Bill and Tom Kaulitz Twincest

Bill and Tom Kaulitz Twincest

23 stycznia 2014

16. Koszmar

Tom

Bill wyleciał z naszego domu niemal natychmiast. Próbowali go zatrzymać, ale tylko pokazał im fucka. Wykrzykiwali za nim jakieś brednie. Ja nie ruszyłem się z miejsca. Wiedziałem doskonale co nim tak wstrząsnęło. W końcu czułem dokładnie to samo. Jeszcze chwilę temu naśmiewaliśmy się z tego, że mamy urodziny w tym samym momencie, a teraz... Dowiedzieliśmy, że to z czego się nabijaliśmy jest prawdą. Że jesteśmy bliźniakami. Tego było za dużo jak na mnie.
Bill, który był dla mnie kimś najważniejszym, którego pokochałem, z którym sypiałem... okazał się być moją najbardziej bliską rodziną jaka może być. Bliższej już chyba nie ma. Wiedziałem, że teraz będziemy przechodzić piekło. To o czym powiedzieliśmy sobie wcześniej wydało mi sie teraz takie śmieszne... Że cokolwiek by nam nie powiedziano, zawsze będziemy sie kochać i być razem. Być realnie postawionym w takiej sytuacji to zupełnie co innego. Jak my mogliśmy wtedy myśleć o tym, żeby dalej to ciągnąć? Moi rodzice próbowali mnie pocieszać, mówili, że przecież już się tak dobrze ze sobą dogadujemy, na pewno teraz zbliżymy się do siebie jeszcze bardziej. Problem w tym, że bardziej zbliżyć już się nie mogliśmy. Ale oni o tym nie wiedzieli. Wiedziałem doskonale, nie byłem na tyle głupi, żeby mieć nadzieję, że teraz to początek końca. Uzmysłowiłem sobie, że nawet jesli Bill ochłonie i uzna z jakiegoś powodu, że nasze pokrewieństwo w niczym tu nie zawadza, to ja się nie będę mógł na to zgodzić i jednocześnie żyć zgodnie z własnym sumieniem. Naprawdę chciałem wtedy zniknąć. Nie mogłem uwierzyć, że oni wszyscy mają czelność teraz patrzeć mi w oczy. Mama nadal coś dukała, a ja już miałem tego dość.
- Walcie sie. - powiedziałem ochrypłym głosem i wstałem od stołu. Zapanowała cisza. Pewnie dlatego, że nigdy wcześniej nie zwracałem się w ten sposób do rodziców. Tyle, że to już nie byli moi rodzice. Powoli zaczynałem oskarżać ich o zniszczenie czegoś, co było dla mnie najcenniejszym skarbem. Myśleli, że oddadzą mi cząstkę mnie, którą dawno utraciłem, a tak naprawdę bezpowrotnie mi ją odebrali. Znienawidziłem ich w jednej chwili.

Bill

Biegłem przed siebie nawet nie wiedziałem dokąd. Kiedy się zatrzymałem zdałem sobie sprawę z bólu jaki rozrywał mi płuca. Co tam ból, ten ból to nic. Usiadłem gdzieś na jakimś krawężniku i wplotłem ręce we włosy. Dyszałem cięzko po części ze zmęczenia, po częsci z powodu tych rewelacji. Nie wierzyłem w to. Tom nie mógł bym moim bratem, przecież to mój chłopak. Mój chłopak nie może być moim bratem. Zacząłem szarpać sie za włosy i wrzeszczeć. Do bólu klatki piersiowej doszedł jeszcze ten na głowie. Ale chciałem, żeby bolało. Ból fizyczny chociaż po części zagłuszał ten wewnętrzny. Miałem ochotę się na kimś wyżyć. Na szczęscie każdego przechodnia, nikt tamtędy nie przechodził. Chyba bym zabił, gdyby ktoś mnie zaczepił...
Wyleciałem z domu nawet się za siebie nie oglądając. Pewnie już mnie szukali RODZICE. Parszywi...! Nie są moimi rodzicami i nigdy nie byli, i już nie będą. Jak mogli... jak mogli nas rozdzielić... Teraz miałem dowód na to, że nie zwariowałem, kiedy myślałem o tym co czułem kilka miesięcy temu. Ktoś naprawdę coś mi odebrał. Myśleli, że robią nam przysługę?! Nie mam pojęcia co oni sobie myśleli... Że padniemy sobie wszyscy w ramiona?! Jak w 'Zerwanych Więziach'?! To nie jest talk show! To jest życie! Najpierw nas rozdzielili, a teraz... Teraz na zawsze nas rozdzielili. Bo nie będzie już tak jak przedtem. Tom na pewno się na to nie zgodzi...
A ja? Ja go kocham. Bez względu na wszystko. Przeczesałem dłonią włosy czując całkowitą bezsilność. Chciałem go nawet błagać, żeby to się nie kończyło... ale przecież nie miałem do tego prawa. Należało to zakończyć i najlepiej wyprowadzić się gdzieś, żeby nie mieć ze sobą, żadnego kontaktu. Ale ja nie mogłem. Wiedziałem, że ja na pewno tego nie zakończę. On będzie musiał to zrobić. Nie wiem czy się po tym pozbieram, pewnie nie... Ale wątpiłem, że to wszystko zakończy się inaczej. Wiedziałem, że to koniec.

Tom

Siedziałem zamknięty na klucz w swoim pokoju, od kiedy ojciec próbował zakłócić mój powierzchowny spokój. Nie rozumieli, dlaczego zareagowałem aż tak źle. I się nie dowiedzą. Byłbym skończonym idiota, gdybym im o tym opowiedział. Musiałem rozwiązać to sam z Billem. Który gdzieś przepadł. Martwiłem się o niego, był taki delikatny... Zdecydowałem, że muszę go poszukać. Uszykowałem się w tempie expresowym i wyszedłem z domu nie reagując kompletnie na żadne okrzyki tych dwóch ludzi. Nie zajęlo mi to dużo czasu.
- Bill! - krzyknąłem natychmiast, gdy spostrzegłem go siedzącego na chodniku. - Nic ci nie jest? Martwiłem się strasznie... - spojrzałem na mnie oczami pełnymi bólu. Jak tylko do niego doleciałem od razu przy nim kucnąłem i objąłem ramionami. Teraz ściskał moją rękę.
- Co teraz będzie, Tom? - zapytał cicho. Popatrzyłem tylko na niego. Bo co miałem mu powiedzieć? - Tom? - ścisnął mnie mocniej. Odwróciłem od niego wzrok. - Tommy, nie możesz mnie zostawić! Słyszysz?
- Bill, nie zostawię cie... - powiedziałem cicho. Bo taka była prawda, ale nie w tym sensie w jakim on to zrozumiał.
- Tommy! - wtulił się we mnie mocno prawie mnie dusząc. - Kocham cię... - szepnął.
- Bill - teraz ja szeptałem. Spojrzał na mnie. Chciał mnie pocałować. - Nie... - odsunąłem się. Nie mogłem znieść jego wzroku.
- Dlaczego?
- Bill, zrozum...
- Co mam zrozumieć?! - wyrwał mi się. - Mówiłes, że mnie kochasz! Że byś mnie nie zostawił! - darł sie i nawet nie zwracał uwagi na to czy ktoś to słyszy.
- Bill, ciszej...
- Co, bardziej cię obchodzi to czy ktoś to usłyszy?! Bardziej interesuje cie to co kto sobie o tobie pomyśli?!
- Nie...
- Zamknij się! - zadyszał się od krzyku. - Widzę teraz tą twoją pieprzoną miłość! Dopóki wszystko wyglądało sielankowo to było super, tak? A gdy pojawiają się jakieś komplikacje, to od razu sie wycofujesz, tak?! Do pieprzenia byłem dobry, a teraz...
- Uspokój się! - podniosłem na niego głos.
- Sam się uspokój!! - wrzasnął na mnie. Podleciał do mnie i zaczął mnie popychać, szarpać. Nie wiedziałem, że on ma tyle siły kiedy sie wkurzy. W każdym bądź razie przez moment nie mogłem go uspokoić. W końcu odruchowo strzeliłem go w pysk. I od razu tego pożałowałem.
Złapał się za policzek i znieruchomiał tak jak stał. Chyba go tym zaskoczyłem, nigdy go nie uderzyłem.
- Bill, przepraszam... - przytuliłem go tak jak stał. Nawet nie drgnął. Nie rozluźnił się tak jak to zwykle bywało. Potrafiliśmy się nieźle pożreć, ale kiedy go wtedy przytulałem, wszystko odchodziło w niepamięć i już było dobrze. Teraz tak nie było.
Odsunąłem się nieco od niego, żeby na niego spojrzec. Nie patrzył na mnie.
- Bill. - odsunąłem rękę od jego twarzy i pogładziłem go po policzku a potem go pocałowałem. Nie drgnął. Czułem, że to zły omen.
- Puść mnie. - powiedział pewnym stanowczym głosem.
- Bill, proszę cię... - i wtedy poczułem że lecę do tyłu. Oszołomiony upadłem na tyłek. Popatrzyłem na niego z dołu.
- Z nami koniec. Tak jak chciałeś. - warknął i poszedł szybkim krokiem przed siebie. Patrzyłem za nim... i nawet nie pisnąłem. Chciałem, ale powstrzymałem się. Wiedziałem, że inaczej to się skończyć nie mogło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz