Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

15 sierpnia 2013

Zakazany Owoc. 15/16


11. Chaos w mojej głowie.

01 sie
Narracja Billa.
Obudziłem się cudownie rozgrzany i wypoczęty. W dużym, miękkim łóżku było mi bardzo wygodnie. Nie otwierając oczu przeciągnąłem się rozkosznie, mrucząc cicho. Westchnąłem. Dopiero po chwili dotarły do mnie wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Usiadłem na łóżku rozglądając się. To był pokój Toma. A ja… Nie dość, że siedziałem w jego łóżku to jeszcze całkiem roznegliżowany! Jeju, to nie może być prawda… Ja z nim nie spałem, prawda? Przecież sobie obiecałem! Cholera! Jak mogłem znowu do tego dopuścić! Nie, to był definitywny ostatni raz. Więcej nie będzie, na pewno. Więcej mu się nie dam. Te gorliwe zapewnienia przerwało mi pojawienia się Toma w drzwiach. Był całkowicie ubrany. Odruchowo podciągnąłem kołdrę pod samą szyję. Uśmiechnął się. Mnie samemu nie było wcale do śmiechu. Jeśli myślał, że z nim zostanę, to grubo się mylił. Chciałem z nim zostać, ale nie mogłem. Jeśli jemu się wydaje, że ten seks coś zmienił, to jest w dużym błędzie. To jeszcze bardziej wszystko skomplikowało.
- Z czego się śmiejesz? – zapytałem, patrząc na niego nieprzytomnie. Podszedł wolno do łóżka i usiadł przy mnie. O nie, odsuń się…
- Z twojej miny. – powiedział, gładząc mnie po policzku. Odsunąłem się, ale on kompletnie się tym nie przejął. Przysunął się tylko bliżej do mnie i dalej gładził mó policzek. – Billy…
- No.? – zapytałem, nie patrząc na niego.
- Chyba musimy porozmawiać.
- O, tutaj masz rację. Tom, to co się stało…
- Było piękne. – wpadł mi w słowo. Spojrzałem na niego. Był stanowczo za blisko.
- Tom, odsuń się. – powiedziałem, kiedy zbliżył się jeszcze bardziej. Uśmiechnął się. – Nie śmiej się tylko się odsuń! – znów ten uśmiech.
- Nie mogę się odsunąć. – powiedział patrząc na mnie. Zmarszczyłem czoło.
- A to dlaczego?
- Bo ty tego nie chcesz. – stwierdził. Popatrzyłem na niego wielkimi oczami. Zawsze potrafiliśmy bezbłędnie odgadnąć swoje uczucia. Miał rację, ale to nic nie znaczyło.
- Być może, ale… i tak się odsuń. – powiedziałem po chwili samemu się odsuwając na brzeg łóżka. Wyszczerzył znów zęby w uśmiechu i przybliżył sie do mnie tak, że prawie stykaliśmy się nosami.
- Tom… Proszę cię… – zacząłem odpychając go od siebie. Przychodziło mi to z wielkim trudem. Chwycił moje ręce za nadgarstki i przyciągnął do siebie. – Tom, nie! – jęknąłem. Przytulił mnie mocno i po chwili poczułem na szyi jego wargi. Muskał delikatnie moją skórę. Przeszły mnie dreszcze. Przymknąłem oczy i po chwili znów zacząłem go odpychać ale był za silny jak na mnie. Przywarł do mnie mocno wargami. Rozchylił językiem usta i po chwili poczułem jego język na swoim podniebieniu. Nie umiałem go już odepchnąć. Po chwili już leżałem pod nim, a jego dłonie baraszkowały po moim ciele. Oblewało mnie gorąco. Zapomniałem o tym, co na śmierć sobie przysięgałem dokładnie 5 minut temu. Zaczął całować moje sutki. Delikatnie, nie śpieszył się. Poczułem jak jego ręka wędruje po mojej nodze od kostki po same biodro. Drżałem. Błagałem Boga, żeby tu teraz kogoś przysłał kto to przerwie, bo ja nie potrafiłem. Zaczął schodzić z pocałunkami co raz niżej, a kiedy znalazł się już bardzo blisko…
- Tom, stop! Natychmiast! – krzyknąłem, odpychając go. Podniósł się od razu nie wiedząc o co chodzi.
- Co się stało, coś nie tak? – jaki inteligentny!
- Owszem. Coś jest BARDZO nie tak. – powiedziałem z ironia podnosząc się i okrywając kołdrą. Popatrzył na mnie.
- Co?
- Hm… To co robimy. – teraz na niego popatrzyłem. Znów się uśmiechnął. Ten jego przeklęty uśmiech! – Przestań się śmieć! – zaśmiał się. – Tom!
- Billy, skarbie… – znów mnie do siebie przyciągnął. – Dlaczego się tak przed tym bronisz? – popatrzyłem na niego jak na wariata.
- Jak to dlaczego! Jesteśmy braćmi, cymbale! – parsknął śmiechem.
- Dla mnie nie stanowi to problemu. – stwierdził. Prychnąłem.
- Dla ciebie nigdy nic nie stanowi problemu. Jeśli tylko możesz sobie pobzykać. – uśmiechnął się krzywo.
- Przecież ty też to czujesz, sam to przyznałeś. Bill…
- Tak, ale to nie ma znaczenia. – przerwałem mu. – To się więcej nie powtórzy. Mówię poważnie. – dodałem, widząc jak się uśmiecha. Uśmieszek lekko zbladł. Westchnąłem.
- Tom… Zrozum wreszcie, że my nie powinniśmy…
- No właśnie, mówisz ‚nie powinniśmy’, ale całkowicie się tego nie wyrzekasz, Bill…
- Właśnie, że się wyrzekam! W tej chwili!
- Nie.
- Jak to nie? – spojrzałem na niego zirytowany.
- Nie wyrzekasz się.
- Jak to się ‚nie wyrzekam’?
- Bo chcesz tego tak samo jak ja. A może nawet bardziej. – stwierdził patrząc mi w oczy. Popatrzyłem na niego przez chwilę.
- Bredzisz. – powiedziałem, złażąc z łózka i wciągając na siebie swoje bokserki, które znalazłem na podłodze. Usłyszałem chichot.
- Z czego się znowu…! – nie zdążyłem do kończyć. Już stał przy mnie i wpijał się w moje usta. Znów ogarnęła mnie niemoc. On miał rację, chciałem tego, ale rzecz tkwiła w tym, że to się NIE MOGŁO powtórzyć, do cholery! Jesteśmy braćmi, a to tylko nas niszczy…
- Bill, kocham cię. – usłyszałem przy uchu. – Powiedz, że ty mnie też.
- Oczywiście, że cię kocham, jesteś moim bratem…
- Dobrze wiesz o czym mówię.
- Tom…
- Bill! Do jasnej cholery! – krzyknął. – Przestań sie w końcu bronic, bo to nie ma sensu! Możemy wszystko, jesli tylko będziesz chciał! A wiem, że chcesz. – patrzyłem na niego i chciało mi się beczeć. Przytuliłem się do niego. Polizałem delikatnie skórę na jego szyi i spojrzałem na niego. Pójdziemy za to do piekła.
Minutę później zdzierałem z niego ubrania. Rzuciliśmy się na łóżko i reszta potoczyła się już sama….
Po wszystko leżałem obok niego, nienawidząc się za to, że sobie na to pozwoliłem. Przecież tak nie może być…
- Billy, skarbie? – spojrzałem na niego. Pogładził mnie po policzku.
- Muszę wracać do Niemiec. – wydukałem. Uśmiechnął się z politowaniem.
- Obaj dobrze wiemy, że tu zostajesz. – zmarszczyłem brwi.
- A niby z jakiej paki jesteś tego taki pewien?
- Nie oddałbyś sie znowu gdybyś na prawdę miał stąd wyjeżdżać. – prychnąłem i odwróciłem sie do niego plecami. – Billy. Obaj dobrze wiemy, że to prawda. – pocałował mnie między łopatki. Przeszły mnie ciarki. Zachichotał. Ułożyłem się na plecach i popatrzyłem na niego.
- Będziemy sie smażyć w piekle. Albo co najmniej oglądać świat przez kraty w oknie. – stwierdziłem z sarkazmem. Znów się zaśmiał.
- Przecież nikt nie musi wiedzieć.
- No, niby tak. – przyznałem. – Ale nadal uważam…
- Uważasz, ale i tak to robisz. Bo chcesz. – przewał mi i pocałował mnie czule. Westchnąłem i pogładziłem go po policzku.
- Kocham cię, kretynie. – powiedziałem.
Nie trzeba było nic dodawać. Wiadomo było o co chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz