Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

20 marca 2014

Jak Yink i Yank 5

Rozdział 5

"Down on You!''

Jak Yink i Yank 5
Rozdział 5
„Down on You”


Tom


Miał takie miękkie usta… Aż chciało się ich zasmakować. To dziwne, ale nie jedna laska nie może się pochwalić takimi miękkimi, ciepłymi wargami. Były po prostu słodkie.
Znieruchomiał całkowicie, ja w pierwszej chwili też nic więcej nie robiłem, trwałem tylko tak przyklejony do jego ust. Wstrzymywał oddech. Czułem jaki jest spięty. Pomyślałem, że dobrze by było, gdyby się trochę rozluźnił.
Zsunąłem ręce z jego ramion na talię, którą nawiasem mówiąc, miał jak osa. Pogładziłem go przez chwilę i poczułem, jak zadrżał. Chyba z przyjemności, przynajmniej miałem taką nadzieję. Zacząłem leciutko skubać jego dolną wargę, nie chcąc od razu pchać się mu do gęby, żeby go nie wystraszyć. Trąciłem ją końcem języka i wtedy lekko drgnęła rozchylając usta. Uznałem to za zachętę i przeciągnąłem powoli językiem po jego wargach. Zaraz potem wsunąłem język do środeczka odnajdując jego. Wciąż był spięty, chciałem żeby się odprężył. Trącałem lekko jego język swoim aż drgnął. Zacząłem całować go śmielej aż w pewnej chwili poczułem, że zaczął oddawać. Uśmiechnąłem się w duchu, rozluźniłem pewny swego i przyciągnąłem go bliżej siebie zjeżdżając rękami na jego zgrabny, ukryty w obcisłych dżinsach tyłeczek… w tej chwili poczułem uderzenie w krok i ostry pulsujący ból. Puściłem go i osunąłem się na podłogę trzymając oburącz swoje jajka. Spojrzałem na niego załzawionymi oczami, wyglądał jak przegrzana lokomotywa. Nie zdziwił bym się gdyby uszami poszła mu para. Tylko co się stało, przecież był taki chętny…
- Ty… ty jesteś zboczony! Co tam zboczony, niewyżyty! – fuknął. Podciągnąłem się i opadłem na sofę obok. Chyba rzeczywiście przesadziłem.
- Bill… - jęknąłem wciąż czując ból. Usłyszałem tylko kolejne fuknięcie rozjuszonego kota i trzaśnięcie drzwiami. Poleciał do swojego pokoju. – Wspaniale. Wyszedłem na zboka. – mruknąłem zły.
Trochę trwało zanim odzyskałem jako takie czucie w kroku i nogach. Dźwignąłem się z tej kanapy i po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem, że muszę go przeprosić. Ale co mu powiesz, idioto?, pomyślałem.
„Przepraszam, Billy, ale twoje usteczka były tak słodkie i mięciutkie, że ostatecznie nie mogłem się powstrzymać.”
Jasne, za coś takiego dostałbym po jajach po raz drugi. W końcu jednak zdecydowałem się isć do jego pokoju. Mogę gadać nawet do drzwi, ale muszę.
- Bill? – zastukałem cicho. Nic nie było słychać. W pewnej chwili przestraszyłem się, że może uciekł przez okno i poleciał z tym do kogoś. Przecież jakby to wyszło, to nie tylko mi go zabiorą, ale mnie jeszcze wsadzą do paki! No może przesadzam, ale zabraliby mi go na pewno. A na to nie mam zamiaru pozwolić. – Billy, jesteś tam? – co za głupie pytanie, musiał tam być. To pierwsze piętro.
Po dłuższej chwili nie otrzymywania odpowiedzi chwyciłem za klamkę i otworzyłem drzwi. Od razu poczułem, że dostałem czymś w łeb, nawet nie zauważyłem czym.
- Wynoś się stąd, zboczeńcu, bo ci go wyrrwe! – usłyszałem wrzask i kolejne trzaśnięcie drzwiami.
No, pięknie…



Bill


Myślałem, że uszy mi wysadzi. Co za zbok, nie zostanę tu ani chwili dłużej! Ale dokąd pójdę? Jestem na niego po prostu skazany, nie pojade przecież przez całe Niemcy do babci. A może powinienem? Z chęcią by mnie wzięła. A jakby usłyszała o tym co się stało… o.O
Ale ja nie chciałem o tym nikomu mówić. Nie z powodu wstydu, czy czego innego. Nie czułem takowego. Chciałem, żeby to pozostało moją słodką tajemnicą. Bo dziwnym trafem, po części nawet mi się to podobało. Chyba dlatego na początku oddałem mu ten pocałunek. Ale kiedy złapał mnie za tyłek… Ja nie jestem pedałem i nikt nie będzie mnie obmacywał.
Naprawdę byłem zły. Sam nie wiedziałem czemu. Nie byłem zły na niego, ale to na nim się wyżyłem. Ale to nic, to była tylko poducha. Nie bolało go nawet. Chodziłem w kółko po pokoju. Czułem jak moje serce obija się o żebra, miałem wrażenie, że zaraz wyskoczy. Pierwszy raz w życiu pomyślałem, że zapaliłbym papierosa. Nigdy wcześniej nawet mi to do głowy nie przyszło. Pomyślałem, że jeśli tak mu było śpieszno do umizgów, to kupi mi paczkę, inaczej powiem o wszystkim właściwym osobą i mnie stąd zabiorą. A z jakiegoś powodu byłem pewny, że on za wszelką cenę by na to nie pozwolił.
Podszedłem do drzwi i otworzyłem je zamaszyście. Stał wciąż na korytarzu z poduchą w rękach.
- Billy, przepraszam… - zaczął, ale nie zamierzałem z nim dyskutować.
- Fajki. – rzuciłem tylko patrząc na niego wściekłymi oczami.
- Co?
- Chcę fajki, to. – popatrzył na mnie a po chwili znów ta jego dojrzała mina.
- Tłumaczyłem ci co oznacza obecność fajek w moim domu…
- Ja ci zaraz wytłumaczę, co znaczyć będzie moja nieobecność w domu, jeśli ich nie dostanę. – powiedziałem krótko wciąż na niego patrząc.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że jeśli zaraz mi ich nie kupisz, powiem o tym co zrobiłeś i mnie stąd zabiorą. Nikt nie pozwoli, żebym siedział pod jednym dachem z takim zboczeńcem. – usta lekko mi drgnęły na widok jego wystraszonej miny.
- Nie gadaj, i tak nigdzie z tym nie pójdziesz. – uśmiechnął się pewny siebie po chwili.
- Fajki za 15 minut, jak nie, przekonasz się. – powiedziałem uśmiechając się dokładnie w tej sam sposób i zatrzaskując mu drzwi przed nosem.
Długo nie musiałem czekać. Zdążyłem odpalić komputer i pogrzebać gdzieś za czymś, chociaż nawet nie bardzo mnie to wciągało. Robiłem to chyba tylko po to, żeby przestać myśleć o tym pocałunku. Bo myślałem. Wciąż. Cholera wie, czemu.
Kiedy już miałem zatrzasnąć laptopa, drzwi do mojego pokoju ponownie się otworzyły. Wszedł przez nie mój kochany zbok-braciszek. Z paczką fajek w ręce. Jego mina była bezcenna.
- To pierwsza i ostatnia paczka fajek w twoim życiu, więc się nią naciesz. – burknął piorunując mnie wzrokiem. Wyszczerzyłem się i od razu do niego podskoczyłem.
- Dzięki. – powiedziałem i szybko mu ją zabrałem. Nie racząc nawet otworzyć okna zapaliłem po prostu tak jak stałem.
- Mógłbyś chociaż uchylić sobie okienko, potem będzie tu smierdzieć. – stwierdził bombardując mnie wzrokiem, kiedy paliłem. – Poza tym byłem przekonany, że będziesz się dusił. Od kiedy palisz? – zapytał nieco napastliwie. Zachichotałem patrząc na niego. – Widzę, że złość już ci przeszła. – powiedział znowu.
- Nie. Po prostu sobie zapaliłem, to wszystko. A propos twojego pytania, nie paliłem wcześniej.
Popatrzył na mnie przez chwilę, a potem powiedział patrząc na mnie spod byka.
- Nie wyobrażaj sobie, że będę ci tak kupował papierosy kiedy tylko ci się zachce.
- Kupiłeś raz, kupisz i drugi.
- Za drugim razem wylecisz z domu, nie ma smrodzenia mi w chałupie! – zaperzył się jak przedszkolak. Wzruszyłem tylko ramionami i usiadłem sobie na łóżku zakładając nogę na nogę i odgarniając długie do ramion włosy, żeby Se ich czasem nie przyjarać. Wiedziałem, że mnie nie wyrzuci. Skoro nawet złamał swoją żelazną zasadę, wiedziałem i byłem pewny swego. Poza tym postanowiłem, że go przez jakiś czas trochę po szantażuję.
Uśmiechnął się znów ładnie patrząc na swojego papieroska.
- Coś jeszcze dla księcia Billa? – zapytał przesłodzonym głosem patrząc na mnie. Zastanowiłem się nieco.
- Hm… puszka piwa może być. Tylko nie byle jakie siki. Takie za 4,50 będzie w sam raz. – stwierdziłem wracając do swojego palenia. Jego mina była przezabawna. Miał morde tak pocieszną, że nie mogłem się nie roześmiać.
- Z czego się śmiejesz?
- Z twojej miny. – powiedziałem zgodnie z prawdą. – To jak, dostanę to swoje piwo? – popatrzyłem na niego wyczekująco. Poczerwieniał lekko na policzkach. Chyba się lekko zdenerwował.
- Nie będzie żadnego piwa, młody. – uniosłem lekko brew do góry.
- Nie??
- Nie.
- W takim razie jak skończę to zaraz dzwonię do odpowiednich instytucji… - nie zdążyłem dokończyć swojej myśli. Rzucił się na mnie jak zwierz, nawet nie wiem w  którym momencie fajka wypadła mi z ręki na podłogę. Popchnął mnie na łózko i usiadł na mnie okrakiem. Zaczęliśmy się siłować.
- Nie będzie żadnego piwska, młody! Dotarło?!
- Nie! – krzyknąłem próbując go z siebie zwalić. Uszczypnąłem go w brzuch, aż podskoczył.
- Ty mały… ja ci zaraz…! – złapał mnie za obie ręce. Moje były raczej chude, z powodzeniem mieściły się w jego jedną. Drugą zaczął wpychać mi paluchy między żebra. Zacząłem się wydzierać.
- AU! To boli kretynie! – rzucałem się po łózku jak głupi.
- Może się czegoś po tym nauczysz!
- JA?! To ty powinieneś cofnąć się… do przedszkola! Na pewno zapomnieli ci powiedziec, że bratu nie wpycha się jęzora do gęby i nie obmacuje się go po tyłku! ZBOCZEŃIEEEEC!!! – wydarłem się na sam koniec. Zatkał mi usta ręką.
- Zamknij tą japę! – syknął mi prosto w nos. – Skoro nie chcesz po dobremu, zrobimy to inaczej… - wyszeptał.
Szamotałem się jeszcze przez chwilę, a potem zamarłem, gdy poczułem jego rękę… pod swoją koszulką?
Jedną ręką zasłaniał mi wciąż usta, a ta druga powoli wsuwała się pod koszulkę na moim brzuchu. Boże, on naprawdę ma jakieś spedalone zapędy! Gdzie ja trafiłem?!
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Dyszałem ciężko przez nos, chociaż nie byłem jakoś specjalnie zmęczony. W gruncie rzeczy nie wiedziałem, dlaczego tak dyszę. Czułem jak jego dłoń wchodzi głębiej pod moją odzież. Zaczął masować skórę mojego brzucha, miał silne ale delikatne ręce, wyczułem to bezbłędnie. I ciepłe. Co sprawiało, że pomimo całej sytuacji ten dotyk był całkiem przyjemny. Jego ręka zatrzymała się tuż pod moim mostkiem.
- Nauczę cię posłuszeństwa. – szepnął. Nie wiedziałem o co mu chodzi. Dowiedziałem się tego dopiero po chwili.
Zastanawiałem się jednocześnie, dlaczego do cholery tak cicho leżę, zamiast rzucać się gryźć, drapać i krzyczeć. Ja jedynie obserwowałem to co robił.
Podrolował mi koszulkę do góry odsłaniając tym samym cały mój tors. Brzuch, klatkę piersiowa razem z sutkami. Poczułem się lekko nieswojo, ale byłem też ciekawy i jakby podekscytowany? Czekałem na to co zrobi. Myślałem, że będzie mnie podszczypywał, łaskotał, albo nie wiem, wymyśli jakieś inne tortury. Natomiast do głowy by mi nie przyszło…
- Mmm! – musiałem, po prostu musiałem jęknąć kiedy wziął w usta mój lewy sutek. Nie mogłem leżeć spokojnie, nie kiedy robił mi coś takiego! Wiłem się, nie mogłem tego znieść, a jednocześnie to było takie przyjemne! Doszedłem więc do wniosku, że moje brodawki są nadzwyczaj wrażliwe.
Lizał ją, a potem zaczął ssać. Całkiem oszalałem. Trzymał mnie mocno, nie mogłem się mu wywinąć. Ale już nie mogłem wytrzymać. To było zbyt intensywne.
Oderwał się ode mnie na moment, żeby na mnie spojrzeć. Głowę miałem odwróconą na bok, oczy przymknięte i oddychałem ciężko. Wyczułem, że się uśmiechnął. Chwila wytchnienia nie trwała długo, zaraz znów to poczułem. Jego usta i język. Wierzgnąłem się gwałtownie, przez co jego ręka puściła w końcu moją twarz.
- Przestań, nie wytrzymam tego dłużej! – wyjęczałem. Usłyszałem jak zachichotał.
- Będziesz grzeczny? – zapytał tuż przy moim uchu. Kiwnąłem głowa na zgodę. Czułem się jakbym był pijany. – No to dam ci trochę spokoju. – stwierdził i zszedł ze mnie, a ja leżałem tak jak leżałem. Nie miałem pojęcia co się stało. Po kilku chwilach obciągnałem sobie koszulkę. Siedział obok mnie i przyglądał mi się.
- Widzisz, jaki potrafisz być uległy?
- Wal się. – mruknąłem. Próbowałem usiąść ale wtedy coś poczułem. W spodniach… Nie może być…
- Haha, młody! Aż tak się podnieciłeś? Nastolatki! – zaśmiał się. Nie wiedziałem co ze soba zrobić. Spłoniłem się cały na twarzy. Mruknąłem coś o łazience i podniosłem się, ale zaraz zostałem ściągnięty z powrotem.
- Co chcesz walić sobie w samotności? – usłyszałem szept tuż przy uchu. Po raz kolejny.
- Nie mam zamiaru sobie walić. – stwierdziłem buntowniczo. Siedziałem prosto jak struna.
- Mogę ci pomóc… - znów ten szept. Mimowolnie wyobraziłem sobie tą scenę…
Siedzę całkiem roznegliżowany na swoim łózku. Podparty na łokciach, w rozczochranych włosach, które jednak tylko dodają mi uroku. Nogi uniesione, zgięte w kolanach i szeroko rozłożone. Czuję żar w kroczu. Patrzę na nie zachłannie, jak jego ręka okala moje jądra, powoli przesuwa się na członek. Jęczę cichutko. Odchylam głowę do tyłu. Przymykam oczy. Czuję jego zdecydowane, ale czułe, delikatne ruchy. Znów spoglądam na ten jakże podniecający widok. Głowka penisa co chwila chowa się i wynurza z jego palców. Znów mój jęk. Co raz szybsze, mocniejsze ruchy. Aż w końcu spełnienie… Odrzucam głowę do tyłu z cichym okrzykiem rozkoszy. Dochodzę obficie w jego rękę…
Jezu…
- Przestań, jesteś obrzydliwy! – pisnąłem zrywając się z miejsca z walącym sercem. Sam byłem zszokowany tym co przed chwilą podsunęła mi wyobraźnia. Patrzyłem na niego wielkimi oczami i dostrzegłem ten nikły uśmiech.
Debil się ze mnie nabijał!
- Nabijasz się ze mnie. – fuknąłem.
- Co, ja? W życiu, co ty.
- Jak to nie! Najpierw o mal mnie nie gwałcisz, a teraz się ze mnie śmiejesz! – chwyciłem poduszkę i walnąłem go nią. Zaczął się głośno smiać.
- Billy, przecież ci się podobało.. AU! – dostał znowu. – Dobrze, już przestań, przepraszam!
Patrzyłem na niego wilkiem, miałem ochotę go zabić. Jedyny plus z tego, że kutas szybko mi opadł.
- Nie gniewaj się, Billy, proszę. – Boże, nie, nie weźmie mnie na oczy kota ze Szreka…
- Nigdy więcej mi tak nie rób. – burknąłem i wyszedłem z pokoju do kuchni. Musiałem się napić.


2 komentarze:

  1. ŚWIETNY ROZDZIAŁ
    SZKODA, ŻE NIE MAM TAK WIELKIEGO TALENTU JAK TY...
    BILL SIĘ PODNIECIŁ (zaciesz na maksa XD)
    CZYŻBY....?
    NIEEE,CHYBA NIE
    WENY
    KOTEK
    PS.ZAPRASZAM DO MNIE
    twincest-tokio-hotel-by-kotek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie :D czekam na kolejny!! <3

    OdpowiedzUsuń