Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

25 września 2013

Brakujący Element Układanki. (16/?)

Bill.

Od dnia, w którym chłopaki z Jostem na czele przyłapali nas, minął jakiś miesiąc. GG musieli wracać do Niemiec, a Jost też już nie miał tu czego szukać. Zostaliśmy więc na powrót sami. Chłopaki jak chłopaki, znieśli to bez większego szwanku, jak to młode pokolenie, nowoczesne, ale David potrzebował nieco więcej czasu, żeby się z tym oswoić. Nie ma się co dziwić, za jego młodości o gejach nie mówiło się głośno, a to co my robimy w ogóle było nie do pomyślenia. Więc jesteśmy skłonni wybaczyć mu jego pierwszą reakcję. Która po tych kilku tygodniach wydaje sie nam naprawdę zabawna. Z resztą oni wszyscy mieli zajebiste miny.
Leżałem akurat w łóżku w środku nocy, nie mogłem spać. Nie wiedziałem dlaczego, po prostu, kręciłem się i wierciłem, przerzucałem z boku na bok. Uważałem tylko, żeby przy tym nie zbudzić Toma. Spał słodko, aż miło było popatrzeć. I patrzyłem. Jak śpi, jak spokojnie miarowo oddycha. Pogładziłem go delikatnie po policzku. Uśmiechnąłem się lekko i ostrożnie myknąłem z łóżka. Zszedłem cicho do kuchni z zamiarem zrobienia sobie herbaty. Kiedy łapałem się za czajnik elektryczny, usłyszałem cichy szelest... Ale nie w mieszkaniu. Tylko tak jakby ktoś kręcił się pod naszymi drzwiami.
Stanąłem nie ruchomo i nasłuchiwałem przez moment, ale nie usłyszałem niczego. Wzruszyłem ramionami i znów chwyciłem za czajnik i znów to usłyszałem. Ale tym razem jakby troszeczkę głośniej. Wychyliłem się lekko jakbym chciał dojrzeć kogoś na korytarzu mieszkania. Odstawiłem czajnik na szafkę i na palcach wyszedłem na korytarz. Stałem naprzeciw drzwi w samych bokserkach w odległości jakichś trzech metrów. Wizjer w drzwiach był odsłonięty, przez dziurkę zawsze widać było małe światełko, teraz nie było widać nic. A słyszałem znów wyraźnie, że ktoś tam jest. Stoi raz cicho w miejscu, a potem znów się kręci. Nie podchodziłem do drzwi, i tak nikogo bym nie dojrzał, na klatce schodowej było ciemno jak u murzyna w... wiadomo. Na szczęście zawsze pamiętałem, żeby na noc zamykać drzwi wejściowe na wszystkie zamki. Tak więc oba były zakluczone, a zasuwa zasunięta. Nikt nie wejdzie. Chyba, że sam go wpuszczę, o czym nie było mowy. Może to jakiś kolejny psychofan. Odwróciłem sie powoli nie chcąc robić hałasu i zdradzać tym samym swojej obecności i spojrzałem na schody w górę. W pierwszej chwili chciałem iść obudzić Toma, ale on zaraz wylazłby na schody dowiedzieć sie o co komu lata. A to niebezpieczne. Spojrzałem z powrotem na drzwi. Znów ten szelest. Poczułem uścisk w brzuchu. Może to głupie, ale byłem przestraszony. Kto normalny czai się pod czyimiś drzwiami o 1 w nocy? Nie podobało mi się to ani trochę.
Przypomniał mi się jeden znaczący szczegół. Przy domofonie w domu jest jeden malutki czerwony przycisk. Naduszenie go powoduje włączenie się cichego alarmu, po kilku minutach zjawiaja się gliny. Specjalnie pomyślałem o czymś takim sprowadzając się tu. I jak widać, okazało się, że słusznie. Przełknąłem cicho ślinę i na palcach tak by nie było mnie słychać podszedłem do drzwi. Nie mogłem się powstrzymać i zajrzałem w wizjer. Jak mówiłem, nic nie było widać. Ale wciąz był ten cichy szum. Wiedziałem, że ktoś tam wciąż jest.
Podniosłem ostrożnie słuchawkę domofonu i nacisnąłem guziczek. Zapaliła sie czerwona kontrolka. Za chwilę tutaj przyjadą. Stałem pod tymi drzwiami jak sparaliżowany, a mózg tworzył przeróżne scenariusze. Niczym z kasowego horroru, że facet zaraz zacznie walić w drzwi siekierą. Albo rozpieprzy je i mnie przy okazji salwą z karabinu. Zaczynałem się bać, i odetchnąłem z ulgą, kiedy okna rozświetliły kolorowe reflektory. Już są, pomyślałem. Zaraz go zgarną albo chociaż przegonią.
Za drzwiami nastała cisza, a potem... Głośny stukot butów, kiedy ktoś zbiegał po schodach. Ukryłem twarz w dłoniach. Ten alarm to cudo, naprawdę. Usiadłem pod tymi drzwiami usiłując się uspokoić. Ta sytuacja nie była zabawna, przestraszyłem się nie na żarty, jeśli ktoś robił sobie jaja to mało smieszne.
Podskoczyłem jak poparzony, kiedy usłyszałem śmiałe pukanie do drzwi, a potem głos.
- Panie Kaulitz! Komenda główna! Włączył sie u pana alarm, czy coś się stało? - pozbierałem się z podłogi i otworzyłem. I wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mam na sobie nic prócz gaci.
- Dobry wieczór... um... przepraszam na moment... prosze wejść, zaraz wszystko panom opowiem... - wydukałem i poleciałem do góry. Wszedłem do sypialni. Tom nadal spał tak jak spał. W sumie, nie miał powodu by sie budzić. Nic mi się nie stało, więc... gdyby ktoś mnie zaatakował, wyczułby podświadomie, że coś dzieje się niedobrego i obudziłby się natychmiast. Wiedziałem o tym doskonale. Załozyłem szlafrok i po cichu zszedłem z powrotem na dół. Stali nadal w korytarzu. - Zapraszam może do kuchni. - powiedziałem i poszedłem tam, a oni gęsiego za mną.
- No więc, panie Kaulitz? Cóż takiego się stało? - zapytał ten, który zapukał w drzwi. Westchnąłem.
- Nie mogłem spać i zszedłem do kuchni zrobić sobie herbatę. - zacząłem. - I wtedy usłyszałem szelest na klatce schodowej. Nie zbyt głosny, ale na tyle, żebym wiedział skąd dochodzi. W pierwszej chwili myślałem, że mi się zdawało, albo że to gdzieś na dworze, ale znów go usłyszałem. Zacząłem się niepokoić i wyszedłem na korytarz. Przez wizjer widziałem z odległości trzech metrów, że na klatce jest ciemno i nikogo i tak nie dojrzę, po za tym bałem się podejść sam do drzwi. I wciąz było słychać ten cichy szum, ktoś był pod drzwiami i kręcił się. Raz był cicho raz jakoś sie wiercił, że było słychać wlasnie cichy szelest. Na szczęście pozamykałem drzwi na wszystkie spusty. Mój brat o to nie dba gdyby nie to ten gość pewnie by sobie tu od razu wszedł...
- To bardzo dobrze, że pan tego pilnuje, ostatnio w okolicy doszło do kilku napadów. - pokiwałem głową. Super, mogłem być następny.
- Tak. - powiedziałem wracając do swojego monologu. - Chciałem iść na góre po brata ale uznałem, że lepiej nie bo on od razu złapałby tego gościa za fraki. Podszedłem cicho do drzwi i włączyłem alarm. - zakończyłem.
- Ok. No, nikogo nie znaleźliśmy idąc tu do pana, kilkoro osób wychodziło z bloku, z róznych klatek, ale nie z pańskiej. Jest pan pewny, że ktoś tu był?
- Tak, jestem pewny. Kiedy panowie zajechaliście już nie starał sie o dyskretność tylko po prostu uciekł, słyszałem jak zbiegał po schodach. - odpowiedziałem natychmiast.
- Co tu się dzieje? - usłyszałem i odwróciłem się. natychmiast się uśmiechnąłem. Na ostatnim stopniu stał Tom trąc zaspane oczy.
- To pański brat? - zapytał któryś facet.
- Tak, to jest Tom, mój bliźniak. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Bill, co się dzieje? - zapytał już bardziej trzeźwo podchodząc do mnie. - Co tu robia policjanci? - wiedziałem o czym myślał. Ale uspokoiłem go od razu.
- Ktoś buszował pod naszymi drzwiami. Włączyłem alarm. - spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
- Pewnie jakiś psychol. - stwierdził Tom. - Pełno takich ugania się za nami. - powiedział otaczając mnie ramieniem.
- Pański brat przestraszył sie, ale ma łeb na karku. Zamykajcie się zawsze na noc, zrobiło sie niebezpiecznie. Popytamy jeszcze jutro waszych sąsiadów czy może ktoś coś słyszał, cos widział. Tym czasem, dobranoc. Będziemy w kontakcie.
- Dobranoc. - odpowiedzieliśmy jednocześnie. Gdy zamknęli za sobą drzwi natychmiast do nich podszedłem i zakluczyłem oba zamki na koniec zasuwając zasuwę od środka. Dopiero wtedy poczułem się znowu względnie bezpieczny.
- Billy, skarbie, dlaczego mnie nie obudziłeś? - Tom natychmiast znalazł się obok mnie. Pogładził mnie po włosach i ramionach, a na końcu przytulił. Teraz wiedziałem na pewno że nic mi nie grozi.
- Tak słodko spałes, z resztą zszedłem na dół nie dlatego, że coś mi się wydawało tylko nie mogłem spać i chciałem zrobić sobie herbaty. I wtedy to usłyszałem. - powiedziałem cisnąc się do niego.
- Co usłyszałes, skarbie, opowiedz mi wszystko.
- usłyszałem szelest, nie głośny, ale wiedziałem, że nie dochodzi z mieszkania tylko z klatki schodowej. W pierw myślałem, że to cos na dworze może albo że mi sie zdaje, ale potem znowu to usłyszalem i sie przestraszyłem. Wyszedłem na korytarz i wciąz było to słychać. Na klatce było ciemno, nie było swiatełka w wizjerze, więc nawet nie podchodziłem do drzwi bo i tak nic bym nie zobaczył. Potem zmusiłem się i włączyłem ten alarm. Po kilku minutach przyjechali oni a on uciekł. Ale facet mi powiedział, że nie widzieli, żeby wychodził z naszej klatki. - to mnie zaniepokoiło.
- Przeszedł piwnicą. I wyszedł innym wyjściem. - podsunął mi brat. To byłoby logiczne. Ale ja wciąż byłem przestraszony i wyobraźnia podsuwała mi coś innego.
- Tak, możliwe... Ale przecież mamy windę w bloku, jeśli on schował się na te kilka chwil w windzie? - spojrzałem na niego. Dostrzegł przerażenie w moich oczach i pocałował mnie delikatnie.
- Billy, nie zasnę już dzisiaj na pewno, więc nie bój się. Nikt cię nie skrzywdzi, dopilnuje tego. Nikt nie wtargnie do tego mieszkania, bo sam zaryglowałes drzwi, a jeśli będzie znów buszował pod drzwiami, znowu ich wezwiemy. Powinieneś od razu mnie obudzić, kochanie.
- Wiem. - westchnąłem. - Ale ja cię znam, Tommy, od razu wyleciałbyś na zewnątrz. A cholera wie co to był za gościu. I co by mógł zrobić. Kiedy czekałem aż przyjadą glizy, myślałem, że zaraz zacznie napieprzać w drzwi siekierą albo seriami z karabinu. - mruknąłem. Tom zaśmiał sie cicho.
- Oglądasz za dużo horrorów, kotku. - pogładził mnie po policzku. Uśmiechnąłem sie delikatnie.
- A ty nie zauważyłes niczego ostatnio? Niczego dziwnego? - zapytałem go poważnym tonem.
- Nie. Raczej nie. - powiedział zastanawiając się. - nie przypominam sobie nic, co byłoby co najmniej dziwne. Ale dajmy już temu spokój na dzisiaj. Pogadamy o tym jutro, teraz chodźmy spać, skarbie.
Zgodziłem się i poszlismy razem na górę. W sypialni sam pozbawił mnie szlafroku i ułożyliśmy sie wygodnie w łózku. Wciąż nie mogłem zasnąć, z resztą teraz to już totalnie niemożliwe po tych wrażeniach. Wciąż nasłuchiwałem czy nie dochodzą mnie jakies podejrzane odgłosy.
- Billy, nie bój się. - usłyszałem.
- Nie boję się.
- Drżysz.
- To nic. - zapewniałem go. W rzeczywistości jednak wciąz ogarniał mnie nie pokój. Bałem się że znów coś się stanie tej nocy.
- Billy, słońce, ja na pewno nie bedę spał, możesz być spokojny i zamknąć oczka.
- Myślisz, że ja zasnę? - spojrzałem na niego. Przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej. Westchnąłem. - Jestem tym kompletnie zaskoczony, Tom, jak długo tu mieszkam, za nim jeszcze się pojawiłes, przez te kilka miesięcy nic takiego mi sie nie przytrafiło. Zawsze zamykałem drzwi na wszystkie zamki, ale to tak dla zasady. Nie myślałem, że kiedyś wydarzy się coś takiego. W Hamburgu też nas to nie spotkało.
- No cóż, no. - odezwał się znów. - Mamy nie tylko prawdziwych wiernych fanów, mamy też takich, którzy sa po prostu wariatami. Może grzebał nie udolnie przy zamkach, może chciał wejść z nami pogadać, nie wiem. Ale gdybyśmy nie okazali mu zainteresowania, pewnie by się zdenerwował. Nie martw sie Bill, wątpię, żeby wrócił.
- Ech, mam nadzieję, że masz rację. - powiedziałem i ucichliśmy. Udało mi się trochę przysnąć, kiedy się przebudziłem, Tom nadal głaskał mnie po włosach. Uśmiechnąłem się. Naprawdę nie spał.
Udało mi sie zasnąć i obudziłem sie około godziny dziewiątej rano. Bylo jasno, nie czułem już strachu. Zszedłem w podskokach na dół w samych gaciach, ładnie pachniało. Tom pewnie robił śniadanie.
- Dzięn dobry! - powiedziałem tuląc sie do niego od tyłu i zaglądając co robi.
- Dzien dobry. - odpowiedział z uśmiechem. - I jak?
- Z czym? - zapytałem z szerokim usmiechem. Zmierzył mnie natarczywym spojrzeniem. Uśmiechał sie przy tym.
- Już strach minął? - zapytał przyciagając mnie do siebie i zaczął ugniatać moje pośladki. Zarzuciłem mu ręce na szyje z uśmiechem.
- Pewnie. Nikt nikogo nie będzie napadał w biały dzień! - obaj się zaśmialiśmy. W następnej chwili już całowalismy się namiętnie. czułem jak delikatnie gładzi moją skórę i zaciska palce na tyłku. W pewnym momencie wsunął mi ręce w majtki i zaczał masować pośladki. Zamruczałem cicho. - Naprawdę nie spałeś. - szepnąłem cicho. Uśmiechnał się leciutko.
- Przecież obiecałem. - przypomniał mi.
- Kocham cię. - szepnąłem znów przylegając do niego całym ciałem. Wspinałem sie na palce stóp, byłem od niego nieco niższy, ale nie za wiele. Stojąc jednak na boso różniło nas dobre kilka centymetrów.
Przycisnął mnie mocno do siebie i wtulił twarz w moją szyję.
- Ja ciebie też, braciszku. - usłyszałem. Spojrzeliśmy na siebie.
- Ale ja ciebie kocham bardziej niż...
- Wiem o tym i ja ciebie też kocham tak samo. Ale nie zapomniałem o więzach krwi. Nie stanowi to jednak dla mnie najmniejszego problemu. - zakomunikował mi.
- Dla mnie też nie. - przyznałem. - Ale kiedy powiedziałem, że cie kocham, odpowiedziales tak...
- Odpowiedziałem 'ja ciebie też, braciszku', bo taka jest prawda. Kocham cię do szaleństwa i ten którego tak kocham jest moim bratem. Pieprzę się nocami z bliźniakiem, ale w niczym mi to nie przeszkadza, wręcz jeszcze bardziej podnieca. - wstąpiło we mnie takie cudowne uczucie, takie ciepło rozlewające się po całym ciele. Przytuliliśmy sie do siebie mocno, westchnąłem z ulgą. Byłem spokojny.
Tom dalej przygotowywał śniadanie, a ja poszedłem zobaczyć czy przyszła jakaś poczta. Leżał na ziemi malutki stosik. Coś z banku, coś z wytwórni, jakies reklamy... i coś bez adresu. Otworzyłem to natychmiast tak jak stałem. Na kopercie było tylko moje imię. Rozłozyłem kartkę i oczy wyszły mi na wierzch. To był krótki list posklejany z literek powycinanych  różnego typu gazet. Mniejsze, większe, nawet znaki interpunkcyjne były naklejone.

'WIEM CO ROBICIE NOCAMI OD JAKIEGOŚ CZASU. JEŚLI CHCESZ, ABY TWÓJ BRACISZEK POZOSTAŁ W JEDNYM KAWAŁECZKU, ODDASZ MI 10 000 MLN EURO. TO JEDEN WARUNEK. DRUGI, ODEŚLESZ GO Z POWROTEM. NIEWAŻNE GDZIE, CZY LA CZY HAMBURG. ROZSTANIECIE SIE, INACZEJ BEDE ZMUSZONY COS Z TYM ZROBIC. PAMIETAJ, ZE CAŁY CZAS CIĘ OBSERWUJĘ. NIE UMKNIESZ MI, KAULITZ. TWÓJ BRACISZEK RÓWNIEŻ. STRESZCZAJ SIĘ. MASZ TU NR KONTA (nie będę tu nic wpisywała xD aut.) MASZ TYDZIEŃ, JESLI PRZELEW NIE DOJDZIE, JESTES UGOTOWANY. ZEBY POZBYĆ SIĘ BLIŹNIAKA CHYBA NIE BĘDZIESZ POTRZEBOWAŁ WIĘCEJ CZASU. 
POZDROWIENIA I CZEKAM NA SWOJE PIENIĄDZE. '

Coś podeszło mi do gardła. Nie wierzyłem w to co miałem przed oczami. Kasa to jeszcze, moge oddać im tą zasraną forsę, ale... Mam zerwać z Tommym? Kim jest ten, który to wymyślił? Nie zrobię tego, nigdy! Jestem od niego uzależniony... I ten facet pewnie dobrze o tym wie, dlatego tak to wymyślił. Daje mi dwa warunki na to, że mój brat będzie bezpieczny. Mam mu zapłacić 10 000  euro w ciągu siedmiu dni. Drugi warunek jest taki, że w tym samym czasie rozstanę się z Tomem. Na samą myśl moje serce zdawało się byc rozszarpywane! jak niby miałbym to zrobić? Nie dałbym rady zachować pokerowej twarzy, rozryczałbym mu się a wtedy on już by wszystko ze mnie wycisnął. A może to jakies jaja? A to co działo sie dzisiaj w nocy? Może to ma jakiś związek?
- Bill, idziesz jeść? Jesteś taki chudy, że jeszcze trochę i bez cegieł się nie obejdzie! - usłyszałem troskliwy głos Tommiego. łzy napłynęły mi do oczu.
- Już idę, skarbie! - odkrzyknąłem możliwie najnormalniej.
Spojrzałem jeszcze raz na treść listu. Wiedziałem, że jeśli mam ochronić ukochanego to zrobię wszystko. Nawet jeśli będzie to równoznaczne z wyrwaniem serca sobie samemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz