Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

20 lipca 2014

I'll never forget you. 1

No i jest już coś. Ciekawe jaka będzie reakcja na Billa.
Pozdro.




Rozdział 1. Hotel.

Ech... Życie jest co najmniej dziwne. Moja praca jest moim malutkim diamencikiem, ale bardzo wiele ode mnie wymaga. Jestem redaktorem w największej gazecie w Niemczech. Piszę jedne z największych artykułów. Prawie każdy który znajduje się na pierwszej stronie jest mojego autorstwa.
Nazywam się Tom Trumper. I właśnie jadę przez pół Niemiec, żeby zatrzymać się w jednym z hoteli pięciogwiazdkowych. Redakcja zawsze wysyła mnie właśnie do takich. Nigdy innych. Cenią sobie bardzo moją prawdę. Jestem rzetelny, dokładny i zawsze sprawdzam fakty w przynajmniej trzech źródłach. Nie może być abym napisał coś, na co nie mam absolutnie żadnego potwierdzenia. To bardzo szybko ukróciłoby moją karierę. A na to nie mogę sobie pozwolić. Pisanie to moja pasja. Może życie.
Była już godzina dziesiąta przed południem kiedy zatrzymaliśmy się przez okazałym budynkiem. Był nowoczesny, jak wszystkie tego typu. Miały przyciągać gości samym swoim wyglądem, nie tylko nieskazitelną opinią. Miewam też przeczucia, które czasem się sprawdzają. Tym razem czułem, że pobyt tutaj wiele zmieni w moim życiu. I domyślałem się, na dobre.
Było ciepło, był czerwiec. Ludzie siedzieli na dworze przed budynkiem lub na tarasach swoich pokojów. Pili colę i jedli lody. Pomyślałem, że mnie też by się coś takiego przydało.
- Saki, zatroszcz się o coś do picia, dobrze? - poprosiłem mojego kumpla, i równocześnie ochroniarza. To tak na wszelki wypadek, odkąd w zeszłym roku ktoś o mało mnie nie zabił na ulicy po tym jak opisałem go w gazecie. Czułem się bezpieczniej, kiedy on był ze mną. Sam mam mięśnie, ale on jest jeszcze większy ode mnie. Z całą pewnością nie miałem się czego przy nim bać.
Gdy weszliśmy do środka na wprost zobaczyłem recepcję. Poszliśmy więc tam i powitała nas całkiem przyzwoita panienka. Kulturalna, uśmiechnięta. Słowem, wykwalifikowana. Z prezencją wystarczającą, żeby zerknąć w jej dekolt. Otrząsnąłem się z tych myśli. Byłem tu w interesach, a nie po to żeby zabawiać się z laskami.
Od jakiegoś czasu nikogo nie miałem. Wolałem odpocząć od kobiet po ostatnim związku z Rią. Była całkiem niezła, ale zbyt zaborcza. Dusiłem się przy niej. I nawet nie było mi żal, kiedy płakała, kiedy mówiłem, że to koniec. Trudno. Czas na coś nowego. Ale jeszcze nie teraz.
Zostałem zakwaterowany w luksusowym apartamencie. Płaciła za mnie gazeta więc o pieniądze nie musiałem się martwić. Zarabiałem dobrze, ale nie stać by mnie było na coś takiego. W redakcji o tym wiedzą i chcą zatrzymać mnie dla siebie dlatego wydają za mnie pieniądze. Inaczej mógłbym skorzystać z jednej z tych ofert, które wciąż do mnie napływają. A jest ich trochę, miałbym w czym wybierać.
Łóżko było jednoosobowe, ale wygodne. Z miękkim materacem, przykryte miękką aksamitną narzutą. Saki dostał pokój obok. Jeszcze tego brakowało, żeby spał ze mną. Chyba na podłodze. Bo drugiego łóżka tu nie było. Poszedłem obejrzeć swoją łazienkę. Była niezła. Wanna i prysznic, do wyboru. Umywaleczka i kibelek. Wszystko ładnie wykafelkowane. Super, pomyślałem. Będzie mi się tu dobrze mieszkać przez następne 10 dni. Tyle musiałem tu wysiedzieć, miałem do napisania duży reportaż, musiałem zdobyć dużo informacji. Potrzebowałem na to czasu i spokoju.
Czas do obiadu przesiedziałem u siebie. Miałem nawet telefon w pokoju, więc zadzwonili do mnie w porze obiadowej. Zszedłem do sali konsumpcyjnej i zająłem miejsce obok Sakiego, który już tam siedział.
- Co podają? - zapytałem rozglądając się. Facet ubrany na gala, jak ja to mówię, rozglądał się po sali.
- Schabowe z ziemniakami, do tego surówka i sok. Do wyboru jest też wino. - uśmiechnął się lekko.
- Zapomnij. Masz za słabą głowę. - przypomniałem patrząc na kobietę roznoszącą talerze z daniami.
- Daj spokój, Tom. To tylko jedna lampka. - upierał się.
- Jak chcesz - powiedział. - W każdym razie, jutro masz być na nogach, cały do mojej dyspozycji. I nie będę tolerował żadnych jęków. - zastrzegłem sobie. Oboje się uśmiechnęliśmy. SAki tak jak powiedział poprosił o wino do obiadu. Ale tak jak też mówił wypił tylko lampkę.
- Nawet dobre to żarcie. - skomentował. Szturchnąłem go lekko. - No co? Nie mam racji?
- Masz, ale mów tego głośno. - powiedziałem uśmiechając się do laski niosącej talerze.
- Powinni się cieszyć, moim zdaniem. Gość chwili ich menu.
- Tak, jasne. Ale nawet nie wiesz jak to naprawdę wygląda z boku. - stwierdziłem.
- Niby jak? - zapytał lekko zdziwiony.
- Jakbyś z buszu wyszedł. - prychnął. Zjedliśmy w ciszy i siedzieliśmy jeszcze przez chwilę przyglądając się wszystkiemu znajdowało się w sali konsumpcyjnej.
W pewnej chwili, kiedy akurat spoglądałem na kogoś siedzącego bliżej drzwi, do sali wszedł młody chłopak. Niósł coś, jakieś brudne talerze. Przeszedł przez całą salę i podszedł do kuchni. Położył wszystko na blacie i zaczął rozmawiać z tym galem. Tak go będę nazywał. Oparł się o blat, widać było, że jest bardzo zmęczony. Miał na sobie jakieś stare łachy. Pewnie przeznaczone tylko do pracy. Tylko co on tu robi? Sprząta? Facet? Byłem lekko zdziwiony. Wytarte dżinsy i wypłowiałą koszulka. I wygodne trampki. Tylko te ostatnie wyglądały tak... w miarę. Reszta? Pożal się Boże. Co w cale nie znaczyło, że chodzi tak na co dzień.
Miał długie czarne włosy do ramion. Lśniące, grube, piękne. Dbał o nie. Ale jego twarz już taka nie była. To znaczy... było na niej wymalowane zmęczenie. Przepracowywał się. Wory pod oczami, blady. Musiał opierać się, bo chybaby się przewrócił. Co chwila oddychał głębiej jakby brakło mu tchu. Był naprawdę wykończony. A pracują przecież do piętnastej. A więc jeszcze dwie godziny.
Postanowiłem przysłuchać się rozmowie którą prowadzili przy kuchennym blacie. Takie już moje zboczenie zawodowe. Po prostu musiałem wiedzieć.
- ...wyglądasz jak zombie. Weź zrób coś ze sobą, idź na urlop, na chorobowe, cokolwiek. Odpocznij. Którego razu się przewrócisz w  drodze do pracy. Bill, musisz temu bucowi powiedzieć jasno; albo da ci płatny urlop, ale ty nie wyrobisz, za chwile zejdziesz, naprawdę. Przypomnij mu, że ty odwalasz całą robotę, bez ciebie ten hotel zalazłby wszami. Te baby przecież nic nie robią, tylko kawki spijają, sam mówisz. A ty robisz wszystko sam. Tak nie może być...
- Wiem, Andy, wiem. Ale co ja poradzę? Nie narzekam, cieszę się z tego co mam. Bywało gorzej. - powiedział Bill, jak tamten go nazwał.
- Gorzej? Bywało gorzej? Bill, wiesz, że mamy rację, każdy ci to mówi. A ja powiem ci coś jeszcze... nie obraź się, naprawdę, ale sam nauczyłem tego te baby. Wlazły ci na łeb.
- Wiem. - powiedział trochę poirytowany. - Ale jeśli coś ma być zrobione na odpierdal, tak jak one wszystko tu robią, to wolę iść i zrobić to sam, przynajmniej wiem, że jest zrobione dobrze. I że nie będę musiał znowu się tłumaczyć.
- W takim razie po co one tutaj siedzą? Kasę dostają, ale za co? Tak na dobrą sprawę to tobie powinni dać te pieniądze. Co to za kobieta, która nawet dobrze okna nie potrafi umyć? - zapytał facet zbulwersowany. - To już mój pięcioletni siostrzeniec zrobi to lepiej.
- Wiesz, żony biznesmenów. - skrzywili się obaj. - Ich mężowie zarabiają krocie. A one, chcą być niezależne, przynajmniej z nazwy, poszły do pracy. - zakpił wyraźnie. - Jeśli nawet zostaną zwolnione, wiele im to nie zrobi. Żadna różnica. Tysiące na koncie u męża.
- Flądry.
- Dzisiaj kazałem Cindy zamieść schody z góry na dół. To chyba mogą zrobić, nie? Nie zamiotła, bo powiedziała, że jakiś gość zaprosił ją do siebie na kawę. Tyle razy im powtarzam, że to jest niedopuszczalne! Nie dociera, że nie wolno nam spouchwalać się z gośćmi hotelu. I oczywiście ja dostałem za to opierdol.
- Co ci mówił nasz kochany manager?
- Że skoro nie umiem ich sobie tu wychować, to może powinienem prowadzić je sobie na smyczy. Zacząłem mu tłumaczyć, że one kompletnie się do tego nienadawają. Gdzie tam, wszystkie psy zawiesił znowu na mnie. - pożalił się. Gal westchnął.
- Dobrze ci radzę, Bill, zrób coś z tym, bo się wykończysz. Coś mi się wydaje, że to nie potrwa długo.
- Dzięki. Gadałem już z nim, chciałem prosić, żeby dał mi chociaż kilka dni...Co ty. Stwierdził, że jestem tu po to żeby pracować. Dostałem robotę i mam się cieszyć. Oczywiście, przypomniał mi o tym jak mówiłem mu o swojej sytuacji na rozmowie kwalifikacyjnej. To był błąd, ale potrzebowałem roboty. - ściszył głos.
- No, nie powinieneś mu o tym mówić, ale stało się, nic z tym nie zrobisz. Ale postrasz go, powiedz, że odejdziesz. On zdaje sobie sprawę, że to tylko dzięki tobie tutaj jest porządek. Bez ciebie tutaj będzie dwumetrowy syf pod sam sufit.
- Łatwo ci mówić, Andy...
- Nie, mówię tak, bo to prawda. Jeśli zależy mu na nieskazitelnej randze hotelu, da ci przyzwoity urlop.
- A jeśli nie? - zapytał Bill. Żal mi było tego chłopaka.
- No to wtedy... - westchnął gal patrząc na Billa. - Nie wiem. Może powinieneś szukać czegoś innego.
- Tak, gdyby tylko się o tym dowiedział, od razu by mnie zwolnił. Nie mogę stracić tej roboty, nic innego nie mam...
- Szukaj, Bill, my będziemy trzyma gęby na kłódkę. Kutas się o niczym nie dowie. - Bill uśmiechnął się z wdzięcznością.
- No nic, będę leciał. Dzięki za pomoc...
- Niczego szczególnego nie zrobiłem.
- Wysłuchałeś mojego zrzędzenia.
- A, to nie wielki wysiłek. - zaśmiał się. Bill też się uśmiechnął. Pięknie się uśmiechał.
- Może tak, lecę muszę jeszcze dokończyć obchód i może w końcu...
- Jeszcze go nie zrobiłeś?! - szok w głosie gala.
- To znaczy robiłem od rana zaraz po sali beżowej, razem z Cindy i Clarą. Został nam parter, ktoś mocno nabałaganił w apartamencie, który teraz zajął ten pisarzyna z gazety... - czy on się wyrażał o mnie?
- A słyszałem.
- Na szczęście, że tam jest tylko jeden dywanik. Gdyby była tam wykładzina tak jak w innych...
- Oglądał by rzygi. - zachichotał gal. Bill znów się uśmiechnął.
- No właśnie, musiałem to potrząsnąć. Udało mi się to ogarnąć w półtorej godziny, akurat wjechał do hotelu. - gal pokręcił głową. - Poza tym, Clara znowu zrobiła coś źle w pokoju jednego pana, muszę iść tam zobaczyć co i poprawić... Facet zaczepił mnie na korytarzu.
- Boże... weź potrząśnij trochę tymi babami!
- Daj spokój. Już dawno przestałem próbować. Idę, niedługą kończę zmianę, chcę się wyrobić.
- To narazie...
Nie mieściło mi się w głowie, że w tak renomowanym hotelu dzieją się takie rzeczy. Hotel ma dwa piętra i parter, do tego kilka luksusowych pokoi, taki jak mój i wiele innych rzeczy. I on sam to wszystko...? Nie do wiary... Co to za kobiety, które niczego nie potrafią dobrze zrobić? Na pewno bym się z taką nie ożenił.
Czarnowłosy chłopak wyszedł z sali jadalni a gal też gdzieś zniknął. Pora obiadowa się skończyła, nie było nic innego do roboty jak tylko wracać do swoich apartamentów. I wtedy zdałem sobie z czegoś sprawę. Pokój w którym ja mieszkałem znajdował się na parterze.. a więc ten chłopak na pewno będzie łaził po tych pokojach. Wątpię, żeby te baby chodziły z nim, będę miał okazję porozmawiać z nim sam na sam, chociaż chwilę.
Chociaż pewnie nie wolno mu za bardzo rozmawiać z gośćmi... pomyślałem, że jakby co to powiem, że skoro jestem tu takim gościem, jakim jestem, i mam akurat ochotę pogadać ze sprzątaczką, to guzik im do tego i mają go nie stresować.
Zamknąłem się i szczerze powiedziawszy, czekałem na niego. Czułem się momentami dziwnie. Ten facet coś w sobie miał, że po prostu musiało się o nim myśleć. Nie wiem, czy inni też tak mieli, kiedy go widzieli, ale jak tak właśnie miałem. Musiałem myśleć o tym całym Billu. Kimkolwiek on był. A widziałem go przecież pierwszy raz w życiu. On mnie nawet nie zauważył w tym koncie. Masakra. Ale taka moja praca. Takie zboczenie zawodowe, chyba już mówiłem.
Chłopak wyglądał na mnie więcej w moim wieku, więc wydawało mi się, że nie będzie większego problemu się z nim dogadać. Trochę tych pokoi było, nie wiedziałem czy zdąży się ze wszystkimi uwinąć w te dwie godziny. Ale z tego co zdążyłem zaobserwować po tym jak za którymś razem wyjrzałem na korytarz, stał już z wózkiem dwa pokoje ode mnie. Uśmiechnąłem się lekko. A więc niedługo wejdzie do mnie. Spojrzałem na zegarek. Godzina druga. A więc została mu godzina.
Jestem ciekawski z natury, więc gdy tylko usłyszałem ciche pukanie, od razu podleciałem do drzwi i sam je otworzyłem. Stał wymizerowany z jedną ręką na poręczy metalowego wózka a w drugiej trzymał kij od mopa, który z kolei spoczywał we wiadrze. I był sam. Bez żadnej baby. Masakra.
- Dzień dobry... - odezwał się lekko zasapany.
- Dzień dobry... - odpowiedziałem mierząc go wzrokiem. Matko Boska, to co oni z nim robią to grzech!
- Sprzątamy, czy pan sobie życzy? - zapytał. Nie miałem pojęcia jak to wygląda akurat w tym hotelu, ale mniej więcej wiedziałem jak wyglądają te obchody. Myją kible i podłogę w pokoju.
- Tak, jasne, proszę. - odpowiedziałem wpuszczając go do środka. Bez słowa schował się w łazience. Po chwili z niej wyszedł i zabrał się za pokój. Pędził, nie ma co. Ale nie byłem tym zdziwiony. Zostało mu jeszcze kilka pokoi.
- Natłok pracy, co? - odezwałem się przyjaźnie sadowiąc się na łóżku, żeby mu zbytnio nie przeszkadzać. Pokiwał głową mrucząc coś cicho pod nosem. A więc tak jak myślałem. Nie wolno im gadać z gośćmi. - Nie ma pan kogoś do pomocy? Można się zarypać...
- Mam cztery panie do pomocy. - powiedział z niezamierzoną kąśliwością.
- No to gdzie one są?
- One są... ee... - i jeszcze był tak dobry, że nie chciał franc wydać przede mną.
- W waszej kanciapie, kawki spijają. - spojrzałem na niego wymownie. - Słyszałem, jak rozmawiał pan z kelnerem w sali jadalnej. - lekko poczerwieniał. Słodko to wyglądało... Ee???? Co ja pomyślałem...?
- Wie pan... są tu stosunkowo krótko...
- Więc niech się uczą, a nie obijają. - powiedziałem stanowczo.
- Niech pan idzie im to powiedzieć. - odwarknął, znów nie zamierzenie. - Przepraszam, ja...
- Nic się nie stało. Rozumiem, że ma pan tego dosyć. - stwierdziłem. - Nie dziwię się, że jest pan co najmniej poirytowany.
- Poirytowany to mało powiedziane. - stanął sobie na chwilę i odetchnął głęboko. Przetarł czoło dłonią.
- Wykończy się pan. - powiedziałem znów.
- Nie pan jeden mi to mówi.
- A więc wszyscy mamy rację. Wykończysz się, chłopie! - uśmiechnął się lekko.
- To co musi być zrobione, robię, bo nikt za mnie tego nie zrobi.
- Idź na skargę, powiedz co się dzieje i zażądaj, żeby dali ci kogoś innego do pomocy.
- Niech pan wybaczy, proszę pana, ale skoro pan podsłuchał moją rozmowę to powinien pan wiedzieć że już to zrobiłem. - speszyłem się trochę.
- No tak...
- No więc widzi pan. - powiedział zabierając się znów do pracy. - Albo będę pracował, albo mnie stąd wywalą.
- To byłoby niesprawiedliwe, robisz wszystko za nie...
- Mówi się trudno... och... - jęknął i zachwiał się lekko. Złapał się za głowę. Już wiedziałem że zaraz się przewróci. Doskoczyłem do niego i zdążyłem złapać zanim padł na ziemię.
Pomogłem usiąść mu na moim łóżku. Oddychał głęboko zamykając oczy.
- Połóż się, otworzę okno... - powiedziałem otwierając je.
- Nie wolno mi...
- A kopnąć w kalendarz ci wolno? - skapitulował i położył się na brzegu łóżka. Szlag mnie na to trafił, gdyby mógł to położyłby się na jego ramie. Podszedłem i wrzuciłem go na to łóżko.
- Co pan robi?
- Masz odpocząć. Nie ruszać się. - pogroziłem mu palcem. - Ja zaraz wrócę.
- Gdzie pan idzie? - zapytał podnosząc się.
- Leż, mówię. Idę do managera.
- Nie...!
- Cicho! Leż, zaraz wracam.
Tak więc zrobiłem. Kiedy opowiedziałem wszystko temu gościowi, zaczął mnie przepraszać za rażącą niesubordynację swojego pracownika i obiecywać, że sobie z nim porozmawia. Oniemiałem. Patrzyłem na niego przez chwilę w osłupieniu.
- Że co...? Słucham? O czym pan do mnie mówi w ogóle?
- Naprawdę przepraszam, naszym pracownikom nie wolno zagadywać gości ani siadać w ich pokojach...
- Panie, do cholery! - podniosłem głos porażony jego głupizną. - On się obalił, gdybym go nie złapał rozwaliłby sobie łeb, a pan mi tu pieprzy o jakiś zasadach w zakładzie pracy?! On tyra za wszystkich, i pan jest zdziwiony, że zemdlał?! Ja was w gazecie opiszę! - uwielbiałem takie sytuację. Patrzeć jak gościu sra w gatki.
- Spokojnie, proszę pana... - zaczął nieco blady.
- Jestem spokojny. Za to pana pracownik potrzebuje pomocy i odpoczynku. Czy naprawdę jest pan tak ułomny, że gość który przyjeżdża do rzekomo renomowanego hotelu musi rozmawiać z jego menadżerem o takich sprawach? Czy pan jest normalny? - zapytałem najzwyczajniej w świecie. - Da pan mu długi płatny urlop i solidną premię za to co robi dla tego hotelu. Albo zobaczy pan swoją twarz na pierwszych stronach gazet.
Po wyjściu od tego gościa nie mogłem się nie śmiać. Normalnie tak jest zawsze. Kiedy zagrozi im się obrzuceniem takim gównem, że się spod niego nie wygrzebią od razu miękną jak fiut w gaciach. Wszedłem do swojego pokoju. Ten oczywiście już zbierał manatki, żeby lecieć dalej.
- A ty dokąd?
- No jak gdzie? Muszę dokończyć....
- Nic nie musisz. Masz wolne do końca miesiąca. I dodatkową premię. - poruszyłem zabawnie brewkami. Spojrzał na mnie jak na debila.
- Jakie wolne?
- No normalnie...
- Zwolnili mnie!
- Nie, głupku! Manager dał ci urlop, płatny, do końca miesiąca! I premię! Dotarło?
- Tak, ale... jak ty to zrobiłeś? - zrobił wielkie oczy.
- Normalnie. - usiadłem z powrotem na swoim łóżku. - Pogroziłem mu obszernym artykułem.
- Mam przesrane jak tylko tu wrócę. - jęknął.
- Nie sądzę. - stwierdziłem. - Jak, lepiej się czujesz?
- Tak, lepiej, dziękuję. - odpowiedział patrząc na mnie. - Dlaczego mi pomogłeś?
- Bo nie lubię pomiatania ludźmi. - odpowiedziałem krótko.

19 lipca 2014

Uwaga!

Wiem, że dawno nic nie było, ale mam tą przyjemność teraz poinformować, że niebawem znów coś się pojawi. Ale coś zupełnie nowego. Pewnie często tak się zdarza, że pisający traci wenę całkowicie. Mnie to właśnie spotkało. T.T Nic na to nie poradzę, ale urodziło mi się coś nowego. Wydaje mi się, że będzie to coś dość... niekonwencjonalnego? Może nie aż tak, ale trochę na pewno, jeśli chodzi o postać Billa. Nie wiem jak długo pociągnę to opowiadanie, pewnie nie będzie zbyt długie. Zapewne zamknę je w około 20 rozdziałach, a może nawet nie. Co z tymi, które już są od dawna publikowane? Nie mam pojęcia. o.O Na razie oficjalnie zawieszam je do odwołania.
Odcinek nowego opowiadania będzie pojawiać się myślę przynajmniej raz w tygodniu. Nie mam teraz też tyle czasu co kiedyś na pisanie. Mam nadzieję, że będzie tu jeszcze ktoś kto będzie chciał je czytać. :)
To do zobaczenia i dziękuję za dotychczasową obecność.