Rozdział 3.
BILL.
Jest co raz gorzej. Już nie mam siły. Czuję, że się pogrążam. Nie
czuję już kompletnie nic. Oprócz jednego. Cierpienia. Miałem intensywnie
sobie kogoś szukać, a tymczasem skończyłem za zamkniętymi drzwiami
swojego pokoju. A Tom jakby się wsciekł. A może to i prawda. Wciąz się
do mnie dobija. Wciąz próbuje rozmawiać. ‚Powiedz mi, powiedz mi.’ Ale
co ja mam mu powiedzieć. Na prawdę, chciałbym z nim znów normalnie móc
porozmawiać. Ale to wszystko przez niego. Przez niego ta cała sytuacja.
To wszystko przez to, że mnie w sobie rozkochał. I nawet o tym nie wie.
Myśli, że KTOŚ mi coś zrobił i nawet sie nie domyśla, że to on jest
winowajcą. A przynajmniej tak mi się wydawało, do wczorajszego wieczora,
kiedy wrócił ze studia, do którego ja miałem pojechać, ale zlałem to.
Kompletnie na niczym mi już nie zależy. W dupie to mam. Tak więc Tom sie
tym zajął. I wrócił. Od drzwi się rozdarł.
- Bill! – pewnie myślał, że wybyłem. – Wróciłem, braciszku! –
nienawidze tego słowa. Gdyby nie to, że jestesmy braćmi, on byłby mój.
Po chwili drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Specjalnie się tu
zaszywam żeby nie musieć spędzać z nim zbyt wiele czasu, a on pcha sie
tu na chama po kilka razy dziennie! Czy nie wyraźnie widać, że nie mam
zamiaru z nikim rozmawiać?? Również z NIM? No tak… Mogę to zrozumiec, że
ma o to do mnie pewien żal. Zawsze mu wszystko mówiłem. Ze wszystkiego
mu się zwierzałem, dosłownie. A teraz zaległa cisza. Ale to nie moja
wina. To on to zepsuł. Gdyby nie był taki seksowny… Gdyby, kurwa, nie
był moim BRATEM!! Chciałbym mu to wszystko powiedzieć, ale, kuźwa, jak?!
Jak powiedziec bratu, że się go kocha? Inaczej niż normalnie… Że mnie
pociąga? Że śnię o nim? Że pragnę go dotykać, przytulać się do niego?
Gdybym mu o tym wszystkim powiedział jak na przysłowiowej spowiedzi, w
trybie natychmiastowym wysłałby mnie do wariatkowa. Ech… i co ja mam
zrobić? Mam ochote się zaćpać.
Znów usłyszałem swoje imię.
- Bill… – podszedł do mnie i usiadł obok mnie na łóżku. Wnętrzności
natychmiast skręciły mi się w jeden wielki supeł. gdybym mógł, wtopił
bym się w scianę… – Bill, spójrzże na mnie w końcu. – poprosił. Nie
chciałem na niego patrzeć. Wiem, że się martwi. nie jest mi z tym
wszystkim dobrze. Ale co ja mogę. Zerknąłem tylko na niego.
- Czy to ja zrobiłem coś nie tak? – zapytał. Trafiłes w dziesiątkę,
ukochany, pomyślałem. To właśnie przez ciebie. To przez ciebie się
kaleczę wieczorami w łazience, a ty o tym nie wiesz… Usłyszałem jak
westchnął. chwycił mnie delikatnie za ramię, poczułem motyle w brzuchu
gdy oparł o nie glowe. Przełknąłem ślinę i wbiłem wzrok w przeciwległą
ścianę. Niech on już stąd idzie, błagam! Idź sobie! Won! Wynocha! Nie!!!
Nie wychodź, proszę! Zostań ze mną…
- Bill… Porozmawiaj ze mną. – powiedział cicho. Nadal sie nie
odzywałem tepo wpatrując w ścianę. Co miałem mu powiedzieć? O czym
mielismy rozmawiać? On się o tym nie może dowiedziec, stracę go. – Bill,
prosze, ja zaraz zwariuję! – jęknął. Chyba bezwiednie mocniej ścisnął
moje ramię. A wcale nie byłem za gruby więc dobrze to poczułem.
- Nie o czym rozmawiać. – wyrzuciłem w końcu z siebie. Tak bardzo
pragnąłem, żeby mnie przytulił… Ale nie mogłem dać po sobie niczego
poznać. Chwila ciszy niczym nie przerywana.
- Bill, nie odpowiedziałes na moje pytanie. – stwierdził. Czy on
każde zdanie musi zaczynać od mojego imienia? czy mu si je wypowiadać
tak… czule? To mnie przyprawia o palpitacje serca! Spojrzałem na niego,
otworzyłem usta. nie wiedziałem co mam mu powiedzieć, kompletnie. miałem
wielką ochote go pocałować. Powiedzieć jak go kocham. Zamknąc w swoich
ramionach, nie wypuszczać już go i opiekowac się nim cały czas.
- Nie. To nie przez ciebie. Nie zrobiles mi nic złego. –
powiedziałem, bezbarwnym glosem jak mi się wydawało. Ale nie umiałem się
już powstrzymać i nieco ciszej dodałem… – Kocham cię. – na tym się
skończyło…
Dzisiaj jest tak samo. taki sam ból. Taka sama tęsknota. Tak samo
wyglądają wszystkie cztery ściany. Coś dusi mnie w gardle. już dłużej
nie mogę. Pragne go. Nic nie mogę na to poradzić. Nikt nie jest w stanie
mi go zastąpić, choćby nie wiem jak wyglądał. Wbiłem ślepo oczy w
drzwi. chciałem żeby tu był, ze mną, Tylko ze mną i tylko dla mnie. I
tak ostatnio jest w istocie. Przestał wychodzić na zabawy. Nie umawia
sie z laskami. Całymi dniami siedzi ze mną w domu. pod każdym pretekstem
włazi do mojego pokoju. A to czy herbatki, a to czy nie głodny, a to
czy spacerek, a to czy do sklepu na zakupy, może mi jeszcze zaproponuje,
że podetrze mi dupe w klopie. Wystarczyłby gdyby po prostu podszedł i
przytulił mocno. pozwolił mi się do niego zbliżyć choćby na jedną
minutę. Tak bardzo za nim tęsknię. Ale nie umiem zbliżyć się do niego
sam. A może właśnie to wypadałoby zrobić… Przytulić się samemu.
Jakimś cudem, po prostu wstałem z łóżka. Wyszedłem na korytarz i
zszedlem schodami na dół do kuchni. Siedział zamyślony nad kubkiem
zimnej już pewnie kawy. Podszedłem do lady i zrobiłem sobie gorącą
herbatę. Oparłem sie o szafki i zaczałem pić bez zapału gapiąc się w
podłogę. nie wiedziałem co mam zrobić. chciałem żeby mnie przytulił.
- Bill? – odezwał się po chwili. – Kochasz mnie? – co to za pytanie w ogóle… Oczywiście, że cię kocham! Nad życie!
- Tak. – mruknąłem nadal gapiąc się w podłoge.
- Co ‚Tak”? – powiedział łagodnie podchodząc do mnie. Pogładził mnie
po włosach. A ja poczułem że w moich oczach zbierają się łzy. Albo mnie
zaraz przytuli albo stąd wybiegnę!
- Tak, kocham cię. – powtórzyłem, starając się żeby mój głos nie
zadrżał. i udało mi się. Ale łzy wciąz się zbierały. Zauważył to…
- Bill! Co się stało, powiedz mi, proszę! – zaczał mnie po prostu
błagać, a ja już nie mogłem tak dłużej. Rozpłakałem się, a on wtulił
mnie w swoje ciało. Nareszcie! tak długo czekałem. Wczepiłem się w niego
jak najmocniej mogłem. Nie wyobrażałem sobie, żeby go teraz puszczać.
- Kocham cię… – szepnąłem, chcąc powiedzieć mu o swych uczuciach. Ale
on i tak uzna to za kolejne wyznanie braterskiej miłości. Załkałem znów
i poczułem, że… on też placze. tłumił szloch, ale mnie nie oszukał.
Płakał razem ze mną.
Och Tommy… beze mnie byłoby ci o wiele lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz