Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

15 sierpnia 2013

Zakazany Owoc. 1/16

Prolog.

24 lip
Nie trzeba się przedstawiać. Wszyscy mnie znają. Istniejemy w branży muzycznej przeszło 10 lat, niemożliwe, żeby na Ziemi był choćby jeden przedstawiciel naszego gatunku, który przynajmniej by o nas nie słyszał. Nazywamy się Tokio Hotel. Mój młodszy braciszek jest liderem. ^^ Wszyscy się dziwią, że traktuję go jakby był co najmniej z 5 lat ode mnie młodszy, powinniśmy traktować się na równi. Dla mnie nie ma znaczenia, że wyszliśmy z tego samego jaja, i że miedzy mną a Billem jest jedynie 10 minut różnicy. Jest młodszy i tyle, i zawsze będą go tak traktował. Jesteśmy bliźniakami jednojajowymi, wyglądamy identycznie, jednak jesteśmy całkowicie od siebie różni i jednocześnie tacy sami. Nie ma między nami jednak zbyt wielkiej rozbieżności charakterów. Każdy z nas preferuje jednak całkiem odmienny styl bycia. Ja jestem typowym skejtem. Chyba każdy wie co to takiego. Natomiast Bill balansuje na pograniczu Emo i Anime. I z wielkim zdziwieniem przyznaję, iż ten styl mu jak najbardziej pasuje. ^^
Zawsze bardzo kochałem mojego młodszego braciszka. Bez względu na wszystko, zawsze stałem po jego stronie, nawet jeśli to, co sobie akurat wymyślił, było kompletną paranoją, zawsze obstawałem przy nim. Przecież nie mogłem inaczej! To mój młodszy braciszek, wiadome jest, że zawsze będzie na pierwszym miejscu. Tak, Bill jest moim oczkiem w głowie, najważniejszą osobą w życiu. Tak było, jest i będzie. Nic ani nikt nie jest w stanie tego zmienić.
Tak myślałem do pewnego czasu. Nadal tak myślę, z tym, że pojawiło się coś jeszcze. Nie mam pojęcia jak to się stało, ani skąd to się wzięło. Po prostu czuję, że miłość, którą darzę brata jest czymś więcej niż zwykła miłość braterska. Dał bym się za niego zwyczajnie w świecie zarżnąć, jak świnię. Zawsze to deklarowałem, ale teraz to coś głębszego. Wiem doskonale, że nie zawahałbym się zabić kolesia, który by mu groził, albo samemu władować się między nich. Innej opcji nie ma po prostu. Jednak zaczyna mnie to przerażać. Nie dlatego, że to mój brat. Dlatego, że to nie ma prawa mieć miejsca. Nawet gdyby miało do czegoś dojść, ja wiem, że nie mam prawa o nic prosić. A Bill nie ma żadnego obowiązku mi tego dać. Przyprawia mnie to depresję. Tak bardzo tego pragnę, a nie mogę tego mieć. Powoli zaczynam żałować momentami, że jesteśmy spokrewnieni. Gdyby nie więzy krwi, nie byłoby problemu. Bóg sobie ze mnie zażartował i to okrutnie. A może to Szatan maczał w tym swoje przegniłe palce… Bóg na pewno nie czerpie uciechy z ludzkiego nieszczęścia. A ja właśnie cierpię. Potwornie, bo nie mogę mieć tego, czego najbardziej w życiu pragnę. Mojego brata. Niby wciąż jesteśmy razem, wciąż mam go blisko, ale to mi nie wystarcza. Pragnę czegoś więcej, i właśnie tego nie mogę mieć. I o to nie mam prawa prosić. Nie robię żadnych ruchów w tym kierunku też dlatego, że Bill mógłby się odsunąć… Mam go na tyle blisko, że mogę marzyć, ale jeśli odebrano by mi i te marzenia, załamałbym się. Często mówimy sobie o swojej miłości do siebie. Powtarzam mu to ciągle, prawie bez przerwy, może mam nadzieję, że za którymś razem sam się domyśli bez zbędnych ceregieli. I będzie tak jak sobie wymarzyłem. Ale w tych wizjach widzę siebie szczęśliwego, ale czy Bill również by był…? Nie chcę być egoistą, ale właśnie tak się zachowuję. Wyobrażam sobie swoje szczęście u jego boku, ale czy kiedykolwiek pomyślałem o Billu samym w sobie? Nie. Nie mam pojęcia, jak by to było, czy byłby szczęśliwy, mając taką świadomość… Nienawidzę siebie za to wszystko. Za każdym razem, gdy mówię mu ‚kocham’ widzę jego uśmiech, ale nie ma tego błysku w oczach, kiedy on mi odpowiada tym samym. Wiem, że najzwyczajniej w świecie nie mam na co liczyć, nawet gdybym zaczął się starać. W tym momencie mogła by się skończyć nasza przyjaźń, stracił bym brata. Nie wyobrażam sobie tego. Nie wyobrażam sobie, że Billa mogło by przy mnie nie być…
Jesteśmy ze sobą od zawsze. Od chwili zapłodnienia nie rozstajemy się. Nie wyobrażam sobie, że to mogłoby się zmienić. Jednak diabeł chyba po raz kolejny sobie ze mnie zakpił, w miniony wtorek, kiedy zdarzył nam się rzadki dzień wolnego.
Przyjechaliśmy ze studia w ponurych nastrojach, po prostu śmiertelnie zmęczeni. Nasz menadżer ostatnimi czasy w ogóle nas nie oszczędza. Gusa i Geo z resztą też. ; / Padliśmy na krzesła w kuchni i jak jeden mąż westchnęliśmy przymykając oczy ze zmęczenia. Bill podparł głowę na ręce i zaczął momentalnie przysypiać. Ja z resztą tak samo, miałem mega problemy z utrzymaniem głowy do góry. Zaproponowałem bratu kubek gorącej kawy, było przedpołudnie, nie wypadało przecież spać! Całą noc ślęczeliśmy w studiu, ale bez przesady. Noc jest od spania. I nie tylko.
Po kilku minutach postawiłem nam na stole dwa parujące kubki z czarną kawą. Bill zerkną na swój jednym okiem. Zacząłem popijać, po kilku większych łykach poczułem się trochę lepiej. Nikt nic nie mówił. Bill łykał z kubka raz po raz nadal z przymkniętymi powiekami. W tej chwili przyszło mi na myśl, co by zrobił, gdybym go od tak, po prostu pocałował… Pewnie podziałało by to na niego o wiele bardziej pobudzająco niż kawa. ; / Skoczyłby na równe nogi, znam swojego braciszka. ; /
Po kilku minutach Bill stwierdził, że musi iść się wykąpać. Wstał i poczłapał sennie na schody. Każdy z nas miał oddzielną łazienkę. Siedziałem nadal nad swoim kubkiem wzdychając i rozmyślając nad swoim żałosnym życiem… kiedy na schodach coś głośno trzasnęło, a potem rozległ się jeszcze głośniejszy huk, jak by coś ciężkiego zletło ze schodów na sam dół. Znieruchomiałem. Nic więcej nie było słychać. Poczułem, że stało się coś niebezpiecznego i ma to związek z moim bliźniakiem. W trybie natychmiastowym wystrzeliłem z kuchni i wpadłem na korytarz. Pod schodami nieruchomo leżał Bill. Poczułem jak coś mocno ściska mnie za gardło. W te pędy podbiegłem do niego i starałem się go jakoś docucić. Nie dało rady, był nieprzytomny, a leżał wygięty jak niemieckie siedem. ; /
Popatrzyłem na około. Na schodach leżała jakaś rozbita doniczka z kwiatem. Wszędzie walała się ziemia. Szybko ustaliłem co się stało. Bill cholernie zaspany musiał o nią zahaczyć, kiedy powinęły mu się nogi. W następnym momencie runął w dół. Popatrzyłem na niego. Był blady jak kreda, a spod jego czarnych półdługich do ramion włosów wypływała maleńka kałuża krwi. Spanikowałem. Nie miałem pojęcia co robię. Jak w transie zadzwoniłem na pogotowie. Trzy razy musiałem wybierać numer alarmowy, tak trzęsły mi się ręce. Kiedy w końcu udało mi się zdać relację z wydarzeń, paniusia po drugiej stronie zapewniła mnie, że karetka w tej chwili właśnie do nas wyjechała. Przez następne kilka minut starałem się jakoś pomóc bratu. Poleciałem prędko po ręcznik do łazienki i przyłożyłem go do jego rozwalonej głowy, żeby zatamować krwotok. W tym momencie do mieszkania władowali się goście z karetki z pełnym ekwipunkiem. Ułożyli Billa w jakiejś pozie na boku, załozyli mu kołnierz na szyję i położyli na noszach.
Pojechałem do szpitala razem z nimi, wlatując biegiem do karetki. W szpitalu zabrali go na jakiś oddział, gdzie przez kilka godzin się nim zajmowali. Po tym czasie z sali wyszedł lekarz i oznajmił, że wszystko jest dobrze, pacjent żyje i przeżyje, nie ma się czym martwić. Natomiast jego mina wyrażała coś zupełnie innego. Popatrzyłem na niego przez chwilę a potem poczęstował mnie rewelacją. Bill mocno uderzył się w głowę pod czas upadku. Lekarz chciał mnie przygotować na to, że kiedy się obudzi, może mnie nie poznać.
- Jak… jak to nie poznać? Przecież jestem jego bratem! Bliźniakiem! Jak może mnie nie pamiętać, ty konowale!! – wydarłem się na cały korytarz. Lekarz popatrzył na mnie ze współczuciem. Nic nie zrobił sobie z mojego epitetu.
- Panie Kaulitz… Rozumiem pańskie wzburzenie, ale na ten moment nie mogę panu powiedzieć nic innego. Wszystko wyjaśni się, kiedy pański brat odzyska przytomność. Równie dobrze może pamiętać wszystko i szybko dojść do zdrowia, ale urazy głowy są na prawdę bardzo niebezpieczne… Dlatego muszę pana na to przygotować, że pański brat może przejść amnezję. To tylko stan przejściowy, ale będzie potrzebował dużo wsparcia. Proszę dobrze zająć się bratem, kiedy już wróci do domu. – powiedział, kładąc mi rękę na ramieniu i wymijając mnie. Westchnąłem. Najważniejsze, że żyje, pomyślałem. Po chwili z tej samej sali, z której wyszedł lekarz wyszła jakaś pielęgniarka. Zapytałem ją, czy mogę wejść zobaczyć brata. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i oznajmiła, że nie ma najmniejszego problemu. Wszedłem powoli do sali szpitalnej. Bill leżał na łóżku na samym środku. Oprócz niego leżał tam ktoś jeszcze, ale nie zwróciłem na to żadnej uwagi. Szybko podszedłem do łóżka brata. Przysiadłem na jego skraju i chwyciłem go za rękę. Była chłodna. Ale na szczęście nie zimna. Drugą ręką pogłaskałem go po głowie. A raczej po bandażach, cały łeb miał zawinięty.
Bałem się, co będzie jak się obudzi. Chciałem, żeby to się stało jak najszybciej, a z drugiej strony panicznie się tego momentu bałem. Co ja zrobię, jeśli on mnie nie będzie pamiętał? Popatrzyłem na niego. Miał taką spokojną minę… jakby nic się nie stało, jakby zwyczajnie w świecie spał. Westchnąłem. Czekał mnie ciężki czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz