Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

26 września 2013

Brakujący Element Układanki. (18/?)

Tom.

Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Jak to się mogło stać, że Bill raptem przestał mnie kochać? To znaczy nie przestał, kocha mnie jak brata. Ale nie rozumiem... Przecież jeszcze kilka dni temu wszystko było dobrze! Kochaliśmy się, wciąż blisko, całowaliśmy się, Bill śmiał się, oczy wciąż mu błyszczały, widać było, że jest szczęśliwy. Wszystko zaczęło się psuć od czasu tej tajemniczej wizyty u nas, w nocy. Billy był przestraszony całą tą sytuacją, nie powiem, bo ja też. Nie bałem się o siebie, tylko byłem zły, że mnie nie obudził, byłem przestraszony tym, że on był tam sam. A ja spałem jak wieprz we wyrze. I nie rozumiem za Chiny dlaczego sam się nie obudziłem. Przecież zawsze jak coś było nie tak to od razu wyskakiwałem z łóżka. No ale tak jakby nic się nie zdążyło stać. I całe szczęście, że Bill zamontował ten alarm. Gdyby ten gościu coś mu zrobił...
Następnego dnia rano też wszystko było dobrze. Kleił się jak zawsze, śmiał się, pocałowałem go, powiedział, że mnie kocha. Jeszcze zmartwił się kiedy odpowiedziałem mu, że ja też kocham swojego braciszka. Bo naprawdę go kocham. I nie wiem jak ja mam dalej żyć sam, bez niego, bez jego bliskości, ciała, pocałunków... W żadnym wypadku nie wyjechałem z miasta. On powinien mnie znać i wiedzieć, że tak łatwo się mnie nie pozbędzie. Bill nie jest osobą, której coś się zdaje. Jeśli mówił, że kocha to tak właśnie jest. I wiem, że nadal tak jest. Nie rozumiem tylko dlaczego to robi. Może dopadły go nagle jakieś wyrzuty sumienia? Nie sądzę. On pierwszy mnie zgwałcił wtedy w tej wannie. I wiedziałem, że dowiem się za wszelką cholerę, o co chodzi. Na razie musiałem tylko poprosić o pomoc DJa.
Nasz wspólny dobry znajomy. To on powiedział mi gdzie przeprowadził się Billy, kiedy go szukalem w NY. Miałem nadzieję że tym razem też mi pomoże. Sam nie mogę łazić do Billa. Może on zgodzi się co jakiś czas wpadać do niego i będzie mi mówił co u niego. Jak on się czuje, czy wszystko z nim w porządku. Czy nic złego się nie dzieje. Umówiłem się już z nim w knajpie.
Odkąd rozstałem się z Billim minął tydzień. Tęskniłem za nim tak, że tego się nie da wyrazić. Chciałem znów być blisko niego.
DJ jak zwykle się spóźniał. U niego to było normalne. Co najmniej 15 minut musiałem liczyć, że będę czekał na spóźnialskiego. W końcu jednak się pojawił. Rozsiadł się przy stoliku obok mnie i wyszczerzył zęby.
- No co tam, Tommy? - spojrzałem na niego i lekko się uśmiechnąłem. - Oj, widzę, że coś jest bardzo nie tak. No to gadaj, co ci leży na wątrobie. - westchnąłem.
- Rozstałem się z Billem. - powiedziałem cicho. DJ spojrzał na mnie zaskoczony. - Pokłóciliśmy się i brat wywalił mnie z domu. Znowu. - dodałem wyjaśniając. Oczywiście to nie była prawda. Nie kłóciliśmy się, ale coś mu powiedzieć musiałem.
- Oo, no tak. - zaśmiał się. - Co, mam pogadać z B.Kayem, żeby cię przyjął z powrotem? - uniósł zabawnie brew do góry. Uśmiechnąłem się.
- Nie... To znaczy, słuchaj. Byłoby dobrze, gdybyś tak poszedł do niego zobaczyć jak mu leci... Ja na razie nie moge tam leźć bo mnie wykopie, a ty jesteś jakby neutralny. Pewnie się domyśli, ale na pewno cie nie wykopie za drzwi. - zaśmiał się znowu. On naprawdę zawsze poprawiał mi humor.
- Ok, spoko, to kiedy mam iść?
- Czyli się zgadzasz? - zapytałem z uśmiechem upewniając się.
- No pewnie, czemu by nie. - zaśmiał się znowu.
- Super, dzięki, jesteś naprawdę... spoko koleś, naprawdę. - klepnąłem go w ramie z szerokim uśmiechem.
- Nie dziękuj. - machnął ręką smiejąc się.
- Możesz iść już teraz. Nie widziałem go przez tydzień. - przyznałem patrząc na niego i popijając ze szklanki swoje piwo.
- Spoko, nie ma sprawy. Dopijemy i pójdziemy. To znaczy ja pójdę, bo ciebie to on wykopie jak sam powiedziałeś. - znów się zaśmiał. Ja też.
- No tak jakby. - przyznałem mu. - Posiedzisz z nim trochę, a potem zadzwonisz do mnie, albo przydziesz do hotelu i mi opowiesz, ok?
- Stoi. - zgodził się wciąż z tym samym uśmiechem. Dla niego to były niezłe jaja, dla mnie poważna sprawa. Ale przecież nie mogłem mu powiedzieć wszystkiego. Do gejów to on nic nie ma, sam nim jest, ale żeby takie coś... nie sądzę, aby był aż taki tolerancyjny.
Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Ja wróciłem do hotelu, DJ pojechał do Billa. Miałem nadzieję, że u niego wszystko w porządku. Siedziałem w pokoju hotelowym może raptem z pół godziny kiedy rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem na nim numer DJa. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i...
- No i jak tam z nim? - zapytałem na wstępie nie bawiąc się w zbędne powitania. Chwila ciszy. - DJ? - odezwałem się znowu pożądnie zaniepokojony.
- No, tak jakby nie najlepiej. - usłyszałem skwaszony głos Dja.
- Jak to nie najlepiej?! - fuknąłem podrywając dupę z łóżka. Zacząłem krążyć zdenerwowany po pokoju. - Co się stało?!
- No spokojnie, żyje. Ale jest... jakby to powiedzieć... - zastanawiał sie DJ.
- No mów!
- No, jest tak jakby niekomunikatywny. Urżnął się w cztery dupy, no. - powietrze uleciało ze mnie jak z przebitej dętki rowerowej.
- Upił się? - co za ulga... A więc nic nadzwyczajnego się nie stało...
- Upił to mało powiedziane. On w ogóle nie kontaktuje ze światem! Waliłem w drzwi chyba pięć dobrych minut, aż po prostu wszedłem. Mówie ci, to co tu zobaczyłem sprawiło, że normalnie zbierałem swoje gały z podłogi. Sył i malaria, smród, bród i ubóstwo. Kiła i mogiła. Wszystko i nic. Tom, weź rusz swój wielmożny zad i wbijaj tutaj! Urżnał się jak świnia! Znalazłem go rozbebeszonego całkiem na kanapie w salonie, w łapie miał liter wódki! A raczej butelkę po nim. - dodał kwaśno. - Przetaszczyłem go do jego, jak mi się wydaje, pokoju i muszę ci powiedzieć, że on jednak taki lekkutki nie jest. Próbowałem go ocucić, ale gdzie tam, nie ma go! Dawaj tutaj szybko!
- Jasne, zaraz będę! - krzyknąłem tylko w telefon i zaraz wyprysnąłem z hotelu. Kilka minut póxniej wbiegłem już do naszego mieszkania. To co zobaczyłem w środku idealnie odpowiadało słowom DJa. Dosłownie. On w życiu nie narobił wkoło siebie takiego syfu!
- Gdzie on jest? - zapytałem jak tylko zobaczyłem DJa na korytarzu.
- W sypialni. Musieliście sie nieźle poprztykać. - kiwnąłem tylko głową i pognałem do pokoju. Leżał nieprzytomny na łóżku tak jak długi. Miał na sobie jakiś dres, całkiem nowy. Z resztą on w swojej szafie miał tylko nowe rzeczy. Włosy w kompletnym nieładzie, ale to tylko dodawało mu uroku. Zero makijażu na twarzy. Blady, z sincami i workami pod oczami. Biedny mój...
- Musiał łoić co najmniej przez kilka dni, żeby doprowadzić sie do takiego stanu. Z tego co wiem to on ma dość mocną głowę. - odezwał sie Dj. Nawet nie zauważyłem kiedy stanął za mną. Cała moja uwaga pochłonięta była przez Billa, który teraz był całkiem bezbronny. Nawet się nie zamknął! To nawet dobrze, bo bez ślusarza by się nie obyło.
Głaskałem go po włosach i policzku, a potem wziąłem jego rękę w swoją dłoń i tak samo czule gładziłem. Miałem rację, że coś jest na rzeczy. Bill nigdy tak nie chlał. Tylko jeśli coś sie dzieje, dlaczego mnie od siebie całkowicie odsunął, a nie powiedział mi o tym. Przecież wie, że jest dla mnie wszystkim, że kocham go jak debil. Westchnąłem.
- Musieliście sie nieźle pożreć. - mruknął znów nas kolega.
- Taa... - przytaknąłem.
- Słuchaj, stary, ja będę lecieć, najlepiej będzie jeśli obok niego nie będzie nikogo innego oprócz ciebie kiedy się obudzi. Po za tym mam jeszcze coś do załatwienia.
- Jasne, nie ma sprawy, i tak już mi bardzo pomogłeś, dzieki. - usmiechnąłem się. Machnął reką.
- Nie ma sprawy. Opiekuj się nim, dredziarzu, na razie. - pożegnaliśmy się i DJ wyszedł. Westchnąłem po raz kolejny. Postanowiłem, że jak tylko Bill się obudzi, nie odpuszczę i tak go przycisnę, że wyśpiewa mi wszystko, choćby miał ryczeć jak krowa.


Bill.

Kiedy się ocknąłem, pierwsze co poczułem to tępy ból głowy. Kac gigant, po prostu. Nie miałem siły nawet, żeby wstać i iść odlać tą wódę co ją wypiłem. A pęcherz miałem tak pełny, że aż mnie bolało. Tak było od samego początku. Dzień w dzień przez cały tydzień doiłem flaszkę za flaszką. Kiedy piłem ból mijał, a im więcej piłem tym mijał szybciej i na dłużej. Ale za to potem atakował zwalając mnie z nóg jak tylko oprzytomniałem. I koło się zamykało. Trzeźwiałem, może nawet jeszcze nie do końca, i od nowa zalewałem głowę alkoholem. Można się wykończyć. I może o to mi chodziło. Zmusiłem się w końcu żeby się podnieść i iść do kibla. W tym samym momencie uświadomiłem sobie, że jestem w swoim pokoju. Nie pamiętałem nic, zawsze znajdowałem się akurat tam, gdzie zaczynałem pić. A pamiętałem, że wczoraj usiadłem z flaszką na kanapie w salonie. Nie miałem pojęcia jak dostałem się do sypialni. Która była mi najmniej przyjaznym miejscem. To tutaj w tym łóżku pierzyłem się z Tomem, to tutaj jęczałem z rozkoszy, jakieś nikt mi już nigdy nie da. Wciąż czułem jego zapach na pościeli. Doprowadzało mnie to do szaleństwa. Spojrzałem na łóżko i zdawało mi się że po drugiej stronie jest wgłębienie jakby ktoś leżał obok mnie przez jakiś czas. Natychmiast otrząsnąłem się z tych myśli. Oczywiście pomyślałem, że to może Tommy... ale niby jakim cudem...
Poszedłem w końcu do łazienki i opróżniłem pęcherz z cichym westchnieniem. Od razu lepiej. Ale większej ulgi mi to nie przyniosło. Wyszedłem z łazienki i skierowałem się do drzwi. Pamiętałem, że w barku na alkohol powinienem coś jeszcze mieć. Zwlokłem się po schodach na dół. Nie zwracałem absolutnie na nic żadnej uwagi. Wszedłem człapiąc do salonu i pokierowałem się natychmiast w stronę barku.
Złapałem tępo za rączkę i otworzyłem drzwiczki. Zajrzałem do środka nachylając się lekko. Niecierpliwiłem się, żeby już zacząć, bo rzeczywistość zaczęła mi już co raz bardziej dokuczać. Wziąłem do ręki pierwszą lepszą butelkę. 0,7, może być. Najwyżej zwloke sie tu jeszcze raz. Z westchnieniem nawet nie racząc wziąć sobie kieliszka pociągnąłem prosto z gwinta. Zapiekło mnie mocno w gardle. Odchrząknąłem lekko i pociągnąłem znowu. Nie zwracałem uwagi na bolące gardło, które miało już dosyć. To było moje lekarstwo, bez którego chyba bym umarł. Wątpiłem, żebym się uzależnił. Piłem na przymus, bo wiedziałem że jak się porządnie nachleje kilkanaście godzin będę miał z głowy.
Przystawiłem butelkę do ust po raz trzeci i wtedy ktoś mi ją wyrwał. Podskoczyłem wystraszony, nie wiedziałem, że ktoś tu jest. Przeraziłem się, że to ten gościu od listu, ale przecież zrobiłem wszystko tak jak chciał. Odwróciłem sie i wtedy zobaczyłem... Tommiego... Wywaliłem na niego oczy. Boże, to są omamy! Już zwariowałem? Tak szybko...?
- Wystarczy tego chlania. - powiedział odstawiając butelkę z dala ode mnie. Ja nadal się na niego gapiłem. Nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. Serce waliło mi w piersi, obijało się o żebra.
W następnej chwili słowa same wydarły mi się z gardła.
- CO TY TU ROBISZ!!! - wrzasnąłem, nawet nie poczułem bólu w gardle. Przeraziłem się. Po cholerę on wrócił?! Jeśli tamten koleś się o tym dowie, to po nas... - PO COŚ TU WRÓCIŁ, PYTAM SIE! PO JAKĄ CHOLERĘ! WYNOŚ SIE NATYCHMIAST, SŁYSZYSZ?! SZYBKO! - darłem się łapiąc go za fraki i pchając w stronę wyjścia. Panikowałem, chciałem go wykopać jak najszybciej. Bałem się, że zaraz stanie się coś złego. On jednak jednym szybkim ruchem sam mnie obezwładnił i przyparł do ściany.
- Bill, do jasne cholery, zamknij tą mordę! Wóda całkiem ci już mózg wyżarła?! - patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami. - Nigdzie stąd nie pójdę, dopóki mi nie powiesz o co chodzi! Bo chyba nie myślałeś, że tak łatwo dam się kopnąć w dupę?! - teraz on krzyczał. A ja starałem się odzyskać panowanie nad sobą. Przerażenie mnie dławiło, myślałem, że oszaleję!
- Tom, zabieraj się stąd. Tłumaczyłem ci... - zaczałem niskim głosem starając się opanować. I jednocześnie wyrwać mu z rąk, jego bliskość sprawiała, że mdlałem. Tak długo go nie było... Ledwie tydzień, a ja miałem wrażenie, że sto lat.
- Gówno prawda. - wycedził mi prosto w oczy. - Gówno prawda. - powtórzył. - Szalejesz dalej na moim punkcie, to jak się załatwiłeś jest tylko dowodem na to, że mam rację. Ile nocy przeryczałes za mną? Ile razy już sobie zwaliłeś, wyobrażając sobie jak cie posuwam, co? Ile razy patrzyłes w telefon czy nie dzwoniłem przypadkiem? No odpowiedz. - cedził słowa patrząc prosto w moją twarz.
- Nie ryczałem za toba, ani nie waliłem sobie myśląc o tobie. - warknąłem. Musiałem sprawić, że on się stąd wyniesie. Chociaż miał świętą rację. Ryczałem non stop. A walić, nie waliłem... bo w ostatnim czasie nie byłem w stanie. W telefon też wciąz patrzyłem. Kiedy piłem telefon miałem cały czas przed oczami.
- Jasne. - prychnął. - Znam cie  i wiem, że wyłeś do księzyca. Widać to gołym okiem. - powiedział ściskając jeszcze mocniej moje ręce przyciskając je do sciany. Zaczęło mnie to boleć.
- Tom, puść mnie, boli. - zajęczałem próbując się oswobodzić. Puścił moje ręce, ale w tym samym czasie złapał mnie w pasie. - Tom, puść mnie. - powiedziałem poważnie. Nie mogłem mu ulec, chociaż tak bardzo chciałem.
- Chcesz mnie. Teraz. - powiedział niskim, gardłowym tonem. Zawsze mnie nim uwodził... kiedy byłem na niego obrażony. Wstrzymałem oddech.
- Nie. - odpowiedziałem hardo. Usmiechnał się kpiąco.
- Pragniesz mnie, jesteś tak wyposzczony, że wyruchałbyś kurę wydechową. - prychnałem.
- Może ty! - odszczeknąłem się.
- Ja nie tknąłem nikogo przez ten czas. Ani niczego. Żadna dziura mi twojej nie zastąpi. - powiedział bezwstydnie, aż wywaliłem na niego oczy.
- Jesteś obrzydliwy. - mruknąłem.
- Podoba ci się to. - powiedział znów z tym samym usmieszkiem.
- Chyba śnisz. - odpowiedziałem odwracając od niego głowe. - I puszczaj mnie. - dodałem chcąc sie mu wyrwać.
- Tak, masz rację... Śnię o tobie każdej nocy... - wyszeptał, nagle przyciagając mnie do siebie i szepcząc mi do ucha. Pieścił skórę mojej szyi swoim oddechem. Aż przymknąłem oczy. Tego pragnąłem, miał rację, ale co z tego?
Poczulem jak przeczesuje mi włosy. Przeszły mnie dreszcze.
- Tom, przestań, proszę... - szepnąłem, kiedy przeciągnął językiem od mojej szyi do ucha.
- Gdybyś naprawdę tego nie chcial już dawno dostałbym po jajach. A ty tym czasem grzecznie sobie stoisz i pozwalasz mi na wszystko... - szepnął znów. Złapałem go za bluzę i próbowałem odciągnąc od siebie, ale na nic mi sie to nie zdało.
- Tom, puść mnie...  - powiedziałem spoglądając na niego, a on w tej samej chwili przywarł do mnie ustami. Zamarłem na moment. Nie wiedziałem co zrobić, czy pozwolić na to czy zacząć sie szamotać. Robiłem coś po srodku, oddawałem po częsci pocałunek, ale po częsci też starałem sie go odepchnąć. Odsunął sie ode mnie sam. Dyszeliśmy obaj.
- Dlaczego mnie odpychasz? - wydyszał odgarniając mi włosy z czoła.
- Bo nie możemy... Tłumaczyłem ci...
- Pytam poważnie. Bez żadnych ściem, Bill. Dlaczego to wszystko robisz? Dlaczego ranisz mnie, dlaczego ranisz siebie? - dobre pytanie. Przeciez od razu mogłem mu o wszystkim powiedzieć i jechać z tym na police. Wybrałem najgorszą opcję, ale do tej pory wiedziałem, że dzięki temu on jest bezpieczny. A ten tym czasem od tak sobie tu wraca!
- Tom, puść mnie i odejdź stąd. - powiedziałem patrząc mu w oczy.
- Żebyś zapił się na smierć? - zamknąłem oczy zrozpaczony. Dlaczego on nie może po prostu zrobić tego o czym mówię? - no? Powiedz dlaczego pijesz? Twierdzisz, że nic do mnie nie czujesz. To dlaczego zaczałeś chlać, kiedy sie wynioslem? Przyznaj się, że coś się stało i dlatego to robisz. Chcesz mnie od siebie z jakiegoś powodu odsunąć. Ale tym powodem na pewno nie jest to, że już mnie nie kochasz. - on naprawdę dobrze mnie zna. Jak mogłem myśleć, że on tak po prostu pozwoli się wykopać? Nadal nic nie mówiłem. Nie miałem pojęcia już co mówić, żeby on się stąd zabrał. - Czuwałem przy tobie całe 12 godzin. Tyle byłeś nieprzytomny. Teraz poszedłem zrobić sobie kawę, a kiedy wracam, co widzę? Jak mój braciszek przysysa się do następnej flaszki! Jeszcze dobrze do końca nie wytrzeźwiales, a już doisz! Bill, gadaj mi co się dzieje. - potrząsnał mną. Zamknąłem oczy. - Nabroileś? - szepnął przybliżając się do mnie. - Jeśli to był tylko jednorazowy wybryk... ja ci wybacze. Nie moge bez ciebie żyć. Tylko powiedz, nie wymyślaj takich akcji!
- Nie zdradziłem cię, Tom. - powiedziałem patrząc mu prosto w oczy.
- Więc co się stało? - wiedział, że powiedziałem prawdę. Nie zdradziłbym go nigdy. On był jedyny. I zawsze będzie.
- Tommy, błagam cię... po prostu zrób to o co cię prosze...
- Nie, Billy, nie zrobie nic o co mnie poprosisz. - popatrzeliśmy na siebie znów. - Nie wyniose się stąd i nie zostawie cię. - wywarczał a potem wpił się w moje usta łapczywie. Zaczałem się szarpać, nie mogłem na to pozwolić. Ale nie dawałem rady go odepchnąć, był po prostu zasilny.
Zaczał mnie ciągnąc do sypialni. Na schodach musiał przeżucić mnie sobie przez ramię bo walczyłem z całych sił. Zaczałem krzyczeć. Ale tylko trzasnął mnie w tyłek. W sypialni rzucił mnie na łózko i przygwoździł soba do niego. Złapał mnie za nadgarstki i wcisnął je w miekka pościel. Patrzyłem lekko przerażony w jego oczy. Chcialem tego, pragnąłem go tak, że aż mnie to bolało. Ale jeśli powiem mu że tego nie chce czy i tak to zrobi? 'Zgwałci' mnie, że tak powiem? To w żadnym wypadku nie będzie gwałt bo ja tego potrzebuję do życia jak powietrza. Ale gdybym naprawde tego nie chciał, też by to zrobił? Na pewno nie. On mnie dobrze zna i na pewno wie, widzi to w moich oczach, że chcę go.
Zaczął mnie znów całować, wpijał się mocno w moje usta, ja wciąż próbowałem mu się jakos wyrwac, ale nic kompletnie mi to nie dawało. Nie mogłem mu uciec. Byłem jego. Walczyłem z pożądaniem, nie chciałem, naprawdę nie chciałem, bo potem wszystko sie posypie! Walczyłem z całych sił, ale moje ciało powoli przestawało mnie słuchać. Opór jaki mus stawiałem powoli słabł. On to wyczuł niemal natychmiast i podniósł sie ze mnie. Szybko ściagnął z siebie szeroka koszulkę, a ja patrzyłem na niego z przerażeniem. On naprawdę chce się seksić! Wykorzystałem moment w którym mnie nie trzymał i zacząłem uciekać. Chociaż chęci miałem to mogłem tylko pomazyć żeby mu umknąć, bo natychmiast mnie złapał i obrócił na brzuch.
- Wolisz tyłem? - usłyszałem podniecony szept przy uchu. - Zawsze wolałes klasycznie, z przodu...
- Zgwałcisz mnie. - powiedziałem dobitnie. Miałem nadzieje, że to go otrzeźwi i sie powstrzyma. Myliłem się.
- Nie. - odparł. - Bo ty też się na to godzisz. - zaczał podwijać moją koszulke do góry. Nie mogłem wiele zrobić, po chwili mnie jej pozbawił. Gdyby mógł zdarłby ją ze mnie. Wierzgałem się, mówiłem do niego, żeby przestał, ale kompletnie mnie nie słuchał. Ja powoli traciłem zapał do obrony i miałem przemożną ochotę rozłożyć przed nim posłusznie nogi. Ale walczyłem nadal. Nie mogłem pozwolić sobie na chwilę przyjemności by potem jemu coś sie stało.
W następnej chwili zdarł ze mnie spodnie od dresu razem z bielizną. Przeraziłem się tylko jednego. Że wejdzie we mnie tak bez niczego. A to będzie bolało. Jak się po chwili okazało, nie miałem sie czym martwić bo już ściskał w dłoni tubkę żelu intymnego. Leżąc wciąz na mnie przytrzymując mnie jedną rękę za kark, drugą rozpiął pasek od spodni i szybko się ich pozbył. Po chwili to samo zrobił ze swoimi gaciami. cały czas próbowałem mu uciec, ale mi nie pozwalał. Zaczałem go błagać.
- Tommy, proszę, nie... wypuść mnie... - wyjęczałem w kołdrę bo wciąż przyciskał mnie do łózka. Za chwilę puścił mnie... Myślałem, że się opamietał i chciałem wstać, ale on tylko znów popchnął mnie na łóżko i odwrócił mnie na plecy. Pisnąłem cicho. Próbowałem się zakryć, tak dla zasady, wiadomo, ale tylko sie uśmiechnął i sam rozłożył przed soba moje nogi. Zacząłem się naprawdę szarpać, oboje byliśmy już nadzy i widok jego podnieconego kutasa sprawiał, że czułem się jakby znowu pił. Mój też sterczał, więc nie mogłem już trwać w tym, że tego nie chcę. Mogłem sie tylko wierzgać na wszystkie strony starając sie zmusić do każdego następnego ruchu, który miał uniemożliwić to co miało nastąpić. Nie wiele jednak to zmieniało.
Przytrzymał mnie za gardło i wylał trochę żelu na swojego członka i rozsmarował to po nim z cichym westchnieniem. Potem nalał trochę więcej na moje wejście. Zadrżałem kiedy poczułem między pośladkami zimną ciecz.
- Tommy, nie! - krzyknąłem, ale mój głos został stłumiony przez jego rękę, która lekko zaciskał.
- Cii... Chcesz tego... - wycharczał znów tym gardłowym głosem. Pokręciłem głową na 'Nie'. Próbowałem zaprzeć go nogami, ale nie udało mi się... Chwilę później był już we mnie i poruszał się miarowo.
Natychmiast przestałem się wiercisz i wierzgać. Przestalem walczyć i go odpychać. Rozsunąłem szeroko nogi przyciagając je do brzucha. Ręce opadły mi luźno wokół głowy. Sam nie poruszałem się w ogóle, to Tommy wprawiał delikatnie moje ciało w ruch, kiedy we mnie wchodził, posuwałem się lekko w górę.
Było bosko, cudownie, patrzylismy na siebie bez przerwy. Ja z lekko rozchylonymi ustami, półprzymknietymi oczami wzdychałem za każdym razem. Był delikatny, czuły, nie grzmocił mnie jak dziki zwierz. Poruszał się delikatnie jakby bał się zrobić mi krzywdę.
W następnej chwili zaczał namiętnie calowac moje ciało tak jak mógł sięgnąc z tej pozycji. Zaczął od sutków, przeszedł na obojczyki, a potem długo troszczył się o moją szyję, z każdej strony. Wiedział, że uwielbiam kiedy całuje w ten sposób skóre na mojej szyi. Zaczał przyspieszać i robił się coraz gwałtowniejszy. Jęczałem już i stękałem głośno. W pewnym momencie chwyciłem go za kark i przyciągnąłem do siebie, żeby go pocałowac. I całowaliśmy sie. Mocno, aż do samego końca. Zakończyliśmy prawie w tym samym momecie, z głośnym okrzykiem.
Czułem jak wracam do zycia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz