Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

24 kwietnia 2014

Jak Yink i Yank 7

Bill

Obudziłem się, było już jasno. Chociaż kotary w oknach były jeszcze zasłonięte to w pokoju było dość widno. Spróbowałem się jakoś przekręcić, gdyż obecna pozycja nieco mi przeszkadzała, zdrętwiałem. Ale poczułem, że coś, a raczek KTOŚ mi to uniemożliwia. Popatrzyłem i zobaczyłem tuż przed swoim nosem twarz Toma, który wciąż spokojnie spał. Oj, to jest twój ostatni spokojny sen, pomyślałem patrząc na niego. Ale mimo wszystko nie odczuwałem złości czy czegokolwiek. Poza błogim zaspokojeniem.
Przymknąłem oczy, przywołując do siebie wspomnienia z minionej nocy. Piliśmy. Nie wiem czemu, ale upiłem się zaledwie trzema piwami. Potem uparł się, że musi mnie zanieść do pokoju. Ukartował sobie to wszystko!
Potem stanęła mi przed oczami scena. Czy… on mi…? Czy on mi obciągnął? Jezuu… Zacisnąłem mocno powieki czując, że mimowolnie zaczynam reagować na te fantazje. Pamiętałem doskonale ten moment, jak go wziął i zaczął ssać… Uuh! Jęknąłem cicho wściekły na siebie, że tak mi się to podoba. Chciałem odgonić od siebie te myśli, ale to nie było takie proste. Wciąż widziałem przed oczami to wszystko… a potem jeszcze…
Przypomniał mi o tym lekki ból tyłka. Przeszły mnie dreszcze. Nie wierzyłem, że to naprawdę się stało. On mnie wziął! Wszedł we mnie, zrobił to! Był tam… tylko dlaczego na myśl o tym, myślę, żeby zrobić to jeszcze raz? Fantazje znowu przyszły same. Widziałem siebie wypinającego do niego tyłek, albo siedzącego na nim okrakiem i ujeżdżającego go miarowo. Znów jęknąłem wściekły, ale na siebie.
Poczułem, że się poruszył. Znieruchomiałem momentalnie, chciałem dowiedzieć się co zrobi. Oddychałem miarowo czekając.
Poczułem, że się podnosi. Skurwiel, pewnie zaraz wyjdzie jak gdyby nigdy nic! Ale nie… on zrobił coś innego…
Poczułem, że mnie całuje… Poczułem pocałunki na moim ramieniu. Wtulił nos w moje włosy. Przeciągnął leciutko dłonią po moim torsie. To było naprawdę miłe…
Nie zamierzałem o niczym nikomu donosić, nic z tych rzeczy. Ale miałem zamiar go podręczyć.
- Billy… śpisz? – usłyszałem lekko drżący głos tuż przy uchu. Nie odezwałem się, nie zrobiłem nic. Po chwili chyba uznał, że jeszcze się nie obudziłem, bo odetchnął. Może sądził, że jeżdżenie mnie ujdzie mu na sucho. Zanim zdążył zrobić cokolwiek, mruknąłem cicho pod nosem
- Na twoim miejscu bym się stąd ewakuował.


Tom

Zamarłem. A kiedy odwrócił twarz i spojrzał na mnie, myślałem, że zrobię pod siebie. Dopiero teraz zrozumiałem, że jestem egoistą. Nie zrobiłem nic innego jak tylko go wykorzystałem. Jeśli ktoś się o tym dowie… to koniec. Zabiorą go stąd, a mnie wsadzą do pierdla. Co z tego, że się zakochałem, skoro on nie miał ochoty nawet o czymś takim słyszeć?
- No co, zapomniałeś języka w gębie, chojraku? – parsknął śmiechem po czym podniósł się z łóżka. Przeciągnął się rozkosznie, prezentując mi całe swoje ciało tyłem do mnie. Gładkie plecy i jędrny tyłek. Smukłe uda. Nie mogąc się powstrzymać przejechałem dłonią po jego ciele od biodra przez pośladek po udo. Odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie z cwanym uśmiechem. – Coś ci znowu chodzi po głowie, zboczeńcu?! – podniósł głos. Skupiłem się, choć nie wychwyciłem w nim złości.
- Billy… - wydusiłem z siebie. Trzasnął mi w łeb czymś, nawet nie wiedziałem czym.
- Zamknij się… bo pożałujesz! – odgroził się. Patrzyłem na niego, stał teraz do mnie przodem, bez najmniejszego skrępowania. Z rękami wspartymi na biodrach. Widziałem dokładnie cały jego sprzęt. – Na co się gapisz?! – podniosłem na niego wzrok, śmiał się ze mnie! – Jeszcze ci mało?! – znowu dostałem czymś w łeb.
- Przepraszam… - zaskomlałem.
- Za co? – zadał pytanie takim tonem jakby nauczyciel pytał ucznia dlaczego uważa tak a nie inaczej.
- Za to, że… - nie umiałem niczego z siebie wydusić. Zarechotał nieco złośliwie.
- No co, nie umiesz się przyznać przed samym sobą, że mnie zwyczajnie wyruchałeś? HAHA, jestem ciekaw min tych wszystkich urzędasów, kiedy się dowiedzą wszystkiego. I w końcu spełni się moje marzenie! Wrócę do babci. – powiedział na koniec wznosząc ręce do nieba.
Przeraziła mnie ta perspektywa.
- Bill, oszalałeś? Nie możesz puścić pary z ust! Wsadzą mnie do pierdla! – zacząłem wyrzucać z siebie kolejne słowa. Znów się roześmiał.
- No i dobrze! Trzeba było myśleć głową, a nie chujem. – jego mina mówiła sama za siebie. Był bardzo zadowolony.
- Bill. Proszę cię. – zacząłem go wręcz błagać. Urągało to mojej godności, ale za nic nie chciałem iść do więzienia. Spojrzał na mnie z uniesioną brwią. – Nic nie mów. Ja ci to wynagrodzę jak tylko chcesz, ale nic nie mów, proszę…
- Jak tylko chcę? – powtórzył zastanawiając się.
- Tak, będziesz miał co chcesz. Papierosy, piwo, co chcesz, tylko nic nie mów…!
- Nie chcę fajek ani piwa. – stwierdził patrząc na mnie przenikliwie.
- A co chcesz? – zapytałem automatycznie. Jego mina była nieprzenikniona. Nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
- Hm… - mruknął cicho i podszedł do mnie. Jego krocze miłem na wysokości moich oczu. Spojrzałem na niego do góry. – Wiesz czego chce. – powiedział i znów się uśmiechnął.



Bill


Ten pomysł z obciąganiem w zamian za moje milczenie był świetny. Byłem z siebie bardzo zadowolony. Tym sposobem Tom już trzeci raz robił mi dzisiaj dobrze. Akurat byłem w kuchni, kiedy wszedł i znów ‘zrobił coś co mi się nie podobało”.
Robił to niesamowicie, tym bardziej chciałem tego wciąż więcej. Ale nie byłem głupi i dobrze to sobie ustaliłem. Tak jak on wcześniej kiedy mnie schlał. Tylko on mi obciągał i mnie dotykał. Sam ode mnie nie dostawał niczego w tym względzie. Kara musi być. Ale i tak już kilka razy słyszałem z łazienki ciche jęki przyjemności…
- O tak, Tom, jeszcze! – zajęczałem leżąc na kanapie w salonie w rozłożonymi nogami. Zagryzałem lekko dolną wargę, patrząc zachłannym wzrokiem na to co wyczyniał. – Och! – znów mi się wyrwało. Oderwał się od mojego członka i zajął się jądrami. Myślałem, że oszaleje, ale pewny byłem tego w momencie, kiedy przejechał językiem po moim wejściu. – TOM! – byłem na skraju wyczerpania, i byłem skrajnie podniecony. Oddech mi się urywał, czułem jak serce bije oszalałe. Robił wszystko to co chciałem, a nawet więcej.
- Aach…! – jęknąłem przeraźliwie spuszczając się w jego usta. Podniósł się przełykając wszystko ostentacyjnie. Leżałem tak przez moment a potem naciągnąłem z powrotem spodnie na tyłek. Próbowałem unormować oddech, czułem się wykończony tymi igraszkami.
- I jak? – zadał znów to pytanie co zawsze.
- A jak myślisz? – odpowiedziałem patrząc na niego i podnosząc się.
- No nie wiem, ty mi powiedz. – podobał mu się ten układ, chociaż wkurzało go to jak się na niego darłem, kiedy czymś sobie ‘zawinił’. Ale kiedy leciałem z nim na kanapę był już całkiem zadowolony.
Był już wieczór, czułem się zmęczony.
- Było świetnie, jak zawsze. – odrzekłem przecierając oczy i opierając się o oparcie.
- Zmęczony? – szepnął mi do ucha. Zerknąłem na niego czując piasek w oczach.
- Tak. Zaraz idę spać, tylko się wykąpię…
- To może ci pomogę w tej kąpieli? Jeszcze mi zaśniesz i co…
- Niczego tym nie wskórasz, Tom. Nie będziesz mnie bzykał. – powiedziałem zwyczajnie i przeciągnąłem się. Dostrzegłem jednak jego nikły uśmiech.
- Mnie chyba też się coś należy za takie poświęcenie, nie uważasz?
- Nie, nie uważam. A jeśli ci się chce, idź na dziwki.
- Tego byś nie zniósł. – znów wyszeptał mi do ucha.
- Niby czemu? – spojrzałem na niego.
- Bo chcesz mnie tylko dla siebie. – i ta jego zadowolona mina. Parsknąłem śmiechem.
- Mam cię dla siebie co najmniej kilka razy dziennie. Jak chcesz odreagował brak porządnego seksu to proszę bardzo; drzwi otwarte. Ja cie nie będę zatrzymywał, Tom. – zachichotał. – No co?
- Już widzę tą awanturę po moim powrocie. Teraz tak gadasz bo wydaje ci się, że nie pójdę.
- I tak pójdziesz, więc przestań biadolić. – ziewnąłem.
- Masz rację pójdę. Ale do klubu, tam są same świeże dupy. – otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem na niego. Znów zarechotał. – Wiedziałem.
- Co wiedziałeś?
- Że od razu włączy ci się czerwona lampka. – przysunął się nagle do mnie. – Czujesz coś do mnie i nie wyobrażasz sobie, żebym teraz obracał jakąś pannę. Poczułbyś się zdradzony.
- Co ty pieprzysz… - prychnąłem ale przysunął się do mnie jeszcze bliżej. – Tom, jestem zmęczony, chcę iść spać…
- Zaniosę cię do łóżka. – powiedział i wziął mnie na ręce zanim zdążyłem zaprotestować. Położył mnie na moim posłaniu i zawisł nade mną.
- Dobranoc, Tom – powiedziałem dając mu do zrozumienia, że ma sobie już iść. On jednak uśmiechnął się i pocałował mnie tak namiętnie jak jeszcze nigdy. Teraz nie byłem piany i doskonale wiedziałem co się dzieje. Dokładnie czułem jego dłoń sunącą pod moją koszulką i zatrzymującą się na piersi.
- Mrrr… - wymruczałem mimo wszystko. Ściągnął ze mnie całkiem moją koszulkę i zassał delikatnie do ust mój sutek. Robił to subtelnie, już wiedział jak moje sutki są wrażliwe na dotyk.
Poza tym, dawno tego nie robił, zacząłem się rozluźniać. Uwielbiałem to chociaż nie chciałem się do tego przyznać. Zatroszczył się tak samo o oba i delikatnie przewrócił mnie na plecy.
- Hm? – mruknąłem, a potem zaczął mnie masować siadając mi okrakiem na tyłku. Zamruczałem jak zadowolona kotka. Byłem strasznym pieszczochem.
- Pieszczoszek… - wymruczał mi do ucha, a potem poczułem jego język sunący wzdłuż mojego kręgosłupa. Przeszły mnie przyjemne dreszcze. Bardzo przyjemne…
- Mmm… Tom…
- Tak, skarbie? – szepnął czule.
- Spodnie mnie uwierają. – zachichotał i wsunął ręce pod moje biodra. Zaczął majstrować przy rozporku co cholernie mnie drażniło. Ale tak przyjemnie… W końcu mnie porozpinał i zsunął spodnie razem z bielizną i pozbawił mnie ich całkowicie. Leżałem teraz przed nim całkiem nagi.
Zerkałem na niego przez ramię. Lustrował mnie spragnionym wzrokiem, ale było w nim też dużo czułości i… uczucia. Jego ręce sprawiały mi niesamowitą przyjemność. Odwrócilem się do niego w pewnym momencie przodem. Spojrzeliśmy sobie w oczy i już wiedziałem, że tej nocy nie zasnę.
Wyciągnąłem spod niego nogi i oplotłem go nimi w biodrach. Podniosłem się do siadu i obejmując go za szyję zacząłem całować go czule. Po chwili znów poczułem na ciele jego dłonie. To było niesamowite… Kiedy zszedł z pocałunkami na moją szyję, całkiem skapitulowałem. Chciałem tego, chciałem się z nim kochać, chciałem, żeby mnie wziął. Tak jak wtedy. W pokoju słychać było mój przyspieszony oddech. Tuliłem się do niego, błądziłem rękoma po jego plecach, ramionach, całym ciele. A on nie ustawał z pocałunkami. Wypieścił ustami całą moją szyję. Z każdej strony. Nie pozostawił samemu sobie nawet milimetra.
Chwycił moją dłoń i przyłożył ją sobie do ust. Zaczął całować ją czule, jakby była wszystkim… Sunął powoli po całej ręce aż na ramię po czym przeskoczył w miejsce gdzie biło moje serce. Całował skórę zapamiętale, celebrował mnie po prostu. Objąłem go ciasno ramionami i przytuliłem.
- Bill… jesteś najlepszym co mnie spotkało. – wyszeptał kiedy znów poczułem jego usta na moje szyi. Odsunąłem go na moment. Odwróciłem się na brzuch kładąc się i lekko wypinając tyłek. Uśmiechnąłem się do niego rumieniąc się delikatnie. Natychmiast zrozumiał o co mi chodzi…
Ukląkł za mną i przejechał dlonią po całym moim kroczu. Westchnąlem zamykając oczy. Kiedy dotykał mojej dziurki, przelatywały mnie silne dreszcze. Ale kiedy przejechał po niej wilgotnym językiem…
- Ach, Tom! – wyrwało mi się. Zaczął dopieszczać moją dziureczkę swoim językiem. Myślałem, że oszaleję. A kiedy poczułem jego język w środku… to był po prostu odlot. Nie panowałem nad sobą, przyciskałem tyłek do jego twarzy, prosząc o więcej. A on ścisnął moje biodra i zaczął poruszać zwinnie języczkiem w moim wejściu. Oszalałem.
Kiedy moje jęki przeszły w krzyki podniósł się dając mi moment wytchnienia, a potem wylał coś zimnego między moje pośladki i bez ostrzeżenia wszedł we mnie. Wrzasnąłem. To nie był ból. To było coś innego. Coś cholernie elektryzującego. Prąd przechodził przez całe moje ciało. A on…
On mnie nie oszczędzał. Penetrował mnie szybkimi płytkimi ruchami co doprowadzało mnie coraz szybciej na sam szczyt. W pewnym momencie chyba to wyczuł bo znieruchomiał na moment.
- I jak Billy…? – szepnął mi do ucha. – Czy to nie jest lepsze od samego obciągania? – miał rację skubany. To było o niebo lepsze.
Przekręcił mnie na bok i założył sobie moją noge na ramię. Czułem, że płonę. Pragnąłem spełnienia, i czułem, że zrobi wszystko, żeby mi je dać w jak najlepszym wydaniu. I tak się stalo.
Nie kombinował już nic, mocnymi płytkimi szybkimi ruchami doprowadzał mnie do samego końca. Po chwili było już tylko niebo… Opadłem wyczerpany na łózko i poczułem jak powoli się ze mnie wysuwa. Nie czułem żadnego bólu, tylko lekkie przyjemne pulsowanie. Dyszałem tak leżąc przez kilka chwil na boku zanim zerknąłem na niego i spostrzegłem, że dał mi orgazm, ale sam nie doszedł. Jego penis wciąż stał ogromny na baczność. Podniosłem się i oblizałem usta patrząc na niego. Potem zerknąłem mu w oczy i popchnąłem go na pościel. Ułożył się wygodnie. Pewnie myślał, że go dosiądę. Pomylił się.
Pochyliłem się nad nim, popatrzyłem przez chwilę, a potem, wśród jego zaskoczonych jęków, wziąłem go tak głęboko do ust jak tylko mogłem. Teraz ja jemu obciągałem. Odwdzięczałem się ustami za jego usta. Wykonywałem miarowe okrężne ruchy głową pomagając sobie w podobny sposób ręką. Był naprawdę duży, nie mogłem zmieścić wszystkiego.
Napalił się niesamowicie. Podnosił biodra w górę w ekstazie. Starałem się robić mu jak najlepiej i chyba mi to wychodziło. Jęczał pożerając cały widok wzrokiem. Nie odpuszczałem mu nawet kiedy zawył z rozkoszy.
- Boże, Bill! Aa! Uch…! Tak, tak go ssij! Ooo…. – podrygiwał cały czas biodrami, zaciskał pięście na pościeli, wiedziałem, że jest mu  bosko. A potem…
- Bill, dosyć, przerwij… - wiedziałem dlaczego kazał mi to zrobić, ale nie posłuchałem go. – Bill… Haa… oo… Bill! – próbował sam mnie odsunąć ale nie dałem się, do ostatniej chwili mocno obciągałem, chciałem poczuć w ustach jego spermę. – BILL, KURWA!!! – krzyknął, kiedy spuścił mi się sporą ilością do gardła. Teraz już mnie nie odciągał, dociskał do siebie moją głowę, żeby ani jedna kropelka nie została uroniona z moich warg. Łykałem wszystko, nie chciałem, żeby chociaż odrobinka mi umknęła.
Opadł wyczerpany na łózko. Dyszał z zamkniętymi oczami a ja oblizując się co chwila obserwowałem go uważnie. Odjebało mi i to po całości, pomyślałem, ale uśmiechnąłem się do tej myśli.
W końcu Tom spojrzał na mnie. Był chyba w szoku.
- Bill, oszalałeś…
- Ja? – zarechotałem. – To ty mnie znowu zgwałciłeś.
- Jasne… - powiedziałem nie mając siły się podnieść. Dopiero po kilku minutach usiadł patrząc na mnie. Wpił się w moje usta. Całował szaleńczo jak jakiś napaleniec.
- Dziękuję. – szepnął mi w usta.
- Za co? – odpowiedziałem.
- Za to, że dałes mi tyle radości i uczucia. – popatrzyłem na niego.
- Ale to był tylko seks… - powiedziałem niemal bezgłośnie zaskoczony jego słowami.
- Dla mnie każde zbliżenie to coś więcej. – wyjaśnił i przytulił mnie tak po prostu.

Przez chwilę nie wiedziałem co zrobić. Ale potem zwyczajnie się usmiechanąłem i wtuliłem w niego. Dla mnie był najlepszy.

10 kwietnia 2014

One Shot; Listy do Toma.

Najdroższy Tommy...

Nie wiem jakich słow użyć. Nie istnieją takie, które w jakikolwiek sposób mogłyby wyrazić to wszystko, co się we mnie kotłuje.
Co takiego się stało, że tak nagle zniknąłeś?
Co musi się stać, żebyś wrócił?
Wrócił do mnie...
Nikt nie zna Twoich motywów. Wszyscy na około wciąż mnie pytają, wszak jestem twoim bliźniakiem i znam Cię najlepiej. Ale nawet ja nie wiem, dlaczego zniknąłeś. Nie mam pojęcia. I nie mam już sił...
Tak bardzo za Tobą tęsknię. Czy to ja coś źle zrobiłem? Czy to coś we mnie sprawiło, że tak bez słowa spakowałeś się w nocy i wyjechałeś? Jeśli tak to wybacz mi i wróć. Ja postaram się ze wszystkich sił zmienić. Tak, żebyś mógł wrócić.
Nie potrafię swobodnie oddychać, normalnie żyć od momentu, kiedy rano wszedłem do Twojego pokoju. Puste łóżko, puste szafy.
W pierwszej chwili nie wiedziałem co się stalo. Myślałem, że to koszmar...
Moim największym lękiem było zawsze to, że kiedyś cię stracę. Ten lęk się spełnił. Oprócz tego złamałeś swoją obietnicę, Tommy. Pamiętasz, jak obiecałeś mi, że zawsze będziesz przy mnie? Tak, ja wciąż o tym pamiętam. Ale nie martw się, to nieważne. Teraz mam tylko jedno marzenie, które od tamtego dnia powtarzam sobie przed snem leżąc w łózku. Żebyś wrócił. Proszę, żeby mój ukochany brat wrócił. Ale jesteś dla mnie kimś więcej niż tylko bratem. Nie masz o tym nawet pojęcia.
Zawsze byłeś moim wsparciem, największym. Zawsze czułem, że zawsze będę miał kogoś, kto nie pozwoli mi upaść. Nagle zniknąłeś, nie powiedziałes nic... Nie rozumiem tego, Tommy.
Gdy patrzyłem  puste szafy zdałem sobie sprawę jak bardzo Cię kocham. Nie tylko jak brata. Tak bardzo za Tobą tęsknię, braciszku. Wtedy nie miałem pojęcia o swoich uczuciach. Zawsze miałem Cię blisko. A teraz utraciłem połowę siebie. To już dwa lata. Kiedy jestem w mieście, wciąż się rozglądam mając nadzieję, że gdzieś Cię spotkam...
I udało mi się to wczoraj.
Trochę się zmieniłeś przez te dwa lata, ale to byłes Ty. Spojrzałeś na mnie tak obojętnie. Czy już nic dla Ciebie nie znaczę? Chyba taka jest właśnie prawda.
Widziałem Cię na ulicy, szedłeś drugą stroną. Stanąłem w miejscu. Myślałem, że to omamy, ale to byłes Ty. Tak samo materialny jak wszyscy inni. Krzyknąłem za Tobą, chciałem biec do Ciebie, ale Ty nawet nie zareagowałeś...
Zabolało mnie to, patrzyłem tak długo, aż zniknąłeś gdzieś w oddali. Mogłem pójść za Tobą, na pewno dowiedziałbym się gdzie mieszkasz. Ale stałem tak tylko, a potem wróciłem do domu, który kiedyś był naszym domem.
Od tamtej pory mieszkam w Twoim pokoju. Tak naprawdę korzystam tylko z niego i łazienki. Przestałem jeść, pić... Czułem, że zacząłem umierać. Od środka, bardzo powoli, zostałem doszczętnie pozbawiony tego czegoś, co przytrzymywało mnie przy zyciu. Na tym nic nie wartym bez Ciebie świecie.
Zespół już dawno istnieje tylko formalnie. To już nie to co było kiedyś. Nasze drogi się rozchodzą, każdy idzie w swoją stronę. Ja też już obrałem swój kierunek. Odszedłes z jakiegoś powodu i teraz myślę, że to naprawdę ja nim jestem. chciałbym tylko się dowiedzieć co zrobiłem.
W Twoim wzroku było coś... Dopiero teraz sobie to uświadomiłem. Nienawidzisz mnie. Tylko dlaczego... Powiedz mi, dlaczego.
Jeszcze dzień przed Twoim zniknięciem wszystko było dobrze. Nie kłociliśmy się od dawna. Dlaczego więc to zrobiłeś!
Ogarnia mnie już niemoc.
Jesteś ode mnie o wiele silniejszy, co było z resztą zawsze widać. Poradziłeś sobie świetnie. Ja nie radzę sobie od dwóch lat. Codziennie piszę do Ciebie listy, których nigdy nie wyślę. Z jednego prostego powodu. Nie znam Twojego adresu. Pozbawiłeś mnie wszystkiego co cenne. W jednej chwili.
Tamtego dnia, w tamtej chwili, kiedy wszedłem do Twojego pustego pokoju.
Teraz w nim siedzę własnie w tej chwili. Piszę te słowa. Dwa lata po tym jak widziałem Cię poraz ostatni. Pamiętam Twój uśmiech na twarzy, kiedy mówiłes mi "Dobranoc, braciszku." Wtedy tak jak zawsze jawił mi się on jako przejaw serdeczności i braterskiej miłości. Przecież zawsze mi to powtarzałeś...

"Kocham Cię, Billy. Pamiętaj o tym. Zawsze."

Pamiętam. Nie przestaję myśleć o tych słowach ani na moment. te same powtórzyłeś mi tego wieczora, kiedy byłes tu jeszcze...
Ale po co?
Po co to powiedziałeś?
Przecież miałeś zamiar mnie opuścić. Na zawsze.
Może chciałeś myśleć, że tymi slowami dasz mi siłę by żyć, bez Ciebie. Pomyliłeś się. Ja tej siły nigdy nie miałem.
TY byłeś moją siłą.
Odebrałes mi siebie, tym samym odebrałeś mi siłę do zycia. W tej chwili podjąłem decyzję. Bo coś zrozumiałem. Nie chciałes mnie już w swoim zyciu, a więc nie chciałes mnie spotykać tez choćby na ulicy. To też widziałem wczoraj w Twoich oczach. A ja chce dotrzymać obietnicy, którą Ci kiedy złożyłem. Że dla Ciebie zrobię wszystko, byś był szczęsliwy. Cokolwiek by to było.
Poczułem łzy na policzkach. Jeśli mój akt samodestrukcji sprawi, że będziesz szczęsliwy... zrobię to. Bez wahania.
To ostatni mój list do Ciebie, którego nigdy nie wyślę. Mam ich całe sterty. Nigdy ich nie przeczytasz... Z resztą to już nieważne. Dla mnie liczy się tylko Twoje szczęscie...


***

Ciemność napierała na mnie ze wszystkich stron. Ale coś słyszę... Jakies głosy. Podenerwowane. Uchyliłem cięzkie powieki. Wszystko było zamglone i miałem wrażenie, że mój organizm nie potrzebuje już tlenu. Migały jakieś światła, pobrzmiewały jakies dźwieki... I znów nastała ciemność. Lecz już na mnie nie napierała. Była lekko i błoga. Jak sen.
Znów wróciła do mnie świadomość.
Leżałem na czymś mało wygodnym. Zacząłem się zastanawiać czy umarłem. Nie wiem jak to jest, ale chyba nie powinienem nic czuć.
Otworzyłem oczy. Wszędzie biel. Raj? Samobójcy podobno nie idą do nieba...
A potem usłyszałem dziwne pikanie. Zamrugałem kilkakrotnie i zrozumiałem. Szpital. A więc nie udało mi się.
Wybacz mi, Tommy - pomyślałem. W oczach znowu poczułem łzy. Kto i dlaczego mnie ratował? Do sali, w której leżałem nagle wpadła grupa ludzi. W pierwszej chwili nie poznawałem nikogo z nich, ale potem już wiedziałem. Gustav, Georg, Jost i Andreas. ten ostatni to najlepszy przyjaciel Toma. Chociaż to już tez przeszłość, bo nawet z nim się nie kontaktował.
- Boże, Bill, co sie z tobą stało! Oszalałeś?! - krzyknął menadżer.
Odwróciłem od nich głowę. Nie miałem ochoty na żadne towarzystwo. Poza jedną osoba, ale o tym mogłem tylko marzyć...
- Nie krzycz na niego. - usłyszałem głos Gustava i skrycie byłem mu wdzięczny. - Wszyscy widzimy od dawna co się z nim dzieje.
- Dobra, ale nie dociera do was jaka będzie z tego afera w mediach? Już widze jutrzejsze nagłowki. "Bill Kaulitz, niemiecki gwiazdor. Próba samobójcza wokalisty!" Super, po prostu.
- kto był taki mądry, żeby mnie ratować? - zapytałem w ogóle go nie słuchając. Byłem pogrążony we własnej rozpaczy.
Zamilkli.
- Dzwoniłem do ciebie, od tygodnia nie było cię w studiu. A roboty mnóstwo. Posłałem Gustava żeby jak będzie trzeba przywiózł cie siłą. Chciałem z tobą porozmawiać. I cię znaleźli.
Nie patrzyłem na nich słuchając jego wywodu. Jost miał bardzo małe pojęcia o tym co sie ze mną działo. Nikt nie miał o tym zielonego pojęcia.
- próbowałem dodzwonić się do twojego brata. Kiedy już cie tu przywieźli. - usłyszałem głos Andreasa. Nie trudno mi było sie domyślić, że nie odebrał. Ale z pewnością sie dowie... w inny sposób. - Kiedy nie odebrał za 5 razem wysłałem mu krótką wiadomość. Że jesteś w szpitalu... bo chciałes się zabić. I on...
- Zamknij się, nie chce słuchać co ON! Wynoście się stąd wszyscy! natychmiast! - wrzasnąłem. Odwróciłem sie do nich plecami.Usłyszałem jak wszyscy wychodzą i jak zamykają za sobą drzwi. Zamknąłem oczy.
Czułem się taki bezsilny. Mojego brata nie obleciałaby nawet wiadomość o mojej śmierci.
Chciałem zniknąć.
- Billy... - usłyszałem za soba cichy zlękniony szept. Otworzyłem raptownie oczy, z których natychmiast wytoczyły się powstrzymywane dotąd łzy. Znałem ten głos. Poznałbym go wszędzie...
- Billy, wybacz mi... - znów ten sam szept. Zacząłem drżeć na całym ciele.
Zerknąłem za siebie i poczułem, że zaraz umrę. Przy moim łózku klęczał Tom... Z bladą twarzą, mokrymi oczami... Wpatrywałem się w niego jak w obrazek.
Tyle czasu marzyłem o tej chwili. I teraz gdy stał tak przede mną zapragnąłem by odszedł. Ogarnęła mnie wściekłość.
- Po co tu przyszedłeś... - nie wiem czemu szeptałem.
- Prosić cię o wybaczenie...
- Ach tak. - przerwalem mu. - Miałes na to dwa lata, czemu akurat teraz? - tym go zagiąłem.
Nic nie mówił. Patrzył na mnie tylko z tym lękiem w oczach.
- Wyjdź. - powiedziałem nagle. Otworzył usta, ale mu nie pozwoliłem. - Wyjdź! Tak jak to zrobiłes wtedy. Bez słowa.
- Bill...
- Bez słowa! - krzyknąłem.
Drżącą ręką próbował dotknąć mnie, ale odrzuciłem ją jak coś obrzydliwego. Popatrzył na mnie znów, ale ze smutkiem, zraniony...
- Co tak na mnie patrzysz? Ubodło cię to jak cię potraktowałem?
Milczał.
- No odpowiedz mi. Ubodło czy nie? - patrzyłem na niego bez przerwy.
- Ubodło. - szepnął ledwie słyszalnie. Zacząłem sie histerycznie śmiac.
- Naprawdę? - powiedziałem. - Naprawdę?! - teraz znów wrzasnałem. - Jesteś smieszny. Obrzydliwy. - znów zacząłem się śmiac. - Biedny Tommy! Sprawił mu braciszek przykrość. - przybliżyłem się nieco do niego i wysyczałem. - Nienawidzę cię.
Zamknął oczy spod których wytoczyły sie łzy. Byłem zadowolony. Ja przepłakałem dwa lata. On miał to w dupie.
- Chciałbym... - szepnął.
- Tak, co takiego? - parsknąłem wściekle.
- Chciałbym wrócić... pozwól mi wrócić, Bill...
Patrzyłem na niego wielkimi oczami. Teraz na pewno przypominałem wariata.
- Wrócić? - zapytałem cicho zaciskając dłonie na pościeli. - Teraz chcesz wrócić?! - podniosłem głos. - Nie potrzebuję twojej łaski, Tom.
- To nie łaska, ja...
- Chcesz wrócić, tak? - mój głos na powrót stał się spokojny. Patrzył na mnie i niepewnie skinął głowa. Znów się zasmiałem.
- To idź teraz do MOJEGO domu - specjalnie zaakcentowałem to słowo - i otwórz dużą szafę w moim pokoju. - słuchał mnie uważnie. - Tam znajdziesz karton po butach, a w nim sterty papierów. - patrzyliśmy sobie w oczy. - Przeczytaj je wszystkie i wtedy zobaczymy jak bardzo chcesz wrócić!- znów wrzasnąłem. Nie ruszał się z miejsca. - NO DALEJ!!!
Kiedy wyszedł ja padłem na poduszki. Był już wieczór kiedy przestałem ryczeć, a on sie nie pojawił. Wiedziałem co pisałem i wiem co przeczytał. I nie byłem zdziwiony, że się nie pojawił. Zasnąłem wtulony w mokrą poduszkę.
Kiedy się obudziłem poczułem znajomy zapach. W pierwszej chwili nie mogłem go skojarzyc, ale potem otworzyłem oczy. Leżał obok mnie w łozku, trzymał mnie za rękę i gładził ją kciukiem.
- Dlaczego znowu tu jesteś? - zapytałem wręcz z wyrzutem.
- Dla ciebie. - odrzekł na co odwróciłem od niego wzrok. Nie wiem, może nic sobie nie zrobił ze słów o mojej miłości.
- Nie było cię dwa lata, teraz też nie musi ciebie byc. - powiedziałem cicho. Wciąż czułem się zraniony. Miałem wrażenie, że jest tu ze mną tylko z litości.
- Teraz będę już zawsze. - obiecał, a ja uśmiechnąłem sie gorzko.
- Aż znowu znikniesz. Najlepiej zrób to już teraz.
- Nigdy już nie odejdę, Bill.
- Przestań pieprzyć, Tom. Zrobiłes to raz, cholera wie czemu, i zrobisz to znowu. Więc po prostu wstań i wyjdź teraz zanim zacznę wierzyć, że mówisz prawdę.
- Mówię prawdę, Bill. - powiedział gorliwie i złapał w ręce moja twarz. - Nie zostawię cię nigdy, przysięgam!
- Kiedyś już mi to obiecywałes, i co?
- Ja... ja miałem powód. Ale teraz to już nieważne, Billy. Zawsze będziemy razem. - skrzywiłem sie i odsunąłem od siebie jego ręce. Widziałem, że go ranię. Ale w tamtej chwili nie umiałem inaczej. Za dużo we mnie było goryczy. Skrzywdził mnie.
On jednak po chwili zrobił coś niespodziewanego.
Chwycił mnie i zaczął całować po włosach, tulił mnie mocno, zszedł z pocałunkami na moją szyję, przez co cały zadrżałem, aż poczułem jego usta na ramieniu. Przepraszał mnie w ten sposób.
- Wiesz już co do ciebie czuję. Pisałem o tym chyba w każdym liście. - powiedziałem spoglądając na niego.
- Tak, wiem. Jesteś moim małym, ukochanym braciszkiem. Chciałem cie chronić... przed samym sobą.
- Co? - otworzyłem szerzej oczy.
- Kocham cię, Billy. Z tego co teraz wiem, uświadomiłem to sobie jako pierwszy.
Patrzyłem na niego wielkimi oczami. Dotknąłem dłonią jego twarzy, a on j ucałował.
- Ale to złe. - dodał.
- Co jest złe?
- To co się między nami zrodziło. Nie powinno istnieć.
- Nie pieprz, Tom. - powiedziałem i wpiłem się w ego usta.
- Obiecaj, że naprawdę nie odejdziesz. - powiedziałem gdy oderwałem się od niego.
- Przysięgam. - odrzekł i przyłozył sobie moją dłoń do serca.

***

Miało być "Połączeni" ale przypomniałam sobie, że kiedyś zaczęłam pisać jakiegoś One Shota i go nie skończyłam. Tak więc doprowadziłam go dzisiaj do perfekcji, tak mi sie zdaje, i oto jest. ;]
Miłej lektury.