Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

20 listopada 2013

Info.

Zawieszam bloga na pewien czas. Nie mam kompletnie żadnego pomysłu na to co dalej. Na pewno tutaj wrócę, ale nie wiem kiedy, będę się starać skupić na jednym opowiadaniu.
Dzięki.

14 listopada 2013

One Shot 2. T.T.T. czyli, Tylko Ty, Tommy.


 Uwaga! Kolejny One Shot, z tym, że do tego jeszcze pewna ciekawostka. Otóż kilka dni temu miałam ciekawy sen i pomyślałam, że muszę go opisać. I tak oto powstała ta notka. Ogół fabuły jest taki sam, ale z tego względu, że ja nigdy nie pamiętam swoich snów w cyfrowej rozdzielczości troche to podkoloryzowałam. xD Całość jednak całkowicie podpada temu, co przyśniło mi się w nocy.
Zapraszam do czytania.


***


Był lipiec. Ciepło, przyjemnie na dworze. Razem z bratem obiecaliśmy sobie długo wytęskniony urlop na te wakacje. Na koniec roku jedziemy na Malediwy, ale chcemy też odwiedzić rodziców. Którzy nawiasem mówiąc wciąż mieszkają w Loitsche. Nie przeszkadza nam to. Miło od czasu do czasu zaznać odrobiny spokoju w cichej wiosce.
Tom już nie może doczekać się maminych wypieków. Za każdym razem, gdy mama dowiaduje sie, że wpadamy na trochę przygotowywała tyle żarcia, co na wesele. Właśnie... Tom rozstał się z Rią... na moją rzecz. Ale jeszcze nikt o tym nie wie, poza mną, GG i Jostem. Nie byli zdziwieni tym, że w ogóle nie był tym faktem załamany. Ja tym bardziej, ale ja to co innego. Zerwał z nią po tym jak w wyniku gigantycznego zbiegu okoliczności dowiedział się, że kocham go nad życie.
Tak... wiadomo, to mój brat bliźniak, jak mógłbym go tak nie kochać? Ale nie o taką miłość mi chodzi. Chodzi o dosłowny zakazany owoc, którego oboje juz zasmakowaliśmy i uzależniliśmy się od niego.
Umierałem w środku, kiedy patrzyłem jak ta dziewczyna go całuje, wiedząc, że ja nigdy nie będę na jej miejscu. Nigdy nie będę mógł poczuć jego ust... Nie miałem do kogo się z tym zwrócić. Nikomu nie mogłem o tym powiedzieć. GG byli naszymi przyjaciółmi, ale nie ufałem im do tego stopnia, żeby wylać im swoje żale. Widzieli doskonale, że coś się ze mną dzieje. Nie wiedzieli tylko jak to ze mnie wyciągnąć, bo każda próba kończyła się tak samo - ucieczką. Od razy przypominałem sobie o milionie obowiązków.
Mój brat zdawał sie niczego nie zauważać. Po częsci było mi to na rękę. Nie uśmiechało mi się, żeby jeszcze on, głowny zainteresowany, zaczął mnie przesłuchiwać tak jak GG.A nawet David. Z drugiej jednak strony czułem, że on nie tyle nie zauważa moich problemów co mnie samego. I to jeszcze bardziej wszystko potęgowało. Ta świadomość... Wmawiałem sobie, że już go nie obchodze. Ma Rię i brat nie jest mu już do niczego potrzebny. Siedziałem całymi godzinami zamknięty w swoim pokoju hotelowym. GG w końcu porządnie sie wkurwili na tą sytuację i zaatakowali Toma.
- Idioto! Znowu słychać tylko Ria! A gdzie twój brat? - zapytał wkurzony Gus. Tom zamrugał oczami.
- No jak to gdzie? Przecież... - zaczął się rozglądać. - No... Jest pora obiadowa... Powinien...
- Pięknie, kurwa! - fuknął znowu Gus. - W takim razie cię oświecę, Tom. Twój brat nie przyszedł na obiad. Twój brat od kilku tygodni zachowuje się jak zombie. Twój brat od tygodnia nie wychodzi ze swojego pokoju. Tylko my widzimy, że coś tu jest nie tak, do cholery jasnej? - Tom popatrzył na niego z przerażoną miną.
- Nie zauważyłem... Nie wiedziałem... - szepnąl.
Od tamtej pory zaczął zwracać na mnie większą uwagę. Nadal spędzał mnóstwo czasu z Rią, więc nie wiedzialem poco on przychodzi do mnie wieczorami. Nic szczególnego nie robiliśmy wtedy, a ja powstrzymywałem się od wybuchnięcia płaczem. I wtedy zapaliła się zielona lampka.
Któregoś dnia przeglądałem pocztę internetową. Napisał do mnie stary kumpel z podstawówki. Tom go nie lubił, bo był gejem, więc ja tym bardziej nie kwapiłem się do tego, żeby mój brat o wszystkim sie dowiedział. Chyba bym tego nie zniósł, gdyby zaczął mnie tak traktować. Już wlałbym, żeby go nie było, tak jak wtedy, gdy odpisywałem Fabianowi na maila. Zaczęliśmy częsciej ze sobą pisać. Wiedziałem, że on czuje do mnie mięte, ale wiedział, że nic z tego nie będzie. Był dobrym przyjacielem.
W końcu któregoś razu napisałem mu, że mam poważny problem, a Tom nawet mnie nie zauważa zauroczony tą swoją Rią. Tylko GG i menadżer próbują ze mną rozmawiać, dlatego wiem, że przynajmniej w kimś mam jakiekolwiek oparcie. Napisałem też, że nikomu nie mogę o tym powiedzieć. Napisał mi wtedy..

Bill. Słońce ty moje, wiesz, że jestem twoim kumplem na dobre i niedobre. ;) Nie bój się, tylko się wyżyj.

Uśmiechnąłem się nawet na ta wiadomość. Pomyślałem... Może warto mu zaufać? I napisałem mu wszystko, na końcu dodając...

Wiesz... dobrze mieć świadomość, że ma się takiego kumpla jak Ty. Chociaż pewnie po otrzymaniu takiej wiadomości już więcej się do mnie nie odezwiesz... z resztą jestem pewny, że Tom też nie chciałby mieć już ze mną nic do czynienia.

Nie czekałem długo na jego odpowiedź.

Daj spokój, Bill. Twincest to piękna rzecz! ;) Ale poważnie, wiesz, że musisz o nic zapomnieć? Jeśli nie chcesz go stracić.

- Już go straciłem. - szepnąłem. Wystukałem jakąś wiadomość i odłożyłem otwartego laptopa na bok. Schowałem się w łazience. Nie miałem już sił, chociaż świadomość, że ktoś mnie wysłuchał i nie nazwał psycholem pomagała. Nie wiem ile tam siedziałem koło tego kibla, ale nagle coś mnie tknęło, żeby natychmiast wrócić do pokoju.
Zebrałem się z podłogi i wyszedłem z powrotem do pokoju. Stanąłem momentalnie w miejscu. Na moim łóżku, gdzie wcześniej siedziałem teraz na pół leżał mój brat i grzebał w moim laptopie. Na pierwszy rzut oka nie było widać tego co on oglądał, ale ja wiedziałem, że to moja poczta. Zostawiłem ją włączoną. Jak ostatni debil.
Nasze oczy się spotkały. Stałem tak przez moment, na jego twarzy malował się niemy szok. Już wiedziałem, że przeczytał. Odwróciłem się na pięcie i uciekłem z powrotem do łazienki. Zatrzasnąłem drzwi i osunąłem się po nich na ziemię przerażony. Bałem się. Potwornie się bałem.
Nie wiem ile czasu minęło, ale na pewno jakiś kwadrans. Usłyszałem jak wstaje z łóżka i podchodzi do drzwi od łazienki. Skuliłem się w sobie. Jeszcze chwila ciszy, apotem...
- Bill, otwórz... - powiedział. Wydawało mi się, że słyszę w jego głosie wszystko co najgorsze. Pogardę, wstręt, obrzydzenie, nienawiść... Zacząłem cicho łkać.
- Bill, otwórz drzwi. - usłyszałem znów. Nie ruszyłem się, zakrywając głowę rękami. Bałem się, że on zaraz wpadnie do tej łazienki jak burza i nakopie mi do tej chudej dupy tak, że się nie pozbieram. Załkałem znowu.
- BILL, OTWIERAJ DRZWI, DO CHOLERY JASNEJ! - zagrzmiał, a ja od razu uciekłem pod wannę na drugą stronę łazienki. Nie wiedziałem co miałem robić, czy czekać aż sam wyważy te drzwi, czy samemu do niego wyjść. Obie opcje kończyłyby się tak samo, zabiłby mnie.
Bałem się cholernie, ale podźwignąłem się z podłogi i podszedłem do drzwi. Po drodze zobaczyłem swoje odbicie w lustrze. Masakra.
Nacisnąłem na klamkę i ustąpiły. Zobaczyłem nieco bledszą niż zwykle twarz Toma. Nagle zacząłem bełkotać coś nieskładnie.
- Tommy... - patrzyłem na niego żałośnie. - Tommy, ja przepraszam, możesz mnie znienawidzić, możesz się mnie wyrzec, tylko proszę, nie zostawiaj mnie, Tom, błagam... - złapałem się nawet jego obszernej bluzy. Wtedy nastąpiło coś, czego nie zapomnę do końca życia.
- Zamknij się. - powiedział przez zaciśnięte zęby, po czym się zamknąłem. Patrzyłem tylko na niego bojąc się co będzie dalej. Podniósł rękę. Myślałem, że chce mnie uderzyć, więc odruchowo się skuliłem, a on... przyłożył dłoń do mojego policzka. A potem drugą do drugiego. Spojrzałem na niego nie wiedząc co się dzieje. Patrzył na mnie, ale w jego oczach nie było wstrętu ani nienawiści. Przyłożył czoło do mojego stykając się z nim.
- Braciszku... - szepnął, a ja nadal stałem jak sparaliżowany.
Zaczął muskać wargami moje usta. Poczułem, że serce mi staje... Nawet nie drgnąłem. Po chwili przywarł do moich rozchylonych warg. Nawet nie mrugnąłem. Po chwili łzy zalały mi oczy, że nic przez nie nie widziałem. Spływały mi jedna za drugą po policzkach. Poczułem znowu coś nowego. Jego język powoli, delikatnie rozchylał szerzej moje wargi i trącił koniuszek mojego. Coś obudziło się w moim brzuchu. Tysiące kolorowych motyli. Trącił znów mocniej mój język swoim pobudzając go do życia. Kolejne łzy pociekły mi po policzkach.
Zacząłem niepewnie oddawać pocałunek. Myślałem, czy on to robi specjalnie, żeby mnie zaraz zgnoić? Ale wiedziałem, że nie. Coś mi mówiło, że to nieprawda. Przymknąłem oczy podobnie jak on chwilę wczesniej.
Całowaliśmy się czule, nieśpiesznie. Moje ręce, które do tej pory wisiały luźno, teraz spoczęły na jego piersiach.
Oderwał się ode mnie na chwilę, ale nie otwierałem oczu. Po chwili przeciągnął językiem po moich ustach i znów poczułem go jak trąca mój język. Trwało to kilka cudownych minut, po czym spojrzeliśmy na siebie. Z oczu wciąż leciały mi łzy, nie umiałem ich powstrzymać. Jednocześnie się przytuliliśmy, a ja jak baba się rozpłakałem w jego ramię. Teraz czułem, wiedziałem, że on czuje to samo. Tylko dlaczego ukrywał? I poco ta Ria?
- Chciałem cię chronić, Billy, nie chciałem cię krzywdzić, a teraz widze, że skrzywdziłem cię najmocniej jak tylko mogłem. - powiedział głaszcząc mnie po głowie.
- A... a co z Rią? - odezwałem się ochrypłym głosem.
- Nie ma Rii. - odrzekł i ponownie mnie pocałował.
***
Od tamtej pory każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem, a teraz jestem tu w Loitsche, przed naszym rodzinnym domem. Tom poszedł do sklepiku we wsi. A ja stałem przed Fabianem, który wciąż próbował mnie przekonać, żebym z tym skończył. Skończył z Tomem. Wiedziałem, że po częsci się martwi, bo to złe i karane przez prawo, my to wiedzieliśmy. Dlatego nikt o tym nie wiedział. Tylko jemu o tym powiedziałem bo uznałem, że jestem mu to winien. Tom nie był tym faktem zachwycony, ale ostatecznie to przełknął.
- Bill... - zaczął, ale przerwałem mu.
- Nie kończ, Fabien. Wiem, dlaczego to robisz.
- Bo się o ciebie martwię, Billy! - tak zdrabnia mnie tylko mój brat, pomyślałem .
- Nie nazywaj mnie tak.
- Dlaczego? - zapytał. Miał takie smutne oczy... Jednak nie leciałem na nie.
- Tylko mój brat...
- Właśnie, Bill, twój brat! Nie słyszysz jak to brzmi? - podszedł do mnie i złapał za ramiona. Patrzyłem na niego nie wzruszony.
- Wiem, dlaczego to robisz. Bo sam coś do mnie czujesz. - uciekł na moment wzrokiem.
- Billy...
- Nie nazywaj mnie tak.
- Dobrze... Bill. - zaczął znów. Chciałbym, żeby Tommy już wrócił, pomyślałem. - Masz rację... czuję coś do ciebie. Ale to nawet nie o to chodzi.
- A o co? - zapytałem.
- O to, że z tego będą tylko same kłopoty. Jeśli to wypłynie, obaj będziecie ugotowani. Bill, powinieneś to zakończyć i... - uciął.
- I?
- I być z kimś, kto da ci coś więcej. Przecież wy nie możecie nawet spokojnie wyjść na miasto, ukrywacie sie nawet przed GG. Powinieneś być z kimś odpowiedniejszym!
- Na przykład z tobą? - znów zamilkł na chwilę.
- To byłoby dla ciebie o wiele zdrowsze. - powiedział w końcu. Pokręciłem głową na 'nie'.
- Fabian. Wyjaśniliśmy to sobie już dawno. Między nami nigdy nic nie będzie. I to nawet nie dlatego, że jestem związany z Tomem.
- Więc dlaczego? - wciąz ten gorzki ton.
- Bo ja nic do ciebie nie czuję. Pogódź się z tym w końcu. - ponownie odwrócił twarz. A potem...
Wciąż trzymając mnie za ramiona przysunął się do mnie i znienacka pocałował. Zdębiałem na moment a potem odepchnąłem i trzasnąłem mu z liścia w twarz. Przyłożył dłoń do zaróżowionego policzka patrząc na mnie bolesnie.
- Bill... - jęknął tylko.
- HEJ! - usłyszałem wrzask i od razu przy nas znalazł się Tom. - Co ty gnoju robisz z moim bratem? - wycedził. - Nie waż się go dotykać.
- On zasługuje na kogoś innego, lepszego niż ty.
- Może na ciebie jeszcze, co, kurwa?!
- Tommy, skarbie, nie krzycz. - powiedziałem.
- On aż kipi, bo nie może ciebie mieć, Billy! Nie wiem, może tylko ja to widzę, że on coś do ciebie ma...!
- TAK! - kolejny wrzask. Tym razem Fabiana. - Zależy mi na nim! I na jego szczęściu! Ze mną byłby o wiele bezpieczniejszy...
- Właśnie dlatego wyjechaliśmy do Stanów. Bo nie rozumiesz podstawowej rzeczy. Że ja ciebie nie chcę! Nie ważne z kim jestem, nie chcę być z tobą! - krzyknąłem. Tom chwycił mnie za rękę.
- Jak chcesz, Bill. Żebyś nie żałował. - powiedział po chwili i odszedł. Westchnąłem.
Poszliśmy z Tomem do ogrodu z tyłu domu. Był tam sad. Tom chodząc między drzewami wciąz psioczył na Fabiana. Ja sam się uśmiechałem. Byliśmy u rodziców, więc nie mogliśmy sobie pozwalać. Tom jednak zaciągnął mnie za drzewo i tam pocałował.
- Nikt oprócz mnie nie ma prawa cię całować, braciszku. - powiedział wciąż zdenerwowany. Uśmiechnąłem się.
- Nikt nigdy nie będzie mnie całował za moją zgodą. - pogładziłem go po policzku. Tylko Ty, Tommy. - szepnąłem. Uśmiechnął się smutno.
- A co jeśli poznasz kiedyś kogoś, kto uwiedzie cie tak jak ja? I będziesz chciał z nim stworzyć coś normalnego, nie chory związek z bratem bliźniakiem? - popatrzyłem na niego poważnym wzrokiem.
- Tom. - zacząłem. - Kiedy przeczytałeś wtedy te wiadomości, kiedy wyszedłem w końcu z tej łazienki, mogłeś mnie zgnoić, pluć, zlać, a ty nie zrobiłeś żadnej z tych rzeczy. Przytuliłeś mnie, pocałowałeś, jak nie całuje się brata. I powiedziałeś, że tej jestem dla ciebie całym światem. To było rok temu. I wtedy i teraz pragnę tylko ciebie. Nikt mi ciebie nie zastąpi. A ja sam nie chce nikogo innego. - popatrzył na mnie z najprawdziwszą miłością w oczach. Przytuliliśmy się do siebie.
Być może to było złe i zakazane. Ale jest piękne i takie pozostanie w naszych oczach.

KONIEC.

09 listopada 2013

14. Spełnienie marzeń.

Bill

Czasami wydaje mi się, że mam klona. I najprawdopodobniej jest nim Tommy! I już wszyscy nam to mówią. Od czasu, kiedy jakimś cudem przekonałem go, żeby pozwolił mi uczestniczyć w tej sesji, stał się nie do zniesienia. Wciąż się o coś na mnie obrażał, wciąż się wykłócał, miałem go już dosyć. Chyba naprawdę nie może znieść, że ktoś będzie mnie oglądał. Uśmiecham się na tą myśl. Mały zazdrośnik. Z drugiej strony jednak mnie sie wydaje, że nie ma być o co zazdrosny. Przecież będzie tam razem ze mną, nie ma szans, żeby przy nim stało się coś co stać się nie powinno. Nawet gdyby tam ze mną nie miał iść, nie pozwoliłbym sobie na żadne... udziwnienia, że tak powiem. Jeśli, tak jak mówił, komuś coś by się we mnie wiecznie nie podobało, z całą pewnością nie zrobiłbym nic na rzecz tego, który miałby to coś usunąć. Np, wyretuszować jakieś zdjęcie. Albo co. Na pewno nie zrobiłbym loda jakiemuś obcemu fagasowi z tej całej ekipy. Gdybym tylko wychwycił jakąś aluzję, już by mnie tam nie było. Chcę spróbować, ale nie będę pozwalał się szmacić. Loda ja moge zrobić, owszem. Ale tylko i wyłącznie swojemu chłopakowi. Nikomu więcej. Tak jak ostatnio, kiedy do mnie przyszedł... I znowu mi się gęba śmieje. Miałem to zaplanowane od samego początku, a on okazał się jeszcze bardziej twórczy.
Był długi majowy weekend. Chyba właśnie dlatego, że długi termin pierwszej sesji ustalono na te kilka dni właśnie. Mieliśmy jechać do Lipska, to nie daleko. Tom z naburmuszoną miną taszczył ze sobą swoje bagaże. Naprawdę chciało mi sie z niego smiać. Spoglądał tylko na mnie spode łba.
- Naprawdę nie możesz sobie tego odpuścić?! - zapytał po raz miliardowy. Zacmokałem kręcąc głową.
- Nie, skarbie. - prychnał.
- Jak możesz! - wyjęczał cierpiętniczo, wzdychając. Spojrzałem na niego. Czoło miał zmarszczone, w oczach wciąz ten sam niepokój.
- Ale co? - zapytałem z uśmiechem.
- Tak lekko do tego podchodzić! Masz dopiero 17 lat, jak coś pójdzie nie tak, na całą resztę życia przylepią ci łatkę! I mnie też! - popatrzyłem na niego z krzywą miną.
- A tobie za co?
- A-a.... a za...! - sam nie wiedział za co. - A za to, że cie tam puściłem! - powiedział w końcu. Parsknąłem śmiechem.
- Tom. Nawet gdybyś się wtedy nie zgodził jechać ze mną, i tak bym pojechał. - powiedziałem spokojnym tonem.
- Ach tak! - zbulwersował się. - Czyli to co czuję naprawdę cię nie obchodzi! - Jezuu... co za zrzęda.
- Obchodzi, Tom, naprawdę, nic nie obchodzi mnie tak jak ty. - tłumaczyłem cierpliwie. - Ale nie zamykaj mnie w klatce.
- Słucham?! W klatce, ocipiałeś?? Ja cie próbuję chronić, a nie zamykać w klatce! - westchnałem.
- Tommy, za bardzo się nakręciłeś. - powiedziałem.
- Niby na co?? - zaoponował od razu.
- Na tą całą sesję! Tyle razy ci tłumaczyłem, nie w każdej agencji są zboczeńce i pedofile! Albo gwałciciele! Zaufaj mi w końcu!
- Ufam ci, nie ufam tym kretynom, co ci zrobili pranie mózgu! Obiecali ci cuda wianki, a ty lecisz jak pies za kością...
- Tom, skończmy temat...
- Nie, Bill, bo nie mam zamiaru cie potem zbierać, jak sie posypiesz znowu!
- Nie musisz jak nie chcesz. - mruknąłem cicho. Takie odpowiedzi jak ta zawsze pomagały. Wyczuwał, że powiedział coś co mogłem zrozumieć nie tak jak tego chciał. Tym razem było tak samo.
- Nie o to mi chodziło, ryba, zależy mi na tobie... - i tak przez całą droge do Lipska i dalej do agencji.
Dalej już poszło łatwo, musieliśmy się na chwilę rozdzielić, musieli mnie przygotować, make up, fraczki itd. Byłem troche zdziwiony tym jak to wszystko zaaranżowali. Przyciemnione pomieszczenie, miałem okazję je pooglądać razem z Tomem. Ciepło, bo przecież za dużo na sobie mieć nie będę. Halogeny w suficie, super. Wielkie łózko... (o.O) to zaniepokoiło Toma.
- A to łózko to po co niby? - zapytał od razu. Patrzył podejrzliwie na faceta z którym załatwiałem sprawę.
- Służy jako rekwizyt, młody panie, na nim będziemy robić zdjęcia pańskiemu bratu. - ee... co?
- Bratu? - bąknęliśmy jednocześnie.
- A co? Nie jesteście braćmi? - zapytał zdziwiony. - Jesteście identyczni, prawie, do tego te same nazwiska...
- Nie jesteśmy rodziną. - powiedziałem zerkając na Toma. Jego mina była komiczna.
- Nie? - zdziwił się fotograf i główny naczelny, jak zwał tak zwał. - Nie ważne. Ciebie - wskazał na Toma - usadowimy tam, żebyś wszystko dobrze widział. - pokazał na wygodny fotel na przeciwko wyrka. Tom spojrzał jeszcze na mnie jak niewolnik i podreptał tam i usiadł cięzko na fotelu. - A ciebie, panie Kaulitz, zapraszam do pomieszczenia obok.
- Gdzie, sam na sam?! - wybuchnąłem śmiechem. Jego mina naprawdę była powalająca.
- A czemu nie? - odezwał się fotograf. - Musze mu pokazać co ma ubrać. Nie będę go obmacywał. - powiedział patrząc na niego znacznie. Tom poskromił troche swoje zapędy i mruknął cicho;
- Mam nadzieję. - zarechotałem znowu, na co posłał mi mordercze spojrzenie.
Poszedłem więc z facetem do jak mi się wydawało, garderoby. Wyciągnął coś z jakiegoś konta i podał mi to.
- Odstawiliśmy dla ciebie kilka pozycji. - zaczął. - Zaczniesz od tego. Koszula, długa i sznurowane kozaczki na obcasie. Nie za wysokim. - pokiwałem głową. Ale coś mi się tu nie zgadzało... - To wszystko. To co masz na sobie musisz zdjąć. - dopiero teraz poczułem lekkie zażenowanie. Obnażyłem się cały przed Tomem ale to było co innego. To mój ukochany, a ten tu? Obcy facet. No ale dobra, jakoś to przełknę, pomyślałem.
Facet wyszedł, a ja zaczałem się rozbierać. Na sam początek ściągnąłem buty ze skarpetkami, a potem spodnie i całą górę. Zostały już tylko bokserki. Po minucie stania w miejsce je również zdjąłem. Zarzuciłem na siebie koszulę, którą mi dał i odkryłem, że sięga mi do połowy ud, więc mam szczęscie. Nie będę musiał iść z gołymi jajami przez cały pokój. Zapiąłem ją na guziki i wciągnąłem buty. Szybko zasznurowałem i wyszedłem. W drzwiach omal nie zderzyłem się  z Tomem.
- Bill... o już się przebrałes? - popatrzył na mnie zaskoczony.
- Podoba ci się? - uśmiechnąłem się zalotnie. Oblizał się.
- Nooo... - popchnął mnie z powrotem do srodka. - Wyglądasz mega sexy... - wyszeptał mi do ucha i złapał za pośladki. BUM!
- A TO CO??!!
- Jak co to? Mój tyłek!
- To wiem! Ale gdzie masz gacie?!
- Tom to jest sesja rozbierana. - powiedziałem spokojnie.
- Nie podoba mi się to już w ogóle. Ubieraj sie i jedziemy do Loitche...
- Nie ma mowy! Zgodziłeś się i tu zostaniesz, do końca, aż zrobią mi wszystkie zdjęcia.
- Bil... - jęknał.
- Cicho! Zgodziłes się. - pogroziłem mu palcem nie mal dotykając nim jego ust. Pocałował delikatnie opuszek. I wtedy wpadłem na świetny pomysł. - Jak wytrzymasz do końca i będziesz grzeczny, wieczorem dostaniesz nagrodę. - wymruczałem mu do ucha i wyszedłem. Chwile później Tom za mną. Usiadł na swoje miejsce i wbił wzrok w fotografa.
- Ok, gotowy?
- Tak. - przytaknąłem.
- Dobra. Na początek nie rzucimy cię od razu do wyra, tylko posadzimy na krześle. - powiedział fotograf. Spojrzałem na to, które mi wskazał. W innym koncie pokoju. Poszedłem tam i usiadłem.
- Ok, rozepnij koszulę i załóż nogę na nogę. - tak więc zrobiłem. Ku uciesze Toma nic nie było widać oprócz moich nóg. Powinien być z tego zadowolony. Fotograf instruował mnie jaką sexowną poze mam przybrać, jaką minę zrobić itd. W pewnym momencie zauważyłem, że Tom za bardzo wierci się w tym swoim fotelu. Uśmiechnąłem sie lekko. Wiedziałem o co chodzi.
Sesja trawała jakies trzy godziny. Niby tylko siedziałem na dupie i tylko robili mi kolorowe fotki, ale naprawdę byłem padnięty. To jednak jest ciężka praca, nie jest lekko. Tom też był zmęczony, widziałem to po nim. Nie dziwię się, wciąz śledził fotografa swym uważnym wzrokiem. Ale nie miał sie do czego przyczepić. Facet okazał się profesjonalistą i nawet Tommy musiał to przyznać. Żadnych podtekstów, wyuzdanych póz, zboczeństw, niczego. Czysty perfekcjonizm.
Poszedłem sam do garderoby się przebrać. Kiedy już byłem gotowy podszedłem do Toma i po prostu uwiesiłem mu się na ramieniu. Byłem mocno śpiący.
- Billy... - jęknał. - Zaraz urwiesz mi rękę.
- Mm... przepraszam. - mruknąłem odsuwając się, ale zaraz przygarnął mnie do siebie pod pache. Sesja miała trwać dwa dni, więc nie chcąc wciąz jeździć w te i z powrotem zatrzymaliśmy się w małym hotelu. Wzieliśmy oczywiście wspólny pokój z jednym dużym łózkiem. Kiedy w końcu się w nim zamknęliśmy na widok tego wspaniałego łóżeczka nam obu uśmiechnęły się gęby.
- Kto pierwszy pod prysznic? - zapytałem patrząc Tomowi w oczy. Po chwili już się ścigaliśmy, jeden przepychał ze śmiechem drugiego, ale ja byłem szybszy. I już po kilku minutach grzałem się pod strumieniem ciepłej wody pod prysznicem. Tom zrzędził pod drzwiami, których de facto nie zamknąłem.
- To niesprawiedliwe! Tobie robili zdjęcia przez trzy godziny, było przyjemnie, nie? A teraz jeszcze władował mi się w kolejke. - zaśmiałem się głośno.
- Jaką kolejkę, Tom! Byłem pierwszy.
- Jasne. - mruknął, ale na tyle głośno że go usłyszałem. Zapadła cisza. Byłem naprawdę zmęczony, więc pomyślałem, że to dobra chwila na mały relaks. Nie chciałem już męczyć Toma... ^^
Wciąż stojąc pod gorącym strumieniem zacząłem się dotykać. Błądziłem powoli dłońmi po całym ciele. Zacząłem na brzuchu zataczając na nim powolne koła. Następnie zjechałem nimi na biodra, dalej na uda i w końcu na pośladki. Ugniatałem je, ściskałem lekko i masowałem okrężnymi ruchami. Stojąc z zamkniętymi oczami tyłem do całej łazienki nie usłyszałem cichego skrzypnięcia zamykanych drzwi.
Moje dłonie powędrowały znów w górę, na brzuch. Omijałem na razie swoje krocze. Błądziły nieśpiesznie po klatce piersiowej, ramionach, szyi i twarzy. Wplotłem palce w mokre włosy. W następnej chwili moje ręce równocześnie zjechały w dół. Zacząłem delikatnie ugniatać swoje krocze. Westchnąłem cicho, wziąłem w rękę swojego penisa i powoli zacząłem go powoli obciągać miarowymi pewnymi ruchami. Przyjemnie... Zrobiło się jeszcze przyjemnie gdy poczułem jak czyjeś zwinne dłonie oplatają mnie w psie. Zamruczałem, kiedy palce zacisnęły się na moich i razem zaczęły mnie pieścić. Wiedziałem doskonale kto to. Też był nagi i mokry już od wody cały czas płynącej z prysznica. Czułem też jego podniecenie.... w postaci nabrzmiałego członka między moimi pośladkami.
- Tooomyyy... - wymruczałem. Poczułem jak przylega do mnie ciasno, do moich pleców. A potem jak czule całuje moją odslonietą wcześniej szyję.
- To jest ta nagroda? - usłyszałem podniecony szept w swoim uchu.
- Hmmm... - uśmiechnąłem się. - Być może. - powiedziałem cicho odwracając się do niego przodem. Zżerał mnie wzrokiem. Puścił moją rękę a ja uwolniłem swoje przyrodzenie. Teraz oba nasze stykały się ze sobą główkami. Było to nawet przyjemne i zaczęliśmy trącać jeden o drugiego specjalnie.
- Ciekawe kto cie tak podniecił... - wymruczałem znowu tuż przy jego ustach. Uśmiechnął się.
- Ty... podnieciłeś mnie jak sie dotykałeś. Nie mogłeś mnie zawołać? - dodał z udawaną obrazą.
- Sam przyszedłeś. - powiedziałem z uśmiechem i pocałowałem go namiętnie obejmując za szyję i przyciągając do siebie jak najbliżej. Nasze członki ocierały się o siebie. Po chwili zaczęliśmy słodko jęczeć sobie w usta.
Kiedy ścisnął mnie za pośladek i klepną w niego mocno drgnąłem z jękiem. Mocniej wpiłem się w jego usta.
- Podobają ci sie klapsy? - powiedział dysząc kiedy na moment się od siebie odsunęliśmy.
- Aha... - przytaknąłem i znów wpiłem w jego usta. Zaczynaliśmy całowac się co raz zapalczywiej. Niemal brutalnie. Czułem, że coraz bardziej go pragnę. Chciałem, żeby wziął mnie tam, pod tym prysznicem.
- Bill! - oderwał sie ode mnie z jękiem. Ja cały czas całowałem jego ciało, szyję, policzki, obojczyki, a na koniec zassałem jego sutek w usta. - Bill... - jęknął znowu. Poczułem jak ściska mnie za ramiona i odsuwa. - Przestań... - spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Coś nie tak?
- Nie... - powiedział drżąc na całym ciele.
- Nie chcesz... - powiedziałem. Chciałem rozumieć, ale poczułem się odtrącony. Znowu... przez kogoś...
- Bill. Ja chcę. Bardzo chcę. - mówił przez zaciśnięte zęby jakby powstrzymywał się przed wybuchem szału. - I właśnie dlatego nie moge sobie pozwolić...
- Jak to? - uśmiechnąłem się niemrawo.
- Bo ty chyba... nie jesteś gotowy.
- JA??? - wybauszyłem oczy.
- Po za tym krótko jesteśmy razem... ja nie chcę niczego spieprzyć...
- Tom, zamknij się. - przerwałem mu i znów wpiłem się w jego usta. Zaprotestował, ale zaraz znów przycisnął mnie do siebie mocno. W następnej chwili brawurowo odwrócił mnie tworzą do sciany i nachylił do mojego ucha.
- Na pewno tego chcesz, Billy? Kiedy już zacznę, nie wycofam się...
- Zamknij się i bierz mnie. - warknąłem. Rozstawiłem szerzej nogi i wypiąłem się nieco zachęcając go. Jęknął, chociaż nawet jeszcze mnie nie dotknał.
- Bill, masz sexy tyłeczek, wiedziałeś o tym?
- Tak. - wyszczerzyłem się do niego. Uniósł lekko brwi do góry, ale zaraz o tym zapomniał. Nawilżył moje wejście żelem do mycia i wślizgnął się palcem do środka rozsmarowywując go dokładnie. - Ooo... - jeknąłem, utrafił w to miejsce. Za chwile wyciągnął palec nabrał znów żelu i poczułem go znów w sobie. Za chwilę dodał drugi paluszek i poruszal nimi szybko. A ja jęczałem słodko jego imię raz po raz zagryzając dolną wargę. Potem wylał obficie na swoją rękę i nasmarował dokładnie swojego penisa. Wypiąłem się do niego chcąc, żeby już we mnie wszedł. Nieważne, że byliśmy ze soba krótko. Pragnąłem go tu i teraz i nikt nie był wstanie mnie powstrzymać przed tym co zamierzaliśmy zrobić. Jego z resztą też, jak było widać.
Naprowadził swój czlonek na moje wejście i pchnąl.
- Tom! - wyrwało mi się głośniej, kiedy zaczął się we mnie zagłębiać. Po chwili był we mnie już cały. Słyszałem jak sapie, musiał się powstrzymywać, żeby mnie zwyczajnie nie zerżnąć. Zaczął się powoli poruszać, a ja myślałem, że oszaleję. Zacząłem jęczeć jak jakaś suka. Poruszałem sam biodrami nabijając się na niego mocniej kiedy on poruszał się powoli. Zaraz jednak się zorientował i zaczął uderzać we mnie mocniej. Po kilku chwilach całą łazienkę wypełniły nasze połączone jęki. Przyciągnął mnie do siebie zamykając w ramionach. Poruszał się tak we mnie coraz szybciej i mocniej. Ja błądziłem dłorńmi po naszych złączonych cialach, zatraciłem się. Nagle, niespodziewanie pchnął mocno, aż krzyknąlem. Zastygł tak przez moment a potem wysunął się ze mnie ostrożnie. Poczułem jak po nogach spływają mi strużki jego nasienia. Odwróciłem się do niego przodem na drżących nogach. Ja jeszcze nie skończyłem...
W mgnieniu oka znaleźliśmy się w łóżku. Mokrzy od wody, potu i spermy. Nie przeszkadzało nam to w ogole, każdy pragnął drugiego jeszcze bardziej niż przedtem. Wiedziałem, że ta noc będzie nie zapomniana.

Brakujący Element Układanki. (20/?)

Zaniedbałam to wszystko jak jasna cholera, ale po prostu nie miałam pomysłu co dalej. Ale dzisiaj rano obudziłam się z klarowną wizją co w następnej notce, więc jest. ;) Życzę miłej lektury. I może jakiś komentarz? ;]

Bill.

Było naprawdę dobrze. Może nawet lepiej niż wcześniej. Te gesty i inne czułości, teraz już nie umiałbym zrobić tego, co zrobiłem wcześniej. Nie miałbym już na to sił i może byłbym przez to egoistą myślącym tylko o sobie to bez względu na wszystko nie zadałbym już takiego bólu sobie ani tym bardziej Tomowi. Sam się za to podziwiam, że byłem w stanie zrobić to ten raz. To było jak wstęp do samobójstwa. I podejrzewam, że jeszcze trochę i naprawdę bym umarł. Z żalu, tęsknoty i w ogóle zachlałbym się na śmierć. Gdyby Tom naprawdę wyjechał wtedy z miasta i nie skontaktował się z DJejem, byłoby krucho. Przynajmniej ze mną. To było straszne. Ale na całe szczęście jest już za nami.
Pozostała jednak we mnie jakaś cicha obawa. Niby nic się nie dzieje odkąd tamten facet dostał te pieniądze, żadnych pogróżek, niczego co mogłoby wzbudzić we mnie jakieś obawy. Ale wciąż mam przeczucie, że to jeszcze nie koniec, że ten psychol coś szykuje. Miałem nadzieje, że to tylko moja chora wyobraźnia. Może stałem się przewrażliwiony?
Tom dostrzegł moje zachowanie. Wciąż pytał co się ze mną dzieje, byłem niespokojny, kiedy gdzieś wychodziliśmy wciąż się rozglądałem, czy przypadkiem jakiś facet albo samochód nie jedzie za nami zbyt długo. Niby nic takiego nigdy nie zauważyłem, ale to mnie nie uspokoiło. A Tom zaczynał się coraz bardziej martwić.
- Billy, skarbie... - podszedł do mnie pewnego wieczora, kiedy po raz kolejny wrócił sam z zakupami, tym razem dlatego, że ja byłem przeziębiony i za nic w świecie nie pozwalał mi wychodzić na dwór, nawet na balkon zapalić. Trząsłem się w fotelu w salonie, kiedy on wszedł do mieszkania. Natychmiast wypaliłem na korytarz. Kiedy zobaczyłem, że z uśmiechem numer 5 taszczy torby do pokoju odetchnąłem z ulgą... i kichnąłem. - Dlaczego ty nie leżysz w łóżku, co? Cały czas chodzisz zasmarkany, a kiedy ja wracam do domu zastaję cię gdzie? - mówił patrząc na mnie jak parzyłem sobie herbatę. - W korytarzu, zimnym jak ruska dupa, zamiast w cieplutkim łóżeczku w naszej sypialni. - no bo teraz to już nie ma sypialni Toma i sypialni Billa. Teraz jest wspólna sypialnia, nasza. - Czekałem na ciebie po prostu. - powiedziałem głosem przez nos popijając gorącą herbatę. Miałem na sobie tylko bokserki, ale wciąż było mi zimno, więc obabuliłem się w jedną z bluz Toma i swój polarowy gruby szlafrok. I jeszcze sie trząsłem.
Tom zmierzył mnie uważnym spojrzeniem.
- Mierzyłeś temperaturę tak jak ci kazałem? - zapytał patrząc na mnie. Pokiwałem głową na TAK. - Ile? - krótko i na temat. Cały Tom.
- 38...  - zacząłem. Tom uniósł tylko jedną brew do góry. Westchnąłem. - 38,5.
- Masz grypę, co ty tu robisz, powiedz mi? Mama by nas zabiła gdyby to widziała! - zaczął znowu swój wywód. Przewróciłem oczami. - Ciebie za to, że nie leżysz w łóżku, a mnie za to, że cie tam jeszcze nie zagnałem! Już! Do wyra! - no to mnie pognał.
- Ale ja jestem głodny. - powiedziałem robiąc słodką minkę. Uśmiechnął się.
- Zaraz ci coś przyniosę dobrego. - zamruczał mi do ucha. - Teraz spadaj do wyra. - wywaliłem na niego język i poszedłem. Usadowiłem się wygodnie w łóżku. Od razu lepiej, pomyślałem. Pod ciepłą kołderką z gorącą herbatą i... korytem żarcia niesionym przez mojego braciszka. Mojego chłopaka, jednocześnie.
- Tom. - bąknąłem. - Nie zapomniałeś się przypadkiem? - zapytałem patrząc na wielki talerz z jedzeniem. Gotowiec, jakaś chinszczyzna na wynos, ale teraz odgrzana pachniała smakowicie. Aż się oblizałem.
- Coś nie tak? - zapytał patrząc to na mnie to na talerz z jedzeniem.
- Ja tyle nie zjem.
- Podobno jesteś głodny. Gdybym przyniósł ci mniej, narzekałbyś, że cie głodzę. - popatrzyłem na niego z politowaniem.
- Tommy, nie przesadzaj. - powiedziałem biorąc od niego talerz, sztućce i zabierając się do jedzenia. Stwierdziłem, że nawet dobre.
- Nie przesadzam. Średnio co wieczór mam okazję oglądać twoje ciało, jesteś za chudy, Bill. Dwa kroki do anoreksji.
- Przesadzasz. - powtórzyłem wcinając. - Jak widzisz, wpieprzam jak świnia. - dodałem z pełną gębą.
- No, teraz tak. - uśmiechnął się. - Ale normalnie ostatnimi czasy nie jesz. - wytknął mi. Przestałem na chwile jeść.
- Niby dlaczego tak uważasz? - spojrzałem na niego.
- Czymś się martwisz, ja to widzę. Nie chcesz mi powiedzieć co to, więc i ja się martwię. O ciebie, kochanie. - pogładził mnie po włosach. Spojrzałem z powrotem na swój talerz.
- Naprawdę ci się zdaje. - powiedziałem z uśmiechem i zacząłem wsuwać dalej. Usłyszałem jak westchnął. - Tom, jak widzisz, teraz już mam pół talerza pustego, jak dobrze pójdzie będziesz musiał lecieć po następną porcję do kuchni!
- Już nic nie ma. - zaśmiał się. - Ja nie mam ochoty na chinszczyznę, ale wiem, że ty lubisz czasami zjeść, więc kupiłem. Sobie zamówiłem pizzę przez telefon. - wyszczerzyłem się.
- Więc podzielisz się ze mną swoją pizzą. - parsknął śmiechem. Śmialiśmy się przez pewien czas, aż oczyściłem cały talerz. Kiedy poszedł go zanieść, ja oczywiście poleciałem za nim.
- Ile razy ci mówiłem, żebyś nie ruszał się z wyra? - zapytał nieco zirytowany moim zachowaniem.
- Przepraszam. Po prostu wolę, kiedy mam cię w zasięgu wzroku. - uśmiechnąłem się.
- A co, boisz się, że kiedy ty będziesz leżał w łózku ja znowu będę oglądał czerwoną landrynkę? - zarechotał.
- Bardzo śmieszne. - prychnąłem. Podszedł do mnie natychmiast i chwycił moją twarz w dłonie. Patrzeliśmy sobie w oczy przez moment a potem przywarł do mnie wargami. Westchnąłem cicho. Objąłem go za szyję oddając pocałunek. Całowaliśmy się czule, nieśpiesznie, aż w końcu musiałem się odsunąć bo czułem, że...
- Tommy, zaraz zrobimy to tu, na podłodze. - wyszeptałem oddychając szybciej.
- Brzmi kusząco... - powiedział składając czuły, delikatny pocałunek na mojej szyi. - Ale jesteś chory, i będę musiał poczekać. - zrobił śmieszną smutną minkę.
- Ja aż tak słaby nie jestem. - powiedziałem cicho z uśmiechem.
- Ale źle bym wypadł, gdybym pozwolił sobie na to kiedy ty jesteś w takim stanie. - przytulił mnie. - Wytrzymamy. - powiedział jakby chciał sam siebie przekonać. Spojrzałem na niego.
- Ja wytrzymam, a ty? - zrugał mnie spojrzeniem.
- A co ty sobie wyobrażasz, że co?
- Co za oburzenie! - zaśmiałem się. Znowu prychnał. - No nie denerwuj sie tak, kocie! - podszedł obrażony do okna.
- Dziwne... - mruknął zaraz.
- Co takiego? - zapytałem idą za nim.
- Ten samochód. Kiedy szedłem do sklepu przejeżdżał koło mnie. Potem jak wracałem też jechał za mną kawałek. A teraz stoi pod naszym apartamentowcem. - zmroziło mnie.
- Jaki samochód, który? - zacząłem panikować.
Czarny Mercedes. Rejestracja nie z LA. Przyciemniane szyby, nie było widać czy ktoś siedzi w środku. Zbladłem.
- Bill? Co ci jest? - teraz to Tom się zaniepokoił. - Billy! - potrząsnął mnie za ramię. Spojrzałem na niego przerażony. - Co się dzieje?? - jak na komendę dopadłem do niego i wtuliłem się dygocąc.
To nie może być prawda, myślałem. Tyle czasu spokoju. Nic się nie działo, dlaczego ktoś tak bardzo chce nas zniszczyć? Tom mówił coś do mnie cały czas, ale nic do mnie nie docierało, nie zrozumiałem ani jednego słowa. Byłem przerażony, cholernie sie bałem, że coś mu zrobią. Nie myślałem o sobie, w głowie miałem tylko obraz, jak robią krzywdę mojemu bratu.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić, nie pozwolę cię skrzywdzić... - powtarzałem jak różaniec wciąz te same słowa. Szeptem wciąz na okrągło. Błagałem Boga, żeby nie dopuścił do niczego złego. Żeby nie pozwolił, żeby mojemu ukochanemu stała się jakakolwiek krzywda.