Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

08 lutego 2014

18. Nie rozdzielą nas.

Bill

Wpatrywałem się w jego oczy i miałem wrażenie, że patrzę na siebie. Wczesniej nie zwracałem na to uwagi, może celowo tego nie dostrzegałem, nie chciałem dostrzegać... ale naprawdę byliśmy identyczni. Wystarczyło się tylko przyjrzeć. Ale dla mnie byliśmy od siebie diametralnie różni. Jego brązowe oczy, niby takie same jak i moje, ale były wyjątkowe. Widziałem w nich swoje odbicie. Z takim uczuciem, miłością patrzył tylko na mnie. Byłem przeszczęsliwy. Nie czułem nic prócz głębokiego spokoju. Było jasne, że teraz nikt nas już nie rozdzieli, nie pozwolimy na to. Ten krótki czas rozłąki między nami dał nam wystarczająco do zrozumienia, że nie możemy bez siebie żyć. Zarówno jako bracia jak i kochankowie. Kochamy się.
I gówno to kogo obchodzi.
Obserwowałem uważnie jego twarz. Starałem się zapamiętać każdy jej milimetr. Nikt nic nie mówił, nie potrzeba było nam żadnych słów. Rozumieliśmy się jak nikt. Uczuie pustki, braku czegoś, co zabrano mi dawno temu już dawno zniknęło. Odzyskałem to. Byłem tak szczęśliwy, że udało nam się odnaleźć. A przecież to był przypadek. Gdybym ja nie przeprowadził się do Loitsche z Magdeburga, albo Tom nie wyniósł się z Monachium, nigdy byśmy się nie spotkali. Być może o niczym byśmy się nigdy nie dowiedzieli. A ja nadal chodził bym jak rasowe zombie. Kiedy myślę o sobie sprzed kilkunastu miesięcy, czasami nie mogę uwierzyć, że całe moje życie tak szybko i diamteralnie się zmieniło. Ale cieszyłem się z tego. W tej chwili nie wyobrażałem sobie, że mogło by być inaczej. Że Toma mogło by znów nie być. Umarł bym.
Mój brat. I ukochany w jednym. W głębi serca mnie to przerażało, jego też. Wiedziałem o tym. Ale pragnienie bliskości drugiego było silniejsze. Przeciez nie można żyć bez powietrza. A on był moim powietrzem. I zawsze nim będzie. Wiem, że nigdy za nic w świecie się nie rozstaniemy. Jesteśmy jednością. Czuję to tak wyraźnie jak nigdy. Chociaż może zawsze to czułem...? Od pierwszej chwili kiedy go po raz pierwszy zobaczyłem? Wtedy, kiedy do mnie podszedł? Niby tylko się przywitał, przedstawił... A ja od razu poczułem... to coś... co nas łączy.
Przypominałem sobie każdy szczegół. Kiedy namówił mnie, żebym pomagał mu w chemii. Był prawdziwym osłem, nie wierzyłem, że uda mi się mu cokolwiek wbić do głowy. Ale przy mnie naprawdę się podciągnął. Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze były te chwile, które mogłem z nim spędzać. Ten okres był dla mnie trudny i trwał chyba przez całe moje życie. Może dlatego, że jestem tym słabszym bliźniakiem...? On chyba radził sobie z tym lepiej. A może miał po prostu lepsze wsparcie od rodziny. Ja nie zbyt się dogadywałem ze swoją, a teraz... w ogóle nie ma o czym mówić. Ale może powinienem im podziękować? Może gdybyśmy wychowywali się razem nie bylibyśmy teraz razem? Raczej się tego nie dowiemy. Tak miało być i tak jest. Najważniejsze, że on jest.
Pamiętam ten dzień, kiedy musiał iść do dyrektora a ja zostałem na korytarzu, żeby za nim poczekać. Miałem pecha. W szkole było kilka osób, które uwielbiały mnie dręczyć. Dwóch goryli, którzy uważali mnie za swój worek tranigowy. Dali mi wtedy porządnie popalić... Rozbebeszyli mi całą torbę po całym korytarzu. Schowałem się w kiblu i płakałem cicho w kabinie. Kiedy usłyszałem jak ktoś wchodzi... Zaopiekował się wtedy mną. Przytulił. Z początku nie chciałem jego bliskości, bo tak bardzo mi się to podobało. Podobał mi sie od samego początku, ale nie wierzyłem, że z tego cokolwiek będzie. Najwyżej się mną zabawi i zostawi, tak wtedy myślałem. Ale nie miałem racji. Zawsze wszystko robił tak, żeby to mi było jak najlepiej. Zakochiwałem się w nim coraz bardziej, aż w końcu się od niego uzalezniłem. Kiedy go nie było, nie umiałem swobodnie oddychać. A teraz leżeliśmy obaj na ziemi patrząc na siebie. Pogładziłem delikatnie koniuszkiem palca jego policzek. Powiodłem nim aż do koncika jego ust. Uśmiechnął się. Uwielbiałem, jak sie usmiechał. Był wtedy taki piękny. Chwycił moją dłoń i wtulił w nią policzek. Przysunąłem się do niego najbliżej jak mogłem i patrzyłem dalej w jego oczy z odległości kilku milimetrów. Stykaliśmy się nosami.
Wplótł rękę w moje włosy i przyciągnął mnie do siebie. Poczułem jak jego ciepłe wargi przywierają czule do moich. To było piękne. I byłem gotów zabić, gdyby ktoś chciał nam to odebrac. On był taki kochany, taki piękny, taki mój. Przycisnął mnie do siebie delikatnie nie chcąc zrobić mi jakiejś krzywdy. Ale z jego ręki każdy ból fizyczny byłby przyjemnością. Jak te klapsy, kiedy był we mnie. Ale potem czule gładził moje pośladki sprawiając, że po prostu odpływałem. Wdychałem jego zapach głęboko do płuc, chciał się w nim zatracić na zawsze. Był jak kojący balsam. Wtuliłem się w jego nagi tors, a twarz w szyję. Czułem jego ciepło i pulsowanie krwi w żyłach. Było tak dobrze jak nie było jeszcze nigdy. Poczułem jak westchnał cicho. Wyczułem, że znów się czymś martwi. Podniosłem nieco głowę i spojrzałem w jego oczy, poraz kolejny. Uśmiechnąłem się chcąc mu pokazać, że wszystko będzie dobrze. Tłumaczyłem sobie, że przecież mamy po 18 lat, nic nam nie mogą zrobić. A to nie było do końca prawdą. Gdyby ktoś się o nas dowiedział, mielibyśmy poważne kłopoty. Ale w tamtej chwili mało mnie to obchodziło. Jednak Tom był zdania, że to poważny problem. To co nas łączy.
- Tommy. - szepnąłem kojącym głosem. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się gładząc mnie po twarzy. Czekałem, aż coś powie, ale on milczał. Czułem, że się boi. W głębi duszy też sie bałem, ale miałem siłę by walczyć, jeśli będzie trzeba. Podparłem się na łokciu i patrzyłem na niego cały czas. - Znowu się czymś martwisz? - zapytałem tym samym głosem chcąc go zachęcić do rozmowy. Westchnał po raz drugi.
- Dobrze wiesz czym się martwię, Bill. - pogładziłem go znów po twarzy, a on znów wtólił w moją rękę swój policzek.
- Wiem. - przyznałem. - Ale ja jestem zdania, że mamy szczęscie. - stwierdziłem dotknąwszy kciukiem jego dolnej wargi.
- Szczęscie? - powtórzył, a potem się uśmiechnął. - Może i tak.
- Na pewno tak. - poprawiłem go samemu się uśmiechając. Ale jego uśmiech szybko zniknął.
- To jest niewykonalne. Choćby nie wiem jakbyśmy tego chcieli. - teraz ja westchnąłem. Cały czas pochylałem sięnad nim gładząc jego policzek i patrząc mu w oczy.
- Ale nie damy rady od tego uciekać. Sam wiesz, mamy dowód. - stwierdziłem unosząc brew do góry. Zaśmiał się cicho.
- No tak, masz rację. - przyznał i jego uśmiech znów zgasł. - Ale jeśli będziemy tak postępować w końcu wpadniemy. - to była prawda. Położyłem się płasko na plecach obok niego. Myślałem nad tym już wcześniej, kiedy spotykaliśmy się u mnie w domu. Jednego razu mama omal nas nie przyłapała. Na szczęscie byliśmy już wtedy ogarnięci, tylko się tulilismy. Znów westchnąłem. Nie chciałem tego stracić, a rozwiązanie próblemu nie przychodziło.
- Bill? - teraz on podparł się na łokciu i zawisł lekko nade mną. Spojrzałem na niego. - Nie chce cię stracić. - wyszeptał.
- Ja ciebie też nie. - odpowiedziałem. Wsunął mi rękę pod głowę i lekko podniósł całując delikatnie w usta.
- Traktujesz mnie jak księżniczkę. - zaśmiałem się cicho pod nosem oblizując usta.
- Jesteś moją księżniczką.
- Chyba prędzej księciem. - sprostowałem i obaj wybuchnęliśmy śmiechem.
Leżeliśmy tak jeszcze z półgodziny a potem przypomniało mi się coś znaczącego.
- Tom, wstawaj, trzeba się ogarnąć. - powiedziałem gramoląc się na nogi. Spojrzał na mnie z niezrozumieniem. - Moi rodzice niedługo wrócą. - wyjaśniełem. Natychmiast zerwał się z podłogi i zaczął szybko ubierać. Zachichotałem. - Aż tak śpieszyć się nie musisz. - parksnął śmiechem i zwolnił nieco. Naprawdę wyglądał uroczo.
- Co mi się tak przyglądasz? - zapytał kiedy oboje byliśmy już ubrani i ogarnięci. Uśmiechnąłem się.
- Bo mi się podobasz. - znów się uśmiechnął, a ja zapragnąłem, żeby ten uśmiech już nie znikał. Podszedłem do niego i przytuliłem. - Chodź do kuchni, umieram z głodu. - stwierdziłem w pewnym momencie puszczając go i wychodząc z pokoju. Zawsze po namiętnym seksie chciało mi się jeść. Obaj pewnie opróżnimy całą lodówkę.
W kuchni zajrzałem kolejny do wszystkich szaf i lodówki. Zastanawiałem się własnie co bym przekąsił i na co miałby ochotę Tom, kiedy poczułem na sobie jego ręce. Zerknąłem na niego do tyłu.
- Na co masz ochotę? - zapytałem. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Na ciebie. - Boże...
- Nie ma mowy, jestem głody jak wilk, a poza tym za jakieś pół godziny moi rodzice pewnie będą już w domu. - zrobił smutną minkę i usiadł przy stole. - Nie rób takiej miny. Mogę ci dać buziaka. - teraz ja się wyszczerzyłem. Od razu na jego twarz wstąpił entuzjazm. Podszedłem do niego z uśmiechem numer 5 i pocałowałem go mocno. Chwyciłem jego twarz delikatnie w dłonie i przywarłem na długo do jego ust. Po dłuższej chwili oderwałem się i wróciłem do przeglądania lodówki.
- Nazywasz ich rodzicami? - usłyszałem za plecami jego sceptyczny ton. Sam też zrobiłem nieciekawą mine.
- No... - zacząłem. - Jakby nie było to jednak w pewnym sensie nimi są. A na pewno ojciec. - usłyszałem jego prychnięcie.
- Tak, moja stara też na pewno jest moją starą. Gorzej ze starym.
- Wiesz, Tommy... - zacząłem znowy. - Moja sytuacja jest chyba jednak nieco gorsza od twojej. - spojrzałem na niego. Miał lekko zdumioną mine.
- Niby czemu?
- Bo ty ze swoją rodziną zawsze się dobrze dogadywałeś. Moi rodzice też byli dobrzy, ale... nigdy nie umieli do mnie dotrzeć, a ja im tego nie ułatwiałem. - wytłumaczyłem.
- Nieważne jacy byli. Prawda wyszła na jaw i to ich kategorycznie dyskwalifikuje jako rodziców. Przynajmniej w moich oczach. - westchnąłem. Cały Tom.
- Mnie też nie jest łatwo. Ale staram się ich zrozumiec.
- A co tu jest do rozumienia? - znów na niego spojrzałem.
- Para ludzi nie może mieć dzieci...
- To też jestem w stanie zrozumiec, Bill, ale nigdy nie pogodzę się z faktem tego, co zrobili potem. Jak to wygląda, wedłóg ciebie? Bo ja tu widzę przebieranie w środkach, twoi starzy dostali dwóch chłopców do wyboru, ciekawe ile sie zastanawiali który będzie lepszy. - i na koniec wściekłe prychnięcie.
- Rozumiem cię, naprawdę. - powiedziałem spokojnie. - I... pewnie masz rację. Ale twoi rodzice cię kochają.
- To nie są moi rodzice. - warknął. W tym momencie do kuchni weszli moi rodzice. Jak zwał tak zwał.
- O... Tom, witaj, niespodzianka... - zaczęła moja matka.
- Dzień dobry. - powitał ich chłodno i wstał.
- Idź do mnie, zaraz przyjdę. - powiedział i znowu zanurkowałem w lodówie. Poszedł bez słowa z rękami w kieszeniach.
- Bill, synku... - to znowu matka. - Dogadaliście się?
- Tak. - odpowiedziałem krótko. Od tamtego czasu kiedy nam powiedzieli tak wygląda nasza kazda rozmowa.
- Tak sie cieszę...
- Kochanie. - wtrącił się ojciec. Rzekomy. Położył jej rękę na ramieniu. - Daj im spokój, muszą się teraz do wszystkiego przyzwyczaić.
- Ale... - postawiła się matka, ale to wiele nie dało.
- Idź do ogródka. - powiedział ojciec patrząc na nią znacząco. Poszła, z kwaśną miną.
- Dzięki. - bąknąłem. Poleciałem ze wszystkim szybko do siebie. Zabrałem ze sobą 3litrową colę, 4 paczki dużych chipsów i jeszcze pudło lodów. Rzuciłem to wszystko na swoje łózko. - Najpierw zajmiemy się lodami, bo się roztopią. - stwierdziłem i podałem mu łyche. Spałaszowalismy pudełko w ciągu pół godziny oglądając Piratów z Karaibów na DVD. Momentami śmialiśmy się jak para głupków. Cała reszta żarcia poszła równie szybko.
Do końca filmu leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku. Tom leżał płasko na plecach a ja wtulałem się w jego klatkę piersiową. Otaczał mnie przy tym czułym ramieniem i głaskał. Nagle coś mi przyszło do głowy.
- Tom?
- Hm? - odezwał się zaraz.
- Wrócisz do mnie? - zapytałem cichym szeptem. Spojrzał na mnie nie wiedząc o co chodzi.
- Co?
- No... bo ja zerwałem...
- Pleciesz głupoty. - przerwał mi. - Nigdzie nie odszedłem, więc nie musze wracać. - wyszczerzył się. Ja również i mocno się w niego wcisnąłem. Poczułem jak całuje czubek mojej głowy. Czułem, że będzie już tylko lepiej. Ale to przeczucie było złudne. Bo pod drzwiami, których jak głupi nie domknąłem, stał mój ojciec i wszystko widział.

1 komentarz:

  1. Hej... mam pytanie :D czy opowiadanie "brakujący element układanki" będzie kontynuowany? Bo bardzo mi się podoba i jestem ciekawa dalszych wydarzeń. Jak byś mogła to napisz mi na maila: andry_olona@wp.pl

    OdpowiedzUsuń