Bill.
Tego już było za wiele. Udowodnił mi to, co myślałem od
samego początku. Chuj z niego zbolały nic więcej. Nie można ufać ludziom. A
zwłaszcza Tomowi Kaulitzowi. Nie ważne co powiedział u mnie w pokoju. Jeśli
chce uczestniczyć w tym przesłuchaniu, droga wolna. Nie zależy mi. A jemu jak
widać zależy, żeby pokazać wszystkim, że jest najlepszy. Proszę bardzo.
Z drzazgą w sercu przeleżałem całe popołudnie, od momentu
jak tylko wróciłem ze szkoły. W końcu jednak wziąłem do ręki telefon a w druga
chwyciłem wizytówkę pana Josta. Nie będę się siłował z Tomem. Nie zależy mi.
Szczęścia, Kaulitz, mam nadzieję, że udławisz się tą gitarą przed wszystkimi.
Wykręciłem w końcu numer. Z westchnieniem odliczyłem sobie trzy sygnały po czym
odebrał.
- Dawid Jost, słucham? – wziąłem głęboki oddech i odezwałem
się w końcu.
- Dzień dobry, panie Jost… - zawiesiłem na chwilę głos. –
Tutaj Bill, spotkaliśmy się w muzeum w Lipsku, miałem zadzwonić w razie czego…
- Ach, Bill, wspaniale! – ucieszył się jeszcze za nim
zdążyłem powiedzieć coś więcej. – Bałem się naprawdę, że jednak się nie
odezwiesz.
- Um… Uznałem, że mimo wszystko powinienem się odezwać…
- Mimo wszystko? – wyłapał słówko.
- No bo ja… Przepraszam, naprawdę byłbym przeszczęśliwy
mogąc spotkać się z panem na tym przesłuchaniu, ale… Ale wynikła niespodziewana
sprawa, jestem chory i nie ma możliwości, żebym mógł…
- Chory, co się stało? – wpadł mi w słowo.
- Zapalenie… płuc. – wymyśliłem na poczekaniu. W słuchawce
zaległa krótka chwila ciszy po czym…
- Zapalenie płuc, powiadasz? No cóż, naprawdę wielka szkoda,
nie słyszałem jeszcze jak śpiewasz, ale po samym głosie słychać, że masz
prawdziwy talent. No szkoda, zdrowiej szybko.
- Dziękuję, do widzenia. – prawie szepnąłem przybity.
Odrzuciłem telefon i położyłem się z powrotem na łózku.
Tom
Na pewno przesadziłem, ale opłacało się, mam ten numer!
Znalazłem patent na tego czarnulka. No, nie będę tego nadużywał, ale mnie też
było całkiem przyjemnie…
Kiedy wróciłem do domu obiad był już na stole, zjadłem
szybko i pobiegłem do siebie na górę. Zamknąłem się i wykręciłem bez żadnych
skrupułów numer do menadżera.
- Dawid Jost, słucham? – usłyszałem mało entuzjastyczny
głos. Aż się zająknąłem.
- Dź-dzień dobry… - zaczałem kulawo.
- Tak? – chyba nie jest nastroju.
- Nazywam się Tom Kaulitz, spotkał pan mnie i Billa w
muzeum… - zacząłem i urwałem słyszać ciche westchnienie.
- A, Bill. – powiedział. – bardzo mi szkoda tego chłopaka,
naprawdę miałem co do niego wielkie nadzieje. – zaczął biadolić. – No ale choroba
nie wybiera.
- Jaka choroba? – zapytałem natychmiast.
- Nabawił się zapalenia płuc i zadzwonił do mnie jakąś
godzinę temu, że nie będzie mógł uczestniczyć przesłuchaniu… - westchnął. – Ale
ty rozumiem, jesteś zainteresowany? – ożywił się nieco.
- Tak, jestem, ale…
- Żadnego ‘ale’, błagam cię, chłopcze! Tylko mi nie mów, że
ty też rezygnujesz.
- Nie, nie rezygnuję, skądże!
- No to chwała Bogu…
- Ale Bill nie ma zapalenia płuc. – powiedziałem na głos to
co sam pomyślałem.
- Jak to nie ma? Przecież dzwonił i tłumaczył się…
- Jest zdrowy. – wpadłem mu
słowo. – Kiedy widziałem go dzisiaj w szkole był okazem zdrowia. No
chyba, że raptem w ciągu tych kilku godzin zdążył się rozchorować. –
powiedziałem z przekąsem. Taki cwany. Już ja mu dam takie kawały! On weźmie w
tym udział, choćbym miał go tam zaciągnąc siłą! Przysięgam. Na moją mamusię. ^^
- Nie rozumiem więc. W muzeum, kiedy wyjaśniałem mu wszystko
był tak zaaferowany, że chciał jechać ze mną tak jak stał.
- Niech się pan nie martwi, już ja się postaram, żeby on
‘wyzdrowiał’. Do zobaczenia.
Rozłączyłem się wkurzony. Nie maco, niezły jest. Tylko co on
chce tym osiągnąć? I on się dziwi, że jest taki nieszczęśliwy? Już ja się
postaram, żebym poczuł się dowartościowany.
- Gdzie idziesz, synku? – zapytała mama, kiedy
przechodziłem. – Coś się stało? – jak ona zawsze wszystko wie.
- Idę przemówić do rozumu jednemu koledze. – burknąłem
zakładając buty.
- Jakiemu koledze?
- Z klasy, Bill Kaulitz. Wiem, wiem, nazywamy się tak samo.
– uprzedziłem, bo wytworzyła niezłą minę. Spojrzeliśmy na siebie. – Co jest? –
zapytałem widząc, że jej wyraz twarzy się nie zmienia.
- Nic, nic…
- Dobra, idę. Będę jakoś potem. – powiedziałem i wyszedłem.
Do domu Billa miałem pół godziny szybkim marszem. Ale nie obchodziło mnie to,
że jest już ciemno i zimno. Mówiłem, że zmusze go do tego przesłuchania. W
końcu stanąłem przed jego drzwiami.
- Dzień dobry. – przywitałem się z jego matką. Uśmiechnęła
się od razu widząc mnie w progu.
- Proszę wejdź. Bill jest u siebie w pokoju. – powiedziała
tylko i przepuściła mnie. Tego co tam zastałem na pewno się nie spodziewałem.
Podszedłem do jego drzwi i już miałem wejść nawet bez
pukania, kiedy usłyszałem cos dziwnego…
Zamrugałem, chyba się przesłyszałem…
Znów to usłyszałem. Nacisnąłem cicho klamkę i uchyliłem
drzwi i…
- O kurwa… - wymknęło mi się bezgłośnie. Oczy miałem wielkie
jak spodki.
Na łózku idealnie widocznym z mojej perspektywy leżał Bill.
Z zamkniętymi oczami, ssał zawzięcie w buzi dwa palce… Drugą ręką trzymał w spodniach,
w gaciach krócej mówiąc, i ugniatał delikatnymi ale stanowczymi ruchami swoje
krocze. Mruczał przy tym cicho jak kocurek, a jego ciało wiło się lekko w rytm
pieszczot. Wyprężał biodra w górę jakby chciał je mocniej przycisnąć do swojej
ręki.
Zamiast stamtąd uciec, stałem jak debil wrośnięty w podłoge,
z rozdziawioną gębą i oczami na wierzchu. Poczułem jak serce zaczyna mi łomotać
i sam bezwiednie ścisnąłem swój krok. W następnej chwili ręka Billa, której
palce ssał intensywnie wyślizgnęła się z ego ust i przy pomocy drugiej zsunął
sobie spodnie do kolan, a potem nogami zsunął je do kostek. Ani razu nie
otwierając oczy. Widziałem już raz jego przyrodzenie, wtedy. I ten obrał mocno
wrył mi się w pamięć. Starałem się o tym nie myślec, ale teraz było to
niemożliwe. Zacząłem oddychać płytko.
W następnej chwili podholował swoją koszulkę pod szyję i
jedną ręka wrócił do penisa teraz uwolnionego, a drugą znów poślinił palce i
zaczał nimi drażnić swoje sutki. Mruczał i jęczał przy tym seksownie… W następnym
momencie znów ssał dwa palce… Ale to co zrobił z nimi chwilę potem zwaliło mnie
z nóg.
Sięgnął mocno oślinionymi palcami między pośladki
rozkładając nogi. Widziałem teraz wszystko wyraźnie. Teraz pieścił się już z
pomrukami przyjemności od środka. Nogi się pode mną ugięły. Sam chciałem to mu
robić.
Wtedy, chyba z wrażenia, niechcący potrąciłem klamkę i drzwi
otworzyły się szerzej skrzypiąc cicho. Bill poderwał się z łózka i wylądował
nieszczęśliwie na podłodze z drugiej strony tak, że mógł schować się za
łózkiem. Wychylił się nieco nad krawędź łózka. W jego oczach widziałem żądzę
mordu. No, przynajmniej coś nowego…
- TOM. – usłyszałem. Ocknąłem się nagle i poczułem jak
ciężka poducha uderza mnie w łeb, a następnie drzwi się przede mną zatrzasnęły.
Boże…
W jego pokoju nastała idealna cisza.
- B-bill… - wyjąkałem chwytając za klamkę.
- Wynoś się stąd, zboczeńcu, bo przygrzmoce ci czymś o wiele
większym! – usłyszałem jego wściekły głos.
- Bill, ale nie przejmuj się…-powiedziałem. – Nie chciałem,
naprawdę, to tak samo wyszło… - zacząłem się tłumaczyć. Jego drzwi nieco się
uchyliły. Był cały purpurowy na twarzy.
- CZEGO? – zapytał warcząc na mnie. Westchnąłem.
- Bill, masz prawo być na mnie wściekły, ale wyglądałeś tak
sexy… -walnąłem. Drzwi znowu się zatrzasnęły. – Wpuść mnie, musimy pogadać. –
powiedziałem ogarniając się. – Poważnie, Bill. Potem będziesz się wstydził.
- Nie wstydze się. – wymamrotał pod drzwiami.
- Nie? A patrzyłes w lustro?
- Sam lepienie wyglądasz! – pewnie nie. Nie co dziennie
widzi się tak seksowną masturbację… (o.O)
- Może i tak. – przyznałem dla świętego spokoju. – Ale wpuść
mnie. Nic ci nie zrobię, obiecuję! – drzwi znów się uchyliły na milimetr.
- Po co przyszedłeś? – zapytał stosunkowo spokojnym głosem
jak na zaistniałą sytuację.
- Dlaczego nakłamałeś Jostowi? – zapytałem prosto z mostu
opierająć ręce na biodrach. Zrobił wielkie oczy. – Idioto, masz szansę,
dlaczego z niej rezygnujesz?! – fuknąłem na niego wpychając mu się do pokoju.
Stanął na środku sodko zaczerwieniony z rękami na piersiach. Starał się być
poważny i wyniosły. Jakbym nie był świadkiem niczego nadzwyczajnego.
- A co cię to interesuje? – zadziorny.
- A to, że wołami cię tam zaciągnę, jeśli nie będziesz
chciał iść sam. – pogroziłem mu palcem.
- Nie chce tam iść i już.
- Chcesz, aż ryczysz tak chcesz. Jeśli aż tak boisz się
mojego udziału, to kurwa, ustąpie ci! – krzyknąłem. Spojrzał na mnie.
- Ustąpiłbyś…?
- Tak, kurwa. – fuknąłem znowu.
- Ale przecież ci też na tym zalezy… - szepnął. Spojrzeliśmy
na siebie. Podszedłem do niego.
- Tak i to bardzo. – przyznałem. – Ale… - urwałem.
- Ale…? – patrzyłem z bliska w jego oczy… Bardzo podobne do
moich.
- Ale na tobie zalezy mi bardziej. – przyznałem się do tego
w końcu przed samym sobą. Niech się dzieje co chce… Ten słodki czarnulek musi
być mój.
Patrzeliśmy się na siebie jeszcze przez kilka minut, a w
jego oczach widziałem niedowierzanie. Pogładziłem go po policzku. – Uwierz mi.
– szepnąłem. – I jesteś naprawdę sexy! – dodałem po chwili szczerząc się.
Przytuliłem go mocno, kiedy znowu tak słodko się zarumienił…
O żesz kurde ! :d haha no to sobie Tomuś popatrzył ;d jeeej aż mi się gorąco z wrażenia zrobiło :d ha ! wreszcie Tom się przyznał ! tylko na to czekałam :d ehh i ta reakcja mamy Toma była dość dziwna i bardzo znacząca. Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek !
OdpowiedzUsuńPs. Jeśli czytasz moje opowiadanie to mam dla CIebie wiedomość :) u mnie pojawił się 46 odcinek :)