Rozdział 2.
TOM.
Nie wiem co się dzieje z tym dzieciakiem. Naprawdę. Już od jakiegoś
czasu zachowuje się dziwnie. I to bardzo. Wcześniej to chociaż
zachowywał jakieś pozory, ale teraz to już wygląda naprawdę poważnie.
Chodzi wciąż markotny, ze smutnymi oczami i poszarzałą twarzą. Nie wiem
co się dzieje. Nie mogę już patrzeć na to jak się męczy. A nic
kompletnie nie chce mi powiedzieć skubany. Kiedy tylko go zapytam,
wymusza uśmiech jakby myślał, że naprawdę się na to nabiorę.
Niedoczekanie! Wyduszę to z niego choćby nie wiem co! Przestał jeść,
schudł bardzo, a i tak jest przecież chudy jak szkielet. Wciąż
przesiaduje sam zamknięty w tym swoim pokoju. Ja nawet nie wiem kiedy to
się zaczęło. Jednego dnia wszystko było w porządku, a za chwilę…
Nienawidzę go takiego. Takiego smutnego, zgaszonego… Chcę, żeby znów się
uśmiechał. I żeby znów ze mną rozmawiał. Przestał się całkiem odzywać.
Siedzi tylko zadekowany w tych swoich czterech ścianach i nic więcej.
Kiedy do niego wchodzę, wpatruje się tylko tępo w okno. I wątpię czy
dopatrzył by się tam gołej baby gdyby latała. Próbuję z nim rozmawiać,
sam zaczynam rozmowe, to słyszę tylko jakieś półsłówka, albo w ogóle
jest cisza. Odsunął się ode mnie. Widzę, że coś jest nie tak. Coś się
stało. A on uparcie siedzi z tym sam. Tak jak na przykład poprzedniego
wieczoru…
Musiałem dziś załatwić kilka ważnych spraw, oczywiście związanych
z zespołem. Jako, że Bill nie był zainteresowany, musiałem załatwić je
sam. Kiedy już się uporałem z tym jakże odpowiedzialnym zadaniem, którym
z reguły zajmował się właśnie Bill, jak najszybciej po prostu wróciłem
do domu. Nie chciałem zostawiać go w tym mieszkaniu samego dłużej niż to
absolutnie konieczne.
- Bill? – zawołałem. Cisza. Zero odpowiedzi. Miałem nadzieję, że
jest w domu, że nigdzie nie wyszedł. Chyba bym narobił w spodnie… –
Wróciłem, braciszku! – dodałem. Znów grobowa cisza. Zrzuciłem z siebie
migiem kurtkę i buty i wbiegłem szybko po schodach na górę do jego
pokoju. Wpadłem do pokoju i… zobaczyłem widok jak co dzień.
Mój brat Bill siedział tak samo jak zawsze na łóżku. Z pustym
wzrokiem wbitym w okno. Kolana miał podciągnięte pod samą szyję
oplecione ramionami. Serce mi się krajało. Po prostu chciało mi się
płakać.
- Bill… – podszedłem do niego chyba już z tysięczny raz. Nawet na
mnie nie spojrzał. – Bill, spójrzże na mnie w końcu. – poprosiłem.
Westchnął tylko lekko. Usiadłem obok niego na łóżku, nawet nie drgnął.
Teraz to ja westchnąłem. Siedzieliśmy tak moment w niczym nie zmąconej
ciszy. – Czy to ja zrobiłem coś nie tak? – zapytałem w końcu. Ta myśl
gnębiła mnie już od jakiegoś czasu. Że może to ja coś znowu zrobiłem.
Ale on zawsze mi mówił, jak cos mu się nie podobało. A teraz… Co takiego
musiałem zrobić, że tak się zamknął w sobie. Niby żadnej reakcji z jego
strony, ale zauważyłem cos znaczącego. Zamknął oczy, a jego twarz
wykrzywił nieznaczny grymas rozpaczy. Teraz już wiedziałem, że to cos
związanego ze mną. Niech to szlag! Co takiego mu zrobiłem… Przysunąłem
się do niego nieco bliżej. Gdyby nie ściana, pewnie by uciekł. A może i
tak się zaraz w nią wciśnie.
- Bill, czy ty naprawdę nie widzisz jak ja się martwię? Nie
obchodzi cię to? – naprawdę byłem już zrozpaczony. On potrafił tak
siedzieć całymi dniami. Nie robił kompletnie nic. Przerażało mnie to.
Spojrzał na mnie ukradkiem, ale zaraz odwrócił wzrok.
Westchnąłem. Chwyciłem go delikatnie za ramię i oparłem o nie czoło.
Miał takie drobne te ręce. Chude długie palce. Zapadnięte policzki.
Włosy w nieładzie. Ale i tak wyglądał co najmniej uroczo.
Po chwili poczułem, że oparł swoją głowę o moje włosy. Odetchnąłem. Chociaż tyle.
- Bill… Porozmawiasz ze mną? – powiedziałem patrząc na niego.
Teraz wgapiał się w przeciwległą ścianę. Cisza. Jak ja tego nienawidzę. –
Bill… – zacząłem znów.
- Nie ma o czym rozmawiać. – powiedział cichym, słabym głosem. Westchnąłem zrezygnowany.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Bill. – znów cisza, nic
kompletnie. – Bill, do cholery, ja zaraz zwariuję! – jęknąłem. Spojrzał
na mnie. Patrzył tak na mnie przez chwilę, jakby zastanawiał się co ma
powiedzieć. W pewnej chwili otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Potem
jednak powiedział…
- Nie. To nie przez ciebie. Nic złego mi nie zrobiłeś. Kocham cię. – powiedział bezbarwnym tonem.
‘Kocham cię’… Jasne. Własnie mi to udowadnia. Jeśli mnie tak kocha,
dlaczego mnie tak torturuje! Przecież ja za chwile oszaleje! Bill…
jęknąłem w myślach. Gdyby było coś co mógłbym zrobić, żeby mu pomóc… Ale
kiedy ja kompletnie nie wiem co mu jest! Nic nie mówi. Z nikim nie chce
rozmawiać. Rozumiem, że nie chce mówić nic Goe czy Gusowi, mamie czy
naszemu ojczymowi, ale mnie?? Żeby nie chciał powiedzieć MNIE? Przecież
jestem jego bratem-blixniakiem, zawsze wszystko sobie mówiliśmy, bez
względu na wszystko. Nie mielismy przed soba żadnych tajemnic. ŻADNYCH! A
tu tak nagle… Zawsze, kiedy jeden miał kłopoty, jakoś razem z nich
wychodziliśmy. Nie rozumiem, dlaczego Bill tak się teraz zachowuje. W
żaden sposób nie mogę go nakłonić, żeby powiedział mi cokolwiek.
Siedziałem tak przy stole w kuchni nad kubkiem zimnej kawy.
Wpatrywałem się w niego jakby zaraz miał się zacząć sam poruszać. Po
chwili jednak stało się cos naprawdę dziwnego. Usłyszałem jak ktoś
schodzi z góry i po chwili do kuchni wszedł mój brat. Minę miał taką jak
zawsze, oczy tak samo smutne. Mozolne ruchy. Włosy rozczochrane lekko.
Bez makijażu. Z paznokcie złuszczał się lakier. To chyba depresja…
pomyślałem z rozpaczą. Wykończył się na scenie. Ale nie wydaje mi się,
on to kocha. Za chwilę staną oparty o meble z goracym kubkiem herbaty.
Wlepił oczy w podłoge. Nie wyszedł, więc uznalem, że chce pogadać. Do
momentu, aż sam się nie odezwałem.
- Bill? – wstałem i podszedłem do niego. Znów zero reakcji. Położyłem
mu dłoń na ramieniu. Wzdrygnął się. Ale nie spojrzał na mnie. Cholera. –
Bill… – spojrzał na mnie w końcu. Brawo. Dziękuję. – Kochasz mnie? –
zapytałem. Popatrzeliśmy na siebie jeszcze przez chwilę.
- Tak. – odpowiedział i z powrotem wbił oczy w podłogę.
- Co ‘tak’? – zapytałem łagodnie, głaszcząc go po włosach. Przymknął oczy i znów się lekko skrzywił na twarzy.
- Tak, kocham cię. – powtórzył. W jego oczach pojawiły się pierwsze łzy. Nie, błagam, tylko nie to!
- Bill, kochanie… – powiedziałem, a on już chlipał cicho na swoim
kubkiem. – Co się stało, powiedz mi, proszę! – wykrzyknąłem prawie że, i
mocno go przytuliłem. Odstawił swój kubek na szafkę i wtulił się we
mnie ochoczo. Pogładziłem go po głowie. Co się dzieje…
- Kocham cię… – wyszeptał mi w bluze. Sam cicho załkałem i przycisnąłem go mocniej do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz