Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

15 sierpnia 2013

Zakazany Owoc. 2/16

1. Przebudzenie i szok.


24 lip
Bill przebywał w swego rodzaju śpiączce przez około 9 dni. Przez ten czas nie odstępowałem od niego nawet na krok. cały czas siedziałem przy jego łóżku. Wiedziałem doskonale, że on zrobiłby dla mnie to samo. Przez dwa ostatnie dni asystowali mi w siedzeniu Geo i Gus. Przyjechali do LA najszybciej jak tylko mogli. Nasz menadżer odwołał wszystkie wywiady, sesje zdjęciowe, dosłownie wszystko. Mieliśmy spokój na czas pobytu Billa w szpitalu i jakiś czas potem kiedy się w końcu wybudzi. Tak nam obiecał. Sam odwiedził Billa tylko dwa razy, mówił, że przychodziłby tu częściej, ale w związku z całym wypadkiem i koniecznością odwoływania wszystkiego po kolei nie ma na to zwyczajnie czasu. Nie mieliśmy do niego pretensji. Dzięki niemu mogliśmy siedzieć cały czas z Billem, nie przejmując się dosłownie niczym. Z wyjątkiem tego co będzie po tym, jak się obudzi. Dziewiątego dnia pobytu Billa w szpitalu, GG oznajmili, że muszą wracać do Niemiec, gdyż mamy tam nie złą zadymę, związaną z odwołanym koncertem. Musieli się tym po prostu zająć. podziękowałem im za poświęcony czas i pożegnaliśmy się.
Była godzina 18, siedziałem na łóżku brata jak zawsze i patrzyłem się w okno. Nagle poczułem, że brat ściska moją dłoń. Żołądek podskoczył mi do gardła. Popatrzyłem na niego. Lekko poruszył głową odwracając ją w moją stronę. No, to nadeszła chwila prawdy, pomyślałem zrozpaczony. Byłem przekonany, że zaraz usłyszę pytanie, kim jestem. Bill odetchnął głęboko i skrzywił się. Nic dziwnego, mocno się poobijał na schodach. Zacisnął powieki a potem je otworzył… I jego wzrok spoczął na mnie. Przez chwilę patrzeliśmy na siebie w milczeniu, a potem…

- Tom… – wyjęczał Bill, krzywiąc się nieznacznie. Bolała go cała klatka piersiowa. gdy usłyszałem jak wypowiada moje imię, ogarnęła mnie nie pohamowana radość. Nachyliłem się nad nim i ucałowałem mocno czoło. Śmiałem się po prostu, byłem tak szczęśliwy, że najwidoczniej mnie pamięta, że nie dało się tego opisać.
- Jestem przy tobie, kochany, jestem… – powiedziałem ściskając go wciąż za rękę. – Bill, pamiętasz mnie, prawda? – zapytałem upewniając się, patrząc mu w oczy. Brat popatrzył na mnie lekko nie przytomnie. Chciał coś powiedzieć, ale nad czymś się zastanawiał. Po chwili…
- Tak, pamiętam… – ryknąłem w duchu z radości. – To znaczy, nie… Nie do końca… Nie wiek kim dokładnie jesteś… – wyjęczał Billy. – radość automatycznie mnie opuściła. Mój brat pamiętał mnie, ale nie miał zielonego pojęcia kim dla niego jestem! Nie pamiętał, że jesteśmy bliźniakami!
Minami zrzedła. Nie spodziewałem się. Bill patrzył na mnie z niepokojem wymalowanym na twarzy. Wziąłem głęboki wdech.

- Więc…? – zapytał, wciąż mi się przyglądając. – Kim jesteś? – popatrzyłem na niego. Wciąż miał niepokój w oczach.
- Jestem… Jestem twoim… chłopakiem. – powiedziałem. Nawet nie wiem dlaczego to powiedziałem, przecież chciałem mu powiedzieć, że jestem jego BRATEM! Nasze oczy się spotkały.
- Chłopakiem? – zmarszczył brwi. No to koniec, zaraz na pewno sobie wszystko przypomni i będę miał pozamiatane… – Naprawdę? – zapytał po chwili, patrząc na mnie z zainteresowaniem… takim, jakiego jeszcze u niego nie widziałem, w stosunku do mojej osoby. Uśmiechał się delikatnie. Oczy mu błyszczały. Ścisnął mocniej moją dłoń. Uśmiechnąłem się nieśmiało. Nie wiem czemu, ale wstąpiła we mnie nadzieja. Że może będziemy szczęśliwi.
- Na prawdę ciesze się, że się w końcu obudziłeś… – powiedziałem patrząc na niego. Czułem motyle w brzuchu. Billy wciąż się do mnie uśmiechał. Podniósł drugą dłoń i nieśmiało pogładził mnie po policzku. Wciąż patrzył mi w oczy. A ja jemu. i czułem wszechogarniające mnie szczęście. Nie mogłem uwierzyć w to, że to się dzieje na prawdę. Bill w końcu będzie mój! Nachyliłem się i przez chwile nad nim zawisłem. Potem delikatnie pocałowałem go w końcik ust. Podniosłem się nieco z uśmiechem. Bill oblizał wargi. To było bardzo sexowne, nawet jak na jego głowę całą obwiązaną bandażami.
- Kiedy będę mógł stąd wyjść? – zapytał znów przybierając zaniepokojoną minę. Patrzył mi w oczy. Wiedziałem, że bezgranicznie mi ufa.
- Pewnie nie długo. Ale będziesz musiał na pewno przejść kilka badań, byłeś nieprzytomny 9 dni. – powiedziałem, gładząc go delikatnie po włosach wystających spod bandaża.
- 9 dni?! – zszokował się Billy. Mój Billy… – Jezu… To strasznie długo, musiałeś się bardzo martwić… – powiedział gładząc mnie znowu po policzku. Bez mrugnięcia okiem zaakceptował fakt, że jest najprawdopodobniej gejem i ma chłopaka. Nie mam tylko pojęcia jak mu wyjaśnię nasze identyczne nazwiska. Przyjdzie czas, będę się zastanawiał, pomyślałem, teraz Bill jest najważniejszy.
- Pewnie, że się martwiłem, i to jak. – powiedziałem z poważną miną, jakby nie było, to była prawda. – Nawet sobie nie zdajesz sprawy z tego jakiego stracha mi napędziłeś, skarbie… – powiedziałem do niego ‚skarbie’. Trochę dziwne uczucie… Przyzwyczaję się. Bill uśmiechnął się, słysząc pieszczotliwe określenie względem swojej osoby. Znów uśmiechnął się do mnie ładnie. oczy wciąż mu błyszczały. Nigdy wcześniej tak na mnie nie patrzył… w pewnym momencie przyszło mi do głowy, że może on też coś do mnie czuł od zawsze, tak jak ja, tylko skrzętnie to ukrywał. Tak jak ja. Teraz, kiedy powiedziałem mu, że ‚jesteśmy razem’, chociaż może ten cudzysłów niepotrzebny, bo jakby nie było to jednak od tej chwili jesteśmy, jego uczucia wypłynęły na wierzch. Cieszyłem się jak dziecko. Kochałem tego czarnego wypłosza jak nikogo w życiu. I ten jego słodki uśmiech wciąż błąkający się po ustach… W pewnym momencie jego dłoń zsunęła się na moją szyję i zaczęła pieścić kark. Szybki, pomyślałem, ale nie przeszkadzało mi to wcale. Uśmiechnąłem się tylko, przymknąłem oczy i zamruczałem cicho. Do sali weszła pielęgniarka z lekarzem prowadzącym. Odskoczyłem od niego jak oparzony, na co on spojrzał na mnie zdziwiony. Posłałem mu przepraszające spojrzenie. Potem mu wyjaśnię kwestię podchodzenia do gejów przez innych ludzi. Jak mu wcześniej powiedziałem, zabrali go na badania. Zajęły godzinę, którą cały czas zniecierpliwiony się wierciłem. Kiedy w końcu odstawili go do sali i wyszli, znów się nad nim pochyliłem i ucałowałem w czoło. Popatrzył na mnie lekko smutnym wzrokiem. Westchnąłem.
- Billy… – zacząłem wywód.
- Tak? – odezwał się natychmiast. Popatrzyłem na niego przez chwilę.
- Przepraszam, że tak odskoczyłem od ciebie, ale… Skarbie… – znów to określenie. – Musisz wiedzieć, że nie każdy toleruje takie związki jak nasz. – powiedziałem. Chwila ciszy, podczas której Bill uważnie mi się przypatrywał. Zacząłem dalej. – Na mieście uchodzimy za zwykłych przyjaciół, tylko kiedy jesteśmy w odosobnieniu, możemy okazywać sobie uczucia. – powiedziałem znów gładząc go po policzku. Cały czas na mnie patrzył. – Po za tym… – postanowiłem wyjaśnić kwestię naszego nazwiska. – Jesteśmy jakby spowinowaceni. – Bill wywalił na mnie oczy, z pewnością znał to pojęcie. Szybko kontynuowałem. – Oboje nazywamy się Kaulitz, ponieważ jesteśmy jakby kuzynostwem. Nie bardzo wiem kto z naszej rodziny jest ze sobą spokrewniony czy spowinowacony, bo to taka piąta woda po kisielu… Dla mnie tak jakby  wcale. – Bill odetchnął trochę. Ja też. jakoś poszło. – Kochanie… – następne określenie. – Nie miało to dla nas znaczenia, i mam nadzieję, że teraz też nie będzie…
- Ale nie przejmuj się. – powiedział gorliwym głosem Billy. Widać było, że jest nieco wstrząśnięty tą nowiną, ale coś czułem, że nie ma zamiaru nam odpuszczać. – Rozumiem. Ślubu nie weźmiemy ale to nie znaczy, że mamy z czegoś rezygnować. Po za tym… – zaczął, ale urwał.
- Tak? – ponagliłem go delikatnie.
- Po za tym… – zaczął ponownie. – Czuję, że na prawdę cię kocham. – powiedział szeptem, rumieniąc się lekko i odwracając wzrok. Serce zabiło mi mocno. Bill powiedział, że mnie kocha. Jezu… Zakręciło mi się z wrażenia w głowię. Zaraz zawyję ze szczęścia! Ująłem jego twarz w swoje dłonie. popatrzeliśmy na siebie. Nadal słodko się rumienił.
- Ja też cię kocham. – powiedziałem. Poczułem jak ciepło rozlewa się po całym moim ciele. Billy znów się uśmiechnął patrząc mi w oczy.
- Wiem. – powiedział, a ja poczułem uścisk w żołądku. Czy wiedział już wcześniej, czy dopiero teraz przez tą sytuację to wywnioskował lub wyczuł…? Pogładził mnie obiema dłońmi po policzkach. – Chcę stąd wyjść. – powiedział w pewnej chwili hardo puszczając moją twarz. Cały Bill, zawsze mówi czego chce.
- Skarbie, musisz jeszcze trochę wytrzymać… – zacząłem delikatnie do niego mówić.
- Nie. – usłyszałem stanowczo. – Chcę stąd wyjść, natychmiast. – poczułem, że się irytuję. Tak było zawsze, kiedy chciał postawić na swoim. – I być tylko z tobą. – dodał po chwili czuły głosem, patrząc na mnie z miłością. Znów poczułem na twarzy jego palce. Uśmiechnąłem się.
- Billy. – zacząłem znów. – Będziemy razem. Obiecuję ci to. Będziemy tylko ty i ja. W naszym mieszkaniu. Ale musisz jeszcze wytrzymać kilka dni. – już otwierał usta, ale nie pozwoliłem mu nic powiedzieć. – Billy, kochanie, twoja główka jest jeszcze zbyt delikatna, musisz się przemęczyć, oberwałeś porządnie. Chcesz, żebym wciąż się martwił? – to zawsze działało. Bill westchnął zły.
- Nie. Nie chcę. – powiedział.
-Nie chcesz, żebym się martwił, czy nie chcesz tu zostać? – zapytałem przebiegle. Spojrzał na mnie jak na swojego kata.
- Nie chcę, żebyś się martwił. – powiedział cicho. Ha! Tym razem również podziałało! Pocałowałem go znowu w czoło. Był taki słodki, kiedy się do mnie uśmiechał… Byłem na prawdę szczęśliwy. Ale w pewnym momencie poczułem wyrzuty sumienia. Będę musiał go bardzo okłamać, żeby się nic nie wydało. Cóż, jakoś to przeżyję. Jeżeli Bill na prawdę mnie kocha, na pewno by mi wybaczył kłamstwo, którym go poczęstowałem, i wszystkie następne, ale wolałem uniknąć tego, by wszystko wyszło na jaw. Ale na naszej drodze stanęło by wtedy nasze braterstwo i nie byłem pewny czy Bill chciałby dalej… nawet jeśli mnie kocha tak jak mówi.
Chciałem z nim być, i byłem pewny, że zrobię wszystko, żeby tylko był szczęśliwy. Nawet jeśli oznaczałoby to, że będę musiał kłamać i znosić własne wyrzuty sumienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz