Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

17 września 2013

4. Czy on się zarumienił?

Tom

Całą noc nie mogłem usnąć. Wciąż przed oczami jak tylko je zamykałem stawała mi twarz Billa, leżącego pode mną, z szeroko rozstawionymi nogami i przyjmującego mnie głęboko z ochotą. Te oczy lekko przymrużone, mocno podmalowane, usta lekko rozchylone, kiedy już doszedł, a ja jeszcze byłem w nim. Byłem kompletnie rozbrojony. Za każdym razem kiedy sobie to mimowolnie oczywiście przypominałem, mój mały kolega zaczął twardnieć w zastraszającym tempie. Byłem tym przerażony. Czy naprawdę aż tak podnieciłem się głupim snem o koledze z klasy. Przecież myśmy nigdy nic... Nie wiem skąd mi się to wzięło. Bałem się tego co będzie w szkole. Jeśli go zobaczę i mi stanie, spalę się ze wstydu! Ale ta jego twarzyczka, wciąż stawała mi przed oczami. W pewnym momencie przyłapałem się na tym, jak wyobrażam sobie siebie i Billa zamkniętych razem w kabinie toalety i... Można sobie wyobrazić. Morda uśmiechała mi się przy tym sama. Potrząsnąłem lekko głową chcąc sprowadzić do niej z powrotem rozsądek. Nawet jeśli on jest gejem, to ja nie. I koniec, problemu nie ma. A jednak był.
Zwlokłem się z łóżka o 6.30 rano schowałem się w łazience. Była dość spora. Miałem tam prysznic i dużą wannę. Także można było też wziąć gorącą kąpiel.Oprócz tego umywalki dwie, jedna wyżej druga niżej i kabina z kiblem. Odlałem się i stanąłem przed wielkim lustrem nad umywalkami. Bezwiednie dotknąłem opuszkami palców swojego krocza. Pulsowało lekko. Czułem na całym ciele gorące place gdzie mnie dotykał. Chociaż tak naprawdę mnie nie dotykał. To był tylko sen. Zamknąłem oczy i znów ten sam widok. To było jak mania prześladowcza. Wsunąłem powoli rękę w bokserki i nakryłem nią całe swoje jajka. Zacisnąłem lekko palce i puściłem. Ugniatałem się delikatnie aż mocno stanął i wtedy wziąłem go w dłoń. Zsunąłem drugą ręką bokserki z bioder i zacząłem. Najpierw delikatnie, powoli. Kciukiem zataczałem kółeczka na samej główce, przymykając oczy i delikatnie rozchylając usta. Westchnąłem cicho. Przyjemnie...
Po kilku chwilach chwyciłem go pewniej i zacząłem poruszać. Góra-dół, góra-dół. Najpierw powoli, potem coraz szybciej. Odrzuciłem lekko głowe do tyłu, jęcząc cicho. Ręka obciągała mojego kutasa coraz mocniej, a ja coraz głosniej pojękiwałem. W głowie miałem jeden obraz. Rączkę Billa pieszczącą mnie niesamowicie i jego piękną twarz nade mną... Tak, on jest piękny...
Wyprężyłem biodra do przodu przyspieszając maksymalnie. Zwykle już było po wszystkim, ale teraz trwało to dłużej. Przyjemność sama się dawkowała, a ja już niemal traciłem dech. Wyobraźnia to trochę za mało. Naprawdę chciałem żeby to on mnie dotykał. Chciałem być całkowicie na jego łasce, mógłby robić co tylko by chciał. Dotykać mnie, całować, lizać, a nawet przelecieć, gdyby tego zapragnął. Chciałem tylko czuć go przy sobie.
W końcu nadeszło spełnienie, krzyknąlem cicho i zalałem podłogę spermą. Dochodziłem do siebie przez odrobinę dłuższy czas niż zazwyczaj, ale w końcu ogarnąłem się wziąłem prysznic i przygotowałem się do szkoły z ciężką gulą w gardle.
Nie miałem zielonego pojęcia jak się zachowam ani co zrobię, kiedy się tam spotkamy. Po prostu, koszmar.
W końcu dowlokłem się jakoś do tej budy. Powłócząc nogami i  ze spuszczoną głową wszedłem na główny korytarz, na końcu którego już zebrało się kilka osób. Mieliśmy mieć matmę. Odetchnąłem lekko z ulgą widząc, że nie będę sam. Stanąłem obok nowych znajomych z uśmiechniętą miną i przywitałem się. Na szczęście wśród nich nie było głównego winowajcy. Zwykle przychodził tuż przed dzwonkiem na lekcje.
Wśród ludzi z klasy poczułem się nieco odprężony. Śmialiśmy się z młodszych uczniaków w naszym wiejskim gimnazjum. Udało mi się nawet zapomnieć o Billu. I kiedy usłyszałem dzwonek na lekcje, lekko się zdziwiłem. Nie dotarł. Usiadłem na swoje miejsce wyciągając wszystko co potrzebne. Zerknąłem zdezorientowany na puste miejsce obok mnie. Zagryzłem lekko dolną wargę, zastanawiając się.
Mieliśmy dzisiaj po lekcjach iść do niego pouczyć się chemii. Jeśli dzisiaj go nie będzie będę musiał go odwiedzić w takim razie. Nie zdążyłem jednak pomyśleć nad tym zbyt długo, bo po zaledwie kilku minutach otworzyły się drzwi do klasy i do środka wpadł Billy.
- Przepraszam za spóźnienie! - wydyszał. Pewnie biegł całą drogę. Zaspał. Próbując wyregulować oddech, podszedł do naszej wspólnej ławki i nasze oczy na chwilę się spotkały. Nie zdążyłem nijak zareagować. Prawie natychmiast odwrócił głowę i usiadł na miejscu. Ja sam czułem się sparaliżowany patrząc na niego. Jeszcze kilka godzin temu widziałem go w całkiem innej scenerii. Zastanawiałem się, czy rzeczywiście ma taką pałę, czy to tylko mara senna... Boże, źle ze mną. Zastanawiam się nad wielkością penisa kolegi z klasy!
Ocknąłem się na głos nauczycielki. Potrząsnąłem lekko głową i zająłem się swoim zeszytem, nadal jednak głowę miałem pełną Kaulitza. To naprawdę dziwny zbieg okoliczności, że nazywamy się tak samo. I mamy bardzo podobne oczy. Kosmos, po prostu.
W pewnym momencie zauważyłem, że on stara się siedzieć jak najdalej mnie może. Odsunął się na samą krawędź ławki i zasłonił się włosami z boku. Nie mogłem więc dostrzec jego twarzy. Poczułem ciepło rozlewające się w moim rozporku. Och, nie!
Odetchnąłem głęboko. Starałem się słuchać tego co mówiła nam nauczycielka. Co było niezwykle trudne, pod względem konieczności opanowania erekcji. Na szczęście nosiłem szerokie ubrania, tak więc nic nie bylo widać. Ale sama świadomość tego sprawiała, że czułem się nie specjalnie komfortowo.
W końcu nadarzyła się okazja żeby przyjrzeć się nieco Billemu. Został wywołany do tablicy, żeby rozwiązać jakieś zadanie. Kiedy odwrócił się tak, że mogłem zobaczyć jego twarz, nasze oczy znów powędrowały ku sobie. Przez moment wydawało mi się, że widze w nich to samo dzikie pożądanie co wtedy w tym jakże przyjemnym śnie. Wszystko jednak zaraz zniknęło, więc uznałem, że coś mi się przywidziało. Nie zachowywał się jakoś specjalnie inaczej, po za tym siedzeniem na brzegu ławki. Kiedy wrócił i usiadł niechcący strącił długopis, który upadł między nas. Jednocześnie schyliliśmy się po niego, ja byłem szybszy. Złapałem długopis i podniosłem się zawadzając o jego czarne włosy. Do nozdrzy napłynął mi bardzo przyjemny zapach. Jego zapach, zapach jego ciała, taki sam jaki czułem wtedy we śnie... Zakręciło mi się w głowie. Patrzył na mnie przez moment.
- Dzięki. - szepnął i wziął ode mnie długopis. Nie wiedziałem dlaczego, ale jego dłoń lekko zadrżała, kiedy mimowolnie dotknął moich palców. Nie wiedziałem co myśleć. On pewnie też. Musiałem się upewnić co do naszego dzisiejszego spotkania po lekcjach. Wyrwałem kolejną kartkę z zeszytu i napisałem na niej;

'Hej, spotkanie u ciebie aktualne? ;]'

Spojrzał na kartkę i przeczytał. Po chwili zaczął na niej coś pisać. Otrzymałem  odpowiedź.

'Tak.'

Krótko i na temat, pomyślałem. Uśmiechnąłem się chociaż nie wiedziałem czemu. Napisałem znów...

'ok. ;] Dzisiaj nie będę nigdzie latał, pójdziemy od razu razem.'

Podałem mu karteczkę, którą przeczytał. Zerknął w moją stronę, zauważyłem, że... że się zarumienił! Booże.
Nic już nie pisałem, uśmiechnąłem się tylko lekko do niego, na co odwrócił głowę. Nie wiem co mi się nagle stało, ale miałem ochote go pocałować. Ten sen zrył mi banię.


Bill

Więc tak jak było powiedziane tak też zostało zrobione. Lekcje minęły względnie szybko,  nikt mnie nie zaczepiał, może dlatego, że Tom wciąż się koło mnie kręcił... A może to ja starałem się być wciąż blisko niego? Sam już nie wiem. Gdyby się okazało, że Tom się mną zainteresował... chyba serce wyskoczyłoby mi z piersi z radości. On jest naprawdę... przystojny to nieadekwatne określenie. On jest po prostu fenomenalny. Kolczyk w wardze wciąż przyciąga spojrzenie. Głównie moje, ale nie tylko. Może on tego nie dostrzega, albo tylko udaje, ale ja widzę wyraźne te o wiele za długie spojrzenia dziewczyn z naszej klasy i nie tylko. Odkąd tylko się pojawił każda przynajmniej się do niego uśmiecha. Te, które go w ogóle nie znają też. Nawet mają odwagę się do niego odezwać! Chyba zbyt często przechodzą obok nas korytarzem w ciągu jednej przerwy. Wkurza mnie to, bo nawet nic o nim nie wiedzą. Nic kompletnie, a zachowują się tak, jakby myślały, że on cokolwiek sobie z nich robi. Jedną zmierzyłem takim spojrzeniem, że prawie natychmiast sobie poszła z nieciekawą miną. Może coś sobie pomyślała... Nie obchodzi mnie to. On jest mój.
Jezu... bredzę. Przecież on nawet na mnie nie patrzy. Kiedy przypadkowo koło niego sobie stanę, nawet do mnie nie zagada. Jakby mnie nie było. Gada tylko z resztą kolesiów z klasy. Czasami robi mi się naprawdę smutno. Co ja sobie w ogóle wyobrażam...
Podpieram ścianę przez cały czas i zastanawiam się w co ja się władowałem. Zakochałem się? Gdzie tam. Na pewno nie. Raczej bym o tym wiedział. A oprócz niepohamowanej fascynacji i palpitacji serca nie czuję do niego nic. Więc chyba nie mam się czego bać. Uwielbiam na niego patrzeć kiedy się usmiecha, ale to o niczym nie świadczy. Przecież każdy lubi widzieć uśmiech drugiej osoby. Nie jest to nic wyjątkowego. Może po za tym, że śnił mi się w nocy, na samo wspomnienie czego mam wrażenie, że się zaraz zapalę. Nie mam pojęcia skąd mi się to wzięło. Ale to było coś niesamowitego. Było tak realne, jakby naprawdę we mnie wchodził. Gdybym mógł z nim tak w realu...
Opanuj się, Bill! Nie mogę dać po sobie niczego poznać. gdyby to wyszło, byłby koniec. Nie pokazałbym się w tej szkole już nigdy. Nie mógłbym już tak beztrosko stać sobie koło niego. Na pewno doszukiwałby się w tym jakichś podtekstów. A ja chciałbym się do niego tylko znów przytulić...
Tak więc kiedy ostatnia lekcja dobiegła końca, wymaszerowalismy wszyscy z klasy. Ledwo wyszedłem na korytarz, a poczułem jak ktoś delikatnie chwyta mnie za łokieć. Odwróciłem się i poczułem jak serce podskakuje mi do gardła.
- To jak, idziemy? - zapytał mnie dred z uśmiechem. Pokiwałem tylko głową i ruszyłem przed siebie. Może trochę szybciej niż zwykle.
Droga ze szkoły do mojego domu zajęła nam zaledwie pięć minut. Przez cały czas zerkałem na niego od czasu do czasu. Chyba tego nie zauważył, a jesli tak to się nie odezwał. Kiedy byliśmy już pod moimi drzwiami, zatrzymałem się, patrząc teraz jawnie na niego.
- Tom... - zacząłem. Wziąłem głęboki wdech. - Tylko cicho... Mój ojciec śpi. Pracuje nocami, żeby się nie obudził, rozumiesz? - pogroziłem mu lekko palcem, na który spojrzał lekko zezując iż niemal dotykałem nim jego ust. Cofnąłem szybko rękę.
- Jasne, nie ma sprawy. - powiedział znów się uśmiechając. Weszliśmy do środka. Po cichu przeszliśmy przez mały korytarzyk i poprowadziłem go schodami na góre do swojego pokoju. Otworzyłem drzwi i wpuściłem go pierwszego. Wszedł do środka rozglądając się.
- Przytulnie. - stwierdził lekko ochrypłym szeptem, kiedy zdejmowałem buty i kurtkę. On zrobił to samo i stanął po srodku patrząc na mnie. Podobał mi się jego głos. Był taki męski... Dobra, do rzeczy.
- Dzięki. - bąknąłem podchodząc do swojego biurka z torbą. Wyciągnąłem z niej zeszyt i książkę do chemii i rzuciłem na blat. Wskazałem mu drugie krzesło. - Siadaj. - poleciłem i odsunąłem się nieco. Usiadł na miejsce wcześniej ocierając się o mnie lekko. Zapewne niechcący, ale poczułem jego perfumy. Przyjemnie drażniły nozdrza. Odchrząknąłem cicho. - To ja... pójdę zrobić herbaty... - wybąkałem znowu chcąc jak najszybciej się ulotnić. Ręce mi się spociły, musiałem troche ochłonąć. Ruszyłem do drzwi z zamiarem opuszczenia swojego pokoju, ale mnie zatrzymał. Odwrócił się do mnie na krzesle i złapał za obie dłonie. Na pewno wyczuł, że są ślizgie. Zrobiło mi się trochę głupio.
- Nie trzeba. - powiedział patrząc na mnie. Teraz na mnie patrzył. A ja czułem, że zaraz dostanę zatoru. - Nie kłopocz się...
- To żaden kłopot, zaraz pójdę i zrobię... - zacząłem bredzić spoglądając co chwilę w drzwi, a on cały czas trzymał moje ręce. Zaczęlo robić mi się gorąco.
- Bill, mówiłes, że twój tata odpoczywa. Więc obejdzie się. Dzisiaj. - dodał znów się uśmiechając. tez się usmiechnąłem siadając w koncu na swoim krześle. Drżącymi rękami otworzyłem ksiązkę na właściwej stronie. On też już swoje wypakował. Patrzył teraz znowu na mnie, a ja sie gotowałem normalnie.
- No, więc... - zacząłem, oblizując usta. - Powiedz mi czego nie rozumiesz. - spojrzalem na niego. Miał nieco głupią minę.
- Niczego. - walnął. Poczułem, że mnie tym powalił. Już nawet zapomniałem o swojej palpitacji serca.
- Niczego? - zapytałem lekko skołowany. Pokiwał głową na potwierdzenie swych słów. - No dobrze. - zreflektowałem się. - Zaczniemy od prostych reakcji spalania...
Ćwiczenie tego zajęło nam trzy godziny. A on nadal nic kompletnie z tego nie kumał. Załamywałem ręce, nie wiedziałem już jak do niego z tym dotrzeć. Nawet ja mu chyba nie pomogę.
- Słuchaj, powtarzasz cokolwiek w domu? - zapytałem go, patrząc na niego uważnie.
- To zalezy... - stwierdził patrząc głupio na to co nabazgrał na kartce, a co ja natychmiast skreśliłem.
- Od czego? - podjąłem od razu. Zagryzł lekko dolną wargę. To jest ten szczegół który też bardzo lubię...
- Od tego, czy mam czas. - tym sprowadził mnie na ziemie.
- No dobra... A jak masz czas?
- No to... - znów głupia mina.
- Tom, powtarzasz? - zapytałem twardym tonem.
- Nie. - przyznał się w końcu.
- To co ty u mnie robisz? - zadałem kolejne pytanie spoglądając na niego opierając głowę na ręce. Popatrzył na mnie.
- No, chciałem, żebyś mi to wytłumaczył, bo nic nie kapuję...
- To już zauważyłem. - wpadłem mu w słowo. - Ale powiem ci szczerze, że marnujesz mój czas. - powiedziałem szczerze.
- W takim razie przepraszam. - powiedział i zaczął się zbierać. Trochę spanikowałem. Nie chciałem, że od razu wychodził.
- Nie, zaczekaj! - zatrzymałem go łapiąc za rękaw bluzy. Spojrzał na mnie z góry. Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć. - Słuchaj - zacząłem znów. - Jeśli ty nic nie robisz w domu, nie zaglądasz nawet do tego, to nic nie da ci to, że ja będę ci to tłumaczył, jeśli ty nie nauczysz się tego. Musisz sam też trochę nad tym posiedzieć, ułozyć sobie to w głowie, to nie jest historia, że wkujesz na pamięć kilka dat, wypiszesz na sprawdzianie i zapomnisz. To jest chemia, przedmiot ścisły, nad nim trzeba pracować i to ciężko. Nawet na to dwa. - wytłumaczyłem mu patrząc w oczy. - Jeśli nie znasz podstaw, nie dasz sobie rady.
- Znam podstawy. - zaperzył się zaraz marszcząc brwi.
- Znasz? Ty nawet wzorów nie znasz. - wytknąłem mu. - To są podstawy. Żeby cokolwiek z tym zrobić, musisz znać wzory chemiczne, nic ci nie da to, że znasz ogół tego jak to napisać. Możesz wkuwac całe zadania na pamięc jak niektórzy, ale na dłużą metę to sie nie sprawdzi, musisz rozumieć choć trochę i przede wszystkim nauczyć się wzorów, bez tego nawet nie ruszysz! - ja naprawdę byłem przerażony jego podejściem do tego. - Tom, obudź się wreszcie! To już nie jest gimnazjum, tutaj trzeba myśleć, to już są dość skomplikowane reakcje i tym musisz, rozumiesz, musisz znać wzory! Tak trudno ci się ich nauczyć? - nie miał zbyt ciekawej miny. Nie patrzył na mnie, jakby opierdalał go sam nauczyciel. Westchnąłem. - Siadaj. - powiedziałem. Spojrzał na mnie lekko zaskoczony. Usiadł a ja wyciągnąłem czystą kartkę i zacząłem na niej coś szybko pisać. Po chwili podałem mu dość długą listę wzorów, których powinien się nauczyć. Ale coś wątpiłem, żeby to zrobił, najwyżej nauczy sie co piątego. - Masz, to są wszystkie wzory, które musisz znać. Naucz się ich, dobra? - powiedziałem patrząc na niego powaznie. Zmierzył listę wzrokiem i spojrzał na mnie jak na debila.
- Chyba se jaja robisz, ja mam się uczyć tego wszystkiego? - tak myślałem... - Przecież połowy z tego nie ma nawet na lekcjach...
- Tom, przestań, chcesz iść na łatwiznę, ale sie nie da, masz sie tego nauczyć, bo bez tego ja z toba nie rusze. Poświęcisz na to godzinę swojego cennego czasu i zobaczysz, że następnym razem pójdzie ci już lepiej. - chyba mi nie uwierzył. - No, nie patrz tak na mnie. - wstałem i podszedłem do szafy, na której stały różne pomoce naukowe. Na najwyższej półce stała książka, o której właśnie pomyślałem.
Wspiąłem się na palce i sięgnąłem po nią. Nie byłem aż taki wysoki, ale po chwili udało mi się ją jakoś wydłubać stamtąd, ale zachwiałem się i omal nie przewróciłem. Na ratunek błyskawicznie przyszedł mi Tom. Złapał mnie w pasie uniemożliwiając mi w ten sposób wyrżniecie sie na podłodze. troszeczkę się przestraszyłem, ale kiedy spostrzegłem się, że wciąz mnie trzyma poczułęm, że płoną mi policzki. Tylko nie rumieńce, błagam!
Odwróciłem sie do niego przodem, ale wciąz mnie trzymał i patrzył na mnie tak jakoś... dziwnie. Jak na niego.
- Możesz już mnie puścić... - powiedziałem cicho odpychając go delikatnie rękami, w których ściskałem ksiązkę. Puścił mnie, chociaż jak mi się wydawało z lekkim ociaganiem. - Tu masz książkę, są w niej ogólne wzory te które ci napisałem i jeszcze dokładne tłumaczenia przebiegu reakcji. Porzycze ci ją tylko niech do mnie wróci. - powiedziałem próbując wziąść się w garść i podając mu książkę. - Zajrzyj do niej chociaż na pięć minut. - dodałem jeszcze cicho trąc lekko policzek.
Odwróciłem się od niego i podszedłem z powrotem do biurka. Zacząłem składać wszystko robiąc na nim porządek. Musiałem schować przed nim twarz. W pewnym momencie poczułem rękę na swoim prawym biodrze. Zamrugałem i spojrzałem na Toma przez ramię. Patrzyliśmy na siebie przez moment w którym on położył swoją druga rękę w moim pasie. Nie obłapiał mnie, tylko tak delikatnie...
Serce na moment zatrzymało sie w mojej piersi, a potem zaczęło tak galopowac, że aż bolało.
- Tom... - szepnąłem, nie wiedząc co powiedzieć dalej stojąc do niego tyłem. Nic nie odpowiedział tylko oblizał usta spuszczając wzrok na ziemię. Puścił mnie i powiedział lekko zachrypniętym głosem; - Dzięki... Billy. - zaskoczył mnie, nikt tak do mnie nigdy nie mówił. - To ja już... - powiedział zbierając się. Miał niewyraźną minę, jakby wiedział, że zrobił cos niestosownego. Ale to nie było nic nie stosownego. To było nawet... miłe. Nie spodziewałem  się tego co prawda, ale jednak... było mi przyjemnie, kiedy mnie dotykał. Miejsca w których jeszcze chwilę temu spoczywały jego dłonie paliły mnie. Patrzylismy jeszcze na siebie przez chwilę, po czym on skierował się do wyjścia. Poszedłem za nim, w końcu gościa trzeba odprowadzić. Stanęliśmy w drzwiach wyjściowych. Było już szaro.
- To cześć. - powiedział i zeskoczył z trzech schodków.
- Cześć... - szepnąłem i patrzyłem za nim aż znikął na drodze. Potem zamknąłem drzwi, przekluczyłem zamek drżącymi rękoma i pobiegłem po cichu do siebie. Tam rzuciłem się na łózko i ukryłem twarz w poduszce. Gęba sama mi się smiała. Nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że coś takiego się zdarzy! I to nie było byle co. Zachowuję się jak jakaś baba, ale co mi tam. Chłopak, który zabójczo mi się podoba, najwidoczniej też się mną interesuje! kto nie byłby zachwycony?










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz