Rozdział 6
„Dogs Unleashed”
Bill
Od tamtego czasu, kiedy omal mnie nie zgwałcił, unikałem go
jak ognia. Starałem się ograniczyć do minimum liczbę spotkań, kiedy musiałem
przebywać z nim sam na sam. A najgorsze było to, że widziałem i byłem w pełni
świadomy tego, jak na mnie patrzy. Jakbym był jakąś bezą z kremem. Zawsze w
tedy możliwie jak najszybciej ewakuowałem się z pomieszczenia, w którym
znajdowaliśmy się razem. Irytowało mnie to jak mało co. Ale nie zamierzałem nic
z tym robić. Pewnie dlatego, że po części mi się to podobało. On mnie po prostu
adorował. A nikt wcześniej tego nie robił. Chociaż bardzo często wybuchałem
złością z tego powodu, to w końcu musiałem przyznać przed sobą, że podobają mi
się te jego zboczone umizgi. Jak witał mnie zadziornym uśmiechem rano, chociaż
wyraźnie mu powiedziałem, żeby nie wchodził do mojego pokoju.
- Tom, ja rozumiem, że to twój dom, ale do jasnej cholery,
nie właź mi więcej do pokoju! – w miarę wypowiadania tego zdania mój głos coraz
bardziej się podnosił, aż na końcu przeszedł w krzyk.
- Ale dlaczego? Przecież ja chcę tylko zrobić dla ciebie coś
miłego, żeby poranek był dla ciebie czymś przyjemnym. – przy takich okazjach
kiedy gadał mi te wszystkie bzdury, najczęściej mnie dotykał. Albo musnął lekko
dłonią mój tyłek, albo zbliżył swój ryj za bardzo do mojego. W tedy najczęściej
ja fukałem ze złością i wychodziłem gdziekolwiek, choćby do kibla, byleby go
nie było.
Ale jasne się dla mnie stało, że z biegiem czasu coraz
bardziej przypadało mi to do gustu. Mimo to jednak nie przestawałem wydzierać
się na niego przy każdej okazji. W końcu zaczął mi się odwdzięczać tym samym.
Doszło do tego, że zaczęliśmy żreć się jak dwa psy. Trochę mi było przykro z
tego powodu. Bo bądź co bądź, wolałem kiedy mnie obmacywał, a nie kiedy szarpał
mnie za bluzę.
- Ty mały smarkaty bachorze, myślisz, że masz jakieś
specjalne przywileje?! To mój dom i moje zasady, i czy chcesz czy nie, będziesz
ich przestrzegał! – pienił się któregoś razu.
- A ty co Se myślisz, stary zboku?! – otworzył szeroko oczy.
– Ja nie lestem lalką do ruchania!
- HAHAHA! Gdyby chociaż mój kutas mógł się zmieścić w twój
otwór, już miałbyś z dupy garaż! – teraz to ja się zatrwożyłem. Nie wiedziałem
co powiedzieć!
- Przynajmniej jestem szczupły, a nie tak jak TY! –
odszczeknąłem się.
- Ja mam mięśnie, braciszku, a TY to tylko sam szkielet
obciągnięty skórą! – znowu na moment mnie zatkał.
- Ty masz mięśnie?! Niby w którym miejscu, TU??? – dźgnąłem
go paluchem w brzuch. – Chyba mięsień piwny, chciałeś powiedzieć! – raczej
mijało się to z prawdą, bo widziałem już jego brzuch i ma tam zajebisty
kaloryferek. Zmrużył oczy przybliżając twarz do mojej.
- Chcesz się przekonać na własne oczy o tym mięśniu piwnym?!
– fuknął. Chciałem znowu coś odszczeknąć, ale znów mnie zatkało.
Puścił moją bluzę i migiem ściągnął swoją obszerną koszulkę.
Aż zapatrzyłem się na jego klatę. O czymś takim to mogłem tylko pomarzyć.
Umięśnione ramiona, tors i brzuch. Marzenie każdego kawalera.
- Co, podoba się? – zaśmiał się. Złapał mnie za ręce i
brutalnie przyciągnął do siebie, aż pisnąłem kiedy zderzyłem się z jego
piersią. Nigdy nie byłem tak blisko nagiego ciała. Próbowałem uciec, starałem
się nie dotykać go rękami, ale trzymał mnie mocno przy sobie.
- No co, podotykaj sobie. – parsknął śmiechem. – Nie wstydź
się, przebadaj ten mięsień piwny! – zsunął bezceremonialnie na swój brzuch moje
ręce. Czułem, że jestem cały purpurowy na twarzy. Załatwił mnie na cacy.
- Weź mnie puść. – burknąłem w końcu.
- Co, już ci pyskówka przeszła? – zaśmiał się znowu. Widać
było, że ma z tego wszystkiego satysfakcję. – No dalej mówie! Nie wstydź się!
- Nie wstydze się. – burknąłem znowu cały czerwony.
- Wstydzisz się. I powiedz więcej, podoba ci się to.
- Niby co? – fuknąłem znowu. Znów się zaśmiał.
- Bliskość mojego ciała. Kochanie.
- Nie mów tak do mnie!
- Dlaczego, KOCHANIE?!
- Bo nie. – byłem naprawdę zawstydzony, ale w życiu się bym
do tego nie przyznał. Znów usłyszałem jego śmiech.
- No to powiedz, dlaczego się wstydzisz.
- Nie wstydzę się! – fuknąłem znowu.
- Nie?
- NIE!
- To złap mnie za krocze. – wywaliłem na niego oczy.
- ŻE CO???
- Złap mnie za krok. To wtedy uwierzę, że się nie wstydzisz.
- Nie będę łapał cię za chuja. – zburaczyłem się jeszcze
bardziej.
- Dalczego? – miał taką minę jakby pytał jakiegoś naukowca
dlaczego jest tak a nie inaczej. Burak jeden!
- Bo nie jestem takim zbokiem jak TY.
- Ja zbokiem? Przecież JA nie łapałem cię za krocze.
- I ja ciebie też nie będę!
- Jeszcze zobaczymy, kto kogo będzie łapał… albo robił co
innego. – wyszeptał mi do ucha zmysłowym głosem. Ciarki mnie przeszły.
- O co ci chodzi?!
- O to, że im ciaśniej tym lepiej.
- TY…!!! – moja twarz przybrała kolor purpury, ale tym razem
ze złości. On natomiast uśmiechnął się zadowolony.
- Jeszcze zobaczymy, zobaczysz. – zapewnił mnie po czym wpił
się w moje usta. Znieruchomiałem. On naprawdę ma nie po kolei w głowie! Tylko
dlaczego znów oddaję ten pocałunek?
Rozchyliłem usta i pozwoliłem jego językowi wśliznąć się do
środka. Może to dlatego, że tak dobrze całował. Sam nie miałem w tym za
wielkiego doświadczenia, ale do tej pory nie było nikogo, kto całowałby tak jak
on.
Całowaliśmy się jakieś kilka minut po których wreszcie
oprzytomniałem i zacząłem się wyrywać. Udało mi się odwrócić od niego twarz ale
i tak nic to nie dało, bo po chwili poczułem jego usta na swojej szyi. A
ściślej mówiąc to język.
- Dosyć. – powiedziałem możliwie jak najbardziej stanowczo.
Przerwał i spojrzał na mnie.
- Sam widzisz, Billy, że lecisz na mnie. – znów otworzyłem
szeroko oczy.
- Chyba śnisz.
- Znów oddałeś pocałunek.
- To jeszcze o niczym nie świadczy.
- Owszem, świadczy i to bardzo dużo.
- Niby o czym co? – zirytowałem się znów.
- O tym, że niedługo wylądujesz w łóżku i to pode mną. Wezmę
cię. Wejdę tam, głęboko i długo cię nie opuszczę. – szeptał mi na ucho. – Będę
się tam poruszał, będę cię brał mocno, do samego końca. A ty będziesz mnie
prosił o więcej… Będziesz jęczał. Rozchylisz dla mnie nogi i będziesz błagał,
żebym nie kończył. Wtedy będziesz już wiedział co to znaczy seks. – mówiąc to
zjechał dłońmi na moje pośladki i zaczął je ugniatać delikatnie. Byłem mocno do
niego przyciśnięty, ciarki mnie przechodziły. Czy on właśnie powiedział, że
wsadzi mi kutasa w tyłek?
Odsunął się ode mnie, a wyraz jego twarzy świadczył wyraźnie
o tym, że jest z siebie zadowolony. A ja? Co się ze mną stało?
Dyszałem ciężko i wbijałem w niego swój wzrok. Czułem
przyjemne skurcze w podbrzuszy. Tylko nie to! To nie możliwe, żeby on tak na
mnie działał. Miałem ochotę się na niego rzucić. Zrobiłem jednak coś innego.
- Nigdy mnie nie będziesz miał. – powiedziałem zachrypniętym
głosem i wyszedłem na dwór. Gotowałem się w środku. Z podniecenia.
Tom.
Ja go nie będę miał? Haha, on dobrze wie, że będzie mój. Już
mnie troche zna i na pewno wie, że nie jestem typem człowieka, który odpuszcza.
Nie chodzi mi tylko o seks. Oczywiśćie, o to także, ale najwspanialsza będzie
ta jego niewinność… No, po tym jak wstaniemy razem z jednego łózka już nie
będzie niewinny.
Nie wiem co mi się tak nagle stało. Po prostu zgłupiałem na
jego punkcie. Staram się robić wszystko, żeby doprowadzić do jakiegoś
zbliżenia. Jeśli nie jest gotowy, poczekam. Najważniejsze, że w końcu będzie
mój. Wiem to. Nie będzie długo zaprzeczał. A może tak…
Jestem jakimś czarnym charakterem. Właśnie pomyślałem, żeby
upić i przelecieć własnego brata. Ale przecież ja dobrze wiem tak samo jak on,
że oboje tego chcemy. Prędzej czy później i tak do tego dojdzie. A ja wolę tą
opcję ‘prędzej’.
To się zaczęło od tamtej pory kiedy zobaczyłem go nago pod
prysznicem. I ta jego stójka. Miłe wspomnienie. Nie długo sam mu ją postawię.
Będzie błagał o więcej. Tak jak mówiłem. Ale na razie muszę wykombinować coś,
żeby się do niego znów zbliżyć. Ostatnio coś często kombinuję. No bo smarkacz
spieprza kiedy tylko coś zaczynam robić. To mnie wkurza. Ale już mam dobry
plan.
Odczekałem kilka dni podczas których nie robiłem nic,
żadnych insynuacji, niczego. Chciałem, żeby troche ochłoną i uwierzył w to co
chcę mu powiedzieć. A gdybym nadal go molestował, na pewno było by to
trudniejsze. Tego dnia poszedł pierwszy raz do nowej szkoły. Martwiłem się
trochę tym jak sobie poradzi w nowym środowisku. Ale kiedy wrócił nic nie
wskazywało na to, żeby coś poszło nie tak jakbyśmy siebie tego życzyli. Wręcz
przeciwnie. Był uśmiechnięty.
- No co tam, młody? Jak w szkole? – zapytałem jak na
starszego brata przystało. Wzruszył ramionami i usiadł przy stole, akurat był
obiad.
- Całkiem nieźle. Poznałem kilka nowych fajnych osób, a
kilka całkiem do bani. – stwierdził. Popatrzyliśmy na siebie przez chwilę.
- A dlaczego ci drudzy byli do bani? – podchwyciłem temat.
- Bo tak. Po prostu. Patrzyli się na mnie jakbym przyleciał
z innej galaktyki. A inni od razu mnie zaakceptowali. Przynamniej tak mi się
wydaje.
- Na pewno będzie spoko. – powiedziałem uśmiechając się pod
nosem.
- Aż tak bardzo się wyróżniam? – usłyszałem nagle lekko
markotny głos. Odwróciłem się do niego i popatrzyłem na niego.
- No, trochę…
- Powiedz prawdę.
- No dobrze, wyróżniasz się. Ale mi to nie przeszkadza. –
zapewniłem go. Uśmiechnął się lekko.
- Tak, to wiem. Ale wolałbym… żeby inni nie patrzyli na mnie
jak na dziwoląga. Może gdybym zrezygnował w tego makijażu…
- Rodzice nigdy ci nie mówili, żebyś nigdy nie zmieniał się
na siłę? Bill, nie rób czegoś tylko po to, żeby obcy ludzie mieli dobrze. Jeśli
ty czujesz się z tym wszystkim świetnie, to tak to pozostaw. – wyrecytowałem swój
pogląd na ten temat.
Po dłuższej chwili ciszy odwróciłem się i spojrzałem na
niego. Patrzył na mnie tak jakoś zdziwiony.
- Co masz taką minę?
- Nie, nic… - bąknął odwracając ode mnie wzrok. Popatrzyłem
na niego jeszcze przez moment i powróciłem do swojej czynności. Postanowiłem,
że czas, żeby wdrążyć mój plan w życie.
Usiadłem przy stole i uśmiechnąłem się do niego. Pałaszował
jakby nie jadł miesiąc.
- Co mi się tak przyglądasz? – zapytał samemu się mnie
przyglądając.
- A nic tak tylko. – odpowiedziałem z uśmiechem.
- Znowu coś kombinujesz. – stwierdził.
- Nie, czy za każdym razem muszę coś kombinować? – uniosłem brew
do góry. Gra wychodziła mi całkiem dobrze. – Po prostu pomyślałem sobie, że
dobrze by było, żebyśmy urządzili sobie dzisiaj taki a la wieczór kawalerski.
Spojrzał na mnie jak na debila.
- Wieczór kawalerski? Odbiło ci znowu?
- Nie, po prostu… jak brat z bratem.
- Jutro ide do szkoły. – zakomunikował mi jakby to
przesądzało sprawę na moją nie korzyść.
- Wypiszę ci usprawiedliwienie. – spojrzał na mnie
zaskoczony.
- Co ty znowu wymyśliłeś? – zmrużył oczy. Zachichotałem.
- No nic! Billy, nie bądź już taki podejrzliwy.
- Mam powody być podejrzliwym.
- Dzisiaj nie będziesz miał. – zapewniłem go. Oj, będzie się
działo.
- Hm… a co zaplanowałeś na ten a la wieczór kawalerski? –
hura, połknął to!
- Noo, pooglądamy filmy, napijemy się…
- Czego? – wpadł mi znowu w słowo z tą swoją miną.
- No piwa, a czego? Kubusia?
- Z tobą będę pił tylko Kubusia. – zaczął z nonszalancką
miną dzióbać w talerzu. Zachichotałem znowu.
- Nie musisz się niczego bać. Dzisiaj nie będę cię molestować.
- Jasne.
- Naprawdę.
Spojrzeliśmy na siebie.
- No dobra. Może być. Skoro obiecałeś. Ja i tak pił nie
będę. – otworzyłem szerzej oczy.
- Jak to nie będziesz? Ja sam też nie będę…
- Aż tak ci zależy? – znów zmrużył oczy. – A więc jednak coś
kombinujesz. – wymierzył we mnie widelcem.
- Niczego nie kombinuję, Billy. Ale chyba możemy wypić sobie
piwo?
- Jedno? – podchwycił.
- No, może dwa… trzy…
- Chcesz mnie upić, a potem wykorzystać? – uśmiechnął się
kpiąco.
- Zgłupiałeś.
- No ja myślę. Jeśli rano przypomnę sobie coś…
- zajmij się jedzeniem. – zamknąłem mu gębę. I tak byłem
zadowolony.
Wieczorem wystawiłem już wszystko na stół. Billy powiedział,
że idzie wziąć prysznic i przyjdzie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wszystko idzie
po mojej myśli. Piwa nie otwierałem, zwietrzałe nic mi nie da, bo nie będzie
chciał pić.
Czekałem na niego pół godziny. Już myślałem, że naprawdę
uciekł przez okno. Ale po chwili się pojawił. W samej podomce.
- Nie patrz się tak. Mam bieliznę. – oznajmił i usiadł w
rogu sofy. Włączyłem film i usiadłem tuż obok niego. – Co to jest za film?
- Sensacyjny. – odparłem.
- Oo. – zareagował bardzo entuzjastycznie. Uśmiechnąłem się pod
nosem.
- To co pijemy? – zapytałem podając mu piwo. Popatrzył na
niego podejrzliwie ale wziął i otworzył.
Wieczór mijał nam bardzo przyjemnie. Gdybym wiedział że ma
taką słabą głowę, zrobiłbym to już wcześniej. Po drugim piwie głowa już mu się
lekko chwiała.
- Co, już się upiłeś? – zasmiałem się patrząc na niego.
- E – e. – odpowiedział zawzięcie kręcąc głową. – Nie upiłem
się.
- Nie? – cały czas chciało mi się śmiać. Wyglądał uroczo. Pokręcił
głową znów na ‘nie’. – No to jeszcze po jednym. – wziąłem sobie i podałem jemu.
Przyjął bez mrugnięcia okiem.
Piliśmy powoli, on to już w ogóle. Ale kiedy już wypił,
całkiem już nie był w stanie nic zrobić. Pomyślałem, że to ta pora.
Odstawiłem butelkę na stół i przysunąłem się do niego
jeszcze bliżej. Chyba nie do końca skontaktował, bo spojrzał na mnie nie
wiedząc o bożym świecie.
- I jak, żyjesz? – zapytał przyglądając mu się uważnie.
Zamrugał oczami, chyba odpowiedź twierdząca. – No to idziemy. – stwierdziłem i
wziąłem go na ręce.
- Ej… co robisz…
- Niosę cię do łózka. Uchachałeś się, braciszku. – nie był ciężki.
Wręcz przeciwnie.
Wszedłem po schodach na górę i skierowałem się do swojego
pokoju. Nic nie powiedział, nie zaprotestował, więc chyba się nie pokapował.
Dopiero kiedy położyłem go na łózku…
- Ej, Tom…
- Hm? – mruknąłem siadając obok niego i patrząc na niego
przez chwilę. Taki bezbronny. Słodki.
- To nie jest mój pokój…
- Cii… - szepnąłem i musnąłem jego usta delikatnie swoimi.
Nie ruszał się, ponowiłem swój gest. Przez chwilę myślałem, że zasnął, ale
kiedy na niego spojrzałem, miał otwarte oczy i patrzył na mnie. Pogładziłem go
lekko po policzku i przywarłem lekko do jego ust. Poczułem jak nieudolnie stara
się mnie odepchnąć.
- Nie… - mruknął.
- Cii, kochanie… Przecież tego właśnie chcesz…
- Nie chcę…
- Cii… - zszedłem z pocałunkami na jego szyję. Była taka
ciepła i pachnąca. I na pewno bardzo wrażliwa, bo usłyszałem od razu jak
wzdycha.
Znaczyłem jego skórę nieśpiesznie aż do linii obojczyków. Nie
protestował już. Mówiłem, że chce.
Zaczął podwijać mu podomkę, dopiero wtedy znów
zaprotestował.
- Tom… - usłyszałem cichy szept.
- Cii, kochanie… nie robię ci krzywdy, oboje tego chcemy… -
usłyszałem tylko kolejne ciche westchnięcie. Podrolowałem mu podomkę
odsłaniając brzuszek. No, mogłem stwierdzić przy okazji, że rzeczywiście miał
na sobie bokserki. Zacząłem tak samo delikatnie całować skórę na jego brzuchu.
Chyba mu się to spodobało, bo cały czas zerkał na to co robię. Pogładziłem go
po nodze od kostki przez kolano po same biodro. Zadrżał i już wiedziałem, że
jest mój.
Powolnym ruchem ściągnąłem z niego ten ciuch. Został w samej
bieliźnie. Sam szybko pozbyłem się górnej garderoby i zawisnąłem nad nim. Popatrzyliśmy
na siebie przez chwilę, a potem oboje złączyliśmy się w pocałunku. Trwało to
kilka cudownych sekund, w trakcie których objał mnie za szyję. Znów zjechałem z
namiętnymi pocałunkami na jego szyję. Wzdychał dźwięcznie do mojego ucha a ja
coraz bardziej się tym nakręcałem. Pamiętałem jednak, żeby go odpowiednio
przygotować. Miałem pod ręką żel i prezerwatywy.
W pewnym momencie oderwałem się od niego i zacząłem tak jak kiedyś
lizać i ssać jego sutki. Kakofonia jęków jaka się posypała z jego ust była
najpiękniejszą muzyką na świcie. Ciągnął mnie lekko za dredy, ale nie po to,
żeby mnie odepchnąć. Wiedziałem, że jest mu dobrze.
Nie zaniedbywałem żadnego milimetra jego ciała. Każdy
centymetr dokładnie zbadałem. Kiedy buszowałem językiem w jego pępku aż
podkurczał nóżki. Z uśmiechem podniosłem się lekko i ponownie pocałowałem.
Języki natychmiast się odnalazły, zaczęły swój taniec, a moja ręka powoli
zjechała między jego uda.
- Mmmm… - jęknął mi słodko w usta. Rozchylił nózki dając mi
lepszy dostęp. Pieściłem go przez bieliznę, uciskałem delikatnie jego krocze.
Ale nie miałem zamiaru bawić się tak z nim zbyt długo. Chciałem, żeby poczuł co
to seks analny. A ze mną to nie byle co. Przyjdzie do mnie po więcej.
Puściłem jego krocze na co zareagował pomrukiem
niezadowolenia. Uśmiechnąłem się. Ocierałem się o niego delikatnie swoim
kroczem symulując stosunek. Pogładziłem przez chwilę jego brzuszek, by
następnie płynnym ruchem wsunąć rękę w jego majtki. Chwyciłem jego członek i
zacząłem go delikatnie powoli masturbować. Wygiął plecki w delikatny łuk.
Jęczał cichutko z przymkniętymi oczami. Miał lekkie wypieki na policzkach.
Spojrzałem na niego całego, byłem w siódmym niebie. Rozchylał dla mnie nogi.
Postanowiłem w końcu pozbyć go tego nie potrzebnego kawałka materiału
i ściągnąłem mu z tyłeczka bokserki. Leżał teraz przede mną całkowicie nagi, a
ja z maślanymi oczami patrzyłem na niego, na jego krocze, które jasno dawało do
zrozumienia, że jest chętny. Oblizałem usta i usadowiłem się między jego
nogami. Nachyliłem się i zanurzyłem jego członek głęboko w swoich ustach. Najprzyjemniejsza
dla niego gra wstępna. Usłyszałem głośny jęk, prawie okrzyk. Wił się lekko pod
moimi ustami. Co jak co, ale znałem się na obciąganiu. Wykonywałem powolne
okrężne ruchy głową góra –dół. Jedną dłonią trzymałem jego członek a drugą
bawiłem się jego jądrami. Nie było żadnych wątpliwości, że w tym momencie był
napalony jak mało kto. W pewnym momencie poczułem na języku pierwsze krople
spermy. Przestałem mu obciągać i znów wpiłem się w jego usta. Całował mnie chaotycznie
zapewne przez podniecenie które w nim
szalało. Był wspaniały.
Oderwałem się od niego i sięgnąłem po żel. Nawet kiedy go
nie dotykałem wił się na łozku. Wróciłem do niego już całkowicie nagi tak jak
on. Alkohol szumiał mi w głowie, ale wiedziałem, że muszę być delikatny.
Chciałem, żeby błagał o więcej, a nie o to bym przestał.
Obserwował co zamierzam z nim zrobić. Rozsunąłem szeroko na
boki jego nózki i wylałem sporo żelu wprost na jego wejście. Drgnął lekko.
- Cii, wiem, że zimne, zaraz przejdzie… - szeptałem uspokajająco.
Zacząłem powoli wsuwać w niego jeden palec. Spiął się lekko ale już po chwili
paluszek wśliznął się głęboko bez problemu.
- Boli? – zapytałem z troską. Pokręcił głową na ‘nie’.
Ucieszyłem się. Poruszałem nim powoli chcąc go przyzwyczaić. Po kilku minutach
zacząłem wsuwać drugi, a potem trzeci.
Nie wyglądał jakby czuł jakikolwiek dyskomfort. Ale to nie
oznaczało, że będze tak samo wyluzowany kiedy w niego wejdę.
Po skończonym rozciąganiu założyłem prezerwatywę, nawet nie
musiałem się dotykać, on sam mnie nakręcił wystarczająco. Nasmarowałem członek
obficie żelem i zwisnąłem nad nim.
- Teraz w ciebie wejdę. – powiedziałem cicho. Patrzył na
mnie z tym szaleńczym pożądaniem w oczach. – Musisz się rozluźnić. Na początku
może być niemiło, ale potem będzie cudownie. – obiecałem mu. Pocałowałem go
namiętnie chcąc jakoś odwrócić od tego jego uwagę i chyba mi się udało na
moment. Przytknąłem czubek swojego penisa do jego dziurki. Wyczułem, że zaczął
oddychać szybciej, cały czas się całowaliśmy. Zacząłem lekko napierać. Oddychał
głęboko nie przerywając pocałunku. W końcu wsunąłem w niego główkę.
Był naprawdę ciasny i ciężko to szło. Ale było cudownie.
Popatrzyłem na niego. Twarz miał spokojną, oddychał głęboko przez usta. Cały
czas gładził mnie powoli po plecach. Być może nieświadomie. Pchnąłem mocniej i
wsunąłem się o kilka centymetrów. Zauważyłem pierwszy grymas na jego twarzy.
- Boli? – spytałem znów. Znów pokręcił głową na ’nie’. A
więc to był tylko pierwszy dyskomfort. Czuł nieprzyjemne rozciąganie. –
Przyzwyczaisz się za chwilę kochanie. – i znów połączyłem nasze usta.
Zacząłem się powoli wycofywać i wchodzić z powrotem, z
każdym razem coraz głębiej. Kiedy byłem już w nim cały obaj już spazmatycznie
oddychaliśmy.
- Tom! – jęknął.
- Tak, kochanie? – wystraszyłem się trochę, że zacząło go
rozrywać z bólu.
- Nie.. nie wiem…! Tak mnie tam w środku… coś uciska… ty coś
uciskasz… zaraz nie wytrzymam! – i zawył głośno wyginając się w łuk.
- Boli cię? – zapytałem hamując swoje rządze.
- Nie! – krzyknął. – To nie ból… - wyszeptał na koniec z
anielskim uśmiechem na ustach. Ja też się uśmiechnąłem rozpromieniony.
- To prostata, kochanie… Zaraz będzie ci wspaniale… -
obiecałem znów i powoli zacząłem się poruszać. Nie mogłem się powstrzymać i sam
głośno jęknąłem. Był tak cudownie ciasny. Głośno jęczał za każdym razem kiedy
wchodziłem w niego głęboko. Uśmiechał się zadowolony. W pewnym momencie
zacząłem przyspieszać coraz częściej uderzając w jego czuły punkt. Nie nadążał
z jękami. Cały czas uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Po kilku chwilach musiałem przerwać. Nie chciałem tak szybko
tego kończyć. A kiedy skończymy on co najmniej przez tydzień nie będzie mógł
tego powtórzyć. Chciałem wyciągnąć z tego wszystkiego jak najwięcej. Znów bym
tym nie zadowolony, ale po chwili zacząłem od nowa. I znów się uśmiechał.
Jęczeliśmy obaj sobie w usta. Zdzierał mi paznokciami skórę
z pleców. Przerywałem tak jeszcze dwa razy, żeby trochę ochłonąć co nie było
łatwe i zaczynałem od nowa. W końcu już nie dałem rady i wchodząc w niego
jednym silnym ruchem spuściłem się. Nawet nie zauważyłem, że on doszedł w tym
samym momencie. Uśmiechnąłem się szeroko kiedy zobaczyłem jego spermę na jego
brzuszku. Wysunąłem się delikatnie z jego wnętrza. Jęknął cichutko. Jego
dziureczka była lekko zaczerwieniona. Było cudownie.
Pochyliłem się i doszczętnie wszystko zlizałem i połknąłem.
Billy oddychał szybko powoli zasypiając. Chwilę później jego oddech już się
unormował a on spał spokojnie obok mnie. Usmiechnąłem się szczęsliwy. Wiedziałem,
że jutro zrobi mi piekło, ale miałem dowód, że też na mnie leci. I będę walczył
o niego. O nas.
Przykryłem nas kołdrą i przysunąłem go do siebie blisko.
Wtulił się ufnie jak dziecko, westchnął jeszcze, mruknął coś i nastała cisza.
Pogładziłem go po wlosach i pomyślałem, że, O jasna cholera!, zakochałem się.