Tom
Tego już za wiele, jak na mnie. To co miało miejsce dnia
wczorajszego przechodzi naprawdę ludzkie pojęcie. A w tym nieograniczona niczym
głupota naszej klasowej koleżanki. Ale od początku.
Tak jak było ustalone, przez dwa dni zwiedzaliśmy to całe
muzeum. Nie było tam nic ciekawego, nie rozumiem czym oni wszyscy się tak tam
zachwycali. Przecież to tylko kawałek płótna i kilka kolorowych farbek. Nic
więcej. Ale pocieszałem się, że już trzeciego ostatniego dnia będziemy mogli
wybrać się do jakiegoś baru. Miałem ogromną ochotę napić się czegoś dobrego.
Piwo na początek, potem się zobaczy co dalej. Ale nie mogliśmy się przecież
urżnąć. Nasza wychowawczyni jest naprawdę bardzo wyrozumiała, ale ma swoje
granice. Co powiedziała nam zostawiając nas przed klubem. Całą klasą weszliśmy
do środka. Grała nawet całkiem niezła muzyka. Rock, a to to ja lubię.
Usiedliśmy gromadą w jednym z boksów. Dość spory stolik
owinięty z trzech boków skórzaną kanapą. Po zaledwie kilku minutach każdy miał
przed sobą drinka, albo szklankę z piwem. Ja z resztą też szybko zaopatrzyłem
się w coś podobnego. Nie chciałem się nachlać, ale tylko poprawić sobie
nastrój. Ale za niedługi czas okazało się, że będzie to co najmniej niemożliwe.
Siedzieliśmy tak wszyscy razem pogrążeni w rozmowie. Minęła
może godzina, a ja dopiero wtedy zorientowałem się, że coś jest nie tak. Do
knajpy całą klasą. Kiedy sadowiliśmy się przy stoliku nic nie zmąciło mojego
przekonania. Teraz jednak to zauważyłem. Przy naszym stoliku nie było Billa.
Czy on jest nienormalny, pomyślałem. Przecież w tym barze to
on się co najmniej zgubi. Wątpię osobiście, tak szczerze mówiąc, czy on
kiedykolwiek był w Lipsku. Sam czy nie sam, to nieważne. Jeszcze raz
przebiegłem po wszystkich mi znajomych twarzach i nie było go z nami. Bar był
pełny ludzi, rozejrzałem się, ale niczego nie zauważyłem. Nigdzie nie mogłem go
dojrzeć. Razem z nami siedzieli tak zwani przez wszystkich G&G, czyli
Gustav i Georg. Nazwani zostali tak przez wzgląd na pierwsze litery swoich
imion. Takie same G. Ten drugi, którego poznałem już pierwszego dnia w nowej
szkole spojrzał na mnie.
- Co jest, Tommy? Nagle spochmurniałeś. – był spoko gościem.
Chyba jako jedyny nie patrzył na mnie z politowaniem, kiedy próbowałem jakoś
dobić się do Billego. Gustav sam w sobie też uważał to za stratę czasu, ale też
siedział cicho. Nie gadał głupot typu ‘Daj spokój, Tommy, tracisz czas.’ Albo
‘Tommy, chodź lepiej z nami, moja przyjaciółka chciałaby posłuchać jak grasz!’.
Tak. Głupie teksty głupich lasek.
- Ach… - odpowiedziałem z kwaśną miną. – Bill zniknął z pola
widzenia. – mruknąłem. Reszta uśmiechnęła się z politowaniem i wróciła do
poprzednich zajęć, czyli rąbania dup nauczycielom. Gustav jak zwykle nie
powiedział nic. Ale Georg sam teraz rozejrzał się po wszystkich i po okolicy.
- Rzeczywiście… - mruknął w odpowiedzi. – Myślałem, że
usiadł z nami, widziałem przecież jak z nami wchodził… Nie zauważyłem, że go
nie ma. – dodał z lekko skwaszoną miną nadal rozglądając się dookoła. Ja
również patrzyłem po ludziach. Coś czułem, że on nie znajduje się w miłym
towarzystwie.
Minęło raptem może jakieś pięć minut, gdy koleżanka siedząca
obok mnie krzyknęła podskakując. Była już nieźle wstawiona. A mieliśmy nie
chlać.
- Patrzcie! – pokazała palcem w określonym kierunku. – To
Kaulitz! – piszczała i dławiła się śmiechem. Od wódki rozum krótki, moi
państwo. – Chyba nieźle się bez nas bawi! – znów śmiech. Popatrzeliśmy tam
wszyscy. Reszta dziewcząt też zaczęła chichotać, ale chłopacy, a już zwłaszcza
GG, wywalili oczy na wierzch. Ja osobiście zbierałem swoje gały z ziemi. Przy
ladzie kilkanaście metrów od nas na jednym z krzeseł barowych siedział jakich
gościu. A u niego na kolanach okrakiem do niego siedział Bill. Gość na oko
kilka lat od nas starszy przytrzymywał go sobie na kolanach, żeby mu nie spadł
i całował go raz po raz po szyi, a potem przysysał się do jego ust niczym
odkurzacz marki Zelmmer.
Coś tu było bardzo nie tak. Zdążyłem już nieco poznać
naturalne zachowania Billa i on NIDGY nie zachowywał się TAK. Chwiał się i
leciał mu z rąk. Jakby omdlewał. Ale coś mi się wydawało, że bynajmniej nie z
przyjemności. Chaotycznymi ruchami rąk próbował mu się wyrwac, ale nie miał na
to sił. Facet wciąż go do siebie przyciskał, aż w końcu wsadził mu jedną rękę
pod t-shirt. Tego było już za wiele.
Poderwałem tyłek z siedzenie i już miałem tam iść, gdy ktoś
znów się zaśmiał. Spojrzałem na laskę siedzącą obok mnie.
- Dałoby się z tego nakręcić niezły porno!! – inne
zawtórowały jej śmiechem. Ich głupota mnie powalała.
- Z czego się smiejesz, lamo! On go tam za chwilę zgwałci! A
ten nawet tego pamiętał nie będzie! – powiedziałem patrząc na nią jak na
idiotkę.
- Jak nie będzie pamiętał, nie będzie miał problemu. –
zaśmiała się znowu. Prychnąłem mierząc ją od góry do dołu. Spódniczka mini i
wydekoltowana bluzka.
- Wiesz co? Jeśli chcesz, możesz teraz wejść na ten stolik,
zwalić te gacie, których i tak pewnie nie masz, wypiąć się i pozwolić się
wyruchać wszystkim tu siedzącym zbokom. Ale ja nie pozwolę zrobić tego samego
jemu. – wstałem od stolika zostawiając wszystkich w szczerym zdumieniu.
Przepchałem się szybko przez tłum czując tylko jedno; wściekłość. Że ktoś śmiał
go dotknąć. Stanąłem naprzeciw gościa, który bez żadnych skrupułów obmacywał
Billa.
- Kolega raczy wybaczyć. – powiedziałem głośno. Obaj na mnie
spojrzeli. Gościu ze złością, że mu przerwano (bo jemu się wydawało, że jest
bezkarny, albo co najmniej niewidoczny) a Bill… I wtedy już było dla mnie
jasne. Ten pedał coś mu dosypał do drinka. Billy patrzył na mnie mętnym
wzrokiem, oczy miał szkliste. I był bledszy niż zwykle.
- Czego?! – warknął. – Ślepy czy co? Nie widzisz, że jestem
zajęty?!
- Owszem, widzę. – powiedziałem chłodno łapiąc Billa za
ramię. – Tak się składa, że to mój facet i wara komukolwiek go dotykać! –
dodałem pociągając go do siebie.
- Twój facet? – zaśmiał się. – Jakoś cię z nim wcześniej nie
widziałem.
- Korzystałem z wuceta, a ty jak widze, masz bardzo lepkie
łapy. Sam zeżryj to co mu wsypałem, zanim nie pójdę z tym na policję. –
wywarczałem nachylając się do niego. Nic już nie powiedział, a ja sam miałem go
w dupie.
- Chodź, Billy… - szepnąłem łapiąc go i prowadząc do
wyjścia. – No, już, skarbie… - skąd mi się to wzięło?
Bill spojrzał na mnie tak… Tak jak w tym snie. Tak samo
przymrużone powieki, lekko rozchylone usta… I te włosy… Był naprawdę sexy. Nie
dziwiłem się już, że ten koleś się koło niego zakręcił. Może wcześniej kazał mu
spadać, ale ten ani myślał się poddawać? Pełno teraz takich zbokoli.
Wyszliśmy z baru na powietrze i jeszcze bardziej go ścieło.
Przelewał mi się przez ręce, ledwo go utrzymałem.
- Bill, słońce… - wystękałem. – Ruszaj się trochę sam…
Ulicą przechodził jakiś mężczyzna. Zauważył nas i zatrzymał
się natychmiast. Poprosiłem go żeby pomógł mi go dociągnąć do autokaru, na
pobliski parking. Pomógł nam i nawet o nic nie pytał. Kierowca wyleciał z
autokaru lekko wystraszony.
- Co mu się stało?!
- Jakiś obcy debil wsypał mu coś do drinka… pomoże pan…? –
wyjaśniłem krótko.
- Jasne. – powiedział i wciągnęliśmy go do środka. – Chyba
nawet wiem co było dalej. – mruknął patrząc z troską na Billego.
- Niech się pan nie martwi, przerwałem mu w najbardziej
stosownym momencie. Był tym bardzo nie usatysfakcjonowany. – kierowca mruknął
coś tylko i zostawił nas na tyłach autokaru. Posadziłem Czarnego na siedzeniu
pod oknem i uchyliłem lekko szybę, żeby miał stały dopływ świeżego powietrza.
Chyba już całkiem nie kontaktował. Bałem się, żeby nic mu się nie stało. Ale po
chwili odezwał się, pozostawiając na zimnej szybie obłoczek pary z ust…
- Tommy… Masz czasem takie uczucie, że gdzieś w świecie żyje
ktoś, kto zdaje się być takim twoim klonem? Kiedy patrzysz w nocne niebo
czujesz na nim ten wzrok? Jakby ktoś wydarl ci cząstkę ciebie samego… - mówił szeptem,
ale doskonale go rozumiałem. I byłem w szoku. Że on też czuje coś podobnego.
Nie wiedziałem co powiedzieć, więc milczałem. – Bo ja tak właśnie się czuję.
Jakby ktoś odebrał mi część samego siebie… Czuję, że czegoś mi brakuje. Bez
tego czuję się pusty w środku. – spojrzałem na niego. Teraz odwrócił twarz w
moją stronę i patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Dlaczego o to pytasz? – wychrypiałem.
- Bo chciałbym wiedzieć, czy ktoś jeszcze oprócz mnie też to
czuje. Czy naprawdę jestem nienormalny… - spuścił wzrok na moje kolana.
- Nie jesteś nienormalny. Ja też czuję coś podobnego. A
jeśli to jest nienormalne to oboje jesteśmy walnięci. – uśmiechnąłem się lekko
do niego. Odwzajemnił mój gest i pogładził mnie po policzku.
- Przy tobie to uczucie znika. Nie ma go. Na przykład teraz…
Czuję, że mam wszystko czego mi potrzeba… Nie wiem dlaczego tak jest, ale…
- Cii… - położyłem mu palec na ustach. Popatrzyłem na niego,
a po chwili złączyłem nasze usta w czułym pocałunku.
Pewnie i tak nie będzie tego pamiętał… ale ja czuję
dokładnie to samo.
Kurde , kurde , kurde !! Niechżesz oni się spiknął ze sobą nooo ! Widać, że obydwoje mają się ku sobie ! Ahh biedny Bill, akurat jego musieli wykorzystać .. Dobrze, że Tom się pojawił i go uratował ! pisz szyybko kolejny odcinek ! Czekam z niecierpliwością ! :)
OdpowiedzUsuń