Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

10 września 2013

1. Jaki ON jest dziwny!

Bill

Co to miało być... Kompletnie tego nie rozumiem. Tak po prostu sobie do mnie podszedł i wyciągnął ze mnie pierwsze informacje. No, ale przecież z drugiej strony to nic nadzwyczajnego. Jak mam na imię i gdzie mieszkam i tak by się w końcu dowiedział, nawet gdybym sie głupio uparł i nic mu nie powiedział, przecież chodzimy do jednej klasy. Ale to nie zmienia faktu, że to było bardzo irytujące.
Nie potrzebuję niczyjej litości ani uwagi. Nie potrzebuję, żeby ktoś na siłę miał się do mnie zbliżać. Bo widać było na kilometr, że to było wymuszone. Ten uprzejmy uśmiech i zachowanie. Jakby zakładał, że od razu zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi. Nie ma czegoś takiego. Ludzie nazywają się czyimiś 'przyjaciółmi' tylko po to, żeby w razie jakiejś okazji z nich wyciągnąć jak najwięcej. Każdy tak postępuje.
Miałem kiedyś niby przyjaciółkę. Dawno temu. Kiedy jeszcze mieszkałem w Magdeburgu. Chodziliśmy do jednej klasy. Poznaliśmy się dość dobrze, była naprawdę miła i lubiłem ją. Chyba jako jedyną w swoim zyciu. Oczywiście, poza rodzicami. Mama i tata są moją ostoją życiową, bez nich nie przeżyłbym nawet dnia. I nie chodzi tu o to, że nie umiałbym o siebie zadbać. Zadbać o siebie to ja umiem. Chodzi o moją psychikę. Zawsze do nich ze wszystkim przychodzę, gdyby ich zabrakło nie miałbym już nikogo na świecie. Załamałbym się.
Wracając do mojej 'przyjaciółki'.
Tak, nazywała się moją przyjaciółką. Cała klasa była raczej w porządku. Do momentu aż nie doszedł do nas taki jeden Lucas. Nie pamiętam już nawet jego nazwiska. Był napakowanym nastolatkiem, szybko porozstawiał wszystkich po kontach. Ale był przystojny. Tego nie można było mu odmówić.
Tak, jestem homoseksualistą, gejem, pedałem, jak kto woli. Podobał mi się, ale tylko fizycznie. Bo charakter miał paskudny i na pewno nie miałem ochoty na bliższą znajomość z nim. On z resztą też.
Podkochiwała sie w nim połowa dziewcząt z klasy. Wszyscy inni chłopcy, powiedzmy sobie szczerze, byli raczej lichej jakości, a on, napakowany, z silnymi ramionami, z ładną gębą, wiadomo, laski szczały, jak to się mówi. I moja 'przyjaciółka' też. Po pewnym czasie zaczęła mi się zwierzać, jaki to on nie jest wspaniały, że raz otworzył i przepuścił ją w drzwiach do klasy, że jej w stołówce miejsce odstąpił, blablabla... Powtarzałem jej, żeby dała sobie spokój, bo to skończony kretyn, wykorzysta ją tylko, nic więcej. Urobił sobie prawie całą klasę, reszta niedobitków była tępiona. Ja oczywiście znajdowałem się pośród nich. Ze względu na mój wygląd. Ale nie przejmowałem się tym, miałem ją i to mi wystarczyło do szczęscia.
W końcu zaczęła mu się podlizywac, jak wszystkie baby, które się w okół niego kręciły. Po pewnym czasie, żeby mu się przypodobać, zaczęła tępić mnie razem z nimi. Bolało. I to bardzo.
Wybaczałem jej jednak za każdym razem, bo, jak mi się wydawało, była moją najlepszą przyjaciółką, i jedyną. Po wszystkim przychodziła do mnie po szkole do domu i przepraszała, że nie chciała tego, że to tak wyszło. I patrzyła na mnie tak smutno, wiedziałem, że jej na mnie zależy, że jest rozdarta. Z jednej strony przystojny facet, który zawrócił jej w głowi i który gnębi jej przyjaciela. Normalnie powinna strzelić go w łeb i powiedzieć STOP, ale ona ulegała większości. I naśmiewała się ze mnie okrutnie razem z innymi.
Ci, którzy stali zawsze wtedy obok mnie również wyśmiewani, powtarzali mi potem, żebym się nie przejmował. Że nie jest mnie warta, skoro woli trzymać z nim i wyśmiewać mnie. Tłumaczyli mi, żebym z nią zerwał, bo to mnie będzie tylko męczyć, ona już nie jest moją przyjaciółką. Mieli rację, ale ja wciąż jej broniłem. Wierzyłem, że za chwilę przejdzie jej ta głupia fascynacja tym idiotą i wszystko będzie jak dawniej. Niestety, już nie miało być jak dawniej.
W końcu przesadziła. Ugodziła w mój najczulszy punkt. Zwierzałem jej się ze wszystkiego, a ona wykorzystała to przeciw mnie w taki wyrachowany sposób. Chcąc po raz kolejny zaimponować temu kretynowi wygadała wszystko przed wszystkimi przy lepszej okazji. Naprawdę nie spodziewałem sie tego. Nie po niej. Myślałem, że naprawdę się przyjaźnimy, dla niej chyba nasza przyjaźń nie była tak ważna jak dla mnie.
Powtórzyła dosłownie wszystko co do słowa o czym jej opowiadałem. O tym, że jestem gejem, czego na początku nie mogłem nijak zaakceptowac, to dzięki jej wsparciu pogodziłem się sam ze sobą. O tym dziwnym uczuciu więzi, opowiedziała to tak, że zostałem czystym wariatem.
Jak się można spodziewać, od tego momentu nie miałem już życia w szkole. Przestałem z nią rozmawiać, nawet na nią patrzeć, udawałem, że nie istnieje nikt taki. Popełniła najgorszy błąd, jaki tylko mogła, nie mogłem jej tego od tak wybaczyć. Przepraszała, błagała wiele razy, ale ja już nie chciałem słuchać. Zamykałem jej drzwi przed nosem, nie reagowałem, kiedy próbowała mnie zagadać w szkole. W końcu zaczęła mnie przed nimi bronić, ale było już za późno. Oczywiście, że byłem jej za to wdzięczny, ale to niczego nie zmieniało. To ona była powodem tych wszystkich kpin, poszturchiwań. To ona była temu winna.
Może byśmy się jeszcze jakoś dogadali gdyby nie ciągle prześmiewanie, wytykanie palcami i tak dalej. Nie mogłem już tego wytrzymać i ubłagałem mamę, żeby przeniosła mnie do innej szkoły. Gdziekolwiek. Byle dalej stąd. Na początku nie chciała o tym słyszeć, ale kiedy za 50tym razem wykrzyczałem jej wszystko, przytuliła mnie mocno i obiecała, że postara się znaleźć mi lepszą szkołę. A potem nadarzyła się okazja, żeby całkiem się odciąć. Rodzice znaleźli idealną ofertę pracy dla taty, przenieśliśmy sie do Loitsche. Zerwałem całkowice kontakt z tamtą osobą, nawet nie informując jej o niczym. Gdyby jej zależało, odwiedziłaby mnie chociaż. To nie daleko od Magdeburga. Ale widocznie nigdy jej tak naprawdę nie zależało. W nowej szkole cieszyłem się z tego, że nikt mnie nie zna. Nie chciałem z nikim się zaprzyjaźniać, bo bałem się, że skończy się to tak samo. Otworzę sie przed kimś, a ktoś to wykorzysta. Nie zniósłbym tego po raz drugi.
A teraz ten Tom. Tak po prostu do mnie podszedł i zagadał. Tak od. Nic z tego nie rozumiałem, chyba moja postawa była wyraźnie aspołeczna, nie miałem zamiaru z nikim się zadawać. Wszyscy inni o tym wiedzieli i chyba mu o tym powedzieli, ale on najwidoczniej nic sobie  z tego nie zrobil. A powinno się uszanowac cudzą wolę. Jeśli nie mam ochoty na zadawanie się z kimkolwiek to tak własnie ma być. I koniec.
Nie chce niczyjej łaski.
W ogóle ten dzieciak jest taki dziwny. No ale kto to mówi. Ja sam też pewnie nie należę do normalnych. Ale on? Ja nigdy nie założyłbym na siebie czegoś takiego! To bardziej przypomina worki na śmieci. On to nazywa ubraniami? No sorry.
Na pewno bym się z nim nie zaprzyjaźnił. Gdybym miał wybierać to... To i tak wybrałbym tą samą opcję. Gdy nie ma przy tobie nikogo, nie ma też nikogo kto mógłby cię skrzywdzić. A każdy człowiek bez wyjątku to potrafi. W tej szkole też są tacy, którzy lubią mnie poszturchiwać. Ale dziękuję Bogu za to co mam. Czyli spokojnych ludzi w klasie, którzy dają mi spokój. W starej klasie przeżywałem niekończące sie piekło. Na okrągło. Każdego dnia od nowa.
Ciągle to samo...


Tom


Dlaczego ten chłopak jest taki dziwny? Ja się nie dziwię, że nikt z nim nie rozmawia, ani nawet nie próbuje, skoro przyjął taką postawę. Ludzie, powiedzmy sobie szczerze, on jest całkowicie odizolowany os społeczeństwa na własne wyraźne życzenie. Sam podjął taką decyzję, żeby z nikim nie rozmawiać, nikt mu w tyłek właził nie będzie. Ja sam chciałem jednak dać mu szansę, ale kiedy kazał mi na końcu spadac, doszedłem do tego samego wniosku co wszyscy pozostali. Nie to nie. Niech mu życie lekkim będzie. Powodzenia w samotności. 
Nie spodziewałem sie jednak tego, co stało się następnego dnia. Ja zdążyłem już przyjąć do wiadomości, że on jest wybitnie aspołeczny, ale żeby aż tak?
Nie próbowałem go zagadywać już więcej, dałem sobie spokój tak jak wszyscy. Ale coś mi jednak wciąż mówiło, żeby spróbować jeszcze raz. Nie wiedziałem tylko co to i dlaczego mi to podszeptuje.  Przypomniałem sobie to uczucie, które uderzyło we mnie jak bomba atomowa, kiedy z nim rozmawiałem. Patrzył na mnie takim wzrokiem, jakby dobrze wiedział o co chodzi. Nikt nic nie musiał mówić, rozumieliśmy się doskonale. Ale skąd się to wzięło!
Szybko zrozumiałem, że nasza baba od chemii nie pozwoli mi się ślizgać tak jak ta bardzo miła pani w Monachium. Przemaglowała mnie już na pierwszej lekcji i postawiła dynamit do dziennika pod moim numerem. Usiadłem z powrotem na miejscu z wściekłą miną. Jakim prawem postawiła mi laczka, skoro odpowiedziałem na dwa z trzech pytań? Co z tego, że bełkotałem, ale powiedziałem! Należało się mocne dwa! Ale najwidoczniej baba mnie nie lubi i będzie mnie gnębić.
Do odpowiedzi wzięła również Billa. Oczy wyszły mi na wierzch, kiedy wyrecytował jej siedem regułek na pół strony słowo w słowo, bez jednego zająknięcia się, do tego napisał jej bez żadnego byka pięć reakcji spalania, trzy reakcje tworzenia soli i chyba tak dla jaj kazała mu jeszcze napisać równanie reakcji fotosyntezy. Wszyściuteńko z pocałowaniem rączki, ja pieprzę. To jest dopiero mózg. On ma łeb jak sklep!
Postawiła mu szóstkę, chyba nigdy nie dostawał niższego stopnia. Ale nie wydawał się być jakoś specjalnie tym zachwycony. Usiadł z powrotem obok mnie, zawsze sadzali nas razem, jakby mieli nadzieję, że się od niego czegoś nauczę. Minę miał zawsze taką samą, obojętną, od razu jak tylko cupnął tyłkiem na krzesło wbił pusty wzrok w tablicę. I tyle.
I wtedy wpadł mi do głowy świetny pomysł. Skoro on jest taki dobry, a ja jestem noga, to może mi przecież pomóc. Dupa mu się od tego nie urwie. Próbowałem go jakoś zainteresować sobą, ale nijak nie reagował na moje poszturchiwania w ramię. Ja rozumiem, że nie ma ochoty na bliższe znajomości, ale kiedy ktoś chce go o coś zapytać chyba mógłby chociaż odwrócić łeb, nie? W końcu sie wkurzyłem i wyrwałem kartkę z zeszytu. Napisałem na niej;

'Chemia to najwyraźniej twój przedmiot, ja jak można było zobaczyć jestem w tym względzie kompletnym kretynem. Może zechciałbyś mi pomóc? ;)'

Napisałem obok uśmiechniętą buźkę, chcąc go jakoś do tego milej nastawić. Podsunąłem mu kartkę dyskretnie na kolana, tak żeby baba nie widziała. Spojrzał beznamiętnie na swoje nogi, a potem ostrożnie przeniósł kartkę na stół. Zobaczyłem jak jego brązowe tęczówki przesuwają się od lewej do prawej. Czytał, to co mu napisałem. Jego twarz jednak nie przedstawiała żadnych emocji. Zauważyłem tylko, jak lekutko podniósł brew do góry i zaczął coś pisać. Po chwili dostałem odpowiedź.

'Jeśli nie pracujesz nad tym w domu w ogóle, nic ci nie da to, że będe ci cokolwiek tłumaczył.'

Przeczytałem to i zrobiłem krzywą minę. Spojrzałem na niego z boku. Znów siedział podparty na ręce i wbijał puste oczy w zieloną tablicę, jakby tam było rozwiązanie zagadki ludzkości; co było pierwsze; jajo czy kura? Odpowiedź wbrew pozorom jest bardzo prosta, tak samo jak na pytanie ;Ile waży kilogram kota.
Szybko nabazgrałem odpowiedź i podałem mu ją.

'Będę musiał się wziąć za to, bo ona będzie mnie maglować we wszystkie strony. Ty pewnie nigdy nie dostałeś mniej niż sześć, a o lufie to ty z pewnością nigdy nie słyszałeś. ;]'

Znów uśmiechnięta minka, chociaż byłem zły, bo chciał się wymigać. Przecież dupa mu się nie urwie jak mi pomoże troche z tą chemią. Podałem mu znowu kartkę.

'Dostałem pałę nie raz. Jakkolwiek to brzmi.'

Otworzyłem szeroko oczy patrząc na to. No tak, słyszałem, że on jest niby jakiś homoniepewny ale... Nie przypuszczałem, że to coś więcej niż jakieś głupie szkolne pieprzenie.

'To jak, pomożesz mi? ;]'

Zadałem tylko to pytanie. Nigdy nie miałem nic do gejów, sam nim na pewno nie byłem, ale nie przeszkadzali mi. Mogli się ruchac w miejscu publicznym, nie ruszało mnie to. Ale nigdy żadnego nie znałem.
Podsunąłem mu kartkę po raz kolejny.

'Pod warunkiem, że będziesz słuchał tego, co do ciebie mówię. Jeśli zobaczę, że w ogóle się nie starasz, wykopie cie z domu.'

Boże, jaki bezpośredni. Ale ok, niech mu będzie.

' OK. Dzięki. U ciebie?' 

Skoro powiedział, że on wykopie mnie z domu, to uznałem, że weźmie mnie do siebie. No z mojej chaty raczej nie dał by rady mnie wykopać. To prędzej on wyleciałby przez okno.

'Nie dzisiaj. Jutro po lekcjach.' 

Zdziwiłem się trochę, dlaczego nie dzisiaj. Przecież im szybciej tym lepiej, nie? Po za tym bardzo byłem ciekaw jak on mieszka i gdzie. No ale co, musiałem się zgodzić.

'No dobra. Ale dlaczego nie dzisiaj?'

 No przecież nie byłbym sobą, gdybym o to nie zapytał.

'Ponieważ dzisiaj nie mogę.'

No dobrze, ale dlaczego?

'Ale dlaczego?'

Spojrzał na mnie i po raz pierwszy zobaczyłem jakieś emocje na jego twarzy. Chyba nie darzył mnie sympatią.

'Bo nie. Nie twój interes. Powiedziałem jutro, więc jutro po lekcjach pójdziemy do mnie i wytłumacze ci tą zasraną chemię. A potem łaskawie się ode mnie odwalisz, jasne?!'

O kurde, chyba się zdenerwował.
- Nie denerwuj się tak. - mruknałem do niego. Nawet na mnie nie spojrzał.
Kolejne lekcje mijały szybko. Nic ciekawego się nie działo aż do ostatniej krótkiej przerwy. Schodziłem właśnie z półpiętra kiedy zobaczyłem Billa, który drżącymi rękami zbierał książki z podłogi. Obok niego śmiejąc sie stało dwóch goryli. Na moje oko chyba z ostatniej klasy, napakowani, gdyby chcieli sie z nim bić, roznieśliby go w trzy sekundy. Zatrzymałem się w połowie schodów. Śmiali się z niego. Zrobiło mi się przykro, natychmiast chciałem tam zlecieć i im wlać. Nie będą go tak traktowac, nie kiedy ja tu jestem. Czyli od tej pory nigdy.
Najbardziej zaszokowała mnie postawa reszty uczniów. Stali i patrzyli sie jak idioci zamiast mu pomóc. Nawidoczniej ci dwaj trzęsli tą szkołą. Ale ja sobą nie pozwolę. Nie jestem takim mięczakiem.
- No, mały, dawaj kasę, to sobie szybciej pójdziemy. - zarechotał jeden. Czarny coś mruknął, a ten natychmiast do niego doskoczył.
- Co powiedziałeś? Bo niedosłyszałem! - złapał Billa za ramięi najwidoczniej mocno ścisnął, bo aż się skrzywił. No nie dziwię się, jest taki chudy... Znów coś mruknął, a tamci się za śmiali.
- Nie słyszałem! - rechotał cały czas, a Bill cały już czerwony z łzami w oczach powiedział głośniej;
- Nie mam.
- Zła odpowiedź. - powiedział ten który go trzymam i popchnął go mocno. Bill wpadł na jakiś regał z kwiatami, które pospadywały. Udezył w niego barkiem, co też musiało boleć, bo aż zacisnął powieki i złapał się za niego. Tego już za wiele.
Kiedy ten znowu do niego podchodzi ja zdązyłem zejść z ostatnich stopni. Ten znowu złapał Billa za ramię i potrząsnał nim.
- Dawaj kasę, pedale, bo...
- Bo co? - usłyszałem swój głos. Wszyscy na mnie spojrzeli, włącznie z Billem. Wszyscy byli szczerze zdumieni. Ja sie pytam, kurde, czym?
- Mówiłeś, coś, cwaniaczku? - zaśmiał sie znowu, idiota.
- Tak, owszem. - odparłem znudzonym głosem wciskając pięści do kieszeni szerokich spodni. - Teraz powiem jeszcze; Zostaw go. - dwaj goryle popatrzeli na siebie i uśmiechnęli sie.
- Synek. - zaczął ten który trzymał Billa. - A może ty chcesz się przyłączyć, co? Odpalimy ci jakiś mały procencik!
- Wal sie, wężu łysy jeden. - powiedziałem najspokojniej jak tylko mogłem. W rzeczywistości gotowałem sie w środku.
- Coś ty powiedział? - zapytał ten drugi szczerze zdumiony.
- To co słyszałes, bezmózgu. - powiedziałem znowu tym samym tonem.
- Mały, nudzi ci się? Zaraz możemy ci zapewnić jakąś rozrywkę. - powiedział tamten stojący przy Billu podchodząc do mnie. Ścisnął mnie za ramię, ale z pewnościa nie miałem zamiaru mu sie poddać. Drugą ręką ścisnąłem jego jajka przez spodnie i wykręciłem je mocno. No, tak było po prostu najszybciej, bo jego postura grubo przewyższała moja własną. Skulił się i upadł na podłogę jęcząc z bólu. popatrzyłem na niego a potem na tego drugiego.
- Trzymać łapy przy sobie, bo wam powyrywam razem z korzeniami! - syknąłem i odszedłem ciagnąc ze soba Billa, którzy był w najszczerszym szoku.
- Co tak wywalasz te gały? Dziwi cię, że ktoś się za toba wstawił? Ta cała banda, która stała do okoła, chyba nasrała między gacie a kalesony. Ja pierdole, cała buda na dwóch kretynów i srają! - wściekałem się calą drogę pod klasę matematyki. Tej baby też nie lubilem chociaz mnie nie męczyła.
Bill stał się jeszcze dziwniejszy niż przedtem. Na jego twarzy malowały się dosłownie wszystkie emocje. Od złości przez strach po coś w rodzaju wdzięczności.
- I po co zrobiłeś? - odezwał sie do mnie chyba po raz pierwszy tak normalnie. O ile można to tak nazwać.
- Jak to po co? - zrobiłem wielkie oczy. - Wolisz znosić to wszystko jak jakiś pieprzony zbawiciel? Nie udawaj Jezusa, jesteś tak mały, że oni by cie zmasakrowali tam, gdyby nie ja! - naburmuszył się.
- Nie było mi źle! Zawsze dawałem im tą pieprzoną kasę i miałem spokój, ale dzisiaj nic nie miałem, dlatego tak na mnie najechali! Po co się wtrącałeś? Teraz wsiąda jeszcze na ciebie! - chyba jeszcze nigdy nie wypowiedział aż tylu słów.
- Przestań ściemniać, Bill. - powiedziałem patrząc na niego. - Nie masz nikogo z kim mógłbyś się przyjaźnić, kto by cie obronił, a wściekasz się kiedy zrobi to ktoś obcy. Wolisz to znosic, podoba ci sie to, jesteś jakimś masochistą? Powinieneś mi dziękowac, że nie pojawiłem się 5 minut później, bo by cię roznieśli! - westchnał cicho. Stalismy pod tymi drzwiami i kłóciliśmy się.
- Nie potrzebuję niczyjej łaski. - powiedział cicho, siadając na podłodze. Spojrzałem na czubek jego głowy.
- Ale to nie jest żadna łaska. Po prostu uratowalem twój tyłek.
- Nie musisz go więcej ratować. - powiedział poirytowany.
Naszą rozmowe przerwał dzwonek i przyjście reszty klasy i nauczycielki, która wpuściła nad do środka. Ja myślałem, że on ma trochę więcej rozsądku i będzie się bronił. Jak widać, myliłem się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz