Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

16 sierpnia 2013

Brakujący Element Układanki. (9/?)

BILL.

Po kilku nieskończonych minutach przyszło opamiętanie. Zarówno dla niego jak i dla mnie. Odsunęliśmy się od siebie, nawet na niego nie patrzyłem. Natomiast on... czułem na sobie jego wzrok. To on to zainicjował. Wiedział o tym. Nie zamierzałem stwarzać sobie żadnych złudzeń. Nawet jeśli coś by się w nim odezwało... to to nic nie znaczy. To znaczy bardzo wiele... ale zakazują nam tego bardzo bliskie więzy krwi. Nawet gdybyśmy chcieli, ukrywali to...  To by nas doszczętnie zniszczyło. Na pewien czas byśmy się nawzajem uszczęsliwili, a potem... spadlibyśmy z samego szczytu na samą dupę, i to tak boleśnie, że pewnie byśmy się nie pozbierali. Tego nie można było nawet zaczynać. Nie mogłem na to pozwolić. Tom był pospolitym babiarzem... ale dobrze wiedziałem, byłem pewny, że mnie by tak po prostu nie wykorzystywał. Ale to nie ma znaczenia, my nie możemy dać sobie nic więcej, niż to, co może dać jeden brat drugiemu. Nic więcej...
Pozbierałem się z podłogi i stanąłem na chwiejnych nogach. Czułem jak palą mnie policzki. Cały czas na mnie patrzył, nie chciałem na niego spojrzeć. Obiecałem sobie, że nigdy więcej, a on tak po prostu...
Nie oszukujmy się. Chciałem tego. Chciałem, żeby był mój, ze mną i tylko dla mnie. Ale to przekraczało wszelkie granice zdrowego rozsądku. To się nie mogło powtórzyć. Nigdy więcej...
- Nigdy... więcej, Tom... - wydukałem drżącym głosem, podpierając sie stołu i nadal uparcie na niego nie patrząc, tak jak on uparcie patrzył na mnie.
- Przepraszam. - usłyszałem. On NIGDY nie przeprasza. Nie bezpośrednio. Teraz musiałem na niego spojrzeć.
- C-coo?? - wyjąkałem. Byłem na prawdę zaskoczony.
- Przepraszam. - powtórzył, wzruszając ramionami. Oczy otworzyły mi się szerzej. Wciąż musiałem przytrzymywać sie stołu, bo nogi wciąż miałem jak z waty. - To było najgłupsze co mogłem zrobić. Teraz już na pewno cię nie odzyskam. - westchnął. Dopiero teraz dostrzegłem w jakim jest stanie. Miał podkrążone oczy, worki pod oczami i w ogóle cały był blady jak ściana. Poczułem pieczenie w końcikach oczu.
- Ale... ty mnie nie straciłeś przecież... - wydukałem znów kompletnie zszokowany. On całkowicie okręcił całą sprawę na opak! On myśli, że to on coś źle zrobił, a to przecież ja byłem winny. Jak on się może o to obwiniac, jak...
- Straciłem. - powiedział, pokiwawszy głową. - Nie wiem co zrobiłem nie tak, ale wybacz mi i wróć. - powiedział zrozpaczony i wtulił sie we mnie. Nie wiedziałem co zrobić, jak mu to wszystko wytłumaczyć, że to nie jego wina, że nie moge wrócić... Wbrew sobie przycisnąłem go mocno do siebie. Oparłem policzek o jego ramię gładziłem jego plecy co chwilę mocniej się cisnąć.
- Ale to nie twoja wina, Skarbie... - wyszeptałem mu w szyję. Byłem deczko od niego wyższy, garbiłem się, żeby móc wtulić się w jego tors. Poczułem jak gładzi mnie po włosach.
- A czyja? Kto coś zrobił źle jak nie Tom Kaulitz? - powiedział z sarkazmem. Westchnąłem. Nie chciałem się od niego odsuwać, ale gdy zacząłem sie prostować, przycisnął mnie sam do siebie powstrzymując mnie tym samym i przytulając policzek do moich włosów.
- Ja... - szepnąłem mu w szyję. Odsunął mnie od siebie sam i spojrzał mi w oczy.
- Ty? - popatrzył na mnie jak na głupka. Byłem głupi. Odwróciłem twarz, ale sam zaraz odwrócił ją z powrotem do siebie za podbródek. - Co takiego zrobiłeś, co? - spytał patrząc na mnie. Delikatnie zawadził kciukiem o moją dolną wargę. Przymknąłem powieki czując mróweczki. Westchnąłem cicho.
- Zakochałem się... w tobie. - powiedziałem nie otwierając w ogóle oczu. Po kilku chwilach bezwzględne ciszy, spojrzałem na niego. Oczy jak 5 zł. Nic nie mówił. Patrzył tylko na mnie w totalnym zaskoczeniu. Z całą pewnością spodziewał sie wszystkiego, że coś komuś ukradłem, że kogoś zabiłem, że dawałem dupy za pieniądze, ale nie tego, ze zapałałem namiętnością do własnego bliźniaka. Ja też w gruncie rzeczy spodziewałbym sie wszystkich wyżej wymienionych rzeczy niż tego.
- Ale... CO??? - wybałuszył oczy jeszcze bardziej. Uśmiechnąłem sie lekko. Wyglądał słodko.
- To co słyszales. - powiedziałem już bez uśmiechu. Ze smutną miną patrzyłem mu w oczy. - Kocham ciebie... To jest właśnie to co zrobiłem źle. Zakochałem się we własnym bracie. - mój głos przepełniła gorycz. - Jak miałem ci to wyjasnić? Jak miałem ci o tym powiedzieć? CO miałem ci powiedzieć? To jest chore... Momentami na prawdę czuje się jak jakis pieprzony zboczeniec. Starałem się sobie z tym jakos poradzić, zepchnąć to gdzies na bok, ale nie dało się. Nie kiedy ty wciąz byłeś obok. Wciąż się na ciebie natykałem, wciąż cię widziałem, w takich okolicznościach nie mogłem tego z siebie wyplenić. - tłumaczyłem mu, a on tylko na mnie patrzył i słuchał. - Nie myślałem, że ty w taki sposób okręcisz cała sprawę, żeby wyszło, że to ty zawiniłes. To tyko i wyłącznie moja wina. Ja się o to nie prosiłem, na prawdę, nawet nie wiem kiedy do tego doszło, ale na prawdę już nie dawałem rady... i uznałem, że jesli usunę się... to będzie mi łatwiej. Jesli nie będe cie widywał. A sprawa z zespołem... Nie wystarczyło gdybym się tylko wyprowadził, nadal często widywałbym sie  z toba na próbach, musiałem całkowicie się odciąć. Nie chciałem was zostawiać, na prawdę... ale powiedz mi, co innego mogłem zrobić w tej sytuacji? - popatrzyłem na niego.
- Boże... - zająknął się. Mrugał oczami zawzięcie, jak by myślał, że to sen z którego nie mógł się wybudzić. Też chciałbym, żeby to był tylko głupi koszmar. - Ale dlaczego mi wczesniej nie powiedziałes, przecież razem jakoś dali byśmy sobie rade, tak jak zawsze... - jak zwykle optymistyczny jeśli chodzi o jego braciszka.
- Razem? - przerwałem mu. - Czy ty siebie słyszysz? KOCHAM CIĘ, Tom, i bynajmniej nie tylko jak brata. Jak ty to sobie wyobrażasz? Że pogadamy kilka godzin, ja ci wszystko opowiem, pogdybamy, i co? Co dalej? Ja nie jestem jakąs maszyną, że wciśniesz jakiś guziczek i wszystko samo sie naprawi. Nic sie nie naprawi. Przynajmniej nie tak jakbyśmy tego chcieli, bo to nigdy nie zniknie, rozumiesz? To nigdy do końca nie zniknie. Przykro mi, że do tego dopuściłem. - powiedziałem nie patrząc już na niego. - A teraz wyjdź, idź już sobie, dopóki mam jeszcze siłę, żeby jako tako się jeszcze trzymać. - odwróciłem się od niego. Westchnąłem. Po jaką cholerę on tu za mna przyjechał. I skąd w ogóle wiedział? No, tak DJ... zabiję france. Jęzor jak stąd do Warszawy.
Nagle całkowicie się tego nie spodziewając, poczułem jego dłonie na swoich ramionach. Odwróciłem się z powrotem do niego patrząc na Toma. Zbliżył się do mnie.
- Bill... - szepnął. - Ja... zrobię wszystko, rozumiesz? Wszystko, żebyś tylko do mnie wrócił. - patrzyłem na niego zrozpaczony. Czyżby on na prawdę był az do mnie przywiązany, że nie mógł, po prostu nie potrafił beze mnie żyć? Mnie też było cholernie cięzko, ale jakoś dawałem sobie radę.
Przysunął się jeszcze bliżej mnie i musnął wargami moją szyję. Zabił mnie tym po prostu...
- Tom, nie... - chciałem go odsunąc, ale tylko jęknąłem gdy poczułem na skórze jego wilgotny, goracy język.
- Ahaa... - wyjęczałem z aprobatą gdy przyssał się do mojej szyi. Objąłem go jedną ręką w pasie, a drugą pogładziłem go po karku. Przeniósł pocałunki na moją krtań, odchyliłem głowe do tyłu, umożliwiając mu łatwiejszy dostęp. Przyjemne dreszcze latały mi po plecach. Urwane westchnienie wydarło mi się z ust kiedy po raz drugi poczułem jego dłoń pod swoim t-shirtem. Po chwili znów przeniósł pocałunki dalej, na druga stronę mojej szyi. Otworzyłem lekko oczy. Wszystko było zamazane. Boże... co ja wyprawiam... myślałem. Chciałem go odsunąć, wykopać za drzwi, niech spieprza, byle dalej ode mnie, bo tak będzie najlepiej, ale... nie mogłem. Nie umiałem się do tego zmusić. Mógłby mnie teraz zerżnąć na tym stole stojącym obok, nie zawahałbym sie nawet chwili.
Delikatnymi muśnięciami przeniósł swoje usta na mój policzek. Całował go delikatnie, nie śpiesznie... A ja miałem w brzuchu prawdziwa sensację. Stado motyki po prostu szarżowało, serce waliło mi jak młotem. Myślałem, że zaraz odlecę. Tom poprowadził mnie powoli pod ścianę i oparł mnie o nią. Spojrzał mi w oczy. Już wiedziałem, że czas ostateczny to przerwać. Kiedy pochylił sie, żeby kolejny raz mnie pocałować, połozyłem płasko dłonie na jego klatce piersiowej i mocno się zaparłem, nie pozwalając mu na to. Spojrzał na mnie. Ja równiez patrzyłem mu w oczy.
- Tak nie można, Tommy... - szepnąłem. Zamrugał.
- Nie wierzę, że tego nie chcesz. - szepnął równie cicho.
- Chcę, ale...
- W takim razie nie ma żadnego 'ale'. - przerwał mi i ponownie chciał wpić sie w moje usta. Po raz drugi go powstrzymałem. Spojrzał na mnie.
- Jeśli nie chcesz tego zakończyć dlatego, że jesteśmy rodzeństwem, to zrób to dlatego, że to jest karane przez prawo. - powiedziałem.
- Tylko wtedy jesli ktoś sie o tym dowie. - powiedział patrząc mi w oczy i gładząc po policzku. Miałem tą szansę... ale nie mogłem sobie pozwolić na to, aby ją wykorzystać. Nie mogłem. To absurd.
- Tom... proszę cię, odsuń się. - on nawet nie wiedział jak ciężko było mi to wszystko robić. Odtrącac go...
- Przecież tego nie chcesz.- powiedział odsunąwszy się jednak troche ode mnie.
- Nie, nie chcę... - przyznałem, nie patrząc na niego.
- Więc w czym problem? Nikt nie musi o niczym wiedzieć... - westchnął krzywiąc sie lekko.
- Ty nic nie rozumiesz, jak zwykle. - powiedzialem. - Nie możemy i tyle, bo to jest absurdalne, niemoralne, zboczone i karalne. Wystarczy ci argumentów? - patrzył na mnie.
- Bill...
- Nie. - przerwałem mu. - Idź już, wracaj do domu. - odepchnąłem go leciutko aby móc wyjść spod ściany.
- Bill, mój dom jest tam, gdzie ty jesteś. - powiedział, a ja ukryłem twarz w dłoniach. Przytulił się do moich pleców. Postanowiłem wykorzystać chwyt poniżej pasa. Jeśli to nie zadziała to już nie wiem...
- A to nie jest tak, że... chcesz mnie po prostu... wziąć... i tyle? - powiedziałem starając się nie jąkać. Poczułem, że odsunął się lekko ode mnie. usłyszałem ciche prychnięcie. Podziałało...
- Wiem, że wykorzystywałem wszystkie laski tak jak leciały, ale bardzo przykro mi słyszec, iż uważasz, że zrobiłbym to samo z własnym rodzonym bratem. Który jest facetem. W odróżnieniu od wszystkich panienek, które miałem. Cholera, Bill! - stnał przede mną i potrząsnał mną. - Nie skrzywdził bym cię za żadne skarby, nawet gdyby mi dopłacali, rozumiesz??? - nie podziałało. Spojrzałem na niego między palcami.
- Tom, błagam cię... - jęknąłem. Przytulił mnie delikatnie głaszcząc po głowie.
- Billy, ja na prawdę nie umiem bez ciebie... nie potrafię... Zrozum, proszę... Chyba, że chcesz mieć mnie na sumieniu. - co??? Teraz to on sięgnął po chwyt poniżej pasa, ale jaki!!
- O czym ty mówisz?? - zapytałem patrząc na niego.
- Nie potrafię bez ciebie zyć...
- No i?? - popatrzyłem na niego miażdżącym wzrokiem. - Chcesz mnie szantażować? Co?? Chcesz mi włazic na uczucia, kretynie?! - krzyknąłem odpychając go od siebie tak że zrobił kilka kroków w tył. Oddychałem głęboko. Przegiął, po prostu przegiął.
- Przepraszam... - zaczał, podchodząc do mnie z łapami.
- Wal się. - powiedziałem odpychając jego dłonie.
- Billy...
- Wynoś się. - powiedziałem patrząc na niego. Otworzył szeroko oczy. - No co tak sie gapisz, wynocha! - krzyknąłem wskazując mu drogę do drzwi. Ruszył z miejsca, ale nie poszedł w wskazywaną przeze mnie stronę, tylko podszedł do mnie. Chwycił mnie w pasie i podniósł tak że moje nogi dyndały pół metra nad ziemią. - Tom, co ty wyprawiasz! - on nic tylko zaczał się okręcać ze mna dookoła. Zawsze mnie tym rozśmieszał, kiedy się pokłóciliśmy. Ale teraz tak łatwo mu nie pójdzie. Chociaż już zbierało mi sie na chichot. - Puszczaj mnie, złamasie! Słyszysz?! - krzyczałem kopiąc go lekko po nogach. Pociągnąłem go mocno za dreda kiedy to nie skutkowało. Skrzywił się lekko, pisnął 'Au!', ale mnie nie puścił. Dopiero kiedy specjalnie się wychyliłem i polecialismy na stół, w locie posadził mnie na niego i puścił. Załozyłem ręce na piersi i patrzyłem na niego z kamienną miną.
- Nie udawaj, nie jesteś już zły. - powiedział z tą samą jak zawsze słodką minką. Nic nie odpowiedziałem, odwróciłem tylko wzrok. - Bill, proszę cię. - wymruczał. Poczułem jak znów mnie całuje. Ale tam gdzie biło teraz szalenie moje serce. Spojrzałem na niego. Wbrew sobie pogłaskałem go po głowie, debil. Przytulił się policzkiem do mojego serca. Przygarnąłem go do siebie, z cięzkim westchnieniem. Wiedziałem, że dzisiaj już na pewno się go nie pozbędę. Z resztą, i tak tego nie chciałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz