Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

15 sierpnia 2013

Mój głos to Ty...

” Mój głos to Ty… cz. 6″
Oskar.
Kurde, widzieli mnie, pomyślałem. Ale co z tego? Przecież każdy ma prawo iść do klubu karaoke. A czy słyszeli? Pewnie tak. Ale co z tego? Byłem przebrany, raczej mnie nie poznali. Ale kiedy już wychodziłem, jak najbardziej każdy widział jak wyglądam. Ale wątpię, żeby skojarzyli jedno z drugim.
Starałem sie wejść do domu jak najciszej, żeby nikogo nie obudzić. Była godzina 1 w nocy. Wymykałem sie po kryjomu, jak na razie wszystko szło dobrze, nikt mnie nie przyłapał. Poszedłem do pokoju mojego i brata. Cicho zamknąłem za sobą drzwi. Zostawiłem torbę obok łóżka i poszedłem się wykąpać. Odkręciłem wodę i zdążyłem rozebrać się do majtek, kiedy…
- Gdzieś ty znowu był? – aż podskoczyłem. W drzwiach do łazienki stał Artur z bardzo komicznie wyglądającą miną i rękami założonymi na piersiach. Opierał się o framugę drzwi. Patrzyłem na niego lekko zdziwiony, że nie śpi.
- Nie śpisz? – zapytałem głupio. Parsknął śmiechem.
- A wyglądam, jakby spał? – no tak… uśmiechnąłem się lekko.
- Dowiem się w końcu, gdzie się tak włóczysz po nocach? – powtórzył pytanie. Popatrzyłem na niego i zakręciłem wodę, wanna pełna.
- Nigdzie… Po prostu… byłem się przejść… – tak na prawdę nie wiem, dlaczego nie chciałem się przyznać. Artur podniósł jedną brew do góry.
- Byłes się przejść. – zrobił zabawna minę. – O 1 w nocy? – westchnąłem. – No, czemu nie chcesz mi powiedzieć? Byłeś na dziwkach i boisz się, żeby mama się nie dowiedziała? Spoko, nic jej nie powiem. – zarechotał. Prychnąłem. Też coś!
- Byłem… w klubie… karaoke. – powiedziałem w końcu. Spojrzał na mnie.
- I to taka wielka filozofia? – skomentował. – Dlaczego się z tym ukrywałes, jak z jakimś planem spiskowym? – pokręciłem głową. – No? – ponaglił mnie, ale ja nie wiedziałem co mu powiedzieć.Westchnąłem w końcu.
- Spotkałem tam naszego rodziciela. – powiedziałem w końcu. Szeroko otworzył oczy.
- Billka? A co on tam robił?
- Nie był sam. Ze wszystkimi.
- Aha… I co, posłuchał sobie jak śpiewasz?
- Pewnie posłuchał… Ale nie wiedział, że to ja. – powiedziałem. Zamrugał oczami.
- Jak to ‚nie wiedział, że to ja’?
- Tak to. – zrobiłem kwaśna minę. – Zawsze się przebieram, żeby nikt mnie nie poznał. – wypaliłem w końcu. Popatrzył na mnie przez chwilę, a potem wybuchnąl smiechem.
- Cicho, bo obudzisz mamę! – jęknąłem. Powstrzymał się trochę, ale nadal trząsł się ze smiechu. – Idź! – wygoniłem go do pokoju, a sam w końcu wziąłem tą zafajdaną gorącą kąpiel.

Bill.
Sam nie wiem, po jaką cholerę, tu przyszedłem. Krążyłem sobie po ulicach i nagle nie wiadomo jak znalazłem sie tutaj. Patrzyłem na mały domek jednorodzinny. Nagle światło w jednym oknie się zapaliło i zobaczyłem dwóch chłopców. Jednego w dredach, drugiego w mokrych do ramion czarnych włosach. Uświadomiłem sobie, że to ci bracia. Zaczęli się przepychać, coś gadać, śmiać sie. Stałem schowany za wysokim żywopłotem, więc mnie nie dostrzegł ten czarny, kiedy podszedł do okna. Zasłonił rolety i światło zgasło. Westchnąłem. Nie wiedziałem co robić. Reszta została w hotelu, ja powiedziałem, że musze się przewietrzyć. Jutro znowu mamy iść do tego klubu. Tom się uparł, że chce pogadać z tym dzieciakiem. Do prawdy, dziwny zbieg okoliczności, że mieszkają akurat w domu, gdzie kiedyś mieszkała Oliwia, i sa tak do mnie podobni. Nawet mają pieprzyk na twarzy w tym samym miejscu. trzeba być chyba idiotą, żeby czegoś nie podejrzewać. Przypomniał mi się ten test w śmietniku… Ale był negatywny, więc jak…? Podobno bywają wadliwe, ale… chyba by mi powiedziała, gdyby… urodziła mi dzieci… Ale ich jest dwóch… Bardzo do siebie podobni. Z pewnością, kogoś sobie znalazła. I dobrze. Przynajmniej ona sobie z tym poradziła. Podszedłem kawałek dalej, chciałem wyczytać nazwisko, ale było tak ciemno, że nic kompletnie nie było widać. Dałem sobie spokój z tymi podchodami… i wróciłem do hotelu.

Oskar.
Następnego dnia nie mogłem opędzić się od złośliwych docinek mojego kochanego braciszka. Artur nie mógł się powstrzymać po prostu aż do samego wieczora, kiedy to zabraliśmy sie do tego klubu wszyscy czworo; Bartek, Maciej, Artur i ja. Siedliśmy od razu przy barze zamawiając colę z lodem. No, powiedzmy sobie szczerze, niczego innego by nam nie sprzedali. No, może jeszcze wodę mineralną i sok pomarańczowy. Dostaliśmy to co chcieliśmy i po chwili zaczęła się impreza. Artur natychmiast zaczał mnie podpuszczać.
- No, Oskar, dalej pokaż co potrafisz! – zaczał się smiać, widząc moją minę.
- Zamknij się. – powiedziałem odwracając się od niego.
- Ej, co jest? Przeciez śpiewasz. – powiedział Bartek.
- No taak…
- On daje mini koncerty wieczorami na stoliku numer 7! – wypalił bez ostrzeżenia Artur. Wywaliłem na niego oczy. Spłoniłem się lekko.
- Jakie mini koncerty? – zapytał Maciej.
- Nic, on pieprzy od rzeczy. Chyba kelner dosypał mu czegoś do szklanki! – wystawiłem mu język.
- Ej no, nie wstydź się! – zaczał znowu. – Czemu sie dzisiaj nie przebrałeś? – zapytał. Spojrzałem na niego spode łba.
- Bo przyszedłem z wami? – powiedziałem z ironią. Artur zarechotał znowu.
- No to zaśpiewaj, czego się boisz? Że cię rozpoznają? Co śpiewałeś, disco polo? – znów smiech. Boże…
- Nie. Muzykę jakiej obaj słuchamy, baranie. Rock, pop… Takie rzeczy tu puszczają, nie jakies zasrane…!
- Dobra już dobra! – zahamował mnie brat. Nadal usmiechał się głupkowato. – No, ale czego się cykasz! Zaśpiewaj, no, chcemy posłuchać! – trzepnąłem go w łeb, na co wszyscy się rozesmialiśmy. Za chwilę prowadzący zabawę zaryczał w mikrofon.
- Dziękujemy bardzo naszej miłej koleżance, bardzo ładnie! A teraz coś innego, muzyka rockowa, podobna najlepsza, najszybciej wpadająca w ucho! Proszę, kto jest chętny udzielić nam swojego głosu?! – kilkanaście rak wzbiło sie w góre. Także moją Artur poderwał do góry i zaczał wrzeszczeć.
- ON! ON ZAŚPIEWA! FACET, FACET! DAWAJ MIKROFON! – wrzeszczał jak debil a ja mu się wyrywałem, jakby grozili mi rozżarzonym węglem. Facet dostrzegł nas i usmiechnął się. Już nie raz widziałem, jak wciskał mikrofon temu kto go nie chciał. Za chwilę ktoś wcisnął mi mikrofon w rękę.
- Możesz śpiewac z miejsca, jesli chcesz. – uśmiechnęła sie lekko dziewczyna. I odeszła. Westchnąłem.
- Nienawidzę cię! – syknąłem na niego. Zaśmiał się tylko, burak jeden. Ku mojej konsternacji puścili oczywiście nic innego jak Tokio Hotel, ‚Forever Now’. Znałem to jakimś cudem i nie miałem z tym żadnych problemów. Jak zbity pies zacząłem śpiewać kiedy przyszedł czas. Ludzie zaczęli sie na mnie oglądać, a mnie zaczęło robić się gorąco. Śpiewałem czysto i nie pomyliłem ani jeden raz, ale kiedy skończyłem, miałem przemożną ochotę schować sie pod stołem. Wszyscy się na mnie gapili. Klaskali, owszem, ale przewiercali wzrokiem na wylot. Wiedziałem jedno, nie pokażę się więcej w tym klubie za żadne skarby. Facet, który to wszystko prowadził, pogratulował jak wcześniej i zapytał się mnie jak się nazywam. Westchnąłem cicho.
- Oskar Woźniak. – teraz to już na pewno tu nie przyjdę. Mój brat i dwaj przyjaciele chichotali jak głupki.
- Zamknij cie się. – burknąłem. Byłem zły, że mnie w to wkopali. Za chwilę usłyszeliśmy…
- mamy szczęscie gościć tu dzisiaj autorów tej zajebistej piosenki, a mianowicie zespół Tokio Hotel w osobie wszystkich czterech członków, którzy z wielkim zainteresowaniem wysłuchali występu Oskara… – kurwa… CO?! Popatrzyłem na siebie z Arturem. Równoczesnie odwróciliśmy się i zlustrowaliśmy wszystkich. Siedzieli kawałek od nas, jak moglismy ich nie zauważyć!
- Czy ty przedstawiłes sie z imienia i NAZWISKA? – zapytał Artur patrząc na mnie wielkimi gałami. Ja pewnie miałem nie wiele mniejsze. Jeszcze raz na nich spojrzałem. Wszyscy mieli zszokowane miny, ale wyraz twarzy Billa po prostu mnie powalił. GG patrzeli po wszystkich pokolei jak debile, Tom szeptał co do brata, a on… Wbijał wzrok w stół jakby leżała na nim co najmniej goła baba! Był blady, a palce u rąk wbijał w ramiona. Wjebałem nas jak nic!
- Zwijamy się. – powiedziałem krótko. Poderwalismy tyłki z krzeseł w tym samym momencie. Bartek i Maciej popatrzeli na nas zdziwieni. – My już idziemy, jak chcecie możecie zostać przecież. – powiedziałem szybko. Też wstali.
- Też pójdziemy. – powiedział Bartek. – Dowiemy się w końcu czemu tak fiksujecie na ich punkcie. – popatrzyłem na siebie z Arturem.
- Słuchaj… Nie ma o czym gadać. Idziemy. – ruszyliśmy. Szybko, z prędkością swiatła, pokonaliśmy odległość od wyjścia i wyprysliśmy na dwór. Tak zerwalismy się biegiem do chaty. Nie wiem czemu, po prostu czulismy obaj, że migiem trzeba sie ulotnic z tego przeklętego miejsca. gdybym zauwazył ich wczesniej… Szlak!
- Hej! Co jest?! – krzyknał Bartek z Maciejem, biegnąc za nami.
- Nic! Do zobaczenia! Musimy lecieć do domu! – krzyknął Artur. Nie mijał się z prawda, próliśmy jak strzały, za mną powiewała czarna koszula, a Artur w tych swoich workach wyglądał na prawdę śmiesznie. Do tego trzymał się w biegu za łeb, żeby mu czapka nie spadła. W 5 minut dosłownie dopadliśmy do domu. Omal nie wyrżnęliśmy się na podłodze w salonie.
- Co jest? – zapytała zdziwiona mama.
- Katastrofa! – krzyknęlismy.
- Co się stało? – podeszła do nas. Popatrzeliśmy na siebie. Wiedziałem, że to moja wina. gdybym patrzył uważniej, nie było by problemu. Przeciez wiedziałem, ze oni tu jeszcze spędza kilka dni! Ale z drugiej strony skąd miałem wiedziec, ze zachce im sie karaoke akurat wtedy kiedy nam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz