W tym samym czasie…
*Simone siedziała sama w domu. Roztrzęsiona czekała na
powrót swojego męża. Była już godzina 17, Tom wyszedł już jakiś czas temu,
dobrze wiedziała że jest z Billem. Miała tylko nadzieję, że nic się nie dzieje…
między nimi. Sam powiedział, że nie mają gdzie. Głupio się z tym czuła, ale
uczepiła się tego jednego szczegółu jak rzep psiego ogona, ale tylko on dawał
jej poczucie, że przynajmniej teraz jej synowie niczego złego nie robią. Tak,
bo to było złe. Chciała mieć nadzieję, że w końcu się opamiętają, przemyślą to
i dojdą do wniosku, że ona ma rację. Gdyby to wynikło w jakiejś normalnej
sytuacji, mogłaby zrobić coś więcej… ale Tom miał rację. Z ich perspektywy w
tej chwili ona nie jest najlepszym wzrokiem dobrej matki. Więc tak jakby nie
powinna teraz oceniać ich. Ale jak każdy normalny człowiek ma na coś takiego
pozwalać? Mimo wszystko to byli jej synowie i nie miała najmniejszego zamiaru
się na to godzić. Żeby jej dzieci uprawiały seks ze sobą.
Wstała i zaczęła chodzić po całym mieszkaniu. Nie mogła
uspokoić nerwów, kto by umiał. Wciąż zerkała na zegarek, już nie długo wróci
Gordon. Była bardzo ciekawa co on na to powie, ale też bała się trochę jego
reakcji, kiedy się wściekał słyszeli go wszyscy. Nie musiała się jednak
obawiać, że dojdzie do rękoczynów. Nawet w największej złości Gordon nigdy nie
podniósł ręki na Toma. Nawet jeśli czasami naprawdę sobie na to zasługiwał.
Kiedy wybiła godzina 18 zerwała się z miejsca w salonie gdzie wróciła i
podbiegła do okna. Dyskretnie wypatrywała swojego męża. Była przekonana, że
Gordon przyzna jej rację i całkowicie stanie po jej stronie. Ona już wiedziała
co zrobi, żeby to wszystko ukrócić. W końcu się doczekała, na podwórze wjechał
czarny samochód. Chwilę potem wysiadł z niego jej mąż. Na palcach pobiegła do
drzwi, aby mu je otworzyć.
Jak zawsze był zmęczony po pracy, ale Simone nie zamierzała
tym razem zwracać na to uwagi. Zrobiła jedynie to co musiała, czyli przywitała
się z nim i od razu pociągnęła za sobą do kuchni.
- Co się stało, kochanie, wyglądasz na bardzo… zdenerwowaną.
– stwierdził Gordon przyglądając się jej. Popatrzyła na niego przez chwilę
kręcąc się w miejscu z zdenerwowania. – Simone? – zagadnął ją przyglądając się
jej uważniej. Westchnęła po czym oznajmiła mu…
- Gordon, mamy poważny problem. Chodzi o chłopców. – facet
popatrzył na nią przez chwilę w milczeniu.
- To znaczy?
- Tom i Bill… oni… - nie wiedziała jak to ma z siebie
wykrztusić. – Boże, nie uwierzysz.
- Ale w co?
- Gordon, oni uprawiają seks. – powiedziała tak cicho że
ledwo ją usłyszał. Przez chwilę stał nie poruszając się kompletnie. Patrzył
tylko na nią tak jakby jej nie zrozumiał.
- Simone, oni mają po 18 lat, w tym wieku większość
nastolatków uprawia seks. – powiedział tak jakby rozmawiał z upośledzoną.
Simone natychmiast prychnęła.
- Wiem. Gdyby to były dziewczyny… ale oni uprawiają seks
MIĘDZY SOBĄ! Rozumiesz? Oni kochają się ze sobą. – mina Gordona była dziwna.
Ale na pewno nie tak zacięta jak Simone. Wyrażała raczej rezygnację. Usiadł
przy stole i przeczesał ręką włosy wzdychając. Żona usiadła obok niego. – No? –
ponagliła go. – Trzeba coś z tym zrobić…
- Skąd ty w ogóle posiadasz takie wiadomości? – zapytał w
końcu. – Chyba ci o tym nie powiedzieli sami.
- Oczywiście, że mi sami nie powiedzieli. – przyznała wciąż
zdenerwowana. – Do Toma zadzwonił kolega z prośbą czy nie pożyczyłby mu
zeszytów, bo nie było go dzisiaj w szkole.
- I ten kolega ci to powiedział?
- Nie. Nie rozmawiałam z nim zbyt długo, od razu poszłam po
Toma powiedzieć mu, że ma telefon od kolegi. Zszedł szybko i rozmawiali jakieś
15 minut, a ja jak to ja, nie mogłam patrzeć na ten jego burdel w pokoju i
zaczęłam zbierać mu rzeczy z podłogi. Wtedy zabrzęczała mu komórka. Myślałam,
że to może coś ważnego i…
- I co, przeczytałaś wiadomości? – zapytał zaskoczony
Gordon.
- Jedną wiadomość. – przyznała. – Od Billa, ta która wtedy
przyszła. Pisał w niej, że już dawno tego nie robili, rozumiesz? To się w
głowie nie mieści, żeby bracia… robili ze sobą takie rzeczy!
- Oni nie robią tego od wczoraj. – powiedział jej mąż w
pewnej chwili.
- Wiem, że to się ciągnie na pewno już od jakiegoś czasu,
ale… skąd ty o tym wiesz? – zapytała nagle patrząc na niego. Westchnął znów
przeczesując ręką włosy.
- Natknąłem się pewnego razu na jedną sytuację.
- Jaką sytuację?
- Bill przyszedł do Toma… wszedłem po coś na górę i coś
usłyszałem. Zajrzałem do nich do pokoju przez uchylone drzwi. Pieścili się. –
oczy Simone o mało nie wyszły na wierzch.
Zerwała się z krzesła i zaczęła krążyć po kuchni.
- I nic z tym nie zrobiłeś?! Gordon!
- Simone, nie krzycz. – powiedział spokojnie. – Co niby
miałem zrobić? Wejść tam i co?
- Choćby i wejść, żeby to przerwać! Jak mogłeś tak sobie na
to patrzeć! I nie przerwać tego! Przecież to jest jakieś skrzywienie
psychiczne!
- Simone, uspokój się. – powiedział znów Gordon. – Najpierw
trzeba z nimi normalnie porozmawiać. Z obydwoma na raz. Niech nam powiedzą co
uważają, a wtedy my zrobimy to samo…
- Tu nie ma o czym rozmawiać. Dobrze wiesz jaki Tom jest
uparty. Jeśli sobie coś wbije do głowy nic go od tego nie odwiedzie. Trzeba
zrobić coś innego.
- Co według ciebie? – zapytał masując sobie skronie.
- Odseperować ich od siebie. Tak, żeby nie mogli już więcej…
tego robić.
- Jak chcesz to zrobić? Są pełnoletni, wiedzą już o swoim
pokrewieństwie. Nie zamkniemy ich w dwóch osobnych pomieszczeniach.
- Może to trzeba by było zrobić. Ale jest inne wyjście, po
prostu… zabierzemy stąd naszego syna. Wyprowadzimy się i weźmiemy go ze sobą.
Nie wiem gdzie, wrócimy do Monachium, byle jak najdalej od tych… głupot. Bo to
co robią jest głupotą.
- Chyba oszalałaś, Tom w zyciu nigdzie się już stąd nie
ruszy. Prędzej nas wyklnie.
- Nie pozwolę mu na to, żeby dalej to robił.
- Simone, nie mamy już na niego żadnego wpływu. Możemy
jedynie powiadomić policję, ale to raczej….
- Nie wchodzi w grę.
- Własnie.
- Gordon, zabieramy go stąd czy będzie chciał czy nie.
Koniec. Jeśli uważa się za takiego dorosłego będzie musiał podjąć prawdziwie
dorosłą decyzję. Albo pojedzie z nami… albo powiadomimy policję. Ale to już
będzie blef.
- Simone… - zaczął Gordon. – Nie mam pojęcia jak to zrobimy…
ale wiesz, że będą robić wszystko żeby tylko pozostać razem…
- Wiem, ale ja na to nie pozwolę. – powiedziała i wyszła
kończąc rozmowę.
Tom
Gdy wróciłem do domu spotkała mnie nie lada niespodzianka.
Rodzice siedzieli w kuchni z takimi minami że aż chciało mi się śmiać.
Skierowałem się do siebie, ale wtedy usłyszałem głod Gordona.
- Tom, chodź do nas na chwilę. – chyba dla samych jaj do
nich poszedłem.
- Słucham.
- Razem z mamą doszliśmy do pewnych wniosków…
- A dotyczą one?
- Twojej zażyłości z Billem. – oznajmił mi. Patrzyłem na
niego przez chwilę a potem się uśmiechnąłem.
- Oczywiście. I co to za wnioski?
- Zdajesz sobie sprawę, że to jest niezgodne z prawem?
- A więc zawiadomiliście już policję, tak? – popatrzyłem na
nich z odrazą.
- Nie, nikt nie zawiadamiał policji. – odezwała się dla
odmiany moja matka.
- Och. – powiedziałem tylko.
- Ale zrobimy coś innego. – tym razem to mój ojczym.
- Tak? Niby co?
- Masz tydzień, żeby porozmawiać o wszystkim z Billem. Potem
wyjeżdżamy z powrotem do Monachium…
- Co takiego? – aż się zająknąłem.
- Wracamy do Monachium, Tom. – moja stara… nienawidzę jej.
To na pewno jej pomysł.
- Proszę bardzo, droga wolna. – powiedziałem opierając się
luzacko o ścianę. Popatrzyli na siebie. – Powiem raz i nie będę powtarzał. Nigdzie mnie ze sobą
nie zaciągniecie. A jeśli będziecie próbować, to długo mnie nie będziecie
oglądać. – popatrzyli na mnie z niezrozumieniem. Parsknąłem śmiechem. – No co?
Jestem pełnoletni. Do niczego nie możecie mnie zmusić, a jeśli to zrobicie, to
JA zadzwonię na policję. – odwróciłem się z zamiarem odejścia ale zatrzymał
mnie Gordon. Wstał i złapał mnie za ramię. Odwróciłem się i spojrzałem na
niego.
- Tom, synu, chcemy dla was jak najlepiej…
- 18 lat temu też chcieliście? Poza tym co ty o mnie wiesz.
Nie jesteś moim ojcem. – odtrąciłem jego rekę. – Ostrzegam was lojalnie. Nie
zmuszajcie mnie, żebym to ja was wsadził do paki. – pobiegłem wkurwiony do
siebie na górę.
Nie miałem zamiaru im się tak po prostu dać zagiąć. Od razu
chciałem zadzwonić do Billa, ale… coś mnie powstrzymało. Nie chciałem, żeby
cierpiał. A na pewno zadałoby mu to ból. Ale byłem pewny, że jego starzy też
już wiedzą…
Bill
Gdy wróciłem do domu panowała dziwna cisza. Poczułem lekki
niepokój, ale udałem się prosto do swojego pokoju. Przeczuwałem, że rodzice
Toma już poinformowali o wszystkim moich. Nie miałem pojęcia, co zrobię, jeśli
zaczną ten temat. Ostatnimi czasy w ogóle nie umiałem z nimi rozmawiać. Każda
próba kończyła się awanturą. Nie chciałem nawet myśleć, co byłoby tym razem.
Masakra.
Zdążyłem odpalić kompa, kiedy drzwi do mojego pokoju się
otworzyły. Mój stary razem z matką weszli z niepewnymi minami. Już wiedziałem,
co się będzie działo. Udałem jednak, że nie wiem o co chodzi nie chcąc samemu
się wkopać. Stali tak przez chwilę patrząc na mnie, a ja patrzyłem na nich.
- Bill, synku, musimy porozmawiać. – odezwał się ojciec jako
pierwszy. Odłożyłem komputer na miejsce wiedząc, że tego nie uniknę.
- Tak? – bąknąłem. Usiedli oboje na moim łóżku. Widać było,
że szok jeszcze do końca ich nie opuścił.
- Posłuchaj, Bill… - nie mieli pojęcia jak zacząć tą
rozmowę.
- Wyręczę was. – powiedziałem. – Rodzice Toma wam
powiedzieli, tak? – pokiwali tylko głowami. – Więc… już wiecie. – dodałem
tylko.
- I nie masz nam nic więcej do powiedzenia? – tym razem
odezwała się matka. Popatrzyłem na nią.
- A co mam wam powiedzieć?
- Jak to co? – ojciec patrzył mi prosto w oczy. – Masz 18
lat. Nie znaczy to jednak że wszystko ci wolno. Na pewno nie wolno ci łamać
prawa. – parsknąłem śmiechem odwracając głowę do okna.
- Jesteście chyba ostatnimi osobami, które powinny mi to
mówić. – ojciec westchnął.
- Bill, my doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że nie
jesteśmy święci. Ale jesteśmy twoimi rodzicami i musimy chronić cię przed…
- Przed czym? – wpadłem mu w słowo.
- Przed poważnymi kłopotami.
- Nie widzę, żebym miał kłopoty. – prychnąłem.
- Jeszcze nie. Ale rodzice Toma rozważają podać to na
policję. – popatrzyłem na niego uważnie. Nie wiedziałem czy kłamał. Ale i tak
postanowiłem go wyśmiać.
- Daj spokój, nie zrobią tego.
- My tego nie zrobimy, ale oni o tym myślą. – znów
prychnąłem.
- Tak, wsadzą do pudła własne dziecko, super.
- My też uważamy, że w gruncie rzeczy tego nie zrobią, ale
gdyby wiedział o tym ktoś obcy, który nie miałby skrupułów, zrobiłby to od
razu.
- Czego wy ode mnie oczekujecie, co? – zapytałem ostro.
- Nie wiesz? – wtrąciła się matka. – To musi się skończyć,
nie możecie tkwić w tym dłużej…
- Kpisz sobie?! – podniosłem głos. – A ile lat WY w tym tkwicie?!
- Pragnęliśmy dziecka. I mamy ciebie… - ojciec złapał mnie
czule za rękę, ale natychmiast go odtrąciłem.
- Aha, dostaliście co chcieliście, a resztę macie w dupie?!
To jest wasza wina! – krzyknąłem.
- Nasza?
- Tak, wasza. Gdybyście mieli sumienie, nie
rozdzielilibyście nas, może gdybyśmy chowali się razem, nic by się nie stało.
Ale teraz jest już zapóźni, nie wycofamy się. A wiecie dlaczego? Bo się
kochamy! – wyrypałem im prosto w oczy. Przez chwilę patrzyli na mnie tak jakby
nie rozumieli niemieckiego. Po chwili oboje zaczęli wykazywać pierwsze oznaki
zrozumienia.
- Bill, wiemy, że się kochacie, jesteście rodzeństwem, ale…
- Przestań pieprzyć! Dobrze wiesz o czym mówie! KOCHAMY SIĘ I UPRAWIAMY SEKS! Teraz dotarło?
– znów krzyknąłem.
Zapadło milczenie. Po kilku minutach ojciec odezwał się
wyraźnie poirytowany, jeśli tylko o poirytowaniu można było tu mówić.
- Bill, dosyć. Na pewno wiesz jak nazywa się to co robicie.
Tego nie muszę ci tłumaczyć. Chcemy ci powiedzieć, że rodzice i Tom
wyprowadzają się z Loitsche. Teraz to ja patrzyłem na nich w bezruchu,
totalnym.
- Co? – wydusiłem tylko.
- Twój brat wyjeżdża. Jeszcze w tym tygodniu. – powiedział
spokojnie patrząc uważnie na mnie.
- On nie wyjedzie. – powiedziałem czując paraliżujący
strach, który pojawił się natychmiast po tym jak dotarło do mnie to co
powiedział do mnie ojciec.
- Wyjedzie, Bill, bo to jedyny sposób na to, żeby to przerwać…
- Nie! – poderwałem się wyskakując z łóżka. Zacząłem chodzić
nerwowo po pokoju tarmosząc się za włosy. Czułem, że świat osuwa mi się spod
nóg. On na to nie pójdzie, nie da się wywieźć, na pewno nie…
- Bill, uspokój się…
- Nie! – wrzasnąłem znów. – On nie wyjedzie! Nie zostawi
mnie, nie pozwoli na to, żebyście nas znowu rozdzielili…! – matka wstała i
próbowała mnie przytulić.
W gruncie rzeczy w takiej chorej sytuacji zachowali nader
łagodnie. Nie raz wyobrażałem sobie ich reakcję. Byłem pewny, że co najmniej
wywalą mnie z domu. Ale nie bałem się tego, miałem Toma. A teraz chcą mi go
odebrać. Znowu. Ale on na to nie pozwoli, przekonywałem sam siebie.
Odepchnąłem matkę jakby była czymś obrzydliwym. W tamtej
chwili dla mnie była. Właśnie taka, obrzydliwa. Miała łzy w oczach, widziałem
je. Ale nie wzruszało mnie to ani troche. Właśnie uczestniczyła w procederze
rozwalania mi zycia. Wiedziałem, że jeśli go stracę, nie wybaczę im tego.
Nigdy.
- Co wy możecie wiedzieć! – zacząłem znowu krzyczeć. – Wam
chodziło tylko o zaspokojenie waszych egoistycznych potrzeb! Nie myśleliście o
nas samych ani przez chwilę!
- Bill, kochanie… - to znowu matka. Znów ją odepchnąłem.
- Nie dotykaj mnie. – wycedziłem. – Brzydzę się tobą. –
poczułem uderzenie w twarz. W pierwszej chwili nie wiedziałem co się stało.
Matka też była zszokowana. Patrzyła wielkimi oczami na ojca. Ja też na niego
patrzyłem, ale ze wstrętem jeszcze większym niż przed chwilą. Nigdy wcześniej
mnie nie uderzył. Chyba sam był tym zaskoczony. Po chwili przygarnął mnie do
siebie tuląc i wycałował piekący policzek. Nic nie robiłem, byłem wciąż w szoku
po tym jak dał mi w pysk. Ale już niedługo odzyskałem władzę w ciele. Wyrwałem
mu się jednym ruchem. Patrzyłem na niego z taką nienawiścią, jaką nie darzyłem
chyba nikogo. Dotknąłem swojego policzka, wciąż piekł.
- Wynoście się. – powiedziałem cicho, ale tak jadowitym
głosem, że nie musiałem krzyczeć. – Wynocha! – teraz się rozdarłem. Nie
chciałem przebywać z nimi ani chwili dłużej. – Nienawidzę was!
- Bill…
- Wypierdalać mi stąd, już!!! – chwyciłem matkę i wyrzuciłem
ją za drzwi. Z ojcem było troche trudniej, ale ta cała sytuacja chyba dodała mi
sił, bo jednak sobie z nim poradziłem. Zatrzasnąłem z hukiem drzwi i
zakluczyłem od środka pozostawiając w nich klucz tak aby sami nie mogli ich
otworzyć.
Krew buzowała we mnie. Nie słyszałem nic oprócz dudnienia w
uszach. Potem doszły mnie dźwięki awantury na dole, o to, że ojciec mnie
uderzył. Położyłem się na łózku. Drżącymi rękami wybrałem numer do Toma.
Odebrał po pierwszym sygnale.
- Tom? Powiedz, że to nieprawda. Że mnie nie zostawisz!
* niespodzianka dla tych, którzy myśleli już, że Bill i Tom
będą żyć razem długo i szczęśliwie xD
Co??!! nie możesz tego zrobić!! nie rozdzielaj ich!!!... przynajmniej nie na długo :D
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny!! :D
Haha! xD nie wiem jeszcze dokładnie ile to potrwa, ale będzie się tu działo. Szczególnie jeśli chodzi o Billa.
OdpowiedzUsuń