - Bill... - jęknął znowu. Poczułem jak ściska mnie za ramiona i odsuwa. - Przestań... - spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Coś nie tak?
- Nie... - powiedział drżąc na całym ciele.
- Nie chcesz... - powiedziałem. Chciałem rozumieć, ale poczułem się odtrącony. Znowu... przez kogoś...
- Bill. Ja chcę. Bardzo chcę. - mówił przez zaciśnięte zęby jakby powstrzymywał się przed wybuchem szału. - I właśnie dlatego nie moge sobie pozwolić...
- Jak to? - uśmiechnąłem się niemrawo.
- Bo ty chyba... nie jesteś gotowy.
- JA??? - wybauszyłem oczy.
- Po za tym krótko jesteśmy razem... ja nie chcę niczego spieprzyć...
- Tom, zamknij się. - przerwałem mu i znów wpiłem się w jego usta. Zaprotestował, ale zaraz znów przycisnął mnie do siebie mocno. W następnej chwili brawurowo odwrócił mnie tworzą do sciany i nachylił do mojego ucha.
- Na pewno tego chcesz, Billy? Kiedy już zacznę, nie wycofam się...
- Zamknij się i bierz mnie. - warknąłem. Rozstawiłem szerzej nogi i wypiąłem się nieco zachęcając go. Jęknął, chociaż nawet jeszcze mnie nie dotknał.
- Bill, masz sexy tyłeczek, wiedziałeś o tym?
- Tak. - wyszczerzyłem się do niego. Uniósł lekko brwi do góry, ale zaraz o tym zapomniał. Nawilżył moje wejście żelem do mycia i wślizgnął się palcem do środka rozsmarowywując go dokładnie. - Ooo... - jeknąłem, utrafił w to miejsce. Za chwile wyciągnął palec nabrał znów żelu i poczułem go znów w sobie. Za chwilę dodał drugi paluszek i poruszal nimi szybko. A ja jęczałem słodko jego imię raz po raz zagryzając dolną wargę. Potem wylał obficie na swoją rękę i nasmarował dokładnie swojego penisa. Wypiąłem się do niego chcąc, żeby już we mnie wszedł. Nieważne, że byliśmy ze soba krótko. Pragnąłem go tu i teraz i nikt nie był wstanie mnie powstrzymać przed tym co zamierzaliśmy zrobić. Jego z resztą też, jak było widać.
Naprowadził swój czlonek na moje wejście i pchnąl.
- Tom! - wyrwało mi się głośniej, kiedy zaczął się we mnie zagłębiać. Po chwili był we mnie już cały. Słyszałem jak sapie, musiał się powstrzymywać, żeby mnie zwyczajnie nie zerżnąć. Zaczął się powoli poruszać, a ja myślałem, że oszaleję. Zacząłem jęczeć jak jakaś suka. Poruszałem sam biodrami nabijając się na niego mocniej kiedy on poruszał się powoli. Zaraz jednak się zorientował i zaczął uderzać we mnie mocniej. Po kilku chwilach całą łazienkę wypełniły nasze połączone jęki. Przyciągnął mnie do siebie zamykając w ramionach. Poruszał się tak we mnie coraz szybciej i mocniej. Ja błądziłem dłorńmi po naszych złączonych cialach, zatraciłem się. Nagle, niespodziewanie pchnął mocno, aż krzyknąlem. Zastygł tak przez moment a potem wysunął się ze mnie ostrożnie. Poczułem jak po nogach spływają mi strużki jego nasienia. Odwróciłem się do niego przodem na drżących nogach. Ja jeszcze nie skończyłem...
W mgnieniu oka znaleźliśmy się w łóżku. Mokrzy od wody, potu i spermy. Nie przeszkadzało nam to w ogole, każdy pragnął drugiego jeszcze bardziej niż przedtem. Wiedziałem, że ta noc będzie nie zapomniana.
Brakujący Element Układanki. (20/?)
Zaniedbałam to wszystko jak jasna cholera, ale po prostu nie miałam pomysłu co dalej. Ale dzisiaj rano obudziłam się z klarowną wizją co w następnej notce, więc jest. ;) Życzę miłej lektury. I może jakiś komentarz? ;]
Bill.
Było naprawdę dobrze. Może nawet lepiej niż wcześniej. Te gesty i inne czułości, teraz już nie umiałbym zrobić tego, co zrobiłem wcześniej. Nie miałbym już na to sił i może byłbym przez to egoistą myślącym tylko o sobie to bez względu na wszystko nie zadałbym już takiego bólu sobie ani tym bardziej Tomowi. Sam się za to podziwiam, że byłem w stanie zrobić to ten raz. To było jak wstęp do samobójstwa. I podejrzewam, że jeszcze trochę i naprawdę bym umarł. Z żalu, tęsknoty i w ogóle zachlałbym się na śmierć. Gdyby Tom naprawdę wyjechał wtedy z miasta i nie skontaktował się z DJejem, byłoby krucho. Przynajmniej ze mną. To było straszne. Ale na całe szczęście jest już za nami.
Pozostała jednak we mnie jakaś cicha obawa. Niby nic się nie dzieje odkąd tamten facet dostał te pieniądze, żadnych pogróżek, niczego co mogłoby wzbudzić we mnie jakieś obawy. Ale wciąż mam przeczucie, że to jeszcze nie koniec, że ten psychol coś szykuje. Miałem nadzieje, że to tylko moja chora wyobraźnia. Może stałem się przewrażliwiony?
Tom dostrzegł moje zachowanie. Wciąż pytał co się ze mną dzieje, byłem niespokojny, kiedy gdzieś wychodziliśmy wciąż się rozglądałem, czy przypadkiem jakiś facet albo samochód nie jedzie za nami zbyt długo. Niby nic takiego nigdy nie zauważyłem, ale to mnie nie uspokoiło. A Tom zaczynał się coraz bardziej martwić.
- Billy, skarbie... - podszedł do mnie pewnego wieczora, kiedy po raz kolejny wrócił sam z zakupami, tym razem dlatego, że ja byłem przeziębiony i za nic w świecie nie pozwalał mi wychodzić na dwór, nawet na balkon zapalić. Trząsłem się w fotelu w salonie, kiedy on wszedł do mieszkania. Natychmiast wypaliłem na korytarz. Kiedy zobaczyłem, że z uśmiechem numer 5 taszczy torby do pokoju odetchnąłem z ulgą... i kichnąłem. - Dlaczego ty nie leżysz w łóżku, co? Cały czas chodzisz zasmarkany, a kiedy ja wracam do domu zastaję cię gdzie? - mówił patrząc na mnie jak parzyłem sobie herbatę. - W korytarzu, zimnym jak ruska dupa, zamiast w cieplutkim łóżeczku w naszej sypialni. - no bo teraz to już nie ma sypialni Toma i sypialni Billa. Teraz jest wspólna sypialnia, nasza. - Czekałem na ciebie po prostu. - powiedziałem głosem przez nos popijając gorącą herbatę. Miałem na sobie tylko bokserki, ale wciąż było mi zimno, więc obabuliłem się w jedną z bluz Toma i swój polarowy gruby szlafrok. I jeszcze sie trząsłem.
Tom zmierzył mnie uważnym spojrzeniem.
- Mierzyłeś temperaturę tak jak ci kazałem? - zapytał patrząc na mnie. Pokiwałem głową na TAK. - Ile? - krótko i na temat. Cały Tom.
- 38... - zacząłem. Tom uniósł tylko jedną brew do góry. Westchnąłem. - 38,5.
- Masz grypę, co ty tu robisz, powiedz mi? Mama by nas zabiła gdyby to widziała! - zaczął znowu swój wywód. Przewróciłem oczami. - Ciebie za to, że nie leżysz w łóżku, a mnie za to, że cie tam jeszcze nie zagnałem! Już! Do wyra! - no to mnie pognał.
- Ale ja jestem głodny. - powiedziałem robiąc słodką minkę. Uśmiechnął się.
- Zaraz ci coś przyniosę dobrego. - zamruczał mi do ucha. - Teraz spadaj do wyra. - wywaliłem na niego język i poszedłem. Usadowiłem się wygodnie w łóżku. Od razu lepiej, pomyślałem. Pod ciepłą kołderką z gorącą herbatą i... korytem żarcia niesionym przez mojego braciszka. Mojego chłopaka, jednocześnie.
- Tom. - bąknąłem. - Nie zapomniałeś się przypadkiem? - zapytałem patrząc na wielki talerz z jedzeniem. Gotowiec, jakaś chinszczyzna na wynos, ale teraz odgrzana pachniała smakowicie. Aż się oblizałem.
- Coś nie tak? - zapytał patrząc to na mnie to na talerz z jedzeniem.
- Ja tyle nie zjem.
- Podobno jesteś głodny. Gdybym przyniósł ci mniej, narzekałbyś, że cie głodzę. - popatrzyłem na niego z politowaniem.
- Tommy, nie przesadzaj. - powiedziałem biorąc od niego talerz, sztućce i zabierając się do jedzenia. Stwierdziłem, że nawet dobre.
- Nie przesadzam. Średnio co wieczór mam okazję oglądać twoje ciało, jesteś za chudy, Bill. Dwa kroki do anoreksji.
- Przesadzasz. - powtórzyłem wcinając. - Jak widzisz, wpieprzam jak świnia. - dodałem z pełną gębą.
- No, teraz tak. - uśmiechnął się. - Ale normalnie ostatnimi czasy nie jesz. - wytknął mi. Przestałem na chwile jeść.
- Niby dlaczego tak uważasz? - spojrzałem na niego.
- Czymś się martwisz, ja to widzę. Nie chcesz mi powiedzieć co to, więc i ja się martwię. O ciebie, kochanie. - pogładził mnie po włosach. Spojrzałem z powrotem na swój talerz.
- Naprawdę ci się zdaje. - powiedziałem z uśmiechem i zacząłem wsuwać dalej. Usłyszałem jak westchnął. - Tom, jak widzisz, teraz już mam pół talerza pustego, jak dobrze pójdzie będziesz musiał lecieć po następną porcję do kuchni!
- Już nic nie ma. - zaśmiał się. - Ja nie mam ochoty na chinszczyznę, ale wiem, że ty lubisz czasami zjeść, więc kupiłem. Sobie zamówiłem pizzę przez telefon. - wyszczerzyłem się.
- Więc podzielisz się ze mną swoją pizzą. - parsknął śmiechem. Śmialiśmy się przez pewien czas, aż oczyściłem cały talerz. Kiedy poszedł go zanieść, ja oczywiście poleciałem za nim.
- Ile razy ci mówiłem, żebyś nie ruszał się z wyra? - zapytał nieco zirytowany moim zachowaniem.
- Przepraszam. Po prostu wolę, kiedy mam cię w zasięgu wzroku. - uśmiechnąłem się.
- A co, boisz się, że kiedy ty będziesz leżał w łózku ja znowu będę oglądał czerwoną landrynkę? - zarechotał.
- Bardzo śmieszne. - prychnąłem. Podszedł do mnie natychmiast i chwycił moją twarz w dłonie. Patrzeliśmy sobie w oczy przez moment a potem przywarł do mnie wargami. Westchnąłem cicho. Objąłem go za szyję oddając pocałunek. Całowaliśmy się czule, nieśpiesznie, aż w końcu musiałem się odsunąć bo czułem, że...
- Tommy, zaraz zrobimy to tu, na podłodze. - wyszeptałem oddychając szybciej.
- Brzmi kusząco... - powiedział składając czuły, delikatny pocałunek na mojej szyi. - Ale jesteś chory, i będę musiał poczekać. - zrobił śmieszną smutną minkę.
- Ja aż tak słaby nie jestem. - powiedziałem cicho z uśmiechem.
- Ale źle bym wypadł, gdybym pozwolił sobie na to kiedy ty jesteś w takim stanie. - przytulił mnie. - Wytrzymamy. - powiedział jakby chciał sam siebie przekonać. Spojrzałem na niego.
- Ja wytrzymam, a ty? - zrugał mnie spojrzeniem.
- A co ty sobie wyobrażasz, że co?
- Co za oburzenie! - zaśmiałem się. Znowu prychnał. - No nie denerwuj sie tak, kocie! - podszedł obrażony do okna.
- Dziwne... - mruknął zaraz.
- Co takiego? - zapytałem idą za nim.
- Ten samochód. Kiedy szedłem do sklepu przejeżdżał koło mnie. Potem jak wracałem też jechał za mną kawałek. A teraz stoi pod naszym apartamentowcem. - zmroziło mnie.
- Jaki samochód, który? - zacząłem panikować.
Czarny Mercedes. Rejestracja nie z LA. Przyciemniane szyby, nie było widać czy ktoś siedzi w środku. Zbladłem.
- Bill? Co ci jest? - teraz to Tom się zaniepokoił. - Billy! - potrząsnął mnie za ramię. Spojrzałem na niego przerażony. - Co się dzieje?? - jak na komendę dopadłem do niego i wtuliłem się dygocąc.
To nie może być prawda, myślałem. Tyle czasu spokoju. Nic się nie działo, dlaczego ktoś tak bardzo chce nas zniszczyć? Tom mówił coś do mnie cały czas, ale nic do mnie nie docierało, nie zrozumiałem ani jednego słowa. Byłem przerażony, cholernie sie bałem, że coś mu zrobią. Nie myślałem o sobie, w głowie miałem tylko obraz, jak robią krzywdę mojemu bratu.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić, nie pozwolę cię skrzywdzić... - powtarzałem jak różaniec wciąz te same słowa. Szeptem wciąz na okrągło. Błagałem Boga, żeby nie dopuścił do niczego złego. Żeby nie pozwolił, żeby mojemu ukochanemu stała się jakakolwiek krzywda.
Bill.
Było naprawdę dobrze. Może nawet lepiej niż wcześniej. Te gesty i inne czułości, teraz już nie umiałbym zrobić tego, co zrobiłem wcześniej. Nie miałbym już na to sił i może byłbym przez to egoistą myślącym tylko o sobie to bez względu na wszystko nie zadałbym już takiego bólu sobie ani tym bardziej Tomowi. Sam się za to podziwiam, że byłem w stanie zrobić to ten raz. To było jak wstęp do samobójstwa. I podejrzewam, że jeszcze trochę i naprawdę bym umarł. Z żalu, tęsknoty i w ogóle zachlałbym się na śmierć. Gdyby Tom naprawdę wyjechał wtedy z miasta i nie skontaktował się z DJejem, byłoby krucho. Przynajmniej ze mną. To było straszne. Ale na całe szczęście jest już za nami.
Pozostała jednak we mnie jakaś cicha obawa. Niby nic się nie dzieje odkąd tamten facet dostał te pieniądze, żadnych pogróżek, niczego co mogłoby wzbudzić we mnie jakieś obawy. Ale wciąż mam przeczucie, że to jeszcze nie koniec, że ten psychol coś szykuje. Miałem nadzieje, że to tylko moja chora wyobraźnia. Może stałem się przewrażliwiony?
Tom dostrzegł moje zachowanie. Wciąż pytał co się ze mną dzieje, byłem niespokojny, kiedy gdzieś wychodziliśmy wciąż się rozglądałem, czy przypadkiem jakiś facet albo samochód nie jedzie za nami zbyt długo. Niby nic takiego nigdy nie zauważyłem, ale to mnie nie uspokoiło. A Tom zaczynał się coraz bardziej martwić.
- Billy, skarbie... - podszedł do mnie pewnego wieczora, kiedy po raz kolejny wrócił sam z zakupami, tym razem dlatego, że ja byłem przeziębiony i za nic w świecie nie pozwalał mi wychodzić na dwór, nawet na balkon zapalić. Trząsłem się w fotelu w salonie, kiedy on wszedł do mieszkania. Natychmiast wypaliłem na korytarz. Kiedy zobaczyłem, że z uśmiechem numer 5 taszczy torby do pokoju odetchnąłem z ulgą... i kichnąłem. - Dlaczego ty nie leżysz w łóżku, co? Cały czas chodzisz zasmarkany, a kiedy ja wracam do domu zastaję cię gdzie? - mówił patrząc na mnie jak parzyłem sobie herbatę. - W korytarzu, zimnym jak ruska dupa, zamiast w cieplutkim łóżeczku w naszej sypialni. - no bo teraz to już nie ma sypialni Toma i sypialni Billa. Teraz jest wspólna sypialnia, nasza. - Czekałem na ciebie po prostu. - powiedziałem głosem przez nos popijając gorącą herbatę. Miałem na sobie tylko bokserki, ale wciąż było mi zimno, więc obabuliłem się w jedną z bluz Toma i swój polarowy gruby szlafrok. I jeszcze sie trząsłem.
Tom zmierzył mnie uważnym spojrzeniem.
- Mierzyłeś temperaturę tak jak ci kazałem? - zapytał patrząc na mnie. Pokiwałem głową na TAK. - Ile? - krótko i na temat. Cały Tom.
- 38... - zacząłem. Tom uniósł tylko jedną brew do góry. Westchnąłem. - 38,5.
- Masz grypę, co ty tu robisz, powiedz mi? Mama by nas zabiła gdyby to widziała! - zaczął znowu swój wywód. Przewróciłem oczami. - Ciebie za to, że nie leżysz w łóżku, a mnie za to, że cie tam jeszcze nie zagnałem! Już! Do wyra! - no to mnie pognał.
- Ale ja jestem głodny. - powiedziałem robiąc słodką minkę. Uśmiechnął się.
- Zaraz ci coś przyniosę dobrego. - zamruczał mi do ucha. - Teraz spadaj do wyra. - wywaliłem na niego język i poszedłem. Usadowiłem się wygodnie w łóżku. Od razu lepiej, pomyślałem. Pod ciepłą kołderką z gorącą herbatą i... korytem żarcia niesionym przez mojego braciszka. Mojego chłopaka, jednocześnie.
- Tom. - bąknąłem. - Nie zapomniałeś się przypadkiem? - zapytałem patrząc na wielki talerz z jedzeniem. Gotowiec, jakaś chinszczyzna na wynos, ale teraz odgrzana pachniała smakowicie. Aż się oblizałem.
- Coś nie tak? - zapytał patrząc to na mnie to na talerz z jedzeniem.
- Ja tyle nie zjem.
- Podobno jesteś głodny. Gdybym przyniósł ci mniej, narzekałbyś, że cie głodzę. - popatrzyłem na niego z politowaniem.
- Tommy, nie przesadzaj. - powiedziałem biorąc od niego talerz, sztućce i zabierając się do jedzenia. Stwierdziłem, że nawet dobre.
- Nie przesadzam. Średnio co wieczór mam okazję oglądać twoje ciało, jesteś za chudy, Bill. Dwa kroki do anoreksji.
- Przesadzasz. - powtórzyłem wcinając. - Jak widzisz, wpieprzam jak świnia. - dodałem z pełną gębą.
- No, teraz tak. - uśmiechnął się. - Ale normalnie ostatnimi czasy nie jesz. - wytknął mi. Przestałem na chwile jeść.
- Niby dlaczego tak uważasz? - spojrzałem na niego.
- Czymś się martwisz, ja to widzę. Nie chcesz mi powiedzieć co to, więc i ja się martwię. O ciebie, kochanie. - pogładził mnie po włosach. Spojrzałem z powrotem na swój talerz.
- Naprawdę ci się zdaje. - powiedziałem z uśmiechem i zacząłem wsuwać dalej. Usłyszałem jak westchnął. - Tom, jak widzisz, teraz już mam pół talerza pustego, jak dobrze pójdzie będziesz musiał lecieć po następną porcję do kuchni!
- Już nic nie ma. - zaśmiał się. - Ja nie mam ochoty na chinszczyznę, ale wiem, że ty lubisz czasami zjeść, więc kupiłem. Sobie zamówiłem pizzę przez telefon. - wyszczerzyłem się.
- Więc podzielisz się ze mną swoją pizzą. - parsknął śmiechem. Śmialiśmy się przez pewien czas, aż oczyściłem cały talerz. Kiedy poszedł go zanieść, ja oczywiście poleciałem za nim.
- Ile razy ci mówiłem, żebyś nie ruszał się z wyra? - zapytał nieco zirytowany moim zachowaniem.
- Przepraszam. Po prostu wolę, kiedy mam cię w zasięgu wzroku. - uśmiechnąłem się.
- A co, boisz się, że kiedy ty będziesz leżał w łózku ja znowu będę oglądał czerwoną landrynkę? - zarechotał.
- Bardzo śmieszne. - prychnąłem. Podszedł do mnie natychmiast i chwycił moją twarz w dłonie. Patrzeliśmy sobie w oczy przez moment a potem przywarł do mnie wargami. Westchnąłem cicho. Objąłem go za szyję oddając pocałunek. Całowaliśmy się czule, nieśpiesznie, aż w końcu musiałem się odsunąć bo czułem, że...
- Tommy, zaraz zrobimy to tu, na podłodze. - wyszeptałem oddychając szybciej.
- Brzmi kusząco... - powiedział składając czuły, delikatny pocałunek na mojej szyi. - Ale jesteś chory, i będę musiał poczekać. - zrobił śmieszną smutną minkę.
- Ja aż tak słaby nie jestem. - powiedziałem cicho z uśmiechem.
- Ale źle bym wypadł, gdybym pozwolił sobie na to kiedy ty jesteś w takim stanie. - przytulił mnie. - Wytrzymamy. - powiedział jakby chciał sam siebie przekonać. Spojrzałem na niego.
- Ja wytrzymam, a ty? - zrugał mnie spojrzeniem.
- A co ty sobie wyobrażasz, że co?
- Co za oburzenie! - zaśmiałem się. Znowu prychnał. - No nie denerwuj sie tak, kocie! - podszedł obrażony do okna.
- Dziwne... - mruknął zaraz.
- Co takiego? - zapytałem idą za nim.
- Ten samochód. Kiedy szedłem do sklepu przejeżdżał koło mnie. Potem jak wracałem też jechał za mną kawałek. A teraz stoi pod naszym apartamentowcem. - zmroziło mnie.
- Jaki samochód, który? - zacząłem panikować.
Czarny Mercedes. Rejestracja nie z LA. Przyciemniane szyby, nie było widać czy ktoś siedzi w środku. Zbladłem.
- Bill? Co ci jest? - teraz to Tom się zaniepokoił. - Billy! - potrząsnął mnie za ramię. Spojrzałem na niego przerażony. - Co się dzieje?? - jak na komendę dopadłem do niego i wtuliłem się dygocąc.
To nie może być prawda, myślałem. Tyle czasu spokoju. Nic się nie działo, dlaczego ktoś tak bardzo chce nas zniszczyć? Tom mówił coś do mnie cały czas, ale nic do mnie nie docierało, nie zrozumiałem ani jednego słowa. Byłem przerażony, cholernie sie bałem, że coś mu zrobią. Nie myślałem o sobie, w głowie miałem tylko obraz, jak robią krzywdę mojemu bratu.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić, nie pozwolę cię skrzywdzić... - powtarzałem jak różaniec wciąz te same słowa. Szeptem wciąz na okrągło. Błagałem Boga, żeby nie dopuścił do niczego złego. Żeby nie pozwolił, żeby mojemu ukochanemu stała się jakakolwiek krzywda.
28 października 2013
One - Shot.
I proszę, jednoczęściowe opowiadanie, urodziło mi się jak nie miałam dostępu do neta, a narazie mam ponowny zastuj w opowiadaniach i za cholerę nie wiem co pisać. W takim razie dodaję to, myślałam o tym, żeby zrobić z niego jakieś krótkie opowiadania, ale tyle mam ich do pisania, że stwierdziłam, że nie. Zapraszam do czytania. ;]
*************************
*************************
DZIWKA TEŻ CZŁOWIEK
~1~
Bill
Cztery ściany, które oglądam codziennie, nie przerywanie od
trzech lat. W kolorze karminowym, z moją własną łazienką, dużym łóżkiem,
okrągłym, wyścielonym pościelą w tym samym kolorze co ściany. Wyłożone
aksamitnymi poduszkami i miękką kołdrą. Teraz było zdewastowane po rozpuście
trwającej dwie godziny. Leżałem nieruchomo wbijając swój pusty wzrok w sufit.
Ale tak naprawdę go nie widząc. W pokoju panował pół mrok, był już wieczór lata
2013. Pechowa trzynastka? Być może, ale ja swojego pecha mam od samego
urodzenia. Najpierw nędza, matka pijaczka, ojciec niewidzialny. A w dniu
osiemnastych urodzin, wypad. Czyli już trzy lata temu…
Matka wypędziła mnie z domu, a sama niedługo potem zniknęła.
Może zapiła się gdzieś na śmierć. Gówno nie było nic warte, nie żal mi jej. Żal
mi siebie. Kiedy patrzę w lustro nie widze nic innego jak szmatę. Jak wiele
innych. Daję byle komu, byle zapłacił. Chociaż nie należe do tych prostytutek
stojących na głównej do Berlina to niczym tak naprawdę się od nich nie róznię.
Pracuję swoim ciałem. Przynajmniej mam zapewnioną opiekę u swojego alfonsa.
Medyczną i prawną, po za tym, muszę sobie radzić sam. Jeśli nie zarobię tyle,
żeby wystarczyło mi na wszystko, musze sobie sam radzić ze swoim problemem. Tak
jest tutaj z każdym. I każdą. Należę do tzw. męskich dziwek.
Mogę poszczycić się swoją urodą, zgrabnym tyłkiem, długimi
nogami… Ale niczym więcej. Musze robić to co do mnie należy bez względu na to
kto do mnie przyjdzie, przystojny 30latek czy stary grzyb po 60siątce.
Jednakowo muszę spełniać ich zachcianki. Jestem gejem, więc Gordon zatrudnił
mnie tutaj specjalnie dla tych, którzy zaglądają tu żeby zabawić się z
chłopcem. Ale przychodzą też biseksualiści. Kiedyś usłyszałem, że jestem jego,
Gordona, najcenniejszym towarem. Zaczęło tu ściągać wielu nowych klientów.
Specjalnie dla mnie. Powinienem się cieszyć, zarabiam sporo.
Spojrzałem na stos banknotów leżących przy łóżku na szafce
nocnej. Spora sumka. Przy okazji zobaczyłem też swoje odbicie w lusterku stojącym
obok… Jak zwykle, rozmazany makijaż. Westchnąłem cicho. Był koniec miesiąca,
udało mi się zarobić jeszcze więcej niż ostatnio przy podobnej liczbie
klientów. Nie miałem w tym względzie żadnego kryzysu, przynajmniej na razie.
Teraz spojrzałem na faceta wciągającego gacie na tyłek.
Kolejny dziadek. Byłem już do tego przyzwyczajony, chociaż i tak tylko
wyczekiwałem, aż wyjdzie co polecę umyć zęby. Dawno nie miałem kogoś z kim
odczuwałbym prawdziwą przyjemność z seksu. Przychodzili sami zboczeńcy, którzy
nabrali chętki na młodego chłopaczka. Nie uskarżałem się jednak, po prostu
wykonywałem swoją pracę. Wszystko to co zażyczyli sobie klienci. Wiedziałem, że
jeśli ich nie zadowolę, nie dostanę forsy, a zamiast mnie zarobi ktoś inny. Kiedy
dostaję kasę, wiem przynajmniej, że coś za to mam. Nie daję się za nic.
Całość zawsze wygląda tak samo. W weekendowy wieczór jest
zawsze więcej ludzi. Siedzę przy barze popijając drinka, albo na sofie gdzieś w
ustronnym miejscu i wypatruję potencjalnych zainteresowanych. Tak jak dzisiaj,
wypatrzyłem tego gościa przy barze i zaczepiłem go. Postawił mi kolejnego
drinka, wiedząc, że tym sposobem będzie mógł życzyć sobie coś więcej. A ja
godziłem się i później prowadziłem go na góre do swojego miejsca pracy. Dalej
rutynowo.
Zamykałem drzwi na klucz i zaczynałem. Facet usiadł na łózku
i patrzył na mnie. Podszedłem do niego kocimi ruchami i usiadłem na nim
okrakiem z lekkim prowokacyjnym uśmiechem. Trzeba zaznaczyć, że tacy starsi
panowie nie bardzo potrafią sprawić mi przyjemność… Nie wprawnymi ruchami
próbują pieścić, a ja mruczę pod nosem lub jęczę udając, że mnie to kręci. To
też należy do moich obowiązków. Następnie stopniowo pozbywamy się wzajemnie
ubrań. Kiedy klient jest w miare łagodny, jeśli trafi się taki jak ten zdziera
ze mnie ubrania jak zwykłe szmaty. A one kosztują. Dzisiaj zostałem pozbawiony
kolejnego obcisłego t-shirtu. Spodnie nie ucierpiały ale bielizna już tak. Jak
można się domyślić na sam początek kazał mi obciągnąć. Posłusznie nachyliłem
się nad nim i wziąłem do ust jego wątpliwej jakości penisa. Potem bez żadnego
przygotowania, chociaż tubka żelu leżała obok, popchnął mnie na łózko i
rozłożył przed siebie moje nogi. Wiele mu nie potrzeba było, żeby się
podniecić. Kilka ruchów ustami i już stał.
Leżałem spokojnie i patrzyłem jak kieruje swoje przyrodzenie
na moje wejście. W następnej chwili musiałem użyć całego swojego samozaparcia,
żeby nie zacząc jęczeć, ale z bólu. Wszedł we mnie bez zadnych ceregieli i
zaczął mnie pieprzyć. Zagryzłem dolną wargę i odchyliłem głowe do tyłu. Z
resztą nawet gdybym się skrzywił i tak by tego nie zauważył.
Po chwili wyszedł ze mnie i kazał mi się wypiąć. Zrobiłem to
co kazał i po chwili już miałem go w sobie z powrotem. Teraz przynajmniej
mogłem pozwolić sobie na mały grymas na twarzy. Potem posadził mnie na sobie i
przez chwilę poruszał się sam, a potem kazał mi ujeżdżać się. Robiłem to nie
zwracając uwagi na ból. Jęczałem symulując rozkosz. Kiedy się spuścił, rzucił
mi na szafkę kilka banknotów. Zlazłem z niego i sięgnąłem po swoje spodnie, ale
powstrzymał mnie.
- Jeszcze nie skończyliśmy, złotko. – powiedział tylko.
Przyparł mnie do ściany i zaczął obmacywać. Skrzywiłem się lekko, kiedy złapał
mojego penisa w rękę i zaczął mi trzepać. Po chwili stwardniałem, ale to nie
było to co nazwałbym prawdziwą przyjemnością. Jemu samemu zajęło trochę czasu
zanim znowu był sztywny, ale dał radę staruszek i znów wszedł we mnie.
Przycisnął mnie do ściany i poruszał się mocno. Znów się spuścił. Nie było tego
wiele, ledwo to poczułem. Wyszedł ze mnie i kazał mi lizać swój członek.
Zrobiłem to. Lizałem go tak długo aż znów stanął i znowu przyciskając mnie tym
razem do łóżka wszedł we mnie i zerżnął, w jego mniemaniu. Całośc trwała około
2 godzin. Zebrała się dobra suma, z która już wiedziałem co zrobię. Kupię nowe
ciuchy i kosmetyki. I zainwestuję w wiele innych rzeczy.
Kiedy w końcu zostałem sam w pokoju wstałem i ubrałem nową
bieliznę. Zawsze miałem tu schowane kilka par na wszelki wypadek. I nowy
t-shirt, ich też tu naznosiłem. Zszedłem elegancko na dół i usiadłem przy
barze, zamawiając piwo.
Czułem się jak gówno. Ale pocieszałem się, że przynajmniej
mam forsę. Inni którzy żyją przykladnie nie mają czasami nawet na chleb. Ja mam
apartament, w którym mieszkam, markowe ciuchy, samochód i… i nic więcej. Nie
mam przyjaciół. I nigdy ich nie miałem. Drugi człowiek jest mi potrzebny tylko
do tej jednej rzeczy. Do pracy. Nigdy nie byłem zakochany. Mam kilku partnerów
na wieczór. To są moje ‘związki’.
Czasami tylko rozmawiałem z Ashley, naszą kelnerką. Nie
oceniała tu nikogo i mnie też nie. Wiadome było, że pracują tu kobiety, i ja,
którzy mają ciężką sytuację życiową. A przynajmniej mieli dopóki nie zaczęli tu
zarabiać. Tak jak ja, zanim się tu nie dostałem nocowałem po dworcach
kolejowych. Na pewien czas Gordon pozwolił nocowac mi w klubie, a potem
wynająłem apartament. Nie dawno go kupiłem. Miałem oszczędności z pracy i
postanowiłem, że wykupię to mieszkanie na własność. Nikt mnie z niego nie
wyrzuci.
Dzisiejszego wieczoru to był mój trzeci klient. Byłem już
wypompowany, po kwadransie zabrałem się i pojechałem do domu. Nie przejmowałem
się tym, że piłem. Wsiadłem za kierownicę i bez żadnych problemów dojechałem
pod swój apartamentowiec. W salonie włączyłem TV i nalałem sobie wina,
oglądając jakis nudny serial. Myślałem o tym co będzie jutro, ile starych
pryków znowu będę musiał obsłużyć. Byłem już znużony tymi dziadami.
Położyłem się spać mając nadzieję na jutrzejszy lepszy
dzień.
Pracowałem wieczorami, więc do godziny 20 mogłem robić co
chciałem. Pojechałem więc wydać trochę kasy. Kupiłem wszystkiego po trochę, i
farbę do włosów. Zauważyłem już małe odrosty. Wieczorem byłem już gotowy. Tak
jak zawsze usiadłem przy barze i zamówiłem drinka u Ashley. Kiedy opróżniłem szklaneczkę
do połowy zacząłem rozglądać się po ludziach. Zauważyłem kilku pryków
zerkających na mnie pożądliwie. A więc ten dzień będzie podobny…
Nagle mój wzrok padł na całkiem młodego chłopaka… Mógł mieć
tyle lat co ja. Zdziwiłem się nieco, że taki przystojniak tutaj przyszedł. Ale
obściskiwał się już z jedną z lasek. W pewnym momencie zauważył mnie i puścił
mi oczko. Pewnie tez się nabrał jak już wielu, że jestem kobietą. Odwzajemniłem
uśmiech. W następnej chwili spławił, jak mi się wydawało, dziwkę i znów na mnie
spojrzał. Dziewczyna przeszła obok mnie mierząc mnie wzrokiem. No cóż, trudno
się mówi. Byłem bardzo ciekaw jego miny kiedy się dowie, że nie jestem kobietą.
Podniosłem się z miejsca w momencie w którym się ode mnie odwrócił i podszedłem
do niego. Muzyka głośno grała, nie usłyszał mnie. Nachyliłem się nad nim.
- Cześć, przystojniaku… - szepnąłem mu do ucha, celowo, ale
niby przypadkiem muskając je ustami. Miał dredy i w ogóle był skejtem. Tacy mi
się podobali. Spojrzał na mnie i oblizał się, chyba nieświadomie.
- Cześć… - wyszeptał wciąż na mnie patrząc.
- Można? – zagadnąłem znów opierając się o sofe na której
siedział.
- Oczywiście. – powiedział z uśmiechem. Usiadłem więc obok
niego i założyłem noge na noge.
- Więc… - zacząłem. – Jak masz na imię? – znów się
uśmiechnął. Miał piękny uśmiech, dobrze by było poczuć go w sobie… Miła
odmiana.
- Tom. – odpowiedział z uśmiechem. Wciąż na mnie patrząc
położył mi delikatnie rekę na nodze i zaczał nią pocierać. Uśmiechnąłem się
zalotnie popijając swojego drinka.
- Mm, ładne imię, Tom. – powiedziałem. Starałem się brzmieć
zmysłowo i nie było to wcale takie trudne. Chyba na mnie reagował…
- Dzięki, a powiesz mi jakie jest twoje piękne imię? –
zapytał w końcu. Uśmiechnąłem się popijając znów.
- Moje piękne imie to… - kolejny mój słodki uśmiech. – Bill.
– powiedziałem w końcu. Otworzył szeroko oczy.
- Jesteś… facetem? – czyżbym wykrył w jego głosie
zainteresowanie?
- Oczywiście. – powiedziałem znów z uśmiechem.
- Hm… - mruknął. – Chyba możemy poeksperymentować… -
stwierdził znowu z uśmiechem. Zaśmiałem się.
- Bycie facetem wiąże się z posiadanie czegoś z grubsza
innego niż…
- Wiem. – przerwał mi. – Lubię nie tylko dziewczyny. – Nie
mogłem się nie uśmiechnąć.
- Hm… - teraz ja mruknąłem oblizując usta. – Napiłbym się
czegoś… - stwierdziłem niby od niechcenia. Uśmiechnął się i skinął na kelnerkę
przechodzącą akurat obok.
- Na co masz ochotę? – zapytał uprzejmie.
- Może, dżin z tonikiem?
- Dżin z tonikiem. – powiedział do kelnerki z uśmiechem. Po
chwili otrzymałem swojego drinka. Znów oblizałem usta patrząc na niego.
Wypicie alkoholu zajęło mi kilka minutek, po czym z
uśmiechem powiodłem go do siebie. Jak zawsze zamknąłem drzwi na klucz. Niemal
natychmiast poczułem w talii jego dłonie. Uśmiechnałem się. Zjechał nimi na mój
brzuch i musnął ustami szyję. Po chwili delikatnymi ruchami pozbył się ze mnie
mojej bluzki. Przejechał dłońmi po mojej klatce piersiowej i zatrzymał ręce na
biodrach. Pochylił się i pocałował oba moje sutki. Pomyślałem, że może będzie przyjemnie.
Był delikatny, do momentu w którym złapał mnie za ramiona i nie rzucił mnie na
łózko. Szybko zdjął ze mnie wszystkie ciuchy i ze sobą zrobił to samo. Potem
wskoczył na mnie i spojrzał mi w oczy z uśmiechem. Znów stał się delikatny,
pieścił moje ciało, widać było, że wie jak to robić, żeby drugiemu było dobrze.
W końcu nasze usta spotkały się ze sobą. Całowaliśmy się mocno i długo.
Rzadkością było coś takiego. Zazwyczaj klienci chcieli przechodzić od razu do
rzeczy. On po chwili zszedł na moją szyję, a potem na ramiona. Wodził językiem
po skórze. Widać było, że przyszedł tu nie po sam orgazm tylko po w pełni
przyjemny stosunek. Zamruczałem z prawdziwej przyjemności kiedy zassał mój
sutek w usta. Potem poprosił, POPROSIŁ zauważcie, żebym zrobił mu loda. Klęczał
przede mną na łózku a ja na klęczkach pochyliłem się i chwyciłem delikatnie
jego przyrodzenie w dłoń i polizałem całość od nasady do samej góry. Usłyszałem
jak jęknął głośno.
- Ooo… - uśmiechnąłem się i wsadziłem go sobie głęboko do
gardła. Zacząłem mu obciągać najpierw powoli, a potem coraz mocniej. Zaczał
delikatnie poruszać biodrami wciąż wzdychając. Zacząłem mruczeć zadowolony. Był
duży i twardy, tak to ja lubię. Pomagałem sobie trochę ręką, bawiłem się jego
jądrami na co zareagował szerokim uśmiechem i jękiem. Potem w pewnym momencie
odsunął mnie od siebie i przyciągnął do siebie. Znów się całowaliśmy. Objąłem
go w pasie masując dłońmi mięśnie jego pleców. On zaczął ugniatać moje
pośladki.
- Mmm… - mruknąłem. – Dziwne, nie traktujesz mnie tak jak
inni…
- To znaczy jak? – odparł wpijając się w moją szyję.
- Nie jesteś gwałtowny… - westchnąłem. – Robisz wszystko z
wyczuciem, nie rzuciłeś się na mnie jak na żarcie… - zachichotał. W następnej
chwili przygwoździł mnie mocno do łózka.
- Jeśli wolisz, mogę stać się brutalny… - wyszeptał mi do
ucha. – Ktoś potraktował cie kiedyś źle? – zapytał łaskocząc moją szyję swoim
oddechem.
- Zdarzało się… - przyznałem. Bywało tak, że byłem po prostu
rżnięty jak jakaś maszyna do ruchania. Gość się nie przejmował, że zaczynam
krwawić z odbytu, jechał dalej… Wtedy nie umiałem pohamować wrzasku…
- Nie wolno źle traktowac takiego piękna jakim jesteś ty… -
wyszeptał, a mnie zatkało. Co on powiedział…? Po chwili poczułem miedzy nogami
jego dłoń. Oślinionymi palcami zaczął zataczać kółeczka wokół mojej dziureczki.
Spojrzał na mnie. – Wydajesz się być zszokowany moimi słowami. – stwierdził. Nic
nie odpowiedziałem. – Wychodzę po prostu z założenia, że dziwka też człowiek.
Też czujesz ból, prawda? Nie obchodzi mnie dlaczego to robisz. Ciesze się, że
mogę za drobną opłatą bezkarnie dotykać i bzykać kogoś tak ponętnego… -
wymruczał podniecająco.
- Ta drobna opłata wynosi 500€. – powiedziałem z uśmiechem.
Uniósł brew do góry uśmiechając się.
- Drogi jesteś, nie ma co. – nic nie powiedziałem. Leżeliśmy
tak spokojnie patrząc na siebie. – Masz jakiś żel? – zapytał w pewnej chwili.
- Tak, stoi obok. – uśmiechnąłem się. Wziął go i nalał sporą
ilośc bezpośrednio na moja dziurkę i rozsmarował dokładnie. Przyjemnie… Chwilę
później wsunął się we mnie gładko, a ja mruknąłem zadowolony.
- Podczas gry wstępnej mogę być delikatny, ale jeśli mam się
bawic to na ostro. – powiedział mi na ucho i przygryzł je delikatnie. Zaczał
mocno się poruszać, ale nie bolało mnie to. Miał znakomity poślizg dzięki
żelowi. Rozłożyłem szeroko nogi i jęczałem słodko mu do ucha. Poruszał się
coraz mocniej a ja dochodziłem… Pierwszy raz od dłuższego czasu było mi tak
naprawdę dobrze. Niespodziewanie chwycił mojego członka i zaczął mnie pieścić,
co wywołało w moim ciele szereg reakcji. Wiłem się i jęczałem jak suka. Sam
zacząłem nabijać się mocno na jego członka i szeptać sprośne rzeczy.
- Och, bierz mnie, Tom! Przeprz mnie, rżnij jak prawdziwą
dziwkę! Chce cię czuć mocno, weź mnie mocno, Tom! Aż zaboli! – z szerokim
uśmiechem spełnił moją prośbę. Zaczął brać mnie tak ostro, że naprawdę
momentami bolało. W końcu jednak musiał nadejść koniec. Pchnął mocno po raz
ostatni i znieruchomiał, a ja w tym samym momencie zacząłem tryskać na jego
brzuch. Opadł na mnie wycieńczony. Ja tez leżałem wyczerpany. To było cos
niesamowitego, coś na co czekałem ten czas. Uwielbiałem seks jak każdy facet,
ale prawdziwy seks. Z młodym menem z dużą pokaźną pałą, nie z dziadkami, którzy
praktycznie nie mają czym się pochwalic.
- Zapamiętaj to, słodki… - powiedział mi do ucha. Oj,
zapamiętam, możesz być tego pewny… Potem wstał i zaczął się ubierać. Wciąż
głęboko oddychał, ja wciąż leżałem na łózku roznegliżowany. Kiedy był już
ubrany podszedł jeszcze do mnie i pochylił się nade mną. Spojrzeliśmy sobie w
oczy. Musnął jeszcze moje wargi swoimi, na co przymknąłem oczy, a potem
oblizałem usta. Rzucił mi na stolik odliczoną sumkę.
- Do zobaczenia, słodki. – powiedział z uśmiechem i wyszedł.
A więc mam rozumiec, że jeszcze się spotkamy? Będę czekał…
22 października 2013
13. Fantastyczny pomysł Czarnego.
Wiem, że długo nic nie było, ale nie miałam kompletnie dostępu do neta. Ale teraz notka już jest i to dość długa jak mi się wydaje i ciekawa. ^^ Miłego czytania. x]
Tom
Minął już miesiąc, a ja nadal nie mogę się przyzwyczaić.
Jest tak inaczej niż zwykle… Pewnie dlatego, że Bill jest wyjątkowy. To moja
perełka. Dbam o nią tak dobrze jak tylko mogę. Chyba naprawdę się zakochałem.
Skoro potrafię być zazdrosny o te wszystkie spojrzenia rzucane w jego stronę
gdy idzie korytarzem. Wcześniej tego nie zauważyłem, ale laski za nim też się
oglądają. A on uśmiecha się wtedy do mnie, dając do zrozumienia, że widzi tylko
mnie. Z resztą to nic dziwnego. On jest po prostu uroczy. Ten jego uśmiech… Za
każdym razem gdy go widze, jak idzie i już z daleka się do mnie śmieje, nie
mogę się nie uśmiechnąc. Jest mój, ufa tylko mi. W szkole tylko się do siebie
uśmiechamy, nie chcąc by ktoś zaczął coś podejrzewać. Rozmawiamy normalnie, ale
nawet to dla ludzi w klasie jest co najmniej dziwne, bo on nigdy nikogo do
siebie nie dopuścił. Kiedy Georg mnie o to zapytał, odpowiedziałem krótko…
- Widocznie nikomu tak naprawdę nie zależało, żeby do niego
dotrzeć, albo po prostu nikt nie włożył w to odpowiednio dużo wysiłku. –
chodziło mi o to, że odpuszczali na samym starcie. Ja trochę się pomęczyłem, a
teraz mam ten skarb przy sobie.
Uwielbiam gdy się do mnie tuli. Czuję wtedy zapach jego
włosów. Jestem wtedy spokojny, wiem, że nic złego stać się nie może. Zakochanie
to naprawdę przepiękny stan…
Ale ma jeden malutki mankament.
Przesłuchanie u Josta odbyło się jakieś dwa tygodnie temu i
obaj wyszliśmy świetnie. Wystąpiliśmy razem jako duet. Kiedy przyszło do
prezentowania wyników, całe nogi mi się trzęsły, pod samą dupe. Bill jednak mój
kochany wydawał się być spokojny. Nic nie zdradzało, że w jakikolwiek sposób
się denerwuje. W końcu….
- Panowie Bill i Tom Kaulitz! – wystąpiliśmy. – Gratulujemy!
– na chwilę zapomniałem co się dzieje. Czy to oznacza, że przedostaliśmy się
dalej?! Spojrzałem na Billa w tej samej chwili, w której on spojrzał na mnie. Z
promiennym uśmiechem rzucił mi się w ramiona. To to ja lubię. Wylecieliśmy na
dwór rycząc z radości. Tuliliśmy się i śmialiśmy w głos, aż w końcu po prostu,
z minuty na minutę, płynnie przeszliśmy do pocałunków. Najpierw delikatne
muśnięcia, potem cmoczki, a na końcu głęboki namiętny całus. Na sam koniec
mocno się przytuliliśmy. Byłem uszczęśliwiony nie tyle tym, że się dostaliśmy,
ale tym, że mogłem widzieć jego rozradowana twarzyczkę. Owszem, od jakiegoś
czasu, odkąd jesteśmy razem, uśmiecha się cały czas, ale tak radosnego jeszcze
go nie widziałem.
Tego wieczoru miał wolną chatę. Jego rodzicę wychodzili
gdzieś razem raz w tygodniu, więc my mieliśmy wtedy czas na… Wiadomo co.
(uśmiech dinozaura xD) Tym razem też tak było. Zaprowadził mnie do swojego
pokoju, trzymając mnie za ręce i uśmiechając się tajemniczo. Coś czułem, że
czeka mnie nie mała niespodzianka. Też się szczerzyłem, a jakże. Otworzył w
końcu drzwi swojego pokoju i weszliśmy. Zauważyłem, że zamknął je za nami na
klucz od wewnątrz.
- Dlaczego nas zamykasz? – spytałem gdy zasłaniał rolety w
oknach. Uśmiechnął się po raz kolejny zerkając na mnie.
- Żeby nikt nam nie przeszkadzał. – powiedział podchodząc do
mnie kocimi ruchami, które uwielbiałem, tak nawiasem mówiąc…
- A dlaczego zasłoniłeś okna? – kolejne pytanie. Uśmiechnął
się uwodzicielsko. Ten wzrok już znałem i już wiedziałem co będzie dalej.
- Żeby nikt nas nie podglądał, kotku… - szepnął i popchnął
mnie na swoje łózko. Zaznaczam, że światło było zapalone. Co do tej pory
jeszcze się nie zdarzyło, w pokoju zawsze był połmrok. Mmm, drapieżny się
zrobił. Ale podoba mi się to jak nic.
Patrzyłem na niego z pozycji leżącej. Oblizując wargi
patrzyłem jak nachyla się nade mną i wsuwa mi dłonie pod szeroką koszulkę. Były
takie ciepłe i zwinne. Szybko pozbawiły mnie jej. Usiadł okrakiem powoli na
moich kolanach i patrząc na mnie zaczepnie pochylił się i wziął w usta jeden
mój sutek.
- Ooch… - westchnąłem odchylając głowę do tyłu. Zamknąłem
oczy i pozwalałem mu na wszystko. Za każdym razem było nieziemsko i wiedziałem,
że tym razem będzie tak samo. Jego dłonie błądziły po moim ciele delikatnie
muskając skórę. Podniósł się nieco i spojrzeliśmy sobie w oczy. Znów ten
uśmiech. Po raz kolejny się nade mną pochylił i zawisł tak na moment… Potem
pocałował mnie tak namiętnie, że zakręciło mi się w głowie… Przeciągnął
językiem po moich ustach. Położyłem się płasko, gdyż do te chwili podpierałem
się na łokciach. Przywarliśmy do siebie mocno, nie chcąc puszczać się
wzajemnie. Zdarłem z niego po prostu ten jego topik. Oczywiście pozostał w
jednym kawałku, chyba by mnie zaczaił, gdybym go przypadkiem uszkodził. Zamruczał
cicho jak dziki kocur. Czułem całym sobą jaki jest już napalony. Ale nie
pozwalał mi się zbliżyć do jego przyjaciela. Kiedy z zniecierpliwionym
pomrukiem ścisnąłem go w końcu za krocze, usłyszałem jak szepcze mi do ucha.
- Jesteś niegrzeczny, Tommy… - tak seksownego szeptu jeszcze
nie słyszałem. Popatrzyłem mu w oczy i wbiło mnie w łózko. Zacząłem się gotować
w środku. Pragnął mnie dziką rządzą i czułem to całym sobą. Czy on będzie mi
kazał… wejść w siebie? Przecież ja tego nigdy nie robiłem! Nieważne z kim.
Chyba zauważył moją panikę w oczach, bo uśmiechnął się i lubieżnie oblizując
wargi zaczął zsuwać się w dół nad mój rozporek. To mnie troche oszołomiło.
Zgrabnymi ruchami schodził w dół wciąż patrząc mi w oczy, a ja… ja poczułem, że
mój mały Tommy nie miesci mi się już w gaciach.
Rozpiął sprawnym ruchem moje spodnie i już w następnej
chwili zostałem ich bezdyskusyjnie pozbawiony. Cmoknął mnie znowu w usta i
wrócił nad mojego kutasa. Poczułem na sobie jego zgrabną szczupłą dłoń. Znów
westchnąłem dając upust podnieceniu. W następnej chwili poczułem coś innego…
Spojrzałem i zobaczyłem że przejeżdża po nim… zębami! Drgnąłem, krew uderzyła
mi do głowy. Zacząłem płytko oddychać, wpatrywałem się w niego jak w obrazek.
Uśmiechnął się rozbawiony patrząc na mnie. Zaczął powolutku rozpinać swoje
spodnie doprowadzając mnie do szewskiej pasji. Widząc, że robi to specjalnie
warknąłem po prostu i rzuciłem się na niego. Z cichym piskiem zaskoczenia
plasnął na łóżko pod moim ciężarem. Sciągnąłem migiem te obcisłe rurki i
patrzyłem na niego.
- Nigdy tak ze mną nie pogrywaj, Bill. – wydyszałem. Znów
ten seksowny uśmiech.
- Uwielbiasz to. – usłyszałem. Sapnąłem nie mogąc już
wytrzymać.
- Zróbże coś, bo cie tu zaraz zgwałcę. – wydyszałem znów.
- To by było bardzo ciekawe… - mruknął patrząc na mnie
zalotnie i wyślizgnął mi się z rąk i odwrócił mnie tak, że oparty leżałem na
poduszkach o ścianę. On z boku klęcząc przy mnie zsunął ze mnie bokserki i
spojrzał na moją męskość. Zamruczał cicho. Czekałem niecierpliwie na ego
rączkę. Pieściliśmy się wzajemnie całując się, tak to mniej więcej zawsze
wyglądało. Ale było świetnie i błagałem Boga, by to nigdy się nie skończyło.
Uzależniłem się od niego.
Czekałem na jego rączkę, ale się jej nie doczekałem. Za to
dostałem coś o wiele lepszego… czego się nie spodziewałem…
- Bill! – jęknąłem odrzucając głowę do tyłu. Klęcząc nadal
obok mnie wypiął się do przeciwległej ściany i nachylił się. W chwilę później
poczułem gorąco i wilgoć. Zaczął brać go szybko i ssać mocno. Robił też pewien
użytek ze swoich rączek. Jedną bawił się moimi jądrami a drugą muskał skórę na
brzuchu i biodrach.
Myślałem, że oszaleję. Robił to z taką wprawą, że aż
odlatywałem. Wiedział co musi zrobić, że pobudzić mnie maksymalnie i wychodziło
mu to w 100%. Brał go całego do ust nie zważając na to, że się krztusi, a mi
się to bardzo podobało. Ścisnąłem go mocno za pośladek, a druga ręką złapałem
go za włosy i wchodząc w jego usteczka jeszcze głębiej. Nie protestował, brał
mnie bez żadnego mruknięcia. To znaczy mruczał i jęczał z pełnymi ustami, ale
to bardziej przypominało, podniecenie i pragnienie jeszcze więcej wziąć do ust.
Puściłem jego włosy wbijając palce w materac. Moje jęki było słychać już chyba
w całym domu. On też głośno dawał znać, że bardzo mu się to podoba. Brał go z
takim namaszczeniem, lizał i całował, że aż traciłem kontakt z rzeczywistością
na moment. Żadna laska tak nie obciąga.
Czułem że już nie długo a skończę. Nie panowałem jednak już
nad soba, jęczałem tylko a raczek krzyczałem raz po raz patrząc na niego.
Przyjemność która narastała była nie do opisania. Wsunąłem mu rękę w bokserki i
odnalazłem jego dziurkę. Zaczałem zataczać wokół niej kółeczka palcem, który
uprzednio pośliniłem. Tak wiem, do tego byłem przytomny. Ale myślałem tylko o
jego ciele, nic innego w tym momencie nie istniało. Chciałem go mieć. I miałem,
miałem jego usta na wyłączność.
Kiedy poczuł mój palec na swojej dziurce zajęczał dźwięcznie
z kutasem w buźce. Nacisnąłem delikatnie na zwieracz i poczułem jak się spiął.
Jęknął znów i rozluźnił się, a potem znowu spiął. Poruszał przy tym seksownie
bioderkami. Wiedziałem, że to sprawia mu niezłą przyjemność. Ciekawe czy robił
to już kiedyś… Nie zdziwiłbym się, gdyby nie był już prawiczkiem, przynajmniej
od tylca. Byłem co raz bliżej finału i wiedziałem, że już długo nie wytrzymam.
Nacisnąłem mocniej jego dziurkę i opuszek palca wszedł w niego delikatnie.
Wsunąłem do środka środkowy palec, na co z jego ust wydarł się głośny okrzyk
stłumiony przez mój członek którym cały czas się zajmował. Przestraszyłem się
trochę i ostrożnie wysunąłem go z niego. Wymamrotał coś niezrozumiale.
- Coo? – wydyszałem gładząc jego tyłek.
- Wsuń palec głęboko! – wystękał poruszając seksownie
biodrami. Wytrzeszczyłem oczy ale natychmiast spełniłem jego prośbę. On
natychmiast znów zajął się moim kutasem, a ja pośliniłem palec i nacisnąłem na
jego wejście uprzednio zsuwając z niego bokserki. Włożyłem cały palec i
zacząłem nim poruszać. Dźwięki jakie z siebie wydawał, były najpiękniejszą
muzyką dla uszu. Oczytałem się trochę na ten temat i pisali, że to boli przez
jakis czas od rozpoczęcia, ale on wypinał się jeszcze bardziej. Więc chyba go
to nie bolało. Zaczałem wsuwać drugi palec. Kiedy poruszałem nimi znów krzyknął
i rozstawił szerzej nogi. Chyba te słodkie jęki sprawiły, że niemal natychmiast
doszedłem w jego ustach. Kilka sekund, ale wszystkie poprzednie jakie
przeżywałem z laskami były niczym w porównaniu z ta rozkoszą jaką sprawił mi
teraz Billy. Mój Billy.
Spił wszystko dokładnie i wylizał mnie doszczętnie nie
pomijając najmniejszej kropelki spermy. Czułem się wypompowany, ale nadal
dbałem o jego dziurkę. Wypinał się wciąż, teraz spoglądając na mnie i moją rękę
w jego tyłku przez ramię, jęcząc i stękając. Co jakiś czas jęczał moje imię i
jakies sprośne słówka. Na przykład powiedział cos takiego…
Kiedy ustawiłem go do siebie tyłem na klęczkach, on ułożył
się na jednym barku i spoglądał na mnie.
- Co tak patrzysz, czarnulku? – zapytałem i pochyliłem się
przygryzając jego pośladek. Jęknął drżąc na całym ciele.
- Chcesz wiedzieć co teraz sobie wyobrażam? – wyszeptał z
miną którą do tej pory widziałem tylko raz… W tamtym śnie… Pokiwałem tylko
głowa wpatrując się w niego i nadal poruszając palcami. – Wyobrażam sobie… -
zaczał i urwał przygryzając wargę. Specjalnie to robił. – Że klęcze nie na
łóżku tylko na ławce w szkole. Ty robisz mi dobrze, a wszyscy stoją dookoła i
patrzą na nas… I zazdroszczą mi ciebie… - oczy miałem jak 5 złotych.
Uśmiechnąłem się jednak. Jestem dla niego aż tak drogi, że uważa, że ludzie
powinni mu mnie zazdrościć? Naprawdę tak o mnie myśli?
W odpowiedzi pochyliłem się i przeciągnąłem językiem wzdłuż
jego kręgosłupa. Westchnął, szepcząc moje imię. Uwielbiałem to. Jego ciało
błyszczało już od potu, moje z resztą też. Po nie dawno przeżytym orgazmie. On
teraz jednak dochodził. Odnalazłem to strategiczne miejsce wewnątrz niego i
uciskałem je rytmicznie doprowadzając go na sam szczyt. Jęczał bezwstydnie
głosno, nie przejmując się niczym, że ktoś mógłby go usłyszeć. Po kilku
sekundach dosłownie jego jęki stały się jeszcze głosniejsze az w końcu przeszły
w krzyk i rozluźnił się… Wyciągnąłem z niego ostrożnie palce, tyłeczek w tym
miejscu miał delikatnie zaróżowiony. Ułożył się na boku, a ja spostrzegłem jego
spermę rozlaną na pościeli. Przyszło mi na myśl, czy chciałby, żebym jej spróbował,
w końcu moją zlizywał sobie z rąk za każdym razem, a teraz połknął ją
bezpośrednio. Jednak chyba nie byłem jeszcze na to gotowy…
- Nie musisz tego robić. Nie każdemu smakuje cudze nasienie.
– spojrzałem na niego. Patrzył na mnie z najpiękniejszym uśmiechem jaki
widziałem.
- Zastanawiałem się czy chciałbyś… - zaczałem kulawo.
Podniósł się i położył mi palec na ustach.
- Cii… - szepnał. – Nie wymagam tego od ciebie. Do niczego
nie chcę cię zmuszać. Tak samo nie każdy lubi grzebać gołymi palcami w czyimś tyłku.
Tobie to chyba odpowiada. – powiedział znów z tym zadziornym uśmiechem.
- Ma się rozumieć. – powiedziałem śmiejąc się i całując go
mocno. Przyciągnąłem go do siebie i mocno, mocno przytuliłem. Westchnął cicho.
– Uważasz, że ktoś powinien ci mnie zazdrościć? – zapytałem po cichu.
Usłyszałem jak zachichotał.
- Oczywiście. – odpowiedział spoglądając teraz na mnie.
Pogładził mnie po policzku. – Każdy powinien mi cię zazdrościć. Bo jesteś
wspaniały. Jesteś mój.
- Jestem twój. – potwierdziłem patrząc mu w oczy, na co
uśmiechnął się delikatnie. Wtulił się we mnie z tym uśmiechem, zaczał
delikatnie go kołysać gładząc po włosach. – Tom? – usłyszałem po chwili.
- Tak, kochanie? – wymruczałem.
- Podoba ci się moje ciało? – zamrugałem ze zdziwienia.
- Oczywiście, co to w ogóle za pytanie? – odsunął się ode
mnie nieco żeby na mnie spojrzeć.
- A co ci się we mnie podoba? – śmiertelnie poważny ton.
Zastanowiłem się.
- Tyłek. Zdecydowanie. – zaczałem wymieniać. – Twarz, masz
piękną twarz, oczy, usta, mały nosek… - uśmiechnął się. – Dłonie. Zgrabne,
długie palce. I długie, zgrabne nogi. – zakończyłem. Teraz spuścił głowę lekko
zawstydzony.
- Naprawdę? – mruknął pod nosem.
- No naprawdę. – cmoknąłem go w ramię. – O, jeszcze
zapomniałem o szyi. Długa szyja, aksamitna skóra. Mrr… - zamruczałem mu do
ucha. Zachichotał. – Dowartościowałem cię? – zażartowałem. Spojrzał na mnie. Zarzucił
mi ręce na szyję i powiedział.
- Nie musisz mnie dowartościowywać, Tommy. Pytałem bo… -
urwał.
- No? – zachęciłem go do kontynuowania.
- No bo ktoś zaproponował mi profesjonalna sesję zdjęciową.
– zerknął na mnie. Uniosłem brwi do góry.
- Profesjonalną sesję zdjęciową? – zapytałem zaskoczony. –
No wcale się nie dziwię. – uśmiechnąłem się w końcu. On też się uśmiechnął
wciąż zerkając na mnie z boku. – Co, chcesz wiedzieć, czy się zgodze? A co to
takiego, przecież nie tobie jednemu będą robić zdjęcia. – znów się uśmiechnął,
ale tak jakoś niepewnie.
- Tom, to nie jest zwykła sesja zdjęciowa. – powiedział.
Zmarszczyłem brwi.
- A jaka? – nie rozumiałem o co chodzi. Przecież każdy wie
mniej więcej jak taka sesja wygląda, prawda? Ubierają delikwenta w jakies
fraczki i go fotografują. No, chyba, że…
Oczy wyszły mi na wierzch.
- COOO??? – po minie Billa można było się zorientowac, że
już wie, że się domyśliłem.
- Tommy, skarbie mój najdroższy… - zaczał trochę wyższym
głosem niż zazwyczaj.
- Nie ma mowy! – zakomunikowałem mu wpatrując się w niego ze
złością.
- Ale dlaczego? – zajęczał patrząc na mnie żałośnie.
- Nikt obcy, co ja mówię, W OGÓLE NIKT NIE BĘDZIE OGLĄDAŁ
CIE NA GOLASA!!! – spuścił głowę.
- Tommy… - zaczął znów, uśmiechając się przymilnie.
- NIE.
- Ale, skarbie, kotku…
- NIE, POWIEDZIAŁEM.
- No, ale dlaczego, no?! – zaskrzeczał jak małe dziecko.
- Bo nie. Nie będziesz latał nago przed jakimś zboczeńcem!
- To nie jest zboczeniec, opanuj się, Tom!
- Nie?! A kto normalny robi ludziom gołe foty?! – załkał
znowu chcąc mnie przekonać.
- Ale ja tam nie będę całkiem nagi. – powiedział po chwili.
- Całkiem to znaczy co?
- No…
- Będziesz miał gacie na dupie?
- No nie…
- No to jak nie całkiem goły?!
- To nie o gacie chodzi! – zaperzył się. – Tam, gdzie będzie
widać… te rzeczy… coś wstawią. Ten facet mi już co nie co opowiedział na ten
temat. Na przykład. Będę stał w studio, ustawią mnie w jakiejś pozie, a tam… -
gestem pokazał na swój krok. – Ustawią coś, np. kwiata, albo jakiś inny
rekwizyt. Opowiadał mi też o czymś takim jak, ustawią mnie za rurą i ona będzie
zasłaniała mi to czego widać nie powinno. Albo włączą nawiew, żeby to ładnie
tak ująć i kawałek materiału mi dadzą i pokażą jak mam go sobie tam ułożyć. – w
miare jak mi opowiadał mnie co raz mocniej buzowała krew. On chyba zgłupiał. W
życiu się na to nie zgodze, ani z kwiatem ani bez.
- Chyba za dużo krwi ci z mózgu odpłynęło. – powiedziałem
patrząc na niego morderczo.
- No ale nie będzie mic widać na zdjęciach.
- Jak nie będzie?! Może na samych zdjęciach nie, ale oni
sobie tam pooglądają! Nie ma mowy.
- Tommy, proszę. – zrobił minkę.
- Nie. – musiałem odwrócił głowę żeby na niego nie patrzeć.
Zawsze używał tej minki żeby coś na mnie wymóc.
- Tommy, skarbie… - zaczał mruczeć mi do ucha, całować i
przytulać.
- Nie, Bill, nie będziesz uprawiał żadnej pornografii. –
zakomunikowałem pewnym głosem.
- Ale to nie jest żadna pornografia! To są artystyczne
zdjęcia, jakoś inni nie mają z tym problemu…
- Artystyczne zdjęcia. Artysta się znalazł. Wiesz gdzie
takich artystów można znaleźć?! – zrobił oburzoną minę. – Nikt nie będzie cię
oglądał, koniec kropka. Co, moje oczy ci nie wystarczą, innemu jakiemuś zbokowi
musisz się pokazać?! – założył ręce na piersi i odwrócił twarz. Obrażony! No
patrzcie, państwo. To ja powinienem się obrazić za to, że w ogóle o czymś takim
pomyślał!
- Czyli się nie zgadzasz.
- Oczywiście, że nie. – powiedziałem patrząc na niego
uważnie.
- No to musze cię poinformowac, że nie masz za wiele do
gadania, bo ja JUŻ SIĘ ZGODZIŁEM na tą sesję. Myślałem, że będziesz w stanie
mnie wesprzeć, ja nie widzę w tym nic tak złego, trudno, skoro nie chcesz się
zgodzić to się nie gódź, pierwsze spotkanie za tydzień we wtorek. –
zakomunikował mi i wstał z łóżka. A mnie kopara opadła.
- JAK TO JUŻ SIĘ ZGODZIŁEŚ?! – wypaliłem. – Co, ja nie mam
za wiele do gadania, to po cholere mi o tym mówisz? Nic złego upadłeś na
głowę?! Palcami cie będą wytykać…!
- Gówno mnie obchodzi to co pomyślą sobie ludzie! –
krzyknął. – Chcę czegoś spróbować, powinieneś stanąc za mną, a nie mnie
dyskryminować…
- Ja cie dyskryminuję, oszalałeś? Ja się o ciebie martwię!
Nie słyszałes co się tam dzieje na takich sesjach? Wykryją jakąś fikcyjną
niedoskonałość, w najlepszym wypadku gość będzie ci kazał za jej usunięcie
zrobić sobie loda! – sapnął wściekły.
- Wiem, że zdarzają się takie przypadki, uważasz, że bym to
zrobił?!
- Oczywiście, że nie! Chodzi mi o to, że ktoś może zrobić ci
tam krzywde, do chuja! – ukrył twarz w dłoniach. Na moment zapadła cisza.
- Tom. – powiedział tym razem spokojnie podchodząc do mojego
łóżka. – Tommy…
- Nie. – powiedziałem od razu. – Jeśli to zrobisz, będzie to
znaczyło, że nic cie nie obchodzi co czuję.
- Daj mi powiedzieć, proszę! Tommy, nie w każdej agencji są
zboczeńcy i pedofile, proszę cię, kochanie, pozwól mi spróbować. – westchnąłem.
Ile mam mu tłumaczyć…? – Tommy, obiecuję, obiecuję, że ze wszystkiego będę ci
zdawał szczegółowe relacje, nie pominę najmniejszego szczegółu, żebyś się nie
martwił. Jeśli coś się stanie, przysięgam, że od razu zrezygnuję, nawet nie
będę się zastanawiał, proszę, Tommy!
- Ale co z tego, że będziesz mi opowiadał. Billy, ja cie
znam. Jeśli coś się wydarzy ty mi o tym nie powiesz. Bo nie będziesz chciał,
żebym się martwił. I nie zrezygnujesz bo ci zależy. Chyba bardziej na tym
gównie niż na mnie.
- Nie mów tak. – szepnął. Znów ta smutna mina, nienawidze
jej.
- Bill. – chwyciłem jego twarz w dłonie. – Ja cię proszę,
odpuść to sobie. Jak już coś się stanie już będzie za późno! – spojrzał na mnie
znów z tą samą smutną twarzyczką. – Billy, nie bierz mnie pod włos. – on dobrze
wie, że nienawidzę kiedy się smuci. Spuścił głowę.
- Nie zalezy ci na mnie. – szepnął.
- O nie, mój kochany, tak to my rozmawiać nie będziemy. –
pociągnąłem go do siebie i usadowiłem na sobie. – Zabraniam ci właśnie dlatego,
że mi na tobie zalezy.
- Pozwól mi spróbować, jeśli aż tak się będziesz martwił to
zabiorę cie na te sesje ze sobą. Wtedy na pewno nikt mnie ruszy i nie spojrzy
tam gdzie nie powinien. – otworzyłem szerzej oczy. To nie był wcale taki głupi
pomysł. Już widziałem miny tych fotografów od siedmiu boleści, jak patrzą na
Billa i mnie. Jak oglądam go dokładnie a oni nie mają prawa nawet na niego
zerknąć…
- Dobra. – powiedziałem. W tej chwili zostałem powalony do
tyłu na łózku. Wyciskał mnie tak mocno, że aż zabolały mnie żebra.
- Kocham cię, Tommy! – usłyszałem. Spojrzeliśmy na siebie.
Uśmiechnąłem się niepewnie. – Ja… - zaczął zmieszany.
- Trzeba było powiedzieć wcześniej, złosniku. – pogładziłem
go po policzku. Uśmiechnął się znów tak pięknie i wtulił we mnie najmocniej jak
tylko mogł.
09 października 2013
12. Początek miłości?
Bill
Trochę trudno mi było w to uwierzyć, ale to chyba prawda.
Jesteśmy razem, tak na poważnie. W życiu bym nie pomyślał, że Toma mogą
pociągać chłopcy. Zapytałem go o to nawet.
Siedzieliśmy razem jak zwykle w moim pokoju. Jeszcze nie
byliśmy u niego, chociaż on mnie cały czas zaprasza to ja nie bardzo chcę. Nie
chcę narobić żadnych problemów, czuję się nieswojo u obcych, i chociaż Tom nie
jest dla mnie obcy to jego rodzice owszem. Ślęczałem z nim nad chemią, wciąż ją
wałkowaliśmy. Jutro miał pisać sprawdzian, zastanawiałem się czy cokolwiek
zostało w jego głowie z tego co próbowałem mu do niej wbić. Miałem nadzieję, że
tak.
- Tom, skup się w końcu! – powtórzyłem to zdanie po raz
setny tego wieczora. – Jutro masz sprawdzian, powtarzamy! Zboku!! – krzyknąłem
cicho, kiedy znowu próbował wsadzić mi rękę między nogi. Śmiałem się przy tym
ciągle, co naprawdę było u mnie rzadkością. Teraz uśmiech w ogóle nie schodził
mi w twarzy. To chyba dobrze, co nie?
- Przecież się skupiam. I nie jestem zbokiem! – odparował i
zaczał mnie znowu łaskotać. Zamiast z nim powtarzać wygłupialiśmy się. – Nareszcie się
uśmiechasz. – powiedział w pewnej chwili. Spojrzałem mu w oczy i uśmiechnąłem
się tak jak to robiłem cały czas. Wtuliłem się w jego puchatą bluzę.
- Jeśli jesteś ze mną, nie mogę się nie uśmiechać. –
powiedziałem cicho. Byłem tym naprawdę zszokowany, że potrafię czuć się aż tak
szczęsliwy. Pogładził mnie po włosach, a potem jego ręce znów zaczęły zjeżdżać
na mój tyłek. – Tooom. – zaśmiałem się.
- No co? – udał zdenerwowanego. – Przecież i tak ci już
zwaliłem, a potem o mało się nie seksilismy, nie musisz się mnie wstydzić! –
spłoniłem się lekko.
- Nie wstydzę się. – wymamrotałem z lekkim uśmiechem. Uniósł
moją twarz nieco w góre za podbródek.
- Niee?
- Niee. – zasmiałem się. Też się uśmiechnął i musną
delikatnie wargami moje usta. Mruknąłem cicho zadowolony.
- Jeśli chcesz więcej musisz mi udowodnić, że się nie
wstydzisz. – zakomunikował odchylając się lekko kiedy chciałem pogłębić pocałunek.
- Ale czegoo? – zacząłem się z nim przekomarzać.
- Pokazać mi swojej pały. – wyszczerzył w uśmiechu wszystkie
swoje zęby, a ja znowu się spłoniłem. – Na samo wspomnienie się rumienisz. –
zauważył.
- Nie wstydzę się. – powiedziałem hardo, patrząc na niego.
Uśmiechnął się chytrze pod nosem.
- Udowodnij. – powiedział wyraźnie modelując słowo.
- Jak? – podjąłem zaraz.
- No, nie wiem… - zamyślił się na chwilę.
- Co, może mam zrobić ci tu striptiz? Akurat nikogo nie ma w
domu. – zażartowałem. Ale zaraz tego pożałowałem. Spojrzał na mnie z lubieżnym
uśmiechem. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. – Co? – zapytałem głupio.
- To wcale nie taki głupi pomysł. – stwierdził. Wywaliłem na
niego oczy.
- CO??
- No co co? – zachichotał. – Cicha nastrojowa muzyczka i ty…
Ponętne połączenie… - oblizał się na samą myśl.
- Cichą nastrojową muzyczkę to ja ci mogę włączyć proszę
bardzo. Ale o mnie w tym repertuarze zapomnij.
- Dlaczego? – podchwycił szybko.
- No bo nie. – mruknąłem pod nosem.
- No ale dlaczego? Jesteś szczuplutki, z długimi nogami,
czego ty się wstydzisz, mojego spojrzenia? A kto inny ma cie oglądać jak nie
ja, co?
- Tobie łatwo mówić. – burknąłem. – Ciekawe czy ty byś tak
teraz zwalił przede mną swoje gacie. – znów ten uśmiech.
W następnej chwili wbiło mnie w siedzenie. Tuż przed nosem
miałem jego przyrodzenie, które sekundę wcześniej uwolnił ze spodni i bielizny.
Lekko nabrzmiał, chyba od samego gadania. Wlepiałem w niego oczy oblizując się
bezwiednie.
- No co, zdziwiony? – zarechotał. – Nie boję się obnażać
przed tobą tego co najcenniejsze, bo jesteś tego wart. – spojrzałem na niego,
czująć gulę w gardle. Z podniecenia. – Ja nie jestem? – dodał szeptem.
Popatrzeliśmy na siebie jeszcze przez chwilę, a potem
wstałem, odszedłem dwa kroki i ściągnąłem z siebie t-shirt. To była cała moja
górna część garderoby, którą na sobie miałem. Potem pozbyłem się skarpetek, a
na końcu zaczałem odpinać rozporek wciąż na niego patrząc. W końcu zostałem w
samych bokserkach. Prawda, że widział już mojego kolegę, ale fakt był taki, że
byłem wtedy ubrany. Złapałem za gumkę bielizny i powoli zsunąłem je do samych
kostek i ‘wyskoczyłem’ z nich.
- Jesteś wart… - szepnąłem, na co on podszedł do mnie i
pocałował mnie czule. Wczepiłem się w niego mocno, zrobiło mi się chłodno, szła
zima. Objął mnie mocno i przycisnął jeszcze bardziej schodząc z ustami na moją
szyję. Zacząłem delikatnie ocierać się swoim kroczem i krocze Toma na co
zareagował bardzo entuzjastycznie. Jęknął mi w usta i ścisnąl za goły pośladek.
– Zimno mi Tommy… - mruknąłem robiąc do niego słodkie oczka. Uśmiechnął się i
poprowadził mnie na łózko na które obaj się położyliśmy. W następnej chwili
spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie a potem… sam zwalił wszystkie ciuchy i
ułożył się obok.
- Dlaczego się rozebrałeś? – zapytałem. Wyszczerzył się.
- Tobie też coś się chyba należy, nie? – powiedział otulając
mnie poduszkami i kołdrą. Uśmiechnąłem się.
- Skoro mi się należy to… - urwałem celowo, przyglądając się
jego członkowi. Przejechałem lekko po nim jednym palcem. Westchnął dźwięcznie.
- Bill, nie igraj z ogniem. – usłyszałem przy uchu. Poczułem
ponownie jego rękę na tyłku. Zjechał nią pod moje kolano i podciągnął mi ja
nieco w górę do brzucha, a potem zsunął ją z powrotem na pośladek, z tym, że
teraz gładził palcem delikatnie obszar skóry między moimi jajkami a wejściem. Uśmiechnąłem
się błogo. Zaczął na powrót całować moją szyję i rytmiczne uciskał tamto
miejsce.
- Tommy… - stęknąłem. – Przestań, bo zaraz zaświnię sobie
łózko! – wyjęczałem. W ogóle nie dotykał mojego penisa, a czułem wyraźnie, że
zaraz dojdę. Poddałem się i jeszcze bardziej podciągnąłem nogę. Przyspieszył i…
- Aach… - westchnąłem głośno i to był finał. Leżałem przez chwilę nieruchomo,
gdy on powiedział szeptem…
- Nie wiem, ale przeczytałem gdzieś, że jeśli to się robi,
można dojść bez zbędnego dotykania się… - otworzyłem jedno oko i uśmiechnąłem
się szeroko.
- To prawda. – przyznałem. – Jak widać z resztą. – dodałem
patrząc na swoje nasienie na łóżku.
- Będą zajebiste śladu w ultrafiolecie! – zarechotał Tommy.
Pacnąłem go w ramię.
- Zajebista będzie mina rodziców, jeśli to zobaczą. –
powiedziałem. Spojrzałem na niego. – Tom?
- Tak? – odpowiedział miękko gładząc mnie po policzku.
- Jak to się stało, że ty masz chłopaka? – powiedziałem i
obaj wybuchnęlismy smiechem. Nieźle skonstruowałem to pytanie.
- Sam nie wiem. – powiedział w końcu. – Żaden facet mnie
nigdy nie pociągał, ani nie pociąga teraz. – zamrugałem. – Oprócz ciebie i to
jest bardzo dziwne. Jesteś jedynym facetem, który tak na mnie działa, że czuję
się pijany kiedy jestem z nim, a pusty w środku kiedy go ze mną niema. –
uśmiechnąłem się znowu lekko wciąż na niego patrząc. Przytuliłem się znów do
niego. Przygarnął mnie natychmiast.
- Nie jest ci zimno, skarbie?
- Nie. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Po tych
rewelacjach było mi gorąco.
- Możesz być spokojny, Billy. – zerknąłem na niego. – Żaden
facet nie dorasta ci do pięt. – zasmiałem się cicho w jego ramię.
- A dziewczyny? – wyszeptałem po chwili.
- Na dziewczyny też nie zwracam większej uwagi. I to też
jest dziwne. Ale nieważne, kocurku mój, ty jesteś najważniejszy. – powiedział
całując mnie mocno. Zarzuciłem mu nogę na biodro na co zamruczał cicho jak taki
kocurem, którym mnie nazwał. Złapał mnie pod udo i gładził skórę kciukiem.
- Może masaż, co? – wymruczałem mu niskim głosem. Zaśmiał
się bezgłośnie co odebrałem jako zgodę. Chyba tylko nie spodziewał się jakiego
rodzaju będzie ten masaż.
Wciąż patrząc mu w oczy, zjechałem dłonia z jego klatki
piersiowej i nakryłem nia jego krocze. Trwałem tak przez chwilę wciąż na niego
patrząc. On też nie odrywał ode mnie wzroku. Zacząłem poruszać otwartą dłonią w
górę i w dół po całości. Czułem jak szybko twardnieje. Uśmiechnąłem się i
chwyciłem go pewnie w dłoń. Jęknął gdy zacisnąłem na nim palce. Na początku
poruszałem lekko, ale z czasem przyspieszałem, co wywoływało głośne jęki
chłopaka leżącego obok. Co chwila zmieniałem technikę, ale nie tempo. W końcu
kiedy drgnął i wyprężył biodra w moją stronę przyspieszyłem maksymalnie i już
po kilku sekundach miałem na dłoni jego spermę. Popatrzyłem na swoją rękę a
potem na niego. Oddychał głęboko i też na mnie patrzył co postanowiłem
niewybrednie wykorzystać. Wciąż wbijając oczy w jego oczka, zlizałem częśc jego
nasienia z dloni. Wytrzeszczył na mnie oczy. Oblizałem palce jakbym maczał je
chwile wczesniej w czekoladzie. Potem nachyliłem się i dokładnie zlizałem
wszystko z jego członka. Co przyjął jeszcze bardziej zszokowany.
Uśmiechnąłem się tylko. W końcu jemu też coś się chyba
należy, nie?
05 października 2013
11. Wpadka.
Bill.
Tego już było za wiele. Udowodnił mi to, co myślałem od
samego początku. Chuj z niego zbolały nic więcej. Nie można ufać ludziom. A
zwłaszcza Tomowi Kaulitzowi. Nie ważne co powiedział u mnie w pokoju. Jeśli
chce uczestniczyć w tym przesłuchaniu, droga wolna. Nie zależy mi. A jemu jak
widać zależy, żeby pokazać wszystkim, że jest najlepszy. Proszę bardzo.
Z drzazgą w sercu przeleżałem całe popołudnie, od momentu
jak tylko wróciłem ze szkoły. W końcu jednak wziąłem do ręki telefon a w druga
chwyciłem wizytówkę pana Josta. Nie będę się siłował z Tomem. Nie zależy mi.
Szczęścia, Kaulitz, mam nadzieję, że udławisz się tą gitarą przed wszystkimi.
Wykręciłem w końcu numer. Z westchnieniem odliczyłem sobie trzy sygnały po czym
odebrał.
- Dawid Jost, słucham? – wziąłem głęboki oddech i odezwałem
się w końcu.
- Dzień dobry, panie Jost… - zawiesiłem na chwilę głos. –
Tutaj Bill, spotkaliśmy się w muzeum w Lipsku, miałem zadzwonić w razie czego…
- Ach, Bill, wspaniale! – ucieszył się jeszcze za nim
zdążyłem powiedzieć coś więcej. – Bałem się naprawdę, że jednak się nie
odezwiesz.
- Um… Uznałem, że mimo wszystko powinienem się odezwać…
- Mimo wszystko? – wyłapał słówko.
- No bo ja… Przepraszam, naprawdę byłbym przeszczęśliwy
mogąc spotkać się z panem na tym przesłuchaniu, ale… Ale wynikła niespodziewana
sprawa, jestem chory i nie ma możliwości, żebym mógł…
- Chory, co się stało? – wpadł mi w słowo.
- Zapalenie… płuc. – wymyśliłem na poczekaniu. W słuchawce
zaległa krótka chwila ciszy po czym…
- Zapalenie płuc, powiadasz? No cóż, naprawdę wielka szkoda,
nie słyszałem jeszcze jak śpiewasz, ale po samym głosie słychać, że masz
prawdziwy talent. No szkoda, zdrowiej szybko.
- Dziękuję, do widzenia. – prawie szepnąłem przybity.
Odrzuciłem telefon i położyłem się z powrotem na łózku.
Tom
Na pewno przesadziłem, ale opłacało się, mam ten numer!
Znalazłem patent na tego czarnulka. No, nie będę tego nadużywał, ale mnie też
było całkiem przyjemnie…
Kiedy wróciłem do domu obiad był już na stole, zjadłem
szybko i pobiegłem do siebie na górę. Zamknąłem się i wykręciłem bez żadnych
skrupułów numer do menadżera.
- Dawid Jost, słucham? – usłyszałem mało entuzjastyczny
głos. Aż się zająknąłem.
- Dź-dzień dobry… - zaczałem kulawo.
- Tak? – chyba nie jest nastroju.
- Nazywam się Tom Kaulitz, spotkał pan mnie i Billa w
muzeum… - zacząłem i urwałem słyszać ciche westchnienie.
- A, Bill. – powiedział. – bardzo mi szkoda tego chłopaka,
naprawdę miałem co do niego wielkie nadzieje. – zaczął biadolić. – No ale choroba
nie wybiera.
- Jaka choroba? – zapytałem natychmiast.
- Nabawił się zapalenia płuc i zadzwonił do mnie jakąś
godzinę temu, że nie będzie mógł uczestniczyć przesłuchaniu… - westchnął. – Ale
ty rozumiem, jesteś zainteresowany? – ożywił się nieco.
- Tak, jestem, ale…
- Żadnego ‘ale’, błagam cię, chłopcze! Tylko mi nie mów, że
ty też rezygnujesz.
- Nie, nie rezygnuję, skądże!
- No to chwała Bogu…
- Ale Bill nie ma zapalenia płuc. – powiedziałem na głos to
co sam pomyślałem.
- Jak to nie ma? Przecież dzwonił i tłumaczył się…
- Jest zdrowy. – wpadłem mu
słowo. – Kiedy widziałem go dzisiaj w szkole był okazem zdrowia. No
chyba, że raptem w ciągu tych kilku godzin zdążył się rozchorować. –
powiedziałem z przekąsem. Taki cwany. Już ja mu dam takie kawały! On weźmie w
tym udział, choćbym miał go tam zaciągnąc siłą! Przysięgam. Na moją mamusię. ^^
- Nie rozumiem więc. W muzeum, kiedy wyjaśniałem mu wszystko
był tak zaaferowany, że chciał jechać ze mną tak jak stał.
- Niech się pan nie martwi, już ja się postaram, żeby on
‘wyzdrowiał’. Do zobaczenia.
Rozłączyłem się wkurzony. Nie maco, niezły jest. Tylko co on
chce tym osiągnąć? I on się dziwi, że jest taki nieszczęśliwy? Już ja się
postaram, żebym poczuł się dowartościowany.
- Gdzie idziesz, synku? – zapytała mama, kiedy
przechodziłem. – Coś się stało? – jak ona zawsze wszystko wie.
- Idę przemówić do rozumu jednemu koledze. – burknąłem
zakładając buty.
- Jakiemu koledze?
- Z klasy, Bill Kaulitz. Wiem, wiem, nazywamy się tak samo.
– uprzedziłem, bo wytworzyła niezłą minę. Spojrzeliśmy na siebie. – Co jest? –
zapytałem widząc, że jej wyraz twarzy się nie zmienia.
- Nic, nic…
- Dobra, idę. Będę jakoś potem. – powiedziałem i wyszedłem.
Do domu Billa miałem pół godziny szybkim marszem. Ale nie obchodziło mnie to,
że jest już ciemno i zimno. Mówiłem, że zmusze go do tego przesłuchania. W
końcu stanąłem przed jego drzwiami.
- Dzień dobry. – przywitałem się z jego matką. Uśmiechnęła
się od razu widząc mnie w progu.
- Proszę wejdź. Bill jest u siebie w pokoju. – powiedziała
tylko i przepuściła mnie. Tego co tam zastałem na pewno się nie spodziewałem.
Podszedłem do jego drzwi i już miałem wejść nawet bez
pukania, kiedy usłyszałem cos dziwnego…
Zamrugałem, chyba się przesłyszałem…
Znów to usłyszałem. Nacisnąłem cicho klamkę i uchyliłem
drzwi i…
- O kurwa… - wymknęło mi się bezgłośnie. Oczy miałem wielkie
jak spodki.
Na łózku idealnie widocznym z mojej perspektywy leżał Bill.
Z zamkniętymi oczami, ssał zawzięcie w buzi dwa palce… Drugą ręką trzymał w spodniach,
w gaciach krócej mówiąc, i ugniatał delikatnymi ale stanowczymi ruchami swoje
krocze. Mruczał przy tym cicho jak kocurek, a jego ciało wiło się lekko w rytm
pieszczot. Wyprężał biodra w górę jakby chciał je mocniej przycisnąć do swojej
ręki.
Zamiast stamtąd uciec, stałem jak debil wrośnięty w podłoge,
z rozdziawioną gębą i oczami na wierzchu. Poczułem jak serce zaczyna mi łomotać
i sam bezwiednie ścisnąłem swój krok. W następnej chwili ręka Billa, której
palce ssał intensywnie wyślizgnęła się z ego ust i przy pomocy drugiej zsunął
sobie spodnie do kolan, a potem nogami zsunął je do kostek. Ani razu nie
otwierając oczy. Widziałem już raz jego przyrodzenie, wtedy. I ten obrał mocno
wrył mi się w pamięć. Starałem się o tym nie myślec, ale teraz było to
niemożliwe. Zacząłem oddychać płytko.
W następnej chwili podholował swoją koszulkę pod szyję i
jedną ręka wrócił do penisa teraz uwolnionego, a drugą znów poślinił palce i
zaczał nimi drażnić swoje sutki. Mruczał i jęczał przy tym seksownie… W następnym
momencie znów ssał dwa palce… Ale to co zrobił z nimi chwilę potem zwaliło mnie
z nóg.
Sięgnął mocno oślinionymi palcami między pośladki
rozkładając nogi. Widziałem teraz wszystko wyraźnie. Teraz pieścił się już z
pomrukami przyjemności od środka. Nogi się pode mną ugięły. Sam chciałem to mu
robić.
Wtedy, chyba z wrażenia, niechcący potrąciłem klamkę i drzwi
otworzyły się szerzej skrzypiąc cicho. Bill poderwał się z łózka i wylądował
nieszczęśliwie na podłodze z drugiej strony tak, że mógł schować się za
łózkiem. Wychylił się nieco nad krawędź łózka. W jego oczach widziałem żądzę
mordu. No, przynajmniej coś nowego…
- TOM. – usłyszałem. Ocknąłem się nagle i poczułem jak
ciężka poducha uderza mnie w łeb, a następnie drzwi się przede mną zatrzasnęły.
Boże…
W jego pokoju nastała idealna cisza.
- B-bill… - wyjąkałem chwytając za klamkę.
- Wynoś się stąd, zboczeńcu, bo przygrzmoce ci czymś o wiele
większym! – usłyszałem jego wściekły głos.
- Bill, ale nie przejmuj się…-powiedziałem. – Nie chciałem,
naprawdę, to tak samo wyszło… - zacząłem się tłumaczyć. Jego drzwi nieco się
uchyliły. Był cały purpurowy na twarzy.
- CZEGO? – zapytał warcząc na mnie. Westchnąłem.
- Bill, masz prawo być na mnie wściekły, ale wyglądałeś tak
sexy… -walnąłem. Drzwi znowu się zatrzasnęły. – Wpuść mnie, musimy pogadać. –
powiedziałem ogarniając się. – Poważnie, Bill. Potem będziesz się wstydził.
- Nie wstydze się. – wymamrotał pod drzwiami.
- Nie? A patrzyłes w lustro?
- Sam lepienie wyglądasz! – pewnie nie. Nie co dziennie
widzi się tak seksowną masturbację… (o.O)
- Może i tak. – przyznałem dla świętego spokoju. – Ale wpuść
mnie. Nic ci nie zrobię, obiecuję! – drzwi znów się uchyliły na milimetr.
- Po co przyszedłeś? – zapytał stosunkowo spokojnym głosem
jak na zaistniałą sytuację.
- Dlaczego nakłamałeś Jostowi? – zapytałem prosto z mostu
opierająć ręce na biodrach. Zrobił wielkie oczy. – Idioto, masz szansę,
dlaczego z niej rezygnujesz?! – fuknąłem na niego wpychając mu się do pokoju.
Stanął na środku sodko zaczerwieniony z rękami na piersiach. Starał się być
poważny i wyniosły. Jakbym nie był świadkiem niczego nadzwyczajnego.
- A co cię to interesuje? – zadziorny.
- A to, że wołami cię tam zaciągnę, jeśli nie będziesz
chciał iść sam. – pogroziłem mu palcem.
- Nie chce tam iść i już.
- Chcesz, aż ryczysz tak chcesz. Jeśli aż tak boisz się
mojego udziału, to kurwa, ustąpie ci! – krzyknąłem. Spojrzał na mnie.
- Ustąpiłbyś…?
- Tak, kurwa. – fuknąłem znowu.
- Ale przecież ci też na tym zalezy… - szepnął. Spojrzeliśmy
na siebie. Podszedłem do niego.
- Tak i to bardzo. – przyznałem. – Ale… - urwałem.
- Ale…? – patrzyłem z bliska w jego oczy… Bardzo podobne do
moich.
- Ale na tobie zalezy mi bardziej. – przyznałem się do tego
w końcu przed samym sobą. Niech się dzieje co chce… Ten słodki czarnulek musi
być mój.
Patrzeliśmy się na siebie jeszcze przez kilka minut, a w
jego oczach widziałem niedowierzanie. Pogładziłem go po policzku. – Uwierz mi.
– szepnąłem. – I jesteś naprawdę sexy! – dodałem po chwili szczerząc się.
Przytuliłem go mocno, kiedy znowu tak słodko się zarumienił…
Subskrybuj:
Posty (Atom)