Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

15 sierpnia 2013

Brakujący Element Układanki. (6/?)

TOM.
- Cholera… – jęczałem, jeżdżąc w te i wew te po mieście. Już nawet sam nie wiedziałem, gdzie jestem. Żołądek miałem tak ściśnięty, że aż bolał. – Kurwa! – już nie mogłem wytrzymać. Robiło sie już ciemno, a jego nie widać. Dzwoniłem do niego chyba z 500 razy, nie odbiera. Wyleciał z domu tak jak stał, bez ochroniarza, bez niczego, a jak coś mu sie stało? Udusze go chyba… Ale najpierw obmacam całego czy nic mu nie jest. No, czy on zdurniał? Tak uciekać… Przecież ja od zmysłów, kurwa, odchodzę!
- Bill, do cholery, odbierz! – po raz 501 zadzwoniłem do niego. Znów to samo. Telefon nie odpowiada. Myślałem, że sie wkurwię!
W końcu jakims cudem udało mi się odnaleźc drogę do naszego domu. Wszystkie światła zgaszone, tak jak je zostawiłem. A więc go nie ma. Kurwa! A może siedzi po ciemku… Wjechałem na podjazd i od razu zauważyłem, że samochód Billa zniknął. Coś ścisnęlo mnie jeszcze bardziej w brzuchu. Nie podobało mi się to ani trochę. Miałem fatalne przeczucia. Podbiegłem do domu, drzwi były otwarte. Wleciałem do domu jak strzała, pomknąłem do jego pokoju. Nie było go. Ale… coś mi tu nie pasowało. Zniknęło kilka rzeczy.
- BILL?! – ryknąłem na cały dom. Odpowiedziało mi tylko echo własnego głosu. Wleciałem do jego łazienki. Wszystkie jego kosmetyki zniknęły. Kosmetyczki, wszelakie balsamy do ciała, wszystko, co tu było. Puste półki. – Nie no… – szepnąłem, marszcząc czoło. Obleciałem znowu jak debil cały dom po kilka razy. Nie ma go. Zajrzałem też do jego garderoby, która przypominała sklep odzieżowy. Całkiem oddzielne pomieszczenie, dość duże, żeby pomieścić te jego wszystkie kurteczki. W rzędzie stało kilka wielkich stojących wieszaków, na których były pouwieszane wszystkie jego ekstrawaganckie ciuchy. Ale znajdowała się tu też całkiem zwykła odzież, z przodu, zaraz jak się wchodzi. I od razu rzuciło mi się to w oczy. Połowa wieszaka stojącego najbliżej została opróżniona. Nie było ciuchów! Poczułem, że oblewam się zimnym potem. On by tego nie zrobił, nie… Co, przez jeden głupi pocałunek?! Dajcie spokój…
No, ale faktem pozostawało, że mojego brata nie było, jego rzeczy zniknęły… Właśnie… Poleciałem znowu do jego pokoju. Chciałem się upewnić. Otworzyłem jego szafę i załamałem się. Walizka zniknęła razem z całą resztą. A więc mnie zostawił. Ale tak bez jednego słowa? On tak przecież nie postępuje. Nigdy się tak nie zachował. Nigdy nie zwiał z domu, kiedy byliśmy nastolatkami. Nigdy nie było z nim większych problemów. A tu nagle… koniec, nie ma go. Dlaczego? Przecież nic takiego się nie stało. To był tylko pocałunek, którego ja i tak chciałem, więc czemu… Poczłapałem załamany do swojej sypialni. Ukryłem twarz w dłoniach, chciało mi się ryczeć. Mój ukochany braciszek tak po prostu mnie zostawił. Walnąłem się na łóżko nawet na nie nie patrząc. Dopiero po chwili zauważyłem, że coś na nim leży. Jakaś kartka złożona na pół. Popatrzyłem na nią, a potem ostrożnie wziąłem do ręki. Miałem nadzieję, że to nie jest żaden pieprzony list pożegnalny. Otworzyłem i zacząłem czytać. Oczy wyszły mi na wierzch.
Drogi bracie…
Dobrze wiem co sobie o mnie teraz myślisz. Nie moge jednak teraz z Tobą o tym rozmawiać, potrzebujemy chyba oboje od siebie odpocząć. Wyniosłem się. Tak będzie najlepiej dla nas obojga. Wyjasnię ci wszystko, ale nie teraz. Sam nie wiem tak do końca co się dzieje. Jestem w tym zagubiony, musze sobie wszystko poukładać. Nie chciałem odchodzić tak bez niczego, dlatego zdecydowałem sie, że zostawie ci chociaz krótką wiadomość…
Jest jeszcze jedna sprawa. Myślałem już o tym od jakiegoś czasu. Nic nie mówiłem, ale teraz chyba nadarzyła się do tego idealna wręcz okazja. Było mi z wami na prawdę dobrze. Ale nie cieszy mnie to już tak jak dawniej, chce spróbowac czegoś innego. Wszystko co będzie potrzebne do pożegnania się z zespołem przesle wam pocztą. Nie powinniśmy się spotykać przez jakiś czas, Tom. Jesteśmy bliźniakami, więc nie będziesz miał trudności z ulokowaniem się na moim miejscu w zespole. Dobrze ich poprowadzisz.
Wyjeżdżam, ale nie powiem Ci gdzie. Tak będzie lepiej. Nie szukaj, bo i tak nie znajdziesz. Dobrze o tym wiesz. Odezwę się sam.
Kocham Cię. Pożegnaj ode mnie Goe i Gusa.
Bill.

- Nie może być. – powiedziałem patrząc z przerażeniem na list, który mi zostawił. – Niemożliwe. – dodałem szeptem. On odszedł nie tylko ode mnie. On chce zostawić cały zespół. Ale jak to, przecież… on nie może tego zrobić tak po prostu… I co on mi tu sugeruje… Że ja… na jego miejscu? Co, on zgłupiał? I nie zostawił wiadomości gdzie się wyniósł… Dlaczego to wszystko, do jasnej cholery! Od czego mamy odpoczywać, nad czym on musi się zastanawiać?! I jeszcze mam pożegnać od niego resztę… ‚Kocham Cię.’ Jasne… Jak on mógł… Nie wierzę, po prostu….
Odrzuciłem kartkę z listem od Billa i położyłem się na łóżku tak jak siedziałem. Nie mogłem w to uwierzyć. Mój brat nie dość, że nie chciał się ze mną widywac, to jeszcze chce zostawić zespół. Nic nigdy nie mówił, że chce odejść. A może w ostatnim czasie jednak byłem zbyt namolny, narzucałem mu się. Ale co, do cholery jasnej, miałem robić w takiej sytuacji? Nie byłem ślepy, a on nie chciał mi nic powiedzieć. Tak na prawdę to nadal nic nie wiem. Pocałował mnie… Ale to przeciez jeszcze nic nie znaczy.
Pomyślałem, że musze o tym pogadać z GG. Muszą o tym wiedzieć. Są częscia zespołu. Do którego jeszcze nie dawno należał też mój brat. Nie ma nawet ochoty spotkać się z nami, żeby to pozałatwiać. Prześle nam wszystko pocztą. Co mu się stało… Nie miałem już pojęcia o niczym… Miałem tylko nadzieję, że on to przemyśli o wróci… mogę zaczekać… jakiś czas.
***
BILL.
Mialem zamiar od razu wyjechać z LA. Ale nie mogłem. Zatrzymalem się w jednym z hoteli. Nie wiedziałem, jak długo tam zostanę. Postanowiłem, że na pewno do chwili, aż na dobre pożegnam sie z Tokio Hotel. Zastanawiałem się, dokąd się wybiorę. Uznałem, że zostane w Stanach, nie będe zwalać się mamie na głowe. Ale na pewno nie zostanę Los Angeles. Po jakimś czasie zdecydowałem się na Nowy Jork. Kiedy przeprowadzaliśmy się z Niemiec, nie bralismy tego miasta w ogóle pod uwagę, ale teraz… Wydało mi się odpowiednie. Na drugim końcu kontynentu… Nie będe widywał nikogo, kogo nie powinienem. Tak będzie najlepiej.
Leżałem w pokoju na łóżku. Odważyłem sie w końcu włączyć telefon. Przyszło chyba z 50 wiadomości od Toma. Drugie tyle połączeń. Jęknąłem. I co ja miałem zrobić? Na samym początku ostrzegał, że urwie mi łeb. To było normalne u niego. Na końcu błagał, żebym się odezwał, dał znać, czy nic mi nie jest. Westchnąłem. Uznałem, że powinien przynajmniej wiedzieć, że żyję i mam sie dobrze. Wysłałem mu krótką wiadomość.
‚Jestem cały, nie martw się.’
Koniec. Pewnie będzie wściekły i domagać się będzie jakichś wyjasnień. Ale tak bedzie najlepiej, jesli nie będziemy się już kontaktować. Po kilku minutach zabrzęczał mój telefon. Dzwonił do mnie. Jeśli myślał, że odbiore, pomylił się. Chyba się pokapował, bo po chwili przyszła wiadomość…
‚Bill, wracaj natychmiast do domu! Zdajesz sobie sprawę jak ja się wystraszyłem?? Masz wracać do domu. Nic się przecież nie stało, nie świruj.’
‚Nic się nie stało…’ Dobre sobie. Po za tym, że całowałem się z bratem, czego wystrzegałem się od dlugiego czasu, to rzeczywiście nic się nie stało. Pomijając jeszcze moją rękę, rzecz jasna. Nie wiedziałem co zrobić. W końcu zdecydowałem się wysłać mu ostatniego smsa. Nie ważne, czy coś odpisze, a zrobi to na pewno. To będzie moja ostatnia wiadomość do niego.
‚Tom. Dobrze wiesz, dlaczego to wszystko. Ja nie moge przebywać z toba pod jednym dachem. Nie wydzwaniaj do mnie i nie pisz. I nie prowokuj do tego reszty. Nie chcę się z wami kontaktować. Potrzebuję samotności. Sam się odezwę. Na razie.’
Bolało mnie to co napisałem, a co dopiero jego jak to przeczytał. Ale inaczej się nie dało. Trudno. Musimy  to jakoś przeżyć… Ja muszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz