Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

06 września 2013

Brakujący Element Układanki. (13/?)

BILL.

Cały dzień chodziłem lekko spięty. Prawdę mówiąc, trochę się bałem tego co miało stać sie dzisiejszego wieczoru. Nigdy nie robiłem tego z facetem. Do tego ten facet jest moim bratem, to nigdy nie ulegnie zmianie. Ale przecież nikt o niczym nie musi wiedzieć, prawda? To tylko i wyłącznie nasza sprawa. Nie mieszkamy już z mamą, więc o przyłapaniu na gorącym uczynku też nie ma mowy. Nie mamy się tak właściwie czym martwić, tak na dobrą sprawę. Ale mnie nie martwiła żadna konkretna rzecz. Byłem po prostu zestresowany przed swoim pierwszym razem. Jakkolwiek dziwnie to brzmi. Chociaż to nie będzie jeszcze seks... to i tak jest to duży krok do przodu.
Próbowałem się jakoś zrelaksować. Papierosy nic nie dawały, w TV przerzucałem kanały co tylko irytowało Toma.
- Bill, weź daj wreszcie dupie siana, co tobie jest dzisiaj? - zapytał za którymś razem gdy znów włączyłem telewizor i tylko migały mi obrazy przed oczami. Spojrzałem na niego lekko nieprzytomnym wzrokiem. Byłem zamyślony, zastanawiałem się jak to będzie wyglądać. Rano, kiedy poniosła mnie wyobraźnia było fantastycznie... Dałbym mu się zerżnąć gdyby tylko o tym wspomniał. Wierzyłem Tomowi, że nie potraktuje mnie jak wszystkie te laski, które przeleciał. Ufałem mu i miałem nadzieję, że tego zaufania nie zawiedzie.
- Bill, mówię do ciebie! - zwrócił się do mnie po raz kolejny widząc, że nadal nie kontaktuję.
- Ach... Mówiłeś coś, Tommy? - zapytałem głupio. To chyba jasne, że coś do mnie mówił. Westchnął wywracając oczami.
- Owszem mówiłem. Pytałem co ci dzisiaj jest. Bill, jesteś blady jak trup i snujesz się jak zmora. Co się dzieje, kochanie? - popatrzyłem na niego. Chyba naprawdę się martwił. Naprawdę aż tak to było widać?
- No bo... Tommy... - zacząłem kulawo. Poczułem, że lekko się rumienię. Nie mogłem normalnie na niego spojrzeć. Po tym jak się zachowywałem rano, jak na niego nawrzeszczałem i biorąc pod uwagę to co mamy robić wieczorem... Miałem prawo być zawstydzony.
- No co, Billy? - zachęcił mnie do mówienia dalej, siadając obok mnie i otaczając mnie ramieniem. Położyłem mu głowę na ramieniu. Pogładził mnie delikatnie po włosach.
- No bo... - znów urwałem przymykając oczy lekko zażenowany. - No bo ja się wstydzę. - wydukałem w końcu purpurowiejąc całkowicie. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się widząc moją czerwoną twarz.
- Czego się wstydzisz, kurczaku? - zmrużyłem oczy. Nie lubiłem gdy tak mnie nazywał.
- Dobrze wiesz, że tego nie lubię. - powiedziałem obrażonym tonem.
- Czego nie lubisz, kurczaczku? - zachichotał w moje włosy. Poczułem się jak prawdziwy brojler*.
- Właśnie TEGO. - powiedziałem patrząc mu dzielnie w oczy. Wiedziałem, że nadal jestem czerwony, ale w tej chwili to bardziej z zniesmaczenia. Znów zachichotał. - Uważasz, że to takie zabawne? - zapytałem śmiertelnie poważnym tonem. Popatrzył na mnie z tym samym uśmiechem.
- Owszem! - zaśmiał się po raz kolejny. - Dlaczego się burzysz, kiedy mówię do ciebie 'kurczaczku', przecież to takie słodkie! - zawołał śmiejąc się wciąż. Był taki wyluzowany... Czy on w ogóle się nie przejmował tym co nie długo będziemy robić?
- Taa, bardzo. - mruknąłem zły. Naprawdę tego nie lubiłem, a on robił to specjalnie!
- No pewnie. Jesteś moim małym kurczaczkiem. - wyszeptał mi do ucha i pocałował je czule. Zadrżałem mimo woli. TO lubiłem i to BARDZO.
- Przecież wiesz, że nie podoba mi się to określenie! - zajęczałem.
- A myślisz, że mi sie podoba jak nazywasz mojego kutasa?? - zawalił. Wywaliłem na niego oczy. O czym on mówi...
- Co? - parsknąłem śmiechem.
- Jajco. -  odpowiedział. - Nie dalej jak dwa dni temu w nocy. Obudziłem się bo chciało mi się lać, wyszedłem z pokoju z zamiarem przejścia się jeszcze do kuchni po wode i co słyszę? - spojrzał na mnie jakby oczekiwał ode mnie jakiejś odpowiedzi. - 'Kocie, twój Tomcio jest taki słodki!' - przedrzeźnił mnie rzekomo. Oczy wyszły mi jeszcze bardziej na wierzch. Niczego takiego nie było! - Od razu skojarzyło mi się z Tomcio Paluchem! - usłyszawszy to ryknąłem takim śmiechem, że mój brat aż się odsunął. - Bardzo śmieszne. - burknął.
- Z tego co zdążyłem zaobserwować to twój Tomcio jest trochę większy od przeciętnego palucha. - znów zarechotałem. Nie mogłem się opanować.
- Śmiej się, śmiej. KURCZAKU! - automatycznie przestałem się smiać i rzuciłem się na niego. Zacząłem go łaskotać, a on pod wpływem tego sam zaczał sie smiać. Próbował złapac moje ręce unieszkodliwiając mnie tym samym, ale zawsze udawało mi się jakoś wykręcić. W pewnym momencie tak zaabsorbowani zabawą runęliśmy z impetem na podłogę. Tom oczywiście przygniótł mnie do ziemi.
Znieruchomieliśmy patrząc sobie w oczy. Bezceremonialnie przywarł do moich ust, westchnąłem, gdy jego język zgrabnie wślizgnął się do nich. Zaczęliśmy się całowac, na początku nieśpiesznie, potem co raz zachłanniej. Po kilku minutach poczułem pod t-shirtem jego dłoń, sunęła w góre i zatrzymała się na moim lewym sutku. Z ust wymknął mi sie cichy pomruk zadowolenia, kiedy zaczął go drażnić delikatnie palcami.
Po chwili jednak zorientowałem sie do czego to może nas doprowadzić i zacząłem go odsuwać.
- Coś nie tak, słońce?- wydyszał Tommy. Ja też dyszałem, obaj zdążyliśmy się podniecić.
- Dopiero wieczorem. - wymruczałem mu do ucha. Jęknął z zawodem. Zaczął muskać ustami moją szyję. Uszczypnąłem go w tyłek.
- Au! Co jest? - popatrzył na mnie.
- Powiedziałem, że dopiero wieczorem. Kiedy już będa zasłonięte zasłony, drzwi zamkniete na klucz i cała noc tylko dla nas. - powiedziałem zmysłowym głosem wymykając sie spod niego. Zauwazyłem, że oblizuje wargi, uśmiechnąłem się.
Reszta dnia upłynęła nam na docinkach i uszczypliwościach. Każdy chciał  każdego na czymś zagiąć. Doszło do tego, że przeholowaliśmy i każdy obrażony zamknął się w swojej sypialni. Siedziałem na łóżku z miną obrażonej księżniczki tyłem do drzwi. Każdy z nas uważał, że to ten drugi przesadził. Ja na pewno nie miałem najmniejszego zamiaru odzywać się pierwszy. Być może też przesadziłem, ale to co powiedział Tom na sam koniec to było prawdziwe przegięcie.
- Z czego się śmiejesz, cymbale? - burknąłem, patrząc na niego z założonymi rękami na piersi. Chichotał jak głupi.
- A co, nie można, kurczaczku? - znów chichot. Zaciągnąłem się głęboko powietrzem. I znowu ten kurczak.
- Nie, nie można. - powiedziałem świdrując go wzrokiem.
- Daj spokój, Billy. Oboje dobrze wiemy, że wskoczysz mi do łóżeczka i nawet nie będę musiał ci dopłacać. - powiedział z lekkim uśmiechem. Dopłacać?
- Wielkie dzięki. Dobrze wiedzieć. - powiedziałem z wyrzutem i odpychając go wyszedłem z kuchni, w której akurat się znajdowaliśmy.
- Bill...! - krzyknął za mną. - Przepraszam, przecież wiesz, że ja nie... - już się nie dowiedziałem co on nie, bo zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem. Po chwili on też poszedł obrażony.
Minęła może godzina. I wtedy usłyszałem dzwonek telefonu na dole. Wstałem z łóżka i podszedłem do drzwi uchylając je lekko, żeby usłyszeć o co chodzi. Usłyszałem głos Toma.
- Halo? - jakby nadal trochę podirytowany. Prychnąłem cicho. Wielce obrażony. Nic dzisiaj nie dostanie. Nawet gdyby mi jednak dopłacał. Cham. - Aa, cześć, Geo... Tak, tak, jestem u Billa.... No, jakoś... Jakoś się dogadaliśmy. No. - zaśmiał się cicho. - Ok, dobra, poczekaj chwilę... BILL!!! ZŁAŹ, KURDE, NA DÓŁ, GEO CHCE Z TOBĄ GADAĆ, BARANIE! - zacisnąwszy zęby i ręce w pięści zleciałem na dół jak burza.
- Sam jesteś baran, debilu. - powiedziałem z niechęcią wyrywając mu słuchawkę aparatu. - No, hej! - odezwałem sie o wiele bardziej przyjaźnie.
- Co tam, Bill? Wytrzymujecie ze sobą jeszcze? - zaśmiał sie Geo. Oni o niczym nie wiedzą, więc darcie ryja Toma uznał zapewne za kolejną braterską kłótnię. I dobrze.
- Taa. - powiedziałem z przekąsem. - Jakoś. - znów się zaśmiał. - Ale powoli zaczynam żałować, że go przygarnąłem. - powiedziałem wymownie patrząc na Toma, który prychnął obrażony. Cały czas stał za mną.
- Co, znowu się kłócicie?
- Jak można sie nie kłócić z takim bezmózgiem?
- Uważaj sobie! - syknął mi do ucha Tom. spojrzałem na niego rozbawiony.
- Hah, to u was chyba normalne! Gdzie byście sie nie znaleźli tam sie żrecie. Co sie z wami stało, chłopaki?
- Ee... - mruknąłem. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Przecież nie powiem mu prawdy. - Po prostu taki okres... Przejdzie. - powiedziałem w końcu.
- No ja mam nadzieję. Słuchaj dzwonię, bo właśnie z tobą chciałem pogadać, Bill.
-Tak, a dlaczego? - zainteresowałem się. Tom równiez, przystawiając mi bliżej ucho do słuchawki.
- No, sprawa zespołu. - zaczął. - Domagają się, żebyśmy znowu cos urodzili, to ty zawsze wszystkim dyrygowałeś, i w ogóle twoje były prawie wszystkie pomysły, po za tym ty jesteś liderem...
- Geo, rozstalismy się, Tom siedzi teraz na moim miejscu, z nim rozmawiaj. - wpadłem mu w słowo, chcąc oddać telefon bratu, ale ten krzyknął z drugiej strony.
- Ale on się zrzekł twojego miejsca, Bill! - brwi same powędrowały mi wysoko do góry. - Nie mamy lidera ani wokalisty... Jeden gitarzysta też nam odszedł. - spojrzałem wielkimi oczami na brata.
- Słucham? - zapytałem głucho.
- No co ty... To ty nie wiesz? - zapytał zszokowany.
- Nie. - przyznałem.
- Tom rozwiązał umowę zaraz po tobie. Tłumaczył się tym, że on nie będzie potrafił poprowadzic zespołu tak jak ty. - z tonu jego głosu mozna było wywnioskowac, że ma nietęgą minę. W takim razie w zepole został tylko basista i perkusista... czy on zgłupiał.
- Oddzwonię do ciebie. Na razie. - odłożyłem słuchawkę i odwróciłem sie do Toma. Też miał nie tęgą minę.
- Zgłupiałeś? Głupie pytanie, ty jesteś nienormalny! - zajechałem go. Popatrzył na mnie z miną zbitego psa.
- Nie chciałem być tam, gdzie ciebie nie ma. - powiedział tylko. Westchnąłem. - Z resztą, przecież teraz możemy wrócić do tego co było, prawda? - spojrzałem na niego.
- No, nie wiem... - nie byłem pewny czy mogę wrócić do tego co było. Po za tym narażalibyśmy się na nakrycie w gorącej sytuacji.
- Pogadamy o tym potem. - powiedział obejmując mnie.
- Własnie dlatego nie jestem pewny. - spojrzałem na niego. - Mogą nas przyłapac.
Popatrzył na mnie i przytulił mnie.
- I tak mieszkamy w USA. Z nimi będziemy się spotykać tylko na czas nagrań. Zostali przecież w Hamburgu.
- No tak, ale...
- Żadnego ale, kotku. - zamknął mi usta pocałunkiem.
Tak więc jakby nie było, Geo nieświadomie przyczynił się do przełamania lodów między nami. Wtuliłem sie w niego mocno. Poczułem jak gładzi mnie po włosach, przymknąlem oczy. Było naprawdę dobrze. Mialem nadzieje, że tak będzie już zawsze.

1 komentarz:

  1. Heh nie ma to jak kłótnie Kaulitzów ;p
    Ciesze się, ze się pogodzili. Oni naprawde nie umieją bez siebie żyć ;p

    Ps. Zapraszam do siebie;) pojawił sie własnie 34 odcinek i licze na opinie ;)
    http://miloscjestsilna.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń