Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

11 marca 2014

19. Pierwsze kłopoty

Tom

Nie mogłem patrzeć na moich rodziców… z resztą kto tu jest czyim rodzicem to dość skomplikowana sprawa. Skończyły się wspólne obiady, rozmowy przy kakao, spacerki wieczorami… Jeśli chciało mi się jeść, schodziłem na dół, przygotowywałem sobie kanapkę i wracałem do siebie nie odzywając się ani słowem. Kiedy miałem ochote na kakao, robiłem je i też wracałem do siebie. Widziałem, że matkę bardzo boli cała ta sytuacja, ale to nie była przecież moja wina. Zapracowali sobie. Naprawdę nie miałem pojęcia co oni sobie wyobrażali… kiedy nam powiedzieli o wszystkim, że nagle staniemy się jedną wielką rodziną czy co? Bo naprawdę nie rozumiem. Sprawa byłaby o wiele prostsza gdyby nie to, że ja i Bill… zakończenie tego nie wchodziło w grę. Oboje to wiedzieliśmy. Prędzej damy się zlinczować.
Bill bardzo to wszystko przeżywał. Znalazł sobie jednak pewne wyjście z tego gówna. Bardzo kocha rodziców, ale tak jak ja nie potrafi już z nimi żyć tak jak dawniej. Tyle, że ja mam nieco inny charakter i po prostu mam na swoich wyjebane. Kiedy matka coś mówi, moja odpowiedź składa się z dwóch słów. ‘No, mhm.’ A Bill na całe dnie znika z domu. Chodzi gdziekolwiek byleby tylko jak najmniej czasu siedzieć w tym cyrku. Większość czasu z tego spędza ze mną, ma się rozumieć. Spotykamy się na mieście, ostatnio nie mamy warunków na … coś innego. Nasi starzy chyba przyrośli do tych taboretów. Musimy zadowalać się maleńkimi pocałunkami, gdzieś w głębi parku, gdzie nikt nas nie widzi. Gdybyśmy wiedzieli, że zostało nam tak mało czasu, wykorzystalibyśmy ten czas o wiele lepiej.
Któregoś dnia po powrocie ze szkoły pisałem z Billem. Nie dość, że widziałem go od rana do 14 to potem jeszcze pisaliśmy całe popołudnie. Ale brakowało nam siebie cały czas. Dosłownie przypadek sprawił, że rozpętała się wojna…
Zwykle nie zostawiałem telefonu na wierzchu. Zawsze mam go przy sobie, a już na pewno od momentu kiedy zacząłem chodzić z Billem. Ale tego jednego pieprzonego razu zostawiłem telefon na biurku. Wyszedłem bo na domowy zadzwonił kumpel z klasy z pytaniem o lekcje. Nie było go dzisiaj w budzie. Rozmawialiśmy jakieś 15 minut. Wystarczyło, żeby matka przeryła mi telefon.
Kończyłem właśnie rozmawiać, kiedy zbiegła blada jak ściana po schodach. Kiedy na nią spojrzałem od razu się domyśliłem, że coś jest nie tak, ale nie myślałem, że grzebała w mojej prywatnej rzeczy. Co jak co, ale miałem do niej jeszcze troche zaufania, nigdy wcześniej tego nie robiła. A przynajmniej ja o tym nic nie wiem. Odłożyłem słuchawkę na miejsce i popatrzyłem na nią. Czułem, że coś się kroi…
- Co się stało? – zapytałem oschle. Bez przesady. Widać było, że coś naprawdę wyprowadziło ją z równowagi. Patrzyła na mnie tak jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu. – Co się stało… - powtórzyłem głośniej, ale weszła mi w eter.
- Chodź do salonu. – powiedziała tylko i ruszyła. Nie myśląc wiele ze zmarszczonymi brwiami poszedłem za nią. – Siadaj. – powiedziała stając naprzeciw mnie.
- Dzięki, postoję. – odbiłem.
- Dobrze, więc stój. Ale wytłumaczysz mi się z czegoś. – powiedziała patrząc na mnie uważnie. Spostrzegłem się, że była naprawdę roztrzęsiona. Tylko czym, do cholery?
- Zostawiłem otwarty sracz? – zapytałem unosząc prowokująco brew do góry. Nie zamierzałem być miły.
- Nie bądź bezczelny. – fuknęła. Parsknąłem śmiechem.
- Ja? Ja bezczelny? – prychnąłem. – Jesteś śmieszna.
- Zaraz przejdzie ci ochota na dowcipy. Mam nadzieję, że to rzeczywiście jakiś dowcip, bo…
- Bo co? – podchwyciłem. – O co ci w ogóle chodzi, matka?
- O to, co robisz ze swoim bratem! – wykrzyczała. Popatrzyłem na nią nie rozumiejąc jej kompletnie.
- Co niby robię ze swoim bratem?
- Będziesz rżnął głupa, aż ci pokarzę sama CO Z NIM ROBISZ?!
- Ale o co ci, kurwa, chodzi, matka…!
- Nie tym tonem! Mam dość twoich fochów! Nie po tym co przed chwilą zobaczyłam! Masz mi to w tej chwili wytłumaczyć albo wylecisz z domu! – wykrzyczała i trzasnęła na stolik mój telefon. Otworzyłem szeroko oczy.
- Co ty robisz z moim fonem?
- Dostałeś smsa od Billa. – powiedziała siląc się na spokój. – Zobacz sobie. – dodała nie mogąc chyba wytrzymać. Chwyciłem szybko telefon i odczytałem odczytaną już wiadomość. Coś ścisnęło mnie w brzuchu…

Tommy, cholera jasna, nawet nie wiesz jaką mam ochote… miesiąc to chyba przesada, nie uważasz, że coś jest między nami nie tak, skoro tyle czasu się nie seksiliśmy? ;)

Spojrzałem na matkę wielkimi oczami. I jak ja jej to miałem niby wytłumaczyć?
- No, słucham. Co to jest za ‘seksiliśmy’?! – przełknąłem ślinę patrząc to na telefon to na nią. Bill napisał to w taki sposób jakbyśmy przeżywali kryzys małżeński, a tak naprawdę była to tylko żartobliwa forma stwierdzenia faktu. Rzeczywiście tyle czasu się nie seksiliśmy.
W końcu wybuchnąłem nerwowym smiechem.
- Co cię tak bawi, co?! To już nie chodzi o sam fakt, że coś rozbiliście, ale gdyby dowiedział się o tym ktoś z zewnątrz, w najlepszym wypadku trafilibyście do domu wariatów, a w najgorszym za kraty! Nie myśl, że będę ci tam paczki nosiła. – wycedziła na sam koniec. Prychnąłem. Postanowiłem za wszelką cenę się wykręcić.
- Naprawdę wzięłaś to na serio? Matko Boska, bo się zaraz ze śmiechu posram! – naprawdę zacząłem się śmiac.
- Zaraz przestanie ci być do śmiechu. Nie jestem idiotką, Tom, jestem twoją matką. I wiem, że teraz robisz wszystko, żeby tylko wybrnąć z tej chorej sytuacji.
- Jakiej chorej sytuacji? – zapytałem zaraz.
- A jak inaczej to nazwiesz? Bill chyba wciąż czegoś oczekuje od ciebie, skoro tyle czasu na nic nie pozwalałeś, może się opamiętałeś… nie powinniśmy tego wszystkiego robić, nie powinniśmy się tu sprowadzać…
- Chcesz mi powiedzieć, że przyjechaliśmy na tą wioche tylko po to, żebym poznał Billa? No to też wam się to udało, drodzy rodzice! Powinnaś się cieszyć! Tak się pokochaliśmy, że aż wsadziliśmy sobie nawzajem chuja w dupe! – jej mina była bezcenna. – Myślisz, że ja go teraz od siebie w jakiś sposób odgradzam? Że raptem coś mi się odwidziało? Jesteś w błędzie, mamusiu. Nie robimy nic tylko dlatego, że nie mamy gdzie. Taka jest prawda, mamusiu.
- Tom!
- Co tom, co Tom? To jest wasza wina. Tylko i wyłącznie wasza. Gdybyśmy chowali się razem być może by do tego nie doszło, ale przed laty postanowiliście robić co się wam żywnie podobało, handel dziećmi też jest karalny, kochana mamo. – patrzyła na mnie wielkimi oczami. – Bezwiednie sami do tego doprowadziliście. I ostrzegam cię, jeśli zaczniesz ze starymi coś kombinować, narobię ci kłopotów.
- Nie handlowałam dziećmi, przestań… - próbowała się bronić. – Nie możesz mnie o coś takiego oskarżać.
- Ale o surykactwo jak najbardziej. – wycedziłem. – Jak inaczej nazwiesz to co się stało? Są dwie szczęsliwe pary, z czego jedna nie może mieć dzieci. Tak więc wymyśla sobie, że kobieta z drugiej pary zajdzie w ciążę z facetem z pierwszej pary i odda im dzidziusia bo sami nie starają się o małego. To jest właśnie to o czym mówie. Powiedz mi, jak długo Trumperowie oglądali nas z każdej strony zanim zdecydowali się na Billa? A może targowali się za którego weźmiecie mniej kasy? Bill jest słabszy ode mnie więc pewnie to było kryterium, mam rację? – zapytałem z kpiącym uśmieszkiem. – Nie mieć do nikogo o nic pretensji, jeśli sama masz nieczyste sumienie, mamusiu. Odwróciłem się żeby odejść.
- Nie pozwolę na kontynuowanie tego…
- Rób co chcesz. Też mogę uprzykrzyć ci skutecznie życie. Zobaczymy kto z nas jest bardziej wyrodny. – z lekkim uśmiechem wróciłem do siebie. Przez jakiś czas siedziałem zamknięty w pokoju. Stary był w robocie, ale byłem pewny, że jak tylko wróci matka zaraz mu o wszystkim opowie. O naszej miłej rozmowie też. Ze szczegółami. Znałem ją i wiedziałem, że zdołałem ją trochę przestraszyć. Ale musiałem ostrzec Billa. Musi wiedzieć zanim go zaatakują.


- Dowiedzieli się.

- O czym? Tęsknie za tobą. :*

- Nie teraz, kocie. Mamy problem.

- Jaki?

- Matka przeryła mi telefon. Suka nie ma chyba żadnych skrupułów.

Kilka minut ciszy…

- Chyba nie powiesz mi, że…?

- Przeczytała twoją ostatnią wiadomość. Nie wiem czy widziała coś więcej.

- Tom, idioto, na telefon zakłada się blokady! Hasła, PINy, cokolwiek!

- Jakoś nie spodziewałem się, że stara będzie mi ryła jak świnia!

- A spodziewasz się, że urwę ci kutasa?!

- Kotek, mamy ważniejsze sprawy, chuja urwiesz mi później.

- Masz jak w banku. Co gadała?

- Próbowała się wymądrzać, ale chyba udało mi się jej na jakiś czas skutecznie zamknąć gębę. Przynajmniej do powrotu starego z roboty.

- Co jej powiedziałeś?

- Troche postraszyłem… w każdym bądź razie myślę, że na razie nic nie zrobi. Bez porozumienia z mężulkiem.

- A co może zrobić, jesteśmy pełnoletni, z resztą za to  co zrobili nasi starzy, też ich mogą wsadzić.

- właśnie to jej powiedziałem. Trochre się przeraziła, widząc, że byłbym wstanie coś komuś na ten temat pisnąć.

- Tom, jesteśmy pełnoletni, nic nam nie zrobią.

- Uczepiłes się tego jak rzep psiego ogona. Bill, nasza pełnoletnośc jest dla nas kulą u nogi. Gdyby nie to w razie czego traktowali by nas jak dzieci, teraz będą mogli nas wsadzić. I będziemy musieli uważać, żeby się zaczęto nie schylać po mydło. ;/

- Daj spokój, twoja matka nie wsadzi cie za kraty.

- Wiesz co mi sugerowała zanim zamknąłem jej gębę?

- Co?

- Że ja chcę się z tego wycofać, a ty wciąż mnie nagabujesz. Bo nie uprawialiśmy sexu od miesiąca. Oparła swoją myśl na podstawie twojego smsa który przeczytała.

- No fajnie, dzięki. ;/

- Twoi starzy jeszcze cie nie zlinczowali?

- Nie, nic się nie dzieje… jeszcze.

- I do wieczora podejrzewam, że nic się nie stanie.

- wtedy twój ojciec wraca?

- To nie jest mój ojciec. Ale tak, wtedy wraca. Jesteś teraz w domu?

- Tak, czemu?

- Spotkamy się tam gdzie zwykle.

- Ok., będę za 30 minut. Całusy. :*

- :*

- Postawie ci laskę na ławce.

- Bill… o.0

- :D


 Bill się nigdy nie spóźnia i nie spóźnił się i teraz. Kiedy go zobaczyłem od razu się uśmiechnąłem, mimo lekkiego nie pokoju w sercu. Gdybym go stracił, chyba bym umarł.
- Hej, kochanie. – powitałem go całując na dzień dobry. Zamruczał mi w cicho w usta.
- Hej. To co z tą laską? – zapytał z szerokim uśmiechem. Przewróciłem oczami.
- Bill, błagam. – znów się zaśmiał. Przyciągnął mnie do pocałunku i tak trwaliśmy jakieś dobre 5 minut… gdyby ktoś szedł teraz tą drogą, którą przyszedł Billy, mógłby pomyśleć że całuję niezłą laskę… dopiero po chwili zorientowałby się, że to całkiem niezły facet. Nie mogłem się oderwać, nasze języki ocierały się o siebie powoli, niespiesznie. Oboje baliśmy się, że nas rozdzielą. Po chwili odsunęliśmy się od siebie na milimetr i w ten sam sposób oblizaliśmy usta. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Uwielbiałem jego oczy, chociaż sam miałem takie same. Chwyciłem go za podbródek i znów pocałowałem. Ochoczo rozchylił wargi i wsunąłem w nie swój język. Nasze języczki znów zaczęły się o siebie ocierać, poczułem jak oplata mnie rękoma za szyję. Sam zsunąłem ręce na jego jędrny krągły tyłem i ścisnąłem lekko pośladki. Zamruczał. Uwielbiał kiedy to robiłem, a jak uwielbiałem jak mruczał mi do ust. Zwykle miał na głowie lwią grzywę, ale teraz jego włosy były przygładzone. Wyglądał uroczo.
- Mmm, jesteś taki słodki… - teraz to ja mruczałem. Zachichotał cicho, po czym zaczął zjeżdżać dłońmi z mojej szyi na tors. Patrzyliśmy sobie w oczy.
- Tom…
- Tak?
- Mm… coś mi przyszło do głowy…
- Co takiego?
- Tutaj rzadko kto przychodzi…
- No…
- … bo to prawie sam środek parku…
- Tak…
- … więc…
- Mhm…
- … zróbmy to na trwie!
- CO?! – wytrzeszczyłem na niego oczy. Szczerzył się jak głupi, a mi gały wychodziły z orbit. – Jesteś niewyżyty. – stwierdziłem w końcu.
- No, to jest rzeczywiście prawda, biorąc po uwagę to, jak dawno tego nie robiliśmy. – powiedział układając usta w Dziubek.
- Trzy tygodnie, to tak długo?
- Tom, to jest wieczność!
- Przesadzasz. – powiedziałem niezbyt przekonująco patrząc na niego. Wyczuł to natychmiast.
- Tommy, nie udawaj, że nie chcesz…
- Bill, matka dopiero co się dowiedziała… - próbowałem się bronić.
- Przecież jej tu nie ma…
- Nigdy nic nie wiadomo.
- To znaczy? – zachichotał znów zjeżdżając dłońmi na moje biodra.
- To znaczy, że mogła nawet za mną iść.
- Przesadzasz. – powtórzył moje słowo tyle że jemu udało się to wypowiedzieć pewnym głosem.
- Własnie, że nie…
- Uważaj, bo zaraz wyskoczy zza krzaka… - zachichotał znów.
- Bardzo możliwe… Och, Bill! – jęknąłem gdy zacisnąl delikatnie rękę na moim kroczu. – Bill, jesteśmy w miejscu publicznym!
- Nikogo tu nie ma, głuptasie. – znów chichot. – Z resztą, zawsze chciałem to zrobić na łonie natury.
- W takim razie powinniśmy stać teraz w lesie, a nie koło ławki ze śmietnikiem.
- A tam, szczegóły. – wciąż ugniatał moje krocze przez obszerne spodnie, a ja czułem, że zaraz nie wytrzymam, zerżnę go na tej ławce ze śmietnikiem. – W lesie jest pełno robali, a tu, patrz jak ładnie… łączkę obrastają dookoła żywopłoty, nikt nas nie zobaczy.
- Ale na pewno usłyszy, przyleci i wtedy zobaczy. – stwierdziłem hamując jęk.
 - Będziemy cicho.
- Ty nie potrafisz być cicho.
- Teraz będę.
- Nie umiesz.
- Chcesz się założyć? – zapytał zadziornie unosząc brew. Nie zdążyłem nic konkretnego powiedzieć. Przykucnął i rozpiął zamek spodni. Trzymały się na pasku więc nie spadły. Wyciągnął go z bokserek i wziął głęboko do ust. Momentalnie stwardniałem, tak dawno tego nie miałem, że czułem, że jeszcze moment i wytrysnę. A chciałem go przecież wziąć. O mało mnie przecież nie zgwałcił. Próbowałem go odsunąć ale nie pozwalał, ssał uparcie do końca. Obserwowałem jak jego głowa porusza się rytmicznie, jak liże go calego jak loda, i już nie mogłem. Zaciskając żeby spuściłem się wprost do jego ust. Znów ten koci pomruk… oszaleje kiedyś przez niego.
Kolana mi drżały, nogi miałem jak z waty, a on chyba nie zamierzał kończyć. Lizał mnie dalej jakby przeoczył to, że już połknął przecież moją spermę. Nie miałem siły z nim walczyć, pozwoliłem mu robić co chciał. Lizał mi kutasa dopóki znów nie stwardniał, a ja myślałem, że jak tylko mu włożę to go zajeżdżę. Ale on podniósł się z kolan i ręką dalej mnie stymulował. Chwyciłem go za obie ręce i poprowadziłem na tą łączkę obok. Stanęliśmy i zaczęliśmy znów się całować. Czułem smak swojej spermy w jego ustach, ale tylko mnie to podnieciło. Jeszcze bardziej.
Czułem się jak w transie. Zacząłem rozpinać jego pasek os spodni a potem same spodnie. Drżał, naprawdę był spragniony sexu. Wylądowaliśmy w trwie dość Wysokiem. Chyba nikt jej za często nie kosił. Nie czekałem długo, zsunąłem mu tylko portki z tyłka razem z bokserkami, założyłem sobie jego nogi  na ramiona i wszedłem w niego jednym silnym ruchem. O dziwo nie krzyknął glośno tak jak zawsze. Odrzucił głowę do tyłu, otworzył usta z rozkoszy ale nie wydał żadnego dźwięku. Skubany, potrafi się pilnować. Zacząłem się w nim poruszać. Najpierw powoli, potem szybciej. Wtuliłem twarz w jego szyję, słyszałem jak zaczyna szybko oddychać. Jego nogi podrygiwały z każdym moim ruchem, a stawały się one coraz szybsze. I głębsze. Wyślinił przedtem dobrze mój członek, więc nie potrzebowałem żadnego lubrykantu. Wchodziłem gładko w niego, coraz bardziej się w nim zatracając. Nawet nie spodziewałem się, że jestem aż tak wyposzczony. Usłyszałem jego jęk. Cichy ale wyraźny, było mu dobrze. Wiedziałem to.
- Mów do mnie. – szepnąłem mu na ucho. Spojrzał na mnie zamglonymi oczami.
- Pieprzysz jak rasowy samiec. – wymruczał, na co moje oczy otworzyły się szeroko. Zacząłem posuwać go ostro, wchodząc głęboko, do samego końca, po same jądra. Dało się słyszeć charakterystyczny odgłos zderzających się ciał. Dymaliśmy się jak króliki. W końcu poczułem jak wbija w moje plecy swoje piękne paznokcie. Spojrzalem na niego i zobaczyłem jak zagryza wargę i zaciska powieki. Był blisko. Ja też.
Krzyku rozkoszy żaden z nas nie był w stanie powstrzymać. Tak jak przez cały stosunek byliśmy cichuteńko, tak teraz usłyszeli nas wszyscy w którzy byli promieniu kilkunastu metrów. Znieruchomiałem nie wychodząc jeszcze z niego. Czulem jak jego ciało drży. I czułem jego spermę która plamiła moją koszulkę. Ale nie przejmowałem się. Wysunąłem się z niego powoli. Delikatnymi pocałunkami zjechałem na jego brzuch i zlizałem doszczętnie jego nasienie. Wyszczerzył się szeroko. Widać było, że teraz jest zaspokojony, podobnie jak ja. Po kilku minutach podnieśliśmy się z ziemi. Obejrzałem się i spostrzegłem, że sperma poplamiła też moje spodnie w kroku. Uśmiechnąłem się. Mina matki będzie bezcenna.
- Wspaniale jest posuwać brata bliźniaka. – westchnąłem siadając na ławce, a on zaraz obok mnie.
- Tak? – podchwycił z uśmiechem.
- Zwłaszcza kiedy jest taki chętny. I ciasny, jak orzeszek. – zarumienił się ale był mile połechtany. Pocałowałem go czule. – Jesteś moim małym orzeszkiem.
- Myślałem, że perełką. – udał nadąsanego.
- Perełką też. – powiedziałem chichocząc. Uśmiechnął się zadowolony. – mieliśmy pogadać o zaistniałem sytuacji, a ty jak zwykle… - zaśmiałem się.
- Możemy przecież pogadać teraz. – powiedział z błyskiem w oczach. Nie mogłem się nie uśmiechać. Po chwili jednak westchnąłem.
- Bill – zacząłem. – trzeba coś z tym zrobić, nie chcę żeby nas rozdzielili. – oblizał usta, patrząc na swoje ręce.
- Wiem, że będą teraz kombinować, co zrobić. – odrzekł.
- Właśnie. Ale nie pozwolę, żeby nas sobie odebrali. – szepnąłem gładząc go po głowie. Spojrzał w moje oczy i po prostu się przytulił. Westchnąłem. – Zrobię wszystko żebyśmy dalej byli razem.
- A jeśli doniosą?
- Raczej nie zrobią tego. Będą bali się wstydu. Będą sami kombinować. – spojrzeliśmy na siebie. – My też coś wykombinujemy. Nawet już wiem co.
- Tak? – zainteresował się. –Co wymyśliłeś?
- Na razie nic nie będziemy robić. Ale jeśli oni zaczną, po prostu uciekniemy. Zapowiada nam się kariera, poradzimy sobie. – dostrzegłem w jego oczach strach. – bill, najważniejsze żebyśmy byli razem.
- Wiem, ale to przecież nie takie proste…
- Masz rację, ale damy radę. Masz jakąś swoją kasę? Będzie nam potrzebna każda, nawet najmniejsza, jeśli będziemy musieli dać dyla… Ja też coś mam. Poza tym moja matka trzyma sporą kase w skrzyneczce na klucz. Tak się składa, że bardzo łatwo otworzyć ją choćby kawałkiem drutu.
- Chcesz okraść swoją matkę?
- Nie okraść… chociaż tak to się nazywa, ale jakoś ona 18 lat temu nie miała skrupułów, dlaczego my mamy mieć je teraz?
- Niby tak, ale… nie przypuszczałem, że to będzie takie skomplikowane.
- Nie bój się. Obiecuje ci, że będzie dobrze. – pocałowałem go namiętnie. Był moim oczkiem w głowie. Kochałem go najbardziej i pragnąłem, żeby się nie bał. Wystarczyło, że ja się bałem.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam Twoje opowiadania !! Są wspaniałe !
    Chłopaki nie mogą uciec ! Ehh ale się porobiło , mam nadzieje, że rodzicie Billa jakoś spokojniej przyjmą tę wiadomość, niż matka Toma ! Czekam na new!

    A ja powróciłam ze swoim opowiadaniem i zapraszam na nowy odcinek ;)
    Pozdrawiam gorąco ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  2. tyle czekałam na ciąg dalszy i jest!! :D Nawet nie wiesz jak się cieszę że bliźniaki jednak się nie rozejdą :D jestem ciekawa co będzie dalej. Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń