Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

15 sierpnia 2013

Zakazany Owoc. 13/16

9. Postanowienie szlag trafił!

30 lip
Narracja Toma.
Kiedy się obudziłem, do pokoju wlewało się ostre światło poranka. Nie pamiętałem jak się znalazłem w swoim pokoju ani jak się rozebrałem. Łeb napieprzał mnie nie miłosiernie. A suszyło jeszcze bardziej. Osuszyłbym chyba calutkie jezioro. Podniosłem się do pozycji siedzącej i poczułem zawroty głowy. No pięknie. Nie źle się załatwiłem. Mam szczęście, że nikt tego nie widzi. Popatrzyłem dookoła siebie. Coś mi się tu nie zgadzało… Zmarszczyłem czoło. Coś jest bardzo nie tak. Na stoliku obok zobaczyłem litrową butelkę pełną wody mineralnej. Natychmiast się do niej dorwałem i opróżniłem do połowy. Dostrzegłem też dwie białe tabletki, z pewnością przeciwbólowe. Szybko się połknąłem i popiłem wodą, a raczej wydoiłem do końca butelkę. Odrzuciłem butelkę niedbale. Upadła na podłogę i potoczyła się pod ścianę. I wtedy mnie olśniło, co mi tu nie pasuje. Cały pokój lśnił czystością.  Podłoga była czyściutka, no, może nic się nie błyszczało, ale zapanował tu względny ład. Zeschłe resztki żarcia, opakowania po nim i ciuchy zniknęły. Szafy pozamykane z cała ich zawartością… I kto to niby zrobił? Sam na pewno tu nie posprzątałem. Znalazłem moje rzeczy ułożone w końcu łózka. Wciągnąłem je na siebie i wyszedłem na korytarz. Tutaj też był porządek. Wytrzeszczyłem oczy w szoku. Czyżbym po pijaku zadzwonił po ekipę sprzątającą? Wszystko było możliwe. Nagle doszły mnie brzęki z kuchni. Zmarszczyłem czoło. Zastanawiałem się, kto wyświadczył mi taką przysługę. Może któryś sąsiad… Z pewnością, jeśli dobrze obejrzał sobie ten bajzel. Wszedłem do kuchni i stanąłem w drzwiach. Zlew był pełen wody i świeżo umytych talerzy. Z głupią miną podszedłem do niego i zajrzałem. W zlewozmywaku znajdowało się chyba wszystko co było w tej kuchni… Zza pleców doszło mnie czyjeś ostentacyjne westchnięcie. Odwróciłem się i aż potknąłem o własne nogi. Przytrzymałem się lodówki i wytrzeszczałem oczy. Stał przede mną w odległości kilku metrów mój kochany bliźniak. Jego mina była wymowna. Na ramieniu miał przewieszony ręcznik kuchenny a na rękach żółte rękawice kuchenne. Zaczął je ściągać po kolei z każdego palca, po czym powiedział;
- Jeśli jeszcze raz tak zasyfisz to mieszkanie… to utnę ci jaja. – chwila ciszy i wymowne spojrzenie. – Do piątej rano zapieprzałem! – rzucił we mnie rękawicami. Nie byłem w stanie wydusić z siebie jednego słowa. Gapiłem się na niego tylko, jakby był kosmitą. Z zakręconą miną podszedł do zlewu i zaczął wycierać naczynia. Burczał przy tym coś wściekle pod nosem. Potem zaczął po prostu wrzeszczeć.
- Ten syf sam w sobie był niczym, lepszych atrakcji dostarczyły mi twoje zniewieściałe ciało! Wyglądałeś jak zwłoki, mój kręgosłup jest za słaby na dźwiganie twojego cielska! Nie zapytam ile czasu chlałeś, żeby doprowadzić się do takiego stanu! Jak tutaj wszedłem, myślałem, że pomyliłem mieszkania! Wszędzie burdel, nawet w kiblu, co ty robiłeś całymi dniami! Syf na syfie! Jeszcze trochę i byś się w tym utopił! Gdyby to ktoś zobaczył, zamknął by cie u czubków, w pokoju bez klamek, z za długimi rękawami! Wszędzie walało się stare żarcie, jeszcze chwila zalęgły by ci się tu szczury! Pomijam już fakt, że zarzygałeś mi płaszcz, to jest nic, twoje rzygi to był mały pikuś w porównaniu z tym całym syfem, który tu zastałem. – zakończył, oddychając głęboko.
Stałem i patrzyłem się na niego jak głupi jak chował wszystko po szafkach. Wrócił… Ale po co? I na jak długo? Nawet nie myśląc, porwałem go w ramiona i mocno, z całych sił, przytuliłem. Nie opierał się co przyjąłem z wielką ulgą. Ale po chwili zaczął się odsuwać.
- Tom… Puść mnie. – szepnął, wyczułem, że głos mu zadrżał. Pocałowałem go w szyję, cały się zatrząsł. Nie chciałem go puszczać, tyle czasu go nie było, bałem się, że jak się od niego odsunę, to wszystko pryśnie, obudzę się a to wszystko okaże się tylko snem…
- Tom, słyszysz? – zaczął się wiercić. Spojrzałem na niego. Odwrócił ode mnie wzrok.
- Bill! Strasznie za tobą tęskniłem! – powiedziałem znów go przytulając.
- Wiem… Ja za tobą też… – wyjąkał. Uśmiechnąłem się. A więc mnie nie znienawidził.
- Kocham cię, Billy. – powiedziałem nadal go tuląc. Zająknął się.
- Jak brata. – powiedział. Odsunąłem go od siebie i popatrzyłem na niego. Uciekał mi wzrokiem.
- Nie… – pogładziłem go po policzku. – To znaczy, tak, to też… Ale… Kocham cię przede wszystkim jak swojego partnera. – westchnął, zamykając oczy.
- Tom. – zaczął. – Dobrze wiesz, że tak nie można.
- Tak, wiem, ale co ja za to mogę, że nie mogę bez ciebie żyć?
- Przecież zawsze jestem…
- Tak, ale…
- Jeśli potrzebowałeś bliskości… trzeba było powiedzieć. – co takiego? Czy ja dobrze słyszałem?
- Coo? – zgłupiałem.
- To co słyszałeś, Tom… Jeśli chciałeś się przytulić…
- Pragnąłem czegoś więcej. – powiedziałem patrząc na niego. On usilnie sprowadza wszystko do braterskich więzi. A ja kocham go inaczej… – Potrzebuję… ciebie… Kocham cię… Nie mogę bez ciebie żyć…
- Tom, przestań. – wziął głęboki oddech.
- Bill, zrozum, ja głupieję na twoim punkcie! Nie potrafię dłużej udawać, kocham cię jak chłopaka, rozumiesz? Nie tylko jak brata… Potrzebuję cię, proszę…
- Nie.
- Bill…
- Nie. Ty zrozum, jesteśmy braćmi, zachowywaliśmy się jak kazirodki. Po drugie, to jest karane przez prawo. Chcesz skończyć w kiciu? – popatrzył na mnie i odsunął się trochę. – Po za tym musimy poważnie porozmawiać. – powiedział śmiertelnie poważnym tonem. – To bardzo ważna sprawa. – mówił tak, jakby sam siebie do czegoś przekonywał.
- O co chodzi? – zapytałem.
- Pomijając fakt tego co się stało… – zaczął. – Nie, tego nie można pominąć, bo to jest sednem sprawy. – westchnął głęboko jakby chciał się uspokoić. Rzeczywiście wyglądał na zdenerwowanego. – Ja już przemyślałem pewne rzeczy i… doszedłem do pewnych wniosków. – pokiwał gorliwie głową.
- Tak? – zapytałem, czułem, że coś się świeci. Nie dobrego.
- Eem… Tom, chyba jasnością jest, że nie będziemy tego dłużej ciągnąć, prawda? – bolesny cios… Ale spodziewałem się tego. – To po pierwsze, i nie trzeba tego wałkować ani się na tym rozwarstwiać. Po drugie, sprawa naszego zespołu…
- Co z nim? – zapytałem natychmiast. Co jak co ale zespół traktowałem śmiertelnie poważnie. Nawet na kacu.
- Nic, po prostu uznałem, że… Na prawdę tak będzie lepiej… – zaczął biadolić.
- Billy, o czym ty mówisz…
- O tym, że… – przełknął ślinę. – Odchodzę z zespołu.
BUM!
- CO?! – wywaliłem na niego oczy. – Billy… Chyba żartujesz!
- Nie, ja nie żartuję, Tom. tak będzie lepiej. Nie powinniśmy się teraz widywać. Ani w ogóle, najlepiej. – wydusił z siebie. A ja… Ja się załamałem. On chce się ode mnie całkowicie odciąć. Nie chciałem w to wierzyć…
- Znajdziecie kogoś na moje miejsce i wszystko będzie ok. Jeśli będziecie chcieli wyznaczycie go sobie na lidera, albo wybierzecie kogoś miedzy sobą. Ja nie mogę się z tobą widywać. Przynajmniej na razie.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież jesteśmy bliźniakami…
- Teraz sobie o tym przypomniałeś? – spojrzał na mnie, zdenerwował się. – Ciekawe, że nie myślałeś o tym w szpitalu jak mi wciskałeś kit. Albo kiedy wymyślałeś następne bajeczki. A już w ogóle nie miałeś głowy do myślenia w sypialni, kiedy mnie posuwałeś. – powiedział z wściekła miną mijając mnie. – Miło było, co nie? – dodał z ironią. Poszedł do salonu. Ja za nim. Usadowił się na kanapie i włączył telewizor, zaczął wściekle przerzucać kanały. Stanąłem za nim i nachyliłem się nad jego głową.
- Kocham cię. – szepnąłem. – Kiepska wymówka, ale taka prawda.
- Proszę cię, przestań. – jęknął. – Daj mi spokój. – odsunął się ode mnie.
- W takim razie zastanawiam się co ty tu jeszcze robisz. – powiedziałem siadając obok niego.
- Ja też. – stwierdził. Siedzieliśmy tak obok siebie a atmosfera z każdą minutą gęstniała. W pewnej chwili spojrzeliśmy na siebie i było pozamiatane. Przyciągnąłem go do siebie za kark i pocałowałem. Na chwilę znieruchomiał, ale zaraz zaczął mnie odpychać.
- Tom, natychmiast przestań! – krzyknął w przerwie między pocałunkami. Nie wykonałem jego polecenia. Całowałem go dalej namiętnie, co raz zachłanniej. A on nadal się wyrywał. Ale z każdą chwilą jego opór słabł. Skubany długo się buntował, ale w końcu dał za wygraną. Chwyciłem go w objęcia i przysunąłem blisko do siebie. W sumie to nie wiedziałem czemu się poddał. Nie chciałem go jeszcze bardziej krzywdzić, więc po prostu się odsunąłem. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Co się stało? – oddychał głęboko.
- Nie będę cię przecież do niczego zmuszał… Już dość cię na wykorzystywałem… Nie chcę, żebyś jeszcze bardziej przeze mnie cierpiał. – chwila ciszy…
- Na wykorzystywałem?
- Tak to można nazwać, nie? Wykorzystałem okazję dogodną dla mnie, kiedy niczego nie pamiętałeś, łatwo we wszystko uwierzyłeś. Myślałem tylko o własnej dupie, w żadnym wypadku o konsekwencjach. O tym, że robię ci krzywdę, a jesteś mi najdroższy… W bardzo ciekawy sposób ci to okazałem. – dodałem z ironią uśmiechając się krzywo. Bill patrzył na mnie. Przez chwilę nikt nic nie mówił, a potem…
- Ja też nie jestem bez winy. – spojrzałem na niego.
- Proszę cię, Bill…
- Taka prawda. – wstał. – Do niczego mnie nie zmuszałeś, godziłem się na to bez mrugnięcia okiem, chociaż wyczuwałem, że coś tu nie gra… twoje opowiastki były grubymi nićmi szyte, a ja i tak chodziłem z tobą do łózka.
- Bill. – zaśmiałem się, chociaż nie było tu nic śmiesznego. – Proszę cię. Miałeś dziurę w mózgu, nie pamiętałeś nawet jak masz na imię, a ja.. Ja, zamiast ci objaśnić wszystko i być dla ciebie wsparciem, którym powinienem być, wcisnąłem ci, jak sam powiedziałeś, kit. Nie ważne, że kocham cie na śmierć, po prostu, zrobiłem to co chciałem nie zastanawiając się nad tym co będzie jak już odzyskasz te wspomnienia, wiedziałem, że cię stracę bezpowrotnie a i tak robiłem to co JA chciałem! Mogę się tłumaczyć tym, że nie mogłem już wytrzymać z tym uczuciem, że nie miałem już siły z tym walczyć, ale powinienem! Bo jesteś moim młodszym bratem. Ja po prostu spełniłem swoje zachcianki. Jak mały dzieciak, miałem wszystko w dupie… Skoro tak cię kocham to powinienem robić wszystko, żeby tobie tylko było jak najlepiej, prawda? A nie spełniać swoje swoje widzimisię. – zakończyłem z westchnieniem. Znów nastała chwila ciszy po czym znów odezwał się Bill.
- To nie jest do końca tak jak mówisz.
- A jak, wytłumacz mi, proszę.
- Już, proszę bardzo. – westchnął. – Zacznijmy od początku. Dopiero teraz dostrzegłem wszystkie twoje sygnały, które pewnie nie świadomie a może świadomie, nie ważne, mi wysyłałeś. – spojrzałem na niego. – Ale byłem tak pochłonięty pracą, że kompletnie nic nie skontaktowałem. Nie domyśliłem się niczego. – przerwał na chwilę. – Tom. – zaczął znów. – Nie tylko ty się tragicznie zakochałeś. – CO TAKIEGO??!!
- Coo?
- To co słyszałeś. – westchnął. – Nie wiem, może sam to tłumiłem, ale kiedy miałem ten wypadek i wszystko mi się skasowało… Wszystko wypłynęło. Kiedy się ocknąłem, pamiętałem tylko twoje imię. I kiedy cię zobaczyłem, dobrze wiedziałem, że to ty. Nie pamiętałem tylko kim dokładnie jesteś. – znów westchnął. – Tom, nie wiem, czemu to wszystko się stało… Może właśnie dlatego, że jesteśmy bliźniakami. Dwiema częściami jednej całości… I nawet jeśli ja także kocham cie jak ty mnie… – głos mu się zatrząsł. – To właśnie z tego powodu nie możemy się widywać, przynajmniej przez jakiś czas. A moje dalsze członkostwo w zespole zmuszałoby nas do spotkań. Nie da rady pogodzić ze sobą faktu, że jesteśmy rodzeństwem i tego, że kochamy się bardziej niż powinniśmy w tym wypadku. Przykro mi. – zakończył. Patrzyłem na niego w osłupieniu.
Nie wiem czemu to zrobiłem, ale podszedłem do niego. chwyciłem jego twarz w dłonie…
- Tom? – ostrzegł mnie. Popatrzyłem mu w oczy i po raz kolejny pocałowałem jego słodkie usta. Poczułem, że mnie odpycha. Odsunąłem się nie znacznie i spojrzałem na niego. Patrzeliśmy na siebie w ciszy przez kilka minut, a potem znów zlepiliśmy w czułym pocałunku. Z tym, że Billy cisnął się teraz do mnie spragniony jak jeszcze nigdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz