3. Nie jasne przeczucie.
25
lip
Serce załomotało mocniej w mojej klatce piersiowej. Zdałem sobie sprawę, że to on zaczął. Przysnąłem, a potem obudziłem się z jego ręką na członku. Było na prawdę nieziemsko… W pewnej chwili poczułem, że mój mały przyjaciel się budzi. Twardniał na samo wspomnienie tego co robiliśmy. Popatrzyłem znów na Billa. Spał spokojnie, z twarzą tak błoga, że aż szkoda było go budzić. Wsunąłem rękę pomiędzy nas i chwyciłem delikatnie jego męskość. Zacząłem go pieścić, z początku nie reagował za bardzo, a potem błyskawicznie stanął na baczność. Usłyszałem ciche westchnienie Billego przez sen. Pocałowałem go delikatnie przyspieszając trochę swoje poczynania. Bill zaczął ciężko dyszeć i pojękiwać. Jednak nadal się nie obudził. Przerwałem i odsunąłem się troszeczkę patrząc na jego przyrodzenie. Był niesamowity. Zacząłem go drażnić opuszkami palców od nasady po sam koniec. Bill zadrżał i wypiął biodra w moją stronę odruchowo chcąc więcej. Spojrzałem na jego twarz. Ocknął się nieco w końcu i spoglądał na mnie nieprzytomnie, nie bardzo wiedząc co się dzieje, ale nadal jęcząc i dysząc. Chwyciłem jego nogę pod kolanem i założyłem sobie na biodro. Zacząłem pieścić jego jądra. Poczułem jak Billy obejmuje mnie za szyję i przyciąga bliżej do siebie. Wtuliłem twarz w jego szyję nie przestając go pieścić. Wzdychał i sapał mi do ucha, stękając jednocześnie. Postanowiłem doprowadzić go w końcu i chwyciłem pewnie jego penisa. Zacząłem szybko trzepać, na co Bill zareagował natychmiastowo. Wygiął ciało w łuk i przycisnął mnie jeszcze mocniej. Wstrzymał oddech. Spojrzałem na jego twarz. chciałem na niego patrzeć kiedy będzie dochodził. Oczy miał zaciśnięte usta zagryzł na dolnej wardze, a potem rozwarł je w niemym krzyku i w tej samej chwili poczułem jak oblewa spermą mój brzuch. Wypuścił powietrze z płuc, jego ciało zwiotczało i zaczął spazmatycznie oddychać. Zacząłem delikatnie całować go po policzkach. Gładziłem jego ramiona i szyję. Po kilku minutach zaczął oddychać w miarę normalnie i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się cudownie i pocałował mnie mocno. Nasze języki po raz kolejny się ze sobą splotły uwalniając tym samym pokaźną chmarę motyli w moim brzuchu. W pewnym momencie aż mnie zatkało, poczułem jak sam zaczął mi szybko, mocno i pewnie trzepać. Momentalnie zacząłem stękać, ścisnąłem go za pośladek i mocniej wpiłem w usta. Po chwili spuściłem mu się na rękę. Opadłem na poduszki. Bill nachylił się nade mną i pocałował lekko.
- Dzień dobry. – wyszeptał cichutko uśmiechając się. Spojrzałem na niego z uśmiechem numer 5.
- Oj, dobry, i to bardzo. – powiedziałem. Przyciągnąłem go do siebie za kark i mocno pocałowałem. – Kocham cię. – wystękałem. Chciałem więcej. Bill tylko się uśmiechnął i wstał z kanapy. Jęknąłem zawiedziony. Co jak co ale jego do niczego zmusić nie można. Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Poszliśmy pod prysznic, oboje. Odkręcił ciepłą wodę i zaczęliśmy się całować. Obłapialiśmy się z każdej strony, czułem, że zaraz się spuszczę od samego myślenia o tym. W pewnym momencie Bill ukląkł na dnie prysznica i wziąłem mojego przyjaciela ostrożnie do ust. Przez cały ten czas patrzył mi uważnie w oczy. Odpłynąłem niemal natychmiast. Było mi nieludzko dobrze. Spojrzałem na niego. Poczułem dziwne ukłucie w sercu na jego widok. Pomyślałem, że go poniżam. Ale on chyba tak nie uważał, bo z wyuzdanym uśmiechem na twarzy ciągnął dalej, do samego końca. Potem zamieniliśmy się rolami, to ja klęczałem i zaspokajałem go, a on stał i mi się przyglądał. Koniec zaakcentował głośnym jękiem. Wyszliśmy spod prysznica zasyceni i lekko wymęczeni ale szczęśliwi. Bill zakomunikował mi, że jest piekielnie głodny. Poszliśmy więc do kuchni i zacząłem przygotowywać mu tosty i pachnącą kawę. On sam usiadł na krześle przy stole i mi się przyglądał. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się, ale mina mi zrzedła. Patrzył na mnie niepewnie. Postawiłem przed nim talerz tostów z dżemem i kubek z kawą.
- Co jest, Billy? – zapytałem, siadając przed nim i przypatrując się mu uważnie. Znów popatrzył na mnie niepewnym wzrokiem. – Hej, skarbie. – powiedziałem do niego łagodnie, gładząc go po policzku. Uśmiechnął się, ale widziałem, że coś go męczy.
- Po prostu mam takie dziwne uczucie… – wydukał w końcu. Popatrzyłem na niego znowu nie wiedząc o co chodzi. Bałem się, że wróciły do niego jakieś wspomnienia.
- Tak, skarbie? Powiedz o co chodzi. – zachęciłem go, siadając obok niego i przytulając go. Wtulił się we mnie ochoczo uśmiechając się lekko.
- Na prawdę cię kocham, Tommy. – szepnął. Trącił mnie swoim noskiem. Uśmiechnąłem się szeroko, słysząc te słowa. Pogładziłem go po włosach przytulając mocniej.
- Ja też cie bardzo kocham, mój kocie! – powiedziałem, przyciskając go do siebie mocno, na co zaśmiał się cicho i zamruczał jak prawdziwy kot. – Tylko o tym chciałeś mi powiedzieć, kotku? – powiedziałem, całując go w czubek nosa. Uśmiechnął się lekko. Znów spojrzał na mnie nie pewnie. Czekałem, aż sam zacznie. Trwało to chwilę…
- Tommy, skarbie… – zaczął, po czym zawiesił głos na moment. – To na pewno wyda ci się głupie, przecież jesteśmy ze sobą już tyle czasu, ale… – poczułem skurcz w żołądku. – M-mówiłeś, że jesteśmy w jakiś sposób spokrewnieni i mam takie dziwne uczucie, jakbym… jakby całował i pieścił własnego brata. – zakończył patrząc mi w oczy. Podświadomie wyczuwał prawdę. Nie dobrze, pomyślałem. Chwyciłem jego twarz w obie dłonie.
- Kochanie. – zacząłem. – Ja wiem, że możesz być skołowany tym wszystkim, może to było jeszcze za szybko, ale, Billy, skarbie, pamiętaj, że cię kocham. Zawsze cię kochałem, i zawsze będę kochał. Bez względu na wszystko. – próbowałem mu zaszczepić to w głowie na wypadek komplikacji. Nie chciałem, żeby to się kończyło. – Wiem, to ci się wydaje lekko mówiąc dziwne po tym jak ci powiedziałem, że nasze rodziny są spowinowacone, ale to na prawdę gdzieś któreś pokolenie za nami, na prawdę nie ma to znaczenia. – zacząłem go w tym utwierdzać, otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie pozwoliłem mu. – Billy, jesteś dla mnie wszystkim. – pocałowałem go tęsknie. – Wszystkim, rozumiesz? Nie mogę cie stracić. – Boże, jeszcze trochę i wszystko mu wygadam!
Bill spoglądał na mnie z miłością w oczach. Tak bardzo go kochałem…
– Tommy. – zaczął. – Ale ja to wszystko wiem. Jak tylko się obudziłem, czułem twoją obecność, przed oczami stanęła mi twoja twarz. Nie zostawię cię choćby nie wiem co. – zapewnił mnie tym razem samemu chwytając moją twarz w swoje ręce. Odetchnąłem lekko. – Chodzi tylko o to, że na prawdę mam nie odparte wrażenie, jakbyśmy byli… rodzonymi braćmi. – popatrzył na mnie lekko zasmucony. Wciągnąłem powietrze głęboko do płuc. – Tommy…? – odezwał się dotykając lekko mojego policzka.
- Kocham cię, Bill. To jest najważniejsze. Że się kochamy. – powiedziałem i przytuliłem go mocno. Przez chwilę na prawdę rozważałem możliwość wyznania mu całej prawdy. Ale byłem pewny, że to będzie równoznaczne z końcem nas samych. Nie mogłem go stracić. Już nie mogłem na to pozwolić.
Wtulił się we mnie jak dziecko.
- Cokolwiek było przed moim wypadkiem, dobrze wiem, że zawsze byliśmy razem. Czegokolwiek nie możesz albo nie chcesz mi powiedzieć, dobrze wiem, że zawsze cię kochałem, i tak już zostanie. – wyszeptał w moje ramię. Zamarłem. Co…? Nie wierzę…
- O czym ty mówisz? – zapytałem mechanicznie odsuwając go od siebie i patrząc na niego. Pogładził mnie po policzku.
- Powiedz mi wszystko, proszę… – szepnął. Patrzył na mnie z taką czułością… W pierwszej chwili chciałem mu powiedzieć, że jesteśmy braćmi, bliźniakami, ale… nie mogłem. Za bardzo się bałem.
- Billy, słoneczko. Spójrz na mnie. – powiedziałem, gdy odwrócił wzrok. – Bill, jesteś moim życiem.
- Ja mam wrażenie, że przedtem było inaczej… – wyszeptał. – Byliśmy razem, ale nie tak jak teraz… – przeraziłem się. Czułem, że zaczynam go tracić.
- Billy, skarbie, posłuchaj mnie. Nie ważne co było kiedyś, najważniejsze jest to co mamy teraz…
- Tommy…
- Kochanie, kocham cię rozumiesz?
- Tak, ale…
- Billy, oddałbym za ciebie życie…
- Tommy… – wciąż próbował mi przerwać.
- Bill, niczego tak nie pragnę jak ciebie i twojego szczęścia…
- TOM! – podniósł na mnie głos. Spojrzałem na niego, patrzył mi prosto w oczy. – Tommy. – zaczął spokojniej. – Ja to wszystko wiem. O nic nie musisz się bać, na prawdę. Cokolwiek się stanie, zawsze będę przy tobie. – szepnął znów, gładząc mnie po policzku. – Ale to uczucie… jest na prawdę uciążliwe. – dodał. – Czuję się, jakbyśmy znali się od samej kołyski. – westchnąłem.
- Bill. – powiedziałem, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. – Obiecaj mi, że mnie nigdy nie zostawisz. – chciałem mieć pewność… sam nie wiem po co. Przecież wiadome było, że jak już wszystko sobie przypomni to zgotuje mi prawdziwe piekło.
- Cały czas ci to mówię. – powiedział uśmiechając się. – Nigdy, ale to nigdy cię nie zostawię. – powiedział, pochylił się w moją stronę i pocałował mnie delikatnie. – Nic nie pamiętam, ale wiem doskonale, że zawsze coś do ciebie czułem… tylko coś mnie powstrzymywało. To od czasu wypadku jesteśmy razem, prawda Tommy? – wypalił bez żadnego ostrzeżenia. Zbladłem. Kiwnąłem tylko głową. – Przyjaźniliśmy się? – zapytał, na co również kiwnąłem głową. Miałem gulę w gardle.
Bill po raz kolejny nachylił się do mnie i pocałował czule.
- Powiedz mi… – zaczął. – Chwilami migają mi jakieś obrazy przed oczami, ale nie mam pojęcia co to… – stwierdził. Przytuliłem go.
- Billy. – spojrzał na mnie. – Kochasz mnie?
- Bardzo. – odrzekł po raz kolejny mnie całując.
- A więc to jest najważniejsze. – powiedziałem. Popatrzył na mnie a potem westchnął.
- Poczekam. – szepnął. Nie rozumiałem o co mu chodzi.
- Na co?
- Aż uznasz, że możesz mi powiedzieć. – pogładził mnie po policzku.
To była ciężka próba, ale jakoś z niej wybrnąłem. Bill podświadomie zna prawdę. Nie wiedziałem, że będzie tak trudno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz