Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

05 października 2013

11. Wpadka.


Bill.

Tego już było za wiele. Udowodnił mi to, co myślałem od samego początku. Chuj z niego zbolały nic więcej. Nie można ufać ludziom. A zwłaszcza Tomowi Kaulitzowi. Nie ważne co powiedział u mnie w pokoju. Jeśli chce uczestniczyć w tym przesłuchaniu, droga wolna. Nie zależy mi. A jemu jak widać zależy, żeby pokazać wszystkim, że jest najlepszy. Proszę bardzo.
Z drzazgą w sercu przeleżałem całe popołudnie, od momentu jak tylko wróciłem ze szkoły. W końcu jednak wziąłem do ręki telefon a w druga chwyciłem wizytówkę pana Josta. Nie będę się siłował z Tomem. Nie zależy mi. Szczęścia, Kaulitz, mam nadzieję, że udławisz się tą gitarą przed wszystkimi. Wykręciłem w końcu numer. Z westchnieniem odliczyłem sobie trzy sygnały po czym odebrał.
- Dawid Jost, słucham? – wziąłem głęboki oddech i odezwałem się w końcu.
- Dzień dobry, panie Jost… - zawiesiłem na chwilę głos. – Tutaj Bill, spotkaliśmy się w muzeum w Lipsku, miałem zadzwonić w razie czego…
- Ach, Bill, wspaniale! – ucieszył się jeszcze za nim zdążyłem powiedzieć coś więcej. – Bałem się naprawdę, że jednak się nie odezwiesz.
- Um… Uznałem, że mimo wszystko powinienem się odezwać…
- Mimo wszystko? – wyłapał słówko.
- No bo ja… Przepraszam, naprawdę byłbym przeszczęśliwy mogąc spotkać się z panem na tym przesłuchaniu, ale… Ale wynikła niespodziewana sprawa, jestem chory i nie ma możliwości, żebym mógł…
- Chory, co się stało? – wpadł mi w słowo.
- Zapalenie… płuc. – wymyśliłem na poczekaniu. W słuchawce zaległa krótka chwila ciszy po czym…
- Zapalenie płuc, powiadasz? No cóż, naprawdę wielka szkoda, nie słyszałem jeszcze jak śpiewasz, ale po samym głosie słychać, że masz prawdziwy talent. No szkoda, zdrowiej szybko.
- Dziękuję, do widzenia. – prawie szepnąłem przybity. Odrzuciłem telefon i położyłem się z powrotem na łózku.


Tom

Na pewno przesadziłem, ale opłacało się, mam ten numer! Znalazłem patent na tego czarnulka. No, nie będę tego nadużywał, ale mnie też było całkiem przyjemnie…
Kiedy wróciłem do domu obiad był już na stole, zjadłem szybko i pobiegłem do siebie na górę. Zamknąłem się i wykręciłem bez żadnych skrupułów numer do menadżera.
- Dawid Jost, słucham? – usłyszałem mało entuzjastyczny głos. Aż się zająknąłem.
- Dź-dzień dobry… - zaczałem kulawo.
- Tak? – chyba nie jest nastroju.
- Nazywam się Tom Kaulitz, spotkał pan mnie i Billa w muzeum… - zacząłem i urwałem słyszać ciche westchnienie.
- A, Bill. – powiedział. – bardzo mi szkoda tego chłopaka, naprawdę miałem co do niego wielkie nadzieje. – zaczął biadolić. – No ale choroba nie wybiera.
- Jaka choroba? – zapytałem natychmiast.
- Nabawił się zapalenia płuc i zadzwonił do mnie jakąś godzinę temu, że nie będzie mógł uczestniczyć przesłuchaniu… - westchnął. – Ale ty rozumiem, jesteś zainteresowany? – ożywił się nieco.
- Tak, jestem, ale…
- Żadnego ‘ale’, błagam cię, chłopcze! Tylko mi nie mów, że ty też rezygnujesz.
- Nie, nie rezygnuję, skądże!
- No to chwała Bogu…
- Ale Bill nie ma zapalenia płuc. – powiedziałem na głos to co sam pomyślałem.
- Jak to nie ma? Przecież dzwonił i tłumaczył się…
- Jest zdrowy. – wpadłem mu  słowo. – Kiedy widziałem go dzisiaj w szkole był okazem zdrowia. No chyba, że raptem w ciągu tych kilku godzin zdążył się rozchorować. – powiedziałem z przekąsem. Taki cwany. Już ja mu dam takie kawały! On weźmie w tym udział, choćbym miał go tam zaciągnąc siłą! Przysięgam. Na moją mamusię. ^^
- Nie rozumiem więc. W muzeum, kiedy wyjaśniałem mu wszystko był tak zaaferowany, że chciał jechać ze mną tak jak stał.
- Niech się pan nie martwi, już ja się postaram, żeby on ‘wyzdrowiał’. Do zobaczenia.
Rozłączyłem się wkurzony. Nie maco, niezły jest. Tylko co on chce tym osiągnąć? I on się dziwi, że jest taki nieszczęśliwy? Już ja się postaram, żebym poczuł się dowartościowany.
- Gdzie idziesz, synku? – zapytała mama, kiedy przechodziłem. – Coś się stało? – jak ona zawsze wszystko wie.
- Idę przemówić do rozumu jednemu koledze. – burknąłem zakładając buty.
- Jakiemu koledze?
- Z klasy, Bill Kaulitz. Wiem, wiem, nazywamy się tak samo. – uprzedziłem, bo wytworzyła niezłą minę. Spojrzeliśmy na siebie. – Co jest? – zapytałem widząc, że jej wyraz twarzy się nie zmienia.
- Nic, nic…
- Dobra, idę. Będę jakoś potem. – powiedziałem i wyszedłem. Do domu Billa miałem pół godziny szybkim marszem. Ale nie obchodziło mnie to, że jest już ciemno i zimno. Mówiłem, że zmusze go do tego przesłuchania. W końcu stanąłem przed jego drzwiami.
- Dzień dobry. – przywitałem się z jego matką. Uśmiechnęła się od razu widząc mnie w progu.
- Proszę wejdź. Bill jest u siebie w pokoju. – powiedziała tylko i przepuściła mnie. Tego co tam zastałem na pewno się nie spodziewałem.
Podszedłem do jego drzwi i już miałem wejść nawet bez pukania, kiedy usłyszałem cos dziwnego…
Zamrugałem, chyba się przesłyszałem…
Znów to usłyszałem. Nacisnąłem cicho klamkę i uchyliłem drzwi i…
- O kurwa… - wymknęło mi się bezgłośnie. Oczy miałem wielkie jak spodki.
Na łózku idealnie widocznym z mojej perspektywy leżał Bill. Z zamkniętymi oczami, ssał zawzięcie w buzi dwa palce… Drugą ręką trzymał w spodniach, w gaciach krócej mówiąc, i ugniatał delikatnymi ale stanowczymi ruchami swoje krocze. Mruczał przy tym cicho jak kocurek, a jego ciało wiło się lekko w rytm pieszczot. Wyprężał biodra w górę jakby chciał je mocniej przycisnąć do swojej ręki.
Zamiast stamtąd uciec, stałem jak debil wrośnięty w podłoge, z rozdziawioną gębą i oczami na wierzchu. Poczułem jak serce zaczyna mi łomotać i sam bezwiednie ścisnąłem swój krok. W następnej chwili ręka Billa, której palce ssał intensywnie wyślizgnęła się z ego ust i przy pomocy drugiej zsunął sobie spodnie do kolan, a potem nogami zsunął je do kostek. Ani razu nie otwierając oczy. Widziałem już raz jego przyrodzenie, wtedy. I ten obrał mocno wrył mi się w pamięć. Starałem się o tym nie myślec, ale teraz było to niemożliwe. Zacząłem oddychać płytko.
W następnej chwili podholował swoją koszulkę pod szyję i jedną ręka wrócił do penisa teraz uwolnionego, a drugą znów poślinił palce i zaczał nimi drażnić swoje sutki. Mruczał i jęczał przy tym seksownie… W następnym momencie znów ssał dwa palce… Ale to co zrobił z nimi chwilę potem zwaliło mnie z nóg.
Sięgnął mocno oślinionymi palcami między pośladki rozkładając nogi. Widziałem teraz wszystko wyraźnie. Teraz pieścił się już z pomrukami przyjemności od środka. Nogi się pode mną ugięły. Sam chciałem to mu robić.
Wtedy, chyba z wrażenia, niechcący potrąciłem klamkę i drzwi otworzyły się szerzej skrzypiąc cicho. Bill poderwał się z łózka i wylądował nieszczęśliwie na podłodze z drugiej strony tak, że mógł schować się za łózkiem. Wychylił się nieco nad krawędź łózka. W jego oczach widziałem żądzę mordu. No, przynajmniej coś nowego…
- TOM. – usłyszałem. Ocknąłem się nagle i poczułem jak ciężka poducha uderza mnie w łeb, a następnie drzwi się przede mną zatrzasnęły.
Boże…
W jego pokoju nastała idealna cisza.
- B-bill… - wyjąkałem chwytając za klamkę.
- Wynoś się stąd, zboczeńcu, bo przygrzmoce ci czymś o wiele większym! – usłyszałem jego wściekły głos.
- Bill, ale nie przejmuj się…-powiedziałem. – Nie chciałem, naprawdę, to tak samo wyszło… - zacząłem się tłumaczyć. Jego drzwi nieco się uchyliły. Był cały purpurowy na twarzy.
- CZEGO? – zapytał warcząc na mnie. Westchnąłem.
- Bill, masz prawo być na mnie wściekły, ale wyglądałeś tak sexy… -walnąłem. Drzwi znowu się zatrzasnęły. – Wpuść mnie, musimy pogadać. – powiedziałem ogarniając się. – Poważnie, Bill. Potem będziesz się wstydził.
- Nie wstydze się. – wymamrotał pod drzwiami.
- Nie? A patrzyłes w lustro?
- Sam lepienie wyglądasz! – pewnie nie. Nie co dziennie widzi się tak seksowną masturbację… (o.O)
- Może i tak. – przyznałem dla świętego spokoju. – Ale wpuść mnie. Nic ci nie zrobię, obiecuję! – drzwi znów się uchyliły na milimetr.
- Po co przyszedłeś? – zapytał stosunkowo spokojnym głosem jak na zaistniałą sytuację.
- Dlaczego nakłamałeś Jostowi? – zapytałem prosto z mostu opierająć ręce na biodrach. Zrobił wielkie oczy. – Idioto, masz szansę, dlaczego z niej rezygnujesz?! – fuknąłem na niego wpychając mu się do pokoju. Stanął na środku sodko zaczerwieniony z rękami na piersiach. Starał się być poważny i wyniosły. Jakbym nie był świadkiem niczego nadzwyczajnego.
- A co cię to interesuje? – zadziorny.
- A to, że wołami cię tam zaciągnę, jeśli nie będziesz chciał iść sam. – pogroziłem mu palcem.
- Nie chce tam iść i już.
- Chcesz, aż ryczysz tak chcesz. Jeśli aż tak boisz się mojego udziału, to kurwa, ustąpie ci! – krzyknąłem. Spojrzał na mnie.
- Ustąpiłbyś…?
- Tak, kurwa. – fuknąłem znowu.
- Ale przecież ci też na tym zalezy… - szepnął. Spojrzeliśmy na siebie. Podszedłem do niego.
- Tak i to bardzo. – przyznałem. – Ale… - urwałem.
- Ale…? – patrzyłem z bliska w jego oczy… Bardzo podobne do moich.
- Ale na tobie zalezy mi bardziej. – przyznałem się do tego w końcu przed samym sobą. Niech się dzieje co chce… Ten słodki czarnulek musi być mój.
Patrzeliśmy się na siebie jeszcze przez kilka minut, a w jego oczach widziałem niedowierzanie. Pogładziłem go po policzku. – Uwierz mi. – szepnąłem. – I jesteś naprawdę sexy! – dodałem po chwili szczerząc się. Przytuliłem go mocno, kiedy znowu tak słodko się zarumienił…

1 komentarz:

  1. O żesz kurde ! :d haha no to sobie Tomuś popatrzył ;d jeeej aż mi się gorąco z wrażenia zrobiło :d ha ! wreszcie Tom się przyznał ! tylko na to czekałam :d ehh i ta reakcja mamy Toma była dość dziwna i bardzo znacząca. Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek !

    Ps. Jeśli czytasz moje opowiadanie to mam dla CIebie wiedomość :) u mnie pojawił się 46 odcinek :)

    OdpowiedzUsuń