Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

01 lutego 2014

17. Papiery.

Bill.

Nikt nie widział mnie w szkole przez pierwszy tydzień. Nie chciałem go widzieć, ale tak bardzo za nim tęskniłem. Żałowałem tego, że to ja zerwałem, powiedziałem to wszystko w złości, ale to nie zmienia faktu, że rozsądny człowiek tak by właśnie zrobił. Tyle, że ja właśnie chyba nie jestem rozsądny zbytnio i chciałbym to wszystko odkręcić, przeprosić go i prosić, żeby wrócił... co w zaistniałej sytuacji byłoby po prostu głupotą. Nawet gdyby chciał, to tego nie zrobi. Może i chciałby tego, nawet na pewno, ale Tom to człowiek, który żyje w zgodzie ze sobą. Ale jak tu żyć w zgodzie ze sobą, skoro świadomie odrzuca się to co jest ci do życia potrzebne? Sam tak o mnie mówił. Niby postępuje dobrze, biorąc pod uwagę tą całą moralność... Ale z drugiej strony przecież się kochamy. Więc mi się wydaje, że żadne z nas nie będzie żyło w zgodzie ze samym sobą, tak czy inaczej. W takiej sytuacji jest to niemożliwe. Jakkolwiek postąpimy będzie źle. Nie wierze, że to się już skończyło.
Rodzice... pff... o niczym nie wiedzą. Nawet się nie domyślają. Tłumaczą sobie nasze zachowanie szokiem. Że na pewno za jakiś czas się dogadamy i będzie tak jak przedtem. Dobre sobie. Gdyby mieli choćby jako takie pojęcie... Miny by im zrzedły. Nie wiem co by wtedy zrobili. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Ale co gorszego już mogliby jeszcze nam zrobić? Najpierw nas rozdzielili jak tylko się urodziliśmy, teraz to... Niczego gorszego już sie nie da zrobić. I tak mi go odebrali i tak. Tom może nienawidzić za to wszystko swoich rodziców, ale na pewno nie wejdzie w to świadomie po raz drugi. I to mnie boli, że już tego nie odzyskam. Czuję, że znowu się zamykam. Ale z drugiej strony to wcale nie taka straszna perspektywa. Co z tego? I tak już go ze mną nie ma. A zawsze był tylko on. Więc wiele nie straciłem.
Straciłem wszystko.
Starzy wyszli wieczorem gdzieś, nawet nie wiem gdzie. Mówili, ale w ogóle ich nie słuchałem. Od tamtego czasu w ogóle nie rozmawiamy, nic. Bo i o czym? Chyba już nie ma o czym rozmawiać, wszystko już mi powiedzieli. Włóczyłem się po domu trochę nie wiedząc czego szukam. Aż w końcu wpadłem na pomysł, żeby poszukać jakiś dokumentów. Dowodów na to wszystko. Może gdzieś w środku miałem złudną nadzieje, że to wszystko nieprawda, a oni, nie wiem dlaczego, ale chcą nas rozdzielić. Może wiedzą? I może to dlatego? W każdym bądź razie zamierzałem przeryć cały dom, jeśli będzie trzeba. Od strychu aż po piwnicę. Nawet kibel. No, może bez kibla.
Zacząłem od sypialni rodziców. Z tego co wiedziałem to tam trzymają wszystkie swoje papierzyska. Dokumenty, dowody wpłat, kredyty itd. W pokoju nie było wiele mebli. Tylko wielkie łózko i komoda. No jeszcze szafeczki nocne, ale tam nie miałem co zaglądać. Podszedłem szybko do tej komódki i wysunąłem pierwszą szufladę. Nie obchodziło mnie, że zrobię bajzel. Ich sprawa, posprzątają sobie, ja mam prawo. Zacząłem grzebać w tym wszystkim, ale nic tam nie znalazłem po za jakimiś starymi śmieciami. Zajrzałem do drugiej szuflady i efekt był taki sam. Jakieś kredyty, czeki, umowy i inne bzdety. Zostawiłem to i poszedłem do kuchni. Chociaż wątpiłem, żebym tam coś znalazł. Ale tak na dobrą sprawę to wątpiłem od samego początku, że u rodziców coś znajdę. Mogli się domyślać, że będę mógł tam kiedyś grzebać i znaleźć coś nie potrzebnie. Woleli tego uniknąć kiedy miałbym np 15 lat i musieli schować to gdzieś indziej. Kuchnia raczej odpadała. Ale nie zaszkodzi sprawdzić, pomyślałem sobie.
Sprawdziłem wszystkie szafy z głupią miną, przecież tam nic nie ma. Wydawało mi się, że warto by było posprawdzać, bo czasami ktoś może schować jakąś rzecz w miejscu, o którym szukający w ogóle by nie pomyślał, ale teraz wydawało mi się to po prostu śmieszne. Usiadłem na krześle i zastanowiłem się. Gdzie najbezpieczniej byłoby schować takie dokumenta... Bingo!
Pędem poleciałem na strych. Jeśli tam nic nie znajdę, to pozostają mi już tylko dwa warianty. Albo piwnica, albo to wszystko pic na wodę fotomontaż. A wtedy ich zapierdole wszystkich. Wpadłem na strych z takim rozmachem, że wszystkie pająki mi na głowę z drzwi spadły. Nie miałem nigdy jakiejś specjalnej fobii, ale dla świętego spokoju szybko je wszystkie z siebie strząsnąłem. Przeczesując jeszcze włosy palcami zacząłem przechadzać się po pomieszczeniu i rozglądając. Cały strych był wielki. Gdyby się uprzeć można by było zrobić tu dodatkowe pomieszczenie mieszkalne. Tata nawet się na to zapatrywał, na przyszłość dla swoich wnuków... ale mama stwierdziła, że jeśli kiedyś znajdę sobie żonę, to raczej będziemy chcieli uciec z Loitsche niż sie tu dalej kisić. Przyznałem jej rację. Ale pomysł sam w sobie nie był zły.  Chociaż metraż jest dość duży to gdy czasami zleci się większa liczba gości nie ma ich gdzie położyć.
Zacząłem zaglądać w kartony. Wszystkie były zakurzone i, o dziwo, zaklejone. Wydało mi się to jakieś nie codzienne. Zastanowiłem się przez moment. Jeśli je ruszę, będzie widać, że czegoś szukałem. Ale w końcu stwierdziłem, że sami sobie nagrabili. Ja chcę wiedzieć z jakiej probówki się wziąłem. Kartony były pozaklejane taśmą klejącą, wziąłem jakiś nóz leżący gdzieś obok i rozciąłem pierwszy z brzegu. Nic ciekawego tam nie było. To samo co w szufladach, tyle że, o wiele starsze. I pewnie już nie potrzebne. Drugi karton zawierał to samo, ale było tego o wiele mniej. Natomiast trzeci zawierał w sobie stare zdjęcia. Usiadłem na podłodze i wyciągnałem kilka z nich. Na większości byli moi rodzice o wiele młodsi niż w chwili obecnej, ale beze mnie. Były fotografie z ich ślubu i wesela. A potem zobaczyłem jedno zdjęcie, które samo w sobie chyba było dowodem na to, że nikt nam nie ściemnia. Poczułem, że zaraz się załamię. Na zdjęciu widoczni byli moi rodzice i rodzice Toma. To na pewno byli oni. O wiele młodsi niż teraz ale poznałem ich. Każda para trzymała niemowlę. Poczułem, że nienawidzę tego zdjęcia. Miałem ochotę je podrzeć. Ale odłożyłem je na bok i szukałem dalej z gulą w gardle. Gdzieś w jakimś mniejszym pudełku znalazłem wyniki badań matki. Jasno było napisane, że nie będzie mogła urodzić własnych dzieci. Obok badania ojca, zdrowy. Wpatrywałem się w nie kilka minut nie wierząc. Miałem nadzieję, że znajdę coś co to wszystko obali, a nie... potwierdzi.  I jeszcze bardziej mnie dobije. W końcu znalazłem to czego szukałem od początku. Dokumenty dotyczące adopcji brata. Chociaż to wyglądało mi na lewą robote. Mój ojciec był moim biologicznym ojcem, ale moja matka już nie była moją biologiczną matką. Moją prawdziwą matką była matka Toma. Taka sytuacja dotyczyła też Toma, jego ojciec był jego ojcem, ale jego matka już nie. Zagmatwane, sam sie już w tym gubiłem, kto jest kogo. Zebrałem to wszystko do kupy i zbiegłem szybko do swojego pokoju. Usiadłem przed biurkiem i gapiłem się na to przez kilka minut nie wiedząc co z tym zrobić. W końcu zdecydowałem się zadzwonić do Toma. Wahałem się trochę, ale w końcu chyba powinien to zobaczyć, co nie? 


Tom


Leżałem całkowicie załamany w swoim pokoju i co chwile tylko chwytałem się za łeb. Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę, w realnym świecie, przecież to są jakieś jaja. To muszą być jaja. Nie rozmawiałem z rodzicami wcale. Chociaż to byli moi rodzice i tu sie nic nie zmieniło to jakoś... poczułęm, że są mi obcy. I wtedy zabrzęczal mój telefon. Kiedy spojrzałem na wyświetlacz przewróciło mi się w żołądku. Billy. Odebrałem, a czułem się tak jakbym szedł na pierwszą randkę.
- H - halo? - wyjąkałęm.
- Tom? Hej... - zaczął. - Słuchaj, znalazłem coś w domu, chyba byłoby dobrze gdybyś to obejrzał. - albo udawał albo naprawdę radził sobie o wiele lepiej w tej sytuacji niż ja.
- Ale co? - zapytałem głupkowato.
- Znalazłem dokumenty i badania moich starych na strychu. Dotyczące wiesz czego. - wyjasnił. Rozjaśniło mi sie nieco we łbie.
- Aha, i co tam masz?
- No właśnie chce ci to pokazać, weź zbierz się i przyjdź do mnie. - już chciałem się zgodzić, ale...
- Bill, czy ty mnie z czymś nie podpuszczasz? Tłumaczyłem ci...
- Tom, jak nie chce ci sie dupy ruszyć to ja z tym do ciebie przyjdę. - to mi wystarczyło.
- Dobra, zaraz będę.
- No, to narazie. - i głuchy sygnał.
Odetchnąłem nieco. Trzeba się zbierać.
Po 15 minutach byłem już pod jego drzwiami. Nie wiedziałem czy widział jak idę, ale nie powitał mnie w drzwiach tak jak zawsze zanim jeszcze zdążyłem zadzwonić. Więc sam musiałem oznajmić swoją obecność. Kiedy w końcu zadzwoniłęm usłyszałem szybkie kroki i po chwili zobaczyłem go w uchylonych drzwiach. Widać było, że tęskni, ja z resztą też. Wpuścił mnie i tak stanęliśmy na przeciwko siebie.
- Cześć. - bąknąłem. Nie wiedziałem co miałbym mu powiedzieć
- Cześć. - odpowiedział. Patrzyliśmy tak na siebie a potem... po prostu mnie pocałował. Nie umiałem go odepchnąć. Objąłem go i przycisnąłem bardziej do siebie. Nie wiedziałem, że aż tak bardzo za nim tęskniłem. Zajęło nam to kilka cudownych minut, zanim się odkleił.
- Billy, twoi... - wycharczałem.
- Nikogo nie ma w domu. - stwierdził i poprowadził mnie do siebie do pokoju. Poczułem się tam jeszcze gorzej przypominając sobie, co tam tyle razy robiliśmy. - Zobacz. - pokazał mi to co leżało na jego biurku.
Obejrzałem to sobie wszystko bardzo dokładnie. Na medycynie sie nie znam, ale z badań wynikało wszystko jasno. Stary był zdrowy, a stara nie mogła zaciążyć. Ale najbardziej powaliło mnie to zdjęcie.
- No i co myślisz? - odezwał się po kwadransie ciszy. Spojrzałem na niego.
- A co mam myśleć? Bill, kurwa...
- Tom...
- Ja nie wiem, chyba lepiej by zrobili, gdyby nas o tym nie uświadamiali.
- Też tak myślę. - przytaknął mi. Spojrzałem na niego. Wstałem i podszedłem do niego.
- Jak długo nie będzie twoich rodziców? - zapytałem cicho zerkając na niego.
- Nie  będzie seksu bez zobowiązań, Tom. - odpalił natychmiast, strącając moje dłonie ze swoich bioder.
- To będzie pełno zobowiązujący seks. - powiedziałem i przywarłem do jego ust. Potrzebowałem jego bliskości. Sam chciałem to zakończyć, ale odkryłem, że to nie jest takie proste. Zwłaszcza, jeśli się kogoś mocno kocha. Z początku nie chciał mi tego dać.
- Tom, sam mówiłeś, że to koniec, że nie możemy dalej, dlaczego teraz... - próbował mi się wymknąć.
- Nie umiem już udawać, że mam to w dupie. - zacząłem pieścić jego pośladki przed spodnie. Wiedziałem dobrze, że to uwielbiał. I wiedziałem też, że będzie sie teraz upierał przy swoim, żeby tylko mi nie dać. Ale najważniejsze co wiedziałem to to, że go dostanę i to, że w końcu znów mam go przy sobie.
- Tom, przestań. - próbował odepchnąć moje ręce, które wciąz delikatnie ściskały jego tyłek. Zacząłem całować jego szyję, kiedy odwrócił ode mnie swoją twarz. Ręce wsunąłem pod jego koszulkę. - Tom! - szarpnął się, ale nie pozwoliłem mu uciec.
- Bill, potrzebuję cię. - szepnąłem mu do uszka.
- Po wszystkim znowu będziesz gadał tak jak przedtem. - usłyszałem z wyrzutem. Spojrzałem na niego.
- No bo taka jest prawda. - stwierdziłem.
- A co to zmienia, co? I tak o niczym nie wiedzą. Dla nich jesteśmy tylko dziećmi, rodzeństwem. Niczego nawet się nie domyślają. Nie możemy zrobić tak, żeby...
- A jak ty to sobie wyobrażasz, Bill? Będziemy się kryć jak jacyś szpiedzy?
- Do tej pory tak właśnie postępowaliśmy i jakoś ci to nie przeszkadzało. Dowiedziałeś się jakiejś bzdury i raptem zmieniasz wszystko, nie tylko swoje ale też to, co ma wiele wspólnego ze mną. Zadecydowałeś sam, nie porozmawiałes o tym nawet ze mną.
- A o czym miałęm z tobą rozmawiać? Bill, to już nie chodzi tylko o to, że gdyby ktoś się dowiedział to pokazywaliby nas sobie palcami. Gdyby to wyszło to automatycznie mamy przesrane, to wszystko... jest karane.
- Ciekawe, że 5 sekund temu ci to nie przeszkadzało. - niezły sarkazm.
- To moja wina, że za tobą tęsknie i wciąz myśle o tobie i nie mogę wybić sobie tego wszystkiego z głowy?! - wystarczyło kilka sekund i już leżeliśmy na ziemi zdzierając z siebie na wzajem ubrania. Mieliśmy kilka godzin, nie musieliśmy się spieszyć, ale tak bardzo byliśmy siebie spragnieni, że zrobiliśmy to niemal natychmiast. A potem znowu i jeszcze raz. Wszystko na gołej podłodze.
Po wszystkim leżeliśmy obaj obok siebie przodem i wpatrywaliśmy się sobie w oczy normując oddechy. Jakoś nie czułem wyrzutów sumienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz