Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

24 stycznia 2014

Jak Yink i Yank. 3 cz. II

Rozdział 3, cz. II

"Reden"

- Bardzo zgrabny tyłek.
Tak jak mówiłem wcześniej z resztą. Nie chciałem dzieciaka urazić, ale nie jest pełnoletni, a moim zadaniem jest go chronić, przynajmniej do tej 18stki. Ja nic innego nie staram się w tej chwili robić.
Babcia. Tak, ta która w bidulu odwiedziła go raptem raz. No tak, ale to przecież korzonki. Pff! Ale ty, kretynie, przecież też go nie odwiedziłeś, ani razu. Więc może lepiej się zamknij, Tom. Gadam już do siebie, niedobrze.
Westchnąłem i usiadłem przy stole. Nasza znajomość nie zaczęła się zbyt różowo. Były jednak małe przebłyski (uśmiech dinozaura xD) Wtedy w łazience sytuacja może rzeczywiście nie należała do zbyt komfortowych, przynajmniej dla niego. Ale ten śliczny, jędrny pośladeczek teraz... Mmm... Boże, chłopie o czym ty myślisz? Jakby nie było to twój brat, cepie! Znowu gadam do siebie. Dobra, jutro mu wytłumaczę, że nigdzie nie mam zamiaru go oddawać. Powiedziałem mu, że ma wolne do końca tygodnia, ja też sobie wziąłem. Żeby trochę z nim pobyć. Śmierć rodziców i te pierdoły. No dla niego może nie takie pierdoły, ale dla mnie to żadni bliscy. Pojechałem na ten pogrzeb tylko po to, żeby ich wszystkich sobie obejrzeć. I co widzę? Braciszka. 4 lata po ty, jak mnie się pozbyli sprawili sobie drugiego. No, ale dzieciak przecież niczemu winny. Chciałem go poznać. Jak widać, charakterek ma. Może nawet jest troche podobny do mnie. Dobra, trochę BARDZO podobny do mnie.
Kto by pomyślał, mam młodszego brata z zajebiście seksownym tyłeczkiem. Chyba coś za często myślę o jego tyłeczku. Źle z tobą, Tom. Może to dlatego, że jestem gejem. Albo dlatego, że go nie znam. Może mimo woli traktuję go jako potencjalnego pasywnego...
- Jezu. - mruknąłem łapiąc się za głowę. Coś mi się wydaje, że będzie ciekawie.
Następnego dnia poszedłem go obudzić. No kurde, ja też lubię sobie pospać, ale bez przesady, to już 11! Wszedłem do jego pokoju bez pukania. Jeszcze się nie przyzwyczaiłem, że mam lokatora. Leżał na brzuchu i spał smacznie z kołdrą rozwaloną w nogach. Od razu w oczy rzucił mi się ten jego tyłek. Co prawda ukryty pod piżamką, ale na pierwszy rzut oka chyba cienką... Nie mogłem się powstrzymać i podszedłem do jego łózka. Przysiadłem na nim ostrożnie i popatrzyłem sobie na niego. Wyglądał naprawdę słodko. Zagryzłem dolną wargę z kolczykiem i delikatnie przyłożyłem dłoń do jego pośladka. Tak jak myślałem, cieniuśki materiał. Ale tyłeczek mięciuśki. Pogładziłem go przez chwilę, a potem on zamruczał. Znieruchomiałem. Jeśli on się w tym momencie obudzi, wyjdę na jakiegoś wyjątkowo zboczonego pedofila. Zabrałem szybko rękę z jego tyłka i szturchnąłem go lekko palcem. Mruknął coś niewyraźnie.
- Billy, dość leniuchowania. - powiedziałem szturchając go znowu.
- Mamo, przestań... -  burknał i śpi dalej.
- Bill. - nachyliłem sie nad nim lekko. - To nie mama. To ja, twój brat Tom. Czas już wstawać chyba nie? - popatrzyłem na niego z odległości kilku centymetrów. Nadal nie raczył się ruszyć. Już zdążyłem pomyśleć, żeby zastosować inny rodzaj pobudki, gdy zobaczyłem pojedynczą łzę spływającą mu z oka. Powiem szczerze, że nie wiedziałem co robić. Myślałem, żeby go jakoś pogłaskać, ale on wtedy poderwał się z łózka. Nie zdążyłem się odsunąc i efekt końcowy był taki, że z boku na pewno wyglądałoby to jakbyśmy się całowali.
Te rozważania przerwał mi sam Bill, kiedy znów się zerwał i chciał chyba zwiać. Chwyciłem go za ramiona, ale nadal się wiercił. Widziałem kolejne łzy na jego policzkach. Odruchowo chyba przytuliłem go do siebie. Jeszcze przez chwilę się wiercił, ale potem znieruchomiał.
- Bill... - zacząłem cicho, ale nie miałem pojęcia co mu powiedzieć. Wyręczył mnie.
- Każdego ranka, kiedy się budzę mam nadzieję, że to tylko zły sen. Że mama zaraz wejdzie i wygoni mnie z łózka tak jak zawsze. Że w ogóle nie zginęli. A potem znowu, jakby od nowa dowiaduję się wszystkiego. Że już ich nie ma. - powiedział drżącym głosem. Poczułem, że coś ściska mnie w gardle. Ten chłopak chyba ma depresję. Pogładziłem go po głowie.
- Bill. - zacząłem znowu. - Moi rodzice też już nie żyją. Też było mi cholernie ciężko. Zawsze jest ciężko. - szepnąłem. - Ale będzie dobrze, zobaczysz. - odsunąłem go od siebie, żeby móc na mnie spojrzeć. - Teraz masz mnie. Nie zostałeś na świecie sam. - pogładziłem go po lekko zaróżowionym policzku. Spojrzał na mnie, a potem gdzieś w bok.
- Ty mnie tu w ogóle nie chcesz. - powalił mnie tymi słowami. Zaczerpnąłem głęboko powietrze.
- Billy, głuptasie, chcę cie. - Boże, jak to zabrzmiało. - Gdybym cię tu nie chciał to bym cię tu nie wziął. Mimo wszystko jesteś moim młodszym bratem, muszę i chcę się tobą zaopiekować. - spojrzał na mnie znowu tymi załzawionymi oczami. Po czym tak po prostu się przytulił. Pogładziłem go po plecach.
- Jesteś cudownym bratem. Chociaż w ogóle cie jeszcze nie znam. - stwierdził. Uśmiechnąłem się na te słowa.
- Cieszę się, że tak uważasz. A teraz wstawaj, szykuj się, zrobię ci coś na... obiad. - no tak, toż to już południe. Uśmiechnęliśmy się tym razem oboje. Nie powiem, całkiem przyjemnie było trzymać tego małego w ramionach. Zaczynam patrzeć na niego tak, jak nie powinienem na pewno. Może jednak trzeba by było go oddać... Nie chciałem, żeby był jeszcze bardziej skrzywdzony. Coś mi jednak na to nie pozwalało. Chciałem mieć tego czarnulka przy sobie bez względu na wszystko.

Tom.

23 stycznia 2014

16. Koszmar

Tom

Bill wyleciał z naszego domu niemal natychmiast. Próbowali go zatrzymać, ale tylko pokazał im fucka. Wykrzykiwali za nim jakieś brednie. Ja nie ruszyłem się z miejsca. Wiedziałem doskonale co nim tak wstrząsnęło. W końcu czułem dokładnie to samo. Jeszcze chwilę temu naśmiewaliśmy się z tego, że mamy urodziny w tym samym momencie, a teraz... Dowiedzieliśmy, że to z czego się nabijaliśmy jest prawdą. Że jesteśmy bliźniakami. Tego było za dużo jak na mnie.
Bill, który był dla mnie kimś najważniejszym, którego pokochałem, z którym sypiałem... okazał się być moją najbardziej bliską rodziną jaka może być. Bliższej już chyba nie ma. Wiedziałem, że teraz będziemy przechodzić piekło. To o czym powiedzieliśmy sobie wcześniej wydało mi sie teraz takie śmieszne... Że cokolwiek by nam nie powiedziano, zawsze będziemy sie kochać i być razem. Być realnie postawionym w takiej sytuacji to zupełnie co innego. Jak my mogliśmy wtedy myśleć o tym, żeby dalej to ciągnąć? Moi rodzice próbowali mnie pocieszać, mówili, że przecież już się tak dobrze ze sobą dogadujemy, na pewno teraz zbliżymy się do siebie jeszcze bardziej. Problem w tym, że bardziej zbliżyć już się nie mogliśmy. Ale oni o tym nie wiedzieli. Wiedziałem doskonale, nie byłem na tyle głupi, żeby mieć nadzieję, że teraz to początek końca. Uzmysłowiłem sobie, że nawet jesli Bill ochłonie i uzna z jakiegoś powodu, że nasze pokrewieństwo w niczym tu nie zawadza, to ja się nie będę mógł na to zgodzić i jednocześnie żyć zgodnie z własnym sumieniem. Naprawdę chciałem wtedy zniknąć. Nie mogłem uwierzyć, że oni wszyscy mają czelność teraz patrzeć mi w oczy. Mama nadal coś dukała, a ja już miałem tego dość.
- Walcie sie. - powiedziałem ochrypłym głosem i wstałem od stołu. Zapanowała cisza. Pewnie dlatego, że nigdy wcześniej nie zwracałem się w ten sposób do rodziców. Tyle, że to już nie byli moi rodzice. Powoli zaczynałem oskarżać ich o zniszczenie czegoś, co było dla mnie najcenniejszym skarbem. Myśleli, że oddadzą mi cząstkę mnie, którą dawno utraciłem, a tak naprawdę bezpowrotnie mi ją odebrali. Znienawidziłem ich w jednej chwili.

Bill

Biegłem przed siebie nawet nie wiedziałem dokąd. Kiedy się zatrzymałem zdałem sobie sprawę z bólu jaki rozrywał mi płuca. Co tam ból, ten ból to nic. Usiadłem gdzieś na jakimś krawężniku i wplotłem ręce we włosy. Dyszałem cięzko po części ze zmęczenia, po częsci z powodu tych rewelacji. Nie wierzyłem w to. Tom nie mógł bym moim bratem, przecież to mój chłopak. Mój chłopak nie może być moim bratem. Zacząłem szarpać sie za włosy i wrzeszczeć. Do bólu klatki piersiowej doszedł jeszcze ten na głowie. Ale chciałem, żeby bolało. Ból fizyczny chociaż po części zagłuszał ten wewnętrzny. Miałem ochotę się na kimś wyżyć. Na szczęscie każdego przechodnia, nikt tamtędy nie przechodził. Chyba bym zabił, gdyby ktoś mnie zaczepił...
Wyleciałem z domu nawet się za siebie nie oglądając. Pewnie już mnie szukali RODZICE. Parszywi...! Nie są moimi rodzicami i nigdy nie byli, i już nie będą. Jak mogli... jak mogli nas rozdzielić... Teraz miałem dowód na to, że nie zwariowałem, kiedy myślałem o tym co czułem kilka miesięcy temu. Ktoś naprawdę coś mi odebrał. Myśleli, że robią nam przysługę?! Nie mam pojęcia co oni sobie myśleli... Że padniemy sobie wszyscy w ramiona?! Jak w 'Zerwanych Więziach'?! To nie jest talk show! To jest życie! Najpierw nas rozdzielili, a teraz... Teraz na zawsze nas rozdzielili. Bo nie będzie już tak jak przedtem. Tom na pewno się na to nie zgodzi...
A ja? Ja go kocham. Bez względu na wszystko. Przeczesałem dłonią włosy czując całkowitą bezsilność. Chciałem go nawet błagać, żeby to się nie kończyło... ale przecież nie miałem do tego prawa. Należało to zakończyć i najlepiej wyprowadzić się gdzieś, żeby nie mieć ze sobą, żadnego kontaktu. Ale ja nie mogłem. Wiedziałem, że ja na pewno tego nie zakończę. On będzie musiał to zrobić. Nie wiem czy się po tym pozbieram, pewnie nie... Ale wątpiłem, że to wszystko zakończy się inaczej. Wiedziałem, że to koniec.

Tom

Siedziałem zamknięty na klucz w swoim pokoju, od kiedy ojciec próbował zakłócić mój powierzchowny spokój. Nie rozumieli, dlaczego zareagowałem aż tak źle. I się nie dowiedzą. Byłbym skończonym idiota, gdybym im o tym opowiedział. Musiałem rozwiązać to sam z Billem. Który gdzieś przepadł. Martwiłem się o niego, był taki delikatny... Zdecydowałem, że muszę go poszukać. Uszykowałem się w tempie expresowym i wyszedłem z domu nie reagując kompletnie na żadne okrzyki tych dwóch ludzi. Nie zajęlo mi to dużo czasu.
- Bill! - krzyknąłem natychmiast, gdy spostrzegłem go siedzącego na chodniku. - Nic ci nie jest? Martwiłem się strasznie... - spojrzałem na mnie oczami pełnymi bólu. Jak tylko do niego doleciałem od razu przy nim kucnąłem i objąłem ramionami. Teraz ściskał moją rękę.
- Co teraz będzie, Tom? - zapytał cicho. Popatrzyłem tylko na niego. Bo co miałem mu powiedzieć? - Tom? - ścisnął mnie mocniej. Odwróciłem od niego wzrok. - Tommy, nie możesz mnie zostawić! Słyszysz?
- Bill, nie zostawię cie... - powiedziałem cicho. Bo taka była prawda, ale nie w tym sensie w jakim on to zrozumiał.
- Tommy! - wtulił się we mnie mocno prawie mnie dusząc. - Kocham cię... - szepnął.
- Bill - teraz ja szeptałem. Spojrzał na mnie. Chciał mnie pocałować. - Nie... - odsunąłem się. Nie mogłem znieść jego wzroku.
- Dlaczego?
- Bill, zrozum...
- Co mam zrozumieć?! - wyrwał mi się. - Mówiłes, że mnie kochasz! Że byś mnie nie zostawił! - darł sie i nawet nie zwracał uwagi na to czy ktoś to słyszy.
- Bill, ciszej...
- Co, bardziej cię obchodzi to czy ktoś to usłyszy?! Bardziej interesuje cie to co kto sobie o tobie pomyśli?!
- Nie...
- Zamknij się! - zadyszał się od krzyku. - Widzę teraz tą twoją pieprzoną miłość! Dopóki wszystko wyglądało sielankowo to było super, tak? A gdy pojawiają się jakieś komplikacje, to od razu sie wycofujesz, tak?! Do pieprzenia byłem dobry, a teraz...
- Uspokój się! - podniosłem na niego głos.
- Sam się uspokój!! - wrzasnął na mnie. Podleciał do mnie i zaczął mnie popychać, szarpać. Nie wiedziałem, że on ma tyle siły kiedy sie wkurzy. W każdym bądź razie przez moment nie mogłem go uspokoić. W końcu odruchowo strzeliłem go w pysk. I od razu tego pożałowałem.
Złapał się za policzek i znieruchomiał tak jak stał. Chyba go tym zaskoczyłem, nigdy go nie uderzyłem.
- Bill, przepraszam... - przytuliłem go tak jak stał. Nawet nie drgnął. Nie rozluźnił się tak jak to zwykle bywało. Potrafiliśmy się nieźle pożreć, ale kiedy go wtedy przytulałem, wszystko odchodziło w niepamięć i już było dobrze. Teraz tak nie było.
Odsunąłem się nieco od niego, żeby na niego spojrzec. Nie patrzył na mnie.
- Bill. - odsunąłem rękę od jego twarzy i pogładziłem go po policzku a potem go pocałowałem. Nie drgnął. Czułem, że to zły omen.
- Puść mnie. - powiedział pewnym stanowczym głosem.
- Bill, proszę cię... - i wtedy poczułem że lecę do tyłu. Oszołomiony upadłem na tyłek. Popatrzyłem na niego z dołu.
- Z nami koniec. Tak jak chciałeś. - warknął i poszedł szybkim krokiem przed siebie. Patrzyłem za nim... i nawet nie pisnąłem. Chciałem, ale powstrzymałem się. Wiedziałem, że inaczej to się skończyć nie mogło.

Jak Yink i Yank. 3.

Rozdział 3.

"Reden"


Nie podobał mi się ten jego uśmieszek, tak szczerze powiedziawszy. Po chwili położyłem swoją piżamę na odpowiednie miejsce i wszedłem pod prysznic. Dziwnie się poczułem. W pierwszej chwili nie wiedziałem dlaczego, ale zaraz się zorientowałem. Kabina była prawie całkowicie przezroczysta, gdyby ktoś teraz wszedł do łazienki zobaczyłby wszystkie szczegóły. Ale kto niby miałby tu wejść, pomyślałem zaraz, przecież tu jest tylko Tom. I ma swoją łazienkę...
Zgrzyt otwieranych drzwi.
- Młody, tu masz dodatkowy ręcznik... - usłyszałem tylko. Odwróciłem się do niego od razu i to chyba był błąd. Ręcznik wypadł mu z ręki i bezgłośnie upadł na podłogę. A on stał sobie i gapił sie na mnie w najlepsze z rozdziawioną gębą. Popatrzyłem najpierw na niego, a potem na siebie. Pisnąłem cicho i rozpaczliwie próbowałem zasłonić sobie krocze rękami. Nie było to jednak takie proste, gdyż mój mały przyjaciel postanowił z tylko sobie znanego powodu nagle zesztywnieć. Stałem przed Tomem za wszelką cenę chcąc ukryć lekki wzwód, który się powiększał. Chociaż nie miałem pojęcia dlaczego, ale wiedziałem za to, że jestem czerwony jak burak. Tom lustrował wzrokiem moje ciało. On mnie po prostu otaksował! Jak jakąś dziewczynę! Nie no, o czym ja mówie, jestem jego bratem! Ale ten jego wzrok, palił mnie tam, gdzie spojrzał. Patrzyłem na niego z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
- Fajny tatuaż. - stwierdził oglądając teraz moją gwiazdkę tuż nad biodrem. Po chwili jego wzrok zjechał na moje dłonie nie dające już rady erekcji. Ale kurde, dlaczego?! Przecież to nie miało nic wspólnego z podnieceniem! To wstyd i nic więcej.
Dostrzegłem na twarzy Toma nikły uśmiech, jakby zadowolenia. I niby z czego?
- Tom, wyjdź. - wydusiłem w końcu z siebie. Uniósł brew do góry.
- No, nie bądź już taką cnotką, przecież mamy to samo...
- Wyjdź. - powtórzyłem. Zaraz się rozpłaczę, pomyślałem. Zaśmiał się.
- Dobra, dobra, już sobie idę. Ale przed bratem nie musisz się wstydzić. Poza tym, może bym ci jakoś pomógł. - zamknął za sobą drzwi rechocząc. Stałem tam jeszcze z wywalonymi gałami, nie wiedząc o co mu chodziło. Skonsternowany w końcu się umyłem i założyłem... podomkę. Może to dziwne u chłopaka, ale ja lubiłem pochodzić w niej przez parę minut, zamiast drażnić wrażliwą skórę twardym ręcznikiem. Wziąłem piżamę i udałem się na boso do swojego pokoju. Zawsze tak robiłem, troche nie pokoleji, ale tak byłem przyzwyczajony. Zamknąłem za sobą drzwi i zabrałem się za łózko. Było duże, wystarczyło tylko odgarnąć koc i już siedziałem pod pierzynką. Zapaliłem sobie małą lampkę nocną stojącą obok i wygramoliłem sobie książkę. Fantasy, uwielbiałem. Zdążyłem przeczytać jeden rozdział, trochę ochłonąć i przede wszystkim wyschnąć, kiedy usłyszałem Toma z dołu.
- Bill! - krzyknął. Spojrzałem na drzwi i zapominając, że miałem na sobie tylko podomkę, zszedłem na dół. W kuchni go nie było, wszedłem głębiej i wtedy...
- Sexy. - usłyszałem tuż przy uchu. Pisnąłem znowu i podskoczyłem w miejscu przestraszony. Spojrzałem na niego z walącym sercem. Zaśmiał się i wszedł do środka. - Nie bój się tak. Nic się nie stało. - stwierdził.
Oddychałem głęboko patrząc na niego. I w tej chwili uzmysłowiłem sobie, że nie mam na sobie nic oprócz tej podomki.
- Chciałeś coś konkretnego? - zapytałem głosem nieco wyższym niż zwykle. Uśmiechnął się znowu. Zachowywał się tak, jakby takie sytuacje zdarzały się u niego w domu na co dzień.
- Tak. - przyznał z tym samym uśmiechem. - Pomyślałem, że dobrze by było gdybyś coś zjadł zanim pójdziesz spać. - wpakował sobie gofra do ust.
- Gofry! - sam aż się uśmiechnąłem.
- Chyba lubisz sądząc po twojej minie. - zauważył znów taksując mnie wzrokiem. Spojrzałem na niego.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - zapytałem w końcu.
- Bo mi się podobasz. - oznajmił. Oczy prawie wyszły mi z orbit.
- C-co?
- No co 'co'?
- No jak to, przecież jesteśmy rodzeństwem...
- I co z tego?
- Nie mogę ci się podobać. - znów się uśmiechnął.
- Billy. po prostu stwierdziłem fakt, nic więcej. Masz bardzo zgrabny tyłek. - już nie wiedziałem co się dzieje. - Nie rób takiej miny, młody. - zaśmiał się. - Siadaj, zjedz coś i możesz lecieć do siebie. Nie bój się, nie będę cię podrywał. - dodał chichocząc. Usiadłem ostrożnie przy stole, po chwili dostałem ciepłą herbatę.
- Dziękuję. - powiedziałem cicho. Po raz kolejny zobaczyłem jak się uśmiechnął. - Jesteś gejem? - zapytałem ni stąd ni z owąd. Spojrzał na mnie tak sucho, spuściłem głowę.
- Dlaczego pytasz? - zadał pytanie popijając ze swojego kubka.
- Przepraszam, nie powinienem...
- Nie, nic się nie stało, tylko dlaczego pytasz? - powtórzył.
- Powiedziałeś, że mam zgrabny tyłek. - zaśmiał się głośno.
- Powiedziałem, że masz BARDZO zgrabny tyłek.
- To jedno i to samo.- mruknąłem.
- Nie. To zasadnicza róznica. - powiedział zjadając kolejnego gofra. Zrobiłem minę typu "Niech ci będzie."
- Nie zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam, to jest wszystko jak najbardziej na temat. - zaśmiał się znowu i znowu wepchnał sobie gofra do ust. - Ty jedz, a nie dyskutuj, młody, bo ci wszystko zjem.  - powiedział z innej beczki. - Poza tym jest już późno, za chwile masz leżeć grzecznie w łóżeczku. Sprawdzę. - poruszył zabawnie brwiami.
- Przecież jest jeszcze wcześnie. - odezwałem się tak jak za każdym razem mówiła mi to mama. Chyba umówili się na tą godzinę 11. Tom bez słowa wskazał mi palcem zegar na ścianie. Spojrzałem i widzę... no tak, 11. Odwróciłem się do niego z naburmuszoną miną.
- Chciałem jeszcze poczytać książkę.
- A co ja ci dzisiaj powiedziałem, młody?
- To mówiłeś o komputerze, nie o książce. - zauważyłem zaczepnie.
- Billy. - zaczął opierając się rękami o stół. - Widzimy się dopiero pierwszy dzień, nie przywykłem do wychowywania dzieciaków, więc weźże mnie ten jeden raz posłuchaj, dobrze...
- Widać, że nie przywykłeś. - odszczeknąłem się. - Gdybyś miał o tym jakiekolwiek pojęcie, zauważyłbyś, że ja już nie potrzebuję takiego wychowania, mam 17 lat. - wstałem. - Poza tym, jeśli nie chciałeś brać do siebie dzieciaka, mogłes tego nie robić. - ruszyłem do drzwi nie przejmując się nawet tym, że rombek podomki zadarł mi się na tyłku ukazując jędrny pośladek. - Moja babcia z chęcią by cię odciązyła. - mruknąłem wychodząc z kuchni. Szczerze, nie obchodziło mnie czy cokolwiek sobie z tego zrobił. Widać było, że jestem dla niego tylko kłopotem, który próbował umniejszyć do absolutnego minimum.

Bill.

Jak Yink i Yank. 2

Rozdział 2

"Rescue Me"

W domu dla sierot byłem już dwa tygodnie. Nie miałem żadnych wiadomości o niczym. Babcia odwiedziła mnie do tej pory tylko raz i też mówiła, że nic nie wie. Nie chciałem tam siedzieć. Modliłem się, żeby mnie stamtąd zabrali.Chciałem być z babcią. To takie trudne po prostu mnie jej oddać? Babcia nie mogła przyjeżdżać do mnie często, była już starsza, a poza tym ten dom wariatów był dość daleko.
W trzecim tygodniu zaczęło się jednak coś dziać. To było bardzo dziwne, wszyscy raptem zaczęli wkoło mnie skakać. Zaczęła do mnie przychodzić jakaś obca pani psycholog. Mieliśmy jedną w tym domu, chodziłem do niej parę razy, ale potem już nie chciałem. Nie rozmawiałem z nikim, marzyłem tylko, żeby babcia już mnie stąd zabrała.
Tego dnia znów musiałem spotkać się z tą babą. To wszytko było dziwne, wyglądało jakby mnie do czegoś przygotowywali! W końcu jej to wypomniałem.
- Niech mi pani w końcu powie o co chodzi. - spojrzała na mnie.
- Słuchaj, Bill. Opiekę nad tobą miała przejąć twoja babcia.
- Tak. - przyznałem. Nie podobało mi się to wszystko.
- Bill, musisz zostać o czymś uświadomiony. Twoja babcia nie będzie mogła...
- Jak to, coś jej się stało?! - spiąłem się cały. Tylko nie to, najpierw rodzice, teraz babcia...?
- Nie, Bill, z twoją babcią wszystko w porządku.
- Więc dlaczego... - bałem się, że stamtąd nie wyjdę.
- Twoja babcia nie jest twoją jedyną rodziną. Znaleźliśmy twojego starszego brata. - zamilkła i patrzyła na mnie, a ja zapomniałem jak się nazywam.
- Ja nie mam brata. - powiedziałem głucho.
- Masz. Twój brat ma 21 lat. Jest więc pełnoletni, ma dobrą pracę i przede wszystkim co najważniejsze, chce cię zabrać do siebie. Chce cię poznać i zając się tobą. Twoja babcia również bardzo chciała mieć cię przy sobie, ale sądownie odpowiedzialność za ciebie bierze najbliższa rodzina. Czyli twój brat. Rodzony.
Pokręciłem głowa zdezorientowany. To mi się nie mieściło w głowie. Przecież to niemożliwe...
- To niemożliwe. - powiedziałem w końcu. Psycholog popatrzyła na mnie z cierpliwością.
- Możliwe, Bill. Rozmawialiśmy z twoim bratem i potwierdził, że Simone i Jorg Kaulitz to jego rodzice. Nic nie wiedział jednak o tobie. Gdy się dowiedział był nie mniej zszokowany. Rozmawialiśmy też  z twoją babcią. Również potwierdziła całą historię. Twój brat został oddany przez twoich rodziców. Zaraz po urodzeniu. Zostawili mu jednak nazwisko. Szybko został adoptowany. Z tego co mówił to nie szukał kontaktu z rodzicami... waszymi. - patrzyłem na nią jak na wariatkę. Przecież ja NIE MAM BRATA. Na pewno coś bym o tym wiedział...
- To jakaś pomyłka, powiedzieliby mi. - odezwałem się. Znów się uśmiechnęła.
- Bill, twoja babcia wszystko nam opowiedziała, tak jak ja tobie opowiadam. Twoja mama zaszła w niechcianą ciążę, nie myślała o aborcji, ani przez chwilę, chciała urodzić i oddać dziecko. I tak zrobiła. Twoi rodzice mieli wtedy bardzo trudną sytuację finansową... - nie wytrzymałem.
- Kiedy ja się urodziłem tez nie byli bogaci! Kiedy byłem mały nie przelewało nam się też! Dlaczego mnie też nie oddali?!
- Twoi rodzice cały czas tego żałowali. Nie chcieli mieszać się już w życie tego chłopca, został adoptowany, trafił do dobrej rodziny, było mu tam dobrze. Nie chcieli tego psuć. - znów zamilkła patrząc na mnie.
- Nie wierzę. - stwierdziłem. Bo nie wierzyłem. To było nie do przyjęcia. Jak moi rodzice mogli zrobić coś takiego? Może nade mną też się tak zastanawiali? Nikt mi nigdy nic nie powiedział. Nawet babcia słowem nie wspomniała, nawet teraz! A to było logiczne, że jeśli go odnajdą, babcia nie będzie mogła mnie zabrać. Z resztą teraz już sam nie wiedziałem czy chcę do niej iść. Okłamywali mnie wszyscy. Wciąż milczałem.
- Decyzja już zapadła, Bill. - powiedziała. Spojrzałem na nią nie wiedząc o co chodzi. - Twój brat cię stąd zabierze. - moje oczy zrobiły się większe. - Jest naprawdę dobrym człowiekiem. Bez szemrania zgodził się cię przygarnąć. Przyjedzie po ciebie jutro. Pojedziesz z nim do Hamburga. - teraz to już zbierałem oczy z ziemi. Tak daleko?! - Ma na imię Tom. Nazywacie się oczywiście tak samo. - spuściłem głowę. Szczerze bałem się tego co miało nastąpić. Obcy zupełnie chłopak, którego w życiu nie widziałem. On też nic o mnie nie wiedział. Bałem się, że się nie dogadamy. A przecież musiałem spędzić z nim co najmniej rok.
Nie spałem całą noc. Następnego dnia miałem zamieszkać z zupełnie obcym mężczyzną. Co jeśli naprawdę nie przypadnę mu do gustu? Przeciez on w każdej chwili będzie mógł mnie wywalić. Babcia dzwoniła do mnie wieczorem. Próbowała mi wyperswadować wycieczkę do Hamburga. Mówiła, że sie odwoła od decyzji sądu, a ja powiem, że chce mieszkac z nią, nie z bratem. Ja jednak delikatnie jej powiedziałem, że chcę poznać swojego brata, którego nigdy nie znałem. Była lekko mówiąc niepocieszona.
W końcu doszedłem do wniosku, że od razu zaczną szukac pracy. Rzucę szkołę i zacznę zarabiać pieniądze. Odłożę sobie trochę. W razie gdybym nie dogadywał się z bratem, będę miał oszczędności, żeby coś sobie wynająć, jakiś pokój. Miałem jednak nadzieję, że uda mi się z nim dogadać.
Obudziłem się dość wczesnie rano. To miał przyjechać po mnie dopiero popołudniu, z Hamburga do Magdeburga jest daleko. Przez ten czas cały się spakowałem. Nie żegnałem sie z nikim, z nikim się tam w tym domu nie zaprzyjaźniłem. Zastanawiałem się, czy mój brat w jakiś sposób jest do mnie podobny. Czy jakoś siebie przypominamy. Nadal nie mogłem w to wszystko uwierzyć, byłem w szoku. Nagle okazało się, że mam brata. O godzinie 15.00 po południu byłem już poważnie zdenerwowany. Miał być na popołudnie, nie wiedziałem o której konkretnie godzinie. Siedziałem sobie w holu, sam. Przede mną na stoliku leżał stos starych gazet, ale nikt ich chyba nie czytał. Czułem gulę w gardle. Za każdym razem, kiedy słyszałem zbliżające się kroki z korytarza obok drętwiałem. Ale jak do tej pory to nigdy nie był mój brat. W końcu usłyszałem to po raz kolejny. Ciężkie kroki jakby jakiegoś... nie wiedziałem jak to nazwać. Żeby się wciąz nie nakręcać wspominałem pogrzeb rodziców, na który przyjechałem z babcią. Byli wszyscy z rodziny, których znałem lub pamiętałem. Kroki zbliżały się coraz bardziej, a ja całym sobą czułem, że to on. I zbladłem jak ściana.
Tak jak myślałem, facet, wyszedł na hol, spojrzał na mnie i zmierzył spojrzeniem całą moją sylwetkę. Teraz przypomniałem sobie jeden z powodów, dla których brat mógłby mnie nie polubić. Ubierałem się całkiem inaczej niż przeciętny nastolatek. Obcisłe rurki, obcisłe topy, czarne włosy, czarne paznokcie, wszystko czarne. Do tego malowałem się. Zerknąłem na faceta. Miałem wrażenie, że gdzies go już widziałem i to nawet nie dlatego, że był do mnie nieco podobny, ale... był na pogrzebie mamy i taty! A więc to na pewno on...
- Co jest, młody? - zagadnął dość przyjaznym tonem. Ja sam nie miałem pojęcia co powiedzieć. - No, odezwij się, mały, bo pomyślę, że z tego wszystkiego straciłeś zdolnośc porozumiewania się! - zawołał po chwili milczenia z mojej strony.
- Cześć... - bąknąłem. Zerknąłem znów na niego, nie wiedziałem, czy on wie, że to ja...
- Boże, młody, co z tobą? - popatrzył na mnie wielkimi oczami. - Swojego brata bać się nie musisz. - uśmiechnał się. Spróbowałem odwzajemnić mu się tym samym. - Dobra, młody, łap się za manele, zabieram się stąd. - powiedział już poważnie. Wstałem i już miałem iść...
- Skąd wiesz, że to ja? - zapytałem.
- Po twojej minie. - odpowiedział szczerząc zeby. - I po zdjęciu. - pomachał nim do mnie. - Poza tym widziałem cię na pogrzebie. - dodał na koniec. Spojrzałem na niego skonfundowany. Teraz sobie przypomniałem... Rzeczywiście był na pogrzebie. Ale ja wtedy jeszcze nie miałem o niczym zielonego pojęcia. Zrobił wtedy taką dziwną minę, kiedy na niego spojrzałem, ale nie zrobiłem nic więcej. Rozmawiałem ze wszystkimi, ale z nim ani z innymi osobami, których nie znałem w ogóle. Babcia w ogóle nie zwróciła na niego uwagi. Może go nie poznała... teraz to i tak już nieważne. Jadę z nim. On się mną zajmie. Bo raczej nie ma innego wyjścia.
- No, rusz się, Billy! - ocknąłem się. Patrzył na mnie wyczekująco. Wstałem i ze spuszczoną głową poszedłem w stronę pokoju, który do teraz należał do mnie. Ruszył od razu za mną bez słowa. Gotowa spakowana torba czekała już pod ścianą. Była spora, złapałem za rączkę i dźwignąłem.
- Dobra, młody, daj to, bo mi się tu jeszcze zerwiesz. - powiedział Tom i sam ją wziął. Tak po prostu. A przecież musiała coś ważyć. Z wywalonymi oczami patrzyłem jak idzie z nią w stronę drzwi. Jakby ważyła raptem 5 kilo. Zerknął na mnie przez ramię. - To wszystko czy coś jeszcze? - zapytał, a ja tylko pokręciłęm przecząco głową. - No to rusz się.
Więc się ruszyłem.
Droga była długa, ale zleciała mi dość szybko. Pewnie dlatego, że po 2 godzinach zasnąłem na tylnym siedzeniu. Tom obudził mnie, gdy dojeżdżaliśmy powoli do Hamburga.
- Hej, kochanie. Budź się, zaraz rozłożysz się wygodniej. - powiedział. Nie zwróciłem szczególnej uwagi na to ;kochanie; ani na nic innego. Po prostu podniosłem się i oparłem głowę na szybie. Jakieś pół godziny później zatrzymaliśmy się.
- Hej, śpiochu. - poczułem lekkie szturchnięcie, znowu przysnąłem. - Rusz tyłek, już jesteśmy.
Wyszedłem jakoś z tego samochodu z oczami na zapałki. Spojrzałem na dom i... oczy od razu otworzyły mi się szerzej.
- Co, podoba się? - usłyszałem rozbawiony głos brata.
- Toż to przecież willa! - wykrztusiłem. Do tej pory nie żyłem w takich luksusach. Parsknął śmiechem.
- Bez przesady. - chwycił znów od tak sobie moją torbę. - Zwykły dom. - dodał. Skromny, nie ma co. Poszedłem za nim przez bramę wejściową z boku posesji. Samochód został pod chmurką. W środku było prawie tak samo jak powalająco jak na zewnątrz. Zatrzymałem się w salonie, naprawdę ogromnym, a Tom gdzieś zniknął. Stałem tak jeszcze przez chwilę, aż usłyszałem jak wraca.
- Chodź, pokaże ci twój pokój. - powiedział stojąc przy schodach na piętro. A więc ruszyłem za nim. Pokój był naprawdę wielki. I przestronny. Jak wszystko tutaj chyba. Moja torba już leżała na łózku.
- I jak, podoba się? - znów zadał to pytanie. Spojrzałem na niego, przyglądał mi sie uważnie.
- Tak, dziękuję. - powiedziałem. Chciałem jeszcze coś dodać, ale odezwał się pierwszy.
- Super. Teraz słuchaj uważnie. - jego ton zmienił się na bardziej surowy. - Nie wiem jakim systemem żyłes sobie u rodziców, ale tu obowiązują pewne zasady. I niestety będziesz musiał ich przestrzegać. Po pierwsze chodzisz spać przed 23.00. Żadnego siedzenia z głową w kompie do 5 rana. Inaczej zamontuję na nim kłódkę. Po drugie, żadnych imprez w domu. Ja pracuję przeważnie nocami, więc, żeby jakoś funkcjonować, w dzień odpoczywam. Jeśli kiedyś wypalisz z takim numerem... - zamilkł i pogroził mi palcem. - Po trzecie, w tym domu jada sie posiłki o określonej porze i przygotowuje je bardzo miła gosposia, więc nie ma wybrzydzania, że coś nie smakuje, masz to docenić. Po czwarte, zapisałem cię już do szkoły, całkiem niedaleko i uprzedzam już teraz, żadnych wagarów, bo jeśli się dowiem, że z czegoś zwiałeś, osobiście będę cię prowadzał do szkoły i z niej odbierał. Do tego, absolutnie nie chcę widzieć u ciebie żadnych fajek, mam uczulenie na wszelkie używki. Jeśli znajdę albo wyczuję nie wyjdziesz z pokoju przez tydzień. Co do kasy, pewnie dostawałeś jakieś kieszonkowe, 200€ co miesiąc chyba ci wystarczy. Na koniec jeszcze ci powiem, że nie mam zamiaru trzymać się całkiem pod kloszem, jeśli będziesz chciał wyjść na imprezę do clubu albo do znajomych to spoko, ale jeśli wrócisz zalany albo spalony to będzie twoja pierwsza i ostatnia impreza, zrozumiano? - pokiwałem głową na zgodę z wielkimi oczami. Boże... gorzej jak w wojsku - Nie rób takiej miny, masz 17 lat, a ja mam się tobą zaopiekować więc nie bądź tak wielce zdziwiony. Dodam jeszcze, chociaż pewnie nie muszę, że w razie czego pamiętać o zapasie prezerwatyw, ewentualnie raz na jakiś czas mogę ci dać swoją. - że co? Spaliłem buraka. Parsknął śmiechem. - No dobra, dosyć na dzisiaj. - jego głos stał się bardziej przyjemny. - Kładź się już spać. Do końca tygodnia masz wolne, ale chyba jesteś już zmęczony. - uśmiechnął się i wyszedł. Potarłem rękoma policzki. Że co? Prezerwatywy, przecież ja jeszcze nie... Jezu.
Postanowiłem machnąć na to dzisiaj ręką. Tom pokazał mi też łazienkę. Zostawił mnie w niej uśmiechając się tajemniczo. Chyba się domyślił, że ja... że je

22 stycznia 2014

15. Urodziny.

Bill

Od sesji zdjęciowej, na która Tom łaskawie się zgodził minęło już trochę czasu. A tak właściwie to już dobre kilka miesięcy. Skończyliśmy drugą klasę liceum i dzisiaj był 1 września. Początek nowego roku szkolnego, ale nie tylko. Byliśmy z Tomem razem już tyle czasu, uprawialiśmy seks regularnie (no prawie, zwłaszcza jesli mieliśmy ku temu tak komfortowe warunki jak tygodniowe wczasy moich rodziców, którzy wyjechali w lipcu i zostawili nam wolną chatę.), ale nie wiedziałem, że mamy urodziny w tym samym dniu! Właśnie 1 września. Byliśmy obaj naprawdę zdumieni. W ogóle, do tego te same nazwiska i jesteśmy w tym samym wieku. Tom tylko urodził się 10 minut wcześniej. Zaczęliśmy się śmiać, że może jestesmy bliźniakami. I wtedy Tom mnie zapytał...
- A co byś zrobił, gdybyśmy się dowiedzieli, że naprawdę jesteśmy bliźniakami? - śmiał się kiedy to mówił, ale pytanie samo w sobie było bardzo poważne. Zastanowiłem się przez chwilę.
- Hm... Nie wiem. Naprawdę, nie mam pojęcia co bym zrobił, jak się zachował... Na pewno byłbym w wielkim szoku...
- No tak, to zrozumiałe i łatwe do odgadnięcia, ale co jeszcze? - patrzył mi w oczy. - Co konkretnego byś wtedy zrobił? - oboje na siebie popatrzeliśmy.
- Nie wiem co bym zrobił, Tom. Gdyby się okazało, że jesteśmy rodziną, okazałoby się również, że robilismy coś... obrzydliwego... i co ważniejsze, niezgodnego z prawem. - popatrzyłem na swoje ręce.
- Obrzydliwego... - powtórzył marszcząc czoło.
- Nie uważasz, że to jest obrzydliwe? Uprawiać seks z własnym bratem? Jak kogoś może podniecać własny brat?
- Widocznie może. - zarechotał. - Ty mnie podniecasz. - wymruczał mi do ucha.
- Tom, przestań, rozmawiamy o poważnych sprawach. - zaśmiałem się. A on nadal mruczał mi do ucha, aż w końcu poczułem na nim jego usta. - Tooom! - zachichotałem. - Dom jest pełen ludzi...
- To nic, będziemy cicho...
- Niee...
- Bill... Tylko nie mów, że nie chcesz, bo i tak nie uwierzę. - znów wymruczał. I co ja miałem teraz zrobić?
- Tom. - powiedziałem stanowczo patrząc na niego, ale zaraz i tak się uśmiechnąłem. - Przestań, zaraz ktoś tu wejdzie, zobaczysz! - zachichotałem cicho czując jak wsuwa mi ręce pod koszulkę i próbując go odepchnąc. Bez skutku, oczywiście.
- Miałem ci powiedzieć, co bym zrobił, gdybyśmy się dowiedzieli, że jesteśmy braćmi...
- To powiesz mi później. - uciął i przywarł do moich warg. Byłem skończony. Z cichym mruknięciem zadowolenia objąłem go za szyję i oddawałem pocałunki.
W krótkim czasie pozbawił mnie koszulki, którą na sobie miałem. Pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne, czułem narastające napięcie w kroczu. Wszystko było już przesądzone. Miałem tylko nadzieję, że nikt nie przyleci tu w trakcie. W następnej chwili już leżałem pod nim kompletnie nagi. On też już niczego na sobie nie miał z wyjątkiem bandany na czole, która przytrzymywała mu dredy. Rozkładałem przed nim szeroko nogi. Staraliśmy urozmaicać sobie życie seksualne, stosowaliśmy wiele różnych pozycji. Dzisiaj Tom chyba miał ochotę na porządne rżnięcie, bo założył sobie moje nogi na ramiona. Wyszczerzyliśmy się do siebie jednocześnie. Doskonale się dogadywaliśmy. Zawsze wiedziałem na co akurat przychodziła mu ochota. Wszedł we mnie jednym płynnym ruchem. Byłem zawsze tak tym wszystkim pochłonięty, jego dotykiem i pocałunkami, że nawet nie spostrzegałem się, kiedy mnie nasmarowywał. Za każdym razem kiedy we mnie wchodził było zajebiście. Wsuwał się we mnie bez żadnego oporu, z dobrym poślizgiem. A mnie przechodziły ciarki. To było niesamowite.
Mieliśmy mało czasu więc musieliśmy się spieszyć. Brał mnie szybko i ostro, a ja jęczałem starając się nie robić tego zbyt głośno. Robiliśmy to już wiele razy... tak naprawdę to robiliśmy to ze trzy cztery razy w tygodniu. Więc sporo. Ale wciąz byłem ciasny i dziękowałem za to Bogu, nie chciałem, żeby coś było nie tak, co mogłoby Toma zniechęcić do zbliżeń ze mną... Wiadomo ogółem, że ciasne wejście jest zawsze o wiele lepsze.
Wszystko trwało zaledwie kilka minut, ale było wspaniale. Leżałem nieruchomo na łózku, a Tom opadł na mnie bezwładnie. Dyszeliśmy obaj tak samo próbując opanować oddech.
- Tom... - szepnąłem.
- Tak?
- Już wiem co bym zrobił, gdybyśmy się dowiedzieli, że jesteśmy braćmi. - powiedziałem.
- Tak? Co? - spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Nadal bym cię kochał. - odparłem patrząc mu w oczy.
- Ale? - odgadł bezbłędnie. Westchnałem.
- No właśnie... nie wiem co by było dalej.
- Wiesz, Bill. - powiedział cichym głosem i pogładził mnie po policzku. Popatrzyłem na niego.
- Tak?
- Tak. - uśmiechnął się. - Rozsądek podpowiadałby ci żeby to zakończyć, ale nie zrobiłbyś tego. - wyjaśnieł.
- Niby dlaczego tak sądzisz? - uśmiechnąłem się zadziornie.
- Bo mnie kochasz. Złośniku. - zarechotał znów. Uwielbiałem jego śmiech.
- No, jakby nie było to masz rację. - przyznałem z uśmiechem.
- Że byś mnie nie zostawił? - poruszył śmiesznie brwiami.
- Nie, że cię kocham.
- To, żebyś mnie nie zostawił też prawda. - dodał pewny siebie.
- Nigdy nie mów nigdy, Tom. - powiedziałem cicho przyglądając się pościeli. Zamrugał oczami patrząc na mnie.
- Co?
- Nie wiemy co się stanie. Może stać się coś, co nas rozdzieli. Może ty spotkasz kiedyś kogoś innego... Może jakąs ładną dziewczynę. Do tej pory oglądałeś się tylko za dziewczynami.
- Daj spokój, Bill... - próbował mi przerwać.
- Ale taka jest prawda, Tom. Tak może się stać. Nigdy nic nie wiadomo. Albo po prostu wypali się już to co do mnie czujesz i będziesz chciał spróbować z kimś innym. Nie będziesz chciał dłużej siedzieć ze mną i dusić się w tym związku.
- Bill, przestań bredzić. - powiedział patrząc na mnie lekko zmieszany.
- Nie bredzę, taka jest prawda. Że nigdy nic nie wiadomo.
- Bill, ja wiem jedno. - powiedział stanowczo. - Że cię kocham i nie myślę ani przez moment, ąby szukac sobie jakiejś cizi. - uśmiechnąłem się szeroko.
- No, teraz to wiem. I teraz tak jest. A co będzie później? Za kilka lat? Czuję, że zawsze będę cię kochał, bo jesteś mi naprawdę bliski. Przy tobie w końcu się otworzyłem. Nie chciał bym tego stracić.
- Bill, nie stracisz. - zapewnił mnie. - W ogóle, dlaczego rozmawiamy o takich rzeczach po seksie?
Ton z jakim to powiedział sprawił, że się roześmiałem.
- No nie wiem. Tak jakoś. - uśmiechnał się też tak jak ja.
- Jesteś moja perełką, Bill. Na pewno sam jej nie porzucę. - zapewnił mnie.
- Ach, Tom. Ona też ci sama nie ucieknie. - zarechotaliśmy obaj. - Trzeba się szykować. W sumie to nie wiem po co nasi rodzice uparli się, żeby wyprawić nam te urodziny razem.
- No, ja też nie mam pojęcia. Kiedy zapytałem o to mamę...
- Powiedziała, że skoro urodziliśmy się tego samego dnia, o tej samej porze, dobrze będzie, żebyśmy 18ste urodziny obchodzili razem. - dokończyłem za niego. - Moja matka użyła dokładnie tego samego argumentu.
Założyliśmy na siebie wszystkie rzeczy i zeszliśmy na dół.
- Moja mama mówiła, że mają dla nas jakąś mega niespodziankę. - odezwał się półgębkiem Tom.
- Mnie tez coś mówili w domu. - odparłem. Prawdę mówiąc byłem ciekawy.
Ale na pewno nie takiej niespodzianki jaką nam zafundowali. To się chyba nazywa ironią losu.
Usiedliśmy wszyscy wokół stołu. Najpierw był obiad. Potem wielki deser. Nasze matki napiekły tego jak na wesele. Potem rozmowy o wszystkim, czyli o niczym. W końcu chcieliśmy się wymknąć, mówiąc, że chcemy w spokoju obejrzeć prezenty które nam dali. I wtedy wyczułem pewne ogólne zdenerwowanie. Kazali nam usiąść mówią, że mają dla nas coś jeszcze. Coś bardzo ważnego. Więc usiedliśmy z powrotem. Czułem, że to coś naprawdę ważnego, inaczej nie zachowywaliby się tak... dziwnie. Tom chyba też tak uwazał. Sądząc po jego minie.
- Więc? Co jest takiego ważnego? - zapytałem normalnie. Pierwszy odezwał się mój ojciec. Jorg.
- Bill, synu... - dukał. - Uznaliśmy wszyscy, że wasze 18ste urodziny będą najlepszym momentem, żeby powiedzieć wam prawdę...
- Jaką prawdę? - Tom uprzedził moje pytanie.
- Właśnie. - dodałem. Znów po sobie popatrzeli.
- No nie gapcie sie tak, tylko mówcie. - zniecierpliwił się Tom. Ja też już miałem tego dosyć. To było co najmniej dziwne.
- Tom, kochanie - odezwała się jego matka. - To nie takie proste...
- Ale co nie jest takie proste? - teraz ja się zniecierpliwiłem.
- Powinniśmy im powiedzieć to już dawno. - odezwał się ojciec Toma.
- No to mów! - Tom naprawdę jest cholerykiem. Chwila ciszy i kilka westchnień.
- Musicie nas wysłuchać do końca, chłopcy. - to znów jego ojciec. - 20 lat temu ja i moja żona staraliśmy się o dziecko, ale w pewnym momencie wyszło, że nie możemy mieć dzieci...
- Ale co nas to obchodzi? - wtrącił się Tom.
- Cicho... - szturchnąłem go patrząc na moich rodziców.
- Znaleźliśmy kogoś, kto urodziłby nam dziecko. To twoja mama, Tom.
- CO???
- Wszystko poszło dobrze, tak jak wszyscy sobie tego życzyli. Aż do 5 miesiąca. Wtedy dowiedzieliśmy się, że to będą bliźniaki. - wywaliliśmy na nich oczy. - Chłopcy. Kiedy się urodzili, był problem, bo my chcieliśmy tylko jedno dziecko. Dogadaliśmy się i zostało na tym, że drugie zostanie u biologicznej matki.
- O czym wy mówicie? - usłyszałem swój własny łamiący się głos. Mama złapała mnie za rękę.
- To jesteście wy, chłopcy. - powiedziała a jej usta zadrgały od płaczu.
- Nie... - wyrwałem się.
- Tom został z Simone, a my wzieliśmy Billa. - powiedział mój... ojciec... Spojrzałem na Toma. Gapił się w swoje ręce. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Poczułem się tak, jakby rozpoczął się koszmar.

***********

No i jest! xD