Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

22 stycznia 2014

15. Urodziny.

Bill

Od sesji zdjęciowej, na która Tom łaskawie się zgodził minęło już trochę czasu. A tak właściwie to już dobre kilka miesięcy. Skończyliśmy drugą klasę liceum i dzisiaj był 1 września. Początek nowego roku szkolnego, ale nie tylko. Byliśmy z Tomem razem już tyle czasu, uprawialiśmy seks regularnie (no prawie, zwłaszcza jesli mieliśmy ku temu tak komfortowe warunki jak tygodniowe wczasy moich rodziców, którzy wyjechali w lipcu i zostawili nam wolną chatę.), ale nie wiedziałem, że mamy urodziny w tym samym dniu! Właśnie 1 września. Byliśmy obaj naprawdę zdumieni. W ogóle, do tego te same nazwiska i jesteśmy w tym samym wieku. Tom tylko urodził się 10 minut wcześniej. Zaczęliśmy się śmiać, że może jestesmy bliźniakami. I wtedy Tom mnie zapytał...
- A co byś zrobił, gdybyśmy się dowiedzieli, że naprawdę jesteśmy bliźniakami? - śmiał się kiedy to mówił, ale pytanie samo w sobie było bardzo poważne. Zastanowiłem się przez chwilę.
- Hm... Nie wiem. Naprawdę, nie mam pojęcia co bym zrobił, jak się zachował... Na pewno byłbym w wielkim szoku...
- No tak, to zrozumiałe i łatwe do odgadnięcia, ale co jeszcze? - patrzył mi w oczy. - Co konkretnego byś wtedy zrobił? - oboje na siebie popatrzeliśmy.
- Nie wiem co bym zrobił, Tom. Gdyby się okazało, że jesteśmy rodziną, okazałoby się również, że robilismy coś... obrzydliwego... i co ważniejsze, niezgodnego z prawem. - popatrzyłem na swoje ręce.
- Obrzydliwego... - powtórzył marszcząc czoło.
- Nie uważasz, że to jest obrzydliwe? Uprawiać seks z własnym bratem? Jak kogoś może podniecać własny brat?
- Widocznie może. - zarechotał. - Ty mnie podniecasz. - wymruczał mi do ucha.
- Tom, przestań, rozmawiamy o poważnych sprawach. - zaśmiałem się. A on nadal mruczał mi do ucha, aż w końcu poczułem na nim jego usta. - Tooom! - zachichotałem. - Dom jest pełen ludzi...
- To nic, będziemy cicho...
- Niee...
- Bill... Tylko nie mów, że nie chcesz, bo i tak nie uwierzę. - znów wymruczał. I co ja miałem teraz zrobić?
- Tom. - powiedziałem stanowczo patrząc na niego, ale zaraz i tak się uśmiechnąłem. - Przestań, zaraz ktoś tu wejdzie, zobaczysz! - zachichotałem cicho czując jak wsuwa mi ręce pod koszulkę i próbując go odepchnąc. Bez skutku, oczywiście.
- Miałem ci powiedzieć, co bym zrobił, gdybyśmy się dowiedzieli, że jesteśmy braćmi...
- To powiesz mi później. - uciął i przywarł do moich warg. Byłem skończony. Z cichym mruknięciem zadowolenia objąłem go za szyję i oddawałem pocałunki.
W krótkim czasie pozbawił mnie koszulki, którą na sobie miałem. Pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne, czułem narastające napięcie w kroczu. Wszystko było już przesądzone. Miałem tylko nadzieję, że nikt nie przyleci tu w trakcie. W następnej chwili już leżałem pod nim kompletnie nagi. On też już niczego na sobie nie miał z wyjątkiem bandany na czole, która przytrzymywała mu dredy. Rozkładałem przed nim szeroko nogi. Staraliśmy urozmaicać sobie życie seksualne, stosowaliśmy wiele różnych pozycji. Dzisiaj Tom chyba miał ochotę na porządne rżnięcie, bo założył sobie moje nogi na ramiona. Wyszczerzyliśmy się do siebie jednocześnie. Doskonale się dogadywaliśmy. Zawsze wiedziałem na co akurat przychodziła mu ochota. Wszedł we mnie jednym płynnym ruchem. Byłem zawsze tak tym wszystkim pochłonięty, jego dotykiem i pocałunkami, że nawet nie spostrzegałem się, kiedy mnie nasmarowywał. Za każdym razem kiedy we mnie wchodził było zajebiście. Wsuwał się we mnie bez żadnego oporu, z dobrym poślizgiem. A mnie przechodziły ciarki. To było niesamowite.
Mieliśmy mało czasu więc musieliśmy się spieszyć. Brał mnie szybko i ostro, a ja jęczałem starając się nie robić tego zbyt głośno. Robiliśmy to już wiele razy... tak naprawdę to robiliśmy to ze trzy cztery razy w tygodniu. Więc sporo. Ale wciąz byłem ciasny i dziękowałem za to Bogu, nie chciałem, żeby coś było nie tak, co mogłoby Toma zniechęcić do zbliżeń ze mną... Wiadomo ogółem, że ciasne wejście jest zawsze o wiele lepsze.
Wszystko trwało zaledwie kilka minut, ale było wspaniale. Leżałem nieruchomo na łózku, a Tom opadł na mnie bezwładnie. Dyszeliśmy obaj tak samo próbując opanować oddech.
- Tom... - szepnąłem.
- Tak?
- Już wiem co bym zrobił, gdybyśmy się dowiedzieli, że jesteśmy braćmi. - powiedziałem.
- Tak? Co? - spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Nadal bym cię kochał. - odparłem patrząc mu w oczy.
- Ale? - odgadł bezbłędnie. Westchnałem.
- No właśnie... nie wiem co by było dalej.
- Wiesz, Bill. - powiedział cichym głosem i pogładził mnie po policzku. Popatrzyłem na niego.
- Tak?
- Tak. - uśmiechnął się. - Rozsądek podpowiadałby ci żeby to zakończyć, ale nie zrobiłbyś tego. - wyjaśnieł.
- Niby dlaczego tak sądzisz? - uśmiechnąłem się zadziornie.
- Bo mnie kochasz. Złośniku. - zarechotał znów. Uwielbiałem jego śmiech.
- No, jakby nie było to masz rację. - przyznałem z uśmiechem.
- Że byś mnie nie zostawił? - poruszył śmiesznie brwiami.
- Nie, że cię kocham.
- To, żebyś mnie nie zostawił też prawda. - dodał pewny siebie.
- Nigdy nie mów nigdy, Tom. - powiedziałem cicho przyglądając się pościeli. Zamrugał oczami patrząc na mnie.
- Co?
- Nie wiemy co się stanie. Może stać się coś, co nas rozdzieli. Może ty spotkasz kiedyś kogoś innego... Może jakąs ładną dziewczynę. Do tej pory oglądałeś się tylko za dziewczynami.
- Daj spokój, Bill... - próbował mi przerwać.
- Ale taka jest prawda, Tom. Tak może się stać. Nigdy nic nie wiadomo. Albo po prostu wypali się już to co do mnie czujesz i będziesz chciał spróbować z kimś innym. Nie będziesz chciał dłużej siedzieć ze mną i dusić się w tym związku.
- Bill, przestań bredzić. - powiedział patrząc na mnie lekko zmieszany.
- Nie bredzę, taka jest prawda. Że nigdy nic nie wiadomo.
- Bill, ja wiem jedno. - powiedział stanowczo. - Że cię kocham i nie myślę ani przez moment, ąby szukac sobie jakiejś cizi. - uśmiechnąłem się szeroko.
- No, teraz to wiem. I teraz tak jest. A co będzie później? Za kilka lat? Czuję, że zawsze będę cię kochał, bo jesteś mi naprawdę bliski. Przy tobie w końcu się otworzyłem. Nie chciał bym tego stracić.
- Bill, nie stracisz. - zapewnił mnie. - W ogóle, dlaczego rozmawiamy o takich rzeczach po seksie?
Ton z jakim to powiedział sprawił, że się roześmiałem.
- No nie wiem. Tak jakoś. - uśmiechnał się też tak jak ja.
- Jesteś moja perełką, Bill. Na pewno sam jej nie porzucę. - zapewnił mnie.
- Ach, Tom. Ona też ci sama nie ucieknie. - zarechotaliśmy obaj. - Trzeba się szykować. W sumie to nie wiem po co nasi rodzice uparli się, żeby wyprawić nam te urodziny razem.
- No, ja też nie mam pojęcia. Kiedy zapytałem o to mamę...
- Powiedziała, że skoro urodziliśmy się tego samego dnia, o tej samej porze, dobrze będzie, żebyśmy 18ste urodziny obchodzili razem. - dokończyłem za niego. - Moja matka użyła dokładnie tego samego argumentu.
Założyliśmy na siebie wszystkie rzeczy i zeszliśmy na dół.
- Moja mama mówiła, że mają dla nas jakąś mega niespodziankę. - odezwał się półgębkiem Tom.
- Mnie tez coś mówili w domu. - odparłem. Prawdę mówiąc byłem ciekawy.
Ale na pewno nie takiej niespodzianki jaką nam zafundowali. To się chyba nazywa ironią losu.
Usiedliśmy wszyscy wokół stołu. Najpierw był obiad. Potem wielki deser. Nasze matki napiekły tego jak na wesele. Potem rozmowy o wszystkim, czyli o niczym. W końcu chcieliśmy się wymknąć, mówiąc, że chcemy w spokoju obejrzeć prezenty które nam dali. I wtedy wyczułem pewne ogólne zdenerwowanie. Kazali nam usiąść mówią, że mają dla nas coś jeszcze. Coś bardzo ważnego. Więc usiedliśmy z powrotem. Czułem, że to coś naprawdę ważnego, inaczej nie zachowywaliby się tak... dziwnie. Tom chyba też tak uwazał. Sądząc po jego minie.
- Więc? Co jest takiego ważnego? - zapytałem normalnie. Pierwszy odezwał się mój ojciec. Jorg.
- Bill, synu... - dukał. - Uznaliśmy wszyscy, że wasze 18ste urodziny będą najlepszym momentem, żeby powiedzieć wam prawdę...
- Jaką prawdę? - Tom uprzedził moje pytanie.
- Właśnie. - dodałem. Znów po sobie popatrzeli.
- No nie gapcie sie tak, tylko mówcie. - zniecierpliwił się Tom. Ja też już miałem tego dosyć. To było co najmniej dziwne.
- Tom, kochanie - odezwała się jego matka. - To nie takie proste...
- Ale co nie jest takie proste? - teraz ja się zniecierpliwiłem.
- Powinniśmy im powiedzieć to już dawno. - odezwał się ojciec Toma.
- No to mów! - Tom naprawdę jest cholerykiem. Chwila ciszy i kilka westchnień.
- Musicie nas wysłuchać do końca, chłopcy. - to znów jego ojciec. - 20 lat temu ja i moja żona staraliśmy się o dziecko, ale w pewnym momencie wyszło, że nie możemy mieć dzieci...
- Ale co nas to obchodzi? - wtrącił się Tom.
- Cicho... - szturchnąłem go patrząc na moich rodziców.
- Znaleźliśmy kogoś, kto urodziłby nam dziecko. To twoja mama, Tom.
- CO???
- Wszystko poszło dobrze, tak jak wszyscy sobie tego życzyli. Aż do 5 miesiąca. Wtedy dowiedzieliśmy się, że to będą bliźniaki. - wywaliliśmy na nich oczy. - Chłopcy. Kiedy się urodzili, był problem, bo my chcieliśmy tylko jedno dziecko. Dogadaliśmy się i zostało na tym, że drugie zostanie u biologicznej matki.
- O czym wy mówicie? - usłyszałem swój własny łamiący się głos. Mama złapała mnie za rękę.
- To jesteście wy, chłopcy. - powiedziała a jej usta zadrgały od płaczu.
- Nie... - wyrwałem się.
- Tom został z Simone, a my wzieliśmy Billa. - powiedział mój... ojciec... Spojrzałem na Toma. Gapił się w swoje ręce. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Poczułem się tak, jakby rozpoczął się koszmar.

***********

No i jest! xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz