Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

04 września 2013

Brakujący Element Układanki. (12/?)

BILL.

Ranek przywitany w czyichś silnych gorących ramionach jest o wiele jaśniejszy i zapowiada bardziej szczęśliwy dzień.
To pomyślałem, otwierając jedno oko i spoglądając na usta Toma tuż nad moją głową. Leżeliśmy wtuleni w siebie jak małe dzieci, jeden ani śmiał wypuszczać drugiego. Uśmiechnąłem się nieco przyglądając się konturom jego różowych warg. Były jedyne w swoim rodzaju, chociaż przecież moje są takie same. Ale one też były moje. Tylko ja je teraz całowałem, dotykałem koniuszkiem palca, aby się z nimi podroczyć. Odpłacały mi sie czymś podobnym. Swoją słodyczą, miękkością i ciepłem. Na moją twarz wstąpił szerszy uśmiech. Podciągnąłem się ostrożnie, aby go nie zbudzić i zawisnąłem nad nim. Palcem wskazującym prawej ręki zacząłem delikatnie wodzić po jego twarzy omijając jego słodkie usta. Przeciągnąłem lekko po jego czole, policzku i nosie. Delikatnie dotknąłem jego powiek. Znów się uśmiechnąłem, kiedy zamruczał cicho przez sen. Dotknąłem w końcu palcem lekko jego dolnej wargi. Pod wpływem pieszczot lekko je rozchylił i poczułem na palcach jego ciepły oddech. To ciepło jakby rozlało się dalej na całe moje ciało. Miałem go blisko przy sobie, niczego więcej nie pragnąłem. Pochyliłem się ostrożnie wciąż uważając, żeby go nie obudzić i musnąłem swoimi ustami jego czoło. Popatrzyłem na niego.
- Kocham cię, Tommy. - wyszeptałem wciąż na niego patrząc. Usta wciąż miał lekko rozchylone, jakby mnie zapraszał. Pochyliłem się znowu i musnąłem jego wargi swoimi. Spojrzałem na nie i przywarłem do nich delikatnie. Było tak słodko i ciepło... Rozchyliłem jego wargi jeszcze swoim językiem i wślizgnąłem się nim do środka. Odnalazłem jego język i trąciłem go lekko. Zareagował niemal natychmiast. Drgnął i zaczął ocierać się powoli o mój języczek oddając mój pocałunek.
Całowaliśmy się nieśpiesznie, mieliśmy dużo czasu tylko dla siebie. Przyłożyłem delikatnie swoją dłoń do jego policzka. Poczułem w pewnym momencie jego dłoń na swoim biodrze i już po chwili leżałem pod nim oplatając go nogami. Zamruczałem, kiedy ścisnął mój pośladek. Jego bliskość była taka rozluźniająca, odprężyłem się prawie natychmiast przyjmując wszystkiego jego pieszczoty. Nie odrywał ode mnie swoich ust, to ze swoich rąk robił przyjemny użytek. Przeciągał dłońmi po moich bokach, od pach po same biodra wywołując tym przyjemne dreszcze, które przebiegały całe moje ciało. Nasze języki nieprzerywanie trwały wciąż w swoim tańcu, gładziłem go po karku i plecach chcąc mu się jakoś zrewanżować, ale każdy jego ruch doprowadzał do tego, że się rozpływałem. Mruczałem tylko w jego usta jak maleńki kotek.
Oplotłem go szczelniej nogami w biodrach przyciskając tym samym do siebie. W ten sposób nieświadomie doprowadziłem do czegoś jeszcze. Nasze ciała przywarły do siebie szczelnie, czułem go całego na sobie. Jego krocze ocierające się powoli o moje... Jęknąłem cicho. Gładziłem jego ramiona, ocierałem stopami o jego pośladki, wszystko to po to, aby nie odsuwał się ani na milimetr.
Tom nadal poruszał miarowo biodrami drażniąc stopniowo moją męskość. Nagle stanął mi przed oczami obraz tak podniecający, że pod ego wpływem wbiłem paznokcie w mięśnie jego pleców.
Wyobraźnia buzowała, widziałem siebie wijącego się pod moim ukochanym bratem, jęczącego słodko, widziałem siebie ssącego seksownie dwa swoje palce, na co Tommy reagował bardzo entuzjastycznie. Wchodził we mnie silnymi zdecydowanymi ruchami, cały, do samego końca. Każdy jego ruch wywoływał u mnie nową salwę dreszczy przebiegających po całym moim ciele. Znów zamruczałem, ale tym razem jak dzika lwica. Chciałem go poczuć.
Po chwili dotarło do mnie, że istotnie wiję się pod jego ciałem, a w moich bokserkach zrobił się już spory namiocik. Tom jednak jakby jeszcze pogrążony na pół we śnie drażnił mnie wciąż swoimi ruchami, a jego ręce bez przerwy błądziły po moim ciele, omijając jednak te najbardziej spragnione jego dotyku miejsce.
I znów stanął mi obraz przed oczami. Tak jak wcześniej, leżę posłusznie pod Tommym, i patrzę mu prosto w oczy z dziką żądzą. Tom oddychając głęboko również patrzył tak samo w moje oczy. Jego prawa ręka wędruje od moich ust na szyję, zatacza powolne kółka na sutkach, przejeżdża przez brzuch i znika w moich bokserkach. Zaczyna ugniatać delikatnie moje krocze, czuję jego ciepłą skórę na NIM. Znów jęczę i wiję się pod nim jęcząc słodko. Szeroko rozkładam nogi przed nim wyprężając biodra do niego. Wciąż mi mało, wciąż pragnę go więcej. Jego ręka przyspiesza wyraźnie, zaciska się na trzonku i zaczyna wykonywać rozkoszne ruchy. Najpierw powoli, potem co raz szybciej. Wyginam ciało w łuk jęcząc głośno...
Otworzyłem załzawione oczy. Mój penis sterczał już mocno w moich gaciach zarówno pod wpływem jego ruchów jak i moich fantazji. Drapałem go lekko po plecach przesuwając po nim rękoma. Przez cały czas nie oderwaliśmy od siebie ust, ani na moment. Odchyliłem głowę do góry wyprężając ku niemu szyję, natychmiast poczułem na niej jego usta i język sunący aż do płatka ucha.
- Pieprz mnie, Tommy... - wyszeptałem lekko zachrypnięty. W moim głosie dało się słyszeć tylko jedno; pożądanie, pragnąłem go, jak nikogo w życiu, chciałem, żeby mnie zerżną jak sukę. Tak jak teraz pod nim leżę. On jednak zareagował zupełnie inaczej niż się spodziewałem.
Drgnał lekko i podniósł się nieco, spoglądając na mnie. Był w szoku słysząc moje słowa. Ja natomiast patrzyłem na niego wciąż wyczekująco, aż to zrobi. Nie mogłem już na to dłużej czekać, czułem, że zaraz wybuchnę. Doprowadził mnie do takiego stanu.
- Billy... - szepnął, podnosząc się. - C-coo? - zapytał głupio. Prychnąłem zniecierpliwiony, wciąz się wiłem mimo woli, czułem, jakbym się palił od wewnątrz. I albo on ten ogień w tej chwili ugasi, albo... Albo po prostu go zgwałcę.
- Nie dociera? Bierz mnie! - zajęczałem lubieżnie. Rozstawiłem przed nim szeroko nogi, chciałem, żeby dobrze widział to co zaraz zrobię.
Uwolniłem ze swoich bokserek swojego kutaska i zacząłem się nim bawić. Trącałem główkę palcem, zataczałem na niej kółeczka, a on wywalał na mnie oczy. To znaczy bardziej na mojego chuja. Który był teraz pokaźnych rozmiarów i sterczał dumnie czekając aż jego ręka (lub coś innego) go ujarzmi. Kusiłem go wzrokiem kiedy spoglądał na moją twarz. Nie rozumiałem czemu ma taką minę. Jakby widział mnie po raz pierwszy w życiu. Zamruczałem znów, zaczynając sobie powoli walić. Przesuwałem palce po całym trzonku w te i z powrotem. Nie chciałem dojść od razu, chciałem, żeby to on, mój Tommy, mnie doprowadził. Zauważyłem z lekkim uśmiechem na twarzy, że w jego gaciach też już coś sterczy. Zacząłem trącać jego namiocik swoją stopom. Przesuwałem po nim delikatnie palcami stopy. Był twardy i sztywny. Gotowy do pracy. Na co ten idiota czeka! Jęknął cicho przymykając oczy. Znów się uśmiechnąłem. Ale przestałem się uśmiechać kiedy się całkiem odsunął. Patrzył na mnie jakimś dziwnym wzrokiem. Jakby z troską...
- No co jest? - zapytałem. Dało się wyczuć, że jestem zirytowany.
- Bill, co ci się stało? - zapytał. On chyba naprawdę się przestraszył. Podniosłem się do pozycji siedzącej nadal z penisem na wierzchu.
- Nic mi się nie stało, co miało mi się stać? - zapytałem zmysłowym głosem siadając na nim okrakiem i całując jego szyję i ramiona, w tym samym czasie troszcząc się dłonmi o jego sutki. Westchnał cicho, wyczułem, że bardzo mu się to wszystko podoba, ale dla czego był taki powściągliwy? Przecież w końcu zaoferowałem mu swoje wejście, nie wierzę, że tego nie chciał. teraz to ja zacząłem się ocierać o jego krocze. Z jego ust wyrwał się cichy stęk, ścisnął moje pośladki. Ale zaraz odsunął mnie stanowczo od siebie.
- Bill, nie. - powiedział patrząc na mnie.
- Co? - wydyszałem. Chyba się przesłyszałem...
- Skarbie, nie powinniśmy chyba... -  zaczął nie pewnie widząc moją minę.
- Co? - powtórzyłem znów. Patrzyłem na niego jak na debila. Jeszcze nie dawno na chama próbował władować mi się do wyra, a teraz co? No, może nie chciał wtedy się akurat bzykac, ale kto jak kto, byłem pewny, że on skorzysta z takiej okazji. Nie rozumiałem go.
- Billy, słońce moje najjaśniejsze - zaczął znów chowając moje przyrodzenie z powrotem w gatkach. - to chyba jeszcze nie czas...
- Nie chcesz mnie? - coś zakuło mnie mocno w sercu. Jeśli nie chciał tego ze mną zrobic, to powód mógł być tylko jeden. Nie chciał tego ze mną robić. Nie chciał MNIE.
Popatrzył na mnie nabierając powietrza.
- To nie tak, kochanie! - krzyknął kiedy zerwałem się z łóżka.
-A JAK?! - ryknąłem odwracając się do niego z powrotem. Stałem już w drzwiach, chciałem stamtąd wyjść. - Najpierw doprowadzasz mnie na skraj szaleństwa, a potem mówisz mi jakieś jebane 'NIE"?! - wróciłem z powrotem do pokoju trzaskając głośno drzwiami. Dziw, że nie wyleciały z futryny. - Najpierw ładujesz mi się w nocy na chama do wyra, a potem tak po prostu 'nie powinniśmy'?! - wrzeszczałem. Słyszeli mnie chyba wszyscy sąsiedzi. - Już wiem, po co ty tu przyjechałeś! Już wiem o co ci chodziło, ty pieprzony erotomanie! - zacząłem go popychać, wcześniej wstał chcąc do mnie podejść. Nie miałem już najmniejszej ochoty na jego bliskość. - Chciałeś mnie upokorzyć, zrobić sobie jaja z popieprzonego braciszka?! Po to były te wszystkie twoje zapewnienia, obietnice, złote góry i inne kłamstwa?! No to ci się udało, mój KOCHANY TOMMY! Udało ci się! Gratuluję, kurwa! A teraz zabieraj wszystkie swoje graty i wypierdalaj stąd gdziekolwiek, bylebym nie musiał cię oglądać do końca zycia! - poszedłem do jego pokoju i zacząłem wywalać jego rzeczy na podłogę. Musiałem się na czymś wyżyć, a po mimo wszystko nie chciałem jego uderzyć. - Zabieraj manele i wynocha! - zaczałem teraz zbierać jego wory, które nazywał ubraniami i rzucać nimi w niego. - Nie chce cię znać, ty kutafonie! Nienawidzę cię! - kiedy skończyły się jego ciuchy pod moją ręką, po prostu podbiegłem do niego z zamiarem zrobienia mu czegoś, już nie wytrzymałem. rzucanie w niego ciuchami nic nie pomogło. Nie wyżyłem się.
Nie zdążyłem nic zrobić, chwycił mnie za nadgarstki, moje ręce były tak chude, że obydwie z łatwością złapał w swoja jedną. Przycisnął mnie do siebie mocno prawie zgniatając na swoich piersiach. Wyrywałem się ile mogłem, ale nie miałem dość siły. Był ode mnie silniejszy, zawsze, odkąd pamiętam. Zmordowany wrzaskami i szarpaniną znieruchomiałem w końcu dysząc głośno. On zamknął mnie w swoich ramionach i zaczął szeptać mi do ucha.
- Gdyby miało być tak jak mówisz, zrobiłbym to już tej nocy. Nie obchodziłbym sie z tobą jak z jajkiem, Billy. - nawet nie drgnąłem słuchając tego co mówił. - Ale nie dotknąłem cię. Nie zrobiłem nic czego byś sobie nie życzył. Zalezy mi na tobie, zalezy mi na twoim szczęsciu. Kocham cię i nigdy, prosze cię, w to nie wątp. Nigdy. Jestem tu dla ciebie. I dla siebie tez, bo nie potrafię bez ciebie przeżyć nawet jednego dnia. Te sześć miesięcy to nie było życie, to była wegetacja. Ja nie potrafię żyć bez ciebie. Kocham cię jak brata i kocham cię jakoś mojego faceta. Jesteś mój, Billy. Za jeden twój uśmiech oddam cała fortunę. Nic się dla mnie liczy, ważne, że ty jesteś, wtedy wszystko jest dobrze. Niczego więcej nie potrzebuję. - przymknąlem oczy słuchając jego słów. Zrobiło mi się lżej na sercu, nie chciałem, żeby mnie puszczał. Mogliśmy tak trwac do samego końca świata i jeden dzień dłużej. Ale dlaczego do chuja on nie chce?
- Billy, kochanie... - zaczął znów tym samym szeptem wprost do mojego ucha. - Jeśli naprawdę tego chcesz, zrobimy to. Ale tylko i wyłącznie wtedy, jeśli naprawdę będziesz tego chciał. - przełknąłem ślinę. - Nie dawno wciąż non stop mi powtarzałeś, że dla ciebie jest jeszcze za wczesnie na to. Dobrze to sobie zapamietałem. Ale nawet nie zdajesz sobie sprawy ile mnie to kosztowało, żeby tego nie zrobić. - zamrugałem. Zacząłem się od niego powoli odsuwać. - Billy... - zaniepokoił się moim zachowaniem.
- Musze isć pod prysznic. - uśmiechnąłem się do niego szczerze. Pogładziłem go po policzku trzęsącą się jeszcze ręka. Wypuścił mnie choć niechętnie.
Stanąłem pod strumieniem zimnej wody. Napięcie powoli opadało razem z penisem. Wciąż czułem, że płonę. Zimna woda była naprawdę kojąca. Po chwili dotarło do mnie co sie stalo. Nie miałem pojęcia co we mnie wstąpiło. wtedy w łóżku i potem kiedy na niego wrzeszczałem. Przecież on jest dla mnie taki wspaniały. Zadrżałem na myśl o tym do czego mogło to doprowadzić. Gdybyśmy to zrobili... Cóż... Pewnie bym się nie obraził, ale... Sam już nie wiedziałem, czy byłem na to gotowy. Nie raz uprawiałem seks ale to co innego, zupełnie co innego. Tu chodzi o to, że to mój brat. Po za tym, ja go znam. Nie zniósłbym gdybym obudził sie rano a jego przy mnie nie było. Tak jak budza sie wszystkie te dziewczyny... A raczej budziły, należałoby użyć w obecnej sytuacji jednak czasu przeszłego. Ale własnie o to chodzi. Mam nadzieję, że on naprawdę kocha mnie tak bardzo jak mówi, i po wszystkim nie oddelegowałby mnie jak tamte wszystkie. Bo ja naprawdę go kochałem. To by mnie złamało. Nie potrafiłbym już z nim zyć w jakikolwiek sposób, nawet jak brat z bratem. Nie zaufałbym już nigdy. Musielibyśmy się wtedy rozstać definitywnie, raz na zawsze, i nawet gdyby potem wrócił... Nic by to nie zmieniło. Bo to co by zrobił byłoby dla mnie ostatecznym dowodem, że on nie ma najmniejszego pojęcia o miłości. Że nie potrafi kochać. Gdybym dał mu drugą szanse postąpiłby tak samo. On nie umie się ustabilizować. A przynajmniej do tej pory nie umiał. Bardzo wymowne jest to co powiedział na końcu. Że musiał się powstrzymywac, żeby tego nie zrobić... Bo nie był pewny czy może... Czy ja tego na pewno chcę. Jakże byłem mu teraz za to wdzięczny.
Z drugiej jednak strony chciałbym tego bardzo. Chciałbym, żeby te wizje które nawiedziły mój mózg stały sie rzeczywistością. Chciałbym, żeby mnie posuwał, mocno, jak sukę, i żeby jego reka mnie pieściła. Ale wciąz nie jestem go do końca pewny. Kocham go to jest pewne. Zrobiłbym dla niego wszystko, oddałbym mu się. Ale co by było wtedy, gdy już będzie po wszystkim? Tego się boję. Że będzie jak zawsze.
Wyszedłem spod prysznica i owinięty w sam ręcznik na biodrach wyszedłem do pokoju. On wciąz tam siedział, nie ruszył sie nawet na krok. Usmiechnąłem się. Podszedłem do niego siadając obok na łóżku.
- Przepraszam. - szepnąłem chwytając jego dłoń w swoje. - Nie wiem co mnie dzisiaj opętało. - usmiechnął się róniez słysząc moje słowa.
- Nie przejmuj się niczym, mój słodki. - przeczesał delikatnie palcami moje mokre włosy. - Przyjdzie czas, będziemy sie bzykać. To zalezy od ciebie, Billy. Masz tyle czasu ile tylko chcesz. Ja będe cierpliwie czekał. Najwyżej od czasu do czasu zwalę sobie gdzieś w krzakach jak już nie będe mógł wytrzymac. - oboje się zaśmialismy.
- Tommy... - zacząłem przyglądając się naszym splecionym dłonią. - Ja chce to zrobić. Ale boję się. - przyznałem. Spojrzałem na niego. Patrzył na mnie w zamyśleniu. Przyciagnął mnie do siebie tak blisko jak tylko to było możliwe.
- Czego sie boisz? - zapytał cichym łagodnym głosem. Westchnąłem. - Powiedz mi wszystko. - poprosił gładząc mnie po głowie.
- Że będzie tak jak z tymi wszystkimi twoimi laskami na jedną noc. - powiedziałem nie patrząc już na niego. Nie czekając na nic po prostu mnie do siebie przytulił.
- Byłem świadomy, że o to własnie chodzi. Od samego początku. Chciałem tylko, żebyś to ty mi o tym powiedział. A teraz ja moge powiedziec tobie. Że nigdy nie postąpię z toba tak samo jak z tamtymi laskami. Kocham cię, skarbie. To chyba cos znaczy. - powiedział patrząc na mnie.
- Każdej mówiłes 'kocham', żeby z toba poszła... - zacząłem spokojnie.
- Tak, to prawda. - przyznał. - Ale tobie mówię to szczerze. Nie próbuje cie wyrwac. Chcę dla ciebie być kimś więcej niż tylko bratem. Chcę być z toba, Billy. Zawsze, nie tylko jednej nocy.
Cały czas na niego patrzyłem. Zarzuciłem mu ręce na szyję i mocno się w niego wtuliłem.
- Będziemy próbowac stopniowo. - zakomunikowałem mu po chwili. Spojrzał na mnie nie wiedząc o co mi chodzi. - No... Zaczniemy np, od tzw rękoczynów. - uniosłem brew do góry. Usmiechnął się.
- Jak sobie życzysz. - powiedział przytulając się do mnie. Po chwili poczułem jak jego reka wsuwa sie pod mój ręcznik.
- Ale bynajmniej jeszcze nie teraz! - zakomunikowałem mu. Spojrzał lekko zaskoczony. - Zaczniemy wieczorem, tygrysie. - dokończyłem całując go w usta z usmiechem. Podszedłem do szafy wyciągając jakieś ciuchy dla siebie. Podszedł do mnie i objął mnie w pasie od tyłu tuląc mnie delikatnie. Znów się uśmiechnąłem.
- Ale tego syfu który mi narobiles w pokoju, ja sprzątał nie będę. - powiedział szczerząc sie do mnie w lustrze. Jasne. Szturchnąłem go lekko w bok. Przecież i tak wiadomo, że posprzątamy to razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz