Tom
Kolejne dni w szkole były czymś czego nie życzę nikomu.
Czułem się tak jakbym popełnił jakąś zbrodnię. Sam właśnie tak uważałem, ale
nie dla tego, że z boku mogłoby to wyglądać jak gwałt na tym chłopaku, ale dla
tego, że ja przecież nie jestem żadnym pedałem! Jak to się mogło stać, że z
taką lubością mu zwaliłem? Bez mrugnięcia okiem. Po prostu zabrałem się za jego
przyrodzenie doprowadzając go na sam szczyt. Jakbym normalnie stracił rozum!
Gdyby ktoś się o tym dowiedział chyba bym umarł. Ze wstydu. Jak już za pewne
mówiłem, nie mam absolutnie nic do gejów czy lesbijek, ale sam do nich nie
należę. W życiu! Nigdy w życiu nie nazwę siebie gejem. Ale fakt pozostaje
faktem, że jak mamę kocham, ten gość działa na mnie jak jakieś prochy.
Kompletnie tracę przy nim jakikolwiek zdrowy rozsądek. Co przykładem było
właśnie tamto… zdarzenie, że tak to nazwę.
Kompletnie nie mam pojęcia jak się do tego odnieść. Bill sam
w sobie nie wykazuje niczego szczególnego w związku z tamtą przygodą. Zachowuje
się tak jak zawsze, cichy, gapi się na lekcjach bez przerwy w ścianę, a na mnie
nie zwraca najmniejszej uwagi po prostu. Zaczyna mnie to powoli wkurzać. Może
on to robi specjalnie? Ale co on chce tym osiągnąć? Przecież nic nas nie łączy.
Sam powiedział, że do niczego mnie to nie zobowiązuje. Owszem, powiedziałem, że
chciałbym się z nim zaprzyjaźnić. Ale skoro on tak mnie traktuje to ja nie będę
się nie będę przesadnie wysilał. Nie to nie. A u mnie ‘nie’ zawsze znaczy
‘nie’. Nie będę się przed nikim płaszczył.
Tak postanowiłem sam udawać, że go nie ma. Chyba jednak nie
bardzo się tym przejął. Jakby w ogóle nie zauważył tego, że przestałem go
zagadywać, szczypać po kryjomu na lekcjach pod ławką, i pisac do niego te
wszystkie durne karteczki. Przestało mi zależeć. Niech robi co chce.
Tydzień później nasza wychowawczyni powiedziała nam, że jest
organizowana wycieczka klasowa. Oczywiście zgłosili się wszyscy chętni. O dziwo
nawet Bill. Widac, jednak nie jest aż tak aspołeczny. Ale co mnie to obchodzi?
Przecież powiedziałem, że już mi nie zależy. Wycieczka nie kosztowała sporo,
ale jednak 150. Większość nie miala większych problemów z zapłatą. Kilku
osobom, które nie mogły sobie pozwolić na taki jednorazowy wydatek nasza pani
poszła na ustępstwo i zgodziła się zapłacić część teraz, a resztę po powrocie.
Była naprawdę spoko. Tak więc pojechaliśmy.
Cały wyjazd miał trwac trzy dni, podczas którego mieliśmy
zwiedzać jakies podobno ciekawe muzeum. Potem restauracja i obiad, a na końcu,
w ostatni dzień mieliśmy czas tylko dla siebie i mogliśmy chodzic gdzie
chcieliśmy. Wyjeżdżaliśmy do Lipska. Na pewno będzie super, pomyślałem z
uśmiechem. Ale kiedy już tam zajechaliśmy tego umówionego dnia zdałem sobie
sprawę, że nie będzie tak różowo. Pojąłem to w momencie, kiedy spostrzegłem
pewnego gościa, który patrzył na Billa, kiedy weszliśmy do tego muzeum sztuki.
Patrzył na niego wzrokiem, który na pewno mi się nie podobał.
Bill
Wycieczka wydawała mi się niezłym pomysłem. Miałem już dość
tej wsi, wciąż tych samym widoków. Dlatego się zgłosiłem. Rzadko wyjeżdżałem ze
wszystkimi a tak prawdę to nigdy. Teraz jednak uznałem, że fajnie by było coś
pozwiedzać. Nawet to nudne muzeum sztuki. Musieliśmy stawić się na boisku
szkoły za dziesięć siódma. Wtedy podjechał po nas autokar. Wsiedliśmy i każdy
znalazł sobie swoje miejsce. Ja sam nie oglądając się na nikogo zająłem od razu
pierwsze miejsce po lewej. Usiadłem pod oknem i od razu wlepiłem w nie oczy.
Nie obchodziło mnie czy ktoś się do mnie dosiądzie. Jeśli tak nie ma sprawy, jeśli
nie to nawet lepiej. Nie miałem ochoty wysłuchiwać głupich gadek jakiejś laski.
Nie raz tak było, że ktoś się dosiadał, a potem zanudzał swoim monologiem. Aż
nie zauważył w końcu, że w ogóle go nie słucham. Wtedy najczęściej koleżanka
się obrażała i przesiadała do kogoś innego. A ja byłem jej za to bardzo
wdzięczny. Nie ma to jak samotność. Przynajmniej czujesz się wtedy bezpieczny.
Na miejsce zajechaliśmy godzinę później. Kiedy wyskoczyłem
na ulicę zobaczyłem piekny budynek w którym mieściło się muzeum, które mieliśmy
zwiedzać przez dwa dni. Dzisiaj nie zdążylibyśmy oblecieć go całego. Pewnie i
tak nie zdążymy, ale jednak coś tam zobaczymy. Jakiegoś Matejko albo da Vinci. Albo
innego di Caprio.
Przechadzaliśmy się po korytarzach w małych grupkach. Ja
szybko odłączyłem się od swojej i poszedłem swoją drogą. Lubiłem sam podziwiać
takie rzeczy. Nie potrzebowałem głupich pisków głupich lasek. Własnie patrzyłem
z bliska na namalowany obraz. Zachwycił mnie, w życiu nie namalowałbym czegoś
takiego. Piękna kobieta siedząca na czymś w rodzaju tronu. W pięknej sukni w
blond włosach. Ale pociągnięcia pędzla nie były takie zwykłe. Obraz składał się
jak gdyby z takich ciapek. Domyślałem się, że na ten obraz poszło bardzo dużo
farby.
Nagle usłyszałem kroki za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem
kogos zupełnie obcego. Podszedł do mnie z uśmiechem wymalowanym na twarzy i
spojrzał na obraz.
- Spodobał ci się? – zapytał. Miał całkiem miły głos.
Wyglądał na jakieś 35 – 40 lat. Ubrany w garnitur, na pewno podoba się
kobietom. Nie był jednak w moim typie. Do tego był grubo starszy.
- Tak, bardzo. – odpowiedziałem. Nie wdawałem się w żadną
dyskusję. Po prostu stwierdziłem fakt.
- Nie znam się na tych wszystkim impresjonizmach, ale to
bezspornie najpiękniejszy obraz w całym muzeum. Chociaż malarstwo nie ma nic
wspólnego z tym czym na co dzień się zajmuję to również lubię tu przychodzić i
podziwiać te wszystkie dzieła. – nic na to nie odpowiedziałem. Stosowałem
własnie ta samą taktykę która stosowałem wobec wszystkich. Udawałem, że go
słucham ale tak naprawdę w ogóle nie wiedziałem o czym on do mnie mówi. –
Nazywam się David Jost, jestem menadżerem muzycznym. – to jednak do mnie
dotarło. Zerknąłem na niego. – Nie dawno zakończyłem długoletnią współpracę z
bardzo znanym zespołem. Obecnie szukam nowych młodych talentów. – popatrzeliśmy
na siebie.
- Naprawdę? – zapytałem patrząc teraz na niego z
nieukrywanym zainteresowaniem. Jeśli tak to może… uda mi się…
- Widze, że cię co najmniej zainteresowałem. – uśmiechnął
się do mnie. – Masz jakieś zamiłowania?
- Ja… to znaczy… tak mi się wydaje, że… - zaczałem się
jąkac. Facet popatrzył na mnie i znów się uśmiechnął.
- Grasz na czymś?
- N-nie… - uniósł jedną brew. – Ale ludzie mi mówią, że
u-umiem dobrze śpiewać. – wydukałem znowu. Uśmiechnął się szerzej. Wygrzebał
cos z kieszeni marynarki i podał mi to.
- Proszę, moja wizytówka. W obecnej chwili zatrzymałem się
tutaj w Lipsku, skontaktuj się ze mną. Tutaj masz namiary, telefon, mail i wszystko
inne. Jeśli się zdecydujesz możemy spotkac się ponownie i porozmawiac bardziej
powaznie na ten temat. Mógłbym zorganizowac ci przesłuchanie i wtedy moglibyśmy
nad czymś myślec. – wywaliłem na niego oczy.
- J-jasne, na pewno zadzwonię… Albo napiszę, na pewno! –
zacząłem go gorączkowo zapewniac. Pan Bóg mnie chyba lubi…
Tom
Ten gościu mi się nie podoba. Szczerzył do niego zęby tak,
że mogłem je wszystkie policzyć stojąc schowany za zakrętem. Dawid Jost… Nie
słyszałem o nim. Szkoda, że nie mogłem dosłyszeć o czym rozmawiają. Ale Bill
wydawał się być tym bardzo zaaferowany. Z początku traktował go z góry tak jak
każdego a potem przebierał nogami w miejscu z podniecenia. Tylko czym on się
tak podniecił? Postanowiłem się tego dowiedzieć.
Facet już miał odchodzić kiedy wyskoczyłem zza zakrętu.
- Co się tu dzieje? – zaatakowałem od razu. Nawet nie
wiedziałem dlaczego, przeciez oni tylko rozmawiali. Albo AŻ. Żaden fagas nie ma
prawa zbliżać się do MOJEGO Billa. Czyżbym był zazdrosny…?
Bill i facet spojrzeli od razu na mnie. zobaczyłem, że Billy
trzyma coś w rękach.
- Dzień dobry. – powiedział facet unosząc brwi do góry.
Zerknąłem tylko na niego i wyrwałem Willowi karteczkę z ręki. Menadżer
muzyczny??? Moje oczy zrobiły się wielkie jak cebule. Chwilę potem Bill zabrał
mi wizytówkę.
- Masz bardzo zwinne te rączki. – usłyszałem znowu faceta.
- Gram na gitarze, muszą być zwinne. – odparowałem.
- Oo, naprawdę? No to mam już dwóch kandydatów! – klasnął
cicho w dłonie.
- Do czego? – zapytałem nie wiedząc o co chodzi.
- Twój kolega, jak mniemam, mówi, że umie śpiewać. Ty grasz
na gitarze… A tak się składa że poszukuję nowych talentów. – spojrzałem na
Billa. Patrzył na mnie uważnie. Chyba nie myśli, że będziemy o to rywalizować?
- Dziękuję, ale nie pisze się na to. – powiedziałem, a oni
oboje wywalili na to oczy.
- Dlaczego? – zapytali oboje. Popatrzyłem na nich jak na
głupków.
- Bo nie. Gram dla własnej przyjemnośći, nie po to żeby
wciskać z tego wątłą kasę. – tak naprawdę to aż korciło mnie, żeby na to iść. Zawsze
marzyłem żeby być członkiem jakiegoś znanego zespołu rockowego. Ale wiedziałem
że Billemu naprawdę bardzo zalezy na tym, żeby coś mu z tego wyszło. Jeśli
okazałbym się od niego lepszy… Nie chciałem, żeby znów poczuł się rozczarowany
przez życie.
Pożegnaliśmy się z facetem i ruszyliśmy dalej.
- Dlaczego nie chcesz wziąć w tym udziału? – usłyszałem
cichy głos Billa po kilku minutach. Spojrzałem na niego.
- A dlaczego ty chcesz wziąć w tym udział? – odbiłem
piłeczkę. Zająknął się a potem powiedział
- Bo mi zależy. – wyzywający ton głosu. Uśmiechnąłem się.
- No to już wiesz, dlaczego ja nie chcę wziąć w tym udziału.
– powiedziałem wciskając ręce w kieszenie. Przystanął na chwilę z
niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
- Nie chcesz na to iść, bo mnie zależy? – dogonił mnie po
chwili.
- Mniej więcej. – odpowiedziałem zerkając na niego.
Prychnał.
- O co ci chodzi, Tom? Nie musisz być taki wspaniałomyślny.
Jeśli ty wygrasz nie popłacze się. – zaczał znowu.
- Może nie. – znów odpowiedziałem. – Ale chciałbym po prostu
widziec cię szczęsliwego. Nie non stop ze smutną mina i pustym wzrokiem. –
wyparowałem mu i poszedłem sobie dalej, gdy on znów zatrzymał się wół kroku.
Kocham , kocham , kocham i jeszcze raz kocham Twoje opowiadania ! kurcze , niech się Tom wkońcu przyzna sam przed sobą , że kręcą go faceci , a raczej TEN jeden i niech się nie zapiera ! kurde .. BIll na pewno przekona Toma co do tego menedżera i będzie wszystko git ! ah kurcze nie mogę się doczekać nn ! :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :) :*