Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

09 listopada 2013

Brakujący Element Układanki. (20/?)

Zaniedbałam to wszystko jak jasna cholera, ale po prostu nie miałam pomysłu co dalej. Ale dzisiaj rano obudziłam się z klarowną wizją co w następnej notce, więc jest. ;) Życzę miłej lektury. I może jakiś komentarz? ;]

Bill.

Było naprawdę dobrze. Może nawet lepiej niż wcześniej. Te gesty i inne czułości, teraz już nie umiałbym zrobić tego, co zrobiłem wcześniej. Nie miałbym już na to sił i może byłbym przez to egoistą myślącym tylko o sobie to bez względu na wszystko nie zadałbym już takiego bólu sobie ani tym bardziej Tomowi. Sam się za to podziwiam, że byłem w stanie zrobić to ten raz. To było jak wstęp do samobójstwa. I podejrzewam, że jeszcze trochę i naprawdę bym umarł. Z żalu, tęsknoty i w ogóle zachlałbym się na śmierć. Gdyby Tom naprawdę wyjechał wtedy z miasta i nie skontaktował się z DJejem, byłoby krucho. Przynajmniej ze mną. To było straszne. Ale na całe szczęście jest już za nami.
Pozostała jednak we mnie jakaś cicha obawa. Niby nic się nie dzieje odkąd tamten facet dostał te pieniądze, żadnych pogróżek, niczego co mogłoby wzbudzić we mnie jakieś obawy. Ale wciąż mam przeczucie, że to jeszcze nie koniec, że ten psychol coś szykuje. Miałem nadzieje, że to tylko moja chora wyobraźnia. Może stałem się przewrażliwiony?
Tom dostrzegł moje zachowanie. Wciąż pytał co się ze mną dzieje, byłem niespokojny, kiedy gdzieś wychodziliśmy wciąż się rozglądałem, czy przypadkiem jakiś facet albo samochód nie jedzie za nami zbyt długo. Niby nic takiego nigdy nie zauważyłem, ale to mnie nie uspokoiło. A Tom zaczynał się coraz bardziej martwić.
- Billy, skarbie... - podszedł do mnie pewnego wieczora, kiedy po raz kolejny wrócił sam z zakupami, tym razem dlatego, że ja byłem przeziębiony i za nic w świecie nie pozwalał mi wychodzić na dwór, nawet na balkon zapalić. Trząsłem się w fotelu w salonie, kiedy on wszedł do mieszkania. Natychmiast wypaliłem na korytarz. Kiedy zobaczyłem, że z uśmiechem numer 5 taszczy torby do pokoju odetchnąłem z ulgą... i kichnąłem. - Dlaczego ty nie leżysz w łóżku, co? Cały czas chodzisz zasmarkany, a kiedy ja wracam do domu zastaję cię gdzie? - mówił patrząc na mnie jak parzyłem sobie herbatę. - W korytarzu, zimnym jak ruska dupa, zamiast w cieplutkim łóżeczku w naszej sypialni. - no bo teraz to już nie ma sypialni Toma i sypialni Billa. Teraz jest wspólna sypialnia, nasza. - Czekałem na ciebie po prostu. - powiedziałem głosem przez nos popijając gorącą herbatę. Miałem na sobie tylko bokserki, ale wciąż było mi zimno, więc obabuliłem się w jedną z bluz Toma i swój polarowy gruby szlafrok. I jeszcze sie trząsłem.
Tom zmierzył mnie uważnym spojrzeniem.
- Mierzyłeś temperaturę tak jak ci kazałem? - zapytał patrząc na mnie. Pokiwałem głową na TAK. - Ile? - krótko i na temat. Cały Tom.
- 38...  - zacząłem. Tom uniósł tylko jedną brew do góry. Westchnąłem. - 38,5.
- Masz grypę, co ty tu robisz, powiedz mi? Mama by nas zabiła gdyby to widziała! - zaczął znowu swój wywód. Przewróciłem oczami. - Ciebie za to, że nie leżysz w łóżku, a mnie za to, że cie tam jeszcze nie zagnałem! Już! Do wyra! - no to mnie pognał.
- Ale ja jestem głodny. - powiedziałem robiąc słodką minkę. Uśmiechnął się.
- Zaraz ci coś przyniosę dobrego. - zamruczał mi do ucha. - Teraz spadaj do wyra. - wywaliłem na niego język i poszedłem. Usadowiłem się wygodnie w łóżku. Od razu lepiej, pomyślałem. Pod ciepłą kołderką z gorącą herbatą i... korytem żarcia niesionym przez mojego braciszka. Mojego chłopaka, jednocześnie.
- Tom. - bąknąłem. - Nie zapomniałeś się przypadkiem? - zapytałem patrząc na wielki talerz z jedzeniem. Gotowiec, jakaś chinszczyzna na wynos, ale teraz odgrzana pachniała smakowicie. Aż się oblizałem.
- Coś nie tak? - zapytał patrząc to na mnie to na talerz z jedzeniem.
- Ja tyle nie zjem.
- Podobno jesteś głodny. Gdybym przyniósł ci mniej, narzekałbyś, że cie głodzę. - popatrzyłem na niego z politowaniem.
- Tommy, nie przesadzaj. - powiedziałem biorąc od niego talerz, sztućce i zabierając się do jedzenia. Stwierdziłem, że nawet dobre.
- Nie przesadzam. Średnio co wieczór mam okazję oglądać twoje ciało, jesteś za chudy, Bill. Dwa kroki do anoreksji.
- Przesadzasz. - powtórzyłem wcinając. - Jak widzisz, wpieprzam jak świnia. - dodałem z pełną gębą.
- No, teraz tak. - uśmiechnął się. - Ale normalnie ostatnimi czasy nie jesz. - wytknął mi. Przestałem na chwile jeść.
- Niby dlaczego tak uważasz? - spojrzałem na niego.
- Czymś się martwisz, ja to widzę. Nie chcesz mi powiedzieć co to, więc i ja się martwię. O ciebie, kochanie. - pogładził mnie po włosach. Spojrzałem z powrotem na swój talerz.
- Naprawdę ci się zdaje. - powiedziałem z uśmiechem i zacząłem wsuwać dalej. Usłyszałem jak westchnął. - Tom, jak widzisz, teraz już mam pół talerza pustego, jak dobrze pójdzie będziesz musiał lecieć po następną porcję do kuchni!
- Już nic nie ma. - zaśmiał się. - Ja nie mam ochoty na chinszczyznę, ale wiem, że ty lubisz czasami zjeść, więc kupiłem. Sobie zamówiłem pizzę przez telefon. - wyszczerzyłem się.
- Więc podzielisz się ze mną swoją pizzą. - parsknął śmiechem. Śmialiśmy się przez pewien czas, aż oczyściłem cały talerz. Kiedy poszedł go zanieść, ja oczywiście poleciałem za nim.
- Ile razy ci mówiłem, żebyś nie ruszał się z wyra? - zapytał nieco zirytowany moim zachowaniem.
- Przepraszam. Po prostu wolę, kiedy mam cię w zasięgu wzroku. - uśmiechnąłem się.
- A co, boisz się, że kiedy ty będziesz leżał w łózku ja znowu będę oglądał czerwoną landrynkę? - zarechotał.
- Bardzo śmieszne. - prychnąłem. Podszedł do mnie natychmiast i chwycił moją twarz w dłonie. Patrzeliśmy sobie w oczy przez moment a potem przywarł do mnie wargami. Westchnąłem cicho. Objąłem go za szyję oddając pocałunek. Całowaliśmy się czule, nieśpiesznie, aż w końcu musiałem się odsunąć bo czułem, że...
- Tommy, zaraz zrobimy to tu, na podłodze. - wyszeptałem oddychając szybciej.
- Brzmi kusząco... - powiedział składając czuły, delikatny pocałunek na mojej szyi. - Ale jesteś chory, i będę musiał poczekać. - zrobił śmieszną smutną minkę.
- Ja aż tak słaby nie jestem. - powiedziałem cicho z uśmiechem.
- Ale źle bym wypadł, gdybym pozwolił sobie na to kiedy ty jesteś w takim stanie. - przytulił mnie. - Wytrzymamy. - powiedział jakby chciał sam siebie przekonać. Spojrzałem na niego.
- Ja wytrzymam, a ty? - zrugał mnie spojrzeniem.
- A co ty sobie wyobrażasz, że co?
- Co za oburzenie! - zaśmiałem się. Znowu prychnał. - No nie denerwuj sie tak, kocie! - podszedł obrażony do okna.
- Dziwne... - mruknął zaraz.
- Co takiego? - zapytałem idą za nim.
- Ten samochód. Kiedy szedłem do sklepu przejeżdżał koło mnie. Potem jak wracałem też jechał za mną kawałek. A teraz stoi pod naszym apartamentowcem. - zmroziło mnie.
- Jaki samochód, który? - zacząłem panikować.
Czarny Mercedes. Rejestracja nie z LA. Przyciemniane szyby, nie było widać czy ktoś siedzi w środku. Zbladłem.
- Bill? Co ci jest? - teraz to Tom się zaniepokoił. - Billy! - potrząsnął mnie za ramię. Spojrzałem na niego przerażony. - Co się dzieje?? - jak na komendę dopadłem do niego i wtuliłem się dygocąc.
To nie może być prawda, myślałem. Tyle czasu spokoju. Nic się nie działo, dlaczego ktoś tak bardzo chce nas zniszczyć? Tom mówił coś do mnie cały czas, ale nic do mnie nie docierało, nie zrozumiałem ani jednego słowa. Byłem przerażony, cholernie sie bałem, że coś mu zrobią. Nie myślałem o sobie, w głowie miałem tylko obraz, jak robią krzywdę mojemu bratu.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić, nie pozwolę cię skrzywdzić... - powtarzałem jak różaniec wciąz te same słowa. Szeptem wciąz na okrągło. Błagałem Boga, żeby nie dopuścił do niczego złego. Żeby nie pozwolił, żeby mojemu ukochanemu stała się jakakolwiek krzywda.

1 komentarz:

  1. O! nareszcie kolejny odcinek, już się nie mogłam doczekać. Ciekawi mnie co za dupek na nich dybie. Mam nadzieje, że szybko napiszesz kolejny odcinek. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń