Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

23 stycznia 2014

Jak Yink i Yank. 2

Rozdział 2

"Rescue Me"

W domu dla sierot byłem już dwa tygodnie. Nie miałem żadnych wiadomości o niczym. Babcia odwiedziła mnie do tej pory tylko raz i też mówiła, że nic nie wie. Nie chciałem tam siedzieć. Modliłem się, żeby mnie stamtąd zabrali.Chciałem być z babcią. To takie trudne po prostu mnie jej oddać? Babcia nie mogła przyjeżdżać do mnie często, była już starsza, a poza tym ten dom wariatów był dość daleko.
W trzecim tygodniu zaczęło się jednak coś dziać. To było bardzo dziwne, wszyscy raptem zaczęli wkoło mnie skakać. Zaczęła do mnie przychodzić jakaś obca pani psycholog. Mieliśmy jedną w tym domu, chodziłem do niej parę razy, ale potem już nie chciałem. Nie rozmawiałem z nikim, marzyłem tylko, żeby babcia już mnie stąd zabrała.
Tego dnia znów musiałem spotkać się z tą babą. To wszytko było dziwne, wyglądało jakby mnie do czegoś przygotowywali! W końcu jej to wypomniałem.
- Niech mi pani w końcu powie o co chodzi. - spojrzała na mnie.
- Słuchaj, Bill. Opiekę nad tobą miała przejąć twoja babcia.
- Tak. - przyznałem. Nie podobało mi się to wszystko.
- Bill, musisz zostać o czymś uświadomiony. Twoja babcia nie będzie mogła...
- Jak to, coś jej się stało?! - spiąłem się cały. Tylko nie to, najpierw rodzice, teraz babcia...?
- Nie, Bill, z twoją babcią wszystko w porządku.
- Więc dlaczego... - bałem się, że stamtąd nie wyjdę.
- Twoja babcia nie jest twoją jedyną rodziną. Znaleźliśmy twojego starszego brata. - zamilkła i patrzyła na mnie, a ja zapomniałem jak się nazywam.
- Ja nie mam brata. - powiedziałem głucho.
- Masz. Twój brat ma 21 lat. Jest więc pełnoletni, ma dobrą pracę i przede wszystkim co najważniejsze, chce cię zabrać do siebie. Chce cię poznać i zając się tobą. Twoja babcia również bardzo chciała mieć cię przy sobie, ale sądownie odpowiedzialność za ciebie bierze najbliższa rodzina. Czyli twój brat. Rodzony.
Pokręciłem głowa zdezorientowany. To mi się nie mieściło w głowie. Przecież to niemożliwe...
- To niemożliwe. - powiedziałem w końcu. Psycholog popatrzyła na mnie z cierpliwością.
- Możliwe, Bill. Rozmawialiśmy z twoim bratem i potwierdził, że Simone i Jorg Kaulitz to jego rodzice. Nic nie wiedział jednak o tobie. Gdy się dowiedział był nie mniej zszokowany. Rozmawialiśmy też  z twoją babcią. Również potwierdziła całą historię. Twój brat został oddany przez twoich rodziców. Zaraz po urodzeniu. Zostawili mu jednak nazwisko. Szybko został adoptowany. Z tego co mówił to nie szukał kontaktu z rodzicami... waszymi. - patrzyłem na nią jak na wariatkę. Przecież ja NIE MAM BRATA. Na pewno coś bym o tym wiedział...
- To jakaś pomyłka, powiedzieliby mi. - odezwałem się. Znów się uśmiechnęła.
- Bill, twoja babcia wszystko nam opowiedziała, tak jak ja tobie opowiadam. Twoja mama zaszła w niechcianą ciążę, nie myślała o aborcji, ani przez chwilę, chciała urodzić i oddać dziecko. I tak zrobiła. Twoi rodzice mieli wtedy bardzo trudną sytuację finansową... - nie wytrzymałem.
- Kiedy ja się urodziłem tez nie byli bogaci! Kiedy byłem mały nie przelewało nam się też! Dlaczego mnie też nie oddali?!
- Twoi rodzice cały czas tego żałowali. Nie chcieli mieszać się już w życie tego chłopca, został adoptowany, trafił do dobrej rodziny, było mu tam dobrze. Nie chcieli tego psuć. - znów zamilkła patrząc na mnie.
- Nie wierzę. - stwierdziłem. Bo nie wierzyłem. To było nie do przyjęcia. Jak moi rodzice mogli zrobić coś takiego? Może nade mną też się tak zastanawiali? Nikt mi nigdy nic nie powiedział. Nawet babcia słowem nie wspomniała, nawet teraz! A to było logiczne, że jeśli go odnajdą, babcia nie będzie mogła mnie zabrać. Z resztą teraz już sam nie wiedziałem czy chcę do niej iść. Okłamywali mnie wszyscy. Wciąż milczałem.
- Decyzja już zapadła, Bill. - powiedziała. Spojrzałem na nią nie wiedząc o co chodzi. - Twój brat cię stąd zabierze. - moje oczy zrobiły się większe. - Jest naprawdę dobrym człowiekiem. Bez szemrania zgodził się cię przygarnąć. Przyjedzie po ciebie jutro. Pojedziesz z nim do Hamburga. - teraz to już zbierałem oczy z ziemi. Tak daleko?! - Ma na imię Tom. Nazywacie się oczywiście tak samo. - spuściłem głowę. Szczerze bałem się tego co miało nastąpić. Obcy zupełnie chłopak, którego w życiu nie widziałem. On też nic o mnie nie wiedział. Bałem się, że się nie dogadamy. A przecież musiałem spędzić z nim co najmniej rok.
Nie spałem całą noc. Następnego dnia miałem zamieszkać z zupełnie obcym mężczyzną. Co jeśli naprawdę nie przypadnę mu do gustu? Przeciez on w każdej chwili będzie mógł mnie wywalić. Babcia dzwoniła do mnie wieczorem. Próbowała mi wyperswadować wycieczkę do Hamburga. Mówiła, że sie odwoła od decyzji sądu, a ja powiem, że chce mieszkac z nią, nie z bratem. Ja jednak delikatnie jej powiedziałem, że chcę poznać swojego brata, którego nigdy nie znałem. Była lekko mówiąc niepocieszona.
W końcu doszedłem do wniosku, że od razu zaczną szukac pracy. Rzucę szkołę i zacznę zarabiać pieniądze. Odłożę sobie trochę. W razie gdybym nie dogadywał się z bratem, będę miał oszczędności, żeby coś sobie wynająć, jakiś pokój. Miałem jednak nadzieję, że uda mi się z nim dogadać.
Obudziłem się dość wczesnie rano. To miał przyjechać po mnie dopiero popołudniu, z Hamburga do Magdeburga jest daleko. Przez ten czas cały się spakowałem. Nie żegnałem sie z nikim, z nikim się tam w tym domu nie zaprzyjaźniłem. Zastanawiałem się, czy mój brat w jakiś sposób jest do mnie podobny. Czy jakoś siebie przypominamy. Nadal nie mogłem w to wszystko uwierzyć, byłem w szoku. Nagle okazało się, że mam brata. O godzinie 15.00 po południu byłem już poważnie zdenerwowany. Miał być na popołudnie, nie wiedziałem o której konkretnie godzinie. Siedziałem sobie w holu, sam. Przede mną na stoliku leżał stos starych gazet, ale nikt ich chyba nie czytał. Czułem gulę w gardle. Za każdym razem, kiedy słyszałem zbliżające się kroki z korytarza obok drętwiałem. Ale jak do tej pory to nigdy nie był mój brat. W końcu usłyszałem to po raz kolejny. Ciężkie kroki jakby jakiegoś... nie wiedziałem jak to nazwać. Żeby się wciąz nie nakręcać wspominałem pogrzeb rodziców, na który przyjechałem z babcią. Byli wszyscy z rodziny, których znałem lub pamiętałem. Kroki zbliżały się coraz bardziej, a ja całym sobą czułem, że to on. I zbladłem jak ściana.
Tak jak myślałem, facet, wyszedł na hol, spojrzał na mnie i zmierzył spojrzeniem całą moją sylwetkę. Teraz przypomniałem sobie jeden z powodów, dla których brat mógłby mnie nie polubić. Ubierałem się całkiem inaczej niż przeciętny nastolatek. Obcisłe rurki, obcisłe topy, czarne włosy, czarne paznokcie, wszystko czarne. Do tego malowałem się. Zerknąłem na faceta. Miałem wrażenie, że gdzies go już widziałem i to nawet nie dlatego, że był do mnie nieco podobny, ale... był na pogrzebie mamy i taty! A więc to na pewno on...
- Co jest, młody? - zagadnął dość przyjaznym tonem. Ja sam nie miałem pojęcia co powiedzieć. - No, odezwij się, mały, bo pomyślę, że z tego wszystkiego straciłeś zdolnośc porozumiewania się! - zawołał po chwili milczenia z mojej strony.
- Cześć... - bąknąłem. Zerknąłem znów na niego, nie wiedziałem, czy on wie, że to ja...
- Boże, młody, co z tobą? - popatrzył na mnie wielkimi oczami. - Swojego brata bać się nie musisz. - uśmiechnał się. Spróbowałem odwzajemnić mu się tym samym. - Dobra, młody, łap się za manele, zabieram się stąd. - powiedział już poważnie. Wstałem i już miałem iść...
- Skąd wiesz, że to ja? - zapytałem.
- Po twojej minie. - odpowiedział szczerząc zeby. - I po zdjęciu. - pomachał nim do mnie. - Poza tym widziałem cię na pogrzebie. - dodał na koniec. Spojrzałem na niego skonfundowany. Teraz sobie przypomniałem... Rzeczywiście był na pogrzebie. Ale ja wtedy jeszcze nie miałem o niczym zielonego pojęcia. Zrobił wtedy taką dziwną minę, kiedy na niego spojrzałem, ale nie zrobiłem nic więcej. Rozmawiałem ze wszystkimi, ale z nim ani z innymi osobami, których nie znałem w ogóle. Babcia w ogóle nie zwróciła na niego uwagi. Może go nie poznała... teraz to i tak już nieważne. Jadę z nim. On się mną zajmie. Bo raczej nie ma innego wyjścia.
- No, rusz się, Billy! - ocknąłem się. Patrzył na mnie wyczekująco. Wstałem i ze spuszczoną głową poszedłem w stronę pokoju, który do teraz należał do mnie. Ruszył od razu za mną bez słowa. Gotowa spakowana torba czekała już pod ścianą. Była spora, złapałem za rączkę i dźwignąłem.
- Dobra, młody, daj to, bo mi się tu jeszcze zerwiesz. - powiedział Tom i sam ją wziął. Tak po prostu. A przecież musiała coś ważyć. Z wywalonymi oczami patrzyłem jak idzie z nią w stronę drzwi. Jakby ważyła raptem 5 kilo. Zerknął na mnie przez ramię. - To wszystko czy coś jeszcze? - zapytał, a ja tylko pokręciłęm przecząco głową. - No to rusz się.
Więc się ruszyłem.
Droga była długa, ale zleciała mi dość szybko. Pewnie dlatego, że po 2 godzinach zasnąłem na tylnym siedzeniu. Tom obudził mnie, gdy dojeżdżaliśmy powoli do Hamburga.
- Hej, kochanie. Budź się, zaraz rozłożysz się wygodniej. - powiedział. Nie zwróciłem szczególnej uwagi na to ;kochanie; ani na nic innego. Po prostu podniosłem się i oparłem głowę na szybie. Jakieś pół godziny później zatrzymaliśmy się.
- Hej, śpiochu. - poczułem lekkie szturchnięcie, znowu przysnąłem. - Rusz tyłek, już jesteśmy.
Wyszedłem jakoś z tego samochodu z oczami na zapałki. Spojrzałem na dom i... oczy od razu otworzyły mi się szerzej.
- Co, podoba się? - usłyszałem rozbawiony głos brata.
- Toż to przecież willa! - wykrztusiłem. Do tej pory nie żyłem w takich luksusach. Parsknął śmiechem.
- Bez przesady. - chwycił znów od tak sobie moją torbę. - Zwykły dom. - dodał. Skromny, nie ma co. Poszedłem za nim przez bramę wejściową z boku posesji. Samochód został pod chmurką. W środku było prawie tak samo jak powalająco jak na zewnątrz. Zatrzymałem się w salonie, naprawdę ogromnym, a Tom gdzieś zniknął. Stałem tak jeszcze przez chwilę, aż usłyszałem jak wraca.
- Chodź, pokaże ci twój pokój. - powiedział stojąc przy schodach na piętro. A więc ruszyłem za nim. Pokój był naprawdę wielki. I przestronny. Jak wszystko tutaj chyba. Moja torba już leżała na łózku.
- I jak, podoba się? - znów zadał to pytanie. Spojrzałem na niego, przyglądał mi sie uważnie.
- Tak, dziękuję. - powiedziałem. Chciałem jeszcze coś dodać, ale odezwał się pierwszy.
- Super. Teraz słuchaj uważnie. - jego ton zmienił się na bardziej surowy. - Nie wiem jakim systemem żyłes sobie u rodziców, ale tu obowiązują pewne zasady. I niestety będziesz musiał ich przestrzegać. Po pierwsze chodzisz spać przed 23.00. Żadnego siedzenia z głową w kompie do 5 rana. Inaczej zamontuję na nim kłódkę. Po drugie, żadnych imprez w domu. Ja pracuję przeważnie nocami, więc, żeby jakoś funkcjonować, w dzień odpoczywam. Jeśli kiedyś wypalisz z takim numerem... - zamilkł i pogroził mi palcem. - Po trzecie, w tym domu jada sie posiłki o określonej porze i przygotowuje je bardzo miła gosposia, więc nie ma wybrzydzania, że coś nie smakuje, masz to docenić. Po czwarte, zapisałem cię już do szkoły, całkiem niedaleko i uprzedzam już teraz, żadnych wagarów, bo jeśli się dowiem, że z czegoś zwiałeś, osobiście będę cię prowadzał do szkoły i z niej odbierał. Do tego, absolutnie nie chcę widzieć u ciebie żadnych fajek, mam uczulenie na wszelkie używki. Jeśli znajdę albo wyczuję nie wyjdziesz z pokoju przez tydzień. Co do kasy, pewnie dostawałeś jakieś kieszonkowe, 200€ co miesiąc chyba ci wystarczy. Na koniec jeszcze ci powiem, że nie mam zamiaru trzymać się całkiem pod kloszem, jeśli będziesz chciał wyjść na imprezę do clubu albo do znajomych to spoko, ale jeśli wrócisz zalany albo spalony to będzie twoja pierwsza i ostatnia impreza, zrozumiano? - pokiwałem głową na zgodę z wielkimi oczami. Boże... gorzej jak w wojsku - Nie rób takiej miny, masz 17 lat, a ja mam się tobą zaopiekować więc nie bądź tak wielce zdziwiony. Dodam jeszcze, chociaż pewnie nie muszę, że w razie czego pamiętać o zapasie prezerwatyw, ewentualnie raz na jakiś czas mogę ci dać swoją. - że co? Spaliłem buraka. Parsknął śmiechem. - No dobra, dosyć na dzisiaj. - jego głos stał się bardziej przyjemny. - Kładź się już spać. Do końca tygodnia masz wolne, ale chyba jesteś już zmęczony. - uśmiechnął się i wyszedł. Potarłem rękoma policzki. Że co? Prezerwatywy, przecież ja jeszcze nie... Jezu.
Postanowiłem machnąć na to dzisiaj ręką. Tom pokazał mi też łazienkę. Zostawił mnie w niej uśmiechając się tajemniczo. Chyba się domyślił, że ja... że je

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz