Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

15 sierpnia 2013

Brakujący Element Układanki. (5/?)

Rozdział 4.
BILL.
Wystrzeliłem z domu jak z procy. Byłem przerażony tym co się stało. W szoku nawet niczego na siebie nie założyłem, żadnego płaszcza. Jak ja mu teraz spojrzę w oczy. On mnie po prostu wyklnie! Tyle czasu samokontroli… a raczej samozamykania się we własnym pokoju z dala od niego… i wszystko cholera wzięła! Nie mogę teraz tak po prostu nadal chodzić sobie dalej po domu. Musiałem mu zniknąć z oczu. Biegłem przed siebie, nawet nie wiedziałem dobrze gdzie. Skręcałem w byle jakie uliczki. Byle tylko jak najbardziej oddalić sie od domu. Od niego. W końcu kiedy ze zmęczenia musiałem po prostu się zatrzymać, spostrzegłem, że stoję przed bramą do jakiegoś parku. Odetchnąłem czując ostry ból w płucach. Wszedłem w małą alejkę porastającą po obu stronach przez żywopłot. Szedłem tak powoli ze spuszczoną głową, trąc ramiona. Było mi autentycznie zimno. Nagle uświadomiłem sobie, że łażę po mieście bez ochroniarza. Jak jakiś debil, przeciez na tym leśnym zadupiu ktoś może mi coś zrobić. Jestem ustawowym chucherkiem, nie poradziłbym sobie nawet z pijakiem. Zaczałem rozglądac się bacznie dookoła, ale byłem sam. A przynajmniej mnie sie tak wydawało. Panowała grobowa cisza, i tak też było ciemno. Jak w dupie, po prostu. W pewnej chwili odruchowo chciałem zadzwonić do Toma, ale przecież nie mogłem tak po prostu teraz prosić go żeby po mnie przyjechał. Z resztą nawet nie wiedziałem gdzie jestem. Nie było nawet kogo o to zapytać.
Ręka wciąż mnie piekła… Na prawdę czasami nie wierzyłem, że to robię. Ale tylko to dawało mi ukojenie. Nawet fajki już przestały działac. Usiadłem gdzieś na jakiejś ławeczce. Wbiłem oczy w swoje buty. Co teraz mam zrobić… Przecież nie mogę tak sobie wrócić do domu. A co z zespołem… Nawet jak ucieknę z tej gigantycznej budy, którą wybrał dla nas Tom, będe musiał spotykać się z nim na próbach. Nie zniosę tego. Albo znikną kategorycznie, natychmiastowo, całkiem i na zawsze… albo nie wiem. No, ale właśnie, co wtedy z zespołem. Nie moge od tak zostawić chłopaków samych. Beze mnie są jak dzieci w tym całym gnoju, w który władował nas menadżer jakieś 10 lat temu. Nie mówię, że to mi się nie podoba. Chociaż ostatnio nie bardzo, ale prawda taka, że bez zespołu już nie mógł bym żyć. Wryło się to we mnie i nie uda mi się tego wyplenić do końca życia. Ale coś trzeba zrobić… Tom na pewno będzie chciał rozmawiać. Usłyszeć jakieś wyjaśnienia. Ale co ja mu powiem? Za nim podniosę dupe z tej ławki musze coś wymyślić.
Siedziałem tak i siedziałem chyba z godzinę. Ale nic nie wymyśliłem. Po za odejściem z zespołu, powrotem do Niemiec, zamieszkaniem z matką, a potem wynajeciem jakiegoś mieszkania. Stać mnie na duży ładny apartament. Najlepiej w Berlinie. I tak, żeby na samym początku nikt o tym nie wiedział. O tym gdzie mieszkam. Zwłaszcza Tom nie powinien tego wiedzieć. W ogóle nie powinien mnie już widzieć. Do samej śmierci. Ta opcja nie była wcale taka zła, po za jednym. Co, kurwa, z zespołem wtedy. Ale jak na zawołanie coś przyszło mi na myśl. Tyle gwiazd pożegnało się ze swoimi zespołami i graja same. Kariera solowa. Nawet ładnie brzmi. Ale czy ja bym się w tym odnalazł? Sam ze wszystkim? Może to by mi wyszło na dobre. Sam bym był sobie panem, nikt by mi nie brzęczał nad uchem, że jakies trzy zasrane nuty mu tu nie pasują, kiedy ja uważam, że wszystko jest po prostu cacy.
Westchnąłem. Tak czy owak, czeka mnie nie przyjemna rozmowa z bratem. Musze zachować pokerową twarz. Powiedziec mu, że od jakiegoś czasu myślę o odejściu i zaczęciu kariery solowej. CAŁKIEM SAM. A oni będa musieli zaopatrzyć się nie tylko wo nowego wokalistę, ale także lidera. Z wokalistą problemu nie będzie. Z liderem chyba też nie… Tom idealnie wpasuje sie w moje miejsce. Ma doskonałe warunki do śpiewania. Gra na gitarze więc… Nic im się nie stanie. On ich dobrze utrzyma. Chyba nie mam się czym martwić. Po za tym, że Tom urwie mi łeb. Nie tylko za to, ze go pocałowałem. Ale za cały ten pomysł z odejściem. No cóż… będzie musiał się z tym pogodzić. Inaczej postąpić nie mogę. Może jak nie będę go widywał przez jakis dłuższy czas, przejdzie mi. Ta cała miłość do niego… Której nigdy nie powinno być. Dlaczego tylko mnie przytrafiają się najgorsze rzeczy na świecie? Wytłumaczy mi to ktoś?? Posiadanie bliźniaka jest błogosławieństwem, ale i przekleństwem. Ja bez niego nie bede umiał żyć.
- Będę musiał się tego nauczyc. – powiedziałem do siebie cicho i wstałem z miejsca. Zaczałem się kręcić jak poparzony, chodziłem w kółko, nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Czym sobie zawiniłem, że Bóg tak mnie pokarał…
- Co ja im powiem… Coś muszę… Musze jakoś to wytłumaczyć…. Dlaczego chce odejść… – mruczałem wciąz pod nosem nie zwracając na nic uwagi. – Co ja im powiem! – wciąż jęczałem.
W końcu stwierdziłem, że przeciez z niczego nie musze im się w gruncie rzeczy tłumaczyć. To moje zycie i moja decyzja. Jeśli chcę prowadzić karierę solową, mam do tego prawo. Stanąłem w miejscu. nie chciałem się z nimi rozstawać. Z Goe i Gusem. Przede wszystkim z Tomem. On tu jest zainteresowanym numer 1. Bałem się samej myśli o tym, że nie będe go widywac. Ale nic innego zrobić nie można. Wciąż się w ten sposób pocieszałem. Może będziemy spotykać sie od czasu do czasu w domu. U mamy w Loitsche. Na razie musze wrócić do domu i szybko się spakować. Tom na pewno zauwazył, że nie mnie nie ma i poleciał mnie szukać. LA jest ogromne. Na pewno zdążę przed jego powrotem. Zostawie mu jakąś wiadomość. Nie mogę odejśc tak bez niczego. A sprawę z zespołem można załatwić na papierku. Przeslemy sobie wszystko co trzeba i po sprawie.
Ruszyłem sie w końcu, żeby wyjść z parku. I jakos mi się to w końcu udało. Przez kilka minut błądziłem, nie wiedziałem, że wszedłem tak głęboko a uliczki były kręte. Wyszedłem jednak w końcu na ulicę. Nawet o tej porze była ruchliwa. Samochody śmigały we wszystkie strony. Stanąłem na światłach razem z grupą przechodniów. Chyba mnie nie poznali bo nikt się nie gapił. To nawet lepiej. Przebiegłem szybko na druga stronę i przez następne pół godziny szukałem drogi powrotnej do domu. Robiło mi się co raz zimniej, musiałem się śpieszyć. W końcu udało mi się odnaleźc znajoma ulicę, po 15 minutach odnalazłem nasz dom. Swiatła były pogaszone a samochód Toma zniknął. A więc miałem rację. Poleciał mnie szukać. A przynajmniej tak myślałem… Może wolał pojechać do baru odreagować. Ze smutną miną wszedłem do domu. Od razu poszedłem do siebie i wyciągnąłem walizę. Moja garderoba znajdowała sie w osobnym pomieszczeniu, i wiedziałem, że nie jestem w stanie zabrać ze soba wszystkiego. Pozabierałem wszystko z łazienki. Wszystkie kosmetyki i tak dalej. Wszystko z pokoju, różnego rodzaju drobiazgi, w tym zeszyt w którym pisałem na brudno nowe utwory. Śmigałem po całym domu jak błyskawica po prostu, tak bardzo się bałem, że on wróci za nim ja zdążę sie spakowac. Wleciałem do swojej garderoby i zabrałem od razu tyle ile udało mi się unieśc i wcisnąłem wszystko do walizy. Z trudem udało mi się ja zapiąć. Wyprostowałem się i odetchnąłem. No to już koniec. Usiadłem przy małym stoliku i wydarłem kartkę z notesu. Przez chwilę zastanawiałem się nad słowami, a potem napisałem;
Drogi bracie…
Dobrze wiem co sobie o mnie teraz myślisz. Nie moge jednak teraz z Tobą o tym rozmawiać, potrzebujemy chyba oboje od siebie odpocząć. Wyniosłem się. Tak będzie najlepiej dla nas obojga. Wyjasnię ci wszystko, ale nie teraz. Sam nie wiem tak do końca co się dzieje. Jestem w tym zagubiony, musze sobie wszystko poukładać. Nie chciałem odchodzić tak bez niczego, dlatego zdecydowałem sie, że zostawie ci chociaz krótką wiadomość…
Jest jeszcze jedna sprawa. Myślałem już o tym od jakiegoś czasu. Nic nie mówiłem, ale teraz chyba nadarzyła się do tego idealna wręcz okazja. Było mi z wami na prawdę dobrze. Ale nie cieszy mnie to już tak jak dawniej, chce spróbowac czegoś innego. Wszystko co będzie potrzebne do pożegnania się z zespołem przesle wam pocztą. Nie powinniśmy się spotykać przez jakiś czas, Tom. Jesteśmy bliźniakami, więc nie będziesz miał trudności z ulokowaniem się na moim miejscu w zespole. Dobrze ich poprowadzisz.
Wyjeżdżam, ale nie powiem Ci gdzie. Tak będzie lepiej. Nie szukaj, bo i tak nie znajdziesz. Dobrze o tym wiesz. Odezwę się sam.
Kocham Cię. Pożegnaj ode mnie Goe i Gusa.
Bill.

Troszeczkę naciągnąłem fakty. Bo rzecz jasna, nigdy nie myślałem o odejściu z zespołu. nikt by nawet mnie o to nigdy nie podejrzewał. Ale w obecnej sytuacji nie pozostaje mi nic innego jak tylko pożegnać się z Tokio Hotel. Będę śpiewał pod jakimś pseudonimem. B.KAY. Na przykład. Albo po prostu pod imieniem i nazwiskiem – Bill Kaulitz.
Wstałem z miejsca. Przeszedłem przez niemal cały dom i wyszedłem na podwórze. Tom jeszcze nie wrócił. Kartkę zostawiłem mu w jego pokoju. westchnąłem. Załadowałem torby do swojego samochodu i wsiadłem za kierownicę. Odpaliłem i wyjechałem przez bramę. Zatrzymałem się jeszcze i przez chwilę popatrzyłem na dom.
- Żegnaj… – mruknąłem bardziej do Tommyego niż do budynku. Wcisnąłem gaz i… w końcu odjechałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz