Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

15 marca 2014

Jak Yink i Yank 4

Rozdział 4

"Human Connect to Human"

Znów to samo. Jestem dziecinny, do tego naiwny. Co rano łudzę się... Ale teraz przynajmniej to brat będzie mi wszystko uświadamiał. Nie jakaś fałszywie miła baba z bidula. Wszystkie dzieciaki mają tam w dupie. Mam nadzieję, że to co mówi Tom jest prawdą. Inaczej się stąd wyprowadzam. Do babci. Do tego jeszcze rozbeczałem mu się jak 5letni dzieciak. Pewnie miał z tego później niezły ubaw. Niby mnie przytulił, ale... przecież ja go w ogóle nie znam. Śmierć naszych rodziców nie zrobiła na nim większego wrażenia. Niby pojawił się na pogrzebie, ale nie wydawał się być specjalnie tym zainteresowany. Nawet się do nikogo nie odezwał, do mnie to już w ogóle. Może jeszcze wtedy nie wiedział... A może zwyczajnie nie czuł się związany. W każdym razie na stypie już go nie było.
Kilkanaście minut później siedziałem już w kuchni. Dostałem obiad.
- Zawsze tak długo śpisz? - zapytał siadając obok. Przełknąłem ryż curry.
- Nie, w domu wstawałem wcześniej. - mruknąłem. Moja mina musiała być nieciekawa bo poczułem jego dłoń na ramieniu. Spojrzałem na niego. Milczał przez chwilę, a potem...
- Billy, ja wiem, że ta sytuacja jest dla ciebie trudna...
- A dla ciebie nie? - wpadłem mu w słowo. - To byli również twoi rodzice...
- Moi rodzice byli tymi, którzy mnie wychowali. - teraz on mi przerwał. - Ty...
- Widać, że ich nienawidzisz, dlaczego wziąłeś mnie do siebie? - znów wszedłem mu w eter ostrzejszym tonem. Westchnął.
- To nieprawda, po prostu... Nie chcieli mnie, nie próbowali mnie odnaleźć. A ja czekałem, Billy. Oczywiście tylko do pewnego momentu. - widziałem, że nie leży mu ten temat.
- To nie tak, że nie chcieli cię odnaleźć. - zacząłem, ale na moment umilknąłem, widząc jego kpiącą minę. - Po prostu wiedzieli, że zostałeś adoptowany, nie chcieli burzyć ci całego świata...
- Billy, skarbie, chyba sam nie wierzysz w to co mówisz. Skąd możesz to wiedzieć, co?
- Psycholog mi powiedziała. - parsknął smiechem.
- Billy, oprzytomnij. Twoja babcia przez cały czas kiedy siedziałeś na tym zadupiu słowem się nie odezwała na mój temat. Mam rację? - uśmiechnął się na moje milczenie. - Sam widzisz. - jakby nie było to miał rację. Nie odzywałem się. - Muszę uświadomić cię jeszcze o jednej rzeczy. - spojrzałem na niego. - Twoja ukochana babcia za wszelką cenę starała się, żebyś się tylko o mnie nie dowiedział. Ale ja już wiedziałem o tobie, więc było już za późno. Żyłeś w kłamstwie, braciszku, taka jest prawda. - stwierdził.
- Nie próbuj mnie nastawiać...- zacząłem ostro.
- Nie nastawiam cię, Bill, sam zdecydujesz co z tym zrobić. - powiedział i pogłaskał mnie po twarzy. Zamrugałem. Przeszedł mnie taki... przyjemny dreszcz. Ale nie rozumiałem jego istoty. Przecież to tylko braterski dotyk. Spuściłem wzrok na swoje kolana.
- Jesteś moim bratem, niczemu nie jesteś winien, nie będę cię niczym obarczał za coś, na co nie miałeś wpływu. - powiedział.
- Sam w to nie wierzysz. - powtórzyłem jego słowa. Pokręcił głowa.
- Nie, Bill, wiem co robię. - wstał od stołu. - A teraz ku wzajemnemu poznaniu - zaczął znów z wesołą miną. - Oboje mamy wolny dzień, więc może obejrzymy razem jakiś film? - byłem lekko zdziwiony tą nagłą zmianą tematu.
- No, w sumie, czemu nie... - zacząłem niepewnie.
- OK, to wybierz coś co ci się spodoba, a ja polecę szybko do sklepu po popcorn i colę, ok? - zgodziłem się i w czasie gdy on poszedł do sklepu ja przeniosłem się do salonu. Zacząłem grzebać w stosie DVD i znalazłem film o miłości. Pełno tam miał horrorów, ale ja już swój horror przeżywałem, wolałem coś łagodnego. Usiadłem wygodnie na sofie, zastanawiając się ile czasu zajmie mu droga.
Minęło 15 minut. Stwierdziłem, że zaraz powinien być. Minęło następne 10. A jego nie ma. Zacząłem się wiercić na tyłku. Ile można isć  do sklepu i z powrotem...
Pół godziny, a jego nie ma. Teraz zacząłem się denerwować. Gdybym ja poszedł do tego sklepu byłoby o wiele szybciej...
40 minut. Teraz już słyszę łomot serca w uszach. Jeśli jemu też coś się stało, nie wytrzymam. Wstałem z miejsca i zacząłem chodzić w kółko. Nie umiałem ustać w miejscu.
45 minut. Teraz już zacząłem się trząść. Chodziłem wciąż w te i z powrotem. Łzy zbierały mi się powoli w oczach.
Byłem cały roztrzęsiony, kiedy  W KOŃCU  drzwi do domu się otworzyły. Zerwałem się z miejsca i wyleciałem na korytarz. Trzymał w ręce siatkę z tym popcornem i colą.
- Coś ty robił tyle czasu?! I gdzie ty po to byłeś, w Warszawie?! - zamrugał zdziwiony moim zachowaniem.
- Spokojnie, młody, spotkałem kumpla i trochę się zagadaliśmy...
- Zagadaliście się, kurwa, godzinę?!
- Jaka godzina, młody, o co ci chodzi?!
- O GÓWNO!! - krzyknąłem i wyrwałem z powrotem do salonu wściekły. On nic nie rozumie! Chwile potem zjawił się obok mnie i rzucił torebkę na stół.
- Młody, ty masz naprawdę jakieś zajebiste wahania, jak baba, myślałem, że jesteś bardziej zrównoważony! - teraz on podniósł głos.
-  GDYBYŚ W JEDNEJ CHWILI STRACIŁ CAŁĄ RODZINĘ, A POTEM PRZEZ 45 MINUT ZASTANAWIAŁ SIĘ CZY KOSZMAR JESZCZE SIĘ NIE SKOŃCZYŁ I CZY NIE STRACIŁEŚ JESZCZE TEGO LEDWO POZNANEGO BRATA, TEŻ BYŚ BYŁ NIEZRÓWNOWAŻONY!!! -  wrzasnąłem. Zamilkł i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. Ja sam dysząc z wściekłości usiadłem z powrotem na kanapie. Po chwili poczułem jak siada obok i mnie obejmuje. Zareagowałem impulsywnie.
- Zostaw mnie, i tak gówno obchodzi cię co czuję! - wrzasnąłem znowu. Poderwałem się z miejsca, nadal próbował mnie złapać. Zacząłem krzyczeć i się wyrywać. Przycisnął mnie mocno do siebie krępując tym samym nieco moje ruchy. Jednak nie przeszkodziło mi to, żeby wrzeszczeć. Wydzierałem się w niebogłosy, aż... Zamknął mi usta... pocałunkiem! Znieruchomiałem momentalnie. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywałem się w jego zamknięte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz