Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

15 sierpnia 2013

Mój głos to Ty...

„Mój głos to Ty… cz. 8.”
Bill.
Minęło pięć lat. Moi bliźniacy mają teraz po 20. Obiecałem sobie, że nie będę im przeszkadzał w życiu, ale na prawdę strasznie za nimi tęsknię. Nie mam po nich nic, nawet żadnego zdjęcia, na które mógłbym popatrzeć w słabszych chwilach, takich jak ta. Oni jeśli będą chcieli sobie na mnie popatrzeć mają o wiele ułatwione zadanie. Westchnąłem po raz któryś z kolei. Tak działo się co raz częściej, odkąd ostatni raz ich widziałem. Te ich młodzieńcze chłopięce twarze, tak bardzo podobne do mnie. Teraz są już dorosłymi młodymi mężczyznami. Jedyna moja ingerencja ograniczyła się do corocznych życzeń urodzinowych, które słałem im pocztą z LA. Żeby przynajmniej wiedzieli, że o nich pamiętam. Raz czy dwa, odesłali jakąś odpowiedź z podziękowaniem, ale wyczułem, że nawet w taki błahy sposób im się narzucam. Ale chciałem móc przynajmniej im te cholerne życzenia, skoro nie mogę ich widywać. Znów westchnąłem. Mój brat patrzył na mnie co raz częściej z niemym politowaniem. Martwił się, ale dla niego jak zwykle sprawa była prosta i klarowna. Skoro tak za nimi tęsknie i tak bardzo chciałbym ich znowu zobaczyć, to powinienem załadować dupę w samolot i biegiem z powrotem do Polski. Zrobiłbym tak gdyby nie to, że nie pokazałem się tam od całych 5 lat. Bałem się, że mogliby mnie źle przyjąć, a to by było cholernie bolesne. Praktycznie nie bardzo ich znam, ale na prawdę bardzo ich kocham. Mogę tylko zastanawiać się, co się u nich dzieje. Czy są szczęśliwi? Czy mają jakieś dziewczyny? Co planują na przyszłość…? Kiedy wtedy się z nimi żegnałem, nie myślałem, że będzie to takie trudne. Wtedy kiedy Oskar się do mnie przytulił… i potem razem z Arturem. Skutki tego wszystkiego odczułem natychmiast na drugi dzień, kiedy byliśmy już wszyscy z powrotem w LA. I tak żyje do dzisiaj. Kolejne zmarnowane 5 lat. Bardzo chciałbym z nimi być, i tu znów pojawia się mój brat ze starą śpiewką. Gdyby to na prawdę było takie proste. Ale niestety nie jest. Moje dzieci wychowywały się całe życie beze mnie, nie chciałem im rujnować tego co sobie zbudowali razem z matką, tylko dlatego, że po latach się czegoś dowiedziałem. Są dla mnie najważniejsi. Czuję się na prawdę jak wyrodny ojciec, ale staram się pocieszać, że przecież miały wszystko, co najlepsze. Idealną wręcz matkę. Nadal mają, rzecz jasna. Pozostaje mi tylko przywoływać w pamięci ich twarze. Tylko to mi zostało.

Oskar.
- UWAŻAJ! – wrzasnąłem na Bartka, który aż podskoczył pół metra w górę. ŁUP! No, i wzmacniacz poszedł w cholerę.
- Przepraszam! – pisnął. Westchnął. To już trzeci w tym miesiącu. – Z tym sprzętem coś jest nie tak!
- Owszem. – przytaknąłem. – Wzmacniacze nie wybuchają sobie od tak po prostu. Po za tym, nigdy nie dokręcasz do końca. – upomniałem go. Pracowaliśmy nad swoim debiutem. pierwsza płyta, najważniejsza. Nagraliśmy już kilka singli. Są niezłe. Tak przynajmniej mówi nasz menadżer. Sam osobiście jednak też tak uważam, a jeśli ja tak uważam, to tak jest. Zaraz po wyjeździe ojca, nie bardzo o tym myśleliśmy, żeby zaczynać jakąś karierę muzyczną. Dalej graliśmy we dwóch w garażu, i nic więcej. Potem dowiedziałem się o ukrytych przed całym światem talentach Bartka i Macieja. ten pierwszy grał na basie, a drugi na perkusji. Spadli nam jak z nieba! Nie mogłem zrozumieć dlaczego nigdy się nie pochwalili. Mogliśmy spichnąć się już dawno. Jednak nam się udało i miałem nadzieję, że się wybijemy. Te pierwsze kawałki już robiły furorę w Polsce, miałem nadzieję, że usłyszą nas też za granicą, tym bardziej, że teksty są tylko po angielsku. Wszystkie, co do jednego na płycie. Daliśmy sobie już spokój z próbą na dzisiaj. Trzeba było dać odpocząć rękom. Dwa tygodnie wcześniej graliśmy pierwszy koncert. Wypadł zajebiście! Przyszło chyba 10 000 osób! graliśmy na stadionie w Poznaniu. Nie spodziewałem się takiej liczby, na prawdę. Ale wszyscy byliśmy zadowoleni. Byłem przekonany, że osiągniemy mega sukces. Wieczorem jednak dopadło mnie coś dziwnego. Odszukałem swoją kryształowa różę na łańcuszku, która dostałem od taty. Otworzyłem ją. Po jednej stronie włożyłem nasze wspólne zdjęcie, mama, Artur i ja. Po drugiej natomiast… wydrukowałem z neta zdjęcia ojca i też je tu umieściłem. Teraz byliśmy już wszyscy razem. Przynajmniej w tej ozdóbce. Westchnąłem. Zastanawiałem się nie raz, czy o nas myśli. Wyglądało na to, że tak, co roku przysyłał nam życzenia urodzinowe. My też mu coś posłaliśmy z podziękowaniami. Nie rozumiałem na prawdę dlaczego nas nie odwiedzi. Chciałem, żeby przyjechał do nas. Chciałem go zobaczysz, znowu się przytulić. Artur miał tak samo, dobrze o tym wiedziałem, tylko się nie przyznawał. Udawał, że tak mu dobrze. Ja wiedziałem, że tęskni tak samo jak ja. Ale, nie chwaląc się, jestem inteligentny, i w końcu postanowiłem urzeczywistnić to o czym myślałem, już kupę czasu. Na każdej kartce od ojca był jego adres.
- Artur. – odezwałem się leżąc na łóżku, mój brat majstrował przy gitarze.
- Nom? – mruknął zaabsorbowany swoim zajęciem.
- Co myślisz o wycieczce do… LA? – wypaliłem z grubej rury. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Do LA?
- No… Tak. Tak sobie myślałem, że… może moglibyśmy… – zacząłem się jąkać, nie wiedziałem jak on przyjmie ten pomysł . – odwiedzić tatę.
- Ale on chyba nie jest zbyt zainteresowany… – zaczał z powątpiewającą miną.
- Jest. Na pewno jest. – powiedziałem gorliwie siadając na łózku.  – Widziałeś jego minę wtedy, jak się z nim żegnaliśmy. W ogóle nie chciał nas wypuścić z rąk.
- Gdyby chciał to by sam przyjechał. – powiedział cicho ze smutną miną. Westchnąłem.
- Może jemu się wydaje, że my nie chcemy. nie ważne kto wykona pierwszy krok, Artur. Ważne, że wszystko się ułoży. – popatrzyłem na niego. Ucichł na chwilę.
- Dobrze, można spróbować. – powiedział w końcu tym samym cichym głosem. – Tylko ja nie będę cię pocieszał jak nam powie, że nie ma czasu i zamknie nam drzwi przed nosem. – skrzywiłem sie.
- Na pewno tak nie będzie. Najpierw wyslemy mu paczkę.
- Jaką paczkę? – zdziwił się.
- Wyślemy mu jeden egzemplarz naszej płyty. Można już ją kupić w dobrych sklepach muzycznych, ale za granica na pewno jeszcze o nas nie słychać. Zrobimy mu mega niespodziankę. Priorytetem będzie szło około tygodnia. Za tydzień wyjedziemy do Los Angeles. – brat popatrzył na mnie przez chwilę.
- Dobra, niech będzie. Jak mówiłem, spróbować zawsze można. Ale nie zdziwię się, jesli przynajmniej ciebie nie pozna. Parsknąłem śmiechem.
Rzeczywiście troche się zmieniłem przez te 5 lat. Ale chyba nie aż tak, żeby miał mnie nie poznać? Włosy nadal miałem czarne, sporo mi urosły, sięgały teraz przed piersi, i przefarbowałem końcówki na kolor czerwony. Taki odchył. Może jeszcze troszeczkę przypakowałem, ale nie wiele. I co, to taka wielka zmiana? Artur praktycznie nic się nie zmienił. Wciąz nosił te same dredy do samej dupy. I wciąz tak samo się ubierał. Nasze upodobania za wiele się nie zmieniło, wystarczy spojrzeć na moje ręce. nadal są na nich tipsy. W tym momencie czerwono-czarne. Czułem, że sie nie rozczarujemy. ojcem, na pewno, ale nasz przyrodni braciszek… Coś mi mówiło, że mogą być z nim jakieś problemy. Do tej pory był oczkiem w głowie tatusia, a raptem pojawiło mu się dwóch smarkaczy i ojciec o niczym innym nie myśli. Ale cóż… mamy prawo odwiedzić własnego ojca. Nie ważne, że na każdym wywiadzie się tego wyparlismy. Nie chcieliśmy robić zadymy, która na pewno by wybuchła. Usmiechnąłem się do siebie. Będzie miał prawdziwą niespodziankę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz