Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

25 grudnia 2013

'Jak Yink i Yank.' 1.

To tak w ramach prezentu Bożonarodzeniowego. :) Wczoraj nie było zbytnio czasu, dzisiaj już można leniuchować, więc wrzucam rozdział pierwszy.
Z innej beczki, powoli zaczyna mi sie już klarować kolejny rozdział opowiadania 'Połączeni', więc myślę, że nie długo coś też się pojawi.
A teraz zapraszam do czytania. :)
***

Rozdział I

"Darkside of the Sun"

Do pewnego momentu byłem zwykłym nastolatkiem. Borykającym się z typowymi dla okresu dojrzewania problemami. Kiedy wstawałem rano, pierwsze co robiłem to w lustrze oglądałem pryszcze. Nieliczne, ale jednak. Tak było do pewnego momentu, aż wydarzyło się coś, co kompletnie wywróciło moje życie do góry nogami. Zaczęło się niepozornie...
- Bill, kochanie! - usłyszałem krzyk mamy z korytarza siedząc w salonie. Zajadałem się akurat swoimi ulubionymi chipsami o smaku keczupu.
- Taaak, mamo? - odkrzyknąłem z salony nie odrywając głowy od telewizora. Leciał akurat jakiś ciekawy program.
- Jedziemy do babci, synku. Na pewno nie chcesz z nami jechać? Tak dawno nie widziała swojego Meckiego! - zaświergotała mama i pocałowała mnie w policzek.
- Mamo, przestań! - wywinąłem się. Uważałem się już za dorosłego mężczyznę, więc nie w smak mi było takie traktowanie jak 5letniego chłopczyka. Nie spodziewałem się na pewno jak bardzo będzie mi tego niedługo brakowało.
Mama uśmiechnęła się i poczochrała mi włosy.
- Wrócimy gdzieś około 11 wieczorem. Masz już spać w tym momencie! - pogroziła mi palcem - Zadzwonimy, gdy będziemy już na miejscu. - dodała. Posłałem jej lekki uśmiech i z powrotem odwróciłem się do telewizora. Wpakowałem sobie do ust kolejnego chipsa.
Kilka minut potem pożegnali się jeszcze oboje i usłyszałem cichy pomruk silnika oddalającego się samochodu. Siedziałem tak jakiś czas. Wcześniej oszacowałem sobie przybliżony czas,kiedy powinni zadzwonić. Droga do babci zajmowała przeciętnie pół godziny. Zawsze dzwonili o czasie, więc teraz nie czułem żadnego zagrożenia. Siedziałem więc tak, aż skończył się program w TV. Zacząłem znudzony przerzucać kanały w telewizorze. Naprawdę nie było niczego co mogłoby choć na chwilę zawiesić na sobie mój wzrok.
Po jakimś czasie westchnąłem i zostawiłem sobie byle jaki kanał, na którym akurat leciały reklamy z nadzieją zobaczenia tam czegoś sensownego. Popatrzyłem znudzony po salonie i mój wzrok zatrzymał się na moim telefonie komórkowym. Uzmysłowiłem sobie, że moi rodzice przez cały ten czas do mnie nie zadzwonili. Wziąłem telefon do ręki i spojrzałem na wyświetlacz. Mieli 15 minut spóźnienia. Nigdy sie nie spóźniali. Poczułem uścisk w żołądku. Chyba nic im się nie stało? Czułem sie coraz bardziej zdenerwowany. Nie mogło im sie nic stać...
Minęło pół godziny, nic. W końcu porządnie zdenerwowany zadzwoniłem sam. Komórka nie odpowiada. "Matko Boska", pomyślałem. Wybrałem numer kilka razy, bez skutku. Usiadłem z powrotem na kanapę w salonie, gdyż wcześniej wstałem nerwowo przechadzając się po pokoju. Położyłem komórkę na stole i wtedy się rozdzwoniła.
- Hallo?! - prawie krzyknąłem.
- Mecki? Kochanie? - to równie zdenerwowany głos babci. - Czy twoi rodzice już wyjechali? Nie ma ich jeszcze u mnie, nie moge się dodzwonić...
- Babciu, wyjechali, tak, mieli do mnie zadzwonić kiedy już u ciebie będą, ale nikt nie zadzwonił, myślałem, że są już u ciebie...
- Nie ma ich dlatego dzwonię! Mama mówiła mi, że wolałeś zostać w domu... - zdrętwiałem cały w środku.
- Coś się stało. - powiedziałem.
Babcia próbowała mnie uspokoić, że na pewno nic się nie stało. Może złapali gumę na odludziu albo utknęli w korku. Chciałem w to wierzyć, ale coś mi mówiło, że to nie to. Bałem się, że moje przeczucia się spełnią. Pożegnałem się z babcią i starałem uspokoić drżenie całego ciała. Nie wiem ile czasu zleciało, ale chyba sporo. Wyczekiwałem godziny 11 jak zbawiciela. Kiedy wrócą, odetchnę z ulgą.
Ale nie wrócili. Zamiast nich o godzinie 8.30 wieczorem ktoś zadzwonił do drzwi. Od razu zerwałem się pobiegłem otworzyć. Kiedy to zrobiłem, zamarłem. W drzwiach stał mundurowy.
- Pan... - spojrzał na jakąś kartkę. - Bill Kaulitz?
- Tak... - odpowiedziałem ochrypłym głosem. Jeszcze nic nie powiedział, a ja już wiedziałem, że nie przyniósł dobrych wieści.
- Tak, więc, panie Kaulitz... - odchrząknął. - Pańscy rodzice...
- Co z nimi?! - zaatakowałem od razu. Popatrzył na mnie z taką pobłażliwością.
- Twoi rodzice mieli wypadek. - stwierdził. Przestałem oddychać. - Zderzyli się czołowo z innym samochodem... Prowadził pijany kierowca...
- Co z moimi rodzicami! - wrzasnąłem.
- Spokojnie, młody człowieku. - powiedział policjant.
- Jak spokojnie, co z moimi rodzicami...
- Nie przeżyli zderzenia. Zginęli na miejscu. - powiedział w końcu. Pociemniało mi przed oczami. Poczułem, że lecę. Facet chwycił mnie mocno i poprowadził do salonu. Ocknąłem się nieco.
- To nieprawda. - wyszeptałem. Kręciło mi się w głowie.
- Chłopcze - zaczął znów policjant. - jesteś jeszcze niepełnoletni, więc według prawa musisz trafić do odpowiedniej placówki. - spojrzałem na niego. - Do czasu, aż sąd nie ustanowi kogoś z twojej rodziny prawnym opiekunem.
- Babcia... - szepnąłem.
- Być może to będzie twoja babcia. Teraz to twoja jedyna najbliższa rodzina, tak? - pokiwałem głową. - Tak więc najpewniej trafisz do babci. Ale zanim sądownie uzyska prawa będziesz musiał zostać w...
- Domu Dziecka? - zapytałem z paniką w głosie.
- Tak. - przyznał. Patrzył na mnie z litością. - Ale to nie będzie trwać zbyt długo. Co najwyżej dwa, trzy tygodnie. - spojrzałem na niego z przerażeniem.
Zapadło milczenie. Po czym policjant oświadczył, że musi zabrać mnie już teraz. Nie mogę zostać sam. Miałem się spakować.
Nie wierzyłem w to wszystko. To nie mogła być prawda. Moi rodzice nie zginęli. Doskonale jednak wiedziałem, że tak jest. I coraz bardziej wżerało mi się to w mózg. Nie miałem pojęcia, jak to wszystko dalej będzie.

Bill.

19 grudnia 2013

'Jak Yink i Yank.' Prolog.

''Wieczny odpoczynek racz im dać Panie...'''

Taki widnieje napis na nagrobku. Dwóch młodych ludzi odeszło, pozostawiając po sobie jednak najważniejszą cząstkę. 
Ich 17letni syn klęczał teraz przy ich grobie. Słone łzy płyną po policzkach, chociaż on nawet nie drgnie. Dłoń pocieszenie spoczywa na jego prawym ramieniu. 
Dwie pary brązowych oczu zwracają się w swoją stronę. Nawiązuje się nić porozumienia. Po chwili odchodzą by zostawić zmarłych w świętym spokoju. 
I wrócić do błogiej codzienności.


***

Już mi się nie chciało sprawdzać jak się pisze to yink yank. Mam kilka napisanych rozdziałów więc będe je umieszczać co jakiś czas. Mam nadzieję, że się spodoba. :)