"Down on You!''
Jak Yink i Yank 5
Rozdział 5
„Down on You”
Tom
Miał takie miękkie usta… Aż chciało się ich zasmakować. To
dziwne, ale nie jedna laska nie może się pochwalić takimi miękkimi, ciepłymi
wargami. Były po prostu słodkie.
Znieruchomiał całkowicie, ja w pierwszej chwili też nic
więcej nie robiłem, trwałem tylko tak przyklejony do jego ust. Wstrzymywał
oddech. Czułem jaki jest spięty. Pomyślałem, że dobrze by było, gdyby się
trochę rozluźnił.
Zsunąłem ręce z jego ramion na talię, którą nawiasem mówiąc,
miał jak osa. Pogładziłem go przez chwilę i poczułem, jak zadrżał. Chyba z
przyjemności, przynajmniej miałem taką nadzieję. Zacząłem leciutko skubać jego
dolną wargę, nie chcąc od razu pchać się mu do gęby, żeby go nie wystraszyć.
Trąciłem ją końcem języka i wtedy lekko drgnęła rozchylając usta. Uznałem to za
zachętę i przeciągnąłem powoli językiem po jego wargach. Zaraz potem wsunąłem
język do środeczka odnajdując jego. Wciąż był spięty, chciałem żeby się
odprężył. Trącałem lekko jego język swoim aż drgnął. Zacząłem całować go
śmielej aż w pewnej chwili poczułem, że zaczął oddawać. Uśmiechnąłem się w
duchu, rozluźniłem pewny swego i przyciągnąłem go bliżej siebie zjeżdżając
rękami na jego zgrabny, ukryty w obcisłych dżinsach tyłeczek… w tej chwili
poczułem uderzenie w krok i ostry pulsujący ból. Puściłem go i osunąłem się na
podłogę trzymając oburącz swoje jajka. Spojrzałem na niego załzawionymi oczami,
wyglądał jak przegrzana lokomotywa. Nie zdziwił bym się gdyby uszami poszła mu
para. Tylko co się stało, przecież był taki chętny…
- Ty… ty jesteś zboczony! Co tam zboczony, niewyżyty! –
fuknął. Podciągnąłem się i opadłem na sofę obok. Chyba rzeczywiście
przesadziłem.
- Bill… - jęknąłem wciąż czując ból. Usłyszałem tylko
kolejne fuknięcie rozjuszonego kota i trzaśnięcie drzwiami. Poleciał do swojego
pokoju. – Wspaniale. Wyszedłem na zboka. – mruknąłem zły.
Trochę trwało zanim odzyskałem jako takie czucie w kroku i
nogach. Dźwignąłem się z tej kanapy i po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem,
że muszę go przeprosić. Ale co mu powiesz, idioto?, pomyślałem.
„Przepraszam, Billy, ale twoje usteczka były tak słodkie i
mięciutkie, że ostatecznie nie mogłem się powstrzymać.”
Jasne, za coś takiego dostałbym po jajach po raz drugi. W
końcu jednak zdecydowałem się isć do jego pokoju. Mogę gadać nawet do drzwi,
ale muszę.
- Bill? – zastukałem cicho. Nic nie było słychać. W pewnej
chwili przestraszyłem się, że może uciekł przez okno i poleciał z tym do kogoś.
Przecież jakby to wyszło, to nie tylko mi go zabiorą, ale mnie jeszcze wsadzą
do paki! No może przesadzam, ale zabraliby mi go na pewno. A na to nie mam
zamiaru pozwolić. – Billy, jesteś tam? – co za głupie pytanie, musiał tam być.
To pierwsze piętro.
Po dłuższej chwili nie otrzymywania odpowiedzi chwyciłem za
klamkę i otworzyłem drzwi. Od razu poczułem, że dostałem czymś w łeb, nawet nie
zauważyłem czym.
- Wynoś się stąd, zboczeńcu, bo ci go wyrrwe! – usłyszałem
wrzask i kolejne trzaśnięcie drzwiami.
No, pięknie…
Bill
Myślałem, że uszy mi wysadzi. Co za zbok, nie zostanę tu ani
chwili dłużej! Ale dokąd pójdę? Jestem na niego po prostu skazany, nie pojade
przecież przez całe Niemcy do babci. A może powinienem? Z chęcią by mnie
wzięła. A jakby usłyszała o tym co się stało… o.O
Ale ja nie chciałem o tym nikomu mówić. Nie z powodu wstydu,
czy czego innego. Nie czułem takowego. Chciałem, żeby to pozostało moją słodką
tajemnicą. Bo dziwnym trafem, po części nawet mi się to podobało. Chyba dlatego
na początku oddałem mu ten pocałunek. Ale kiedy złapał mnie za tyłek… Ja nie
jestem pedałem i nikt nie będzie mnie obmacywał.
Naprawdę byłem zły. Sam nie wiedziałem czemu. Nie byłem zły
na niego, ale to na nim się wyżyłem. Ale to nic, to była tylko poducha. Nie bolało
go nawet. Chodziłem w kółko po pokoju. Czułem jak moje serce obija się o żebra,
miałem wrażenie, że zaraz wyskoczy. Pierwszy raz w życiu pomyślałem, że
zapaliłbym papierosa. Nigdy wcześniej nawet mi to do głowy nie przyszło.
Pomyślałem, że jeśli tak mu było śpieszno do umizgów, to kupi mi paczkę,
inaczej powiem o wszystkim właściwym osobą i mnie stąd zabiorą. A z jakiegoś
powodu byłem pewny, że on za wszelką cenę by na to nie pozwolił.
Podszedłem do drzwi i otworzyłem je zamaszyście. Stał wciąż
na korytarzu z poduchą w rękach.
- Billy, przepraszam… - zaczął, ale nie zamierzałem z nim
dyskutować.
- Fajki. – rzuciłem tylko patrząc na niego wściekłymi
oczami.
- Co?
- Chcę fajki, to. – popatrzył na mnie a po chwili znów ta
jego dojrzała mina.
- Tłumaczyłem ci co oznacza obecność fajek w moim domu…
- Ja ci zaraz wytłumaczę, co znaczyć będzie moja nieobecność
w domu, jeśli ich nie dostanę. – powiedziałem krótko wciąż na niego patrząc.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że jeśli zaraz mi ich nie kupisz, powiem o tym co
zrobiłeś i mnie stąd zabiorą. Nikt nie pozwoli, żebym siedział pod jednym
dachem z takim zboczeńcem. – usta lekko mi drgnęły na widok jego wystraszonej
miny.
- Nie gadaj, i tak nigdzie z tym nie pójdziesz. – uśmiechnął
się pewny siebie po chwili.
- Fajki za 15 minut, jak nie, przekonasz się. – powiedziałem
uśmiechając się dokładnie w tej sam sposób i zatrzaskując mu drzwi przed nosem.
Długo nie musiałem czekać. Zdążyłem odpalić komputer i
pogrzebać gdzieś za czymś, chociaż nawet nie bardzo mnie to wciągało. Robiłem
to chyba tylko po to, żeby przestać myśleć o tym pocałunku. Bo myślałem. Wciąż.
Cholera wie, czemu.
Kiedy już miałem zatrzasnąć laptopa, drzwi do mojego pokoju
ponownie się otworzyły. Wszedł przez nie mój kochany zbok-braciszek. Z paczką
fajek w ręce. Jego mina była bezcenna.
- To pierwsza i ostatnia paczka fajek w twoim życiu, więc
się nią naciesz. – burknął piorunując mnie wzrokiem. Wyszczerzyłem się i od
razu do niego podskoczyłem.
- Dzięki. – powiedziałem i szybko mu ją zabrałem. Nie racząc
nawet otworzyć okna zapaliłem po prostu tak jak stałem.
- Mógłbyś chociaż uchylić sobie okienko, potem będzie tu
smierdzieć. – stwierdził bombardując mnie wzrokiem, kiedy paliłem. – Poza tym
byłem przekonany, że będziesz się dusił. Od kiedy palisz? – zapytał nieco
napastliwie. Zachichotałem patrząc na niego. – Widzę, że złość już ci przeszła.
– powiedział znowu.
- Nie. Po prostu sobie zapaliłem, to wszystko. A propos
twojego pytania, nie paliłem wcześniej.
Popatrzył na mnie przez chwilę, a potem powiedział patrząc
na mnie spod byka.
- Nie wyobrażaj sobie, że będę ci tak kupował papierosy
kiedy tylko ci się zachce.
- Kupiłeś raz, kupisz i drugi.
- Za drugim razem wylecisz z domu, nie ma smrodzenia mi w chałupie!
– zaperzył się jak przedszkolak. Wzruszyłem tylko ramionami i usiadłem sobie na
łóżku zakładając nogę na nogę i odgarniając długie do ramion włosy, żeby Se ich
czasem nie przyjarać. Wiedziałem, że mnie nie wyrzuci. Skoro nawet złamał swoją
żelazną zasadę, wiedziałem i byłem pewny swego. Poza tym postanowiłem, że go przez
jakiś czas trochę po szantażuję.
Uśmiechnął się znów ładnie patrząc na swojego papieroska.
- Coś jeszcze dla księcia Billa? – zapytał przesłodzonym
głosem patrząc na mnie. Zastanowiłem się nieco.
- Hm… puszka piwa może być. Tylko nie byle jakie siki. Takie
za 4,50 będzie w sam raz. – stwierdziłem wracając do swojego palenia. Jego mina
była przezabawna. Miał morde tak pocieszną, że nie mogłem się nie roześmiać.
- Z czego się śmiejesz?
- Z twojej miny. – powiedziałem zgodnie z prawdą. – To jak,
dostanę to swoje piwo? – popatrzyłem na niego wyczekująco. Poczerwieniał lekko
na policzkach. Chyba się lekko zdenerwował.
- Nie będzie żadnego piwa, młody. – uniosłem lekko brew do
góry.
- Nie??
- Nie.
- W takim razie jak skończę to zaraz dzwonię do odpowiednich
instytucji… - nie zdążyłem dokończyć swojej myśli. Rzucił się na mnie jak
zwierz, nawet nie wiem w którym momencie
fajka wypadła mi z ręki na podłogę. Popchnął mnie na łózko i usiadł na mnie
okrakiem. Zaczęliśmy się siłować.
- Nie będzie żadnego piwska, młody! Dotarło?!
- Nie! – krzyknąłem próbując go z siebie zwalić.
Uszczypnąłem go w brzuch, aż podskoczył.
- Ty mały… ja ci zaraz…! – złapał mnie za obie ręce. Moje
były raczej chude, z powodzeniem mieściły się w jego jedną. Drugą zaczął
wpychać mi paluchy między żebra. Zacząłem się wydzierać.
- AU! To boli kretynie! – rzucałem się po łózku jak głupi.
- Może się czegoś po tym nauczysz!
- JA?! To ty powinieneś cofnąć się… do przedszkola! Na pewno
zapomnieli ci powiedziec, że bratu nie wpycha się jęzora do gęby i nie obmacuje
się go po tyłku! ZBOCZEŃIEEEEC!!! – wydarłem się na sam koniec. Zatkał mi usta
ręką.
- Zamknij tą japę! – syknął mi prosto w nos. – Skoro nie
chcesz po dobremu, zrobimy to inaczej… - wyszeptał.
Szamotałem się jeszcze przez chwilę, a potem zamarłem, gdy
poczułem jego rękę… pod swoją koszulką?
Jedną ręką zasłaniał mi wciąż usta, a ta druga powoli
wsuwała się pod koszulkę na moim brzuchu. Boże, on naprawdę ma jakieś spedalone
zapędy! Gdzie ja trafiłem?!
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Dyszałem ciężko przez nos,
chociaż nie byłem jakoś specjalnie zmęczony. W gruncie rzeczy nie wiedziałem,
dlaczego tak dyszę. Czułem jak jego dłoń wchodzi głębiej pod moją odzież.
Zaczął masować skórę mojego brzucha, miał silne ale delikatne ręce, wyczułem to
bezbłędnie. I ciepłe. Co sprawiało, że pomimo całej sytuacji ten dotyk był
całkiem przyjemny. Jego ręka zatrzymała się tuż pod moim mostkiem.
- Nauczę cię posłuszeństwa. – szepnął. Nie wiedziałem o co
mu chodzi. Dowiedziałem się tego dopiero po chwili.
Zastanawiałem się jednocześnie, dlaczego do cholery tak
cicho leżę, zamiast rzucać się gryźć, drapać i krzyczeć. Ja jedynie
obserwowałem to co robił.
Podrolował mi koszulkę do góry odsłaniając tym samym cały
mój tors. Brzuch, klatkę piersiowa razem z sutkami. Poczułem się lekko
nieswojo, ale byłem też ciekawy i jakby podekscytowany? Czekałem na to co
zrobi. Myślałem, że będzie mnie podszczypywał, łaskotał, albo nie wiem, wymyśli
jakieś inne tortury. Natomiast do głowy by mi nie przyszło…
- Mmm! – musiałem, po prostu musiałem jęknąć kiedy wziął w
usta mój lewy sutek. Nie mogłem leżeć spokojnie, nie kiedy robił mi coś
takiego! Wiłem się, nie mogłem tego znieść, a jednocześnie to było takie
przyjemne! Doszedłem więc do wniosku, że moje brodawki są nadzwyczaj wrażliwe.
Lizał ją, a potem zaczął ssać. Całkiem oszalałem. Trzymał
mnie mocno, nie mogłem się mu wywinąć. Ale już nie mogłem wytrzymać. To było
zbyt intensywne.
Oderwał się ode mnie na moment, żeby na mnie spojrzeć. Głowę
miałem odwróconą na bok, oczy przymknięte i oddychałem ciężko. Wyczułem, że się
uśmiechnął. Chwila wytchnienia nie trwała długo, zaraz znów to poczułem. Jego
usta i język. Wierzgnąłem się gwałtownie, przez co jego ręka puściła w końcu
moją twarz.
- Przestań, nie wytrzymam tego dłużej! – wyjęczałem.
Usłyszałem jak zachichotał.
- Będziesz grzeczny? – zapytał tuż przy moim uchu. Kiwnąłem
głowa na zgodę. Czułem się jakbym był pijany. – No to dam ci trochę spokoju. –
stwierdził i zszedł ze mnie, a ja leżałem tak jak leżałem. Nie miałem pojęcia
co się stało. Po kilku chwilach obciągnałem sobie koszulkę. Siedział obok mnie
i przyglądał mi się.
- Widzisz, jaki potrafisz być uległy?
- Wal się. – mruknąłem. Próbowałem usiąść ale wtedy coś
poczułem. W spodniach… Nie może być…
- Haha, młody! Aż tak się podnieciłeś? Nastolatki! – zaśmiał
się. Nie wiedziałem co ze soba zrobić. Spłoniłem się cały na twarzy. Mruknąłem
coś o łazience i podniosłem się, ale zaraz zostałem ściągnięty z powrotem.
- Co chcesz walić sobie w samotności? – usłyszałem szept tuż
przy uchu. Po raz kolejny.
- Nie mam zamiaru sobie walić. – stwierdziłem buntowniczo.
Siedziałem prosto jak struna.
- Mogę ci pomóc… - znów ten szept. Mimowolnie wyobraziłem
sobie tą scenę…
Siedzę całkiem roznegliżowany na swoim łózku. Podparty na
łokciach, w rozczochranych włosach, które jednak tylko dodają mi uroku. Nogi
uniesione, zgięte w kolanach i szeroko rozłożone. Czuję żar w kroczu. Patrzę na
nie zachłannie, jak jego ręka okala moje jądra, powoli przesuwa się na członek.
Jęczę cichutko. Odchylam głowę do tyłu. Przymykam oczy. Czuję jego zdecydowane,
ale czułe, delikatne ruchy. Znów spoglądam na ten jakże podniecający widok.
Głowka penisa co chwila chowa się i wynurza z jego palców. Znów mój jęk. Co raz
szybsze, mocniejsze ruchy. Aż w końcu spełnienie… Odrzucam głowę do tyłu z
cichym okrzykiem rozkoszy. Dochodzę obficie w jego rękę…
Jezu…
- Przestań, jesteś obrzydliwy! – pisnąłem zrywając się z
miejsca z walącym sercem. Sam byłem zszokowany tym co przed chwilą podsunęła mi
wyobraźnia. Patrzyłem na niego wielkimi oczami i dostrzegłem ten nikły uśmiech.
Debil się ze mnie nabijał!
- Nabijasz się ze mnie. – fuknąłem.
- Co, ja? W życiu, co ty.
- Jak to nie! Najpierw o mal mnie nie gwałcisz, a teraz się
ze mnie śmiejesz! – chwyciłem poduszkę i walnąłem go nią. Zaczął się głośno
smiać.
- Billy, przecież ci się podobało.. AU! – dostał znowu. –
Dobrze, już przestań, przepraszam!
Patrzyłem na niego wilkiem, miałem ochotę go zabić. Jedyny
plus z tego, że kutas szybko mi opadł.
- Nie gniewaj się, Billy, proszę. – Boże, nie, nie weźmie
mnie na oczy kota ze Szreka…
- Nigdy więcej mi tak nie rób. – burknąłem i wyszedłem z
pokoju do kuchni. Musiałem się napić.
ŚWIETNY ROZDZIAŁ
OdpowiedzUsuńSZKODA, ŻE NIE MAM TAK WIELKIEGO TALENTU JAK TY...
BILL SIĘ PODNIECIŁ (zaciesz na maksa XD)
CZYŻBY....?
NIEEE,CHYBA NIE
WENY
KOTEK
PS.ZAPRASZAM DO MNIE
twincest-tokio-hotel-by-kotek.blogspot.com
fajnie :D czekam na kolejny!! <3
OdpowiedzUsuń