Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

15 sierpnia 2013

Brakujący Element Układanki. (3/?)

Rozdział 3.
BILL.
Jest co raz gorzej. Już nie mam siły. Czuję, że się pogrążam. Nie czuję już kompletnie nic. Oprócz jednego. Cierpienia. Miałem intensywnie sobie kogoś szukać, a tymczasem skończyłem za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju. A Tom jakby się wsciekł. A może to i prawda. Wciąz się do mnie dobija. Wciąz próbuje rozmawiać. ‚Powiedz mi, powiedz mi.’ Ale co ja mam mu powiedzieć. Na prawdę, chciałbym z nim znów normalnie móc porozmawiać. Ale to wszystko przez niego. Przez niego ta cała sytuacja. To wszystko przez to, że mnie w sobie rozkochał. I nawet o tym nie wie. Myśli, że KTOŚ mi coś zrobił i nawet sie nie domyśla, że to on jest winowajcą. A przynajmniej tak mi się wydawało, do wczorajszego wieczora, kiedy wrócił ze studia, do którego ja miałem pojechać, ale zlałem to. Kompletnie na niczym mi już nie zależy. W dupie to mam. Tak więc Tom sie tym zajął. I wrócił. Od drzwi się rozdarł.
- Bill! – pewnie myślał, że wybyłem. – Wróciłem, braciszku! – nienawidze tego słowa. Gdyby nie to, że jestesmy braćmi, on byłby mój.
Po chwili drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Specjalnie się tu zaszywam żeby nie musieć spędzać z nim zbyt wiele czasu, a on pcha sie tu na chama po kilka razy dziennie! Czy nie wyraźnie widać, że nie mam zamiaru z nikim rozmawiać?? Również z NIM? No tak… Mogę to zrozumiec, że ma o to do mnie pewien żal. Zawsze mu wszystko mówiłem. Ze wszystkiego mu się zwierzałem, dosłownie. A teraz zaległa cisza. Ale to nie moja wina. To on to zepsuł. Gdyby nie był taki seksowny… Gdyby, kurwa, nie był moim BRATEM!! Chciałbym mu to wszystko powiedzieć, ale, kuźwa, jak?! Jak powiedziec bratu, że się go kocha? Inaczej niż normalnie… Że mnie pociąga? Że śnię o nim? Że pragnę go dotykać, przytulać się do niego? Gdybym mu o tym wszystkim powiedział jak na przysłowiowej spowiedzi, w trybie natychmiastowym wysłałby mnie do wariatkowa. Ech… i co ja mam zrobić? Mam ochote się zaćpać.
Znów usłyszałem swoje imię.
- Bill… – podszedł do mnie i usiadł obok mnie na łóżku. Wnętrzności natychmiast skręciły mi się w jeden wielki supeł. gdybym mógł, wtopił bym się w scianę… – Bill, spójrzże na mnie w końcu. – poprosił. Nie chciałem na niego patrzeć. Wiem, że się martwi. nie jest mi z tym wszystkim dobrze. Ale co ja mogę. Zerknąłem tylko na niego.
- Czy to ja zrobiłem coś nie tak? – zapytał. Trafiłes w dziesiątkę, ukochany, pomyślałem. To właśnie przez ciebie. To przez ciebie się kaleczę wieczorami w łazience, a ty o tym nie wiesz… Usłyszałem jak westchnął. chwycił mnie delikatnie za ramię, poczułem motyle w brzuchu gdy oparł o nie glowe. Przełknąłem ślinę i wbiłem wzrok w przeciwległą ścianę. Niech on już stąd idzie, błagam! Idź sobie! Won! Wynocha! Nie!!! Nie wychodź, proszę! Zostań ze mną…
- Bill… Porozmawiaj ze mną. – powiedział cicho. Nadal sie nie odzywałem tepo wpatrując w ścianę. Co miałem mu powiedzieć? O czym mielismy rozmawiać? On się o tym nie może dowiedziec, stracę go. – Bill, prosze, ja zaraz zwariuję! – jęknął. Chyba bezwiednie mocniej ścisnął moje ramię. A wcale nie byłem za gruby więc dobrze to poczułem.
- Nie o czym rozmawiać. – wyrzuciłem w końcu z siebie. Tak bardzo pragnąłem, żeby mnie przytulił… Ale nie mogłem dać po sobie niczego poznać. Chwila ciszy niczym nie przerywana.
- Bill, nie odpowiedziałes na moje pytanie. – stwierdził. Czy on każde zdanie musi zaczynać od mojego imienia? czy mu si je wypowiadać tak… czule? To mnie przyprawia o palpitacje serca! Spojrzałem na niego, otworzyłem usta. nie wiedziałem co mam mu powiedzieć, kompletnie. miałem wielką ochote go pocałować. Powiedzieć jak go kocham. Zamknąc w swoich ramionach, nie wypuszczać już go i opiekowac się nim cały czas.
- Nie. To nie przez ciebie. Nie zrobiles mi nic złego. – powiedziałem, bezbarwnym glosem jak mi się wydawało. Ale nie umiałem się już powstrzymać i nieco ciszej dodałem… – Kocham cię. – na tym się skończyło…
Dzisiaj jest tak samo. taki sam ból. Taka sama tęsknota. Tak samo wyglądają wszystkie cztery ściany. Coś dusi mnie w gardle. już dłużej nie mogę. Pragne go. Nic nie mogę na to poradzić. Nikt nie jest w stanie mi go zastąpić, choćby nie wiem jak wyglądał. Wbiłem ślepo oczy w drzwi. chciałem żeby tu był, ze mną, Tylko ze mną i tylko dla mnie. I tak ostatnio jest w istocie. Przestał wychodzić na zabawy. Nie umawia sie z laskami. Całymi dniami siedzi ze mną w domu. pod każdym pretekstem włazi do mojego pokoju. A to czy herbatki, a to czy nie głodny, a to czy spacerek, a to czy do sklepu na zakupy, może mi jeszcze zaproponuje, że podetrze mi dupe w klopie. Wystarczyłby gdyby po prostu podszedł i przytulił mocno. pozwolił mi się do niego zbliżyć choćby na jedną minutę. Tak bardzo za nim tęsknię. Ale nie umiem zbliżyć się do niego sam. A może właśnie to wypadałoby zrobić… Przytulić się samemu.
Jakimś cudem, po prostu wstałem z łóżka. Wyszedłem na korytarz i zszedlem schodami na dół do kuchni. Siedział zamyślony nad kubkiem zimnej już pewnie kawy. Podszedłem do lady i zrobiłem sobie gorącą herbatę. Oparłem sie o szafki i zaczałem pić bez zapału gapiąc się w podłogę. nie wiedziałem co mam zrobić. chciałem żeby mnie przytulił.
- Bill? – odezwał się po chwili. – Kochasz mnie? – co to za pytanie w ogóle… Oczywiście, że cię kocham! Nad życie!
- Tak. – mruknąłem nadal gapiąc się w podłoge.
- Co ‚Tak”? – powiedział łagodnie podchodząc do mnie. Pogładził mnie po włosach. A ja poczułem że w moich oczach zbierają się łzy. Albo mnie zaraz przytuli albo stąd wybiegnę!
- Tak, kocham cię. – powtórzyłem, starając się żeby mój głos nie zadrżał. i udało mi się. Ale łzy wciąz się zbierały. Zauważył to…
- Bill! Co się stało, powiedz mi, proszę! – zaczał mnie po prostu błagać, a ja już nie mogłem tak dłużej. Rozpłakałem się, a on wtulił mnie w swoje ciało. Nareszcie! tak długo czekałem. Wczepiłem się w niego jak najmocniej mogłem. Nie wyobrażałem sobie, żeby go teraz puszczać.
- Kocham cię… – szepnąłem, chcąc powiedzieć mu o swych uczuciach. Ale on i tak uzna to za kolejne wyznanie braterskiej miłości. Załkałem znów i poczułem, że… on też placze. tłumił szloch, ale mnie nie oszukał. Płakał razem ze mną.
Och Tommy… beze mnie byłoby ci o wiele lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz