Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

15 sierpnia 2013

Zakazany Owoc. 3/16


2. Po raz pierwszy w domu.


24 lip
Mój Billy spędził w szpitalu jeszcze cztery dni. Był do tego zmuszony, bo dałem mu jasno do zrozumienia, że nie dam się przekonać i nie zabiorę go do domu na własną odpowiedzialność. Tłumaczyłem mu, że za bardzo się o niego martwię i nie zniósł bym, gdyby po jego powrocie do domu coś mu się stało. Co było w 100% szczerą prawdą. Naburmuszony i obrażony na cały świat i pół Ameryki musiał siedzieć w łóżku. Na początku strzelił na mnie takiego focha, że aż się bałem, że na prawdę już się do mnie nie odezwie.
Siedział oparty o wezgłowie łóżka i patrzył uparcie w przeciwległą ścianę zawzięcie mnie ignorując. Starałem się go jakoś udobruchać, ale kompletnie mnie zlewał. Obraził się na śmierć. Westchnąłem.

- Billyyy! Skarbie, przestań w końcu! – powiedziałem, wciskając mu się pod ramię. Zauważyłem, że kąciki ust delikatnie mu zadrżały, ale nie dał się i nadal wbijał wzrok w ścianę nawet się nie poruszając. – Miśku. – szepnąłem mu do ucha. Usta znów mu zadrżały od powstrzymywanego śmiechu, ale znowu się łatwo nie dał. – Kotku… – wyszeptałem znowu, gładząc go po policzku. Po chwili wplotłem mu palce we włosy. Dzień wcześniej zdjęto mu opatrunki. Podrapałem go delikatnie za uchem. Przymknął lekko oczy, ale nadal się nie odezwał. Przywarłem ustami do jego szyi. Złożyłem na niej delikatny pocałunek, na skutek którego lekko zadrżał. Już nie długo, pomyślałem triumfalnie. Po chwili koniuszkiem języka dotknąłem jego skóry. Usłyszałem jak głośno wciąga powietrze do płuc. Przeciągnąłem nim po jego skórze aż do ucha i delikatnie zagryzłem płatek skóry. Przymknął oczy. Zobaczyłem, że zacisnął palce na swoich ramionach. Był lekko spięty, przedtem siedział luźno. Pomyślałem, że chyba zrobiłem coś nie tak.
- Billy? Coś nie tak? – popatrzyłem na jego spięte ciało i… policzki czerwone jak wiśnie. Uniosłem jedną brew do góry. Pogładziłem go po włosach. W pewnej chwili szybko podciągnął kolana pod brodę i oparł na nich czoło, chowając tym samym przede mną swoją twarz. Pomyślałem, o kurde, coś jest nie tak. Położyłem mu na ramieniu swoją dłoń w uspokajającym geście. Wzdrygnął się delikatnie. – Billy… – zacząłem przysuwając się do niego i czując, że oblewa mnie zimny pot. A jeśli właśnie sobie przypomniał…? W tym samym momencie oparł się z powrotem o poduszkę. Twarz cały czas miał czerwoną jak wiśnie. Nogi tak samo podkurczone. Chwila ciszy, a potem…
- Weź się troszeczkę ode mnie odsuń, dobrze? – usłyszałem jego cichutki trochę wyższy niż zwykle, głosik. Popatrzyłem na niego, przestałem oddychać.
- Dlaczego? – zapytałem automatycznie. Bill wyzezował na mnie dwa razy. A potem…
- Bo mam aktualnie malutki problem natury fizjologicznej. – wypalił, jeszcze bardziej się czerwieniąc. O co mu lata, pomyślałem. Podniosłem jedną brew do góry.
- Jaki problem, skarbie? Jeśli czegoś potrzebujesz…
- Potrzebuję przestrzeni. – wypalił, patrząc na mnie śmiało, ale nadal cały czerwony. Co ci się dzieje, kurde, myślę sobie. Unosząc brwi do góry wstałem i usiadłem na krzesło obok. Usłyszałem jak wciąga powietrze głęboko do płuc. Popatrzyłem na niego uważnie. Głowa opadła mu na klatkę piersiową, oczy miał zamknięte, kolana pod samą brodą, palce wciąż wbijały się w ramiona… No chyba mi nie powiecie, że on… O kurde.
- Billy, gadaj, co się dzieje? – zapytałem, wciąż na niego patrząc. Zmarszczył brwi, próbując się jednocześnie uśmiechnąć.
- Zaraz mi przejdzie, nie martw się. – powiedział słabym głosem. Ale co, kurde!
- Ale co, kurde! – wypowiedziałem słowa, które pomyślałem. Patrzyłem na niego wyczekująco. Jeśli to jest to o czym myślę… to chyba padnę. Bill spojrzał na mnie odważnie. Wyprostował nogi w kolanach na łóżku i rękami przycisnął obciągniętą kołdrę do nóg. Jednocześnie uwypuklił coś bardzo ciekawego. ^^
Mój skarb jeszcze bardziej się zaczerwienił, głowa znowu opadła mu na klatkę piersiową, a oczu zostały przymknięte. Miał wzwód! Mimowolnie zachichotałem.

- Billy, kochanie. – zacząłem, znów siadając obok niego i obejmując go ramieniem. – Nie rozumiem czym się przejmujesz. – pocałowałem go z boku w głowę. Delikatnie, gdyż tam miał rozbity łeb półtora tygodnia temu. Wymamrotał coś nie wyraźnie. Odgarnąłem mu włosy z twarzy. Odwrócił głowę w moją stronę i wtulił twarz w zagłębienie w mojej szyi. Uśmiechnąłem się lekko. Oddychał miarowo, a przynajmniej starał się, żeby tak to wyglądało. Moja prawa ręka, którą go obejmowałem zjechała na jego biodro i z powrotem głaszcząc go. Powoli przesuwałem dłoń po jego ciele. Wtulił się mocniej. Po kilku minutach wsunąłem mu ją w spodnie od piżamy. taki spontaniczny odruch. Nie robiłem tego specjalnie, po prostu… to się robiło samo, przy okazji okazywania mu czułości. Podkulił mocniej nogę.
- Zboczuch. – usłyszałem szept, kiedy moja dłoń znalazła się na jego pośladku. Spojrzałem na niego, myśląc, że zaraz otrzymam jakąś reprymendę, ale nic takiego się nie stało. Patrzył na mnie uśmiechając się lekko. Po chwili spuścił głowę i znów się zarumienił.
- Co znowu? – zachichotałem. Przez chwilę nic nie mówił, a potem…
- Czy my już… – zatkało mnie. Jeśli się nie myliłem, to… właśnie zapytał mnie o sex. Popatrzyłem na niego. No tak, takich pytań nie da się uniknąć. Westchnąłem teatralnie.
- Nie. Jeszcze nie. – powiedziałem, dając mocniejszy nacisk na słowo ‚jeszcze’. – Bałeś się, ja z resztą też miałem stracha. – zgrabnie wybrnąłem z sytuacji. Popatrzył na mnie. Nie wiem czy był tym zadowolony czy może bardziej rozczarowany.
- Czyli nic jeszcze…. – powiedział kręcąc przy tym głową.
- Nie no, pieściliśmy się. – szepnąłem mu do ucha. Natychmiast się skrzywiłem. Nie widział tego na szczęście, wtulił znów twarz w moją szyję. Na pewno będzie do tego dążył, pomyślałem. Nie przeszkadzało mi to oczywiście, byłoby tylko o wiele lepiej gdybym nie musiał zmyślać tych wszystkich bajeczek. Dobrze, że przeprowadziliśmy się do LA, pomyślałem w pewnej chwili.
Tak zleciał nam czas do wieczora. Następnego dnia rano przyszedł lekarz, jak nocowałem w małym hoteliku nie daleko szpitala, żeby być jak najbliżej Billa. Jak na życzenie oznajmił Czarnemu, że dzisiaj będzie mógł wrócić wreszcie do domu. Billy rzucił mi się w ramiona i spojrzał na mnie dziwnie. Znowu nie wiedziałem o co mu chodzi. Dowiedziałem się tego względnie bardzo szybko. Kiedy w końcu uzyskaliśmy wypis, zabrałem brata, a właściwie teraz mojego chłopaka do naszego mieszkania na obrzeżach miasta. Było duże, w końcu to apartament. Wszystkie torby Billego zaniosłem do swojej sypialni, teraz względnie naszej. ^^ Poprzenosiłem też wszystko z pokoju Billa do siebie, jako że byliśmy parą od dwóch lat, tak mu powiedziałem, mieszkaliśmy przecież w jednej sypialni. Nie ruszałem tylko jego garderoby, która wygląda po prostu jak sklep odzieżowy. Nie wiem, po co mu tyle tego, przecież on i tak nigdy połowy z tego nie założy! No ale cóż, to jest Bill. Wszedłem do naszej sypialni i zauważyłem jak przygląda się wszystkich zdjęciom, albumom, nagrodom jakie udało nam się zdobyć w całej naszej karierze. Podszedłem do niego i zobaczyłem jego przerażoną minę.
– Billy, skarbie…? – zacząłem. Spojrzał na mnie. Przytulił się do mnie mocno.
- Ja kompletnie nic nie pamiętam. – usłyszałem. Osunąłem go od siebie i popatrzyłem na niego. – Myślałem… Byłem pewny, że jak wejdę do tego domu to wszystko wróci, a teraz, kiedy już tu jestem… Nie ma nic. Pustka, czarna dziura, nic nie pamiętam… – zaczął panikować. Przytuliłem go do siebie mocno. Zacząłem go delikatnie kołysać na boki i uspokajać. Wcześniej wyjaśniłem mu wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Powiedziałem mu, że oboju urwaliśmy kontakty z rodziną, bo nas nie zaakceptowały. Mieszkamy sami w LA i gramy w zespole sławnym na cały świat. Wśród innych ludzi jesteśmy przyjaciółmi, względnie kuzynami, a w domu szczęśliwą parą. Bill tragicznie przyjął wieść o tym, że jego matka się go wyparła. Chociaż starał się nie płakać, całą drogę do domu po policzkach ciekły mu łzy. Nienawidzę się, przysięgam! Ale coś przecież musiałem mu powiedzieć. Gorzej będzie z GG. Oni wiedzą, że jesteśmy braćmi, to również wyjaśniłem Billowi w jakiś sposób. Powiedziałem, że oni i cała resztą świata ma nas za braci ponieważ nazywamy się tak samo. I zawsze się tego trzymaliśmy. Bill przyjął to z łatwością do wiadomości. Co raz trudniej było mi znosić siebie. Ale tak bardzo pragnąłem z nim być, że wszystkie negatywne odczucia tłumiłem w zarodku. Bill lgnął do mnie, tulił się, szeptał jak mnie kocha, nie mogłem tego stracić. Nie mogłem. Nie mogłem stracić jego.
Wieczorem zaproponowałem mu jakiś film. Zgodził się. Był raczej nudnawy i po godzinie zaczęliśmy przysypiać. Bill oparty o moje ramie. Nie spodziałem się nawet kiedy odpłynąłem.
Kiedy się przebudziłem, poczułem się dziwnie. Nie źle, ale tak jakoś… dziwacznie. Oczy mi się kleiły, nic nie widziałem. Sapnąłem ciężko, czując, że mam czegoś za dużo w gaciach. Po chwili skontaktowałem, że czuję na sobie czyjeś ręce. Jedna błądziła po ciele pod moją koszulką, a druga… Druga rytmicznie ściskała mojego penisa przez obszerne spodnie! Otworzyłem szeroko oczy. Obok siebie spostrzegłem Billa wtulonego w mój bok, ale inaczej niż wcześniej. Przylgnął do mnie klatką piersiową. Błądził nosem po mojej szyi, po chwili poczułem na niej jego gorący język. Poczułem skurcz w żołądku. To było na prawdę nieziemskie… Odwróciłem nieprzytomnie głowę w jego stronę i napotkałem jego wilgotne rozchylone usta. Poczułem jego gorący oddech… Poczułem pulsowanie w gaciach. Mój członek stał już na baczność. Nie wierzę, że to się dzieje, pomyślałem. Po chwili poczułem na sobie jego usta. Były takie miękkie i delikatnie. Cudowne. Nie wiem, ile na to czekałem, całe życie po prostu, ale w końcu się doczekałem. Najpierw delikatnie, a potem mocniej, zaczęliśmy się całować. Nasze języki splotły się ze sobą i odnalazłem jego kolczyk. Spotęgował tylko doznania. Zaczęliśmy jednocześnie dyszeć ciężko. Ja dodatkowo jęczałem. Przycisnąłem go do siebie mocno i stanowczo, na co zareagował pomrukiem ogromnej aprobaty. Wiedziałem, że nie może się już doczekać. Szybko i sprawnie rozpiąłem pasek i spodnie same zjechały na ziemię. Bill błyskawicznie usiadł na mnie okrakiem. Zacząłem pieścić go przez jego obcisłe rurki. Westchnął mi prosto w usta. W pewnym momencie poczułem jego palce na swoim przyrodzeniu. Wsunął mi rękę w gacie! Jezu, za to się idzie do więzienia, pomyślałem. Ale zaraz dodałem w myślach, warto z kimś takim jak Bill. Poczułem, że zaraz dojdę i ostrzegłem go. Przerwał pieszczoty i zajął się moją szyją. Ja w tym czasie pozbyłem go dolnej części garderoby. Po chwili również górnej. Chwyciłem go za biodra i położyłem na kanapie, byliśmy w salonie. Był pode mną. Czyli ja byłem górą, mogłem z nim zrobić dosłownie wszystko, wejść w niego i posuwać równo, ale nie chciałem tego. Nie, kiedy on nie wyrazi na to zgody. Czułem wyraźnie, że mi ufa. Uwolniłem jego kutasa z jego bokserek i zacząłem się o niego sugestywnie ocierać. Zamruczał mi w usta uśmiechając się jednocześnie. Poczułem jego ręce na swoim tyłku. Boże, w życiu nie spodziewałbym się po nim takich reakcji! Zsunąłem się lekko w dół i zacząłem drażnić językiem jego sutki. Mruczał rozkosznie. Chwyciłem jego penisa w dłoń i zacząłem wykonywać odpowiednie ruchy. Jęknął głośno. To było cudowne móc zobaczyć jego twarz lekko napiętą w spazmie, zaciśnięte powieki i zagryzioną wargę. Wyginał ciało w łuk. Stękał i jęczał bez przerwy. W pewnym momencie bez żadnego ostrzeżenia popchnął mnie także wylądowałem na drugim końcu kanapy, a on na mnie. Oddychał ciężko, ale uśmiechał się i patrzył mi głęboko w oczy. Był… dziki. Zaczął zsuwać się w dół z pocałunkami. W pierwszej chwili lekko oszołomiony nie wiedziałem do czego zmierza, ale kiedy pozbawił mnie bielizny i rozłożył szeroko moje nogi, domyśliłem się. A kiedy poczułem gorące wnętrze jego ust, dostałem tego stuprocentowe potwierdzenie. Nie protestowałem, pozbadł mnie kompletnie. Robił ze mną co chciał. Mruczał zadowolony a ja mogłem jedynie poruszać biodrami dążąc do spełnienia. I otrzymałem je. Wytrysnąłem mu w ustach, nie zdążyłem go ostrzec, ale on nie był tym zgorszony, po prostu przełknął wszystko i jeszcze się oblizał. Jezu! Patrzył na mnie wyczekująco. Usta miał lekko nabrzmiałe. Nie miałem najmniejszych oporów z odwdzięczeniem mu się. Ułożył się wygodnie a ja zabrałem się do pracy. Natychmiast usłyszałem jego jęki. Po chwili złapał mnie za dredy i zaczął sam dostosowywać tępo. Matko Boska, wyszła z niego bestia! Po kilku mocnych pchnięciach poczułem jego spermę. łyknąłem wszystko szybko i podciągnąłem się do góry. łapczywie złączyliśmy się w pocałunku i po kilku minutach pogrążyliśmy się we śnie. Była 11 wieczorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz