Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

27 marca 2014

Jak Yink i Yank 6

 Rozdział 6
„Dogs Unleashed”

Bill

Od tamtego czasu, kiedy omal mnie nie zgwałcił, unikałem go jak ognia. Starałem się ograniczyć do minimum liczbę spotkań, kiedy musiałem przebywać z nim sam na sam. A najgorsze było to, że widziałem i byłem w pełni świadomy tego, jak na mnie patrzy. Jakbym był jakąś bezą z kremem. Zawsze w tedy możliwie jak najszybciej ewakuowałem się z pomieszczenia, w którym znajdowaliśmy się razem. Irytowało mnie to jak mało co. Ale nie zamierzałem nic z tym robić. Pewnie dlatego, że po części mi się to podobało. On mnie po prostu adorował. A nikt wcześniej tego nie robił. Chociaż bardzo często wybuchałem złością z tego powodu, to w końcu musiałem przyznać przed sobą, że podobają mi się te jego zboczone umizgi. Jak witał mnie zadziornym uśmiechem rano, chociaż wyraźnie mu powiedziałem, żeby nie wchodził do mojego pokoju.
- Tom, ja rozumiem, że to twój dom, ale do jasnej cholery, nie właź mi więcej do pokoju! – w miarę wypowiadania tego zdania mój głos coraz bardziej się podnosił, aż na końcu przeszedł w krzyk.
- Ale dlaczego? Przecież ja chcę tylko zrobić dla ciebie coś miłego, żeby poranek był dla ciebie czymś przyjemnym. – przy takich okazjach kiedy gadał mi te wszystkie bzdury, najczęściej mnie dotykał. Albo musnął lekko dłonią mój tyłek, albo zbliżył swój ryj za bardzo do mojego. W tedy najczęściej ja fukałem ze złością i wychodziłem gdziekolwiek, choćby do kibla, byleby go nie było.
Ale jasne się dla mnie stało, że z biegiem czasu coraz bardziej przypadało mi to do gustu. Mimo to jednak nie przestawałem wydzierać się na niego przy każdej okazji. W końcu zaczął mi się odwdzięczać tym samym. Doszło do tego, że zaczęliśmy żreć się jak dwa psy. Trochę mi było przykro z tego powodu. Bo bądź co bądź, wolałem kiedy mnie obmacywał, a nie kiedy szarpał mnie za bluzę.
- Ty mały smarkaty bachorze, myślisz, że masz jakieś specjalne przywileje?! To mój dom i moje zasady, i czy chcesz czy nie, będziesz ich przestrzegał! – pienił się któregoś razu.
- A ty co Se myślisz, stary zboku?! – otworzył szeroko oczy. – Ja nie lestem lalką do ruchania!
- HAHAHA! Gdyby chociaż mój kutas mógł się zmieścić w twój otwór, już miałbyś z dupy garaż! – teraz to ja się zatrwożyłem. Nie wiedziałem co powiedzieć!
- Przynajmniej jestem szczupły, a nie tak jak TY! – odszczeknąłem się.
- Ja mam mięśnie, braciszku, a TY to tylko sam szkielet obciągnięty skórą! – znowu na moment mnie zatkał.
- Ty masz mięśnie?! Niby w którym miejscu, TU??? – dźgnąłem go paluchem w brzuch. – Chyba mięsień piwny, chciałeś powiedzieć! – raczej mijało się to z prawdą, bo widziałem już jego brzuch i ma tam zajebisty kaloryferek. Zmrużył oczy przybliżając twarz do mojej.
- Chcesz się przekonać na własne oczy o tym mięśniu piwnym?! – fuknął. Chciałem znowu coś odszczeknąć, ale znów mnie zatkało.
Puścił moją bluzę i migiem ściągnął swoją obszerną koszulkę. Aż zapatrzyłem się na jego klatę. O czymś takim to mogłem tylko pomarzyć. Umięśnione ramiona, tors i brzuch. Marzenie każdego kawalera.
- Co, podoba się? – zaśmiał się. Złapał mnie za ręce i brutalnie przyciągnął do siebie, aż pisnąłem kiedy zderzyłem się z jego piersią. Nigdy nie byłem tak blisko nagiego ciała. Próbowałem uciec, starałem się nie dotykać go rękami, ale trzymał mnie mocno przy sobie.

- No co, podotykaj sobie. – parsknął śmiechem. – Nie wstydź się, przebadaj ten mięsień piwny! – zsunął bezceremonialnie na swój brzuch moje ręce. Czułem, że jestem cały purpurowy na twarzy. Załatwił mnie na cacy.
- Weź mnie puść. – burknąłem w końcu.
- Co, już ci pyskówka przeszła? – zaśmiał się znowu. Widać było, że ma z tego wszystkiego satysfakcję. – No dalej mówie! Nie wstydź się!
- Nie wstydze się. – burknąłem znowu cały czerwony.
- Wstydzisz się. I powiedz więcej, podoba ci się to.
- Niby co? – fuknąłem znowu. Znów się zaśmiał.
- Bliskość mojego ciała. Kochanie.
- Nie mów tak do mnie!
- Dlaczego, KOCHANIE?!
- Bo nie. – byłem naprawdę zawstydzony, ale w życiu się bym do tego nie przyznał. Znów usłyszałem jego śmiech.
- No to powiedz, dlaczego się wstydzisz.
- Nie wstydzę się! – fuknąłem znowu.
- Nie?
- NIE!
- To złap mnie za krocze. – wywaliłem na niego oczy.
- ŻE CO???
- Złap mnie za krok. To wtedy uwierzę, że się nie wstydzisz.
- Nie będę łapał cię za chuja. – zburaczyłem się jeszcze bardziej.
- Dalczego? – miał taką minę jakby pytał jakiegoś naukowca dlaczego jest tak a nie inaczej. Burak jeden!
- Bo nie jestem takim zbokiem jak TY.
- Ja zbokiem? Przecież JA nie łapałem cię za krocze.
- I ja ciebie też nie będę!
- Jeszcze zobaczymy, kto kogo będzie łapał… albo robił co innego. – wyszeptał mi do ucha zmysłowym głosem. Ciarki mnie przeszły.
- O co ci chodzi?!
- O to, że im ciaśniej tym lepiej.
- TY…!!! – moja twarz przybrała kolor purpury, ale tym razem ze złości. On natomiast uśmiechnął się zadowolony.
- Jeszcze zobaczymy, zobaczysz. – zapewnił mnie po czym wpił się w moje usta. Znieruchomiałem. On naprawdę ma nie po kolei w głowie! Tylko dlaczego znów oddaję ten pocałunek?
Rozchyliłem usta i pozwoliłem jego językowi wśliznąć się do środka. Może to dlatego, że tak dobrze całował. Sam nie miałem w tym za wielkiego doświadczenia, ale do tej pory nie było nikogo, kto całowałby tak jak on.
Całowaliśmy się jakieś kilka minut po których wreszcie oprzytomniałem i zacząłem się wyrywać. Udało mi się odwrócić od niego twarz ale i tak nic to nie dało, bo po chwili poczułem jego usta na swojej szyi. A ściślej mówiąc to język.
- Dosyć. – powiedziałem możliwie jak najbardziej stanowczo. Przerwał i spojrzał na mnie.
- Sam widzisz, Billy, że lecisz na mnie. – znów otworzyłem szeroko oczy.
- Chyba śnisz.
- Znów oddałeś pocałunek.
- To jeszcze o niczym nie świadczy.
- Owszem, świadczy i to bardzo dużo.
- Niby o czym co? – zirytowałem się znów.
- O tym, że niedługo wylądujesz w łóżku i to pode mną. Wezmę cię. Wejdę tam, głęboko i długo cię nie opuszczę. – szeptał mi na ucho. – Będę się tam poruszał, będę cię brał mocno, do samego końca. A ty będziesz mnie prosił o więcej… Będziesz jęczał. Rozchylisz dla mnie nogi i będziesz błagał, żebym nie kończył. Wtedy będziesz już wiedział co to znaczy seks. – mówiąc to zjechał dłońmi na moje pośladki i zaczął je ugniatać delikatnie. Byłem mocno do niego przyciśnięty, ciarki mnie przechodziły. Czy on właśnie powiedział, że wsadzi mi kutasa w tyłek?
Odsunął się ode mnie, a wyraz jego twarzy świadczył wyraźnie o tym, że jest z siebie zadowolony. A ja? Co się ze mną stało?
Dyszałem ciężko i wbijałem w niego swój wzrok. Czułem przyjemne skurcze w podbrzuszy. Tylko nie to! To nie możliwe, żeby on tak na mnie działał. Miałem ochotę się na niego rzucić. Zrobiłem jednak coś innego.
- Nigdy mnie nie będziesz miał. – powiedziałem zachrypniętym głosem i wyszedłem na dwór. Gotowałem się w środku. Z podniecenia.


Tom.

Ja go nie będę miał? Haha, on dobrze wie, że będzie mój. Już mnie troche zna i na pewno wie, że nie jestem typem człowieka, który odpuszcza. Nie chodzi mi tylko o seks. Oczywiśćie, o to także, ale najwspanialsza będzie ta jego niewinność… No, po tym jak wstaniemy razem z jednego łózka już nie będzie niewinny.
Nie wiem co mi się tak nagle stało. Po prostu zgłupiałem na jego punkcie. Staram się robić wszystko, żeby doprowadzić do jakiegoś zbliżenia. Jeśli nie jest gotowy, poczekam. Najważniejsze, że w końcu będzie mój. Wiem to. Nie będzie długo zaprzeczał. A może tak…
Jestem jakimś czarnym charakterem. Właśnie pomyślałem, żeby upić i przelecieć własnego brata. Ale przecież ja dobrze wiem tak samo jak on, że oboje tego chcemy. Prędzej czy później i tak do tego dojdzie. A ja wolę tą opcję ‘prędzej’.
To się zaczęło od tamtej pory kiedy zobaczyłem go nago pod prysznicem. I ta jego stójka. Miłe wspomnienie. Nie długo sam mu ją postawię. Będzie błagał o więcej. Tak jak mówiłem. Ale na razie muszę wykombinować coś, żeby się do niego znów zbliżyć. Ostatnio coś często kombinuję. No bo smarkacz spieprza kiedy tylko coś zaczynam robić. To mnie wkurza. Ale już mam dobry plan.
Odczekałem kilka dni podczas których nie robiłem nic, żadnych insynuacji, niczego. Chciałem, żeby troche ochłoną i uwierzył w to co chcę mu powiedzieć. A gdybym nadal go molestował, na pewno było by to trudniejsze. Tego dnia poszedł pierwszy raz do nowej szkoły. Martwiłem się trochę tym jak sobie poradzi w nowym środowisku. Ale kiedy wrócił nic nie wskazywało na to, żeby coś poszło nie tak jakbyśmy siebie tego życzyli. Wręcz przeciwnie. Był uśmiechnięty.
- No co tam, młody? Jak w szkole? – zapytałem jak na starszego brata przystało. Wzruszył ramionami i usiadł przy stole, akurat był obiad.
- Całkiem nieźle. Poznałem kilka nowych fajnych osób, a kilka całkiem do bani. – stwierdził. Popatrzyliśmy na siebie przez chwilę.
- A dlaczego ci drudzy byli do bani? – podchwyciłem temat.
- Bo tak. Po prostu. Patrzyli się na mnie jakbym przyleciał z innej galaktyki. A inni od razu mnie zaakceptowali. Przynamniej tak mi się wydaje.
- Na pewno będzie spoko. – powiedziałem uśmiechając się pod nosem.
- Aż tak bardzo się wyróżniam? – usłyszałem nagle lekko markotny głos. Odwróciłem się do niego i popatrzyłem na niego.
- No, trochę…
- Powiedz prawdę.
- No dobrze, wyróżniasz się. Ale mi to nie przeszkadza. – zapewniłem go. Uśmiechnął się lekko.
- Tak, to wiem. Ale wolałbym… żeby inni nie patrzyli na mnie jak na dziwoląga. Może gdybym zrezygnował w tego makijażu…
- Rodzice nigdy ci nie mówili, żebyś nigdy nie zmieniał się na siłę? Bill, nie rób czegoś tylko po to, żeby obcy ludzie mieli dobrze. Jeśli ty czujesz się z tym wszystkim świetnie, to tak to pozostaw. – wyrecytowałem swój pogląd na ten temat.
Po dłuższej chwili ciszy odwróciłem się i spojrzałem na niego. Patrzył na mnie tak jakoś zdziwiony.
- Co masz taką minę?
- Nie, nic… - bąknął odwracając ode mnie wzrok. Popatrzyłem na niego jeszcze przez moment i powróciłem do swojej czynności. Postanowiłem, że czas, żeby wdrążyć mój plan w życie.
Usiadłem przy stole i uśmiechnąłem się do niego. Pałaszował jakby nie jadł miesiąc.
- Co mi się tak przyglądasz? – zapytał samemu się mnie przyglądając.
- A nic tak tylko. – odpowiedziałem z uśmiechem.
- Znowu coś kombinujesz. – stwierdził.
- Nie, czy za każdym razem muszę coś kombinować? – uniosłem brew do góry. Gra wychodziła mi całkiem dobrze. – Po prostu pomyślałem sobie, że dobrze by było, żebyśmy urządzili sobie dzisiaj taki a la wieczór kawalerski.
Spojrzał na mnie jak na debila.
- Wieczór kawalerski? Odbiło ci znowu?
- Nie, po prostu… jak brat z bratem.
- Jutro ide do szkoły. – zakomunikował mi jakby to przesądzało sprawę na moją nie korzyść.
- Wypiszę ci usprawiedliwienie. – spojrzał na mnie zaskoczony.
- Co ty znowu wymyśliłeś? – zmrużył oczy. Zachichotałem.
- No nic! Billy, nie bądź już taki podejrzliwy.
- Mam powody być podejrzliwym.
- Dzisiaj nie będziesz miał. – zapewniłem go. Oj, będzie się działo.
- Hm… a co zaplanowałeś na ten a la wieczór kawalerski? – hura, połknął to!
- Noo, pooglądamy filmy, napijemy się…
- Czego? – wpadł mi znowu w słowo z tą swoją miną.
- No piwa, a czego? Kubusia?
- Z tobą będę pił tylko Kubusia. – zaczął z nonszalancką miną dzióbać w talerzu. Zachichotałem znowu.
- Nie musisz się niczego bać. Dzisiaj nie będę cię molestować.
- Jasne.
- Naprawdę.
Spojrzeliśmy na siebie.
- No dobra. Może być. Skoro obiecałeś. Ja i tak pił nie będę. – otworzyłem szerzej oczy.
- Jak to nie będziesz? Ja sam też nie będę…
- Aż tak ci zależy? – znów zmrużył oczy. – A więc jednak coś kombinujesz. – wymierzył we mnie widelcem.
- Niczego nie kombinuję, Billy. Ale chyba możemy wypić sobie piwo?
- Jedno? – podchwycił.
- No, może dwa… trzy…
- Chcesz mnie upić, a potem wykorzystać? – uśmiechnął się kpiąco.
- Zgłupiałeś.
- No ja myślę. Jeśli rano przypomnę sobie coś…
- zajmij się jedzeniem. – zamknąłem mu gębę. I tak byłem zadowolony.
Wieczorem wystawiłem już wszystko na stół. Billy powiedział, że idzie wziąć prysznic i przyjdzie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wszystko idzie po mojej myśli. Piwa nie otwierałem, zwietrzałe nic mi nie da, bo nie będzie chciał pić.
Czekałem na niego pół godziny. Już myślałem, że naprawdę uciekł przez okno. Ale po chwili się pojawił. W samej podomce.
- Nie patrz się tak. Mam bieliznę. – oznajmił i usiadł w rogu sofy. Włączyłem film i usiadłem tuż obok niego. – Co to jest za film?
- Sensacyjny. – odparłem.
- Oo. – zareagował bardzo entuzjastycznie. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- To co pijemy? – zapytałem podając mu piwo. Popatrzył na niego podejrzliwie ale wziął i otworzył.
Wieczór mijał nam bardzo przyjemnie. Gdybym wiedział że ma taką słabą głowę, zrobiłbym to już wcześniej. Po drugim piwie głowa już mu się lekko chwiała.
- Co, już się upiłeś? – zasmiałem się patrząc na niego.
- E – e. – odpowiedział zawzięcie kręcąc głową. – Nie upiłem się.
- Nie? – cały czas chciało mi się śmiać. Wyglądał uroczo. Pokręcił głową znów na ‘nie’. – No to jeszcze po jednym. – wziąłem sobie i podałem jemu. Przyjął bez mrugnięcia okiem.
Piliśmy powoli, on to już w ogóle. Ale kiedy już wypił, całkiem już nie był w stanie nic zrobić. Pomyślałem, że to ta pora.
Odstawiłem butelkę na stół i przysunąłem się do niego jeszcze bliżej. Chyba nie do końca skontaktował, bo spojrzał na mnie nie wiedząc o bożym świecie.
- I jak, żyjesz? – zapytał przyglądając mu się uważnie. Zamrugał oczami, chyba odpowiedź twierdząca. – No to idziemy. – stwierdziłem i wziąłem go na ręce.
- Ej… co robisz…
- Niosę cię do łózka. Uchachałeś się, braciszku. – nie był ciężki. Wręcz przeciwnie.
Wszedłem po schodach na górę i skierowałem się do swojego pokoju. Nic nie powiedział, nie zaprotestował, więc chyba się nie pokapował. Dopiero kiedy położyłem go na łózku…
- Ej, Tom…
- Hm? – mruknąłem siadając obok niego i patrząc na niego przez chwilę. Taki bezbronny. Słodki.
- To nie jest mój pokój…
- Cii… - szepnąłem i musnąłem jego usta delikatnie swoimi. Nie ruszał się, ponowiłem swój gest. Przez chwilę myślałem, że zasnął, ale kiedy na niego spojrzałem, miał otwarte oczy i patrzył na mnie. Pogładziłem go lekko po policzku i przywarłem lekko do jego ust. Poczułem jak nieudolnie stara się mnie odepchnąć.
- Nie… - mruknął.
- Cii, kochanie… Przecież tego właśnie chcesz…
- Nie chcę…
- Cii… - zszedłem z pocałunkami na jego szyję. Była taka ciepła i pachnąca. I na pewno bardzo wrażliwa, bo usłyszałem od razu jak wzdycha.
Znaczyłem jego skórę nieśpiesznie aż do linii obojczyków. Nie protestował już. Mówiłem, że chce.
Zaczął podwijać mu podomkę, dopiero wtedy znów zaprotestował.
- Tom… - usłyszałem cichy szept.
- Cii, kochanie… nie robię ci krzywdy, oboje tego chcemy… - usłyszałem tylko kolejne ciche westchnięcie. Podrolowałem mu podomkę odsłaniając brzuszek. No, mogłem stwierdzić przy okazji, że rzeczywiście miał na sobie bokserki. Zacząłem tak samo delikatnie całować skórę na jego brzuchu. Chyba mu się to spodobało, bo cały czas zerkał na to co robię. Pogładziłem go po nodze od kostki przez kolano po same biodro. Zadrżał i już wiedziałem, że jest mój.
Powolnym ruchem ściągnąłem z niego ten ciuch. Został w samej bieliźnie. Sam szybko pozbyłem się górnej garderoby i zawisnąłem nad nim. Popatrzyliśmy na siebie przez chwilę, a potem oboje złączyliśmy się w pocałunku. Trwało to kilka cudownych sekund, w trakcie których objał mnie za szyję. Znów zjechałem z namiętnymi pocałunkami na jego szyję. Wzdychał dźwięcznie do mojego ucha a ja coraz bardziej się tym nakręcałem. Pamiętałem jednak, żeby go odpowiednio przygotować. Miałem pod ręką żel i prezerwatywy.
W pewnym momencie oderwałem się od niego i zacząłem tak jak kiedyś lizać i ssać jego sutki. Kakofonia jęków jaka się posypała z jego ust była najpiękniejszą muzyką na świcie. Ciągnął mnie lekko za dredy, ale nie po to, żeby mnie odepchnąć. Wiedziałem, że jest mu dobrze.
Nie zaniedbywałem żadnego milimetra jego ciała. Każdy centymetr dokładnie zbadałem. Kiedy buszowałem językiem w jego pępku aż podkurczał nóżki. Z uśmiechem podniosłem się lekko i ponownie pocałowałem. Języki natychmiast się odnalazły, zaczęły swój taniec, a moja ręka powoli zjechała między jego uda.
- Mmmm… - jęknął mi słodko w usta. Rozchylił nózki dając mi lepszy dostęp. Pieściłem go przez bieliznę, uciskałem delikatnie jego krocze. Ale nie miałem zamiaru bawić się tak z nim zbyt długo. Chciałem, żeby poczuł co to seks analny. A ze mną to nie byle co. Przyjdzie do mnie po więcej.
Puściłem jego krocze na co zareagował pomrukiem niezadowolenia. Uśmiechnąłem się. Ocierałem się o niego delikatnie swoim kroczem symulując stosunek. Pogładziłem przez chwilę jego brzuszek, by następnie płynnym ruchem wsunąć rękę w jego majtki. Chwyciłem jego członek i zacząłem go delikatnie powoli masturbować. Wygiął plecki w delikatny łuk. Jęczał cichutko z przymkniętymi oczami. Miał lekkie wypieki na policzkach. Spojrzałem na niego całego, byłem w siódmym niebie. Rozchylał dla mnie nogi.
Postanowiłem w końcu pozbyć go tego nie potrzebnego kawałka materiału i ściągnąłem mu z tyłeczka bokserki. Leżał teraz przede mną całkowicie nagi, a ja z maślanymi oczami patrzyłem na niego, na jego krocze, które jasno dawało do zrozumienia, że jest chętny. Oblizałem usta i usadowiłem się między jego nogami. Nachyliłem się i zanurzyłem jego członek głęboko w swoich ustach. Najprzyjemniejsza dla niego gra wstępna. Usłyszałem głośny jęk, prawie okrzyk. Wił się lekko pod moimi ustami. Co jak co, ale znałem się na obciąganiu. Wykonywałem powolne okrężne ruchy głową góra –dół. Jedną dłonią trzymałem jego członek a drugą bawiłem się jego jądrami. Nie było żadnych wątpliwości, że w tym momencie był napalony jak mało kto. W pewnym momencie poczułem na języku pierwsze krople spermy. Przestałem mu obciągać i znów wpiłem się w jego usta. Całował mnie chaotycznie  zapewne przez podniecenie które w nim szalało. Był wspaniały.
Oderwałem się od niego i sięgnąłem po żel. Nawet kiedy go nie dotykałem wił się na łozku. Wróciłem do niego już całkowicie nagi tak jak on. Alkohol szumiał mi w głowie, ale wiedziałem, że muszę być delikatny. Chciałem, żeby błagał o więcej, a nie o to bym przestał.
Obserwował co zamierzam z nim zrobić. Rozsunąłem szeroko na boki jego nózki i wylałem sporo żelu wprost na jego wejście. Drgnął lekko.
- Cii, wiem, że zimne, zaraz przejdzie… - szeptałem uspokajająco. Zacząłem powoli wsuwać w niego jeden palec. Spiął się lekko ale już po chwili paluszek wśliznął się głęboko bez problemu.
- Boli? – zapytałem z troską. Pokręcił głową na ‘nie’. Ucieszyłem się. Poruszałem nim powoli chcąc go przyzwyczaić. Po kilku minutach zacząłem wsuwać drugi, a potem trzeci.
Nie wyglądał jakby czuł jakikolwiek dyskomfort. Ale to nie oznaczało, że będze tak samo wyluzowany kiedy w niego wejdę.
Po skończonym rozciąganiu założyłem prezerwatywę, nawet nie musiałem się dotykać, on sam mnie nakręcił wystarczająco. Nasmarowałem członek obficie żelem i zwisnąłem nad nim.
- Teraz w ciebie wejdę. – powiedziałem cicho. Patrzył na mnie z tym szaleńczym pożądaniem w oczach. – Musisz się rozluźnić. Na początku może być niemiło, ale potem będzie cudownie. – obiecałem mu. Pocałowałem go namiętnie chcąc jakoś odwrócić od tego jego uwagę i chyba mi się udało na moment. Przytknąłem czubek swojego penisa do jego dziurki. Wyczułem, że zaczął oddychać szybciej, cały czas się całowaliśmy. Zacząłem lekko napierać. Oddychał głęboko nie przerywając pocałunku. W końcu wsunąłem w niego główkę.
Był naprawdę ciasny i ciężko to szło. Ale było cudownie. Popatrzyłem na niego. Twarz miał spokojną, oddychał głęboko przez usta. Cały czas gładził mnie powoli po plecach. Być może nieświadomie. Pchnąłem mocniej i wsunąłem się o kilka centymetrów. Zauważyłem pierwszy grymas na jego twarzy.
- Boli? – spytałem znów. Znów pokręcił głową na ’nie’. A więc to był tylko pierwszy dyskomfort. Czuł nieprzyjemne rozciąganie. – Przyzwyczaisz się za chwilę kochanie. – i znów połączyłem nasze usta.
Zacząłem się powoli wycofywać i wchodzić z powrotem, z każdym razem coraz głębiej. Kiedy byłem już w nim cały obaj już spazmatycznie oddychaliśmy.
- Tom! – jęknął.
- Tak, kochanie? – wystraszyłem się trochę, że zacząło go rozrywać z bólu.
- Nie.. nie wiem…! Tak mnie tam w środku… coś uciska… ty coś uciskasz… zaraz nie wytrzymam! – i zawył głośno wyginając się w łuk.
- Boli cię? – zapytałem hamując swoje rządze.
- Nie! – krzyknął. – To nie ból… - wyszeptał na koniec z anielskim uśmiechem na ustach. Ja też się uśmiechnąłem rozpromieniony.
- To prostata, kochanie… Zaraz będzie ci wspaniale… - obiecałem znów i powoli zacząłem się poruszać. Nie mogłem się powstrzymać i sam głośno jęknąłem. Był tak cudownie ciasny. Głośno jęczał za każdym razem kiedy wchodziłem w niego głęboko. Uśmiechał się zadowolony. W pewnym momencie zacząłem przyspieszać coraz częściej uderzając w jego czuły punkt. Nie nadążał z jękami. Cały czas uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Po kilku chwilach musiałem przerwać. Nie chciałem tak szybko tego kończyć. A kiedy skończymy on co najmniej przez tydzień nie będzie mógł tego powtórzyć. Chciałem wyciągnąć z tego wszystkiego jak najwięcej. Znów bym tym nie zadowolony, ale po chwili zacząłem od nowa. I znów się uśmiechał.
Jęczeliśmy obaj sobie w usta. Zdzierał mi paznokciami skórę z pleców. Przerywałem tak jeszcze dwa razy, żeby trochę ochłonąć co nie było łatwe i zaczynałem od nowa. W końcu już nie dałem rady i wchodząc w niego jednym silnym ruchem spuściłem się. Nawet nie zauważyłem, że on doszedł w tym samym momencie. Uśmiechnąłem się szeroko kiedy zobaczyłem jego spermę na jego brzuszku. Wysunąłem się delikatnie z jego wnętrza. Jęknął cichutko. Jego dziureczka była lekko zaczerwieniona. Było cudownie.
Pochyliłem się i doszczętnie wszystko zlizałem i połknąłem. Billy oddychał szybko powoli zasypiając. Chwilę później jego oddech już się unormował a on spał spokojnie obok mnie. Usmiechnąłem się szczęsliwy. Wiedziałem, że jutro zrobi mi piekło, ale miałem dowód, że też na mnie leci. I będę walczył o niego. O nas.

Przykryłem nas kołdrą i przysunąłem go do siebie blisko. Wtulił się ufnie jak dziecko, westchnął jeszcze, mruknął coś i nastała cisza. Pogładziłem go po wlosach i pomyślałem, że, O jasna cholera!, zakochałem się. 

Info.

Ten rozkład dodawania odcinków to na bieżącą chwilę niewypał. Jako że się uczę wiąże się to z pewnymi obowiązkami i właśnie teraz profesorowie postanowili sobie zawalić nas zaliczeniami ze wszystkiego, więc zamiast pisać opowiadania będę się uczyć. ;/
Ale uda mi się dokończyć mam nadzieję notkę opowiadania Yink Yank więc do końca tygodnia powinna się pojawić. :)
Pozdro.

20 marca 2014

Jak Yink i Yank 5

Rozdział 5

"Down on You!''

Jak Yink i Yank 5
Rozdział 5
„Down on You”


Tom


Miał takie miękkie usta… Aż chciało się ich zasmakować. To dziwne, ale nie jedna laska nie może się pochwalić takimi miękkimi, ciepłymi wargami. Były po prostu słodkie.
Znieruchomiał całkowicie, ja w pierwszej chwili też nic więcej nie robiłem, trwałem tylko tak przyklejony do jego ust. Wstrzymywał oddech. Czułem jaki jest spięty. Pomyślałem, że dobrze by było, gdyby się trochę rozluźnił.
Zsunąłem ręce z jego ramion na talię, którą nawiasem mówiąc, miał jak osa. Pogładziłem go przez chwilę i poczułem, jak zadrżał. Chyba z przyjemności, przynajmniej miałem taką nadzieję. Zacząłem leciutko skubać jego dolną wargę, nie chcąc od razu pchać się mu do gęby, żeby go nie wystraszyć. Trąciłem ją końcem języka i wtedy lekko drgnęła rozchylając usta. Uznałem to za zachętę i przeciągnąłem powoli językiem po jego wargach. Zaraz potem wsunąłem język do środeczka odnajdując jego. Wciąż był spięty, chciałem żeby się odprężył. Trącałem lekko jego język swoim aż drgnął. Zacząłem całować go śmielej aż w pewnej chwili poczułem, że zaczął oddawać. Uśmiechnąłem się w duchu, rozluźniłem pewny swego i przyciągnąłem go bliżej siebie zjeżdżając rękami na jego zgrabny, ukryty w obcisłych dżinsach tyłeczek… w tej chwili poczułem uderzenie w krok i ostry pulsujący ból. Puściłem go i osunąłem się na podłogę trzymając oburącz swoje jajka. Spojrzałem na niego załzawionymi oczami, wyglądał jak przegrzana lokomotywa. Nie zdziwił bym się gdyby uszami poszła mu para. Tylko co się stało, przecież był taki chętny…
- Ty… ty jesteś zboczony! Co tam zboczony, niewyżyty! – fuknął. Podciągnąłem się i opadłem na sofę obok. Chyba rzeczywiście przesadziłem.
- Bill… - jęknąłem wciąż czując ból. Usłyszałem tylko kolejne fuknięcie rozjuszonego kota i trzaśnięcie drzwiami. Poleciał do swojego pokoju. – Wspaniale. Wyszedłem na zboka. – mruknąłem zły.
Trochę trwało zanim odzyskałem jako takie czucie w kroku i nogach. Dźwignąłem się z tej kanapy i po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem, że muszę go przeprosić. Ale co mu powiesz, idioto?, pomyślałem.
„Przepraszam, Billy, ale twoje usteczka były tak słodkie i mięciutkie, że ostatecznie nie mogłem się powstrzymać.”
Jasne, za coś takiego dostałbym po jajach po raz drugi. W końcu jednak zdecydowałem się isć do jego pokoju. Mogę gadać nawet do drzwi, ale muszę.
- Bill? – zastukałem cicho. Nic nie było słychać. W pewnej chwili przestraszyłem się, że może uciekł przez okno i poleciał z tym do kogoś. Przecież jakby to wyszło, to nie tylko mi go zabiorą, ale mnie jeszcze wsadzą do paki! No może przesadzam, ale zabraliby mi go na pewno. A na to nie mam zamiaru pozwolić. – Billy, jesteś tam? – co za głupie pytanie, musiał tam być. To pierwsze piętro.
Po dłuższej chwili nie otrzymywania odpowiedzi chwyciłem za klamkę i otworzyłem drzwi. Od razu poczułem, że dostałem czymś w łeb, nawet nie zauważyłem czym.
- Wynoś się stąd, zboczeńcu, bo ci go wyrrwe! – usłyszałem wrzask i kolejne trzaśnięcie drzwiami.
No, pięknie…



Bill


Myślałem, że uszy mi wysadzi. Co za zbok, nie zostanę tu ani chwili dłużej! Ale dokąd pójdę? Jestem na niego po prostu skazany, nie pojade przecież przez całe Niemcy do babci. A może powinienem? Z chęcią by mnie wzięła. A jakby usłyszała o tym co się stało… o.O
Ale ja nie chciałem o tym nikomu mówić. Nie z powodu wstydu, czy czego innego. Nie czułem takowego. Chciałem, żeby to pozostało moją słodką tajemnicą. Bo dziwnym trafem, po części nawet mi się to podobało. Chyba dlatego na początku oddałem mu ten pocałunek. Ale kiedy złapał mnie za tyłek… Ja nie jestem pedałem i nikt nie będzie mnie obmacywał.
Naprawdę byłem zły. Sam nie wiedziałem czemu. Nie byłem zły na niego, ale to na nim się wyżyłem. Ale to nic, to była tylko poducha. Nie bolało go nawet. Chodziłem w kółko po pokoju. Czułem jak moje serce obija się o żebra, miałem wrażenie, że zaraz wyskoczy. Pierwszy raz w życiu pomyślałem, że zapaliłbym papierosa. Nigdy wcześniej nawet mi to do głowy nie przyszło. Pomyślałem, że jeśli tak mu było śpieszno do umizgów, to kupi mi paczkę, inaczej powiem o wszystkim właściwym osobą i mnie stąd zabiorą. A z jakiegoś powodu byłem pewny, że on za wszelką cenę by na to nie pozwolił.
Podszedłem do drzwi i otworzyłem je zamaszyście. Stał wciąż na korytarzu z poduchą w rękach.
- Billy, przepraszam… - zaczął, ale nie zamierzałem z nim dyskutować.
- Fajki. – rzuciłem tylko patrząc na niego wściekłymi oczami.
- Co?
- Chcę fajki, to. – popatrzył na mnie a po chwili znów ta jego dojrzała mina.
- Tłumaczyłem ci co oznacza obecność fajek w moim domu…
- Ja ci zaraz wytłumaczę, co znaczyć będzie moja nieobecność w domu, jeśli ich nie dostanę. – powiedziałem krótko wciąż na niego patrząc.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że jeśli zaraz mi ich nie kupisz, powiem o tym co zrobiłeś i mnie stąd zabiorą. Nikt nie pozwoli, żebym siedział pod jednym dachem z takim zboczeńcem. – usta lekko mi drgnęły na widok jego wystraszonej miny.
- Nie gadaj, i tak nigdzie z tym nie pójdziesz. – uśmiechnął się pewny siebie po chwili.
- Fajki za 15 minut, jak nie, przekonasz się. – powiedziałem uśmiechając się dokładnie w tej sam sposób i zatrzaskując mu drzwi przed nosem.
Długo nie musiałem czekać. Zdążyłem odpalić komputer i pogrzebać gdzieś za czymś, chociaż nawet nie bardzo mnie to wciągało. Robiłem to chyba tylko po to, żeby przestać myśleć o tym pocałunku. Bo myślałem. Wciąż. Cholera wie, czemu.
Kiedy już miałem zatrzasnąć laptopa, drzwi do mojego pokoju ponownie się otworzyły. Wszedł przez nie mój kochany zbok-braciszek. Z paczką fajek w ręce. Jego mina była bezcenna.
- To pierwsza i ostatnia paczka fajek w twoim życiu, więc się nią naciesz. – burknął piorunując mnie wzrokiem. Wyszczerzyłem się i od razu do niego podskoczyłem.
- Dzięki. – powiedziałem i szybko mu ją zabrałem. Nie racząc nawet otworzyć okna zapaliłem po prostu tak jak stałem.
- Mógłbyś chociaż uchylić sobie okienko, potem będzie tu smierdzieć. – stwierdził bombardując mnie wzrokiem, kiedy paliłem. – Poza tym byłem przekonany, że będziesz się dusił. Od kiedy palisz? – zapytał nieco napastliwie. Zachichotałem patrząc na niego. – Widzę, że złość już ci przeszła. – powiedział znowu.
- Nie. Po prostu sobie zapaliłem, to wszystko. A propos twojego pytania, nie paliłem wcześniej.
Popatrzył na mnie przez chwilę, a potem powiedział patrząc na mnie spod byka.
- Nie wyobrażaj sobie, że będę ci tak kupował papierosy kiedy tylko ci się zachce.
- Kupiłeś raz, kupisz i drugi.
- Za drugim razem wylecisz z domu, nie ma smrodzenia mi w chałupie! – zaperzył się jak przedszkolak. Wzruszyłem tylko ramionami i usiadłem sobie na łóżku zakładając nogę na nogę i odgarniając długie do ramion włosy, żeby Se ich czasem nie przyjarać. Wiedziałem, że mnie nie wyrzuci. Skoro nawet złamał swoją żelazną zasadę, wiedziałem i byłem pewny swego. Poza tym postanowiłem, że go przez jakiś czas trochę po szantażuję.
Uśmiechnął się znów ładnie patrząc na swojego papieroska.
- Coś jeszcze dla księcia Billa? – zapytał przesłodzonym głosem patrząc na mnie. Zastanowiłem się nieco.
- Hm… puszka piwa może być. Tylko nie byle jakie siki. Takie za 4,50 będzie w sam raz. – stwierdziłem wracając do swojego palenia. Jego mina była przezabawna. Miał morde tak pocieszną, że nie mogłem się nie roześmiać.
- Z czego się śmiejesz?
- Z twojej miny. – powiedziałem zgodnie z prawdą. – To jak, dostanę to swoje piwo? – popatrzyłem na niego wyczekująco. Poczerwieniał lekko na policzkach. Chyba się lekko zdenerwował.
- Nie będzie żadnego piwa, młody. – uniosłem lekko brew do góry.
- Nie??
- Nie.
- W takim razie jak skończę to zaraz dzwonię do odpowiednich instytucji… - nie zdążyłem dokończyć swojej myśli. Rzucił się na mnie jak zwierz, nawet nie wiem w  którym momencie fajka wypadła mi z ręki na podłogę. Popchnął mnie na łózko i usiadł na mnie okrakiem. Zaczęliśmy się siłować.
- Nie będzie żadnego piwska, młody! Dotarło?!
- Nie! – krzyknąłem próbując go z siebie zwalić. Uszczypnąłem go w brzuch, aż podskoczył.
- Ty mały… ja ci zaraz…! – złapał mnie za obie ręce. Moje były raczej chude, z powodzeniem mieściły się w jego jedną. Drugą zaczął wpychać mi paluchy między żebra. Zacząłem się wydzierać.
- AU! To boli kretynie! – rzucałem się po łózku jak głupi.
- Może się czegoś po tym nauczysz!
- JA?! To ty powinieneś cofnąć się… do przedszkola! Na pewno zapomnieli ci powiedziec, że bratu nie wpycha się jęzora do gęby i nie obmacuje się go po tyłku! ZBOCZEŃIEEEEC!!! – wydarłem się na sam koniec. Zatkał mi usta ręką.
- Zamknij tą japę! – syknął mi prosto w nos. – Skoro nie chcesz po dobremu, zrobimy to inaczej… - wyszeptał.
Szamotałem się jeszcze przez chwilę, a potem zamarłem, gdy poczułem jego rękę… pod swoją koszulką?
Jedną ręką zasłaniał mi wciąż usta, a ta druga powoli wsuwała się pod koszulkę na moim brzuchu. Boże, on naprawdę ma jakieś spedalone zapędy! Gdzie ja trafiłem?!
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Dyszałem ciężko przez nos, chociaż nie byłem jakoś specjalnie zmęczony. W gruncie rzeczy nie wiedziałem, dlaczego tak dyszę. Czułem jak jego dłoń wchodzi głębiej pod moją odzież. Zaczął masować skórę mojego brzucha, miał silne ale delikatne ręce, wyczułem to bezbłędnie. I ciepłe. Co sprawiało, że pomimo całej sytuacji ten dotyk był całkiem przyjemny. Jego ręka zatrzymała się tuż pod moim mostkiem.
- Nauczę cię posłuszeństwa. – szepnął. Nie wiedziałem o co mu chodzi. Dowiedziałem się tego dopiero po chwili.
Zastanawiałem się jednocześnie, dlaczego do cholery tak cicho leżę, zamiast rzucać się gryźć, drapać i krzyczeć. Ja jedynie obserwowałem to co robił.
Podrolował mi koszulkę do góry odsłaniając tym samym cały mój tors. Brzuch, klatkę piersiowa razem z sutkami. Poczułem się lekko nieswojo, ale byłem też ciekawy i jakby podekscytowany? Czekałem na to co zrobi. Myślałem, że będzie mnie podszczypywał, łaskotał, albo nie wiem, wymyśli jakieś inne tortury. Natomiast do głowy by mi nie przyszło…
- Mmm! – musiałem, po prostu musiałem jęknąć kiedy wziął w usta mój lewy sutek. Nie mogłem leżeć spokojnie, nie kiedy robił mi coś takiego! Wiłem się, nie mogłem tego znieść, a jednocześnie to było takie przyjemne! Doszedłem więc do wniosku, że moje brodawki są nadzwyczaj wrażliwe.
Lizał ją, a potem zaczął ssać. Całkiem oszalałem. Trzymał mnie mocno, nie mogłem się mu wywinąć. Ale już nie mogłem wytrzymać. To było zbyt intensywne.
Oderwał się ode mnie na moment, żeby na mnie spojrzeć. Głowę miałem odwróconą na bok, oczy przymknięte i oddychałem ciężko. Wyczułem, że się uśmiechnął. Chwila wytchnienia nie trwała długo, zaraz znów to poczułem. Jego usta i język. Wierzgnąłem się gwałtownie, przez co jego ręka puściła w końcu moją twarz.
- Przestań, nie wytrzymam tego dłużej! – wyjęczałem. Usłyszałem jak zachichotał.
- Będziesz grzeczny? – zapytał tuż przy moim uchu. Kiwnąłem głowa na zgodę. Czułem się jakbym był pijany. – No to dam ci trochę spokoju. – stwierdził i zszedł ze mnie, a ja leżałem tak jak leżałem. Nie miałem pojęcia co się stało. Po kilku chwilach obciągnałem sobie koszulkę. Siedział obok mnie i przyglądał mi się.
- Widzisz, jaki potrafisz być uległy?
- Wal się. – mruknąłem. Próbowałem usiąść ale wtedy coś poczułem. W spodniach… Nie może być…
- Haha, młody! Aż tak się podnieciłeś? Nastolatki! – zaśmiał się. Nie wiedziałem co ze soba zrobić. Spłoniłem się cały na twarzy. Mruknąłem coś o łazience i podniosłem się, ale zaraz zostałem ściągnięty z powrotem.
- Co chcesz walić sobie w samotności? – usłyszałem szept tuż przy uchu. Po raz kolejny.
- Nie mam zamiaru sobie walić. – stwierdziłem buntowniczo. Siedziałem prosto jak struna.
- Mogę ci pomóc… - znów ten szept. Mimowolnie wyobraziłem sobie tą scenę…
Siedzę całkiem roznegliżowany na swoim łózku. Podparty na łokciach, w rozczochranych włosach, które jednak tylko dodają mi uroku. Nogi uniesione, zgięte w kolanach i szeroko rozłożone. Czuję żar w kroczu. Patrzę na nie zachłannie, jak jego ręka okala moje jądra, powoli przesuwa się na członek. Jęczę cichutko. Odchylam głowę do tyłu. Przymykam oczy. Czuję jego zdecydowane, ale czułe, delikatne ruchy. Znów spoglądam na ten jakże podniecający widok. Głowka penisa co chwila chowa się i wynurza z jego palców. Znów mój jęk. Co raz szybsze, mocniejsze ruchy. Aż w końcu spełnienie… Odrzucam głowę do tyłu z cichym okrzykiem rozkoszy. Dochodzę obficie w jego rękę…
Jezu…
- Przestań, jesteś obrzydliwy! – pisnąłem zrywając się z miejsca z walącym sercem. Sam byłem zszokowany tym co przed chwilą podsunęła mi wyobraźnia. Patrzyłem na niego wielkimi oczami i dostrzegłem ten nikły uśmiech.
Debil się ze mnie nabijał!
- Nabijasz się ze mnie. – fuknąłem.
- Co, ja? W życiu, co ty.
- Jak to nie! Najpierw o mal mnie nie gwałcisz, a teraz się ze mnie śmiejesz! – chwyciłem poduszkę i walnąłem go nią. Zaczął się głośno smiać.
- Billy, przecież ci się podobało.. AU! – dostał znowu. – Dobrze, już przestań, przepraszam!
Patrzyłem na niego wilkiem, miałem ochotę go zabić. Jedyny plus z tego, że kutas szybko mi opadł.
- Nie gniewaj się, Billy, proszę. – Boże, nie, nie weźmie mnie na oczy kota ze Szreka…
- Nigdy więcej mi tak nie rób. – burknąłem i wyszedłem z pokoju do kuchni. Musiałem się napić.


19 marca 2014

Info.

Miałam dzisiaj dodać część Yink i Yank, ale niestety tego nie zrobię. Przepraszam naprawdę, ale nie wyrobiłam się, a na naprawdę się starałam. Siła wyższa, więc... ;/
Postaram się dodać notkę jutro. Góra, w piątek. Mam już coś napisane i nawet mogłabym to opublikować, ale byłoby to bardzo krótkie, więc nie ma sensu. Pozostaje mi więc tylko wziąć się jutro do roboty.
Pozdro.

17 marca 2014

20. Stanowcze NIE.

W tym samym czasie…

*Simone siedziała sama w domu. Roztrzęsiona czekała na powrót swojego męża. Była już godzina 17, Tom wyszedł już jakiś czas temu, dobrze wiedziała że jest z Billem. Miała tylko nadzieję, że nic się nie dzieje… między nimi. Sam powiedział, że nie mają gdzie. Głupio się z tym czuła, ale uczepiła się tego jednego szczegółu jak rzep psiego ogona, ale tylko on dawał jej poczucie, że przynajmniej teraz jej synowie niczego złego nie robią. Tak, bo to było złe. Chciała mieć nadzieję, że w końcu się opamiętają, przemyślą to i dojdą do wniosku, że ona ma rację. Gdyby to wynikło w jakiejś normalnej sytuacji, mogłaby zrobić coś więcej… ale Tom miał rację. Z ich perspektywy w tej chwili ona nie jest najlepszym wzrokiem dobrej matki. Więc tak jakby nie powinna teraz oceniać ich. Ale jak każdy normalny człowiek ma na coś takiego pozwalać? Mimo wszystko to byli jej synowie i nie miała najmniejszego zamiaru się na to godzić. Żeby jej dzieci uprawiały seks ze sobą.
Wstała i zaczęła chodzić po całym mieszkaniu. Nie mogła uspokoić nerwów, kto by umiał. Wciąż zerkała na zegarek, już nie długo wróci Gordon. Była bardzo ciekawa co on na to powie, ale też bała się trochę jego reakcji, kiedy się wściekał słyszeli go wszyscy. Nie musiała się jednak obawiać, że dojdzie do rękoczynów. Nawet w największej złości Gordon nigdy nie podniósł ręki na Toma. Nawet jeśli czasami naprawdę sobie na to zasługiwał. Kiedy wybiła godzina 18 zerwała się z miejsca w salonie gdzie wróciła i podbiegła do okna. Dyskretnie wypatrywała swojego męża. Była przekonana, że Gordon przyzna jej rację i całkowicie stanie po jej stronie. Ona już wiedziała co zrobi, żeby to wszystko ukrócić. W końcu się doczekała, na podwórze wjechał czarny samochód. Chwilę potem wysiadł z niego jej mąż. Na palcach pobiegła do drzwi, aby mu je otworzyć.
Jak zawsze był zmęczony po pracy, ale Simone nie zamierzała tym razem zwracać na to uwagi. Zrobiła jedynie to co musiała, czyli przywitała się z nim i od razu pociągnęła za sobą do kuchni.
- Co się stało, kochanie, wyglądasz na bardzo… zdenerwowaną. – stwierdził Gordon przyglądając się jej. Popatrzyła na niego przez chwilę kręcąc się w miejscu z zdenerwowania. – Simone? – zagadnął ją przyglądając się jej uważniej. Westchnęła po czym oznajmiła mu…
- Gordon, mamy poważny problem. Chodzi o chłopców. – facet popatrzył na nią przez chwilę w milczeniu.
- To znaczy?
- Tom i Bill… oni… - nie wiedziała jak to ma z siebie wykrztusić. – Boże, nie uwierzysz.
- Ale w co?
- Gordon, oni uprawiają seks. – powiedziała tak cicho że ledwo ją usłyszał. Przez chwilę stał nie poruszając się kompletnie. Patrzył tylko na nią tak jakby jej nie zrozumiał.
- Simone, oni mają po 18 lat, w tym wieku większość nastolatków uprawia seks. – powiedział tak jakby rozmawiał z upośledzoną. Simone natychmiast prychnęła.
- Wiem. Gdyby to były dziewczyny… ale oni uprawiają seks MIĘDZY SOBĄ! Rozumiesz? Oni kochają się ze sobą. – mina Gordona była dziwna. Ale na pewno nie tak zacięta jak Simone. Wyrażała raczej rezygnację. Usiadł przy stole i przeczesał ręką włosy wzdychając. Żona usiadła obok niego. – No? – ponagliła go. – Trzeba coś z tym zrobić…
- Skąd ty w ogóle posiadasz takie wiadomości? – zapytał w końcu. – Chyba ci o tym nie powiedzieli sami.
- Oczywiście, że mi sami nie powiedzieli. – przyznała wciąż zdenerwowana. – Do Toma zadzwonił kolega z prośbą czy nie pożyczyłby mu zeszytów, bo nie było go dzisiaj w szkole.
- I ten kolega ci to powiedział?
- Nie. Nie rozmawiałam z nim zbyt długo, od razu poszłam po Toma powiedzieć mu, że ma telefon od kolegi. Zszedł szybko i rozmawiali jakieś 15 minut, a ja jak to ja, nie mogłam patrzeć na ten jego burdel w pokoju i zaczęłam zbierać mu rzeczy z podłogi. Wtedy zabrzęczała mu komórka. Myślałam, że to może coś ważnego i…
- I co, przeczytałaś wiadomości? – zapytał zaskoczony Gordon.
- Jedną wiadomość. – przyznała. – Od Billa, ta która wtedy przyszła. Pisał w niej, że już dawno tego nie robili, rozumiesz? To się w głowie nie mieści, żeby bracia… robili ze sobą takie rzeczy!
- Oni nie robią tego od wczoraj. – powiedział jej mąż w pewnej chwili.
- Wiem, że to się ciągnie na pewno już od jakiegoś czasu, ale… skąd ty o tym wiesz? – zapytała nagle patrząc na niego. Westchnął znów przeczesując ręką włosy.
- Natknąłem się pewnego razu na jedną sytuację.
- Jaką sytuację?
- Bill przyszedł do Toma… wszedłem po coś na górę i coś usłyszałem. Zajrzałem do nich do pokoju przez uchylone drzwi. Pieścili się. – oczy Simone o mało nie wyszły na wierzch.
Zerwała się z krzesła i zaczęła krążyć po kuchni.
- I nic z tym nie zrobiłeś?! Gordon!
- Simone, nie krzycz. – powiedział spokojnie. – Co niby miałem zrobić? Wejść tam i co?
- Choćby i wejść, żeby to przerwać! Jak mogłeś tak sobie na to patrzeć! I nie przerwać tego! Przecież to jest jakieś skrzywienie psychiczne!
- Simone, uspokój się. – powiedział znów Gordon. – Najpierw trzeba z nimi normalnie porozmawiać. Z obydwoma na raz. Niech nam powiedzą co uważają, a wtedy my zrobimy to samo…
- Tu nie ma o czym rozmawiać. Dobrze wiesz jaki Tom jest uparty. Jeśli sobie coś wbije do głowy nic go od tego nie odwiedzie. Trzeba zrobić coś innego.
- Co według ciebie? – zapytał masując sobie skronie.
- Odseperować ich od siebie. Tak, żeby nie mogli już więcej… tego robić.
- Jak chcesz to zrobić? Są pełnoletni, wiedzą już o swoim pokrewieństwie. Nie zamkniemy ich w dwóch osobnych pomieszczeniach.
- Może to trzeba by było zrobić. Ale jest inne wyjście, po prostu… zabierzemy stąd naszego syna. Wyprowadzimy się i weźmiemy go ze sobą. Nie wiem gdzie, wrócimy do Monachium, byle jak najdalej od tych… głupot. Bo to co robią jest głupotą.
- Chyba oszalałaś, Tom w zyciu nigdzie się już stąd nie ruszy. Prędzej nas wyklnie.
- Nie pozwolę mu na to, żeby dalej to robił.
- Simone, nie mamy już na niego żadnego wpływu. Możemy jedynie powiadomić policję, ale to raczej….
- Nie wchodzi w grę.
- Własnie.
- Gordon, zabieramy go stąd czy będzie chciał czy nie. Koniec. Jeśli uważa się za takiego dorosłego będzie musiał podjąć prawdziwie dorosłą decyzję. Albo pojedzie z nami… albo powiadomimy policję. Ale to już będzie blef.
- Simone… - zaczął Gordon. – Nie mam pojęcia jak to zrobimy… ale wiesz, że będą robić wszystko żeby tylko pozostać razem…
- Wiem, ale ja na to nie pozwolę. – powiedziała i wyszła kończąc rozmowę.



Tom

Gdy wróciłem do domu spotkała mnie nie lada niespodzianka. Rodzice siedzieli w kuchni z takimi minami że aż chciało mi się śmiać. Skierowałem się do siebie, ale wtedy usłyszałem głod Gordona.
- Tom, chodź do nas na chwilę. – chyba dla samych jaj do nich poszedłem.
- Słucham.
- Razem z mamą doszliśmy do pewnych wniosków…
- A dotyczą one?
- Twojej zażyłości z Billem. – oznajmił mi. Patrzyłem na niego przez chwilę a potem się uśmiechnąłem.
- Oczywiście. I co to za wnioski?
- Zdajesz sobie sprawę, że to jest niezgodne z prawem?
- A więc zawiadomiliście już policję, tak? – popatrzyłem na nich z odrazą.
- Nie, nikt nie zawiadamiał policji. – odezwała się dla odmiany moja matka.
- Och. – powiedziałem tylko.
- Ale zrobimy coś innego. – tym razem to mój ojczym.
- Tak? Niby co?
- Masz tydzień, żeby porozmawiać o wszystkim z Billem. Potem wyjeżdżamy z powrotem do Monachium…
- Co takiego? – aż się zająknąłem.
- Wracamy do Monachium, Tom. – moja stara… nienawidzę jej. To na pewno jej pomysł.
- Proszę bardzo, droga wolna. – powiedziałem opierając się luzacko o ścianę. Popatrzyli na siebie. – Powiem raz  i nie będę powtarzał. Nigdzie mnie ze sobą nie zaciągniecie. A jeśli będziecie próbować, to długo mnie nie będziecie oglądać. – popatrzyli na mnie z niezrozumieniem. Parsknąłem śmiechem. – No co? Jestem pełnoletni. Do niczego nie możecie mnie zmusić, a jeśli to zrobicie, to JA zadzwonię na policję. – odwróciłem się z zamiarem odejścia ale zatrzymał mnie Gordon. Wstał i złapał mnie za ramię. Odwróciłem się i spojrzałem na niego.
- Tom, synu, chcemy dla was jak najlepiej…
- 18 lat temu też chcieliście? Poza tym co ty o mnie wiesz. Nie jesteś moim ojcem. – odtrąciłem jego rekę. – Ostrzegam was lojalnie. Nie zmuszajcie mnie, żebym to ja was wsadził do paki. – pobiegłem wkurwiony do siebie na górę.
Nie miałem zamiaru im się tak po prostu dać zagiąć. Od razu chciałem zadzwonić do Billa, ale… coś mnie powstrzymało. Nie chciałem, żeby cierpiał. A na pewno zadałoby mu to ból. Ale byłem pewny, że jego starzy też już wiedzą…




Bill

Gdy wróciłem do domu panowała dziwna cisza. Poczułem lekki niepokój, ale udałem się prosto do swojego pokoju. Przeczuwałem, że rodzice Toma już poinformowali o wszystkim moich. Nie miałem pojęcia, co zrobię, jeśli zaczną ten temat. Ostatnimi czasy w ogóle nie umiałem z nimi rozmawiać. Każda próba kończyła się awanturą. Nie chciałem nawet myśleć, co byłoby tym razem. Masakra.
Zdążyłem odpalić kompa, kiedy drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Mój stary razem z matką weszli z niepewnymi minami. Już wiedziałem, co się będzie działo. Udałem jednak, że nie wiem o co chodzi nie chcąc samemu się wkopać. Stali tak przez chwilę patrząc na mnie, a ja patrzyłem na nich.
- Bill, synku, musimy porozmawiać. – odezwał się ojciec jako pierwszy. Odłożyłem komputer na miejsce wiedząc, że tego nie uniknę.
- Tak? – bąknąłem. Usiedli oboje na moim łóżku. Widać było, że szok jeszcze do końca ich nie opuścił.
- Posłuchaj, Bill… - nie mieli pojęcia jak zacząć tą rozmowę.
- Wyręczę was. – powiedziałem. – Rodzice Toma wam powiedzieli, tak? – pokiwali tylko głowami. – Więc… już wiecie. – dodałem tylko.
- I nie masz nam nic więcej do powiedzenia? – tym razem odezwała się matka. Popatrzyłem na nią.
- A co mam wam powiedzieć?
- Jak to co? – ojciec patrzył mi prosto w oczy. – Masz 18 lat. Nie znaczy to jednak że wszystko ci wolno. Na pewno nie wolno ci łamać prawa. – parsknąłem śmiechem odwracając głowę do okna.
- Jesteście chyba ostatnimi osobami, które powinny mi to mówić. – ojciec westchnął.
- Bill, my doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy święci. Ale jesteśmy twoimi rodzicami i musimy chronić cię przed…
- Przed czym? – wpadłem mu w słowo.
- Przed poważnymi kłopotami.
- Nie widzę, żebym miał kłopoty. – prychnąłem.
- Jeszcze nie. Ale rodzice Toma rozważają podać to na policję. – popatrzyłem na niego uważnie. Nie wiedziałem czy kłamał. Ale i tak postanowiłem go wyśmiać.
- Daj spokój, nie zrobią tego.
- My tego nie zrobimy, ale oni o tym myślą. – znów prychnąłem.
- Tak, wsadzą do pudła własne dziecko, super.
- My też uważamy, że w gruncie rzeczy tego nie zrobią, ale gdyby wiedział o tym ktoś obcy, który nie miałby skrupułów, zrobiłby to od razu.
- Czego wy ode mnie oczekujecie, co? – zapytałem ostro.
- Nie wiesz? – wtrąciła się matka. – To musi się skończyć, nie możecie tkwić w tym dłużej…
- Kpisz sobie?! – podniosłem głos. – A ile lat WY  w tym tkwicie?!
- Pragnęliśmy dziecka. I mamy ciebie… - ojciec złapał mnie czule za rękę, ale natychmiast go odtrąciłem.
- Aha, dostaliście co chcieliście, a resztę macie w dupie?! To jest wasza wina! – krzyknąłem.
- Nasza?
- Tak, wasza. Gdybyście mieli sumienie, nie rozdzielilibyście nas, może gdybyśmy chowali się razem, nic by się nie stało. Ale teraz jest już zapóźni, nie wycofamy się. A wiecie dlaczego? Bo się kochamy! – wyrypałem im prosto w oczy. Przez chwilę patrzyli na mnie tak jakby nie rozumieli niemieckiego. Po chwili oboje zaczęli wykazywać pierwsze oznaki zrozumienia.
- Bill, wiemy, że się kochacie, jesteście rodzeństwem, ale…
- Przestań pieprzyć! Dobrze wiesz o czym mówie!  KOCHAMY SIĘ I UPRAWIAMY SEKS! Teraz dotarło? – znów krzyknąłem.
Zapadło milczenie. Po kilku minutach ojciec odezwał się wyraźnie poirytowany, jeśli tylko o poirytowaniu można było tu mówić.
- Bill, dosyć. Na pewno wiesz jak nazywa się to co robicie. Tego nie muszę ci tłumaczyć. Chcemy ci powiedzieć, że rodzice i Tom wyprowadzają się z Loitsche. Teraz to ja patrzyłem na nich w bezruchu, totalnym.
- Co? – wydusiłem tylko.
- Twój brat wyjeżdża. Jeszcze w tym tygodniu. – powiedział spokojnie patrząc uważnie na mnie.
- On nie wyjedzie. – powiedziałem czując paraliżujący strach, który pojawił się natychmiast po tym jak dotarło do mnie to co powiedział do mnie ojciec.
- Wyjedzie, Bill, bo to jedyny sposób na to, żeby to przerwać…
- Nie! – poderwałem się wyskakując z łóżka. Zacząłem chodzić nerwowo po pokoju tarmosząc się za włosy. Czułem, że świat osuwa mi się spod nóg. On na to nie pójdzie, nie da się wywieźć, na pewno nie…
- Bill, uspokój się…
- Nie! – wrzasnąłem znów. – On nie wyjedzie! Nie zostawi mnie, nie pozwoli na to, żebyście nas znowu rozdzielili…! – matka wstała i próbowała mnie przytulić.
W gruncie rzeczy w takiej chorej sytuacji zachowali nader łagodnie. Nie raz wyobrażałem sobie ich reakcję. Byłem pewny, że co najmniej wywalą mnie z domu. Ale nie bałem się tego, miałem Toma. A teraz chcą mi go odebrać. Znowu. Ale on na to nie pozwoli, przekonywałem sam siebie.
Odepchnąłem matkę jakby była czymś obrzydliwym. W tamtej chwili dla mnie była. Właśnie taka, obrzydliwa. Miała łzy w oczach, widziałem je. Ale nie wzruszało mnie to ani troche. Właśnie uczestniczyła w procederze rozwalania mi zycia. Wiedziałem, że jeśli go stracę, nie wybaczę im tego. Nigdy.
- Co wy możecie wiedzieć! – zacząłem znowu krzyczeć. – Wam chodziło tylko o zaspokojenie waszych egoistycznych potrzeb! Nie myśleliście o nas samych ani przez chwilę!
- Bill, kochanie… - to znowu matka. Znów ją odepchnąłem.
- Nie dotykaj mnie. – wycedziłem. – Brzydzę się tobą. – poczułem uderzenie w twarz. W pierwszej chwili nie wiedziałem co się stało. Matka też była zszokowana. Patrzyła wielkimi oczami na ojca. Ja też na niego patrzyłem, ale ze wstrętem jeszcze większym niż przed chwilą. Nigdy wcześniej mnie nie uderzył. Chyba sam był tym zaskoczony. Po chwili przygarnął mnie do siebie tuląc i wycałował piekący policzek. Nic nie robiłem, byłem wciąż w szoku po tym jak dał mi w pysk. Ale już niedługo odzyskałem władzę w ciele. Wyrwałem mu się jednym ruchem. Patrzyłem na niego z taką nienawiścią, jaką nie darzyłem chyba nikogo. Dotknąłem swojego policzka, wciąż piekł.
- Wynoście się. – powiedziałem cicho, ale tak jadowitym głosem, że nie musiałem krzyczeć. – Wynocha! – teraz się rozdarłem. Nie chciałem przebywać z nimi ani chwili dłużej. – Nienawidzę was!
- Bill…
- Wypierdalać mi stąd, już!!! – chwyciłem matkę i wyrzuciłem ją za drzwi. Z ojcem było troche trudniej, ale ta cała sytuacja chyba dodała mi sił, bo jednak sobie z nim poradziłem. Zatrzasnąłem z hukiem drzwi i zakluczyłem od środka pozostawiając w nich klucz tak aby sami nie mogli ich otworzyć.
Krew buzowała we mnie. Nie słyszałem nic oprócz dudnienia w uszach. Potem doszły mnie dźwięki awantury na dole, o to, że ojciec mnie uderzył. Położyłem się na łózku. Drżącymi rękami wybrałem numer do Toma. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Tom? Powiedz, że to nieprawda. Że mnie nie zostawisz!



* niespodzianka dla tych, którzy myśleli już, że Bill i Tom będą żyć razem długo i szczęśliwie xD


15 marca 2014

Jak Yink i Yank 4

Rozdział 4

"Human Connect to Human"

Znów to samo. Jestem dziecinny, do tego naiwny. Co rano łudzę się... Ale teraz przynajmniej to brat będzie mi wszystko uświadamiał. Nie jakaś fałszywie miła baba z bidula. Wszystkie dzieciaki mają tam w dupie. Mam nadzieję, że to co mówi Tom jest prawdą. Inaczej się stąd wyprowadzam. Do babci. Do tego jeszcze rozbeczałem mu się jak 5letni dzieciak. Pewnie miał z tego później niezły ubaw. Niby mnie przytulił, ale... przecież ja go w ogóle nie znam. Śmierć naszych rodziców nie zrobiła na nim większego wrażenia. Niby pojawił się na pogrzebie, ale nie wydawał się być specjalnie tym zainteresowany. Nawet się do nikogo nie odezwał, do mnie to już w ogóle. Może jeszcze wtedy nie wiedział... A może zwyczajnie nie czuł się związany. W każdym razie na stypie już go nie było.
Kilkanaście minut później siedziałem już w kuchni. Dostałem obiad.
- Zawsze tak długo śpisz? - zapytał siadając obok. Przełknąłem ryż curry.
- Nie, w domu wstawałem wcześniej. - mruknąłem. Moja mina musiała być nieciekawa bo poczułem jego dłoń na ramieniu. Spojrzałem na niego. Milczał przez chwilę, a potem...
- Billy, ja wiem, że ta sytuacja jest dla ciebie trudna...
- A dla ciebie nie? - wpadłem mu w słowo. - To byli również twoi rodzice...
- Moi rodzice byli tymi, którzy mnie wychowali. - teraz on mi przerwał. - Ty...
- Widać, że ich nienawidzisz, dlaczego wziąłeś mnie do siebie? - znów wszedłem mu w eter ostrzejszym tonem. Westchnął.
- To nieprawda, po prostu... Nie chcieli mnie, nie próbowali mnie odnaleźć. A ja czekałem, Billy. Oczywiście tylko do pewnego momentu. - widziałem, że nie leży mu ten temat.
- To nie tak, że nie chcieli cię odnaleźć. - zacząłem, ale na moment umilknąłem, widząc jego kpiącą minę. - Po prostu wiedzieli, że zostałeś adoptowany, nie chcieli burzyć ci całego świata...
- Billy, skarbie, chyba sam nie wierzysz w to co mówisz. Skąd możesz to wiedzieć, co?
- Psycholog mi powiedziała. - parsknął smiechem.
- Billy, oprzytomnij. Twoja babcia przez cały czas kiedy siedziałeś na tym zadupiu słowem się nie odezwała na mój temat. Mam rację? - uśmiechnął się na moje milczenie. - Sam widzisz. - jakby nie było to miał rację. Nie odzywałem się. - Muszę uświadomić cię jeszcze o jednej rzeczy. - spojrzałem na niego. - Twoja ukochana babcia za wszelką cenę starała się, żebyś się tylko o mnie nie dowiedział. Ale ja już wiedziałem o tobie, więc było już za późno. Żyłeś w kłamstwie, braciszku, taka jest prawda. - stwierdził.
- Nie próbuj mnie nastawiać...- zacząłem ostro.
- Nie nastawiam cię, Bill, sam zdecydujesz co z tym zrobić. - powiedział i pogłaskał mnie po twarzy. Zamrugałem. Przeszedł mnie taki... przyjemny dreszcz. Ale nie rozumiałem jego istoty. Przecież to tylko braterski dotyk. Spuściłem wzrok na swoje kolana.
- Jesteś moim bratem, niczemu nie jesteś winien, nie będę cię niczym obarczał za coś, na co nie miałeś wpływu. - powiedział.
- Sam w to nie wierzysz. - powtórzyłem jego słowa. Pokręcił głowa.
- Nie, Bill, wiem co robię. - wstał od stołu. - A teraz ku wzajemnemu poznaniu - zaczął znów z wesołą miną. - Oboje mamy wolny dzień, więc może obejrzymy razem jakiś film? - byłem lekko zdziwiony tą nagłą zmianą tematu.
- No, w sumie, czemu nie... - zacząłem niepewnie.
- OK, to wybierz coś co ci się spodoba, a ja polecę szybko do sklepu po popcorn i colę, ok? - zgodziłem się i w czasie gdy on poszedł do sklepu ja przeniosłem się do salonu. Zacząłem grzebać w stosie DVD i znalazłem film o miłości. Pełno tam miał horrorów, ale ja już swój horror przeżywałem, wolałem coś łagodnego. Usiadłem wygodnie na sofie, zastanawiając się ile czasu zajmie mu droga.
Minęło 15 minut. Stwierdziłem, że zaraz powinien być. Minęło następne 10. A jego nie ma. Zacząłem się wiercić na tyłku. Ile można isć  do sklepu i z powrotem...
Pół godziny, a jego nie ma. Teraz zacząłem się denerwować. Gdybym ja poszedł do tego sklepu byłoby o wiele szybciej...
40 minut. Teraz już słyszę łomot serca w uszach. Jeśli jemu też coś się stało, nie wytrzymam. Wstałem z miejsca i zacząłem chodzić w kółko. Nie umiałem ustać w miejscu.
45 minut. Teraz już zacząłem się trząść. Chodziłem wciąż w te i z powrotem. Łzy zbierały mi się powoli w oczach.
Byłem cały roztrzęsiony, kiedy  W KOŃCU  drzwi do domu się otworzyły. Zerwałem się z miejsca i wyleciałem na korytarz. Trzymał w ręce siatkę z tym popcornem i colą.
- Coś ty robił tyle czasu?! I gdzie ty po to byłeś, w Warszawie?! - zamrugał zdziwiony moim zachowaniem.
- Spokojnie, młody, spotkałem kumpla i trochę się zagadaliśmy...
- Zagadaliście się, kurwa, godzinę?!
- Jaka godzina, młody, o co ci chodzi?!
- O GÓWNO!! - krzyknąłem i wyrwałem z powrotem do salonu wściekły. On nic nie rozumie! Chwile potem zjawił się obok mnie i rzucił torebkę na stół.
- Młody, ty masz naprawdę jakieś zajebiste wahania, jak baba, myślałem, że jesteś bardziej zrównoważony! - teraz on podniósł głos.
-  GDYBYŚ W JEDNEJ CHWILI STRACIŁ CAŁĄ RODZINĘ, A POTEM PRZEZ 45 MINUT ZASTANAWIAŁ SIĘ CZY KOSZMAR JESZCZE SIĘ NIE SKOŃCZYŁ I CZY NIE STRACIŁEŚ JESZCZE TEGO LEDWO POZNANEGO BRATA, TEŻ BYŚ BYŁ NIEZRÓWNOWAŻONY!!! -  wrzasnąłem. Zamilkł i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. Ja sam dysząc z wściekłości usiadłem z powrotem na kanapie. Po chwili poczułem jak siada obok i mnie obejmuje. Zareagowałem impulsywnie.
- Zostaw mnie, i tak gówno obchodzi cię co czuję! - wrzasnąłem znowu. Poderwałem się z miejsca, nadal próbował mnie złapać. Zacząłem krzyczeć i się wyrywać. Przycisnął mnie mocno do siebie krępując tym samym nieco moje ruchy. Jednak nie przeszkodziło mi to, żeby wrzeszczeć. Wydzierałem się w niebogłosy, aż... Zamknął mi usta... pocałunkiem! Znieruchomiałem momentalnie. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywałem się w jego zamknięte.

11 marca 2014

19. Pierwsze kłopoty

Tom

Nie mogłem patrzeć na moich rodziców… z resztą kto tu jest czyim rodzicem to dość skomplikowana sprawa. Skończyły się wspólne obiady, rozmowy przy kakao, spacerki wieczorami… Jeśli chciało mi się jeść, schodziłem na dół, przygotowywałem sobie kanapkę i wracałem do siebie nie odzywając się ani słowem. Kiedy miałem ochote na kakao, robiłem je i też wracałem do siebie. Widziałem, że matkę bardzo boli cała ta sytuacja, ale to nie była przecież moja wina. Zapracowali sobie. Naprawdę nie miałem pojęcia co oni sobie wyobrażali… kiedy nam powiedzieli o wszystkim, że nagle staniemy się jedną wielką rodziną czy co? Bo naprawdę nie rozumiem. Sprawa byłaby o wiele prostsza gdyby nie to, że ja i Bill… zakończenie tego nie wchodziło w grę. Oboje to wiedzieliśmy. Prędzej damy się zlinczować.
Bill bardzo to wszystko przeżywał. Znalazł sobie jednak pewne wyjście z tego gówna. Bardzo kocha rodziców, ale tak jak ja nie potrafi już z nimi żyć tak jak dawniej. Tyle, że ja mam nieco inny charakter i po prostu mam na swoich wyjebane. Kiedy matka coś mówi, moja odpowiedź składa się z dwóch słów. ‘No, mhm.’ A Bill na całe dnie znika z domu. Chodzi gdziekolwiek byleby tylko jak najmniej czasu siedzieć w tym cyrku. Większość czasu z tego spędza ze mną, ma się rozumieć. Spotykamy się na mieście, ostatnio nie mamy warunków na … coś innego. Nasi starzy chyba przyrośli do tych taboretów. Musimy zadowalać się maleńkimi pocałunkami, gdzieś w głębi parku, gdzie nikt nas nie widzi. Gdybyśmy wiedzieli, że zostało nam tak mało czasu, wykorzystalibyśmy ten czas o wiele lepiej.
Któregoś dnia po powrocie ze szkoły pisałem z Billem. Nie dość, że widziałem go od rana do 14 to potem jeszcze pisaliśmy całe popołudnie. Ale brakowało nam siebie cały czas. Dosłownie przypadek sprawił, że rozpętała się wojna…
Zwykle nie zostawiałem telefonu na wierzchu. Zawsze mam go przy sobie, a już na pewno od momentu kiedy zacząłem chodzić z Billem. Ale tego jednego pieprzonego razu zostawiłem telefon na biurku. Wyszedłem bo na domowy zadzwonił kumpel z klasy z pytaniem o lekcje. Nie było go dzisiaj w budzie. Rozmawialiśmy jakieś 15 minut. Wystarczyło, żeby matka przeryła mi telefon.
Kończyłem właśnie rozmawiać, kiedy zbiegła blada jak ściana po schodach. Kiedy na nią spojrzałem od razu się domyśliłem, że coś jest nie tak, ale nie myślałem, że grzebała w mojej prywatnej rzeczy. Co jak co, ale miałem do niej jeszcze troche zaufania, nigdy wcześniej tego nie robiła. A przynajmniej ja o tym nic nie wiem. Odłożyłem słuchawkę na miejsce i popatrzyłem na nią. Czułem, że coś się kroi…
- Co się stało? – zapytałem oschle. Bez przesady. Widać było, że coś naprawdę wyprowadziło ją z równowagi. Patrzyła na mnie tak jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu. – Co się stało… - powtórzyłem głośniej, ale weszła mi w eter.
- Chodź do salonu. – powiedziała tylko i ruszyła. Nie myśląc wiele ze zmarszczonymi brwiami poszedłem za nią. – Siadaj. – powiedziała stając naprzeciw mnie.
- Dzięki, postoję. – odbiłem.
- Dobrze, więc stój. Ale wytłumaczysz mi się z czegoś. – powiedziała patrząc na mnie uważnie. Spostrzegłem się, że była naprawdę roztrzęsiona. Tylko czym, do cholery?
- Zostawiłem otwarty sracz? – zapytałem unosząc prowokująco brew do góry. Nie zamierzałem być miły.
- Nie bądź bezczelny. – fuknęła. Parsknąłem śmiechem.
- Ja? Ja bezczelny? – prychnąłem. – Jesteś śmieszna.
- Zaraz przejdzie ci ochota na dowcipy. Mam nadzieję, że to rzeczywiście jakiś dowcip, bo…
- Bo co? – podchwyciłem. – O co ci w ogóle chodzi, matka?
- O to, co robisz ze swoim bratem! – wykrzyczała. Popatrzyłem na nią nie rozumiejąc jej kompletnie.
- Co niby robię ze swoim bratem?
- Będziesz rżnął głupa, aż ci pokarzę sama CO Z NIM ROBISZ?!
- Ale o co ci, kurwa, chodzi, matka…!
- Nie tym tonem! Mam dość twoich fochów! Nie po tym co przed chwilą zobaczyłam! Masz mi to w tej chwili wytłumaczyć albo wylecisz z domu! – wykrzyczała i trzasnęła na stolik mój telefon. Otworzyłem szeroko oczy.
- Co ty robisz z moim fonem?
- Dostałeś smsa od Billa. – powiedziała siląc się na spokój. – Zobacz sobie. – dodała nie mogąc chyba wytrzymać. Chwyciłem szybko telefon i odczytałem odczytaną już wiadomość. Coś ścisnęło mnie w brzuchu…

Tommy, cholera jasna, nawet nie wiesz jaką mam ochote… miesiąc to chyba przesada, nie uważasz, że coś jest między nami nie tak, skoro tyle czasu się nie seksiliśmy? ;)

Spojrzałem na matkę wielkimi oczami. I jak ja jej to miałem niby wytłumaczyć?
- No, słucham. Co to jest za ‘seksiliśmy’?! – przełknąłem ślinę patrząc to na telefon to na nią. Bill napisał to w taki sposób jakbyśmy przeżywali kryzys małżeński, a tak naprawdę była to tylko żartobliwa forma stwierdzenia faktu. Rzeczywiście tyle czasu się nie seksiliśmy.
W końcu wybuchnąłem nerwowym smiechem.
- Co cię tak bawi, co?! To już nie chodzi o sam fakt, że coś rozbiliście, ale gdyby dowiedział się o tym ktoś z zewnątrz, w najlepszym wypadku trafilibyście do domu wariatów, a w najgorszym za kraty! Nie myśl, że będę ci tam paczki nosiła. – wycedziła na sam koniec. Prychnąłem. Postanowiłem za wszelką cenę się wykręcić.
- Naprawdę wzięłaś to na serio? Matko Boska, bo się zaraz ze śmiechu posram! – naprawdę zacząłem się śmiac.
- Zaraz przestanie ci być do śmiechu. Nie jestem idiotką, Tom, jestem twoją matką. I wiem, że teraz robisz wszystko, żeby tylko wybrnąć z tej chorej sytuacji.
- Jakiej chorej sytuacji? – zapytałem zaraz.
- A jak inaczej to nazwiesz? Bill chyba wciąż czegoś oczekuje od ciebie, skoro tyle czasu na nic nie pozwalałeś, może się opamiętałeś… nie powinniśmy tego wszystkiego robić, nie powinniśmy się tu sprowadzać…
- Chcesz mi powiedzieć, że przyjechaliśmy na tą wioche tylko po to, żebym poznał Billa? No to też wam się to udało, drodzy rodzice! Powinnaś się cieszyć! Tak się pokochaliśmy, że aż wsadziliśmy sobie nawzajem chuja w dupe! – jej mina była bezcenna. – Myślisz, że ja go teraz od siebie w jakiś sposób odgradzam? Że raptem coś mi się odwidziało? Jesteś w błędzie, mamusiu. Nie robimy nic tylko dlatego, że nie mamy gdzie. Taka jest prawda, mamusiu.
- Tom!
- Co tom, co Tom? To jest wasza wina. Tylko i wyłącznie wasza. Gdybyśmy chowali się razem być może by do tego nie doszło, ale przed laty postanowiliście robić co się wam żywnie podobało, handel dziećmi też jest karalny, kochana mamo. – patrzyła na mnie wielkimi oczami. – Bezwiednie sami do tego doprowadziliście. I ostrzegam cię, jeśli zaczniesz ze starymi coś kombinować, narobię ci kłopotów.
- Nie handlowałam dziećmi, przestań… - próbowała się bronić. – Nie możesz mnie o coś takiego oskarżać.
- Ale o surykactwo jak najbardziej. – wycedziłem. – Jak inaczej nazwiesz to co się stało? Są dwie szczęsliwe pary, z czego jedna nie może mieć dzieci. Tak więc wymyśla sobie, że kobieta z drugiej pary zajdzie w ciążę z facetem z pierwszej pary i odda im dzidziusia bo sami nie starają się o małego. To jest właśnie to o czym mówie. Powiedz mi, jak długo Trumperowie oglądali nas z każdej strony zanim zdecydowali się na Billa? A może targowali się za którego weźmiecie mniej kasy? Bill jest słabszy ode mnie więc pewnie to było kryterium, mam rację? – zapytałem z kpiącym uśmieszkiem. – Nie mieć do nikogo o nic pretensji, jeśli sama masz nieczyste sumienie, mamusiu. Odwróciłem się żeby odejść.
- Nie pozwolę na kontynuowanie tego…
- Rób co chcesz. Też mogę uprzykrzyć ci skutecznie życie. Zobaczymy kto z nas jest bardziej wyrodny. – z lekkim uśmiechem wróciłem do siebie. Przez jakiś czas siedziałem zamknięty w pokoju. Stary był w robocie, ale byłem pewny, że jak tylko wróci matka zaraz mu o wszystkim opowie. O naszej miłej rozmowie też. Ze szczegółami. Znałem ją i wiedziałem, że zdołałem ją trochę przestraszyć. Ale musiałem ostrzec Billa. Musi wiedzieć zanim go zaatakują.


- Dowiedzieli się.

- O czym? Tęsknie za tobą. :*

- Nie teraz, kocie. Mamy problem.

- Jaki?

- Matka przeryła mi telefon. Suka nie ma chyba żadnych skrupułów.

Kilka minut ciszy…

- Chyba nie powiesz mi, że…?

- Przeczytała twoją ostatnią wiadomość. Nie wiem czy widziała coś więcej.

- Tom, idioto, na telefon zakłada się blokady! Hasła, PINy, cokolwiek!

- Jakoś nie spodziewałem się, że stara będzie mi ryła jak świnia!

- A spodziewasz się, że urwę ci kutasa?!

- Kotek, mamy ważniejsze sprawy, chuja urwiesz mi później.

- Masz jak w banku. Co gadała?

- Próbowała się wymądrzać, ale chyba udało mi się jej na jakiś czas skutecznie zamknąć gębę. Przynajmniej do powrotu starego z roboty.

- Co jej powiedziałeś?

- Troche postraszyłem… w każdym bądź razie myślę, że na razie nic nie zrobi. Bez porozumienia z mężulkiem.

- A co może zrobić, jesteśmy pełnoletni, z resztą za to  co zrobili nasi starzy, też ich mogą wsadzić.

- właśnie to jej powiedziałem. Trochre się przeraziła, widząc, że byłbym wstanie coś komuś na ten temat pisnąć.

- Tom, jesteśmy pełnoletni, nic nam nie zrobią.

- Uczepiłes się tego jak rzep psiego ogona. Bill, nasza pełnoletnośc jest dla nas kulą u nogi. Gdyby nie to w razie czego traktowali by nas jak dzieci, teraz będą mogli nas wsadzić. I będziemy musieli uważać, żeby się zaczęto nie schylać po mydło. ;/

- Daj spokój, twoja matka nie wsadzi cie za kraty.

- Wiesz co mi sugerowała zanim zamknąłem jej gębę?

- Co?

- Że ja chcę się z tego wycofać, a ty wciąż mnie nagabujesz. Bo nie uprawialiśmy sexu od miesiąca. Oparła swoją myśl na podstawie twojego smsa który przeczytała.

- No fajnie, dzięki. ;/

- Twoi starzy jeszcze cie nie zlinczowali?

- Nie, nic się nie dzieje… jeszcze.

- I do wieczora podejrzewam, że nic się nie stanie.

- wtedy twój ojciec wraca?

- To nie jest mój ojciec. Ale tak, wtedy wraca. Jesteś teraz w domu?

- Tak, czemu?

- Spotkamy się tam gdzie zwykle.

- Ok., będę za 30 minut. Całusy. :*

- :*

- Postawie ci laskę na ławce.

- Bill… o.0

- :D


 Bill się nigdy nie spóźnia i nie spóźnił się i teraz. Kiedy go zobaczyłem od razu się uśmiechnąłem, mimo lekkiego nie pokoju w sercu. Gdybym go stracił, chyba bym umarł.
- Hej, kochanie. – powitałem go całując na dzień dobry. Zamruczał mi w cicho w usta.
- Hej. To co z tą laską? – zapytał z szerokim uśmiechem. Przewróciłem oczami.
- Bill, błagam. – znów się zaśmiał. Przyciągnął mnie do pocałunku i tak trwaliśmy jakieś dobre 5 minut… gdyby ktoś szedł teraz tą drogą, którą przyszedł Billy, mógłby pomyśleć że całuję niezłą laskę… dopiero po chwili zorientowałby się, że to całkiem niezły facet. Nie mogłem się oderwać, nasze języki ocierały się o siebie powoli, niespiesznie. Oboje baliśmy się, że nas rozdzielą. Po chwili odsunęliśmy się od siebie na milimetr i w ten sam sposób oblizaliśmy usta. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Uwielbiałem jego oczy, chociaż sam miałem takie same. Chwyciłem go za podbródek i znów pocałowałem. Ochoczo rozchylił wargi i wsunąłem w nie swój język. Nasze języczki znów zaczęły się o siebie ocierać, poczułem jak oplata mnie rękoma za szyję. Sam zsunąłem ręce na jego jędrny krągły tyłem i ścisnąłem lekko pośladki. Zamruczał. Uwielbiał kiedy to robiłem, a jak uwielbiałem jak mruczał mi do ust. Zwykle miał na głowie lwią grzywę, ale teraz jego włosy były przygładzone. Wyglądał uroczo.
- Mmm, jesteś taki słodki… - teraz to ja mruczałem. Zachichotał cicho, po czym zaczął zjeżdżać dłońmi z mojej szyi na tors. Patrzyliśmy sobie w oczy.
- Tom…
- Tak?
- Mm… coś mi przyszło do głowy…
- Co takiego?
- Tutaj rzadko kto przychodzi…
- No…
- … bo to prawie sam środek parku…
- Tak…
- … więc…
- Mhm…
- … zróbmy to na trwie!
- CO?! – wytrzeszczyłem na niego oczy. Szczerzył się jak głupi, a mi gały wychodziły z orbit. – Jesteś niewyżyty. – stwierdziłem w końcu.
- No, to jest rzeczywiście prawda, biorąc po uwagę to, jak dawno tego nie robiliśmy. – powiedział układając usta w Dziubek.
- Trzy tygodnie, to tak długo?
- Tom, to jest wieczność!
- Przesadzasz. – powiedziałem niezbyt przekonująco patrząc na niego. Wyczuł to natychmiast.
- Tommy, nie udawaj, że nie chcesz…
- Bill, matka dopiero co się dowiedziała… - próbowałem się bronić.
- Przecież jej tu nie ma…
- Nigdy nic nie wiadomo.
- To znaczy? – zachichotał znów zjeżdżając dłońmi na moje biodra.
- To znaczy, że mogła nawet za mną iść.
- Przesadzasz. – powtórzył moje słowo tyle że jemu udało się to wypowiedzieć pewnym głosem.
- Własnie, że nie…
- Uważaj, bo zaraz wyskoczy zza krzaka… - zachichotał znów.
- Bardzo możliwe… Och, Bill! – jęknąłem gdy zacisnąl delikatnie rękę na moim kroczu. – Bill, jesteśmy w miejscu publicznym!
- Nikogo tu nie ma, głuptasie. – znów chichot. – Z resztą, zawsze chciałem to zrobić na łonie natury.
- W takim razie powinniśmy stać teraz w lesie, a nie koło ławki ze śmietnikiem.
- A tam, szczegóły. – wciąż ugniatał moje krocze przez obszerne spodnie, a ja czułem, że zaraz nie wytrzymam, zerżnę go na tej ławce ze śmietnikiem. – W lesie jest pełno robali, a tu, patrz jak ładnie… łączkę obrastają dookoła żywopłoty, nikt nas nie zobaczy.
- Ale na pewno usłyszy, przyleci i wtedy zobaczy. – stwierdziłem hamując jęk.
 - Będziemy cicho.
- Ty nie potrafisz być cicho.
- Teraz będę.
- Nie umiesz.
- Chcesz się założyć? – zapytał zadziornie unosząc brew. Nie zdążyłem nic konkretnego powiedzieć. Przykucnął i rozpiął zamek spodni. Trzymały się na pasku więc nie spadły. Wyciągnął go z bokserek i wziął głęboko do ust. Momentalnie stwardniałem, tak dawno tego nie miałem, że czułem, że jeszcze moment i wytrysnę. A chciałem go przecież wziąć. O mało mnie przecież nie zgwałcił. Próbowałem go odsunąć ale nie pozwalał, ssał uparcie do końca. Obserwowałem jak jego głowa porusza się rytmicznie, jak liże go calego jak loda, i już nie mogłem. Zaciskając żeby spuściłem się wprost do jego ust. Znów ten koci pomruk… oszaleje kiedyś przez niego.
Kolana mi drżały, nogi miałem jak z waty, a on chyba nie zamierzał kończyć. Lizał mnie dalej jakby przeoczył to, że już połknął przecież moją spermę. Nie miałem siły z nim walczyć, pozwoliłem mu robić co chciał. Lizał mi kutasa dopóki znów nie stwardniał, a ja myślałem, że jak tylko mu włożę to go zajeżdżę. Ale on podniósł się z kolan i ręką dalej mnie stymulował. Chwyciłem go za obie ręce i poprowadziłem na tą łączkę obok. Stanęliśmy i zaczęliśmy znów się całować. Czułem smak swojej spermy w jego ustach, ale tylko mnie to podnieciło. Jeszcze bardziej.
Czułem się jak w transie. Zacząłem rozpinać jego pasek os spodni a potem same spodnie. Drżał, naprawdę był spragniony sexu. Wylądowaliśmy w trwie dość Wysokiem. Chyba nikt jej za często nie kosił. Nie czekałem długo, zsunąłem mu tylko portki z tyłka razem z bokserkami, założyłem sobie jego nogi  na ramiona i wszedłem w niego jednym silnym ruchem. O dziwo nie krzyknął glośno tak jak zawsze. Odrzucił głowę do tyłu, otworzył usta z rozkoszy ale nie wydał żadnego dźwięku. Skubany, potrafi się pilnować. Zacząłem się w nim poruszać. Najpierw powoli, potem szybciej. Wtuliłem twarz w jego szyję, słyszałem jak zaczyna szybko oddychać. Jego nogi podrygiwały z każdym moim ruchem, a stawały się one coraz szybsze. I głębsze. Wyślinił przedtem dobrze mój członek, więc nie potrzebowałem żadnego lubrykantu. Wchodziłem gładko w niego, coraz bardziej się w nim zatracając. Nawet nie spodziewałem się, że jestem aż tak wyposzczony. Usłyszałem jego jęk. Cichy ale wyraźny, było mu dobrze. Wiedziałem to.
- Mów do mnie. – szepnąłem mu na ucho. Spojrzał na mnie zamglonymi oczami.
- Pieprzysz jak rasowy samiec. – wymruczał, na co moje oczy otworzyły się szeroko. Zacząłem posuwać go ostro, wchodząc głęboko, do samego końca, po same jądra. Dało się słyszeć charakterystyczny odgłos zderzających się ciał. Dymaliśmy się jak króliki. W końcu poczułem jak wbija w moje plecy swoje piękne paznokcie. Spojrzalem na niego i zobaczyłem jak zagryza wargę i zaciska powieki. Był blisko. Ja też.
Krzyku rozkoszy żaden z nas nie był w stanie powstrzymać. Tak jak przez cały stosunek byliśmy cichuteńko, tak teraz usłyszeli nas wszyscy w którzy byli promieniu kilkunastu metrów. Znieruchomiałem nie wychodząc jeszcze z niego. Czulem jak jego ciało drży. I czułem jego spermę która plamiła moją koszulkę. Ale nie przejmowałem się. Wysunąłem się z niego powoli. Delikatnymi pocałunkami zjechałem na jego brzuch i zlizałem doszczętnie jego nasienie. Wyszczerzył się szeroko. Widać było, że teraz jest zaspokojony, podobnie jak ja. Po kilku minutach podnieśliśmy się z ziemi. Obejrzałem się i spostrzegłem, że sperma poplamiła też moje spodnie w kroku. Uśmiechnąłem się. Mina matki będzie bezcenna.
- Wspaniale jest posuwać brata bliźniaka. – westchnąłem siadając na ławce, a on zaraz obok mnie.
- Tak? – podchwycił z uśmiechem.
- Zwłaszcza kiedy jest taki chętny. I ciasny, jak orzeszek. – zarumienił się ale był mile połechtany. Pocałowałem go czule. – Jesteś moim małym orzeszkiem.
- Myślałem, że perełką. – udał nadąsanego.
- Perełką też. – powiedziałem chichocząc. Uśmiechnął się zadowolony. – mieliśmy pogadać o zaistniałem sytuacji, a ty jak zwykle… - zaśmiałem się.
- Możemy przecież pogadać teraz. – powiedział z błyskiem w oczach. Nie mogłem się nie uśmiechać. Po chwili jednak westchnąłem.
- Bill – zacząłem. – trzeba coś z tym zrobić, nie chcę żeby nas rozdzielili. – oblizał usta, patrząc na swoje ręce.
- Wiem, że będą teraz kombinować, co zrobić. – odrzekł.
- Właśnie. Ale nie pozwolę, żeby nas sobie odebrali. – szepnąłem gładząc go po głowie. Spojrzał w moje oczy i po prostu się przytulił. Westchnąłem. – Zrobię wszystko żebyśmy dalej byli razem.
- A jeśli doniosą?
- Raczej nie zrobią tego. Będą bali się wstydu. Będą sami kombinować. – spojrzeliśmy na siebie. – My też coś wykombinujemy. Nawet już wiem co.
- Tak? – zainteresował się. –Co wymyśliłeś?
- Na razie nic nie będziemy robić. Ale jeśli oni zaczną, po prostu uciekniemy. Zapowiada nam się kariera, poradzimy sobie. – dostrzegłem w jego oczach strach. – bill, najważniejsze żebyśmy byli razem.
- Wiem, ale to przecież nie takie proste…
- Masz rację, ale damy radę. Masz jakąś swoją kasę? Będzie nam potrzebna każda, nawet najmniejsza, jeśli będziemy musieli dać dyla… Ja też coś mam. Poza tym moja matka trzyma sporą kase w skrzyneczce na klucz. Tak się składa, że bardzo łatwo otworzyć ją choćby kawałkiem drutu.
- Chcesz okraść swoją matkę?
- Nie okraść… chociaż tak to się nazywa, ale jakoś ona 18 lat temu nie miała skrupułów, dlaczego my mamy mieć je teraz?
- Niby tak, ale… nie przypuszczałem, że to będzie takie skomplikowane.
- Nie bój się. Obiecuje ci, że będzie dobrze. – pocałowałem go namiętnie. Był moim oczkiem w głowie. Kochałem go najbardziej i pragnąłem, żeby się nie bał. Wystarczyło, że ja się bałem.