Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

15 sierpnia 2013

Mój głos to Ty...

„Mój głos to Ty… cz. 4″
Oskar.
Artur cały czas był dosłownie najeżony, wciąż rzucał na około wściekłe spojrzenia. Momentami na prawdę miałem stracha na niego spojrzeć. Wciąż coś burczał cicho pod nosem.
- Artur… spokojnie… – powiedziałem, patrząc jak wściekle napycha usta kiełbaską. Spojrzał na mnie spod łba i wpieprzał dalej. Popatrzyłem na ludzi. W pewnym momencie zauważyłem grupkę dziewczyn oddalonych od nas o jakieś 10 metrów pokazujące nas sobie palcami. Coś przy tym zawzięcie szeptały. No pięknie…
- Ty. Patrz. – szturchnąłem lekko brata. popatrzył tam. I od razu do mnie dotarło, że to nie był najlepszy pomysł. Wstał z miejsca i od razu do nich podszedł. Szybko poleciałem za nim chcąc zapobiec karczemnej awanturze.
- Na co sie gapicie?! – fuknął od razu jak tylko się zatrzymał. Dziewczyny zamrugały zaskoczone. – No pytam sie, na co sie tak gapicie! Wyrosły mi antenki na głowie?!
- Artur, przestań! – złapałem go za fraki.
- Co? Sam mi je pokazałeś!
- Bynajmniej nie po to, żebyś je zgnoił! – powiedziałem cicho odciagając go na bok. Dziewczyny odeszły obrażone. Sapnął wściekle.
- Wracamy do domu. – zakomunikował. Zmarszczyłem czoło.
- Co?
- To, co słyszałeś. – powiedział nawet na mnie nie patrząc i poszedł w stronę ulicy.
- Artur! – krzyknąłem za nim i szybko go dogonilem. – Boże… Czy ty zawsze musisz tak reagować? – spojrzał na mnie.
- To znaczy jak? – odpowiedział siląc się na spokój. Teraz ja sapnąłem.
- Pienisz się jak wściekły pies za każdym razem jak tylko cos o nim usłyszysz! To się robi na prawdę upierdliwe! – wytknąłem mu. Prychnął zły.
- A co? Mam mu iść podac rękę na dzień dobry? Jak ci się tak on podoba to idź se z nim pogruchać, ktoś cię siłą trzyma? Braciszek, od siedmiu boleści! – parsknął śmiechem.
- Słucham? – obruszyłem się. – Nie masz prawa mi niczego wytykać, przypominam ci, że to ty wciąż zrzędzisz kiedy stoisz przed lustrem!
- No taaak! Bo ty jesteś wniebowzięty widząc swoją morde. – wycedził.
- Zachowujesz się jak rozwydrzony bachor! – powiedziałem szarpiąc go za ramię chcac zatrzymać. – To nie moja wina, że stało jak sie stało, to nie ja wywaliłem naszą matkę za drzwi i to to nie ja sobie zażyczyłem, żebyśmy wdali się w niego, ty idioto! Myślisz, że masz te uczucia na wyłączność?! – zaczałem syczeć. – Nie siedzisz w tym gównie sam, niech od czasu do czasu raczy ci sie o tym przypomnieć. A jak nie podoba ci się braciszek jakiego masz, to go sobie zmień. – zakończylem wściekły i sam poszedłem szybkim krokiem w stronę ulicy.
Ta kłótnia była kategorycznym błędem…
- Jakbym patrzył na siebie i na brata. – usłyszałem po angielsku. Jak dobrze, że opanowalismy ten język do perfekcji. Stanąłem raptownie rozglądając się. Po chwili zobaczyłem kto do nas zagadał. Stał przed nami i uśmiechał się Tom Kaulitz. Spojrzałem na Artura wielkimi oczami. On miał nie wiele mniejsze. Wkopalismy się.
- Ee… – wyjąkałem. – To znaczy? (rozmowy z „BTK” oczywiście brzmią po angielsku, ale nie będę tutaj eksponować swoich umiejętności, bo to bez sensu. aut.) Zaśmiał się.
- Kłócicie się jak stare dobre małżeństwo z 30letnim stażem, mamy tak samo. I w ogóle jesteście… – zmarszczył brwi nadal się usmiechając. – łudząco podobni do Billa. – poczułem skurcz w żołądku. Popatrzeliśmy na siebie z bratem. Wpadliśmy, nie ma co.
- Ee.. to my już… my już musimy iść. – wybąkałem znowu. Nikt jednak nie ruszył sie z miejsca. Patrzeliśmy tylko na siebie z głupimi minami, a ten nadal się szczerzył.
- Jak się nazywacie? – zapytał w końcu. Był na prawdę całkiem wporzo. Znów na siebie popatrzeliśmy.
- Ee… – bąknął Artur drapiąc się między dredami.
- A coś więcej? – zasmiał się znów jakby nie było nasz wujek.
- Mam na imię Oskar… A to jest mój brat, Artur. – powiedziałem w końcu. Artur uśmiechnął się niemrawo stojąc z rękami w kieszeniach.
- Super. – powiedział i znów na chwilę nastała cisza. Za miast się ruszyć, stalismy i gapiliśmy się na niego jak para głąbów. W pewnej chwili wypalił.
- Ach, no tak, przypominam sobie, to wy śpiewaliście, kiedy my próbowaliśmy zorientować się w terenie? – pokiwalismy głowami na „Tak’. – Chodźcie, przedstawie was reszcie zespołu…
- Nie! – krzyknęlismy jednoczesnie ja i Artur. Tom popatrzył sie na nas dziwnie.
- To znaczy… – zaczałem szybko. – My musimy już wracać do domu… yy…
- Nasza mama potrzebuje pomocy przy sprzątaniu… ee…
- Jutro przyjeżdżają goście i…
- No dobrze, spokojnie. – powiedział śmiejąc się. – Pięć minut was chyba nie zbawi. – spojrzałem przerażony na Artura. Nie bałem się samego spotkania tylko tego, że on nie wytrzyma i w pewnym momencie wybuchnie. Tom poprowadził nas kawałek do stolików pod parasolami. Siedzieli tam wszyscy, włącznie z nim. Poczułem skurcz w żołądku, ale nie do końca pochodził on ode mnie… Artur zaczał się denerwować.
- O, kogo nam przyprowadziłes? – usłyszalem. To chyba Gustav czy jakoś tak…
- To Oskar i Artur. – zapamietał. – Śpiewali nasze utwory. – cała czwórka sie usmiechnęła.
- Mam wrażenie, że chca sie ponabijać. – mruknął mi Artur po polsku. Nie do końca go słuchałem. Patrzyłem na Billa, który przyglądał nam się jakby zobaczył UFO. No tak… Artur po chwili też to zauważył i zaczał mierzyc go krytycznym wzrokiem.
- To dziwne widzieć starego na żywo. – powiedział znów po polsku tak żeby nie zrozumieli. Zrobiłem oczy jak cebule.
- Zdebilałes? – powiedziałem jednoczesnie usmiechając sie do całej czwórki.
- No co się cykasz? On i tak nie rozumie ani słowa. – powiedział od niechcenia oglądając swoje paznokcie.
- Jak się nazywacie? – spojrzeliśmy na młodszego Kaulitza. A potem z wielkimi oczami na siebie.
- Kutwa, kojarzy fakty. – wymruczał Artur półgębkiem.
- Zwijamy się. – odpowiedziałem mu tym samym. – Wawrzyniak. – udzieliłem mu odpowiedzi. Nie byłem taki głupi, żeby mówic prawdę. – To my już pójdziemy, na prawdę.
- No co wy, jak się bawic to sie bawić! – powiedział ten drugi, chyba Georg. Czy jak mu tam.
- Mama potrzebuje ich do pomocy w domu. – zasmiał się Tom. Chyba jednak nie jest aż taki wspaniały, skoro sobie z nas kpi. Przestałem się usmiechać. Artur posłał mu wymowne spojrzenie.
- A co to, mama sama sobie nie poradzi? – zaśmiali sie wszyscy z wyjątkiem Billa. Plus dla niego… już przeczuwałem co zaraz nastąpi.
- Takie śmieszne? – usłyszałem śmiertelnie poważny ton głosy mojego brata. Spojrzałem na niego. Wyraz twarzy miał jeszcze bardziej powazny. Wszyscy ucichli patrząc na niego.
- Całkiem zabawne. – powiedział po chwili któryś z GG. Zachichotali razem z Tomem, Bill nadal siedział cicho. Patrzył tylko po każdym i myślał. To on potrafi myślec…?
- W takim razie to co teraz powiem pewnie też was bardzo rozbawi. – usłyszałem znów barata. Nie odzywałem się, w tej chwili akurat postanowiłem nie zamykac mu gęby. Cała czwórka spojrzała na niego. Skrzyżował ręce na piersi. Chwila ciszy a potem…
- Mam nadzieje, że mój angielski jest zrozumiały, bo nie będe sie powtarzał. Miliony w kieszeni nie określają człowieka i na pewno nie czynią go lepszym, więc schowaj sobie, facet, swój usmieszek w buty. – miny im zrzedły. – Jeśli myślisz, że możesz sobie kpić z normalnych ludzi tylko dlatego, że twoją gębę tatuują sobie laski na dupie, to cię własnie rozczaruję. – teraz zrobili wielkie oczy. – I nie wyobrażaj sobie, że skoro wybrzdąkałem na swojej gitarze wasze dwa chłamy a mój brat zdarł sobie na nich gardło, że możecie robić sobie z nas podnóżki. Uważaj, żebys sobie na mnie zębów nie wybił. – zwrócił sie bezpośrednio do Toma. Nikt sie już nie usmiechał. Pilnowałem sytuacje, aby się za bardzo nie zapedził. – Mina jak srający kot na puszczy, ktoś osmielił ci się powiedziec kilka słów prosto w twarz, co nie? – zakpił Artur, śmiejąc się bez skrupułów. Zaciągnąłem sie powietrzem, powstrzymując sie od smiechu. On i te jego teksty z kosmosu! – Zbieramy się, Oskar. – odwrócił sie do mnie ze złosliwą miną. – Nie dorastamy do pięt temu towarzystwu. – parsknął śmiechem. – Na drugi raz zanim wybiorę jakiś szajs na grę na swojej gitarze, jednak poważnie się zastanowię nad Bieberem. O nim już przynajmniej nie słychać… nic. – spojrzał na osłupiały zespół i poszedł przed siebie.
- Na razie! – porzegnałem się bezczelnie się usmiechając i ruszyłem za bratem. Pogratulowałem mu od razu.
- Byłes zajebisty! – zasmiałem sie przypominając sobie ich miny.
- Taa… – burknął. Spojrzałem na niego.
- Ej, co jest? Dowaliłem wszystkim razem i każdemu z osobna, powinieneś być z siebie dumny!  szturchnąłem go usmiechem. Spojrzał na mnie.
- Co jak co, ale takiej głupizny prędzej spodziewałbym sie po naszym starym, a nie po nim. Z tego co mówiła mama, powinien być w porządku, a tym czasem rzeczywistość okazała się odwrócona o 180 stopni. Stary piorunował go wzrokiem, zniesmaczony głupotą, a ten się z nas nasmiewał, razem z resztą, z resztą. – prychnął. – Debil. – dodał zły.
- Oj, mama mogła nam tylko co nieco opowiedziec, my go nie znamy. Moze to jest własnie to jego nie tuzinkowe poczucie humoru. Tylko my się na nim nie poznalismy.
- Nie ważne. Nic go nie upoważnia, nawet ‚nie tuzinkowe’ poczucie humory. Żeby kpić. Z nas. – westchnąłem. No, miał rację. Ale zastanawiał mnie Bill sam w sobie. Inaczej go sobie wyobrażałem. Myslałem, że bedzie właśnie taki, wywyższający się, wysmiewający, a on tym czasem okazał sie całkiem inny. I Artur też to dostrzegł. Wzieliśmy sobie jeszcze po trzy gofry ze wszystkim i ruszylismy powoli do domu. Byłem pewien, że jak tylko przejdziemy przez próg, Artur natychmiastowo zda relację mamie ze wszystkiego z najmniejszymi szczegółami. A już na pewno ze swojej konfontacji z nimi.
Usmiechnąłem się patrząc na jego zawziętą minę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz